niedziela, 18 lutego 2024

17 lutego 2024


 

1. Poczułem imperatyw wysłuchania „Śniadania w Trójce”. Że człowiek, który czasem komentuje politykę, powinien wiedzieć, co politycy mają do powiedzenia. Wytrzymałem do momentu, kiedy poseł Myrcha powiedział, że nie jest tajemnicą, że premier Tusk i prezydent Biden mają od lat bardzo dobre relacje. 
O słowach Myrchy nikt nie będzie pamiętał, gdy na jakichś Wikileaks wypłyną materiały, z których wynikać będzie, że pomysł zaproszenia w tej konfiguracji, wziął się z obawy amerykańskiej strony o amerykańskie interesy, z tego, że jak polski rząd ogłosi na przykład zerwanie umów na atomówki w szczycie amerykańskiej kampanii wyborczej, to go Republikanie zjedzą. Innymi słowy – nienormalne rozwiązania wynikają zwykle z nienormalnych sytuacji, a nie ze świetnych relacji. 
A tak w ogóle, to mnie boli noga. Kuśtykam. I to jest zła informacja. 

2. Poszliśmy z pieskiem inaczej niż zwykle. Złą informacją jest, że w pewnym momencie nie byłem pewny, gdzie jestem. I to jest zła informacja, bo zwykle się potrafiłem zorientować. Piesek nie pomagał, gdyż wywierał miejscami presję prowadzącą do kręcenia się w kółko. Generalnie był grzeczny. Nawet przez chwilę go puściłem, żeby sobie pobiegał. I dał się po tym złapać. Zrobiliśmy z osiem kilometrów. Swoją drogą ciekawe, że w trzewiku wojskowym noga mnie nie boli.

3. Wieczorem oglądaliśmy „Mission Impossible. Dead Reckoning Part One”. Dokładniej: film szedł, a moja osoba spała. Zauważyłem tylko, że w filmie zagrały Ospreye. I to pierwsza taka sytuacja, którą widziałem. 
Ospreye na żywo widziałem w Kuwejcie. I nie mogłem się napatrzeć, bo to jest do niczego nie podobne i na niebie zachowuje się w dziwaczny sposób. W pewnych sytuacjach mogłoby robić za UFO. Złą informacją jest, że przez to iż spałem nie wiem, czy w filmie była scena wysadzania mostu. 
A historia z tym mostem to też coś do opisania we wspomnieniach. Znaczy: nie z tym. I Bogu dzięki.


sobota, 17 lutego 2024

16 lutego 2024


 1. Jakże piękny jest świat o świcie. Ścielące się mgły, wznoszące się ponad nie słońce. Słońce świecące przez drzewa. Niestety, wrażenia te nie są w stanie przykryć zbrodni na psyche i somie, jaką jest wstawanie o tej niechrześcijańskiej porze. I to jest zła informacja. 

Lotnisko w Babimoście dorobiło się większej liczby stanowisk kontroli paszportowej. I, w miejsce obsługiwanego przez młodego człowieka dowolnej płci stoiska z alko-spożywką, pojawiło się porządniejsze, firmowane Baltoną.
Samolot na Okęciu zaparkował na parkingu dla autobusów. Było to tak niedorzeczne miejsce, że się nawet przez chwilę zastanawiałem, czy nie wpadnie zaraz jakieś AT, żeby zrobić z nami porządek.

2. Następny samolot pełen był francuskiej wycieczki. Pociąg na Główny kosztował ze cztery razy więcej, niż ten z Okęcia na Centralny. Przy wejściu do podziemnego przejścia na Planty nikt nie odświeżył funkcjonującego tam przez część lat dziewięćdziesiątych napisu: witajcie kmioty ze stolicy. I to jest zła informacja, bo w tym akurat mieście tradycja jest ważna. 
W mieście wpadłem na byłą żonę szwagra prawicowego magnata prasowego (choć w tym przypadku wpadłem jest pewną przesadą, gdyż minęliśmy się po dwóch stronach ulicy. Kolegę z harcerstwa i kolegę z podstawówki (z tym, że kolega z harcerstwa był też kolegą z podstawówki, który chodził do klasy z tym drugim kolegą z podstawówki, a żaden z nich nie chodził do klasy ze mną). Z wymienioną wyżej byłą żoną szwagra prawicowego magnata prasowego, jak i ze szwagrem prawicowego magnata prasowego chodziłem do liceum. Z prawicowym magnatem prasowym nie chodziłem nigdzie, gdyż jest on chyba z Warszawy. U prawicowego magnata prasowego byłem ze dwa razy na kolacji. Byłem też na kilku organizowanych przez niego galach. Od pewnego czasu na swoje gale mnie już nie zaprasza. Właściwie nie ma się czemu dziwić.

Załatwiłem, co miałem załatwić. Poszedłem na Główny, gdzie się trochę zgubiłem, bo zamiast na peron trzeci, trafiłem na peron z tramwajem. Ponoć szybkim. W każdym razie wsiadłem do pociągu. Pomogłem jakiemuś młodzieńcowi, który nie był pewien, w którą stronę pociąg jedzie. I dojechałem na lotnisko. 

3. Lotnisko strasznie w sumie klaustrofobiczne. Z przewalającym się tłumem ludzi. Może nie tyle przewalającym się tłumem, tłumem snujących się ludzi. Ze czterdzieści lat temu leciałem z tego lotniska do Gdańska antonowem 24. Cały prawie lot rzygałem. Lotnisko za to było bardziej przestronne. Udało mi się kupić lokalny dziennik z moim felietonem i wywiadem z prof. Lewickim, polecam oba. Choć nie rozumiem, dlaczego redakcja dodała znak zapytania do tytułu „Cieknący transatlantyk”.
Samolot dostarczył mnie do Warszawy. W Warszawie kupiłem dwie pary okularów, które na lotnisku nie dość, że są tańsze niż w mieście, to jeszcze miały obniżoną o 50% cenę. Przy odpowiednio kupionych biletach, opłaca się po nie przylecieć do Warszawy. 

