Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Konrad Piasecki. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Konrad Piasecki. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 14 marca 2022

13 marca 2022


1. Przez chwilę oglądałem „Kawę na ławę”. I to była akurat ta chwila, w której człowiek żałował, że to nie Konrad Piasecki jest parlamentarzystą. 
Przez chwilę oglądałem „Cztery strony prasy”. Bardzo krótką chwilę. „Loży prasowej” nawet nie włączałem. I – sądząc po twitterowych komentarzach – dobrze. 
Wysłuchałem Mazurka bez Stanowskiego. I Mazurka z Kazimierczakiem i Dobrowolskim. Dlaczego benzyna w Polsce ma być tańsza niż w Niemczech, skoro telewizory są droższe. O piwie nie mówiąc. Czy winie. 
Zabawna w sumie była niechęć Mazurka do dzwoniących słuchaczy. Słuchacze brzmią trochę jak pogrobowcy Wykopu. Więc się niby obrażać nie powinni. Ale pewności w tej sprawie nie mam. I to jest zła informacja. 

2. Kotek Rudolf. Wczoraj asystował przy ogrodowych pracach. Wlazł na grab. Myślałem, że przyjdzie mi nieść drabinę z pomocą. Jednak zlazł. Złapał mysz. Interweniowałem dając myszy fory. Nie na wiele się to zdało. Złapał ją drugi raz. I nie dal już jej sobie odebrać. I to jest zła informacja. 
Po wszystkich tych przygodach, dziś był przekonany o swojej wyjątkowości. Dziś postanowił zapolować na Lucky'ego. Lucky nie bardzo wiedział jak się zachować. W każdym razie Rudolf przeżył. 


3. Wbiłem sobie wczoraj w rękę nóż. Japoński, Więc wszedł głęboko. Ściągnąłem ranę takimi paskami do ściągania ran. Niby dobrze, ale mnie ręka boli. A właściwie obie dwie, bo wczoraj przycinając dziką różę nawbijałem sobie kolców. 
Przez ostatnie dni oglądaliśmy najświeższych „Wikingów”. Ich to ciągle coś musiało boleć i jakoś z tym funkcjonowali. 
Przyszedł sąsiad Tomek. Przerwane łańcuchy dostaw na razie go nie dotknęły. Na razie. 


eSIM T-Mobile prawie działa. Znaczy: da się rozmawiać, ale jest problem z SMS-ami. Nie działają. I to jest zła informacja.


 

czwartek, 4 listopada 2021

3 listopada 2021

 


1. Tym razem śnił mi się rabin Schudrich. Na ciężkim kacu. Gdyż wcześniej był na Podlasiu. Mówił, że przywiózł dwa litry jakiegoś arcydzieła sztuki destylarskiej. Śnił mi się też Krzysztof Panek. Ten akurat miał pretensje, że mu źle doradziłem w sprawie remontu podłogi. Nie wiem co konkretnie, bo przyszedł chcący wyjść na deszcz Kocio i mnie obudził. Obaj – Rabin i Krzysztof – we śnie wychodzili z jakiegoś protestanckiego nabożeństwa procedowanego przez kobietę z dziwnym kołnierzem, w nowoczesnym wnętrzu. Hotelowym, coś jak sale z przestawianymi ścianami, w których się w warszawskim Sheratonie organizuje imprezy.

Uwielbiam TVN24. Bardzo dobra rozmowa Piaseckiego, w której zajmująca się pszczyńską sprawą prawniczka – mimo zdecydowanego stosunku do do ubiegłorocznego wyroku TV – mówiła, że lekarze mogli i powinni byli przeprowadzić aborcje. Natychmiast po zakończeniu jest komentowana w sposób ujednoznaczniający: powiedziała, że to wina TK. 
Porzuciłem TVN24. W znaczeniu: nie oglądałem przez cały dzień. Potrafię sobie wyobrazić, co się na antenie przez cały dzień działo. I to jest zła informacja. 

2. Dawno nie słuchany Mazurek urządził pani Poseł od Hołowni niezłe oranko. Nie sądzę, żeby miało to jakikolwiek wpływ na wynik, jaki osiągnie pani Poseł w następnych wyborach. I to jest zła informacja. 

3. Spotkania na teamsach tym razem trwały dłużej. Znaczy: skacowany rabin nie wróży żwawych zebrań. Ustawiliśmy z Bożeną w górnej łazience szafkę pod umywalkę. Teraz tylko wyciąć dziurę na odpływ i wszystko podłączyć. Wieczorem, z sąsiadem Tomkiem, wynieśliśmy na górę lustro. Nie tłukąc. Co jest jakimś sukcesem. 
Sąsiad Tomek podzielił się plotkami o śmieciowej zmowie. Czyli, że śmieciowi przedsiębiorcy podzielili się gminami i nie robią sobie konkurencji. Mogą więc dyktować gminom ceny. To się nadaje do prasy. 

Prasa regionalna donosi, że remont mostu w Cigacicach się może przedłużyć. I to jest zła informacja. Przez Cigacice będę miał bliżej do roboty. 


poniedziałek, 27 września 2021

26 września 2021


 1. „Siódmy dzień tygodnia”. Przez parę miesięcy nie oglądałem. Może i dobrze. Redaktor Stankiewicz ogłosił, że w Nowym Jorku Prezydent spotkał się tylko ze swoimi odpowiednikami z Brazylii i Mongolii. Uczestniczący Peeselowiec do zastawu dołożył prezydenta Erdogana. 

W realnym świecie Andrzej Duda, poza tymi trzema, spotkał się jeszcze z Prezydentami Albanii, Litwy, Łotwy, Estonii, Mołdawii, Sekretarzem Generalnym ONZ i jego zastępcami, przemawiał na trzech szczytach i robił mnóstwo innych rzeczy. 

Zaczynam się skłaniać ku tezie, że Onet to jednak stan umysłu. I to jest zła informacja,

Dyskutującym w studio politykom bardzo nie pasowało spotkanie z Prezydentem Mongolii. Kiedy w przyszłym roku Andrzej Duda poleci do Senegalu, nasi światli liberałowie pewnie będą drzeć łacha, że się z murzynami spotyka. 

U Piaseckiego, Michał Kamiński opowiadał, że gdyby trafił na imprezę z PiS-owcami, to by wyszedł. Z imprez 300polityki nie wychodził. 

Korespondowałem o tym, z pewnym ważnym, telewizyjnym dziennikarzem. Nie napiszę z kim, bo czasy takie, że nie wiadomo, czy ktoś pretensji do niego kiedyś mieć nie będzie, o to, że się za mną kontaktuje. Napisał, że mimo iż jest fanem ponadpartyjnych kontaktów, przy tym poziomie sporu i retoryki wspólne picie uważa za jakaś aberrację. Że radośnie by się nie potrafił bawić w towarzystwie „zdrajców i złodziei”. Cóż, nie jest politykiem. 

2. Po raz pierwszy od nie pamiętam kiedy, obejrzałem trzy niedzielne poranne publicystyki. I znowu z przykrością zauważam, że gdybym miał lat piętnaście, najlepsze wrażenie by na mnie robili przedstawiciele Konfederacji.

3. Przyszło zawieźć Suburbana do Zielonej. Do mechanika. Pierwszy postój wypadł zaraz za bramą, gdyż się okazało, że znikł był litr oleju ze skrzyni. Później poszło gładko. Płynęliśmy pełniusieńkim promem. Na Odrze ruch, jak na Marszałkowskiej. Coś robią. I w to coś, zaangażowane jest kilka barek i jeszcze więcej sprzętu na brzegu.Miałem Kociowi zrobić zastrzyk. Dwa zastrzyki. Nie będę udawał, że miałem na to jakąś specjalną ochotę. W końcu, kiedy zebrałem siły i postanowiłem plan zrealizować się okazało, że Kocia nie ma. Gdzieś prysnął. I to jest zła informacja. 




poniedziałek, 20 września 2021

19 września 2021


1. Do śniadania oglądaliśmy programy Rymanowskiego i Piaseckiego. Strata czasu. 
Gdybym miał piętnaście lat, to bym pewnie po takim poranku mówił, że będę głosował na Bosaka. Nie mam piętnastu. Mam pięćdziesiąt. Prawie. Jeżeli bym miał na kogoś, zdzisiejszego zestawu gości głosować, byliby to Rymanowski z Piaseckim. I to jest zła informacja. 

2. Dawno, dawno temu pisywałem na Salonie24. Chodzi mi czas, zanim zacząłem pisywać tam pod nazwiskiem. 19 grudnia 2009 roku napisałem notkę pod tytułem „Kiedy u Tusków są Święta?

Zeszłotygodniowy numer tygodnika „Gala” („Gala – sztuka sięgania do gwiazd”) publikuje wywiad z premierem rządu RP, panem Donaldem Tuskiem.

Na zdjęciach rodzina Tusków łamiąca się opłatkiem, premier z wazą barszczu, groch z kapustą, kompot z suszu, choinka, świeczki, prezenty (wnuk dostał piłkę i coś firmy Fisher Price). 

