Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Jaś Kapela. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Jaś Kapela. Pokaż wszystkie posty

sobota, 29 maja 2021

28 maja 2021


1. Kazik u Mazurka. Bożena powiedziała, że nudno. Trudno się nie zgodzić. Ale to nic przy Stanowskim z Jasiem Kapelą. Interesujący jedynie był chyba moment, w którym Jaś zrozumiał, że wychodzi na idiotę. Wydawało mi się wcześniej, że nie jest do takiej konstatacji zdolny. 
Dałem się namówić Kazikowi z Mazurkiem i przesłuchałem nową płytę „Kultu”. Piosenki przetykane są fragmentami pamiętnika Kazika z października 1979 roku. W październiku 1979 roku chodziłem do pierwszej klasy Szkoły Podstawowej nr 57. Na Piaskach. Zaczynałem być wtedy przekonany własnym geniuszu, gdyż wiedziałem wszystko, o czym mówiła nam pani. Niestety, z czasem wiedzy zaczęło nie stawać, a przekonanie zostało. Do dziś. 

2. Proste rozwiązania rządzą. Znalazłem odpowiedni kawałek akacji i najechałem nań przednim, lewym kołem Lawiny. Dwadzieścia centymetrów zmieniło kąt w taki sposób, że leżąc pod autem łatwiej mi było między ramę, a kabinę wsadzić rękę z kluczem no i w końcu udało mi się odkręcić moduł ABS-u. Rozciąłem uszczelkę, żeby się dostać do środka. I poszedłem do sąsiada Tomka, by przelutował. Sąsiad Tomek najpierw obejrzał szkłem powiększającym, pomierzył miernikiem i powiedział, że wszystkie luty są w porządku. Problem musi być gdzie indziej. Teraz będę się zajmował masą. Ale najpierw muszę skleić moduł. I go przykręcić. Co będzie raczej łatwiejsze. 

3. Zrobiliśmy szafkę. Najpierw się okazało, że płyty są niezupełnie tak przycięte jak chciałem. Niezupełnie w tym przypadku robią jakieś dwa milimetry. Niby mało, a widać. Później się okazało, że projektując źle zmierzyłem odległość do kranu. No i wyszło, że szafka wyszła za głęboka. Odpowiedzialność musiał wziąć na siebie kran. Używany był w ciągu ostatniej dekady ze dwa razy, więc bez żalu go zdemontowałem. By zdemontować, musiałem pojechać do Mrówki po półcalowy korek. Oświetlony słońcem Chrystus na tle chmur wyglądał dość płasko. 
Kran nawet się dał odkręcić. Korek się dał wkręcić. Czyli sukces. Został mi do rozwiązania problem skrzynki z bezpiecznikami od pompy. Muszę ją przesunąć. Na razie odkręciłem od ściany i przywiązałem tyrtyrką tak, by nie przeszkadzała szafce. 


 

poniedziałek, 23 lutego 2015

23 lutego 2015


1. Nie wstałem na „Kawę na Ławę” znaczy, właściwie wstałem, ale postanowiłem obejrzeć powtórkę. Później była „Lożę prasową” oglądałem jednym okiem. Przy odrobinie złośliwości można wyciągnąć wniosek, że skład gości wynika z tego, jak szeroko rozumiana władza radziła sobie w zeszłym tygodniu. Jeżeli zaproszono redaktorów: Wrońskiego, Wołka, Czarneckiego i Stankiewicza – znaczy, że władza radziła sobie słabo.
I to, że tę prawidłowość widać to zła informacja.

2. Parę dni temu nie powiem kto zadzwonił do mnie, i opowiedział, że widział lądującego na Okęciu Rusłana. Sprawdził na najważniejszym narzędziu każdego nowoczesnego mężczyzny – aplikacji Flightradar – ani śladu. Pomyślał więc, że to samolot na jakiejś tajnej misji. A jako, że się stara dobrze myśleć o Polsce i polskich władzach, to wyciągnął wniosek, że Rusłan przyleciał po broń dla Ukraińców. Że nic o tym nie wiemy, bo nie ma takiej potrzeby, a rządzą nami odpowiedzialni, porządni ludzie. No i postanowił do mnie zadzwonić, żeby się radością podzielić.
Powiedziałem, że wszystko super, tylko dlaczego tajne przerzuty broni miałyby się odbywać przez Okęcie. Nie powiem kto bez namysłu odpowiedział, że Rusłan jest tak wielki, że gdzie indziej nie może wylądować.
Niestety Rusłan może lądować na innych lotniskach w Polsce. I to jest zła informacja, bo też bym wolał, żeby historia nie powiem kogo była prawdziwa.