W samolocie do Zielonej Góry zauważyłem miejscowego senatora. Gdybym był moim kolegą Życzkowskim, senator – jak to ma w zwyczaju – pewnie by podszedł i zwyzywał mnie od najgorszych. Nie jestem, więc mi to nie grozi. Choć jeszcze nie wiadomo, co będzie gdy wylądujemy.

Cały dzień słuchałem środowego Mazurka z Mentzenem z Kanału Zero. Słuchało się tego dobrze, choć Mentzen zupełnie mnie nie przekonywał. Im dłużej słychałem, tym zupełniej.

Senator siedział z przodu. Ja z tyłu. Więc się, przy wysiadaniu nie spotkaliśmy. Życie jednak pisze interesujące scenariusze. Samolotem, którym przylecieliśmy chwilę później, do Warszawy, wracał profesor Majchrowski (sędzia, nie mylić z profesorem Majchrowskim, prezydentem). Profesora na lotnisko odwoził kolega Życzkowski. Naprawdę niewiele brakowało, by na senatora wpadł. 
Senator był wcześniej bardzo dobrze ocenianym samorządowcem. Jak trafił do Senatu, zwariował. Ludzie w parlamencie często wariują. I to jest zła informacja.



czwartek, 15 lutego 2024

15 lutego 2024


 

1. Obudził mnie listonosz. Bardzo w sumie późno. Wyleciałem do niego w negliżu. Chciał ode mnie 8,50 opłat, jakie nałożyło na mnie Państwo Polskie w związku z importem włącznika ogrzewania fotela pasażera. W sumie drogo, za coś, co kosztowało 8 dolarów. 
Włącznika nie próbowałem zamontować. Zbieram energię, bo przy okazji będę próbował coś zrobić z blokującym się oknem. 
Później kurier przyniósł Idler Arm, który kupiłem po to, żeby się upewnić, że wymienić mam Pitman Arm. Mam wrażenie, że nie mają one nazwy w języku polskim. Występują jako wąsy, ramiona, wsporniki, do tego oba pod tą samą nazwą. I to jest zła informacja.
Pojechałem do mechanika do Wilkowa umówić się na wymianę. Mam dzwonić we środę, bo jedzie na krótkie ferie. 
Później pojechałem do Lidla, gdzie metodą docenta Gibona oszczędziłem ponad pięćdziesiąt złotych. Później na oddanej przez złego Obajtka jeszcze gorszym Węgrom stacji benzynowej oszczędziłem kolejne 12 złotych, bo źli Węgrzy z okazji Walentynek sprzedawali paliwo ze zniżką 15 groszy na litrze. 

2. wróciłem, poszedłem z pieskiem. Piesek był w sumie grzeczny, ale nie mógł się zdecydować dokąd chce iść. Pochodziliśmy więc w kółko po ciemnym lesie. Co mialo swoje plusy. Na przykład mogłem dosłuchać do końca Dębskiego z Andrzejczakiem. I bardzo to było dobre. A wcześniej panią sędzię Manowską u Mazurka. Rozmowę z panią sędzią każdy powinien posłuchać Złą informacją jest, że nie wszyscy zrozumieją. Ani co mówi, ani dlaczego powinni tego posłuchać. Uprawiałem kiedyś small talk z sędzią Gersdorf. Z sędzią Manowską nie miałem okazji. A szkoda, bo na pewno by to była ciekawsza rozmowa.
A co do dwóch łysych panów, generał trzema właściwie zdaniami rozbił argumentację mówiących o wojskowym aspekcie, wrogów CPK. Warto tego posłuchać. Jeżeli się komuś nie chce słuchać całości – to jest pod sam koniec. 

3. Wieczorem obejrzeliśmy dwa odcinki „The New Look”, jakież to jest niemożebne, ahistoryczne gówno. (Nie muszę chyba pisać, że to jest trzecia zła informacja)

14 lutego 2024

 


1. Jakoś ubawił mnie brak wiary Mazurka w to, że człowiek Masta nie rozmawiał z prezydentem Dudą o Pegasusie. Kiedyś, z kimś tam, rozmawiałem o niejawnych dokumentach. Akurat byłem świeżo po szkoleniu i mogłem cytować przepisy. Nie pasowało to, do jego wizji wszechświata, więc ciągle mnie pytał: no dobra, to przepisy, ale jak jest naprawdę. A kiedy mu powiedziałem, że nie widziałem tajnej notatki na oczy, się obraził, przekonany, że go okłamuję.
Ludzie sobie dali wmówić, że Pegasus to coś wyjątkowego i nic ich od tego nie odwiedzie, bo gdyby odwiodło, to by się okazało, że sobie dali wmówić. A nikt nie lubi wychodzić na naiwniaka. 
Mnie tam najbardziej by interesowało obejrzenie uzasadnień, które trafiały do sędziów wydających zgody na inwigilacje. Złą informacją jest, że ciekawość moja nie będzie zaspokojona. Z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że ujawnianie takich rzeczy osłabia państwo. Po drugie, bo politycznie raczej nie będzie to w interesie inwigilowanych. 

2. Zrobiłem 60% warszawskiego planu. I tak nieźle. Co się nasłuchałem, to moje. Na przykład, że jest przynajmniej jedna osoba, której szczerze się podobał występ Samuela u Stanowskiego. To Samuel. Że kwestia przejmowania mediów przejmującym będzie wychodzić bokiem. A dla niektórych może się naprawdę nieciekawie skończyć, gdyż sędziowie, tyle się przez lata nasłuchali o niezależności, że biorą tę niezależność do siebie. I stosują prawo. Zahartowanym w walce z pomysłami Zbigniewa Ziobry Adam Bodnar wcale nie musi być tak straszny. Przez ostrożność procesową nie napiszę, z czym mi się będzie kojarzył nowy przewodniczący delegacji PiS w Parlamencie Europejskim. I to jest zła informacja, bo kiedyś jednak bardziej tu kozaczyłem.

