Pokazywanie postów oznaczonych etykietą XC70. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą XC70. Pokaż wszystkie posty

środa, 10 lutego 2016

7 lutego 2016


1. Dzień bez telewizora. Więc bez „Kawy na ławę”. I „Loży prasowej”. No dobra. Przez chwilę oglądałem stream TVP Info – Woronicza 17. No i muszę przyznać, że kolega BBN sprawiał wrażenie jedynego rozsądnego w towarzystwie. I nie chodzi o to, że reszta gości opowiadała jakieś niemożebne rzeczy. To on tak podniósł poprzeczkę.
Nie obejrzałem tej wersji „Loży prasowej”. I to jest zła informacja, bo nie wiem, kiedy będzie okazja.

2. Zawiozłem dziewczyny na dworzec i pojechałem na zakupy. Pod Castoramą para wpychała płytę gipsowo-kartonową do XC70. Z metr wisiał z tyłu. Lubie XC70. Uważam, że to ostatnie prawdziwe volvo. To jedno z niewielu średniej klasy aut, jakie bym mógł mieć. Mógłbym, ale raczej mieć nie będę.
W Makro zatankowałem za 50 zł. Wprowadziłem zwyczaj, że co weekend tankuję gaz do pełna i benzynę za pięć dych. Benzyny zużywa się mało. Jeżeli paliwo będzie tanieć w tym tempie, to za jakieś dwa miesiące bak się wypełni. A to 90 litrów. Od miesiąca wybierałem się do myjni. W końcu się dojechałem. W kolejce słuchałem TokFM. Organizacje feministyczne zwoływały się na ogólnoświatowe tańczenie w proteście przeciwko przemocy wobec kobiet. Przypomniał mi się białoruski kierowca lawety, któremu zmieniano przed laty koło w Porcie2000. Widziany w telewizorze przez moment marsz szmat zrobił na nim takie wrażenie, że prosił kogo popadnie o wyjaśnienie o co chodzi. Kiedy słyszał – nie wierzył. Pytał kogoś innego.
A wtedy organizacje feministyczne jeszcze się nie fotografowały z transparentami: witamy uchodźców.
Myjnia – choć najdroższy program – nie domyła auta. I to jest zła informacja.

3. Obejrzeliśmy nowe Archiwum X. Ciekawe przeżycie. Jeżeli się nie jest serialu wieloletnim fanem – nie da się tego oglądać. Patrzę na Muldera, widzę Hanka Moody'ego. Słyszę te drętwe teksty, myślę sobie, że Duchovny musiał mieć niezłą zabawę. Lepszą niż widzowie.

Z tego wszystkiego Netflix nabrał sensu. Zaczęliśmy oglądać Raya Donovana. Złą informacją jest, że za późno.




piątek, 13 lutego 2015

13 lutego 2015


1. Niestety musiałem wstać. Nie było to łatwe, bo wróciłem domu koło trzeciej. Ze dwadzieścia kilometrów przed Warszawą musiałem stanąć na chwilę na parkingu, bo już miałem regularne omamy. Gdyby XC70 miało aktywne pilnowanie pasa, to bym się zdrzemnął podczas jazdy. Niestety tylko dzwoniło wyciszając audio. Przez większą część drogi słuchałem „Afgańczyka” Forsytha. Warto. Pal sześć fabułę za to bardzo ładnie nakreślone historyczne tło.
Przed Koninem trzeba było zacząć coś nowego. I padło na „Polactwo” Ziemkiewicza. Czytane przez autora. To właściwie miło obcować z kimś, kto jest jeszcze bardziej zadowolony z siebie niż ja.
W każdym razie wstawało mi się słabo. I to jest zła informacja.

