Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Instytut Obywatelski. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Instytut Obywatelski. Pokaż wszystkie posty

sobota, 14 lutego 2015

14 lutego 2015



1. We czwartek w Rabce poseł Kwiatkowski połamał się na nartach. I to jest zła informacja. Ja się połamałem na oślej łączce w Koninkach chyba w trzeciej klasie podstawówki. Pamiętam, że to właściwie był mój drugi w życiu zjazd. Nogę unieruchomił mi pułkownik Służby Bezpieczeństwa. Znaczy nie tyle unieruchomił, co przywiązał do podudzia deskę w sposób taki, że nic nie unieruchamiała. I to właściwie było strasznie śmieszne. Pułkownik Kantek, to ciekawa postać. Okupację spędził w domu dziecka. Ulubionym gubernatora Franka. Gubernator wpadał, sadzał sobie dzieci na kolanach i dawał im cukierki. Razem z nim przychodzili inni panowie w bardzo eleganckich mundurach i też rozdawali cukierki. Swoją drogą ostatnio zauważyłem ostatnio na nie-powiem-kim spodnie od tego krawca, co mundury tamtych panów obserwowanych przez płk. Kantka za młodu.
No i pewnego dnia panowie w ładnych mundurach wyjechali przegnani przez brudnego żołnierza, który miał karabin na sznurku. Młody płk Kantek wymyślił wtedy, że skoro ten brudny żołnierz z karabinem na sznurku jest silniejszy od panów w ładnych mundurach to się trzeba do niego przyłączyć. No i w ten sposób trzydzieści parę lat później płk Kantek był podpułkownikiem SB i pracował w wydziale łączności WUSW w Krakowie.
Płk. Kantka przypominam nie dlatego, żeby się ponabijać z jego nieumiejętności udzielania pierwszej pomocy, tylko, żeby przypomnieć, że 13 grudnia 1981 roku nie wykonał rozkazu i nie wyłączył wszystkich automatów telefonicznych (budek) w mieście. Chodziło mu o to, że ludzie nie będą mieli jak wezwać pogotowia i ryzykował sporo, bo rozkaz jest rozkaz. Zwłaszcza na wojnie.
Z deską przywiązaną do nogi dowieziono mnie na krakowskie pogotowie. Tam mnie zagipsowano. I w tym gipsie byłem z pół roku. I to nie było fajne. W każdym razie od tego czasu na nartach nie jeżdżę. Oszczędziłem więc mnóstwo czasu i pieniędzy.

2. Więc poseł Kwiatkowski się połamał. No i nie wiem kto pierwszy rzucił hasło, że cały wypadek był ustawką, żeby kandydat Duda mógł być sfotografowany jak pomaga koledze. Ktoś hasło na Twitterze rzucił, PiS-owcy zaczęli protestować. Biedny Kwiatkowski cierpiał w szpitalu.
Gazeta.pl zrobiła materiał o dyskusji na temat tego, czy to ustawka. Nikt oczywiście nie zadzwonił do szpitala, żeby się dowiedzieć o stan Kwiatkowskiego, bo to przecież nie o to chodzi, żeby podać czytelnikom fakty.

Kwiatkowskim zainteresowała się posłanka Ligia Krajewska. W kontekście ustawki oczywiście. Zrobiła to w momencie, w którym już było wiadomo, że ten leży połamany.
Pani Ligii to jest mi czasem żal. Bo nawet teoretycznie zaprzyjaźnieni z nią ludzie za jej plecami mówią, że jest idiotką. Tak, tak, to o was redaktorze Kolanko.

No dobra, ostatnie zdanie to żart. Niesmaczny. Wszyscy wiedzą, że red. Kolanko taki nie jest.

TVN24 puścił materiał, w którym słowo „ustawka” padło chyba ze dwadzieścia razy. I to jest zła informacja. Przepytali na tę okoliczność jakiegoś SLD-owca (tych młodszych nie rozróżniam). On myślał, że pytany jest o jadę Dudy na nartach, z kontekstu wynikało, że o wypadek Kwiatkowskiego. SLD-owiec mówił, że ustawka. Zaczęła się na Twitterze robić zadyma. Odezwał się Konrad Niklewcz. (w podobny jak pani Ligia sposób).