3. Wracaliśmy przez Łódź. Mam nadzieję, że pani Zdanowska będzie tam prezydentem po wsze czasy, bo ktoś inny mógłby naprawić drogi i skąd wtedy człowiek by wiedział, że jest w Łodzi. 
Za Łodzią zaczęliśmy słuchać wczorajszych Dębskiego i Andrzejczaka. Wyraźnie lepsze niż za pierwszym razem. Jeżeli progres (tak się nazywają – swoją drogą – postradzieckie statki kosmiczne) będzie w tym tempie, to jeszcze dwa tygodnie i będziemy mieć do czynienia z arcydziełem. Złą informacją jest, że kiedy Andrzejczak używa słowa atencja, umiera jakieś małe puchate puchate zwierzątko. Jeszcze gorszą, że po dwóch godzinach, kiedy się zrobiło naprawdę interesująco, dojechaliśmy do domu. Więc nie wiem, co było dalej.



Na zdjęciu: brak bezwonnego pisuaru w Beirucie. 

środa, 14 lutego 2024

13 lutego 2024



1. Nie udało się spać do południa. I to jest zła informacja. Miło było słuchać spełnionego Mazurka, który rozmawiał z jakimś doktorem z Defence24 o Afryce. Trochę to przypominało moje robienie wywiadów. W znaczeniu: rozmawiający ma więcej do powiedzenia niż rozmawiany.


2. Pojechałem za Konstancin. Źle skręciłem, w znaczeniu: nie skręciłem. Dojechałem aż do Baniochy. Czyli na miejsce dojechałem spóźniony, od nie tej co trzeba strony. 

Pojechałem tam rozmawiać z profesorem Lewickim. Byłem tak wygłodzony rozmowy z mądrzejszym ode mnie człowiekiem, że wywiad, którego redagowaniem się będę zajmował, jak skończę to pisać może być trudny do zredagowania. Dopiero, gdy wyjechałem dotarło do mnie, że Lewickiego dystans do polskiej rzeczywistości może się brać z tego, że całe zawodowe życie zajmuje się on badaniem najstarszej demokracji w nowożytnym świecie, więc z tym wszystkim miał już do czynienia. 


Wpadłem później do mojego brata. Młodszego. Raptem trzy lata, ale jednak młodszego. A skoro młodszego, to nie mogę się wyzbyć protekcjonalnego o nim myślenia. Niesłusznie. Brat mój od miesiąca bawi się Chatem GPT. Od niecałego miesiąca, bo zaczął po mnie. I bawiąc się wymyśla kolejne jego zastosowania. W kwadrans pokazał mi rzeczy, które nawet przez myśl mi nie przeszły. I to jest zła informacja, bo chyba powinny. 


3. Byłem u kamieniarza, gdzieś koło Wyszkowa. Konkretnie w Słopsku. Od tygodni w Lawinie jeździł kamień. Na tyle ciężki, że nieco oślepiałem nadjeżdżających z przeciwka. Kamieniarz ze Słopska ma ten kamień pociąć w plastry. W każdym razie kamieniarz, poza cięciem kamieni na projekty artystyczne, robi nagrobki. Również taki, jakie by sto pięćdziesiąt lat temu stanęły na niemieckim cmentarzu. Polskim, pod zaborami, też. 

Wracając spod Wyszkowa wylądowałem w centrum handlowym koło Marek, czyli chyba na Targówku. Najpierw w TK Max wpadałem na ludzi, którzy wyglądali na polskich ekranów. Najpierw wyglądali z daleka, a później z bliska okazywali się tymi gwiazdami. Tak było w pierwszym przypadku. Bo w drugim było odwrotnie. Na gwiazdę najpierw wpadłem, później, im dalej od niej byłem, tym mniej na tę gwiazdę wyglądała. 

Później w serwisowej sieciówce wymieniłem olej w Lawinie. Znaczy, oni wymienili. Bez mojego udziału. Jak wymienili, to zadzwonili żebym auto odebrał. Wystawili rachunek. Czytam: zdjęcie osłony silnika – 15 złotych. Mówię panu przy kasie, że auto nie ma osłony silnika. Pan się zrobił czerwony. – No bo auto duże – zaczął tłumaczyć. Małe nie jest. To prawda. Ciekawe w sumie jak się to ma do przepisów karno-skarbowych. Profesor Lewicki mówi, że nasze wnuki mają szansę żyć w normalnym kraju. Optymista. 

Wieczorem wyszliśmy coś zjeść. W Noli się nie dało, bo był koncert. Dęte blaszane i perkusja, bardzo pięknie grali. Zamieszczony wyżej filmik wrzuciłem na Twitter. Dyskusję wywołała występująca na nim tęczowa flaga. Ludzie są – excusez le mot – popierdoleni. I to jest popularna, ale wciąż zła informacja. Jedni uważali, że występowanie rzeczonej powinno działać odstręczająco, dla innych nie byłem godny wchodzić do miejsca, gdzie wisi. 

wtorek, 13 lutego 2024

12 lutego 2024


1. Tobiasz Bocheński u Mazurka. Nigdy nie głosowałem w warszawskich wyborach. Tym razem też nie będę głosował. Więc właściwie nie mam legitymacji, by się na ten temat wypowiadać. Może tyle, że jako okazjonalny użytkownik Stołecznego Miasta będę wynikiem wyborów dotknięty.
Widać ewolucję myślenia w Prawie i Sprawiedliwości. Poprzednim razem wystawiono człowieka charakterystycznego, który – delikatnie mówiąc – nie wstrzelił się w gusta Warszawiaków. Tym razem postanowiono więc wystawić człowieka bez właściwości. A, nie. Z jedną właściwością. Człowiek jest z Łodzi. Nie mówię, że to coś złego. Mówię, że to jedyna jego charakterystyczna cecha. 
Miałem nadzieję, że przynajmniej kandydat PiS-u zacznie się awanturować w sprawie idiotyczności strefy czystego transportu. A pan Tobiasz jest za. W dwóch/trzecich jest za. Ręce opadają i to jest zła informacja. 
Ech, gdyby w 2018 roku PiS poparł (nie wystawił przeciw niemu kandydata) takiego Janka Ołdakowskiego…

2. Pan na targu nazywanym rynkiem, z niewiadomych powodów, miał akumulator do Lawiny. Identyczny jak ten, który mi sprzedał półtora roku temu. Rozwiązany został więc problem odpalania. Wciąż pozostaje problem niskiej żywotności akumulatorów w Lawinie. I to jest zła informacja, bo nie wiem, jak się za to zabrać. 
Ożyło też audi. Zalane dziesięcioma litrami 98-oktanowej benzyny. I jakimś wiążącym wodę zajzajerem. Ciekawostka – na trzech stacjach nie sprzedawano 98.