2. W Volvo wywarłem na Staszku presję, żeby poświęcił mi trochę czasu. 
Staszek liczył chyba na to, że jak mi poopowiada przez chwilę o XC90, to wystarczy. Niedoczekanie. Dobrą informacją jest, że do XC70 można kupić lepsze fotele. Ten, na którym siedziałem działał przez pierwsze sześć godzin. Później było źle. Z drugiej strony znakomita większość użytkowników XC70 nie będzie miała szansy tego sprawdzić. Ale i tak, gdybym musiał sobie kupić jakieś volvo, to byłby ten model. Ale chyba z T6. Choć jednak bardziej odpowiedzialnie byłoby wziąć diesla.
W kwietniu będę jeździł S80. Zostanie mi jeszcze V70 i będę miał zaliczoną pełną ofertę firmy.
Wracałem piechotą. Warto się czasem przejść Puławską. Człowiek szybko rozumie, że gdzie indziej jest tak pięknie.
Puławską jeździły radiowozy. W kolumnach chyba po sto.
Nie było mnie na imprezie „W Sieci” I to jest zła informacja. I nie chodzi o to, że nikt mnie nie zaprosił (i tak bym nie mógł pójść). Ale o to, że nie widziałem jak dyrektor Ołdakowski łapany jest za pośladek przez prominentnego działacza partii opozycyjnej. Postał bym chwilę w świetle pana Dyrektora i może i mnie ktoś by chciał za coś złapać.

3. Wieczorem w „Krakenie” spotkałem się z redaktorem Pereirą. Dowiedziałem się, że nie dość, że jest częściowo z Portugalii, to jeszcze jest trochę z Angoli. No i spokrewniony jest z Tadeuszem Kościuszką. Białorusin.
Red. Pereira powiedział, że pijąc ze mną trochę się czuje, jakby pił z własnym ojcem. I to jest zła informacja, bo myślałem, że stać go na więcej – skoro koniecznie chce mi dać pretekst, bym go opisanł w Trzech Negatywach.

Korzystając z prawie ojcowskiego autorytetu namawiałem go, żeby wywarł na KPRM presję, by pani Premier udzieliła mu wywiadu, jak obiecała jakiś czas temu, czego ja – i tysiące innych ludzi przed odbiornikami – byliśmy świadkami.
Taki wywiad to byłoby coś.  

środa, 11 lutego 2015

11 lutego 2015



1. Dzień z XC70. 750 km, 11 godzin w trasie. Ale najpierw musiałem wstać. To się nawet jakoś udało. Jestem już w tym wieku, że mam pewne natręctwa. Czyli, żeby posprzątać kuchnię muszę mieć pustą zmywarkę. A ta nie dość, że była pełna, to jeszcze nie można jej było uruchomić, bo skończyły się tabletkii. Nie lubię wychodzić z domu przed śniadaniem. Ale bardziej nie lubię nie móc puścić zmywarki. Poszedłem najpierw na Hożą do Carrefoura. Nie było. Później na Marszałkowską do Rossmanna. Był w remoncie. Pod budynkiem, w którym jest „Dzień Dobry TVN” stała mapa pogody, światła i dwóch ochroniarzy. Miałem przez chwilę pomysł, żeby zaczekać na to, aż zejdzie któraś z pań pogodynek i – kiedy wejdzie na wizję – serdecznie się z nią przywitać, tłumacząc, że się poznaliśmy na balu w sobotę. Brakło mi determinacji.
Zresztą, jeśli moja blogerska kariera będzie się dalej rozwijać w takim tempie – pewnie się zaczną zaproszenia do telewizji śniadaniowych.
Tabletek nie było też u pań ze spółdzielni „Społem”. Trafiłem je dopiero w drogerii vis a vis sądów. Drogeria to też jakaś sieciówka. Ochroniarz bardzo wylewnie się ze mną przywitał. I jeszcze bardziej – pożegnał. A je nie jestem wielbicielem sieciowych drogerii.

Poszliśmy do Aliorbanku wypłacać europejską walutę. Dotarła do mnie przykra konstatacja – patrząc na to, co przez ostatnie lata banki wyprawiały w Polsce – zaufanie do maszynki liczącej pieniądze jest pewną naiwnością. Dlaczego bank nie miałby próbować oszukiwać na czymś takim. Człowiek sprawdzi – kasjer sprawdzi, przeprosi, dołoży banknot. Człowiek nie sprawdzi. Później pomyśli, że zgubił. Przecież w banku go nie mogli oszukać.

