czwartek, 21 kwietnia 2022

20–21 kwietnia 2022

1. Środa. Od rana lało. Pojechałem do Sulęcina obejrzeć otwarcie nowej nadleśniczówki. Porządna nadleśniczówka. Od paru lat twierdzę, że Lasy Państwowe to najlepiej zorganizowana firma w Polsce. Z Sulęcina podjechałem do Międzyrzecza, żeby z firmy sąsiada Tomka wziąć wyciągarkę nazywaną staropolsko rukcugiem. Musi być to staropolskie słowo, gdyż Rückzug znaczy coś zupełnie innego. Wyciągarka ciężka. Teraz muszę wymyślić patent, żeby wkład kominkowy jakoś do niej uwiązać. Nie mam pomysłu. I to jest zła informacja. 

2. Macron–Le Pen. Oglądaliśmy debatę na TVN24 BiS. Można było odnieść wrażenie, że tłumaczki dwoją się i troją, byśmy jak najmniej zrozumieli z tego, co się tam działo. W pewnym momencie naszła mnie konstatacja, że patrząc na Macrona widzę Bronisława Komorowskiego. Młodszego, inteligentniejszego, z większą klasą ale wciąż Bronisława Komorowskiego. 
Powiedziałem to Bożenie. Odpowiedziała, że Francuzi mogą woleć mieć Komorowskiego. 
Że największym problemem Le Pen nie są jej poglądy, pieniądze z rosyjskiego banku, czy program. Że może wystarczyć to, że jest kobietą. A kraj, w którym bardzo niedawno jeszcze kobieta nie mogła sobie sama otworzyć konta w banku, może nie być jeszcze gotowy na kobietę – głowę państwa. Jeśli mam być szczery – nie rozumiem Francuzów. 

3. Czwartek. Przez cały dzień bolała mnie głowa. W związku z tym, przez cały dzień pisałem felieton. Trzy tysiące znaków w ciągu siedem godzin. I to jest zła informacja. Gorszą jest, że z Polski wyjeżdża James Shotter, mój były sąsiad. Korespondent FT. Miał rzadko spotykaną cechę u zagranicznego korespondenta cechę – chciał się czegoś dowiedzieć. Zwykle korespondenci wszystko wiedzą jeszcze przed przyjazdem do kraju. A jak już przyjadą, to się starają za wszelką cenę utwierdzać w swoich przekonaniach. James jedzie do Jerozolimy. Gdyby to było ze czterdzieści lat temu, to jego ekspresowo nabyta znajomość języka polskiego, bardzo by mu się mogła przydać. A tak zostanie z tym polskim, jak Himilsbach z angielskim. 


 

środa, 20 kwietnia 2022

19 kwietnia 2022


1. Siemoniak u Mazurka. Gdyby mnie ktoś prosił o radę, jak nie odpowiadać Mazurkowi na pytania – poleciłbym przeanalizować sposób Siemoniaka. Złą informacją jest, że to może działać wyłącznie z Siemoniakiem. 

2. Pojechałem do Szczecina po wkład kominkowy. Wynaleziony na OLX. Za całe 500 złotych. Przecena z 1000. Najpierw w Starostwie złożyłem pismo. Ale to zupełnie inna historia. 
No więc jechałem do Szczecina. Zła informacją jest, że się zagapiłem, nie skręciłem gdzie trzeba i dojechałem do prawie Kołbaskowa. W Kołbaskowie, ostatnio byłem dwa lata temu. Wtedy nawracaliśmy kolumną w Niemczech. Tym razem udało mi się skręcić wcześniej. Zwiedzałem opłotki Szczecina. Największe wrażenie zrobiło na mnie skrzyżowanie ulic Walecznych i Poległych. Nie tyle samo skrzyżowanie, co fakt jego istnienia. 
Dojechałem. We czterech (pan, który sprzedawał, dwóch pracowników sklepu komputerowego z garażu i ja) wrzuciliśmy wkład kominkowy na pakę lawiny. A ciężki był bardzo. Supra, z podnoszoną w górę szybą. Porządny bardzo. I w dobrym stanie. Nazwy modelu nie widać, ale widać, że tani nie był. 
Wracałem przez Gorzów, gdzie odbierałem skrzynię, którą jakiś czas temu kupiła Bożena. Zwiedziłem kolejny kawałek miasta. Zobaczyłem, czym jest opisywana przez moją gazetę Słowianka.  
W Świebodzinie, na Orlenie, zaczepił mnie kierowca karetki. Zapytał, czy Lawina ma pojemność 5,3 i ile pali gazu. Powiedziałem, że Bożenie 14, a mnie 17. Stwierdził, że to nie dużo. 

