Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Bagietka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Bagietka. Pokaż wszystkie posty

piątek, 24 września 2021

23 września 2021


1. Na lotnisku w Babimoście jest tabliczka. Wtopiona w beton drogi kołowania. „W tym miejscu 21 07 1961 r stanął na polskiej ziemi pierwszy kosmonauta świata Jurij Gagarin, któremu nadano tytuł honorowego pilota J.W. 5037
Tablicę wmurowano w okrągłą dziewiątą rocznicę tego wydarzenia. 
Miałem nadzieję, że uda mi się na lotnisku wynegocjować prawo do przyjeżdżania na kwadrans przed odlotem. Płonną nadzieję. I to jest zła informacja. 

2. Znowu płynąłem promem w Pomorsku. Z tym, że tym razem przyjechałem kiedy prom był jeszcze po wschodniej stronie. Pełny. Musiałem więc czekać pełen cykl. I jeszcze potem płynąć. Złą informacją jest, że podwójne szyby audi potęgowały nikłość zasięgu. Więc cały czas bez dostępu do sieci. Trudno było wytrzymać. Ale jakoś dałem radę. 
W „Bagietce” nie było sernika. Wziąłem szarlotkę. Też dobra.

3. Praca poszła żwawo. Poszliśmy więc z Miśkiem do jednej z rozpoznanych przez niego knajp. Na ścianie wisiała wystawka dziecięcych rysunków. Brakowało tytułu: „alkohol w oczach dziecka”. Siedzieliśmy na zewnątrz, bo Misiek musiał palić. Przy stoliku obok siedziała grupa młodzieży o ciekawych imionach. O ile mnie słuch nie mylił był i Brajanek i Dżesika, Dawid, i jeszcze parę. Rozmawiali o jakiejś koleżance, której rodzice kupili auto za sto tysięcy. Jak tylko dostała prawko. I, że rodzice – jak tylko potrzebuje – dają. Cała rodzina umie wydawać pieniądze. Jak wujek do burdelu idzie, to wydaje trzydzieści tysięcy. 
Złą informacją jest, że nie potrafię oddać melodii tej rozmowy. 

Zaczęło strasznie wiać. Najpierw na S3 próbowało nas zwiać, później sypało nam liśćmi w oczy, no i jeszcze pozrzucało gałęzie na drogę. Na koniec się okazało, że gałąź jedna spadła na bramę. 


 

niedziela, 19 września 2021

18 września 2021


1. Złą informacją jest, że nie zdążyłem wczoraj podjechać do Castoramy, odebrać zamówione w zeszłym tygodniu płyty na trzecią półkę do biblioteki. Pojechaliśmy więc do Zielonej Góry.

2. Przed Castoramą przeszliśmy się po deptaku. Zostały ślady po Winobraniu. Byliśmy w Bagietce i sklepie z serami, który jest obok. Sery smaczne. Bardzo smaczne. Złą informacją jest, że tak samo, jak smaczne – drogie. 
W Ohach-Ahach przy Rynku zjadłem dobre kimchi i średnią pizzę. 
Na Samorządowym Kolegium Odwoławczym wisi niezgodna z przepisami flaga. 
W Castoramie nieproporcjonalnie mało czynnych kas. Nieproporcjonalnie do liczby klientów. 
Wracaliśmy promem. Wysoka Odra, więc prom płynął szybko. 

3. Na Netfliksie obejrzeliśmy „Opowieści o rodzinie Meyerowitz”. Z dużą przyjemnością. Złą informacją jest, że już kiedyś ten film widziałem. I prawie nic z niego nie pamiętałem, a na pewno zrobił wtedy na mnie takie same, jak teraz wrażenie. 

Koty kolejny dzień śpią w domu. Znaczy: jesień. 


 

sobota, 21 sierpnia 2021

20 sierpnia 2021


1.Znowu promem do Zielonej. Na promie dwa auta. Dużo wody, więc prom szybko. Od początku Zielonej, od wczoraj oglądam powystawiane gabaryty. Przede wszystkim lodówki. Ale też połamane wiklinowe meble. Trochę klozetowych muszli. Czyli nic ciekawego. I to jest zła informacja. Człowiek liczy, że minie jakiegoś Thoneta. Albo kanister Wehrmachtu. A tu same śmieci.

2. W Zielonej utrwaliłem połączenie kropek: droga od Czerwieńska – Castorama – plac Bohaterów. Następnym razem muszę przećwiczyć prom w Pomorsku. 
Z Moim Nowym Szefem byliśmy u Ordynariusza. Podano placek drożdżowy ze śliwką. Nie jadłem. Kawę wypiłem. 
Później z nadredaktorem Muchą udaliśmy się do Bagietki. Złą informacją jest, że nie było szarlotki. Sernika też. 
Zatankowałem na stacji z warzywniakiem. 