W którejś z brydżowych książek Korwina była opisana konwencja 12-14. Stosowana w brydżu robrowym. Po rozdaniu, człowiek patrzy w karty, widzi, że nie ma nic – mówi: mam 12 kart. Jego partner jeżeli też nic nie ma odpowiada, że ma 14 i rzuca karty na stół. No i są rozdawane jeszcze raz. Jeżeli ma dobrą rękę, mówi: przelicz dobrze. Człowiek liczy (niby) – a tak, przepraszam, jest 13.
Niebrydżyści – nie zrozumieją. Brydżyści – mam nadzieję, że tak.
Zapytałem o 12-14 Korwina. Nie pamiętał.
Zastosowałem ją ze dwa razy w życiu. Świetnie działała. Podczas gry, większość uczestników zakłada, że aż tak bezczelnie reguł się nie łamie. Podobnie myślą klienci banków. Czasem czeka ich przykra niespodzianka. I to jest zła informacja.

2. Jeżeli człowiek nie jedzie zbyt nerwowo, XC70 D5 pali z siedem litrów. Przyjemnie się jedzie podgrzewanym siedzeniem i kierownicą a temperaturą ustawioną na 16 stopni. Tak jakoś rześko.
Marzeniem moim jest samochód, w którym HUD będzie wyświetlał twitty. Mój brat w zeszłym roku wysłał mi linka do strony firmy, która przygotowuje taki projektor. Link zgubiłem i nie słyszałem nic o premierze tego urządzenia.
Mam zbyt słaby wzrok, żeby czytać twitty na ekranie telefonu podczas prowadzenia samochodu. Tyle, co na światłach. Więc byłem niepocieszony, bo sporo się dzisiaj działo. Zacząłem więc wydzwaniać po kolegach, że usłyszeć jakieś informacje. Serwisy radiowe sprawiają wrażenie, jakby idioci przygotowywali je dla ludzi, których mają za głupszych od siebie.
Gdzieś przed Częstochową przeczytałem, że Sienkiewicz zajął miejsce Makowskiego. To historia z morałem, ale muszę ją podać zgodnie z chronologią pozyskiwania przeze mnie na jej temat wiedzy.
Był więc Makowski dyrektorem Instytutu Obywatelskiego. Katował bliźnich swoją publicystyką lajkowaną przez Konrada Niklewicza.
Makowskiego wybrano do śląskiego Sejmiku. Z tego, co słyszałem to mimo iż startował z pierwszego miejsca wszedł jako drugi. Ciekawa kariera: od niezależnego moralizującego intelektualisty do partyjnego spadochroniarza. Teraz już jest chyba nikt nie będzie zamawiał jego analiz.

Sienkiewicz. Człowiek służb, sprywatyzowany, który wszedł do rządu. W rządzie bił się o pierwsze miejsce w konkursie na bohatera największej liczby memów z Radosławem Sikorskim. Człowiek służb, Minister Spraw Wewnętrznych, dał się nagrać szajce kelnerów. Co ciekawe – to, co mówił na nagraniach było zadziwiająco rozsądne. Stracił funkcję. Ogłosił (ponoć), że wraca do biznesu, bo się musi odkuć finansowo. Udzielił wywiadu, w którym polemizował z własnymi tezami z kelnerskich nagrań. No i nagle wraca na partyjną synekurę. Znaczy – biznes najwyraźniej przestał być zainteresowany jego analizami.
No i kiedy wyjeżdżałem z Częstochowy, usłyszałem, że wg oświadczenia majątkowego radny Makowski na stanowisku dyrektora think tanku Platformy zarobił w zeszłym roku 248324,82 zł.
Do tego miał służbowe mieszkanie. Najpierw w alejach Ujazdowskich, później gdzieś koło Placyku.
Wniosek taki, że nie ma się co nabijać z synekury Sienkiewicza. Bo zarabiać może więcej, niż będąc ministrem. No i drugi, bo przy okazji usłyszałem, że Makowski był dużo ważniejszą osobą niż mi się wydawało (na swoje usprawiedliwienie mam, że wydawało mi się, iż ważni ludzie nie jeżdżą po pijaku na rowerze, jeżeli jeszcze można za to iść do więzienia), i bardzo ciekawe, co Platforma z nim zrobi. Bo źli ludzie mówią, że Makowski bardzo dużo wie o tym, jak partia działa. A za dietę radnego raczej się nie utrzyma.
Wszystko co napisałem, to nie jest efekt moich przemyśleń, tylko rozmów telefonicznych z pięcioma ludźmi z różnych środowisk. Rozmowy odbywały się od Częstochowy do Opola i jeszcze we Wrocławiu. Nie mogę napisać z kim. I to jest zła informacja, bo gdybym napisał – tekst byłby bardziej interesujący.

