Pokazywanie postów oznaczonych etykietą HBO. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą HBO. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 5 kwietnia 2021

5 kwietnia 2021


1. Kocio znów zaczął przed szóstą. Tym razem, gdy wstałem czekał gotowy pod drzwiami na taras. Wrócił po jakichś dwóch godzinach bym mógł odkryć dodatkowy plus białego futra. Otóż świetnie widać na nim kleszcze. Znalazłem trzy. 
A straszą, że w tym roku w kleszcze obrodziło. 
Kocio właściwie cały dzień spędził na kanapie. Dopiero chwilę przed zmrokiem wyszedł na obchód. Zauważyłem na monitoringu jak pod bramką czmycha na wieś. Wrócił przed 22. Znaczy przed ciszą nocną. 

2. Cały dzień strawiony na niczym. Obejrzeliśmy do końca czwartą serię „Fargo”. Polecam tego allegrowicza. Nawet postanowiłem odświeżyć sobie poprzednie trzy, gdy będzie okazja. Jakiś pobyt w szpitalu, albo praca, w której człowiek spędza godziny w podróży. 
Potem wymierzyliśmy blachę, która ma przysłonić okolice drzwi wkładu kominkowego. Potem przez chwilę oglądałem TVN Turbo. Najpierw o tym, jak pan sprzedawał pani kabriolet Mercedesa, w którym się dach nie otwierał, inny pan kupował tureckiego VW Transportera z wnętrzem przerobionym tak, że aż oczy krwawiły. Niby luksusowo. Najbardziej luksusowy był stojący na podłodze elektryczny czajnik, gdyby sobie ktoś luksusowo chciał zrobić herbatę. Potem jeszcze jeden pan z drugim panem jeździli podkręconą M3 po Nürnburgringu. Potem był następny program. Jeden pan kupił od pani w czerwonym czerwonego mercedesa. Wymienił amortyzatory i jakieś włączniki i sprzedał z zyskiem innej pani. A drugi pan sprzedał swoje mitsubishi L200 (jeden z najbrzydszych pick-upów świata) ale nim je sprzedał, to wymienił trochę blach i dołożył radio. Wyspawał i pomalował skrzynię, nazywaną po angielsku łóżkiem. Nie wiem komu sprzedał, bo robiłem sobie herbatę. W każdym razie więcej zarobił niż tamten drugi pan na mercedesie. Zrobiłem obiad. Pstrąg łososiowy z sosem szpinakowym i kaszą gryczaną (białą). Obejrzeliśmy na HBO film „CBGB”. O właścicielu nowojorskiego klubu CBGB. Muzycznego klubu.  No i chyba tyle. Może jeszcze obejrzymy najnowszy odcinek „For All Mankind”, bo zapomniałem, że się w piątek pojawił. 

Cały dzień w oderwaniu od polityki, bo nawet mi się za bardzo nie chciało na Twitter zaglądać. Jutro się poprawię. Albo i nie. 

3. Rano nie było nawet aż tak zimno. Później był i deszcz, i grad, i śnieg, i wichura, by przed samym swoim zachodem wyszło słońce. W garncu – to marzec. Kwiecień przeplata. A i tak przez pięć dni kwietnia panele zrobiły więcej prądu niż przez cały styczeń. Gdyby dołożyć jeszcze parę paneli na domu kucharek – byłoby prądu więcej. Te które mamy ustawione są na południowy wschód. Dach domku kucharek – na południowy zachód, czyli prąd by się robił dłużej. Na razie piąty miesiąc czekamy na pięć tysięcy z „Mojego prądu”. Wniosek chyba zaniknął gdzieś w NFOŚ-u. Przepraszam, w NFOŚiGW. 




 

czwartek, 18 lutego 2021

17 lutego 2021


 1. Po długiej przerwie media znów coś o mnie napisały: „Mamy 8694 nowe i potwierdzone przypadki zakażenia…”.

Pojechałem do szpitala na test PCR. Ruchem zarządzał dość sprawnie żołnierz WOT-u. Wymaz pani zrobiła tylko z gardła. Nie mogę się doliczyć, który to był mój test. Siódmy? Ósmy? Wszystkie wcześniej były z nosa. Dwa były z nosa i gardła. Ciekaw jestem, czy jeżeli PCR też będzie pozytywny [wszystko na to wskazuje], to system policzy mnie drugi raz. 
Bożena pojechała do Warszawy. Istnieje szansa, że nie jest zarażona, a gdyby siedziała tu ze mną – trudno by nam się w domu było od siebie izolować. 