3. Po 22:00 ruszyliśmy Lawiną do Warszawy. Przez pół drogi słuchaliśmy Pereirę ze Stanowskiego. Bożena dłużej nie zdzierżyła, więc nie wiem, do czego to miało prowadzić. W sumie nie wiem, co było gorsze. Pereira twierdzący, że nie było problemu, czy Stanowski powtarzający excusez le mot pierdoły o misji publicznych mediów. TVP Info, to zawsze był informacyjny kanał rządowy. Robiony lepiej lub gorzej. Zwykle gorzej. Misję publiczną wypełniały inne kanały. Mieszanie jednego z drugim nie ma specjalnego sensu. Dlatego ta rozmowa nie miała sensu. Samuel nie przyznał się do tego, że robił informacyjny kanał rządu, Stanowski nie widział tego, że znakomita większość budżetu TVP szła na misję, a nie na propagandę.
Drugą połowę drogi słuchaliśmy Mazurka z Żukowską. Nic właściwie ciekawego nie miała do powiedzenia, ale słuchało bardzo bezboleśnie. 
Z tego wszystkiego zrobiła się 3:00. I to jest zła informacja. 



 

poniedziałek, 12 lutego 2024

11 lutego 2024


1. Poranną publicystykę zdominował Trump. Wzburzenie, jakie spowodował, było zdecydowanie warte lepszej sprawy. Bo to przez cały czas jest rozmowa o tym samym. Nasi dziennikarze, a zwłaszcza politycy nie potrafią tego ogarnąć. A może potrafią, tylko nie widzą w tym interesu.

Co powiedział Trump? To samo, co mówi od ośmiu przynajmniej lat. Czyli, że uważa, iż wszyscy członkowie NATO muszą wypełniać zobowiązania. To powoduje histeryczną reakcję krajów, które zobowiązań nie wypełniają. Europejskie kraje, w tym do niedawna Polska, żyły w przekonaniu, że sama obecność w Pakcie rozwiązuje wszystkie problemy związane z bezpieczeństwem. A skoro problemy są rozwiązane, to po co w bezpieczeństwo inwestować. W pewnym momencie się okazało, że historia się wcale nie skończyła i Rosja jest realnym zagrożeniem. Europejskie kraje, zwłaszcza jeden na literkę N (nie Norwegia), postanowiła nie dopuszczać tego do siebie. I robić z Rosją interesy jak gdyby nigdy nic. No i wtedy objawił się Trump, który popatrzył na wszystko świeżym okiem i stwierdził, że coś jest nie tak. Że Unia Europejska z jednej strony konkuruje gospodarczo z USA, a z drugiej jej członkowskie kraje nie wydają na obronność pieniędzy do wydawania których się zobowiązały. Nie wydają, bo czują się bezpiecznie. A czują się bezpiecznie, bo na obronność pieniądze wydają Stany Zjednoczone. Kiedy Trump zaczął głośno mówić, że to nie jest w porządku, usłyszeliśmy, że niszczy NATO, jest nieodpowiedzialny etc. Trump z tych pokrzykiwań nie specjalnie sobie coś robił. Tylko zaczął punktować kraj na literkę N., że inwestując w rurociągi, będzie pompował pieniądze w Rosję, a Rosja te pieniądze wyda na zbrojenia, więc Stany będą musiały wydawać na zbrojenia więcej. Wtedy zaczęliśmy słyszeć, że jest prorosyjski. Kiedy Trump ogłosił, że zmniejszy liczbę amerykańskich żołnierzy stacjonujących w kraju na N., słyszeliśmy, że pozbawia Europę obrony. Kiedy zwiększał liczbę żołnierzy amerykańskich w Polsce, że prowokuje Rosję. 
Trudno pewnie będzie w to uwierzyć, ale dzięki tym nieodpowiedzialnym, prorosyjskim etc. działaniom Trumpa Europa jest bezpieczniejsza, gdyż jest więcej Amerykanów na wschodniej flance, a stara Europa powoli zwiększa wydatki na obronność. 

Nikt chyba głośno nie powiedział, że Trumpowi, gdy mówił, że Stany nie będą bronić państw, które nie płacą, nie chodzi o to, żeby te państwa płaciły Ameryce, jemu chodzi, żeby wydawały te pieniądze (zgodnie ze zobowiązaniami) na własną obronność. Śmiesznie brzmią komentarze polityków, na przykład takiej pani Biejat, która mówi, że w związku ze słowami Trumpa powinniśmy włączać się w budowę europejskiej armii. Jakiej armii? Przecież Trumpowi właśnie chodzi i to, że europejska obronność leży i kwiczy. A Komisja Europejska zajmuje się wpływem wojskowości na poziom CO2, projektem ekologicznej armii. 

Wrócił z urlopu pan premier i napisał na Twitterze, że słowa Trumpa powinny być tematem Rady Gabinetowej. Ładnie się ten jego tweet zestawia z poprzednim, tym w którym obrażał republikańskich senatorów.

Stultorum infinitus est numerus. I to jest zła informacja. 

2. Rozpoznałem listwę, znalazłem przewód ją zasilający. Dłużej zajęło mi poszukiwanie płaskiej siedemnastki. Odkręciłem, zakręciłem (rozrusznikiem) nie leciało. Odpiąłem komputer gazowy. Zakręciłem (rozrusznikiem) poleciało. Ale jakoś mało. Postanowiłem pojechać po paliwo. Ale się okazało, że akumulator w Lawinie ma 9 voltów. Więc go ładuję. Może do rana się uda. Pojadę do miasta, zamówię akumulator, kupię paliwo, naładuję akumulator w audi, może się coś pozytywnego wydarzy. Złą informacją jest, że jakoś w to nie wierzę. 