3. W Opolu jest ulica Obrońców Stalingradu. Ciekawe ilu członków rodzin mieszkańców okolicy zginęło w starciu z nimi.
Pojechałem tam do drukarni, żeby odebrać książki. Podawanie wielkości bagażnika w litrach to ściema. Wody się nie da nalać, bo wycieknie. A większość rzeczy ma wymiary, które nie pozwalają wypełnić litrażu. Różne patenty służące ułatwianiu zapakowania XC70 są niezłe. Ładowność też. W ogóle – tu się pewnie powtarzam – XC70 to najfajniejsze volvo, ze wszystkich z którymi miałem do czynienia. Po tym, jak zapakowaliśmy samochód porozmawiałem chwilę z panem drukarzem. Miałem rozmawiać przez chwilę, wyszło z godzinę. Pan drukarz specjalizuje się w obsłudze niekompetentnych zleceniodawców. Znaczy – ktoś coś zamawia. Nie bardzo wie co. Nie bardzo wie na kiedy i jak. Pan drukarz wymyśla to wszystko i jakoś tak robi, żeby wyszło. I do tego o wszystkich zleceniodawcach mówi właściwie same dobre rzeczy.
W Polsce umarł szacunek do rzemiosła. Ludziom się wydaje, że mogą wszystko. Zero pokory.
Zaprojektować album, gazetę – żaden problem. Przygotować do druku? Natychmiast. Robiłeś to kiedyś? Nie, a co?
Ale czego chcieć, jeżeli się widzi według jakiego klucza obsadzane są najważniejsze stanowiska w Państwie.

Parę dni temu Staszek z Volvo opowiadał o reeksporcie. Czyli o tym, jak firmy motoryzacyjne poprawiają sobie wyniki sprzedaży wysyłając samochody z powrotem na Zachód. Jadąc w tym kierunku autostradą A4 widziałem to na własne oczy. Niestety nie potrafię ogarnąć na czym polega tego logika. I to jest zła informacja.

***
Redaktor Pawlak mówi, że wiedziała co to jest WKP(b), tylko nas nie zrozumiała. Udowodniłaby to, gdyby wiedziała jak brzmi отчество Бухарина.

poniedziałek, 9 lutego 2015

9 lutego 2015


1. Zaspałem na „Kawę na ławę”. Wstałem na końcówkę „Loży prasowej”. Nie zapamiętałem z niej niczego, poza wrażeniem, że goście byli bardziej dobrani niż zwykle.
Później obejrzeliśmy „The Big Country”, bardziej znany jako „Biały kanion”. Jeszcze bardziej znany z muzyki, która każdy słyszał, choć niekoniecznie wie, że to z tego filmu.
Ważna scena, w której ojciec (w imię zasad) odstrzeliwuje swojego (niezbyt udanego) syna. Zasady ważna rzecz.

Redaktor Lis przyczepił się do polszczyzny Andrzeja Dudy. Z akcentowaniem dyskutować nie będę, bo zrobili to już inni. Zabawniejsza jest kwestia rusycyzmów:
Pan Duda nie zostanie prezydentem, ale być może w najbliższych trzech miesiącach nauczy się unikać okropnych rusycyzmów.
Całe życie słyszałem, że „się” po polsku pisze przed czasownikiem. W Warszawie inaczej. Cóż, w Warszawie się mieszka „na” ulicy (i pije herbatę w szklankach).
I, o ile „się” za czasownikiem weszło do języka, to „się” na końcu zdanie – to błąd. Okropny rusycyzm. Red. Lis – perfekcjonista – pewnie ze trzy razy czytał swój tekst, żeby wyłapać wszystkie ryzykowne językowo momenty. Не получилось. Przepraszam, niestety się nie udało.
Albo jak napisał pan Tomasz – „Nie udało się”.