Na okładce: Specjalnie dla nas! Donald Tusk z wnukiem Mikołajem. Tylko „Galę” rodzina premiera zaprosiła na święta do sopockiego mieszkania.

Prawosławni świętują 13 dni po katolikach. Tuskowie dwa tygodnie wcześniej?

Może ktoś powinien poprosić Gowina, żeby ten zadzwonił do Tuska i powiedział mu, że katolicy w Polsce siadają do wigilijnego stołu 24 grudnia?

A poważnie: „Gali” udał się numer, którego Sacha Baron Cohen (ten od „Borata” i „Brüna”) by się nie powstydził. Namówić premiera dość sporego państwa do tego, by wraz z rodziną imitował świętowanie dość ważnej dla współobywateli uroczystości rodzinno–religijnej. I to jeszcze dla pisma, w którym kilka stron dalej Misiek Koterski tłumaczy, że szołbiznes zniszczył mu życie, zaś Maleńczuk opowiada, jak swoje córki nauczył kłamać jak z nut. Czy Mikołaj (wnuk premiera) tę samą piłkę dostanie drugi raz w wigilię?

Na koniec cytat: „Sopockie mieszkanie premiera ma niecałe 70 metrów. Kiedy rozstawi się w salonie świąteczny stół, nie ma już miejsca na nic innego. Jest za to tak przytulnie, że gospodarze swojego lokum nie zamieniliby na żaden pałac.”
„Gali” już nie ma. Burda zamknęła ją miesiąc temu. Metody – jak mogliśmy zauważyć w Płońsku – zostały.  
Złą informacją jest, że „Gali” już nie ma. Choć pewnie wciąż jest parę tytułów, które by z radością wzięły udział w takich przedsięwzięciach. 

3. Trzecia seria „Sex education”. Złą informacją jest, że chyba nie jestem sobie w stanie wyobrazić, jaki poziom osiągną w serii piątej. 


 

wtorek, 10 sierpnia 2021

9 sierpnia 2021


 

1. Wstałem o jakiejś abstrakcyjnej porze. I to jest zła informacja. Było niby jasno, ale to nie miało specjalnego znaczenia, gdyż w lecie jest jasno już o jakiejś abstrakcyjnej porze. Kocio spał na szezlongu. Czyli w nietypowym dla niego miejscu. Wstał i dał się nakarmić. Później przyszła Rudzia. Też się dała nakarmić. Również żółtym serem.
TVN24 świętował dwudziestolecie. O ile mnie pamięć nie myli – zacząłem ich oglądać po WTC. Chyba jak wszyscy. No i oglądałem przez następne dwadzieścia lat. Prawie. Bo im więcej czasu upływało, tym mniej. Duże w tym znaczenie miała poprzednia moja praca. A konkretnie telewizory naprzeciw biurka, na których, na okrągło szły trzy informacyjne stacje. No i wtedy do mnie dotarło, że jest to najgorzej robiona stacja informacyjna. W znaczeniu – reagująca z największym opóźnieniem. Monika Olejnik powtarzająca witamy w wolnych mediach najwyraźniej wie co mówi. 
Dziś oglądam właściwie tylko Piaseckiego. Znaczy: nie oglądam, bo jest na urlopie. Ale będę oglądał, gdy z urlopu wróci. A – tak w ogóle – jakoś jestem spokojny o przyszłość stacji. Będzie mnie raczej wyprowadzać z równowagi przez kolejne dwadzieścia lat. 

2. Po śniadaniu pojechałem do Zielonej. Poszło mi nawet sprawnie. W Redakcji czekała na mnie historia o poszukiwanym przez prokuraturę dwudziestolatku z sądowym zakazem prowadzenia pojazdów, który z prędkością 250 km/godz. uciekał policji chyba A6 po S3. Całkiem sprawnie uciekał. W Sulechowie zjechał na starą trójkę i tam już szło mu gorzej. W znaczeniu: zaczął stwarzać realne zagrożenie. W końcu zjechał z drogi do jakiegoś lasu, zostawił w aucie pochodzącą z Wielkopolski dziewczynę i zaczął uciekać piechotą. Nieskutecznie uciekać. Były też inne historie, ale wszystkie przykryły wieści z Rokitnicy. Otóż Rudzia przyprowadziła kocię. Kocię trójkolorowe, co – według ludowej mądrości – świadczy o płci jego żeńskiej. Kocię podobne do Rudzi. Co nie wyklucza związku jego z Kociem. Ten sprawia wrażenie sytuacją nieco podirytowanego. Kocie baraszkuje po domu zachowując od nas (ludzi) bezpieczną odległość. Rudzia zdecydowanie czuje się jak u siebie. Kocio ogląda wszystko z pewnego dystansu. Złą informacją jest, że na własne oczy sytuację widziałem dopiero od pewnego momentu. 

3. Wracałem do domu z ciastami z Bagietki, gdyż nawiedził nas kolega Kapla z Panią Profesor. Cały dzień bolała mnie głowa i to jest zła informacja. Mam wrażenie, że jadąc półprzytomny większe zagrożenie stwarzałem, niż wzmiankowany wyżej dwudziestolatek. A jako, że jechałem zdecydowanie niż tamten wolniej – zagrożenie stwarzałem dłużej. W każdym razie dojechałem. Kolega Kapla wygląda na nowego człowieka. Mam na ten temat teorię, ale zaczekam z jej ujawnieniem. Aż przyjdzie na to pora.








wtorek, 1 czerwca 2021

31 maja 2021


1. Kocio przyszedł mocno złomotany. Długo nie pobył. Zmył się. Potem jeszcze wpadł na chwilę. Wygląda jakby prowadził jakąś wojnę. Rozważamy ograniczenie wolności, by się mógł z ran wylizać.

2. Odtworzyłem sobie niedzielną debatę o mediach Konrada Piaseckiego. 
Ewa Ewart wystąpiła jako powracająca z zagranicy, jakaś pani z fundacji helsińskiej czy Batorego jako przedstawiciel zatroskanych NGO-sów, profesor Dudek jako głos rozsądku no i special guest star – Tomasz Lis jako himself. Do tego studenci dziennikarstwa. Właściwie śmieszni. Jeden, który marzy o tym, żeby komentować mecz piłkarski. Inna, która skoro jest w TVN24, korzystała z okazji, żeby mówić, że chce w TVN24 pracować, jeszcze jedna, która właściwie to jest z PR-u, ale to ma wiele wspólnego z mediami. I jeszcze ktoś. 
Z takim składem zabiłbym się własną pięścią. Ale pewnie dlatego nie prowadzę debat w telewizji. W każdym razie Piasecki wypadł bardzo rozsądnie. Debaty mają być kontynuowane. 

3. Profesor Sadurski napisał na Twitterze: „Przez propagandę NS2 jest prezentowany jako kolejny rosyjsko-niemiecki zamach na Polskę. Nasz koszt to strata zysków z obecnego rurociągu. Nieuniknione Ale nie lepiej domagać się udziału w korzyściach z przedsięwzięcia, które pasuje wszystkim innym?
Trudno od profesorów wymagać, by byli mądrzy. Dla dobra Nauki Polskiej (w tym przypadku nie tyle polskiej, co wręcz światowej) dobrze by było, gdyby swoją niemądrość ukrywali.

„Mare of Easttown” – jeżeli ktoś jeszcze nie zauważył – warto. 

czwartek, 27 maja 2021

26 maja 2021


1. Przydacz ciekawszy u Piaseckiego, niż wczoraj u Mazurka. Może dlatego, że krócej, więc nie ma czasu na gwiazdorzenie prowadzącego. A może nie każdy prowadzący gwiazdorzy. 
Goście i gospodarz „Minęła 8” zmartwili się, że sankcje wobec Białorusi mogą uderzyć w białoruskie społeczeństwo. 
Przedstawiciel białoruskiego społeczeństwa , u Mazurka prosił, by Białoruś odciąć od SWIFT-u.

Zadzwonił kolega Kuba. Ten, którego niepokoiły wskazania czujnika płynu w S8. Jechał zmieniać termostat. Węgorzewo pełne samobieżnych haubic. Odradzałem mu zakup domu na Przesmyku Suwalskim. Nie wierzy w realność rosyjskiego zagrożenia. Naprawdę fajnie by było, gdyby miał rację. 

Przez cały dzień próbowałem wysłuchać Mentzena u Stanowskiego. Bezskutecznie. Bo brakło i czasu i determinacji. Ze trzydzieści lat temu czytałem jakąś książkę Łysiaka. Nie pamiętam ani tytułu, ani treści. Poza motywem puczu. Na początku był bunt generałów, poźniej pułkowników. Schodziło coraz niżej. Za każdym razem przedstawiciel kolejnej rangi wygłaszał telewizyjne orędzie. Na końcu byli chyba kaprale. Ich przedstawiciel jedyne, co potrafił powiedzieć do kamery, to: kurwa wasza mać. Łysiak – straszny grafoman – mało kto wie, że specjalista od historii fortyfikacji. Ale nie o tym. 
Mam wrażenie, że z kolejnymi pokoleniami polityków jest podobnie jak wojskowymi w tamtej książce. Korwin może pleść kocopoły, ale nie pozwalał sobie na to, co Mentzen – żeby głośno przyznać, że kocopoły, które plótł służyły wyłącznie pozyskaniu wyborców. 