3. Im bliżej byłem domu, tym bardziej nurtował mnie problem w jaki sposób wyciągnę wkład z samochodu. Dojechałem. Przyszedł sąsiad Tomek z małżonką. Sąsiad Tomek wpadł na pomysł, żeby wyciągąć prosto na ganek. Później przyjechał ładowarką sąsiad spod lasu. Przywiózł kolejną partię darni. Wsparł nas koncepcyjnie i realizacyjnie. Wykorzystując kawałek płyty OSB i dwukołowy wózek kurierski, udało się viribus unitis wkład wciągnąć na parter. Jest to sukces. Złą informacją jest, że trzeba go będzie wytargać na pierwsze piętro. Sąsiad spod lasu powiedział, że mógłby przypiąć do ładowarki widły i spróbować wsunąć wkład przez okno, ale nie po ciemku. Jest to jakaś koncepcja. Druga – sąsiada Tomka – polega na użyciu wyciągarki z wielokrążkiem. Można też we trzy osoby, po schodach, kurierskim wózkiem. Ale to chyba najgorszy pomysł.  


 

poniedziałek, 18 kwietnia 2022

17–18 kwietnia 2022


1. Niedziela. Właściwie całą przespałem. I to jest zła informacja. Bo pogoda była całkiem, całkiem.

Zrobiłem dwie rzeczy. Zgodnie z tradycją – zasiałem trochę trawy. I skończyłem czytać „Pewnego razu w Hollywood” Quentina Tarantino. To drugie to zła informacja, gdyż wolałbym, by ta książka była dłuższa.

2. Poniedziałek. Mimo prób, tego dnia się przespać nie dało. Przesadziliśmy świerk, który potencjalnie mógł odbierać światło pomidorom. W miejscu, w którym wsadziłem świerk, rosła wcześniej płacząca wierzba. Znaczy: bardziej niż rosła – schła, aż w końcu wycinający krzaki, rośli młodzieńcy ze Staropola, stwierdzili, że nic z niej nie będzie i nikogo o nic nie pytając, ją wykarczowali. Iglaste ostatni jakoś nam nie idą. Dwa na trzy schną. Szkoda każdego. A najbardziej wielkiej sosny przywiezionej z Zawisza. Niby się przyjęła, ale uschła – mimo podlewania – po roku. 


Udało mi się w końcu zmusić Player do współpracy z Chromecastem. Zmusić w pewnych granicach, gdyż, o ile reklamy szły głośno i bez przerw, to przy filmie zaraz się zaczęło kisić. Zresztą zaczęliśmy oglądać „Behawiorystę” i szybko przestaliśmy, bo się go nie dało oglądać. Jednak „Pajęczyna” to najwyraźniej jakieś arcydzieło polskiej sztuki serialowej. 
Ale i tak „The Last Days of Ptolemy Grey” zapowiada się wielokrotnie lepiej. Niestety nie jest to polski serial. I to jest zła informacja. 

3. Właśnie mi się przypomniało, że to śmigus-dyngus. Przez cały dzień obserwowałem hałaśliwych motocyklistów, iluś tam rowerzystów, kolumnę wyczynowych quadów, kanadyjskiego Herculesa, ale ani jednego młodzieńca z wiadrem.  
Pamiętam moją świętej pamięci babcię, która z przerażeniem oglądała z okien dziejące się na Piaskach sceny, w których watahy młodzieńców z wiadrami goniły popiskujące dziewczęta, a gdy je dopadały, wylewały na nie dziesiątki wiader wody wody. Pamiętam, z pierwszej połowy lat dziewięćdziesiątych, policję próbującą opanować młodzieńców polewających wodą z Rudawy, nobliwych mieszczan zwiedzających Emaus. 
Mam wrażenie, że zwyczaj wziął i zanikł. I to nie jest zła informacja. Złą było, że się w ogóle pojawił. 





 