Gdybym był prawdziwym dziennikarzem to bym kiedyś napisał duży tekst o Tomaszu Lisie.
Zacząłbym o tej historii:
Kilkanaście lat temu (sprawdziłbym kiedy). Stadion Falubazu, to najważniejsze miejsce w Zielonej Górze, zwłaszcza kiedy odbywa się na nim mecz. A to był mecz ważny (chyba ze Stalą Gorzów – śmiertelnym wrogiem Falubazu i tej części województwa, które jest na południe od A2). Stadion pełen. Napięcie sięga zenitu. Wszyscy czekają na start. Konferansjer krzyczy: Drodzy państwo, mamy specjalnego gościa, przyjechał do nas z Warszawy specjalnie na ten mecz, syn ziemi zielonogórskiej reeeedaaaaaltooooor Toooooomaaaaaasz Liiiiiiiiiiiiis.
Na co cały (CAŁY) stadion ryknął: wyyypieeerrrrdaaaalaaaaj, wyyyypieeerrrrdaaalaaaj.

Nie jestem prawdziwym dziennikarzem, raczej tego tekstu nie napiszę. I to jest zła informacja.

2. Redaktor Mazurek uważa, że się nie awanturował w Krakenie. Po namyśle – muszę się z nim zgodzić. Redaktor Mazurek inteligentny człowiek mieszka w Warszawie na tyle długo, że najwyraźniej zauważył pewną prawidłowość, która została tu jeszcze z czasów, kiedy było to prowincjonalne miasto wielkiego, azjatyckiego imperium. Otóż w Warszawie ludzie, którzy dobitnie artykułują czego chcą są traktowani z większym szacunkiem.

Napisałem Tweeta, że stworzone przez red. Warzechę porównanie porsche vs polonez jest idealne do zastosowania w czasie ciszy wyborczej. Ludzie, którzy mają jakieś przecieki z exit polls nie mogą ich ujawniać otwartym tekstem. Piszą więc o cenach pistacji i pomidorów. 10 maja może więc będziemy komentować wyścigi samochodowe.
Polonez. Klepany. Redaktor Kulczycki, puścił w świat wersję, że red. Warzecha mówił o traktorze. Nie potrafi zapamiętać paru słów – widzę szanse na jego karierę w otoczeniu premier Kopacz.
Na Balu Dziennikarzy spotkałem Pawła Rabieja. Wyrażał się o pani Premier bez entuzjazmu. I skoro Paweł Rabiej, którego interesy tak związane są ze Spółkami Skarbu Państwa mówi o pani Premier bez entuzjazmu (będąc do tego dwa metry od ministra Kamińskiego) – to coś jest na rzeczy. Nie mogę sobie przypomnieć użytego określenia – roztrzęsiona baba? Rozhisteryzowana baba? Więc, żeby nie pomylić piszę, że: bez entuzjazmu.


Mój ulubiony rzecznik TVP napisał na fejsie zgryźliwy komentarz o tym, jak cieszą go kiepskie wyniki TV Republika. To może akurat świadczyć wyłącznie o jego braku profesjonalizmu, bo metodologia badań nie bardzo daje prawo, do wyciągania takich wniosków. Gorzej było później. Jakaś jego znajoma zauważyła, że nieładnie jest cieszyć się z niepowodzeń bliźnich. Na co pan Jacek odpowiedział: „Jesteś pewna, że to bliźni? Bo ja wątpię…

Jeżeli to nie jest „mowa nienawiści” to jak to nazwać?
Jacek Rakowiecki jest rzecznikiem publicznej telewizji. Znaczy: dostaje publiczne pieniądze. I to jest zła informacja.