3. Prom nam uciekł. Miało to swoje plusy, gdyż mogliśmy kontemplować przypromową ciszę. Ciszę bardziej niż ja kontemplował nadredaktor Mucha. Ja kontemplowałem leżący słupek. Zastanawiając się czy z piaskowca on ci, czy z betonu kontemplowałem. Prom pełen. 
W ostatniej chwili skręciliśmy do Świebodzina. Parkomaty przy Lidlu działają. Przejazd kolejowy otwarty. 

Dojechaliśmy do domu. Czekali nas goście. Czyli pani nadredaktorowa Muchowa. No i państwo profesorstwo Zybertowiczowie. 
Przy kolacji dyskusja o gender. Po kolacji zmusiłem gości do obejrzenia „Zabriskie Point”, po filmie zaś opowiadaliśmy sobie dowcipy. Jeden, z opowiedzianych przeze mnie Profesor określił jako rusofobiczny. I wezwał mnie, bym zaprzestał opowiadania takich dowcipów, bo nasi NATO-wscy sojusznicy będą się utwierdzać w przekonaniu, że Polacy nie są racjonalni w kwestii wschodniej flanki. 

W jutrzejszej Gazecie – wywiad z ekspertem o Afganistanie, bar mleczny Agata w Gorzowie, Bociany, no i pałac w Zatoniu.

Państwo Redaktorstwo przywiozło psa z kotem. Kot – Marek – antyteza Kocia. Czarny jak węgiel. Kocio kulturalnie kolegę przyjął. Później, na górze, złoił mu skórę. 
Złą informacją jest, że się strasznie objadłem, bo ugotowałem za dużo i za późno. 



 

wtorek, 10 sierpnia 2021

9 sierpnia 2021


 

1. Wstałem o jakiejś abstrakcyjnej porze. I to jest zła informacja. Było niby jasno, ale to nie miało specjalnego znaczenia, gdyż w lecie jest jasno już o jakiejś abstrakcyjnej porze. Kocio spał na szezlongu. Czyli w nietypowym dla niego miejscu. Wstał i dał się nakarmić. Później przyszła Rudzia. Też się dała nakarmić. Również żółtym serem.
TVN24 świętował dwudziestolecie. O ile mnie pamięć nie myli – zacząłem ich oglądać po WTC. Chyba jak wszyscy. No i oglądałem przez następne dwadzieścia lat. Prawie. Bo im więcej czasu upływało, tym mniej. Duże w tym znaczenie miała poprzednia moja praca. A konkretnie telewizory naprzeciw biurka, na których, na okrągło szły trzy informacyjne stacje. No i wtedy do mnie dotarło, że jest to najgorzej robiona stacja informacyjna. W znaczeniu – reagująca z największym opóźnieniem. Monika Olejnik powtarzająca witamy w wolnych mediach najwyraźniej wie co mówi. 
Dziś oglądam właściwie tylko Piaseckiego. Znaczy: nie oglądam, bo jest na urlopie. Ale będę oglądał, gdy z urlopu wróci. A – tak w ogóle – jakoś jestem spokojny o przyszłość stacji. Będzie mnie raczej wyprowadzać z równowagi przez kolejne dwadzieścia lat. 

2. Po śniadaniu pojechałem do Zielonej. Poszło mi nawet sprawnie. W Redakcji czekała na mnie historia o poszukiwanym przez prokuraturę dwudziestolatku z sądowym zakazem prowadzenia pojazdów, który z prędkością 250 km/godz. uciekał policji chyba A6 po S3. Całkiem sprawnie uciekał. W Sulechowie zjechał na starą trójkę i tam już szło mu gorzej. W znaczeniu: zaczął stwarzać realne zagrożenie. W końcu zjechał z drogi do jakiegoś lasu, zostawił w aucie pochodzącą z Wielkopolski dziewczynę i zaczął uciekać piechotą. Nieskutecznie uciekać. Były też inne historie, ale wszystkie przykryły wieści z Rokitnicy. Otóż Rudzia przyprowadziła kocię. Kocię trójkolorowe, co – według ludowej mądrości – świadczy o płci jego żeńskiej. Kocię podobne do Rudzi. Co nie wyklucza związku jego z Kociem. Ten sprawia wrażenie sytuacją nieco podirytowanego. Kocie baraszkuje po domu zachowując od nas (ludzi) bezpieczną odległość. Rudzia zdecydowanie czuje się jak u siebie. Kocio ogląda wszystko z pewnego dystansu. Złą informacją jest, że na własne oczy sytuację widziałem dopiero od pewnego momentu. 