3. Bo jeszcze padał deszcz. Cały czas. Poszliśmy z pieskiem. Pieska wzięło na kopanie. On kopał, ja stałem, deszcz padał. Piesek miał to gdzieś, gdyż ma dobrze wymyślone futerko. Mnie przemokła czapeczka i spodnie, na odcinku między kurtą a butami. Z dwugodzinnego spaceru kopanie zajęło połowę czasu. 
Gryzelda” to nie „Narcos” i to jest zła informacja. 

niedziela, 11 lutego 2024

10 lutego 2024


 

1. Po tygodniach walki udało mi się uruchomić Pro. Mniej więcej wszystko działa. Co jest jakimś sukcesem, gdyż poruszałem się po omacku. Ostatni problem polegał na tym, że nie chciał startować z wrażego dysku NVMe. Musiałem więc wsadzić normalny dysk SSD i na nim zainstalować to coś OpenCore. W każdym razie piętnastoletni komputer całkiem sprawnie sobie radzi. 
Złą informacją jest, że walka z trzema właściwie komputerami zaowocowała strasznym syfem w pokoju, z którego – w moim tempie – wychodził będę pewnie z pół roku. 

2. Co wyszło w komputerach, nie idzie w motoryzacji. Akumulator Lawiny, po szesnastu godzinach ładowania, wciąż bierze 10 Amperów prądu. Co nie świadczy o nim najlepiej. Audi wciąż nie pali. Zauważyłem, że nie słychać pompy paliwa. Chciałem się do niej dobrać, ale się okazało, że na drodze stoi zbiornik LPG, którego wyciąganie, jak na razie, przekracza moje kompetencje. Z drugiej strony, Kamil poradził mi, żebym sprawdził, czy jest paliwo w listwie. Zajmę się tym jutro. Złą informacją jest, że nie wiem jak właściwie ta listwa wygląda i czy jest do niej jakiś dostęp.

3. „Oppenheimer”. Bardzo porządny film (Na pewno lepszy niż „Barbie”). Swoją drogą o amerykańskich komunistach wiedzę zwykle czerpiemy z hollywoodzkich wyciskaczy łez o powojennym polowaniu. Wyciskaczy łez, bo robionych z punktu widzenia polowania ofiar, które co prawda chodziły na spotkania partii komunistycznej, ale to było dawno. 
Ciekawe, czy jest jakiś film, który pokazuje realny rozmiar infiltracji Stanów przez sowiecką agenturę. Może Joseph McCarthy wcale nie był takim świrem. Albo był, tyle że jego wariactwo uratowało Stany przed upadkiem. Albo taką degrengoladą, jaką widzimy w naszych czasach.

Dwadzieścia lat temu, przy okazji robienia serii książeczek o II wojnie światowej, dowiedziałem się, że jeden z funkcjonariuszy, który przesłuchiwał polskich oficerów nim zginęli w Katyniu, prowadził później przez jakiś czas Rosenbergów. 

Bardzo porządny ten „Oppenheimer”, w przeciwieństwie do serialu „Halo”, który na moje nieszczęście zacząłem oglądać. I znowu jest trzecia w nocy. I to jest zła informacja, bo znowu przez pół dnia będę chodził nieprzytomny,

sobota, 10 lutego 2024

9 lutego 2024


1. Zawsze jak mam wstać wcześnie, nie śpię. Znaczy śpię, tylko się co chwilę budzę i sprawdzam która jest godzina. I potem nie mogę zasnąć. Aż budzę się na jakieś czterdzieści minut przed budzikiem i się poddaję. Ale zamiast wstawać, sprawdzam, co się ciekawego wydarzyło. No i wciągnął mnie wykład o historii, jaki Putin wygłosił do Carlsona i jego milionów widzów. Wiem, że to uchodzić może za przykład reductio ad Putinum, ale świetnie się zgrał z tym w czasie nasz kochany premier, atakując republikańskich senatorów. 
Stało się coś złego, bo Bóg wie ilu widzów, usłyszało o tym, że Polska współpracowała z Hitlerem i trudno od nich wymagać, żeby podeszli do tych słów krytycznie. A bardzo podobne jest, że im się to złożyło z tamtym dyplomatolskim tweetem. Nie ma co szydzić z Amerykanów, że nie znają historii naszej części Europy, kto z nas wie na przykład skąd się wzięło teksaskie hasło „come and take it”. Powinniśmy jakoś do tych ludzi dotrzeć, a w dyplomacji historycznej zbyt mocni nie jesteśmy. Najlepiej by było, gdyby ktoś sprawny wystąpił szybko u nieszczęsnego Carlsona. Kłopot polega na tym, że nie widać nikogo, kto by się starał, a i tak pewnie gdyby się udało, to głównym tematem rozmowy nie byłby pakt Ribbentrop-Mołotow, tylko nieszczęsny tweet. Ogólnie jest słabo. I to jest zła informacja.

2. No więc z tego wszystkiego wyszedłem z domu późno. No i się okazało, że audi rzuciło palenie. Mam podejrzenie, że to przez stare paliwo. Coś się z tą benzyną dzieje, że jak za długo postoi, to się robi problem. A to paliwo jeszcze z obajtkowej zniżki wakacyjnej. No więc audi nie chciało zapalić. Przeniosłem się do Lawiny. No i jeszcze cały cały czas padało coś zimnego i mokrego. Dojechałem za Kije i dogoniłem kolumnę oflagowanych traktorów. Przed Sulechowem kolumna połączyła się z inną i skręciła na starą drogę do Zielonej przez Cigacice. Udało mi się do sądu zdążyć na minutę przed terminem rozprawy. Po chwili się okazało, że rozprawy nie będzie. Z powodów proceduralnych. Wygrał współoskarżony kolega, któremu rolnicy zablokowali drogę koło domu. Następna rozprawa w kwietniu.
Tyle moje, że posłuchałem sobie rozmów karnistów, o tym, że reformy Ziobry (kodeksowe) wywróciły wszystko do góry nogami, nadając – z tego, co zrozumiałem, przedziwne uprawnienia prokuratorom. Przykład anegdotyczny: świadek oskarża kogoś, że kogoś innego porwał, zawiózł do lasu, zabił i zakopał, prowadzi do lasu i wskazuje miejsce, gdzie zwłoki leżą. Okazuję się, że nie leżą. A nawet nigdy nie było w tym miejscu kopane. Co robi prokurator? Oskarża o porwanie. Innych dowodów, niż słowa świadka nie ma. 
Nie wiem, jak się sprawa skończyła, ale mogę sobie łatwo wyobrazić, po uniewinnieniu oskarżonego, konferencję orłów z Ministerstwa Sprawiedliwości, podczas której opowiadają, że z sędziami trzeba w końcu zrobić porządek, bo wypuszczają bandytów. A, no i oczywiście, że porządku nie ma przez hamulcowego z pałacu przy Krakowskim. 