3. Pojechaliśmy do Castoramy kupić Bożenie płytę na biurko. W Castoramie nie chcieli już przyciąć. Pojechaliśmy do Leroya Tam przycięto. W Volvo jest chyba specjalny dział zajmujący się projektowaniem składania siedzeń. Umieszczona w oparciu siatka, która po rozciągnięciu oddziela ładunek od kierowcy – szacun.
Po powrocie do domu zaczęliśmy oglądać „Banshee”. Zgodnie z sugestią dyrektora Ołdakowskiego, któremu się pomylił Cadillac z Chevroletem. Zdarza się w najlepszych rodzinach. Ważne, że to wszystko GM.
Serial ok. Choć nie tak dobry, jak by mógł być. I to jest zła informacja.  


sobota, 7 lutego 2015

7 lutego 2015


1. Z wanny wyciągnął mnie kurier, który przywiózł używane przednie amortyzatory do Suburbana – niegdyś żółte bilsteiny.
Pojechałem do Białołęki, gdzie jest firma zajmująca się regeneracją takich amortyzatorów. Bardzo miły pan najpierw się zmartwił, że są za bardzo skorodowane, później powiedział, że to wcale nie musi znaczyć, że nie będą działać. Nawet, jeżeli cylinder nie będzie do końca szczelny to i tak wciąż będzie bilstein. Do tego ustawiony na polskie drogi. A to ma naprawdę duże znaczenie.

Z pomocą Krzysztofa zawiozłem BMW do mechanika na Pragę. Ma zaspawać dziury w wydechu. Mechanik z Pragi kiedyś się mieścił obok szpitala przy Szaserów. Teraz jest przy Mińskiej. Poznałem go szukając miejsca, które napełni mi w jakiś upał klimatyzację na poczekaniu, a nie za tydzień. Jest generalnie w porządku. Choć kiedyś trzymał Suburbana przez dwa tygodnie, bo nie mógł zaspawać skraplacza do tylnej klimatyzacji.

Krzysztof docenił kierownicę w XC70. Wielkość też. I linię. Silnik był dla niego za słaby. Dokładnie o 30 koni. Ja tam nie narzekam. Gadałem wcześniej ze Staszkiem. Mówił, że XC70 kupuje specyficzny typ klientów. Którym niekoniecznie zależy na szybkim starcie spod świateł.

W Beirucie jest nowe piwo. Nazywa się „Dawne”. I jest bardzo dobre. Z browaru Konstancin (z siedzibą w Kamionce). Swoją drogą dla porządku mogliby nieco zmodyfikować nazwę – na Konstancin Wielkopolski.
Bardzo przyjemne piwo. To pierwsza warka. Ciekawe jakie jest butelkowe. I czy następne też będą takie.

Z Beirutu poszedłem do apteki, gdzie ustaliliśmy z panią farmaceutką, że taniej niż płacić za wizytę u specjalisty, który może konkretnie ten lek, o który chodziło, będzie kupić go na 100%. Zwłaszcza, że istnieje jego tańszy o 30 zł odpowiednik.

W Faster Dogu Pawełek zastanawiał się kim i dlaczego jest Lidia Popiel. Nie udało mi się mu pomóc. I to jest zła informacja.

2. Przez to cale kręcenie się po mieście nie widziałem konwencji PO. I przemówień pani Premier i pana Prezydenta. I to jest zła informacja.
Pana Prezydenta słuchał kolega Zbroja. Usłyszał, że „Stadion Narodowy jest dziełem ludzi Platformy”. To dobrze, że pan Prezydent zaczyna kampanię od wyznania grzechów swojej formacji.

3. Wieczorem kolega Jerzy wspaniałomyślnie podrzucił mi Galaxy S5. Niestety tablet jako telefon nie do końca zdaje egzamin. I to jest zła informacja. W Krakenie pojawił się jeszcze dyrektor Zydel. Porozmawialiśmy chwilę o telewizjach śniadaniowych, w których dyrektor Zydel mniej może bywać, bo ma na głowie całe miasto.

