Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Sieci. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Sieci. Pokaż wszystkie posty

środa, 8 sierpnia 2018

6 sierpnia 2018


Z życia urlopowanego urzędnika centralnej administracji.

1. Tym razem obudziła mnie piła łańcuchowa konkretnego sąsiada. Konkretnie tego konkretnego, którego obejście jest między nami a kościołem. Robi chłop drewno. Na zimę. Albo na handel. 
Szybka prasówka. Tygodniki, rubryki plotkarskie. „Wprost”, jak to „Wprost”. Większa połowa o lewicach. Gociek z Gmyzem bez informacji z MSZ. Sygnalista jakoś specjalnie się nie kryje z tym, że większość jego rubryki to realizacja interesów. Mam narastające wrażenie, że byłbym w stanie robić najlepszą rubrykę plotkarską w mieście. I to jest zła informacja, bo jej przecież robił nie będę.

2. Od dawna chwalę „Fakt”, że ma najlepiej robione teksty polityczne w mieście. Że na jeden, tysiąc znakowy tekst miewają materiału, z którego gwiazdy naszej publicystyki typu Michała Krzymowskiego zrobiłyby wieloodcinkowe story.
Roberta Felusia – naczelnego „Faktu” znam z ćwierć wieku. Pracowaliśmy razem przy Wielopolu, w Pałacu Prasy – byłym budynku IKC.
Swoją drogą, nie wiedziałem, że Marian Dąbrowski, twórca Ilustrowanego Kuryera Codziennego był fundatorem krakowskiego Pomnika Nieznanego Żołnierza. Krakowska legenda głosi, że Dąbrowski w testamencie zarzekł, że Pałac Prasy ma po wsze czasy być siedzibą prasy. Spadkobiercy te wsze czasy skrócili chyba do 2011 roku. I to jest zła informacja, bo pan Marian chyba zasłużył sobie, by jego polecenia traktować poważnie.

3. Ale nie o tym. Zaraz się okaże, że przyjdzie mi cofać moje dla „Faktu” pochwały. I nie chodzi tu o prostą politykę, bo dziennikarz jest od tego, żeby się czepiać. Chodzi o to, że dobry dziennikarz czepia się w sposób bezdyskusyjny.
„Fakt” przyczepił się prezydenckiej wizyty w Australii. A jako że specjalnie nie było czego – zaczęli kombinować. Nie będę przeprowadzał analizy tekstu, w którym Mikołaj Wójcik widzi problem w konieczności lotu ochrony czy tym, że wcześniej do Australii poleciała grupa przygotowawcza. [Była kiedyś taka wizyta, która nie została odpowiednio przygotowana i wiemy jak się to skończyło]
Problem polega na tym, że jestem się w stanie założyć, kto ten temat „Faktowi” nadał. I gorszą informacją jest nie to, że akurat ta osoba to zrobiła, a to, że „Fakt” to łyknął. A ja już nie mogę tak redakcję chwalić.

środa, 25 lipca 2018

23 lipca 2018



Z życia urlopowanego urzędnika centralnej administracji.

1. Poniedziałek. Tygodniki. Rubryki plotkarskie. Tradycyjnie słaby „Wprost”. W zeszłym tygodniu panie napisały, że Krzysztof Szczerski próbował blokować wyjazd Marka Magierowskiego do Tel Awiwu. Gdyby Krzysztof Szczerski chciał kogokolwiek blokować, to ktokolwiek by był zablokowany.
Gociek z Gmyzem trzymają swój średni poziom. W „Sieciach” pustka po Mazurku i Zalewskim. Nieważne, że Mazurek jest socjopatą, a rubryka w stanie agonii była – nie bójmy się tego słowa – słaba. Pustka wyje.
Sygnalista wciąż nie czuje na czym powinna polegać rubryka plotkarska.
[Plotka głosi, że przed laty Sygnalista wkroczył do działu foto der Dziennika i zażądał zdjęć prymasa Wyszyńskiego z obrad Okrągłego Stołu.]
W „Super Expresie” zdjęcie lokalnego celebryty przy wypożyczonym porsche. Z podpisem, że gdyby celebryta takie kupił, wydałby 250 tys.
Red. Pertyński, z którym się podzieliłem tą wiadomością, zauważył, że za 250 tys. to on natychmiast bierze takie dwa. Dziennikarze tabloidów nie potrafią czytać cenników motoryzacyjnych. Gdyby się nauczyli – życie wielu ludzi stałoby się znacznie trudniejsze. Pamiętam pewnego polityka, któremu wytknięto range rovera Evoque, ale cena, która dla tabloidu była bardzo wysoka, w rzeczywistości stanowiła wartość nieznanego w przyrodzie modelu zupełnie pozbawionego wyposażenia.

2. Za pomocą grabi, z pomocą kolegi Kapli wyrównywaliśmy wyrównany przez sąsiada Tomka fragment parku. Wyrównywaliśmy, by posiać na nim trawę. Kolega Kapla pojechał do Warszawy, by pędzić życie literata, ja za pomocą traktorka–stigi zacząłem wlec włókę, zrobioną przez pracowników sąsiada Tomka ze sporej wielkości dwuteownika z dorobionemi zębami. Włóka okazała się niezwykle skuteczna. I to jest dobra informacja. Złą jest, że za każdym przejazdem wznosiła ścianę kurzu, a kurz według Wikipedii jest niezdrowy.
Po którymś z kolei przejeździe z ziemi wylazły duże kamienie. Koledzy Kapla i Wojciech w pocie czoła wyciągnęli dwa. Wielkie. Kiedy wyciągnęli dwa. Wielkie. Wylazł trzeci. Wielki. Kolega Kapla stwierdził, że to musi być jakiś fundament, albo co. Miał rację. Mnie się przypomniała dykteryjka sprzed lat, bez mała trzydziestu, o chodzeniu z wykrywaczem gdzieś, koło Dynowa.
No więc chodzą z wykrywaczem. Wykrywacz piszczy. Kopią. Dokopali się do koła napędowego od T-34. Próbują wyjąć. Nie idzie. Kopią dalej. Dokopują się do następnego koła od T-34. Też nie idzie wyjąć. Kopią dalej. Kolejne koło. Kopią bardziej. T-34.
Kamieni było więcej. Przez chwilę byliśmy przekonani, że odkryliśmy coś średniowiecznego – wszakże Rokitnica istniała już w XIII wieku, ale przyszła sąsiadka Jolka i powiedziała, że na przełomie lat 70. i 80. XX wieku obozujący w parku harcerze z resztek po poniemieckich chlewniach stworzyli kilka przykładów małej parkowej architektury.

3. Na rosnącym przed domem modrzewiu uaktywniła się mała wiewiórka. Koty postanowiły na nią zapolować. Nieskutecznie, gdyż wystrychnęła je na dudków.
Wiewiórka to jednak nie mysz. Nawet mała.
Wieczorem, kiedy przygotowywałem kolację pochyliłem się nad garnkiem, w którym powstawał sos pomidorowo-gorgonzolowy no i z nosa spadły mi do tego sosu okulary. Śmiechu było co niemiara. Sos wyszedł niezły. Za to makaronu ugotowałem za mało. I to jest zła informacja, bo Karol, syn sąsiada Tomka, wielbiciel mojej kuchni, wstawał od stołu nie do końca usatysfakcjonowany.