2. Pojechaliśmy najpierw do Świebodzina, zamówić materiał na półkę, która stanie obok pompy. Przygotują na piątek. Później pojechaliśmy do Bogdańca, który czasem mi się myli ze Spychowem. W Bogdańcu kupujemy AGD. Pan sprzedawca poczuł się w obowiązku i znalazł nam drzwiczki do piekarnika Miele. Za całe 150 złotych.

Przebiliśmy się przez Gorzów do Różanek, do sklepu z meblami skąd pochodzi mój zegar z bunkra Hitlera. Tym razem kupiliśmy tylko parę drobiazgów. Wśród nich porządny korkociąg z winnicy Chanson Pere et Fils. Za 5 złotych. Z Różanek drogą miejscami polną do Janczewa, gdzie skręciliśmy na starą drogę gorzowską. 
W Santoku, przed mostem na Noteci, w budce w kształcie truskawki pani sprzedaje truskawki. Nie są zbyt duże, ale za to wyśmienite. 
Później, żeby przejechać przez miejscowość Murzynowo zjechaliśmy z głównej drogi. Następnym razem może nie być takiej okazji. Rada Języka Polskiego nie próżnuje. 
Później przez Skwierzynę, Stary Dworek, Bledzew, Chycinę, Kursko, Pieski, Boryszyn, Wilkowo i Borów wróciliśmy do domu. Z dziesięć lat temtędy nie jechałem. Nowe mosty, nowe drogi, nowe tynki na starych domach. Polska rośnie w siłę, a ludziom żyje się dostatniej. 

3. Rozebrałem nowe drzwiczki. Gruntownie je doczyściliśmy. Pan sprzedawca AGD miał rację. Dały się założyć bez żadnych problemów. Znowu mamy piekarnik. 

Fotowoltaika w maju zrobiła już megawatogodzinę. Ciekawe ile by zrobiła, gdyby było słońce. 






 

środa, 12 maja 2021

11 maja 2021


1. Z piętnaście lat temu, a raczej nawet siedemnaście, byłem redaktorem serii książek o II wojnie światowej. Przy okazji jednej o generale Maczku wyświetlił mi się generał Ferdinand Čatloš. Który dowodził siłami słowackimi, które najechały nas w 1939 roku. Pan generał był za ks. Tiso ministrem obrony i głównodowodzącym słowackich sił zbrojnych. Ferdinand Čatloš zmarl w 1972 roku. Pochowano go na Narodowym Cmentarzu w Martinie – takich słowackich Wojskowych Powązkach. Jak to się stało, że odznaczony Żelaznym Krzyżem minister faszystowskiego rządu leży na cmentarzu obok slowackich bohaterów? Otóż równolegle przewodził podziemnej organizacji w dowodzonym przez siebie wojsku. 
Przypomniało mi się to, gdy 
Piasecki czołgał Arłukowicza, wypominając mu że będąc prominentnym członkiem władz Platformy tak właściwie podpisał list do samego siebie. 
Później Mazurek czołgał Rasia. –Jestem patriotą PO – powiedział Raś. –Byli też księża patrioci – odpowiedział Mazurek. Raś mówił też o „pomarańczowej kartce”, jaką z innymi sygnatariuszami listu wystawił kierownictwu Platformy. 

Obawiam się, że „Pomarańczowa kartka” raczej nie wejdzie raczej do polszczyzny. 

2. Pojechałem do Wilkowa nabić klimatyzację w audi. Tym razem skutecznie. Z Wilkowa do Świebodzina, po Lawinę. U gazownika się okazało, że jednak nie uda mi się wrócić dwoma autami naraz. Zostawiłem więc audi w myjni. Jutro je odbierzemy. 
Wczoraj, kiedy jechałem do gazownika, wziąłem autostopowicza. Między Skąpem a Świebodzinem opowiedział mi sporą część życia. Wracał z detoksu w psychiatryku w Ciborzu. Jechał do pracy pod Gorzów. Konkretnie do miejscowości, gdzie kupiłem zmywarkę, piekarnik a wcześniej pralkę. Poszedł w tango, bo poprzedni pracodawca mu nie płacił. A wszystko przez czekoladowe baryłeczki z whisky, którymi częstowała jakaś pani, u której robił fuchę. Zjadł ich z sześć. No i poszło. Teraz ma dostawać dwadzieścia złotych za godzinę. Na budowie. Bo murarzem jest. 
Wysadziłem go na dworcu PKS. Jechał do Zielonej Góry, żeby wsiąść do pociągu do Gorzowa. Niezbyt to było logiczne. Ale może w związku z tym, że przez ostatnich lat trzydzieści ogołocono okolicę z linii kolejowych – inaczej się nie da. 

3. W związku z pogodą Kocio wyprowadził się z domu. Wpada tylko coś zjeść. Schudł. I jakby zmężniał. Jego koleżanka pojawia się coraz bliżej domu. 
Jutro przyjeżdża pan od pompy. Uszczelnić nieszczelność. I może przywiezie ze sobą innego pana, który formalnie pompę uruchomi. 
Miał być dzisiaj, ale mu samochód odmówił posłuszeństwa. 

Po pól roku zadzwoniłem do miejscowości Borki-Kosiorki (pod Siedlcami). Do mechanika, u którego stoi Suburban. Usłyszałem to samo, co pół roku temu. Że się na dniach za Suburbana zabierze. Wygląda na to, że to mi przyjdzie zabrać. Suburbana stamtąd. 


 

czwartek, 1 kwietnia 2021

31 marca 2021


1. Rano wrócił Kocio, zjadł, kwadrans si zdrzemnął i poszedł. 

Wojewoda Śląski u Piaseckiego. Spokojnie, profesjonalnie, bez owijania w bawełnę. Ech, żeby więcej urzędników potrafiło tak mówić. W Graffiti Arłukowicz. Nie oglądałem. U Mazurka Generał Psów Pańskich. Powiedział, że obserwując niemieckie doświadczenia był przeciwko powrotowi religii do szkół, a teraz nie rozumie pomysłu z religii matury. Mazurek powiedział, że mu ten pomysł nie przeszkadza. Skoro matura może być z tańca, to czemu nie z religii. Jest w tym jakiś sens. 

Listonosz przyniósł test do mierzenia twardości wody. Przeczytałem w instrukcji zmywarki, że trzeba to ustawić. Przetestowałem. Wyszedł maks czyli powyżej 450 mg/l (CaCO3 to chyba węglan wapnia?)(Tak, to węglan wapnia) Czyli ponad 25d (niemieckiej skali). W zmywarce, skala nie kończy się na 25d. Kończy się na 70d. W instrukcji napisano, że jak się samemu nie zbada, trzeba zadzwonić do local water authority. Zadzwoniłem do Gminy. Pani chwilę szukała, by powiedzieć, że woda ma 318 mg/l czyli 18d. Czyli jest zasadniczo średniej twardości. Czajniki mają na ten temat raczej inne zdanie. Muszę sobie kupić tester, który bada bardziej. Ale nie widzę takich na Allegro. I to jest zła informacja. 

2. Przyszła paczka z Ameryki. W paczce – piasta. Postanowiłem się zawziąć w sobie i ją wymienić. Najpierw trzeba było lawinę podnieść. Nie mogłem znaleźć podnośnika nazywanego lewarkiem. Przez chwilę wieszałem psy na poprzednim właścicielu, niesłusznie. Sięgnąłem do instrukcji i się okazało, że lewarek ukryty jest pod siedzeniem tylnym prawym. No i był. Zdjąłem koło. Zabrałem się za ściąganie zacisku. Znaczy wydawało mi się, że to, co chciałem ściągnąć nazywa się zacisk, ale to było jarzmo. Śruby osiemnastki. Dwie. Próbowałem jedną – nic. Drugą – nic. Wymyśliłem, żeby użyć masy samochodu. Czyli podłożyłem pod klucz pniaczek i zacząłem auto spuszczać lewarkiem. Pniaczek akacjowy. Klęknął. Okazał się za miękki. Przyniosłem drugi lewarek i zacząłem klucz lewarować. Wziął i pękł. Zadzwoniłem do Kamila – inżyniera. Najpierw mi wyjaśnił, że to jarzmo a nie zacisk. Później stwierdził, że powinienem raczej poszukać mechanika, bo jak mi śruba strzeli, to będę miał kłopot, bo na trzech kołach raczej nigdzie nie dojadę. A jak strzeli mechanikowi – to będzie sobie musiał jakoś z tym poradzić. Mądrego warto posłuchać. Obdzwoniłem trzech okolicznych mechaników. Znów będę obdzwaniał po Świętach. 

3. Dwadzieścia jeden stopni. W cieniu. Po porażce z piastą zabrałem się za przycinanie jabłonki. Widziałem kiedyś w telewizji, jak brytyjski ogrodnik to robił. Nie patrzyłem zbyt dokładnie. Została mu 1/3 drzewa. Poszedłem w jego ślady. Prawdopodobnie fachowiec widząc moją pracę stwierdziłby że dokonałem na jabłonce zbrodni. Jabłonki przycina się w marcu. Ale raczej nie 31 marca. Zwłaszcza, kiedy jest dwadzieścia jeden stopni. 
Została mi druga. Tę obetnę w kwietniu. Nie słyszałem, by ktoś chciał wprowadzić do K.K. przepisy dotyczące pastwienia się nad drzewami owocowymi. Ale parząc jak wygląda świat – zaraz ktoś na to wpadnie, więc powinienem się pospieszyć. 