sobota, 16 kwietnia 2022

15–16 kwietnia 2022


1. Piątek (Wielki). Obudziłem się nieprzytomny. Ciekawe w sumie ile bym musiał spędzić czasu w Warszawie, żebym się znowu przyzwyczaił. Pamiętam pierwszy świt w mieszkaniu przy Wilczej. Najpierw tramwaje – Warszawa nie przyswoiła stosowanej w centrum Krakowa węgierskiej technologii, dzięki której tramwaju, jak jedzie, nie słychać. A później śmieciarka, przez dźwięk której obudziłem się w przekonaniu, że wybuchła wojna. Prze lata zdążyłem się przyzwyczaić. Ale teraz śpię jak trusia.  
Najpierw spotkanie w Koszykach, podczas którego dwa razy zabrali prąd. Jak na wsi. Później Zebrwizyta w centralnej administracji. Później wizyta w instytucji kultury. Niby święta, a wszędzie jakoś smutno. 
Wg planu wyjechać miałem przed trzecią. Wyjechałem po szóstej. I to jest zła informacja. Do tego podjąłem serię złych decyzji dotyczących skręcania. No i wylądowałem na jakiejś dziwnej drodze za Cargo. Konkretnie – ulicy Kinetycznej. Ciekawe doświadczenie. W końcu, odwiedziwszy chyba Raszyn (chyba odwiedziwszy, bo pewności czy granicę przekroczyłem – nie mam) trafiłem na autostradę, którą przez prawie pięć godzin, z których ze dwie w ulewie, dojechałem do domu. 

2. Sobota (Wielka). Bożena, parę dni temu, wymyśliła, że przed świętami zbierzemy liście z miejsca pod naszym płotem, gdzie zostawiają auta przyjeżdżający do kościoła ludzie. Zebraliśmy. Wyszło pięć wielkich worów. Śmieciarze, zbierający biodegradowalne, się niemi nie zainteresowali. Załadowałem wory na lawinę i wyrzuciłem koło miejsca, gdzie powstaje kompost. W przyszłym tygodniu, albo zawiozę je do Punktu Selektywnej Zbiórki Odpadów Komunalnych. Albo wysypię na kompost. 
Puściłem wodę do stołówki. Testowo podlałem drzewko-morelę. Już miałem wracać do domu, ale coś mnie tknęło i cofnąłem się do środka, No i się okazało, że pękła rura i stołówkę zaczęło zalewać. Przyjdzie mi testować umiejętności hydrauliczne. A tam spore przekroje, więc prosto nie będzie. Niby to zła informacja, ale to nic przy numerze, który wykręcił kotek Rudolf. Ten, który się boi zejść z drzewa, chyba, że przyjeżdża Gmyz. 
Otóż kotek Rudolf wyskoczył z okna. Na drugim piętrze. Czyli jakieś 10 od ziemi metrów. Może więcej. Po upadku dostał takiego hercklekotu, że musieliśmy pojechać do weterynarza. Co nie było proste, bo w Wielką Sobotę, weterynarze mają inne rzeczy na głowie, niż przesiadywanie w swoich lecznicach. Weterynarz – jak się okazało – motocyklista, zaczekał na nas chwilę, zrobił roentgen, stwierdził, że kot sobie niczego nie zrobił. Dał profilaktyczny antybiotyk i coś przeciwbólowego i kazał kotka-Rudolfa przywieźć za dwa tygodnie na kastrację. A potem zaczął opowiadać, jak to jest, gdy się na motorze wymija, z prędkością 250 kilometrów na godzinę, TiR-a.
Kotek Rudolf w samochodzie zasnął. Po powrocie wypił i zjadł. Ale jest trochę obolały. Zobaczymy, co będzie jutro. 

3. W szczycie afery z kotkiem-Rudolfem, (żeby nie zapomnieć) miałem sobie coś wysłać SMS-em, a wysłałem tweeta. I to jest zła informacja, bo żadne jest to wytłumaczenie. Zwłaszcza, że chwilę zajęło, nim do mnie dotarło, co się dzieje. Cóż, kara musi być. 

 

piątek, 15 kwietnia 2022

13–14 kwietnia 2022

 


1. No więc po kolei. We środę, Kraszewski u Mazurka. W sumie smutna historia. Generał próbował odpowiadać całym zdaniem. Mazurek nie miał cierpliwości, by słuchać. Do tego polonista w Mazurku nie mógł zdzierżyć wojskowego języka. Kłopot sprawiało słowo komponent. 
Później pojechałem do Warszawy. I to jest zła informacja, bo w Warszawie miałem być przed czwartą, a wyjechałem bliżej południa, choć nadzieje miałem wyjechać rano. 
Autostradę, mimo ruchu, udało się przebyć żwawo. Gorzej poszło przebijanie się przez Warszawę. Innymi słowy – mniej czasu zajęła mi trasa ze Strykowa, niż od rogatek, na Flory. 
Wieczór spędziłem oglądając TVN-ową „Pajęczynę”. Bardzo porządny serial. 

2. We czwartek, poza serią spotkań, w tym jednym, z człowiekiem powracającym z zagranicy, zawiozłem Lawinę na geometrię. I się okazało, że moje wrażenie, że coś z autem jest nie tak, miało dość mocne podstawy. Ustawianie trwało ponad godzinę. I kosztowało więcej, niż było w planie. Ale warto było, gdyż po wyjeździe z Ostroroga samochód zaczął skręcać w bardziej logiczny sposób. Złą informacją jest, że nowe drążki już wyglądają jak stare. 