Flightradar jest bardzo przydatną aplikacją. Stoi sobie człowiek na ganku, widzi że leci samolot, sprawdza i wie, że to z Londynu do Bangkoku. Zaraz potem leci następny. Z Warszawy do Berlina. Chwila przerwy i znowu coś na Daleki Wschód. Przez cały dzień można mieć zajęcie.
Człowiek się czuje jak kontroler ruchu lotniczego.

Kiedyś na wieś przyleciał kontroler ruchu lotniczego, ówczesny narzeczony koleżanki Józki ze studiów. Przyleciała z nim odpowiedzialność. Wielka odpowiedzialność. Usiadł za stołem i zaczął o tej odpowiedzialności opowiadać. Pięknie opowiadał. O zmęczeniu. O odpowiedzialności. O świadomości. O trudnościach. O tym, że człowiek nie jest w stanie prowadzić naraz więcej niż 10 (15?) samolotów. Że po paru godzinach pracy człowiek jest wycieńczony. Pięknie opowiadał. Mimo iż zdecydowanie nie był w moim typie byłbym jego.
Byłbym. Ale sobie nagle przypomniałem człowieka, z którym pracowałem u Janusza Palikota w faszystowskim tygodniku „Ozon”. Opowiedział mi in był kiedyś o swojej służbie w Ludowym Wojsku Polskim. A konkretnie w Marynarce Wojennej na stanowisku operatora radaru. Mówił, że był w tym niezły, więc wojsko przeżył nieźle. Że za wykrycie NATO-wskiego samolotu szpiegowskiego dostawał urlop. A latało ich sporo. Ale, że były też trudniejsze momenty. Ćwiczenia Układu Warszawskiego, kiedy trzeba było ogarnąć ze 100 obiektów. Samolotów, śmigłowców, rakiet, okrętów. –Kiedy szedłem coś zjeść, po kilkunastu godzinach siedzenia przy ekranie, w zupie widziałem znaczniki.
Pod koniec służby przyjechał ktoś z Okęcia szukać ludzi do pracy. Niezłe pieniądze, nawet mieszkania dawali. Kolega się nie zdecydował. –Umarłbym z nudów. Cywilny samolot po prostej lata, ze stałą prędkością. Nie to, co myśliwiec bombardujący.

Jak ja się wtedy strasznie zacząłem śmiać. Oczywiście wewnętrznie, żeby gościa nie urazić.

3. Jaś Kapela. Właściwie nic więcej nie trzeba pisać.

Ale napiszę, bo to śmieszne.
Komentując zatrzymanie człowieka, który pod mostem Gdańskim palił ognisko napisał, że „spalenie Mostu Łazienkowskiego jest oczywiście efektem antyspołecznej polityki miasta i władzy, która nie zapewnia bezdomnym innych możliwości ogrzania się zimą oraz pozwala na sytuacje, że ochroniarze pracują na umowach śmieciowych na zmianach 24h.

A co jest śmieszne? Człowiek związany z „Krytyką Polityczną” mówiący o „umowach śmieciowych”

Jaś Kapela ma wiele wspólnego z panią poseł Ligią Krajewską. Nie napiszę co, bo znowu ktoś nie przeczyta dokładnie i wyciągnie jakieś dziwne wnioski. Bo tym razem nie chodzi mi o cechy, tylko znajomych.

Jednym ze znajomych Jasia Kapeli, który robi to, o czym nie napiszę – jest dyrektor Zydel.