Wczorajszą notkę szybko zmodyfikowałem, bo Konrad Piasecki zwrócił mi uwagę na błąd, jaki popełniłem w kwestii szczepień ozdrowieńców. Dziś się naumiałem i mogę napisać: Ozdrowieńcy mogą być szczepieni nie wcześniej niż trzy miesiące od zakończenia izolacji. Chodzi o to, że wcześniej mogą mieć zbyt duży poziom przeciwciał, co może spowodować niepożądaną reakcję na szczepionkę. Mam więc szansę na szczepienie nie wcześniej niż 16 czerwca. 




 

czwartek, 18 marca 2021

18 marca 2021


1. Zabiłem pierwszego w tym roku komara. Obudził się z niewiadomych przyczyn i zaczął robić to, co komary zwykle robią. Swoją drogą ciekawym, jakie zdanie ma młoda lewica na mówienie na samicę komara – komar. Przecież to nie może być w porządku. 

Nie wiem, czy wygrałem, czy przegrałem zakład, gdyż rozmowę Piaseckiego z marszałkiem Grodzkim oglądałem od połowy. W tym przypadku istnieje szansa zakładu wygranego w połowie: Piasecki zapytał o AstraZenekę, gość zaś nic mądrego nie odpowiedział. 
Cóż, zakład wygrany w połowie jest jednak przegrany. 

2. Posadziliśmy choinkę. Zostały nam do posadzenia jeszcze trzy. Sadzimy w części parku, w której jest dużo gruzu. Tak duża, że raczej mała jest szansa, by kiedykolwiek zrobić tam trawnik. Będzie więc zagajnik. Iglasty. 
Przez cały dzień właściwie było słonecznie. Trochę słonecznie. No i nagle zaczął padać śnieg. Najpierw było i słońce i śnieg, później się zrobiło ciemno i śnieżnie. Marzec. 
Kocio śpi cały dzień. Wieczorem wyszedł tylko na chwilę. Łomot musiał być dotkliwy.

3. Oglądamy „For All Mankind”. Naprawdę niezły serial. Między pierwszą a drugą serią upływa kilka lat. Jako materiał dodatkowy Apple wrzucił kilka programów informacyjnych pokazujących co się w przerwie wydarzyło w tej alternatywnej historii. 
Rozbawił mnie błąd tłumacza: pani Thatcher powiedziała, że jeżeli Związek Radziecki dalej będzie coś tam robił, to rozmieścimy rakiety Cruise. Tłumacz z rozmieszczenia zrobił wystrzelenie. 

Codziennie się dowiaduję, że ktoś znajomy jest zarażony. Bogu dzięki, póki co wszyscy przechodzą lekko. Miejmy nadzieje, że tak zostanie. 



 

środa, 17 marca 2021

17 marca 2021


 

1. Kocio wyszedł późnym wieczorem. Wrócił na moment przed tym, jak kładłem się spać. Spał do rana. Rano nie chciał wyjść. Okazało się, że utyka. Cały dzień przespał. Pewnie dostał łomot. 

2. O co rano pytał Piasecki Dworczyka? O AstraZenekę. Co Dworczyk odpowiedział? Mniej-więcej to samo, co wczorajsza pani profesor. Zakładamy się o co Piasecki zapyta jutrzejszego gościa i co ten gość odpowie?
U Mazurka nie znany bliżej eseldowiec. Były wiceprezydent Łodzi. Opowiedział, że jak kiedyś Bogusław Linda powiedział, że Łódź to miasto meneli, to on Bogusława Lindę zaprosił na kawę. No i Bogusław Linda nie przyszedł. Strasznie smutna historia. 
Chwilę wcześniej w Polsat News był Kosiniak-Kamysz. Przyznał, że był wielbicielem Kajka i Kokosza. To była chyba jedyna warta z tej rozmowy zauważenia rzecz.  

3. Nareszcie jakiś motoryzacyjny sukces. Kiedy byłem w szpitalu przyszła z Chin tzw. opornica. Choć w tym przypadku nie jest to zwykła opornica, tylko coś bardziej elektronicznie skomplikowanego. Lawina ma automatyczną klimatyzację. Prędkość wentylatora reguluje komputer. Znaczy: wysyła cyfrowy sygnał do opornicy, która puszcza odpowiedni prąd do silnika. Poprzedniemu właścicielowi opornica się zepsuła. No i pojechał do jakiegoś kowala-geniusza, który z elementów opornicy z jakiegoś BMW, dwóch metrów kabli do żelazka – no dobra, może niekoniecznie żelazka, raczej radiomagnetofonu Grundig – i czteropozycyjnego przełącznika zmajstrował niezależne sterowanie wentylatorem. Narobił się przy tym. Dołożył przekaźnik, poprowadził masę przez pół samochodu. Było to o tyle irracjonalne, że nowa opornica kosztowała z przesyłką 91 zł 51 gr. Założenie nowej zajęło pięć minut. Wycinanie wydumki – prawie godzinę. Klimatronik działa. No i jeszcze silnik wentylatora przestał wyć. Gniazdo zapalniczki wróciło na miejsce. 
Ale żeby nie było za fajnie: opornica jest zamontowana w kanale powietrznym, tak, by chłodziło ją powietrze tłoczone przez wentylator. Kowal-geniusz, by zmieścić swoją konstrukcję wyciął większą dziurę, przez którą teraz zimne powietrze wieje na nogi pasażera. Udało mi się to jakoś zakleić taśmą. Zobaczymy na jak długo. 

Kiedy wczoraj czekałem na wyniki zauważyłem jak cieknie mi prąd z baterii w iPhonie. Po procencie. Telefon ma dwa lata. Swoje przeżył. Więc bateria miała pełne prawo się skończyć. Za całe sześć dych zamówiłem nową. Przyszła. Wymiana w 8 plus jest dużo prostsza niż w starym CE. Co nie zmienia sytuacji, że jedna ze śrubek, wielkości małej, raczej małości wielkiej, wzięła i znikła. Dokumentnie. To może być jakaś klątwa, bo zawsze kiedy rozbieram jakiegoś iPhone'a jakaś śrubka znika. Bateria założona. Telefon się ładuje. Powinien się przestać grzać. Zobaczymy. 

wtorek, 16 marca 2021

16 marca 2021

 


1. Rano nie było prądu. Obudziły mnie piski UPS-ów. Kiedy następnym razem będę miał pieniądze – kupię agregat. I jakieś zmyślne sterowanie, które będzie w stanie ogarnąć prąd z paneli. 
Ruszyłem do Gorzowa. Przez całą S3 lał deszcz. Miejscami nic nie było widać. Nic, a zwłaszcza samochodów, które jadąc na automatycznie włączonych światłach do jazdy dziennej nie miały z tyłu zapalonej ni żarówki. 
Mam wrażenie, że większość użytkowników nowoczesnych samochodów nie zdaje sobie sprawy z tego, że kiedy automat włącza im światła do jazdy dziennej – nic nie świeci się z tyłu. Do tego, żeby automat włączył światła mijania musi się zrobić ciemno. Mgła czy deszcz często nie wystarczają. 

Na wysokości Międzyrzecza słuchałem rozmowy Piaseckiego z jakąś panią profesor. O szczepionkach. Bardzo rozsądnie tłumaczyła, że prawdopodobieństwo poszczepionkowych powikłań jest wielo-wielokrotnie niższe niż prawdopodobieństwo śmierci z powodu wirusa. 

Przez Gorzów jechałem słuchając Mazurka nietypowo rozmawiającego z człowiekiem z Instytutu Pileckiego o kwitach, które w szafie na Śląsku trzymał pozytywnie zweryfikowany ubek. Znaczy esbek. Bo mimo wszystko jest różnica.


2. Do szpitala trafiłem na czuja. Znaczy przypomniało mi się, że z okna było widać logo Castoramy. Więc jechałem do Castoramy – zgodnie z drogowskazami stojącymi przed każdym skrzyżowaniem. Przy Castoramie zaś pojawił się drogowskaz „szpital”. Do szpitala wpuszczała pani, która wymagała wypełnienia ankiety. Czy w ciągu ostatnich dwóch tygodni miałeś kontakt z osobą zakażoną. Tak. Ale jak to? Byłem chory. A kiedy się panu kwarantanna skończyła? Nie wiem. Wyszedłem w piątek ze szpitala. Aha. Swoją drogą dotarło do mnie, że po teście, który zrobiono mi w szpitalu system wysłał mnie na domową izolację, na którą nie mogłem się udać, bo byłem w szpitalu. 
Pani od ankiety zwracała się do mnie – najpierw panie Marcinie, później: panie Mariuszu, panie Marku. Panie Macieju chyba jednak nie. Z kłopotami trafiłem do przychodni. Zostałem zbadany, EKG, no i oczywiście pobrano krew. Musiałem zaczekać na wyniki krwi. Chwilę to trwało. 
Podsłuchałem – co nie było trudne – rozmowę dwojga czekających na chemioterapię pacjentów. 
Bo widzi pani, ja na PiS głosowałem. –Ja też proszę pana. –Syn mnie zapytał na kogo głosowałem. Powiedziałem, że na PiS. No to mi powiedział, że żebym nie był jego ojcem, to by mnie z domu wyrzucił, bo tak tych pisowców nienawidzi. Ja co – mówi – tak telewizor ustawię, żebyś tej cholernej pisowskiej telewizji oglądać nie mógł. I co ja na to – proszę pani – poradzę?