Prawie zablokowała mnie demonstracja rolników. Policjant w cywilu o dobrym sercu pozwolił mi w ostatniej chwili wyjechać zamkniętą już ulicą Bohaterów Westerplatte. 
Swoją drogą pomysł, że Westerplatte miałoby wrócić do miasta Gdańska to jednak jakieś przegięcie. Byłem tam na chwilę przed nacjonalizacją, było tam trochę jak na poniemieckim cmentarzu u nas na wsi. Z tą różnicą, że u nas nikt tam nie chodzi imprezować, więc nie było tyle pustych flaszek.

Byłem zobaczyć Suburbana. Pan znowu miał logiczne wytłumaczenie, dlaczego się za niego nie zabrał. Gość wygląda i mówi jak biały człowiek, więc mam do niego podobne zaufanie, jak niektórzy do potencjalnych pozapartyjnych kandydatów na stanowisko prezydenta. Mam dzwonić we środę. Może się coś wtedy zmieni. Złą informacją jest, że Lawina też ma jakiś problem z paleniem, tylko, że w jej przypadku albo coś jest nie tak z rozrusznikiem, albo akumulator się żegna. 

3. Piesek ma szelki. Takie z idiotycznym napisem, jak te psy służbowe. I smycz, co się zwija. Z dnia na dzień coraz bardziej zaczyna łapać o co chodzi z jej pięciometrowym zasięgiem. Złą informacją jest, że przejął decydowanie dokąd idziemy. Jak mu nie pasuje, to się kładzie. I leży. Na razie wytrzymałem dwadzieścia minut. 

Polski akcent w „Masters of the Air”, dobrze, że Apple TV nie jest popularne wśród – excusez le mot – psychoprawicy, bo by były już ogólnopolskie protesty.





 

piątek, 9 lutego 2024

8 lutego 2024


 1. Maciek Wąsik powiedział, że w więziennej bibliotece nie było Sienkiewicza. Był za to Wołoszański, i że może to jakoś wyjaśniać wyniki wyborów w więzieniach. 

Od paru dni zastanawia mnie dlaczego Wąsik z Kamińskim wciąż są nazywani przestępcami. Dla jednej połowy zainteresowanej tematem części bliźnich jako ułaskawieni w 2015 roku przestępcami nie są. Druga połowa uznaje ułaskawienie z 2024. Wyraźnie zapisano tam zatarcie wyroku. Czyli, z punktu widzenia prawa, wyroku nie ma, więc nie można ich nazywać przestępcami, a wciąż się nazywa. Robią to również państwowi funkcjonariusze. Wąsik z Kamińskim mogliby za to właściwie pozywać. Karnie. Z 212. Złą informacją jest, że większość pozwanych ma immunitet.


2. Premier Donald Tusk napisał tweet:

Dear Republican Senators of America. Ronald Reagan, who helped millions of us to win back our freedom and independence, must be turning in his grave today. Shame on you.

Odpisał mu Elbridge Colby:

As America faces deep strategic, economic, and immigration problems, many Americans are wondering whether staying engaged abroad is worth it. I argue it is, albeit more selectively and shifting to a partnership rather than dependency model. 
Here we have the leader of a country that values NATO more than any and is directly threatened by Russia. It proclaims the importance of America's commitment to NATO. Such moralistic haranguing seems almost designed to alienate Americans.
This is especially bizarre as Poland is a model in shifting to a more self-reliant approach to its security given its rising defense spending. But moralistic, lofty attacks on the representatives of a great fraction of Americans clouds that otherwise sterling message. 

Honestly, this kind of rhetoric is almost perfectly pitched to undercut NATO rather than put it on a sustainable footing in a new and changed world. 

"Shame on you! You're terrible people!" Also: "Could you please risk nuclear war to help defend us?" Does that work?


Elbridge Colby jest typowany na doradcę ds. obrony następnego prezydenta USA. 
Później w tej sprawie zaczęli się odzywać amerykańscy senatorowie. I komentatorzy. Nie tylko amerykańscy.


Przedziwną zaiste politykę transatlantycką prowadzi nasz rząd. Amerykańska Polonia nie jest wcale tak zwarta i gotowa, by głosować, jak jej polski premier każe. Nie mamy więc żadnego wpływu na wynik amerykańskich wyborów. Pozostaje nam na ten wynik czekać i utrzymywać dobre stosunki niezależnie od ich wyniku. 
A u nas ministrowie przyjmują inspekcje ambasadora Brzezińskiego, Departament Stanu z dnia na dzień odwołuje spotkanie ministra Sikorskiego z sekretarzem Blinkenem, a jednocześnie premier pozwala sobie na obsztorcowywanie amerykańskich senatorów. Nie dość, że w mało dyplomatyczny, to jeszcze niezbyt mądry sposób. Bo w stosunkach transatlantyckich, rolą polskiego rządu nie jest reprezentowanie interesów Niemiec, tylko interesów Polski, a one jednak nie są tożsame. Wbrew temu, co się większości ludzi wydaje, Trump, swoimi zapowiedziami wycofania się z Europy, wcale NATO nie osłabia. On mówi po prostu, że bezpieczeństwo jednej z największych światowych gospodarek nie może być zapewniane wyłącznie na koszt amerykańskiego podatnika. Co Trump chce osiągnąć? Żeby Niemcy (i reszta krajów NATO) zaczęła się wywiązywać ze swoich zobowiązań. Czyli wzmacniać własną obronę. Czy w polskim interesie jest, żeby Niemcy wydawali więcej na obronność? No jest. Czy Niemcy chcą wydawać więcej na obronność? Nie chcą. Wolą, żeby wydawali Amerykanie. Zła informacją jest, że mało kto to rozumie. 