Wróciłem do domu na samą końcówkę występu pana Prezydenta w „Faktach po Faktach”. Bożena powiedziała, że niewiele straciłem. Słuchałem piąte przez dziesiąte prof. Buzka w „Piaskiem po oczach”. Pan profesor używał czasownika „włanczać”. Cóż, jest honorowym obywatelem Lublińca, Piekar Śląskich, Rudy Śląskiej, Rybnika, Gliwic, Gdyni, Puław, Warszawy, Ostrowa Wielkopolskiego i Zabrza, więc chyba sobie może na to pozwolić.

W konkursie Blog Roku 2014, w kategorii, w której startuję najwięcej SMS-ów jak na razie zebrał Matka Kurka. Jurorem w tej kategorii jest Kamil Durczok. Ciekawe jak Onet z tego wybrnie.




piątek, 6 lutego 2015

6 lutego 2015


1. Wsiadłem do metra. W związku z szeroko rozumianym zagrożeniem terrorystycznym robię to niechętnie. W metrze jedna pani czytała „Rzeczpospolitą”, jakiś pan „Gazetę Polską”, inny „08/15” Kirsta. Młody człowiek Hobbita. Jeszcze dwie osoby jakieś inne książki. Więc z tym czytaniem nie jest aż tak źle, jak się czyta gdzieniegdzie. Szkoda, że tak mało mamy metra.

Przeczytałem na stronie TVN Warszawa, że organizacja dnia otwartego zamkniętej linii metra kosztował 435500 zł. Muszę przyznać, że to dobrze wydane pieniądze, bo część obywateli naszego kraju wierzy, że druga linia warszawskiego metra działa. Przecież w telewizji pokazali, jak pani Premier z panią Prezydent jechały. Dyrektor Zydel (jak powszechnie wiadomo) do Ratusza przyszedł z reklamy. Z agencji, która odpowiada za spoty udające programy informacyjne, w których red. Zientarski udaje dziennikarza, który opisuje samochody udające dobre.
Agencja ta przygotowywała kampanię promocyjną programu in vitro. Tego, w którym można urodzić cudze dziecko, które nie jest cudze, bo przepisów nie dostosowano do rzeczywistości, która przez wprowadzenie tego programu się diametralnie zmieniała.
Rozmawiałem kiedyś z pewnym kolegą o tym programie. Uważał, że to świetny pomysł Platformy na poprawę notowań, bo bezpłodność to wielki problem Polaków. Zaczęliśmy liczyć i wyszło, że nie aż tak wielki. Bo 15%, których dotyczy to nie jest ogół mieszkańców Polski, tylko par w wieku 25–45 lat. Jeżeli odejmie się połowę, która z powodów światopoglądowych na pewno się na in vitro nie zdecyduje, to się okaże, że większym realnie problemem jest niemożność znalezienia przedszkola. Cóż, kolega to lewicujący trydziestoparolatek z Warszawy. Singiel.

Z metra wysiadłem na Wilanowskiej. Przy wyjściu stał pan z psem. Na kurtce miał naszywkę: Ochrona Metra – Przewodnik Psa. Przesiadłem się do autobusu jadącego w stronę Piaseczna. W autobusie czytało zdecydowanie mniej pasażerów. Za to prawie wszyscy mieli w uszach słuchawki. Dojechałem do Domu Volvo, gdzie pani na recepcji chciała ukryć przede mną Staszka. Prawie jej się udało. Prawie.
Ucięliśmy sobie ze Staszkiem miłą pogawędkę o importowaniu samochodów. Wyszło z niej, że minister Biernat swojego Evoque mógł kupić naprawdę tanio. Są sytuacje, w których dealerowi opłaca się sprzedać samochód poniżej kosztów. Ale nie będę się na ten temat teraz rozpisywał.
Pawełek z Faster Doga by się ucieszył, bo usłyszałem o kilku patentach, które robią koncerny, żeby poprawiać wyniki w tabelkach. Pasowałoby to do jego teorii o końcu naszego świata.