Koledzy z pracy zaczęli ponoć dyrektora Zydla określać „ucho Jóźwiaka”. I to jest zła informacja. Źle świadczy o poziomie intelektualnym warszawskich urzędników, bo dla prezydenta obywatela Jóźwiaka wierny dyrektor Zydel jest uchem. Ale też okiem, ramieniem, i – jeśli będzie trzeba – nogą.

Wg 300polityki na plakatach Bronisława Komorowskiego ma być napisane „Nasz Prezydent”. To dziwne, że liderzy Platformy Obywatelskiej postanowili wydać tyle pieniędzy, żeby przypomnieć, że pan Komorowski jest ich człowiekiem.


PS.
Nie wiem, czy to ma jakieś znaczenie ale to 200 wpis.  

sobota, 30 sierpnia 2014

30 sierpnia 2014


1. No więc rano się okazało, że na drzwiach red. Pereiry (i jego uroczej małżonki) ktoś napisał czerwonym sprajem: „Pozdro od Stiełkowa natowska kurwo” pod literkami zgrabnie domalował mieczyk Narodowego Odrodzenia Polski.
Cała rzecz wydała mi się tak irracjonalna, że postanowiłem zażartować, że zamachu dokonał Jaś Kapela.
Ale nikt się nie śmiał.
Pozostaje mi mieć nadzieje, że minister Sienkiewicz ruszy na sprawców. Bliżej będzie miał niż do Białegostoku.

No więc korzystając ze słonecznej pogody udałem się na spacer. Trafiłem na Jazdów czyli do fińskich domków.
Do Finów mam sentyment od czasu, kiedy przeczytałem, że jakiś znany z imienia i nazwiska fiński żołnierz na widok przekraczających granicę kolumn sowieckiego wojska, westchnął: Gdzie my ich wszystkich pochowamy.

Finowie musieli płacić Sowietom reparacje wojenne. Prawdopodobnie za to, że zamiast poddać się bez walki spuszczali Sowietom łomot. I jakoś wyszło, że część reparacji wypłacili w prefabrykowanych domkach. Z jakichś powodów te domki musiały Rosjanom nie pasować. Na baraki w obozach się nie nadawały – za małe.
Za małe, i zbyt plebejskie na dacze dla zasłużonych towarzyszy.
W każdym razie sporo z tych domków wylądowało w Polsce. I z części z nich zbudowano osiedle Jazdów.
Zostawmy to, kto tam później mieszkał, czy czyi krewni się teraz zajmują tego miejsca obroną.
Obroną, bo powstał plan, żeby to osiedle zburzyć.

Jako mieszkaniec Śródmieścia widzę różne rzeczy. W okolicy mam sporo kamienic, które właśnie są czyszczone z lokatorów. I to nie przez krwawych kamieniczników bez serca, tylko przez Miasto. Czyszczą te kamienice, żeby je remontować.
Są też w okolicy kamienice, które wyczyszczono wiele miesięcy temu, stoją puste i nikt w nich remontów nie zaczyna.
Są też takie, które właśnie są w remoncie. I tak się dziwnie składa, że remontuje je nie miasto, ale deweloper. I nie na mieszkania pod wynajem, tylko na apartamenty na sprzedaż, bądź hotele czy biurowce.
Osobiście, jakoś specjalnie nie cierpię z tego powodu, choć z drugiej strony fajniej jest mieć w okolicy sklep metalowy, niż wypierdzianą restaurację, w której jakaś ponoć znana aktorka serwuje kuchnię fusion. Ale do czego zmierzam?
Ano do tego, że wcale się nie zdziwię, kiedy w miejsce fińskich domków na Jazdowie wyrosną apartamentowce. Ogrodzone. Bo skoro ktoś wydaje milion złotych na 80-metrowe mieszkanie to woli raczej mieć ogrodzone, bo mu ktoś służbową Insignię może porysować. A jak będzie miał zbyt dużo szkód to się może nie załapać w następnym rozdaniu na Passata, bo go dyrektor od floty nie będzie lubił.

To niezłe właściwie, że pani Hannie z pamiątek po latach pięćdziesiątych milszy jest pomnik czterech śpiących niż to osiedle. Z drugiej strony – na miejscu pomnika trudno by było, jakiemuś miłemu deweloperowi coś wybudować.
Na jednym z fińskich domków, z zabitymi deskami oknami ktoś walnął sprajem „Zakochaj się w Warszawie”. Trzymajcie mnie. Już lecę.