Swoją drogą chciałbym, żeby Meller poprosił pisarza Żulczyka o skomentowanie tuskowego tweeta. 


3. Rano jadę na rozprawę do Zielonej Góry. 212 K.K. Za felieton, co jest w sumie zabawne. 
Złą informacją jest, że rozprawa jest o 9:00, muszę więc wyjechać o 8:00, wstać odpowiednio wcześniej. A jest już po drugiej. 


czwartek, 8 lutego 2024

7 lutego 2024


1. Pół Twittera (przynajmniej mojej bańki) szydzi z ambasadora Stanów Zjednoczonych i jego aktywności polegającej na fotografowaniu się z kolejnymi ministrami. Połowa z tej połowy bardziej szydzi z ministrów, którzy pana ambasadora przyjmują. Pan ambasador wyszedł z roli, a ministrowie, miast delikatnie pomagać mu do roli wrócić, jeszcze bardziej go nakręcają. I to jest zła informacja. Bo się to w złym kierunku zmierza. Ministrów objeżdża już nie tylko ambasador, ale również jego nowa partnerka życiowa. Trudno powiedzieć w jakim charakterze. Swoją drogą, opowiadał mi pewien niedoszły dyplomata, iż podczas szkolenia usłyszał, że będąc na placówce nie powinien się wiązać z obywatelkami (bądź obywatelami) kraju, w którym jest akredytowany. Ale tak naszych dyplomatów uczą, z amerykańskimi pewnie jest inaczej. 
Ambasador lata po ministerstwach, a jednocześnie ministrowi Sikorskiemu w ostatniej chwili odwołują wizytę. Nie ma przypadków. Są znaki. 

2. Nie zauważyłem momentu, w którym gen. Andrzejczak powiedział, że po wybuchu wojny nie zaktualizowaliśmy przepisów dotyczących strącania wlatujących na polski teren rakiet. I to jest zła informacja. Nie to, że nie zauważyłem, tylko to, że powiedział. Bo są zaktualizowane. Swoją drogą bardzo tę aktualizację zaangażowany był gen. Piotrowski, dziwne więc, że Szef Sztabu to przeoczył. Powtórzę po raz kolejny: z emerytowanymi generałami dzieje się coś dziwnego. 

3. Debata w sprawie CPK. Słuchałem końcówki. Wysłucham od początku. Panowie profesorowie, ci, co to nie chcą CPK, pletli duby smalone. Na przykład, że wojsko nie potrzebuje lotnisk, bo może używać drogowych odcinków lotniskowych. Już widzę Galaxy lądujące na autostradzie. Szkoda gadać. Złą informacją jest, że skoro mimo realnego braku argumentów przeciw CPK, wciąż trwają dyskusje, znaczyć może, ze CPK nie powstanie, bo nie o argumenty tu chodzi. 

 

środa, 7 lutego 2024

6 lutego 2024


1. Wieje. Wieje. No wieje i rozwiewa mnie. Niby ciepło, bo osiem stopni w lutym to jednak ciepło. Z drugiej strony wieje i czasem pada. A jak wieje i pada, to zimno. 
Czekam na mrowie przesyłek. Tych, które od dawna być już tu powinny – nie ma. Przychodzą inne wcześniej. Wrażenie można odnieść, jakby był trzeci tydzień grudnia. A nie jest i to jest w sumie zła informacja, bo bym wolał, żeby zaraz były Święta.


2. Od dwóch tygodni walczę z komputerem. Jeśli chodzi o samochody i komputery jestem zwolennikiem idei zero waste. Czyli staram się używać je jak najdłużej. Komputer to Mac Pro z 2009 roku. Z wymienionym procesorem, załadowany RAM-em, z dyskiem NV-coś tam. Chodził sobie bardzo dobrze, póki nie kupiłem trzeciego monitora. Monitor okazał się nie do końca sprawny. I to jest zła informacja. Od momentu, w którym monitor ten podłączyłem, komputer zwariował. Przestał widzieć dyski. Znaczy widzi je, ale nie montuje. Próbowałem różnych sposobów. Wypinałem. Przypinałem. Wyciągałem dyski z innych komputerów. Nie pomogło. Na koniec, kiedy po przekopaniu połowy domu znalazłem systemowe DVD i też nie pomogło, dałem sobie spokój. W czwartek przyjedzie do mnie taki sam i z dwóch może się uda zrobić coś działającego.
Przy okazji poszukiwania czegoś, co rozwiąże problem, na jednym ze starych komputerów trafiłem na dysk z backupem Negatywów z 2015 i 2016 roku. To nawet ciekawe sobie pewne rzeczy odświeżyć. Odkryłem na przykład, że minister senior Kolarski, który wtedy był jeszcze druhem podsekretarzem założył się o flaszkę wina z redaktor Kądzińską, że Donald Tusk nie odzyska władzy w Polsce. Najwyraźniej przegrał. W sumie to też bym się wtedy tak zakładał. Ważne, że się nie założyłem. 


3. Przyszedł w końcu pilot do telewizora. Przywiezienie go ze Świdnicy zajęło Inpostowi dziesięć dni. Gdyby człowiek był odpowiedniego charakteru, to by Inpost bojkotował. I nie w związku z jakością usług, tylko sposobem traktowania przez firmę kurierów, bo to woła o pomstę do nieba. Człowiek odpowiedniego charakteru nie ma. I to jest zła informacja. Zresztą twórca firmy jest odznaczany, więc może tak ma być. 

Dębski z Andrzejczakiem jednak mnie wynudzili. Być może dlatego, że wiem o tym, iż obaj mają dużo interesujących rzeczy do powiedzenia, więc nie muszę przez dwie godziny słuchać o tym, co będą mówić w przyszłości. Zobaczymy za tydzień. 