Przeczytałem połowę Studnickiego. Zdziwiłby się widząc jak wygląda dziś nasz kawałek Europy. 
Wyniki dobre. Nawet bardzo dobre. Chcą mnie widzieć za miesiąc. Wychodząc zrobiłem zdjęcie okna, przez które oglądałem śmigłowce LPR-u. Z góry nie było widać, że przed budynkiem jest parking. 

3. Zachłyśnięty wolnością wszedłem do Castoramy. Kupiłem płyty gipsowo-kartonowe. Robią teraz takie zgrabne małe – jednoosobowe. Może się uda wykończyć kominek. Dwa lata już straszy. 
Kiedy mnie nie było, Bożena posadziła kolejną choinkę. I wykopała dziury na jeszcze dwie. Choinek do posadzenia mamy jeszcze cztery. Muszę przyznać, że jakoś mnie do łopaty nie ciągnie. Ale to też z czasem powinno przejść. 

Profesor Żerko – mniejsza z tym, co – nazwał pajacjadą klaunolewicy. Przez jakiś czas będzie to chyba móje ulubione politologiczne określenie.

niedziela, 14 marca 2021

14 marca 2021


1. Zaczęliśmy oglądać „For All Mankind” na AppleTV. Alternatywna historia podboju kosmosu po tym, jak Sowieci pierwsi lądują na księżycu. 
Usłyszałem kiedyś, że podczas konferencji prasowej, na której von Braun opowiadał o rakiecie Jupiter C, jakiś brytyjski dziennikarz zapytał: panie von Braun, jaką mamy gwarancję, że pierwszy człon tej rakiety nie spadnie na Londyn?


2. „Siódmy dzień tygodnia.” Wytrzymałem kwadrans. Umówmy się, że chodziło o problemy techniczne, a nie dobór gości dokonany w taki sposób, że i bez słuchania wiadomo było jakie słowa padną.
Później jednym okiem oglądałem resztę niedzielnych programów. Wzorcowa strata czasu. Można odnieść wrażenie, że polska telewizyjna publicystyka polityczna funkcjonuje równolegle do rzeczywistych problemów. Na koniec programu próbował to Konradowi Piaseckiemu powiedzieć Andrzej Zybertowicz. Spłynęło jak po – nomen-omen – kurze. 

Morawiecki w lecie powiedział, że wirus się cofa, a teraz widzimy, że się nie cofnął. Jak on mógł? Morawicki nie kupił szczepionek z terminem dostawy styczeń przyszłego roku, a teraz brakuje szczepionek. Jak on mógł?
Brakuje covidowych łóżek, a NFZ zalecił przesuwanie planowych zabiegów, przecież to niebezpieczne. Rząd nie przygotował nas do trzeciej fali, a teraz zamyka hotele. Można by dość łatwo przygotować automat do tworzenia treści telewizyjnej publicystyki. Tylko po co, skoro mamy żywych ludzi, którzy będą to opowiadać sami z siebie. To, że nie ma poważnej dyskusji o przyszłości Polski? Ważne, że się klika, że oglądalność jest. Że dobrze wyjdzie w Nielsenie (czy jak się tam to nazywa). 
Nikt chyba tego dziś nie pamięta. Kiedy PiS był w opozycji, jego posłów oczywiście toczyła choroba opozycyjności. Walczyli o złotą patelnię w kategorii najgłośniejszy medialny cytat. Często gadali chwytliwe głupoty. Ale jednocześnie była „Polska – Wielki Projekt”, był kongres w Katowicach. Coś planowano, nad czymś pracowano. 
A dziś? Ktoś coś słyszał? Ktoś coś zauważył? Może jest coś przykryte przez kolejne dziesiątki konferencji prasowych, których już nawet Polsat News nie transmituje przez szacunek dla czasu widzów. Zostaje sam TVN24. Ciekawe jak długo. Bo się może okazać, że widz jednak woli nawalankę w studio. 
To nie jest kraj dla starych ludzi.

3. Wiało. Tak wiało, że poprzewracało choinki w doniczkach. Obeszliśmy gospodarstwo. Idzie wiosna. Na każdym kroku jakieś nowe pędy. Obiecywałem sobie, że dokonam spustoszeń w zieleni. Nie udało się. 

Lucky, pies sąsiadów dokopał się do zwłok pochowanego przeze mnie jesienią lisa. Nie przez przypadek mówią, żeby kopać przynajmniej na metr. 

Kiedy szliśmy przez park, przypomniało mi się, że kiedy ostatni raz zbierałem liście – mam taką maszynę, którą ciągnę za traktorkiem – słuchałem radia. I tego dnia ogłoszono koniec testów szczepionki AstraZeneca. 






 

wtorek, 9 marca 2021

9 marca 2021



1. „Ballada o Busterze Scruggsie” Cohenów. Perełka. Przez ostatnie dni oglądanie Netfliksa, Prime czy HBO jednak mnie męczyło. Nic nie mogłem znaleźć, więc się umartwiałem oglądając pierwsze seria „Archiwum X”, które niestety nie dało rady. Choć pomysły bywały niezłe. Aktorstwo jak w polskim filmie. Telewizyjnym. Nie najświeższym.

No i nagle, wieczorem wyskoczyli mi ci Cohenowie, których jakoś wcześniej nie zauważyłem. Ileż tam smaczków.


2. Tym razem nie zasnąłem po porannym toczeniu krwi. Obejrzałem Jakiego u Piaseckiego. Żart „Pewnie jak Platforma dojdzie do władzy będę siedział.” był słaby. Zresztą cała rozmowa była słaba. Przewidywalna. Wiadomo było, że Piasecki będzie parł do upadku Zjednoczonej Prawicy a Jaki opowiadał, że głosowanie przeciw rządowi nie znaczy chęci wyjścia z koalicji.

Później Izabela Leszczyna u Mazurka. Bożena dawno temu nazwała ją Renatą Beger obecnego Sejmu. Renata Beger miała jednak trochę więcej stylu. 
Przerażająca jest choroba opozycyjności posłów. Polega ona na tym, że poseł opozycji zasadniczo za nic nie odpowiada. Więc mówi. Co chce. Jedyna przyszłość, jaką ma przed oczami, to następne wybory, w których nie tyle zależy mu na zwycięstwie jego formacji, co pilnowaniu, by jakiś konkurent z listy go nie przeskoczył. Chodzi więc do tej telewizji czy radia, tłucze w społecznościówkach – wszystko by mieć te parę tysięcy głosów. Kilka więcej niż konkurent. Żadnych większych planów, żadnych poważnych strategii na czas po przejęciu władzy. Walka o lajki i recenzje: ale go zaorała…
Nic dziwnego, że ludzie tacy jak Mazurek nie wytrzymują. No bo jak wytrzymać w sytuacji, w której rozmówca twierdzi, że aborcja na życzenie to nie aborcja na życzenie. 

3. Zaczęły się ruchy związane z moim wypisem, choć niekoniecznie powinienem się przyzwyczajać do czwartku. Chodziłem dziś ponad dwie godziny. Powoli. 
Wieczorem pielęgniarka wyjęła mi wenflon. Najlepszy z serii. Najdłużej wytrzymał. Koniec lekami z dożylnymi. Czyli wychodzę.

wtorek, 19 maja 2020

17 maja 2020


1. 8:30. Więc może jednak nie ma planu. 
W Woronicza17 poseł Kropiwnicki wdał się w przegadywankę z red. Klarenbachem na temat zbierania podpisów pod kandydaturą Raphaela Trzaskowskiego. Wynikło z niej, że zbierają,, bo nie jest to zabronione. Równolegle, w Śniadaniu w Polsat News bliżej mi nie znany poseł Platformy zarzekał się, że nie zbierają, a każdy, kto mówi, że zbierają – kłamie. 
Napisałem o tym na Twitterze. Tweet zrobił taką karierę, że na koniec „Loży prasowej” zacytowała go red. Rigamonti.
„Loża prasowa” sama z siebie była dość nietypowa. Przerwano ją na konferencję Raphaela Trzaskowskiego. Konferencji nie widziałem. „Lożę” zacząłem ją oglądać dopiero po przerwie. Wyglądało jak zwykle. Redaktor Wroński lekko się od nowego kandydata Platformy dystansował, red. Wołek był zachwycony i wtedy nagle Piotr Trudnowski wybuchł był oburzeniem, że niezależnie od tego, co się sądzi o TVP, to nie można bez komentarza zostawić atak polityka na dziennikarzy (z tego, co zrozumiałem Raphael Trzaskowski zamiast odpowiedzieć na niewygodne mu, lecz merytoryczne pytanie TVP Info – powiedział, że za dwa miesiące wszystkich wyrzuci z pracy). Wsparła go red. Rigamonti, która później przejechała się po kandydacie wskazując na pewien podobieństwo pomiędzy obietnicami, które zaczął składać, a tymi, które złożył półtora roku temu, a których – jak dotychczas – nie spełnił. Znaczy w tę niedzielę „Loża prasowa” nie była „Salonem dziennikarskim” tyle, że odwrotnie. 