Pawełek to wybitny fotograf. Namawiam go, żeby przy okazji Faster Doga uruchomił działalność polegającą na wykonywaniu drogich i pięknych zdjęć do dokumentów. Większość dokumetowych fotografów robi taką fuszerkę, że klientki waliłyby drzwiami i oknem. Choć niekoniecznie, bo zakratowane. Na razie do koncepcji Pawełek podchodzi z ograniczonym zainteresowaniem. I to jest zła informacja.

Staszek przepowiada, że Volvo będzie mieć kolejny rok sukcesów. I bardzo dobrze. Ludzie jeżdżący volvo są z siebie zadowoleni. Im więcej zadowolonych ludzi tym lepiej.

Szef CBA powinien zostać honorowym ambasadorem marki Range Rover. Za utrwalanie w społeczeństwie przekonania, że mały SUV jest „luksusowym samochodem terenowym”.

A poważnie: używanie CBA do wewnątrzpartyjnych rozgrywek to jednak przegięcie.

2. Odebrałem XC70 D5. Chyba najbardziej volvowate ze wszystkich volvo. Duże kombi w kształcie volvo. Długo czekałem na możliwość nim pojeżdżenia. Jechałem sobie spokojnie obwodnicą z prędkością 80 km/godz. patrząc, jak samochód nagradza mnie za ekonomiczną jazdę wyświetlając dziwny znaczek na tablicy rozdzielczej. Wyprzedzali mnie dziwni ludzie w normalnych samochodach typu dwudziestoletnia Corsa, patrząc z wyższością, bądź brakiem zrozumienia. No bo jak można nie korzystać z maksymalnych możliwości, jakie daje droga szybkiego ruchu. Szczerze mówiąc – miałem ich spojrzenia gdzieś, gdyż im nigdy raczej się nie zdarzyło zbliżyć do 300 km/godz.
Dojechałem do Muzeum Powstania Warszawskiego. Sprawdziwszy wcześniej, że 158kW D5 radzi sobie całkiem nieźle z pozorną krowiastością auta.

Muzealny strażnik próbował mnie wziąć sposobem, bo gdy powiedziałem, że ja do dyrektora. Zapytał: Którego? Nie zbił mnie z pantałyku.

Dyrektor Ołdakowski zastanawiał się do kogo najbardziej podobny jest minister Kamiński. Mnie wyszło, że ze wszystkich propozycji najbardziej to chyba do tego lorda-eunucha z „Gry o tron”.

Później dyrektor Ołdakowski przedstawił mnie swojemu zastępcy. Ale wcześniej przeprowadziliśmy rozmowę, której struktura przypominała zabawę dziecięcą – mówi się słowo, następny mówi słowo zaczynające się na ostatnią literę poprzedniego itd. Tylko, że w naszej sytuacji to były raczej całe zdania.
Od Michała Kamińskiego do dzikiej świni przeszliśmy wbrew pozorom dość długą drogą.
No i później przyszedł dr Gawin. I rozmowa nieco się uporządkowała.
Wyobrażam sobie jak wygląda kiedy obaj panowie dyrektorzy siedzą tam i knują.

Jeszcze później przyszła pani, która ma A5 (dwulitrowego diesla) i była kierowniczką kierownika z mojej poprzedniej pracy (ona kierowniczką była gdzie indziej – nie tam, gdzie ja miałem swojego kierownika). Co ciekawe na temat rzeczonego miała bardzo podobne do mnie zdanie.

Przyszedłem na pół godziny, wyszedłem po godzinach czterech. Wycyganiłem „Miasto ruin” niestety na Blue Ray-u. Czyli w technologii, która zanim na dobre zdążyła się spopularyzować już okazała się pozbawiona sensu. Będę musiał kupić odtwarzacz i to jest zła informacja.

3. Wróciłem do domu. Monika Olejnik do spółki z Ryszardem Kaliszem jeździła po Zbigniewie Ziobrze.
No i z tego wszystkiego poczułem, że niestety zaraza mnie rozbiera i naprawdę nie mam siły iść na imprezę urodzinową Marcina Klimkowskiego. I to jest zła informacja, bo dyskusje z nim dostarczają mi wiele radości.