No właśnie. Kontynuując temat Instytutu Obywatelskiego, bo znowu przez telefon usłyszałem jakieś smaczki – Niklewicz był postponowany przez Makowskiego. Jak przestał być ministrem od prezydencji zrobiono z niego zastępce Makowskiego, co Makowskiemu zbytnio nie pasowało. Mobingował go więc sadzając w pokoju z praktykantami. Ministra.
A, no i nowy dyrektor Sienkiewicz podczas przywitania z zespołem użył słowa „podwyżka” więc zespół się w nim zakochał. Dyrektorowi Sienkiewiczowi na miłości zespołu chyba specjalnie nie zależy, bo przecież nikt nie kocha go tak bardzo jak on sam.
Jak tak dalej pójdzie, to będę się finansował prowadząc linię 0700, ludzie będą do mnie dzwonić, żeby się podzielić informacjami na temat polskiej polityki.

W Kancelarii Prezydenta ponoć nastrój jakby ktoś umarł. Na chorobę zakaźną. Prof. Nałęcz omijany jest przez pracowników dużym łukiem. Lubiłem oglądać prof. Nałęcza w czasie komisji Rywina. Teraz nie lubię. Stracił lekkość wypowiedzi, która wtedy go jakoś charakteryzowała.

To co piszę wcale nie musi być prawdą, bo ani w Instytucie, ani w Kancelarii nie byłem. Choć mam blisko. I one (Instytut i Kancelaria) też są od siebie blisko.

Redaktor Durczok z niewiadomych przyczyn wycofał się z sędziowania „Blogu Roku” w kategorii, w której startowałem i w której najwięcej SMS-ów zebrał Matka Kurka. I to jest zła informacja. Gdybym się załapał do półfinału (a chciałem to zrobić, żeby poznać red. Durczoka na gali) – to bym z tym półfinałem został jak Himilsbach z angielskim.

3. Coś jeszcze chciałem napisać i nie pamiętam co. I to jest zła informacja.
Obejrzeliśmy z Bożeną „Amerykańskiego Snajpera”. Mnie się podobał. Bożenie – nie. Mowa wychowawcza ojca bohatera na początku filmu warta wszystkie pieniądze.  

środa, 11 lutego 2015

11 lutego 2015



1. Dzień z XC70. 750 km, 11 godzin w trasie. Ale najpierw musiałem wstać. To się nawet jakoś udało. Jestem już w tym wieku, że mam pewne natręctwa. Czyli, żeby posprzątać kuchnię muszę mieć pustą zmywarkę. A ta nie dość, że była pełna, to jeszcze nie można jej było uruchomić, bo skończyły się tabletkii. Nie lubię wychodzić z domu przed śniadaniem. Ale bardziej nie lubię nie móc puścić zmywarki. Poszedłem najpierw na Hożą do Carrefoura. Nie było. Później na Marszałkowską do Rossmanna. Był w remoncie. Pod budynkiem, w którym jest „Dzień Dobry TVN” stała mapa pogody, światła i dwóch ochroniarzy. Miałem przez chwilę pomysł, żeby zaczekać na to, aż zejdzie któraś z pań pogodynek i – kiedy wejdzie na wizję – serdecznie się z nią przywitać, tłumacząc, że się poznaliśmy na balu w sobotę. Brakło mi determinacji.
Zresztą, jeśli moja blogerska kariera będzie się dalej rozwijać w takim tempie – pewnie się zaczną zaproszenia do telewizji śniadaniowych.
Tabletek nie było też u pań ze spółdzielni „Społem”. Trafiłem je dopiero w drogerii vis a vis sądów. Drogeria to też jakaś sieciówka. Ochroniarz bardzo wylewnie się ze mną przywitał. I jeszcze bardziej – pożegnał. A je nie jestem wielbicielem sieciowych drogerii.

Poszliśmy do Aliorbanku wypłacać europejską walutę. Dotarła do mnie przykra konstatacja – patrząc na to, co przez ostatnie lata banki wyprawiały w Polsce – zaufanie do maszynki liczącej pieniądze jest pewną naiwnością. Dlaczego bank nie miałby próbować oszukiwać na czymś takim. Człowiek sprawdzi – kasjer sprawdzi, przeprosi, dołoży banknot. Człowiek nie sprawdzi. Później pomyśli, że zgubił. Przecież w banku go nie mogli oszukać.