3. Wieczorem Moskwa potwierdziła informacje o zatonięciu Moskwy. Pojawił się więc pretekst do świętowania. Więc zamiast iść do domu od razu, od razu nie poszedłem. Tylko później. I to jest zła informacja.  

Ostatni odcinek „Pajęczyny” gorszy. Choć pomysł niezły. 


poniedziałek, 11 kwietnia 2022

10–11 kwietnia 2022

 


1. Niedziela przeleciała mi na tyle szybko, że nie chciało mi się pisać negatywów. Bo o czym? O tym, że sąsiad spod lasu przywiózł kolejną partię darni, którą rozkładaliśmy w deszczu? 

Albo o komentarzach do wyborów we Francji z TVN24? Że grupa rozsądnych ludzi wraz z redaktorem Węglarczykiem, tłumaczyła, że nie ma nic gorszego niż pani Le Pen, ale gdy przechodziła do konkretów, to się okazywało, że właściwie trudno o tych konkretach mówić. 


2. Dziś, z kolei, dzień zacząłem od Suskiego u Mazurka. Ciekawe to było doświadczenie. Wciąż można kupić na twitterowej aukcji konia(@licytacja). Koń ma cień. Cieniutki taki. 

Później, właściwie przez cały dzień, obserwowałem zadymę związaną z Muzeum Powstania Warszawskiego. Fascynującą jakoś, lecz złą, jest informacja, że spora część tzw. Prawego Twittera zapomniała, że Muzeum jest instytucją Miasta Stołecznego Warszawy. 

Później pojechałem do Gorzowa, na imprezę. Otwierano poniemiecką, pomilicyjną, poizbowytreźwieńszą, poruderzą willę. Po remoncie. Teraz będzie tam centrum biznesowe Zachodniej Izby Przemysłowo-Handlowej. Nim zaproszono nas do willi, byliśmy w miejskiej bibliotece. Przypomniało mi się, że byłem tam w 2015 roku, wiosną. Z kandydatem na Urząd Prezydenta. Kandydat spotkał się z zainteresowanymi mieszkańcami, później udzielił wywiadu Radio Zachód. Później wsiadając do autobusu, potrąciłem jakąś panią i kandydat mnie opieprzył, że nie powinienem potrącać pań. 
Aż do dziś, nie mogłem sobie przypomnieć, gdzie to było. Teraz już wiem. 

Później wróciłem do domu. 
Później poszedłem po jajka. Wciąż kosztują 22 złote. Czyli tyle samo, co w zeszłym tygodniu. A tak straszą inflacją. 

3. Później się okazało, że muszę jeszcze przed Świętami pojechać do Warszawy. I to jest zła informacja, gdyż już czuję, jak mnie to zmęczy. No i jutro będę musiał zrobić to wszystko, co robiłbym we środę. 


niedziela, 10 kwietnia 2022

9 kwietnia 2022


1. Grzegorz Górny opowiadał, że święty Ludwik w poście umartwiał się pijąc piwo. Ciekawe, czy nie lubił piwa, czy raczej umartwiał się przez wypijanie zbyt dużych ilości tego piwa.
Obudziłem się zbyt wcześnie. Drzemałem więc jeszcze przez trzy godziny słuchając „Upału” Marcina Ciszewskiego. Uważam, że to bardzo utalentowany pisarz jest. Złą zaś jest informacją, że zadań domowych nie odrabia i pewne opisywane sytuacje z pogranicza polityki i służb są tak oderwane od polskiej rzeczywistości, że aż zęby bolą.  

2. Zadzwonił sąsiad spod lasu, że ma darń, i czy chcę. Chciałem. Przywiózł. W łyżce manitou. Powiedział, że będzie miał więcej. Przywiózł, wysypał, pojechał. Przez chwilę chciałem zostawić na jutro, ale jakoś żal mi się zrobiło sterczących w górę korzonków i darń rozłożyłem zmachawszy się przy tym nieco. Z poprzedniej partii, spora część trawy przegrała walkę z mchem. Zobaczymy, jak będzie tym razem. 

3. Telewizor. Najpierw w TVN Turbo oglądałem nieodżałowanego wielkiego antonowa, który miał coś wieźć z Anglii do równikowej Afryki. Później różen inne rzeczy, aż się okazało, że na którymś z AXN-ów idzie „Once upon a time in Hollywood”. Po lekturze książki pod tym samym tytułem film jest jeszcze lepszy. Miło patrzeć jak dobro zwycięża nad hipisami.