Wcześniej zauważyłem, że redaktorowi Witwickiemu zaczyna brakować cierpliwości. Gdyby miał przycisk do wyłączania mikrofonu mijającym się z prawdą, nie odpowiadającym na pytania gościom – pewnie by go używał. Nie ma go. I to jest zła informacja. Bo program – nawet w dwóch trzecich milczący mógłby być bardziej wartościowy. Choć właściwie – dla większej atrakcyjności, zamiast przycisku wyciszającego, mógłby mieć trąbkę – w typie znienawidzonych przeze mnie wuwuzeli.
Ale co ja się tam znam.
Red. Piasecki wyraził oburzenie poziomem TVP Info. Na antenie. Znajomi moi z TVN24 zazwyczaj robią to w rozmowach prywatnych. Pytam wtedy, o jakiś program redaktor Olejnik, w którym dyskutowała o niezaistniałych wydarzeniach. Odpowiadają wtedy zwykle, że nie widzieli, bo nie oglądają swojej stacji. Swoją drogą większość znanych mi pracowników TVN24 bardzo pilnuje, by rozdzielać życie zawodowe od prywatnego. Wypada im chyba zazdrościć.


2. Spędzający wiele czasu na przeglądaniu Internetu na pewno znają tę historię:

„Szanowni Państwo w raporcie z wypadku jako przyczynę wypadku podałem: »Próba samodzielnego wykonywania pracy«.
W liście stwierdziliście Państwo, że powinienem podać pełniejsze wyjaśnienia. Sądzę, że poniższe szczegóły będą wystarczające.
Z zawodu jestem murarzem. W dniu wypadku pracowałem sam na dachu nowego trzypiętrowego budynku. Kiedy skończyłem pracę stwierdziłem, że mam na dachu porozrzucane ok. 150 cegieł. Zdecydowałem nie nosić ich na dół pojedynczo, lecz spuścić je na dół w beczce używając do tego celu liny na bloku przytwierdzonym do ściany na trzecim piętrze budynku. Po zabezpieczeniu liny na dole, wszedłem na dach i zawiesiłem na niej beczkę załadowaną cegłami. Potem zszedłem na dół i odwiązałem linę, ale następnie trzymając ją mocno zacząłem powoli opuszczać cały ciężar w dół. W raporcie o wypadku wspomniałem, że ważę 80kg. Możecie się Państwo wyobrazić jak dużo było moje zaskoczenie, nagłym szarpnięciem do góry, że straciłem orientację, nie puściłem jednak liny. Nie muszę dodawać, że ruszyłem do góry w raczej szybkim tempie po ścianie budynku. W połowie drugiego piętra po raz pierwszy spotkałem opadającą z góry beczkę. To tłumaczy pęknięta czaszkę i złamany obojczyk. Zwolniłem trochę z powodu beczki, ale kontynuowałem gwałtowne ciąganie nie zatrzymując się, aż palce mojej prawej ręki nie weszły w blok. Na szczęście pozostałem przytomny i byłem w stanie nadal trzymać mocno linę, pomimo bólu i ran. W tym samym czasie beczka z cegłami uderzyła o ziemię. W wyniku uderzenia jej dno pękło, a zawartość wypadła. Pozbawiona cegieł beczka ważyła tylko 25kg. Przypomnę, że ja ważę 80kg. Więc w tej sytuacji zacząłem gwałtownie opadać. W połowie drugiego piętra po raz drugi spotkałem się z beczką, która wznosiła się do góry. W efekcie mam popękane kostki i rany szarpane nóg. Spotkanie to opóźniło mój upadek na tyle, że odniosłem mniej obrażeń przy upadku na stos cegieł. Złamanie tylko trzech żeber. Z przykrością muszę stwierdzić, że gdy leżałem obolały na cegłach, nie mogłem wstać, ani się poruszyć, a ponad to przestałem trzeźwo myśleć, puściłem linę. Pusta beczka ważąca więcej niż lina, spadła na dół i połamała mi nogi.
Mam nadzieję, że udzieliłem Państwu wyczerpujących odpowiedzi potrzebnych do zakończenia postępowania w mojej sprawie.
Teraz już Państwo zapewne rozumieją w jakich okolicznościach wydarzył się mój wypadek.“
Jestem prawie pewny, że bohater tej historii nie jest już murarzem. Trafił na kierownicze stanowisko w Polskim Radio.
Złą informacją jest, że to wielce prawdopodobne.
3. Dotarło do mnie, że maszyna do zbierania trawy pracuje pod złym kątem. Ucho w kosiarce, do którego się ją przyczepia jest za wysoko, przez co zbiornik na trawę często szoruje po ziemi. Z pomocą sąsiada Tomka dokonaliśmy modyfikacji. Znaczy – on dokonywał, ja patrzyłem. Przyciąłem szpilki – gwintowane pręty, które wcale nie przypominają szpilek. W poprawnej pozycji maszyna do zbierania zaczęła lepiej zbierać. Na tyle lepiej, że zamiast leżeć przed telewizorem (taki był plan) wykosiłem łąkę między stołówką a grabem. Zanim zacząłem kosić – zwijałem wąż. Wypadła mi przy tym z ucha słuchawka. Poprzednią zgubiłem rok temu, w motelu w Houston, w którym spaliśmy, kiedy deszcz zalał lotnisko. Amerykańskim motelu jak z filmów. Od tego czasu zawsze kiedy widzę w filmie amerykański motelowy pokój – przypomina mi się jak tam śmierdzi. Następnego dnia kupowałem słuchawkę w sklepie Apple przy Union Square w San Francisco. Wszedłem w na moment przed zamknięciem, ale się nade mną zlitowali. Najwyraźniej rozpoznali we mnie użytkownika komputera Classic II (w 1992 roku). W Rokitnicy nie ma sklepu Apple. W Świebodzinie też. Musiałem więc słuchawkę w trawie znaleźć. Udało się na chwilę po tym, kiedy postanowiłem pożyczyć od sąsiada Tomka wykrywacz metalu. Ciekawe, czy ktoś pracuje nad aplikacją, która używając jakoś używając BlueTooth pomaga oszukać zgubioną słuchawkę.

Wieczorem zadzwonił bezprzewodowo dzwonek. Objawił się stolarz. Powiedział, że zgubił telefon, więc nie mógł zadzwonić z informacją, że jego pracownik nie podołał. I że musi sam przyjść zmontować konstrukcję tarasu. I że zrobi to we wtorek, kiedy wróci z Niemiec.

Późniejszym wieczorem kończyliśmy oglądać „The Morning Show”. No i muszę przyznać, że to świetny film. Poza sceną finałową, która jest całkowicie niewiarygodna. Jennifer Aniston to jednak nie jest wybitna aktorka. I to jest zła informacja.

Bożena w przedostatnim odcinku zauważyła Marię Szarapową – poniekąd zauważyła ją z myślą o docencie Gibonie. 




niedziela, 5 lipca 2015

4 lipca 2015




1. Zaspałem. A to był akurat ten dzień, w który zaspać nie byłem powinienem. I to jest zła informacja. Postanowiłem zastosować osobistą interpretację przepisów prawa o ruchu drogowym i pojechałem Nowym Światem. Nie musiałem się z tego nikomu tłumaczyć, bo Policja trzepała kogoś w MINI Clubmanie. Przyjechałem na miejsce i otworzyłem interes. Przy okazji się okazało, że z SVX-a mojego brata leci olej.

2. Jako tymczasowy sekretariat próbowałem wydrukować pismo. No i mi nie szło, gdyż z dziesięć lat nie używałem pakietu Office. Drukowałem chyba z piętnaście razy, W końcu postanowił mi pomóc pewien sympatyczny parlamentarzysta. No i w końcu się udało. Później jeszcze ćwiczyłem używanie faksymile. I to też nie jest wcale takie proste. W każdym razie, gdyby ktoś podsłuchiwał, co się w biurze dzieje, mógłby wyciągnąć fałszywy wniosek z intensywności pracy niszczarki. Otóż nie było żadnego kryzysu. Tylko ja.
Później odbierałem telefony. I to nie było łatwe. Choć było dokładnie tak, jak sobie wyobrażałem. Po wszystkim pojechałem po Bożenę. Było gorąco. W pewnym momencie zobaczyłem w lusterku wstecznym trzykołowego morgana.
W domu się okazało, że kot Pawełek niedomaga. Więc wróciliśmy do gorącego SVX-a i pojechali na Książęcą do weterynarza. Kotu Pawełkowi odnowiła się kontuzja sprzed trzech lat. I to jest jest zła informacja. Zły bardzo wiejski kot ugryzł Pawełka w nasadę ogona. I ledwośmy ten ogon uratowali. A ogon w tym przypadku stanowi połowę długości kota. Działo się to w lecie, później w zimie się odnowiło, trzeba było robić zastrzyki, roentgeny. Męczył się biedak strasznie. Ale wyglądało na to, że jest ok. Do teraz. Bolało go strasznie. Dostał kroplówkę. My dostaliśmy zastrzyki do późniejszej realizacji. Kroplówka pomogła i jakoś się zaczął zbierać. Ale na zdjęciu wyszło, że z ogonem nie jest dobrze.