Skończyłem „Miasto noży”. I to jest zła informacja, bo mógłbym jeszcze trochę je czytać. 
Wczorajsze norymberskie tramwaje przypomniały mi, jak w 90 roku wracaliśmy z południa Francji z wymiany szkolnej. Startując – popiliśmy i pospaliśmy. Więc pierwszy tysiąc kilometrów udało się nam pokonać zadziwiająco szybko. Obudziłem się na przedmieściach Norymbergi. Niezbyt przytomny. No i minęliśmy tramwaj. Nr 4 [chyba]. Norymberski tramwaj, bo to była Norymberga. Pierwsza myśl, która mi przez głowę przeleciała – dojechaliśmy? Tak szybko? 
Dlaczego to piszę? Bo wiem kiedy w Krakowie pojawiły się te tramwaje. 

2. Przez cały dzień umartwiałem się oglądając „30 srebrników” HBO. Złe jak polski serial, tylko lepsze plenery. Właśnie idzie ostatni odcinek. Ksiądz strzela z dwóch pistoletów maszynowych do wielkiego czerwonego diabła. Pistoletów maszynowych Ingram. MAC-11, to podstawowa broń automatyczna w kiepskich filmach.  
Inżynier Ingram miał na imię Gordon. Nie jest to popularne imię w Polsce. Według PESEL-u mamy 77. Mojżeszów za to 89. Jesusów 115 plus dwóch Jesusów Juniorów. I dwóch Jesusów Marii [Mariów?]. Ale to wszystko nic, przy dwóch Leninach. 
Nazwiskami się nie wypada zajmować. I to jest zła informacja, bo ciekawostek tam bez liku. 

3. Złą informacją jest, że Kocio postanowił utrudnić mi życie. Pewnie z okazji dnia kota. Wyszedł i nie wraca. Nie mam serca go zostawić na mrozie i iść spać, a doktorzy mówią, że powinienem się wysypiać. 

piątek, 9 stycznia 2015

9 stycznia 2015



1. Większość dnia zmarnowana. Najpierw na pozbawione sensu utarczki słowne.
Rozsądni ludzie piszący, że paryska tragedia powinna doprowadzić do likwidacji przepisów chroniących uczucia religijne. To ponad moje siły.
Myślałem, że wytrzymam każdą dyskusję. Okazało się, że nie. I to jest zła informacja.

2. Drugą część dnia zmarnowałem na oglądanie serialu „Wataha”. Namówił mnie na to dyrektor Ołdakowski. Nie wiem, czy mu kiedyś to wybaczę. Wcześniej w „dwutygodnik.com” przeczytałem recenzję niejakiego Aresta. Recenzję pod wiele mówiącym tytułem „Wataha dorzyna się sama”. I była to recenzja bardzo dobra. Nie w znaczeniu, że afirmatywna, tylko dobrze oddająca jakość tej produkcji. Arest – filmoznawca – nie zauważył z oczywistych powodów kłamstwa założycielskiego scenariusza. Otóż Straż Graniczna, jak każda tego rodzaju służba ma wewnętrzną policję – Zarząd Spraw Wewnętrznych. I to jego funkcjonariusze w normalnych warunkach prowadziliby śledztwo. Więc idiotyczna pani prokurator nie miała by możliwości zachowywać się tak idiotycznie.
Złą informacją jest, że płacimy co miesiąc za HBO, więc również nasza kasa została zmarnowana.
A nic chyba nie przeszkadzało, żeby choć pokazać Bieszczady. Nie przepadam za nimi, a może bym się przekonał. Niestety oglądając trzy na krzyż lokacje przypominały mi się gry komputerowe z końca XX wieku. Cztery na krzyż, łazisz z jednej do drugiej, nie przejdziesz dalej, jeśli czegoś nie znajdziesz. Znajdujesz, wracasz trzy wcześniej, coś robisz, coś się otwiera. Autorzy filmu nie grali w Far Cry.