Łaziłem później po parku, tym koło Sejmu. Zauważyłem, że strasznie dużo drzew przeznaczonych jest do wycięcia. Zima ma być ciężka, to i drewno się komuś przyda.

Słynne wydawnictwo na „V” przelało mi pieniądze. Nawet złotówkę więcej niż się umawialiśmy. I to jest dobra informacja. Złą jest, że już tych pieniędzy nie mam. Wystarczyły na kwadrans.
2. Przeszedłem przez teren Sejmu. Bramki przy wejściu sugerują, że nie można tam wchodzić. A można. Nawet pozwoliłem wejść jakiemuś wystraszonemu obywatelowi z córką. Wyglądał na elektorat PSL.
Skoro już byłem na Wiejskiej wpadłem do brata do Edipresse. Postawił mi colę. Nawet dwie. Siedzieliśmy w kantynie (czy jak tam się ta ich pracownicza stołówka nazywa). Ze zdziwieniem zakonotowałem, że nikogo już nie znam. No prawie nikogo. Brata znam. Z drugiej strony w ciągu tych ośmiu, czy dziewięciu lat, „portfolio tytułów wydawnictwa zostało diametralnie przebudowane”.

Wychodząc spotkałem kolegę Grzegorza. Odmówił wyjazdu na festiwal do Rosji. Usłyszał, że to zła wiadomość, bo już wydrukowano plakaty i program z jego nazwiskiem. „Nie mogę do was przyjechać, bo jest wojna, ale jak się wojna skończy przyjadę z kwiatami” – napisał.
„Ale u nas nie ma żadnej wojny. Wojna jest na Ukrainie, a to daleko” – odpowiedziano mu.
–Widzisz, oni tam nic nie wiedzą. Są ofiarami propagandy – powiedział.
Rożnie widzimy świat. Pewnie dlatego on pisze 3 pozytywy, a ja 3 negatywy.

Później wpadłem do Faster Doga. Mają strasznie dużo butów marki „Frye”.
Wiem już o trzech rzeczach, które się wydarzyły w 1863 r.: wybudowano wiadukt nad Dietla. Znaczy, wybudowano most nad starą Wisła, ale później, kiedy w miejsce Wisły pojawiła się ul. Dietla – most stał się wiaduktem; powstała firma „Frye”; wybuchło Powstanie Styczniowe.
Ponoć niektóre buty „Frye” wyglądają tak samo od 1863 r. Most, choć stał się wiaduktem – wygląda tak samo. Tylko Powstanie Styczniowe się skończyło.
Grupa biznesmenów z Białegostoku chce powołać ponoć Gwardię i za własne pieniądze ją uzbroić i szkolić. Kupić np. Stingery. Może to dobry pomysł. Styczniowi powstańcy potrafili zadać Ruskim bobu używając czarnoprochowych dubeltówek.Grupa białostockich biznesmenów ze Stingerami może być jeszcze bardziej efektywna.

Paweł Bąbała z Faster Doga najpierw narzekał na globalizację, Unię Europejską, i inne takie, później na miękko zmienił temat: „Zamówiliśmy na targach dżinsy z norweskiej firmy. Przyszły. I nagle się okazało, że musimy zapłacić cło, bo Norwegia nie jest w Unii!”.
I to jest smutne. Nawet, gdyby człowiek chciał, to za bardzo wrogiem tej Unii być nie może.

3. Wieczorem, kiedy się okazało, że ani Bożena, ani ja nie mamy pomysłu na kolację poszedłem po pizzę. Czekając bawiłem się rozpoznawaniem pisma w Note 2 Samsunga. Coś mi nie szło, póki nie przypomniałem sobie, że od ponad trzydziestu pięciu lat piszę lewą, a nie prawą ręką. I to nie jest dobra wiadomość. Będę musiał chyba zacząć nosić ze sobą dokumenty. Na wszelki wypadek, żeby wiedzieć jak się nazywam.