3. Wieczorem spotkaliśmy się w Krakenie z kolegą Kubą. Ale wcześniej w TVN24 wystąpił Kazimierz Marcinkiewicz. Rozmawiał z redaktor Werner, która nieco mnie zadziwiła pytając pana Kazimierza – Jaja pan sobie robi?
Pan Kazimierz – używając tego rodzaju języka – gadał jak potłuczony. Zwłaszcza o rzeczach, o których nie ma pojęcia. Dotarło do mnie, że płacę za oglądanie TVN24. I to jest zła informacja, bo do studio zaprasza się tam pana Kazimierza, który nawet słowa Syriza nie jest w stanie dobrze zapamiętać.
Później wystąpił minister Kamiński. Jak na to, w jakim stanie widziałem go dzień wcześniej – był w zadziwiająco dobrej formie. Redaktor Piasecki był jednak bezwzględny i na koniec minister Kamiński nieco się posypał. Z niewiadomych przyczyn nie było mi go szkoda. Z niewiadomych? Jaja sobie robię.

czwartek, 2 lipca 2015

2 lipca 2015


1. Wstałem. Poszedłem po bułki. Bożena podrzuciła mnie pod palmę i pojechała do Berlina. W pracy przysłuchiwałem się spotkaniu kilkunastu ważnych ludzi rozmawiających na ważny temat. Wśród nich był prezydent obywatel Jóźwiak. Niestety bez swojego wiernego dyrektora Zydla.
I to jest zła informacja, bo dyrektora Zydla jeszcze nigdy nie widziałem służbowo.

2. Redaktor Skory napisał o ostatniej spotkaniu Rady Bezpieczeństwa Narodowego. Że nieobecność na niej #PAD to niezręczność, błąd, złe świadectwo etc. Zacząłem na ten temat dyskutować z red. Piaseckim tłumacząc, że to nie do końca tak. Już miałem wytoczyć jakieś poważne armaty, kiedy się okazało, że to jednak nie on ten tekst napisał, tylko red. Skory.
I to jest zła informacja, bo z całym szacunkiem dla red. Skorego – wyżej cenię red. Piaseckiego, więc taka pomyłka jest dla mnie jeszcze mniej wybaczalna.

3. Wieczorem poszedłem na chwilę do Krakena, gdzie pogadałem chwilę z kolegą Olszańskim. [Nie mylić z red. Olszańskim] Właściwie nie gadałem zbyt wiele, bo kolega Olszański rozmawiał z red. Pereirą.
Zanim kolega Olszański przyszedł, pewien człowiek podziękował mi za to, że w Negatywach opisywałem Krakena, bo dzięki temu Krakena odkrył. Znaczy pisanie Negatywów ma jakiś sens.
Kolega Olszański udał się do Płocka, a my z red. Pereirą na Palcyk. Gdzie w Szarlocie zaczęliśmy omawiać politykę informacyjną jednej z opozycyjnych partii, która ma wielkie szanse na przejęcie władzy. Mówiłem red. Pereirze, że partie polityczne powinny brać przykład z korporacji i zatrudniać fachowców zamiast działaczy, bo działacze grają na siebie.
Gadaliśmy, aż zaczepiły nas trzy panie siedzące przy stoliku obok, które koniecznie chciały wznieść z nami jakiś toast. A później jedna z nich się do nas dosiadła i zaczęła robić badania do swojej pracy doktorskiej. Socjologia to jednak paranauka. Polegająca na opisywaniu rzeczywistości maksymalnie skomplikowanym językiem.
Redaktor Pereira podejrzewał, że panie próbowały nas podrywać. Ja tego nie zauważyłem i to jest zła informacja. Nie dlatego, że byłbym jakoś zainteresowany, tylko, że powinno się takie rzeczy widzieć.

Kiedy wróciłem do domu zgasło światło. Na chyba godzinę. Dobrze, że jest pełnia, bo by nic nie było widać.  

niedziela, 26 kwietnia 2015

25 kwietnia 2015


1. Red. Piasecki wymógł na ministrze Rybickim oświadczenie. Ustne. Że budowa obwodnicy Inowrocławia trwa. Mieszkańcy okolicy twierdzą, że niekoniecznie. Na stronie internetowej wykonawcy można przeczytać, że trwają prace projektowe. A na miejscu – przygotowania do budowy.
Ktoś za bardzo chciał pomoc panu Prezydentowi. Cóż, nadgorliwość – mówią – gorsza jest od faszyzmu. Inna sprawa, że pan Prezydent świetnie pasuje do takich klimatów z lat siedemdziesiątych.
Przy okazji się dowiedziałem, że Rada Języka Polskiego dopuściła nową wersję odmiany słów zakończonych na „x”. Znaczy , że nie trzeba zamieniać „x” na „ks”. I to jest zła informacja.
Prezydent Inowrocławia napisał w oświadczeniu „za to należy się Jemu podziękowanie, a nie ośmieszanie w oparciu o fakty rodem z Matrixa.” [O prezydencie Komorowskim]
Nie jestem absolwentem wydziału humanistycznego toruńskiego uniwersytetu, ani nauczycielem z wieloletnim stażem, ani – tym bardziej – popieranym przez PO prezydentem miasta, więc pewnie się mylę widząc w tym zdaniu dwa błędy.

2. Wylądowałem na placu Zamkowym chwilę przed rozpoczęciem wiecu Korwina. Wcześniej, na Krakowskim Przedmieściu atakowali mnie młodzieńcy w zbyt dużych marynarkach. Zapraszali na wiec.
Ludzi nie było zbyt wiele. Przez chwilę wydawało mi się, że jednak są tłumy. Przez chwilę, nim nie zauważyłem, że większość ma rowery. I ci na rowerach to nie zwolennicy Korwina, tylko uczestnicy Masy Krytycznej.
Korwin spóźnił się ze dwadzieścia minut. Szedł z dwoma pieszymi husarzami i ochroniarzem z Krakena-Beirutu. Nie słuchałem, co ma do powiedzenia. Parę lat temu przegadałem z nim ze cztery godziny i nie sądzę, żebym się dowiedział czegoś nowego.
Mignął mi poseł Wipler. Czuję do niego jakąś sympatię. Wciąż jestem pod wrażeniem, że człowiek o twarzy bezrolnego chłopa z guberni Tobolskiej może tyle osiągnąć.

[Napisałem wcześniej, że Wipler jest inteligentny, ale szybko to skasowałem, bo bym musiał ze dwie strony napisać o tym, co przez to chciałem powiedzieć.]

Plotka głosi, że przed jesiennymi wyborami powstanie nowe ugrupowanie łączące korwinowców (pewnie bez Korwina), Kukiza, Hofmana z kolegami i pieniądze senatora Biereckiego. Może dlatego Wipler ponoć chodzi po mieście i zapowiada, że będzie po wyborach wicepremierem.

W domu usłyszałem, że Nocne Wilki nie przejadą przez Polskę. Wypowiadał się na ten temat sam minister Schetyna. Mam wrażenie, że polska polityka zagraniczna wygląda dziś tak, jak opisywano tę z czasów PiS-u. I to jest zła informacja.

3. Spotkaliśmy się wieczorem ze znajomymi w Beirucie. Kolega Bartek (z małżonką) opowiadali, tak trudną do uwierzenia, że bardzo prawdopodobną historię o tym, że stryja małżonki zamordowano jakiś czas temu w słupskim szpitalu. Stryj kaszlał. Przeszkadzało to pacjentowi z sąsiedniego łóżka. Na tyle przeszkadzało, że stryja udusił. Szpital nie chciał sobie robić kłopotów, więc sprawę ukrył. Stryj po osiemdziesiątce, chorowity, więc pewnie i tak by umarł. Więc nie ma sensu robić afery.
Następnym razem, kiedy się spotkamy muszę ich wypytać jak to się stało, że się dowiedzieli i co dalej ze sprawą się dzieje.
Później przyszedł kolega Kuba (z małżonką). Kolega Kuba napisał właśnie do „Wprost” tekst „Król jest nagi” o tym, jak Donald Tusk radzi sobie w nowym miejscu pracy. I opowiadał mi czego się przy okazji dowiedział i od kogo. Nie wiem tylko, czy mogę o tym pisać. I to jest zła informacja.
Choć z drugiej strony po co robić ludziom z PO dodatkowe kłopoty.  

piątek, 24 kwietnia 2015

23 kwietnia 2015



1. Stres mnie zabije. Wstałem o jakiejś siódmej rano, bo mi się śniło, że zapomniałem czegoś zrobić i muszę wstać. Więc wstałem. Niestety jak już wstałem, to za chińskiego boga nie mogłem sobie przypomnieć o co chodziło. I to jest zła informacja, bo przez cały czas czułem się niepewnie.
Z tego wszystkiego wysłuchałem „Kontrwywiadu” z ministrem Siemoniakiem.
Ministra szczerze lubię. Ale moja sympatia nie przykryła wrażenia, że coś ściemnia. Zresztą jak red. Piasecki pana Ministra przycisnął, ten przyznał, że na temat ewentualnego montażu francuskich śmigłowców w Polsce dopiero będą prowadzone rozmowy.