3. Przez to oglądanie odcięty byłem od Twittera. Nie widziałem więc jak ochroniarze Owsiaka wynosili redaktora Rachonia.
Z miłości do Owsiaka wyleczył mnie dwadzieścia parę lat temu dziennikarz Telewizji Kraków. Nazwiska nie wymienię, bo mógłby mieć kłopoty – może wciąż pracuje w TVP, a rzecznik tej instytucji bardzo jest zaangażowany.
Kiedy zachwycałem się społecznym ruchem, wspólnotą, miłością, zebraną kwotą, popatrzył na mnie i zapytał:
–A ty myślisz, że ile kosztuje zorganizowanie tych imprez.
–Nic – naiwnie odpowiedziałem – wszyscy robią to charytatywnie.
–Myślisz, że ja, operator, dźwiękowiec, oświetleniowiec, kierowca, cały dzień zapierdalaliśmy za darmo?
–No, chyba nie.
–Zapłaciła nam za to TVP. A myślisz, że ilu takich jak my zapierdalało po całej Polsce? Ile kosztowało paliwo telewizyjnych samochodów? Ile transmisje? Ile kosztowały te wszystkie koncerty i imprezy? Muzycy być może kasy nie brali, ale techniczni? Ile prąd kosztował?
Kasa zebrana do puszek raczej nie byłaby w stanie tego wszystkiego pokryć.
Państwo Polskie funduje swoim obywatelom imprezę, dzięki której mogą się lepiej poczuć.

Nie chciało mi się o tym wtedy myśleć, bo po wrzuceniu pięciu tysięcy złotych czułem się członkiem wspólnoty fajnych ludzi. Ale z czasem wątpliwości się pojawiły.
Jaki pożytek miały mieć biedne chore dzieci z tego, że LOT dostarczał Owsiakowi samolot, którym latał po całej Polsce? Czy za kasę, która poszła na paliwo nie można było kupić czegoś konkretnego? Owsiak w śmigłowcu. Owsiak na czołgu. Owsiak z policyjną asystą. Owsiak z eskortą myśliwców. Autorzy „South Park” mieliby używanie.
Kiedy indziej u znajomego lekarza. Na całym oddziale, na każdym prawie urządzeniu serduszka Orkiestry. Pytam:
–To wszystko od Orkiestry?
–Nie
–A co?
–Nic
–Jak to?
–Chcieli nam dać (nie pamiętam co), ale już mamy i drugiego nie potrzebujemy
–To skąd te serduszka?
–Jak byli, to ponaklejali.


No i trzecia scenka. Ze dwa lata temu BMW (chwała mu za to) zaprosiła kilkunastu dziennikarzy na kurs pierwszej pomocy. Kurs odbywał się o ośrodku szkoleniowym WOŚP „Szadowo Młyn”. Szkolenie było naprawdę niezłe. Wiem jaką piosenkę mam nucić podczas resuscytacji.
W ośrodku zewsząd wysypywały się różne dary dla orkiestry. Przed wejściem stała armata. Niestety pomalowana na żółto. Zawsze chciałem mieć armatę. Ale zastanowiła mnie jedna rzecz. Czy jeżeli ktoś daje armatę „na Orkiestrę” to chodzi mu o to, że by Orkiestra ją sprzedała, a uzyskane pieniądze przekazała „na dzieciaki”, czy żeby ozdabiała młyn w Szadowie?

To interesujące, że wśród moich znajomych najgłośniej bronią Owsiaka ci, którym najbardziej przeszkadza religia. Najwyraźniej człowiek bez wiary czuje się pusty i musi tę pustkę czymś sobie wypełnić. Na przykład wiarą w niepokalanie Jerzego Owsiaka.

Publiczne pieniądze potrzebują kontroli. Kontrolować powinny państwowe służby. Powinny media. Jak na razie na wszelkie próby Owsiak reaguje jak ks. dyr. Rydzyk. I to jest zła informacja.