 

wtorek, 6 lutego 2024

5 lutego 2024


1. Prokuratura wznowiła ponoć śledztwo w sprawie tzw. Wież Kaczyńskiego. Przypomniało mi się, jak „Gazeta” opisała pierwszy raz sprawę, zapowiadając to jako aferę, która zmiecie PiS. 
Akurat tego dnia nawiedziła mnie, w moim pałacowym pokoiku przedstawicielka bardzo poważnej agencji prasowej. Przedstawicielka kanadyjskiej Polonii, która wróciła do kraju ojców. Po wymianie serii uprzejmości, przeszła do tematu, który ją poważnie nurtował. – Proszę pana, nikt mi tego nie jest w stanie w biurze wyjaśnić o co w tej aferze z Kaczyńskim chodzi. Ja pracowałam rok w Brukseli, więc wiem, że Kaczyński to taki Orban, tylko mniej groźny, może mi pan wyjaśnić o co w tej aferze chodzi, że on chciał biurowiec wybudować? – zapytała patrząc na mnie wielkimi niebieskimi oczami. Po tych paru latach w Polsce nie zadaje już takich pytań. I to jest zła informacja.

2. Dosłuchałem do końca rozmowę z Andrzejczakiem. Muszę przyznać, że rozwalił mnie mówiąc o „Zielonej Granicy”, że mu nie przeszkadza, bo tam mowa nie o wojsku, tylko o Straży Granicznej. Gdyby nie to zdanie, byłoby bardzo rozsądnie. Film to film. To jak z wczorajszym „Equalizerem” jakoś nie słyszałem, żeby ktoś się we Włoszech oflagowywał w związku z tym, że w filmie włoska policja jest skorumpowana, a wszystkim rządzi mafia. Mamy w Polsce zadziwiającą predylekcję do zajmowania się pierdołami. I to jest zła informacja.


3. Słuchałem wywiadu Sroczyńskiego z Przydaczem. Sroczyńskiego miałem za mądrego gościa, nie mogę więc zrozumieć w jaki sposób wyciągnął logiczny wniosek: skoro prof. Pawłowicz wypisuje idiotyczne tweety, to nie jest niezależnym sędzią TK. Prawda jest taka, że gdyby prof. Pawłowicz słuchała sugestii z matki partii, to by swoje konto na Twitterze zlikwidowała, gdyż jej socjalmediowa publicystyka – delikatnie mówiąc – nie służy sprawie.
Przydacz się od tweetów pani Profesor (bez specjalnego zaangażowania) odcinał. Powiedział, że korzysta z wolności słowa i ponosi za to odpowiedzialność. Pani Profesor usłyszała i wyraziła sprzeciw na Twitterze. Ciekawe, czy Sroczyński wyciągnął z tego jakieś wnioski. 
W sumie wątpię. I to jest zła informacja.

poniedziałek, 5 lutego 2024

4 lutego 2024


1. Z „Kawą na ławę” wygrało „Trzecie śniadanie” Mellera. Na początku było właściwie śmiesznie, bo goście za wszelką cenę udowadniali, że nie przeszli na PiS-owską stronę. Dla niektórych ich wielbicieli występowanie w kanale Stanowskiego to najzwyklejsza zdrada, która kara musi być unfollowem, jeżeli nie wytarzaniem w smole, pierzu i wygnaniem z miasta. Później dyskusja utrzymywała poziom Karoliny Korwin-Piotrowskiej. Interesujące były badania, które przyniósł Marcin Duma, niestety Meller średnio sprawdził się jako autor pytań. 


Generalnie wyszedł TVN. Ito do kwadratu, bo goście bardzo chcieli podkreślać swoją koszerność. Kiedyś, dawno temu, pytałem Mellera, dlaczego nie zaprasza kogoś spoza towarzystwa wzajemnej adoracji, odpowiedział, że mu oglądalność spada i się stacja burzy. Teraz ma szansę na innego widza. No i stacja sprawia wrażenie nieco bardziej otwartej. Mam więc nadzieję, że doczekam programu, w którym dyskusja o prezydencie nie będzie licytacją, dla kogo jest większym debilem.

Złą informacją jest, że nie wiadomo czy doczekam w jakimś realnym czasie. 

2. Przez cały dzień, rzecz jasna z przerwami, słuchałem wczorajszej rozmowy z generałem bezprzymiotnikowym rezerwy. Skąd generał bezprzymiotnikowy? Otóż mamy w wojsku cztery stopnie generalskie: generał jednogwiazdkowy – brygady; generał dwugwiazdkowy – dywizji; generał trzygwiazdkowy – broni; generał czterogwiazdkowy – bez przymiotnika, po prostu generał. I takim właśnie był Rajmund Andrzejczak. Znaczy jest. W rezerwie. 

Rozmowa uaktywniła groupies (obu płci), które to groupies zaczęły wzdychać, że marzy im się pozapartyjny prezydent i że Rajmund byłby świetny. Mam dla nich złą wiadomość. Napisaliśmy sobie w taki sposób konstytucję, że prezydent powinien być politykiem. I to najlepiej z własnym mocnym partyjnym zapleczem. Bez takiego zaplecza, jedyne właściwie co może robić, to blokowanie inicjatyw sejmowej większości, bo jeżeli z sejmową większością mu po drodze, robi się z niego tej większości notariusz. 
Złą informacją jest, że nie chce mi się teraz tego dokładnie wyjaśniać, ale naprawdę mam jakąś wiedzę na ten temat, bo się z bliska naoglądałem prezydenta, który bardziej niż politykiem jest prawnikiem. Bardziej żołnierz niż polityk, to może być coś jeszcze gorszego. 

3. „Masters of the Air” coraz lepsi, choć wciąż gorsi niż „Kompania braci”. „Stróżowie Prawa. Bass Reeves” – jakże się cieszę, że się już skończyli. Na koniec wieczoru obejrzeliśmy trzecią część „The Equalizer”. To, gdzie Denzel Washington gra emerytowanego zabójcę z CIA, który niby stary, a wciąż potrafi zabić czymkolwiek, parę osób naraz, ale tylko złych. Tym razem wszystko z pięknymi włoskimi plenerami. Washington w tym filmie bardzo jest podobny do Andrzeja Hrechorowicza. Andrzej ma wiele umiejętności, ale chyba tak nie potrafi mordować złych ludzi. I to jest zła informacja. Bo dobrze czasem znać kogoś z takimi umiejętnościami.