W którejś z brydżowych książek Korwina była opisana konwencja 12-14. Stosowana w brydżu robrowym. Po rozdaniu, człowiek patrzy w karty, widzi, że nie ma nic – mówi: mam 12 kart. Jego partner jeżeli też nic nie ma odpowiada, że ma 14 i rzuca karty na stół. No i są rozdawane jeszcze raz. Jeżeli ma dobrą rękę, mówi: przelicz dobrze. Człowiek liczy (niby) – a tak, przepraszam, jest 13.
Niebrydżyści – nie zrozumieją. Brydżyści – mam nadzieję, że tak.
Zapytałem o 12-14 Korwina. Nie pamiętał.
Zastosowałem ją ze dwa razy w życiu. Świetnie działała. Podczas gry, większość uczestników zakłada, że aż tak bezczelnie reguł się nie łamie. Podobnie myślą klienci banków. Czasem czeka ich przykra niespodzianka. I to jest zła informacja.

2. Jeżeli człowiek nie jedzie zbyt nerwowo, XC70 D5 pali z siedem litrów. Przyjemnie się jedzie podgrzewanym siedzeniem i kierownicą a temperaturą ustawioną na 16 stopni. Tak jakoś rześko.
Marzeniem moim jest samochód, w którym HUD będzie wyświetlał twitty. Mój brat w zeszłym roku wysłał mi linka do strony firmy, która przygotowuje taki projektor. Link zgubiłem i nie słyszałem nic o premierze tego urządzenia.
Mam zbyt słaby wzrok, żeby czytać twitty na ekranie telefonu podczas prowadzenia samochodu. Tyle, co na światłach. Więc byłem niepocieszony, bo sporo się dzisiaj działo. Zacząłem więc wydzwaniać po kolegach, że usłyszeć jakieś informacje. Serwisy radiowe sprawiają wrażenie, jakby idioci przygotowywali je dla ludzi, których mają za głupszych od siebie.
Gdzieś przed Częstochową przeczytałem, że Sienkiewicz zajął miejsce Makowskiego. To historia z morałem, ale muszę ją podać zgodnie z chronologią pozyskiwania przeze mnie na jej temat wiedzy.
Był więc Makowski dyrektorem Instytutu Obywatelskiego. Katował bliźnich swoją publicystyką lajkowaną przez Konrada Niklewicza.
Makowskiego wybrano do śląskiego Sejmiku. Z tego, co słyszałem to mimo iż startował z pierwszego miejsca wszedł jako drugi. Ciekawa kariera: od niezależnego moralizującego intelektualisty do partyjnego spadochroniarza. Teraz już jest chyba nikt nie będzie zamawiał jego analiz.

Sienkiewicz. Człowiek służb, sprywatyzowany, który wszedł do rządu. W rządzie bił się o pierwsze miejsce w konkursie na bohatera największej liczby memów z Radosławem Sikorskim. Człowiek służb, Minister Spraw Wewnętrznych, dał się nagrać szajce kelnerów. Co ciekawe – to, co mówił na nagraniach było zadziwiająco rozsądne. Stracił funkcję. Ogłosił (ponoć), że wraca do biznesu, bo się musi odkuć finansowo. Udzielił wywiadu, w którym polemizował z własnymi tezami z kelnerskich nagrań. No i nagle wraca na partyjną synekurę. Znaczy – biznes najwyraźniej przestał być zainteresowany jego analizami.
No i kiedy wyjeżdżałem z Częstochowy, usłyszałem, że wg oświadczenia majątkowego radny Makowski na stanowisku dyrektora think tanku Platformy zarobił w zeszłym roku 248324,82 zł.
Do tego miał służbowe mieszkanie. Najpierw w alejach Ujazdowskich, później gdzieś koło Placyku.
Wniosek taki, że nie ma się co nabijać z synekury Sienkiewicza. Bo zarabiać może więcej, niż będąc ministrem. No i drugi, bo przy okazji usłyszałem, że Makowski był dużo ważniejszą osobą niż mi się wydawało (na swoje usprawiedliwienie mam, że wydawało mi się, iż ważni ludzie nie jeżdżą po pijaku na rowerze, jeżeli jeszcze można za to iść do więzienia), i bardzo ciekawe, co Platforma z nim zrobi. Bo źli ludzie mówią, że Makowski bardzo dużo wie o tym, jak partia działa. A za dietę radnego raczej się nie utrzyma.
Wszystko co napisałem, to nie jest efekt moich przemyśleń, tylko rozmów telefonicznych z pięcioma ludźmi z różnych środowisk. Rozmowy odbywały się od Częstochowy do Opola i jeszcze we Wrocławiu. Nie mogę napisać z kim. I to jest zła informacja, bo gdybym napisał – tekst byłby bardziej interesujący.