3. Wracałem do domu z ciastami z Bagietki, gdyż nawiedził nas kolega Kapla z Panią Profesor. Cały dzień bolała mnie głowa i to jest zła informacja. Mam wrażenie, że jadąc półprzytomny większe zagrożenie stwarzałem, niż wzmiankowany wyżej dwudziestolatek. A jako, że jechałem zdecydowanie niż tamten wolniej – zagrożenie stwarzałem dłużej. W każdym razie dojechałem. Kolega Kapla wygląda na nowego człowieka. Mam na ten temat teorię, ale zaczekam z jej ujawnieniem. Aż przyjdzie na to pora.








sobota, 24 lipca 2021

23 lipca 2021


1. Wstałem za bardzo rano. Przeniosłem meble ogrodowe z betonu, na drugą stronę, przed połamane drzewo. Meble ogrodowe po parkowej stronie domu to nowa jakość. 
Wziąłem udział w dwóch onlajnowych zebraniach i pojechałem do Zielonej. Spory kawałek wlokłem się za lorą wiozącą minikoparkę. Od pewnego czasu łapię się na tym, że nie chce mi się wyprzedzać. Starość nie radość. 

2. W związku z najazdem gości udałem się do „Bagietki” po jagodzianki, serniczek i szarlotkę. Jako że udałem się po szesnastej – jagodzianek już nie było. Nabyłem serniczek i szarlotkę. Sprzedająca pani okazała się odessyjką. Powiedziała, że na Ukrainie są trzy miasta Lwów, Kijów i Odessa. We Lwowie wciąż nie byłem. Zmarnowałem okazję do wjechania bez kolejki na granicy. 

3. Przyjechali goście. Usiedliśmy na ogrodowych meblach po parkowej stronie. I była to nowa jakość. Przyszedł Kocio. Siedział nawet na kolanach. Ale się przez cały czas rozglądał. W końcu poszedł szukać Rudzi. Po jakimś czasie przyszli oboje. Kocio był tym faktem tak podekscytowany, że wręcz uniemożliwiał jej jedzenie. Jakoś sobie radziła. Choć muszę przyznać, że nie wychowaliśmy Kocia na porządnego chłopca.

Przez cały dzień narastała żniwna akcja. Chwilami ruch na drodze wokół parku był jak na nieprzymierzając Marszałkowskiej. 

 

piątek, 16 lipca 2021

15 lipca 2021


1. Kocio nocował w domu. Pewnie by wolał nie. Nikt go jednak nie pytał. O świcie wyawanturował sobie wyjście. Kiedy wstałem przed dziewiątą koczował na tarasie pod – zupełnie dla niego niezrozumiale zamkniętymi – drzwiami. 
Rudzi rano nie było. Kocio nie wydawał się mieć do jej nieobecności jakiegoś stosunku. 

2. Pojechałem do Zielonej. Przez Świebodzin, żeby w Tesco zatankować audiego. Postanowiłem, że teraz będzie nie to audi”, ani nie ta A8. Będzie ten audi. Jadąc z Warszawy wywierałem na niego presję. Rekordu czasu przejazdu tośmy nie uzyskali, ale na pewno wyszedł nam rekord spalania. 
Jechałem S3. Ruch umiarkowany. W Zielonej też bez korków. Kiedy załatwiłem, co miałem do załatwienia ruszyłem na deptak. W poszukiwaniu sernika. Zadzwoniłem do natywnie zielonogórskiego kolegi, który wybrał kiedyś Żoliborz, a teraz inwestuje pod rosyjską granicą twierdząc, że Rosji się nie ma co bać, bo ledwo dyszy. Czym różni się od na przykład specjalistów niemieckich, którzy twierdzą, że Rosji należy się bać, bo ledwo dyszy. Kolega wysłał mnie do miejsca, które się nazywa „Bagietka”. I dobrze, że mnie tam wysłał, gdyż i sernik, i szarlotka, i jagodzianka były istotnie godne polecenia. 
Wyposażony w wypieki ruszyłem w stronę domu. Tym razem przez Przylep. I prom w Brodach. Na prom przyszło mi zaczekać, gdyż był po wschodniej stronie Odry. Dojechałem do domu i postanowiłem zagarażować pojazd. Po drodze minąłem siedzącą w krzakach Rudzię. Kolega Grzegorz napisał, że Rudzia to słabe imię. Kiedy pozna – zrozumie, że nie ma racji. 

3. Udało mi się trochę naprawić kosiarkę Bożeny. Naprawić, bo napęd działa. Trochę, bo wydaje przy tym straszne odgłosy. 
Rudzia przyszła wieczorem. Zjadła, Dużo. Pół rossmannowej puszki i kiełbasy kawałek prawie jej długości. Nie licząc – rzecz jasna – ogona. Pokręciła się i poszła. Chwilę później przyszedł Kocio. Wyraźniej się zmartwił tym, że się minęli. 
Prawie wyjechaliśmy do Warszawy. Wyjedziemy rano. Nie lubię jeździć rano. 

No i na okiec oglądałem „Pętlę” (Hasa). Holoubek jest tam trochę podobny do Łukasza Mężyka.