2. Miałem coś do załatwienia na Wiejskiej. Podrzucili mnie koledzy. W samochodzie usłyszałem coś, co sprawiłoby dużą radość red. Mazurkowi. Choć może się mylę. Ale niestety się nie dowiem, bo kiedy powiedziałem, że zaraz red. Mazurkowi całą rzecz sprzedam wywarto na mnie presję, bym tego nie robił. Dałem słowo honoru. I to jest zła informacja.
Z Wiejskiej wracałem piechotą. Przy amerykańskiej ambasadzie wisi kandydat Jarubas. W postaci plakatu. Próbowałem znaleźć jakiś związek pomiędzy kandydatem Jarubasem a ludźmi starającymi się o wizę, ale nic śmiesznego nie udało mi się wymyślić.

3. Kandydat Duda wystąpił w Hangoucie gazetowym. Jednym z pytających był młody Śpiewak – największa ofiara wyborów samorządowych. Ma ci on chyba na drugie imię Hiob, bo po tym wszystkim, co dał sobie zrobić Platformie Obywatelskiej dopadło go kolejne nieszczęście. Jakiś jego sąsiad zaczął remontować mieszkanie, więc część zadanych przez młodego Śpiewaka pytań zagłuszyła wiertarka.
Na koniec Hangoutu kandydat Duda przypomniał, że GTS Wisła była milicyjnym klubem. Stracił w ten sposób poparcia dobrych 30% spośród głosujących kibiców TS Wisła. To może mieć wpływ na wynik wyborów. Zwłaszcza, jeżeli kibiców TS Wisła wesprą trzymający z nimi sztamę kibice innych klubów. Nie wiem jakich. I to jest zła informacja, bo przecież polska piłka nożna jest tak ważna.

Zrobiłem test na Latarniku Wyborczym, na wszystkie pytania odpowiedziałem, że nie mam zdania nie ma to dla mnie znaczenia. Wyszło, że najbliżej mi do kandydata Kukiza.

Odebrałem volvo S80. I muszę przyznać, że po moich ostatnich motoryzacyjnych doświadczeniach podziałało to na mnie kojąco.

czwartek, 16 kwietnia 2015

15 kwietnia 2015


1. Już nigdy nie wezmą do ust kropli alkoholu. Ale po kolei.
Rano pan Prezydent gościł redaktora Piaseckiego. Goszcząc redaktora Piaseckiego – gościł w programie redaktora Piaseckiego. Taki paradoks.

Pan Prezydent w łaskawości swojej zasugerował, że 20% społeczeństwa to świry, że stanowisko ambasadora dla Arabskiego to kara. Że Prezydent nie jest od tego, żeby wsadzać rządowi kij w szprychy. Czyli, ogólnie powinien podpisywać, co do podpisu dostanie.
I to jest generalnie zła informacja. Utrzymanie Kancelarii Prezydenta kosztuje z pół miliona dziennie. Troszkę dużo, jak na taki model omijania obowiązków.

Tajmlajn rzucił się na redaktora Piaseckiego w kwestii niezadanych pytań. Niesprawiedliwie, bo i tak udało się redaktorowi Piaseckiemu obnażyć pewne cechy pana Prezydenta.
Nawet bardziej, niż gdyby zaczął od pytania „Kiedy wreszcie poda się pan do dymisji i wycofa z wyborów”.

2. Przez cały dzień drugorzędne trole PO hejtowały red. Kolankę za to, że opisywał co się dzieje w Dudabusie. Głupie to było strasznie, bo kiedy red. Kolanko jeździł Bronkobusem robił to samo. Polsce racjonalnej najwyraźniej puszczają nerwy.
„Tygodnik Powszechny” zrobił Pawłowi Kowalowi kuku. Brzydkie kuku. I to jest zła informacja, bo nawet, gdyby to było zrobione nieświadomie, to by znaczyło, że władzę tam też przejęli idioci pozbawieni całkowicie wrażliwości.

Pojechałem po Bożenę, chyba bym znowu chciał pojeździć sobie jakimś mocnym autem. Chyba jednak wraca mi ochota na E31. Jeszcze chwila i będę tak stary, że mógł będę udawać, że mam ten samochód od nowości. Razem pojechaliśmy na Wiejską, gdzie ja wysiadłem a wsiadł mój brat.
Wysiadłem, żeby iść do Vitkaca (nie mogę się pogodzić z tym jaka to pretensjonalna nazwa) na prezentację nowych telewizorów Samsunga.

Na Żurawiej obtrąbił mnie red. Śliwa chyba w AMG-GT. Ak powszechnie wiadomo – nie jestem plotkarzem, więc nie napiszę w której motoryzacyjnej firmie na V pracuje dziewczyna z którą jechał.

Kiedy szedłem Bracką w Faktach po Faktach występowała pani prezydent Waltzowa. Nie widziałem więc niestety jak tłumaczyła na obrazkach, że pomnik światła to faszystowska symbolika. Nie wiem, co za idiota wymyślił jej ten przekaz i co wtedy robił dyrektor Zydel. Chyba ze wstydu się musiał zapadać pod ziemię. W każdym razie nie udało mu się uratować szefowej przed wpadką.
Czekam, aż teraz ktoś pojedzie, że rząd PO i PSL buduje autostrady. Zupełnie jak Hitler.

Telewizory SuperUHD. Opowiadał o nich operator Edelman redaktorowi Raczkowi, puszczając fragmenty nieszczęsnych „Kamieni na szaniec”. Mówił, że nowe telewizory są świetne, że widać na nich tak jak być widać powinno. I żeby oglądać filmy bez przerw, bo wtedy jeszcze lepiej widać o co chodziło operatorowi. Pamiętam, jak dwa lata temu się zastanawiałem skąd ludzie będą brać – przepraszam, za wyrażenie – kontent na telewizory 4K. Nowe Samsungi wyświetlają 4K z youtube.
Przeprowadziłem serię dyskusji na różne tematy. O tym, czy można kupić telewizor za 90 tys. złotych. O tym, czy kiedyś było fajniej. Z red. Raczkiem o polskiej edycji GQ, on zrobił projekt przed nami i chyba nikt mu nie powiedział, że jego projekt był nie do zaakceptowania dla panów podczas testu. Uważa, że wydawnictwo od początku wiedziało, że nic z tego nie będzie i wszystkie prace służyły tylko wykazaniu się przed niemieckimi właścicielami.
Z innej beczki – opowiedział też, że obserwuje pewien proces w filmach dokumentalnych, które przestają być dokumentalne. Twórcy ich oszukują. Udając, że coś jest prawdziwym dokumentem, a to inscenizacja. Upraszczam oczywiście. Ale wydaje mi się, że Eryk Mistewicz powinien zamówić u red. Raczka tekst o tym do „Nowych Mediów”, bo to kolejna odsłona procesu, który rozwala wiarygodność prasy – syndromu Kapuścińskiego.

Przy okazji upiłem się ginem, który serwował żonglujący flaszkami. Jeśli mam być szczery – niemożebnie mnie wyprowadzają z równowagi barmani, którzy poza szybkim nalewaniem mi do szklanki wykonują jakieś inne czynności.

3. Wyszedłem chwilę przed północą. Okazało się, że dzwonił do mnie kolega z podstawówki. Oddzwoniłem. I zamiast prosto do domu. Poszedłem gdzie indziej. No i tam do chyba trzeciej rozmawialiśmy o bardzo poważnych sprawach. Znaczy on mówił, bo ja już raczej bełkotałem. Niestety na koniec rozlał jakąś mocną nalewkę, która mnie dobiła. Jakoś udało mi się do domu dojść, ale już potrzebowałem asysty do otwarcia drzwi.
No i wczorajsza notka wygląda tak, jak wygląda bo pomiędzy słowami zasypiałem. Na krócej, bądź dłużej. Bóg mi świadkiem jak ciężka to była walka. Na wszelki wypadek wolę nie czytać, co napisałem.
W każdym razie nie zdecydowałem się, na to, żeby się nabijać z red. Skórzyńskiego, którego ktoś musi w Faktach nie lubić, bo kiedy mówił, że „jak wynika z sondażu dla Faktów, popularność od roku utrzymuje się na podobnym poziomie” na ekranie pojawiła się informacja, że rzeczona popularność wzrosła z 25 do 29 procent. No i chyba dobrze zrobiłem, bo by mi się mogły cyferki pomieszać.
W każdym razie już nigdy do ust nie wezmę kropli alkoholu. I to jest zła informacja.