3. W Opolu jest ulica Obrońców Stalingradu. Ciekawe ilu członków rodzin mieszkańców okolicy zginęło w starciu z nimi.
Pojechałem tam do drukarni, żeby odebrać książki. Podawanie wielkości bagażnika w litrach to ściema. Wody się nie da nalać, bo wycieknie. A większość rzeczy ma wymiary, które nie pozwalają wypełnić litrażu. Różne patenty służące ułatwianiu zapakowania XC70 są niezłe. Ładowność też. W ogóle – tu się pewnie powtarzam – XC70 to najfajniejsze volvo, ze wszystkich z którymi miałem do czynienia. Po tym, jak zapakowaliśmy samochód porozmawiałem chwilę z panem drukarzem. Miałem rozmawiać przez chwilę, wyszło z godzinę. Pan drukarz specjalizuje się w obsłudze niekompetentnych zleceniodawców. Znaczy – ktoś coś zamawia. Nie bardzo wie co. Nie bardzo wie na kiedy i jak. Pan drukarz wymyśla to wszystko i jakoś tak robi, żeby wyszło. I do tego o wszystkich zleceniodawcach mówi właściwie same dobre rzeczy.
W Polsce umarł szacunek do rzemiosła. Ludziom się wydaje, że mogą wszystko. Zero pokory.
Zaprojektować album, gazetę – żaden problem. Przygotować do druku? Natychmiast. Robiłeś to kiedyś? Nie, a co?
Ale czego chcieć, jeżeli się widzi według jakiego klucza obsadzane są najważniejsze stanowiska w Państwie.

Parę dni temu Staszek z Volvo opowiadał o reeksporcie. Czyli o tym, jak firmy motoryzacyjne poprawiają sobie wyniki sprzedaży wysyłając samochody z powrotem na Zachód. Jadąc w tym kierunku autostradą A4 widziałem to na własne oczy. Niestety nie potrafię ogarnąć na czym polega tego logika. I to jest zła informacja.

***
Redaktor Pawlak mówi, że wiedziała co to jest WKP(b), tylko nas nie zrozumiała. Udowodniłaby to, gdyby wiedziała jak brzmi отчество Бухарина.

niedziela, 16 listopada 2014

16 listopada 2014


1. I co tu robić wyborczą ciszę. Zacząłem oglądać filmy w telewizorze. Obejrzałem ze trzy. I złą wiadomością jest, że ani jednego już nie pamiętam.

2. No i tego braku polityki wdałem się w dyskusje na fejsie. Najpierw przyczepiłem się do mojego kolegi Grzegorza, że niepotrzebnie podkolorowuje rzeczywistość, wciągając do tego inne osoby. Mam wrażenie, że nikt – nawet kolega Grzegorz nie zrozumiał o co mi chodzi.
A rzecz jest prosta.
My już przez samą próbę opisu rzeczywistości tę rzeczywistość fałszujemy. Świadome dodawanie kolorów nie jest ok. Chyba, że zakładamy, że jest ok. Wtedy nie powinniśmy mieć pretensji do tych, którzy piszą, że żyjemy na zielonej wyspie, że Pendolino, że jest super. Bo się od nich nie różnimy.
Później do mnie przyczepił się redaktor Pertyński, że pozwoliłem sobie nazwać profesora Hartmana „zjebem”.
I nagle, nie wiedzieć czemu z dyskusji o prof. Harmanie zrobiła się rozprawa nad PiS-em, a właściwie nad byłymi jego członkami „odrażającymi gnomami, cynicznymi mendami i – nolens volens – zdrajcami”.
Miałem jednego kolegę, który z podobną energią jak redaktor Pertyński rozpisywał się na temat największej opozycyjnej partii. Dość szybko wyłowił go „Instytut Obywatelski”. I zaczął płacić. No i jakiś pożytek z tej energii się stał. A tu – nic. I to jest zła informacja.

3. Zdecydowaliśmy się wyjść z domu. Pojechaliśmy na plac Unii Lubelskiej do „Supersamu”. Znaczy do tego czegoś, co ś.p. architekt Kuryłowicz zaprojektował w miejsce „Supersamu”.
Rozmawiałem z nim przez chwilę w redakcji „Malemena”. Łebski gość. Tłumaczył, dlaczego Warszawa komunikacyjnie nigdy się nie będzie nadawać do życia. Że nie ma tu szans na rozsądnie działający publiczny transport.

Była mu wtedy robiona sesja. I ktoś ukradł mu pióro. Porządne. Bardzo porządne. I to zła informacja.
Ze dwa tygodnie później zginął. Chodził do liceum z braćmi Kaczyńskimi i Fogelmanem.
Żeby dwie osoby z jednej klasy zginęły w dwóch lotniczych katastrofach?