Pokazywanie postów oznaczonych etykietą PKP. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą PKP. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 15 lutego 2015

15 lutego 2015


1. Mam osobiste źródło spiskowych teorii. Źródło to w moim uniwersum pełni rolę dziesiątego męża z „World War Z”.
No i rzeczonemu źródłu nie pasował materiał „Wprost”. Ten o molestowaniu. Źródło moje – skądinąd słusznie – zwracało uwagę na to, że to ch. nie robota dziennikarska. Źródło przed laty pracowało w kilku redakcjach i ma nie najlepsze zdanie o dziennikarzach, zwłaszcza śledczych. Mówi, że najbardziej na ich pracę wpłynęła rezygnacja z faksów na rzecz mejli. Bo nie trzeba przepisywać, wystarczy przekopiować.
Źródło ma już swoje lata i w związku z tym za grosz nie ma zaufania ani do redaktora naczelnego, ani wydawcy „Wprost”. Miałem w związku z tym kilka poważnych ze źródłem dyskusji w czasie afery taśmowej. Ale o tym przypomnę, jeśli Prokuratura wypełni groźby pana Seremeta.
No więc źródło szukało w sprawie drugiego dna. Dość szybko rozpoznało bohatera i przyniosło teorię związaną z zapleczem kandydatki Ogórek. Nie będę jej tu opisywał, bo jest zbyt skomplikowana. No i dotyczy pewnych faktów, które (jeszcze) nie są powszechnie znane.

Ostatnio źródło przyszło z nową teorią. Mianowicie, że chodziło o przywołanie do porządku bohatera, za sposób w jaki przeprowadził wywiad z panią premier Kopacz.
Pani Premier nie wyszła zbyt korzystnie. A szła w przekonaniu, że będzie super. Do niej nie warto mieć pretensji, ale jej otoczenie zapomniało o tym skąd bohater jest. Zresztą Warszawka nie docenia Ślązaków. Nie rozumie ich. Nie wie, że mogą istnieć wartości, których się nie poświęci w imię kariery.
Wywiad poszedł. Pani Premier wyszła źle. Bardzo źle. Wyszedł profesjonalizm bohatera, który nie atakował, tylko pozwolił się jej kompromitować. A nawet skompromitować.

Otoczenie pani Premier dostrzegło nagle poważny problem. Już wcześniej dziennikarze wypowiadali się o pani Premier niezbyt dobrze. Z tym, że robili to w mediach społecznościowych a nie na wizji. Jeżeli ktoś taki jak bohater pokazuje, że nie jest po stronie rządu – może ruszyć lawina. Postanowili więc pociągnąć za cugle. I nie chodzi o to, że minister Kamiński zadzwonił do redaktora Latkowskiego z poleceniem, tylko ktoś, komuś coś podrzucił. Może z sugestią, że całe miasto mówi. I że ponoć konkurencja się za temat zabiera. „Wprost” puścił. Bez nazwisk. Nazwisko za to od razu pojawiło się w plotkach. Pomysłodawcy całej akcji są z trochę innych czasów – nie docenili więc siły mediów społecznościowych. I poszłoooo.
Sprawcom wcale nie zależało na tym, żeby wykończyć bohatera. (Ale wiadomo jakimi są fachowcami). Może liczyli na to, że dziennikarze zadzwonią do bohatera z prośbą o komentarz. Więc się stąd dowie, że nie powinien brykać. Może nie wierzyli, że tekst się ukaże, bo materiału tam, co kot napłakał.
Cóż, są z innych czasów.

Tu disclaimer: Proszę to traktować jak ASZdziennik. Nie wykonałem żadnej pracy, żeby tę historię zweryfikować. Tekst jest oparty na pojedynczym anonimowym źródle. Do tego o ograniczonej wiarygodności. Napisałem, bo lubię historie.
Nie wiem, co mam zrobić, żeby ktoś przypadkiem nie traktował tego jako opisu faktów. I to jest zła informacja.

Disclaimer 2.: Nie jest moją intencją usprawiedliwianie jakichkolwiek przypadków molestowania kogokolwiek, bądź czegokolwiek przez kogokolwiek.

Disclaimer 3.: „Wprost” generalnie robi dobrą robotę. Mógłby robić ją lepiej.


2. PKP w reklamie TV informuje, że są też inni przewoźnicy kolejowi. Po to, żeby ludzie , że jeżeli w pociągu śmierdzi i jest głośno to musi być właśnie inny. Na przykład TLK. O, nie! TLK to też PKP. Ciekawe ile ta kampania kosztowała. I ile śmierdzących wagonów by można za nią wyremontować.

TVN24 nie dało na żywo transmisji z katowickiej imprezy prezydenta Komorowskiego. Puściło „Drugie Śniadanie Mistrzów”. Marcin Meller robi wspaniałą robotę pokazując jakimi idiotami są polscy celebryci. Ciekawe, czy Bobek Makłowicz prędko się tam znowu pojawi – ze dwa razy wyglądało, że zaraz go szlag trafi..
Swoją drogą kto wie co łączy Makłowicza, prof. Nowaka i mnie?

Po „Śniadaniu” pokazano jak w Katowicach prezydencji miast składają hołd prezydentowi Komorowskiemu. Wyglądało to dość zabawnie. Stali w kolejce, po wyczytywaniu podpisywali się na ścianie (niektórzy kucając) i ściskali z panem Komorowskim. Bożena w tym zobaczyła jakąś scenę z „Ojca Chrzestnego”, ale chyba jest uprzedzona.
Później retransmitowano przemówienie. Niezbyt długie, bo pan Prezydent nie czytał.

Rozbawiły mnie komentarze, że ta impreza to dobry ruch. Prezydenci miast właśnie zaczęli się wycofywać ze swoich wyborczych obietnic. Próba wyprowadzania wniosku, że Komorowski przez nich wsparty jest bardziej obywatelski ma sens tylko wtedy, jeśli tę obywatelskość będziemy rozumieć jak w nazwie PO.
A, no właśnie wg pana Prezydenta tak mamy ją rozumieć. Mam wrażenie, że do pana Komorowskiego jeszcze nie dotarło, że wcale nie będzie mu tak łatwo wygrać.
Na razie sztab prezydenta Komorowskiego zintensyfikował działania na Twitterze. Niestety nie korzystają z doświadczeń gen. Kozieja, który na Twitterze niejedną bitwą stoczył.

Marszałek Jarubas rozpoczął kampanię w „swoim rodzinnym Nowym Korczynie”. Rodzinna to dla pana Jarubasa jest Błotnowola. Ale to drobiazg. Pan Jarubas ogłosił, że chce zakończyć wojnę polsko-polską. Miał jeszcze jakieś hasło na koniec, ale też je gdzieś słyszałem wcześniej. W każdym razie pan Jarubas nie jest nawet panią Ogórek.

Pani Ogórek miała przemówienie. Gdybym był warszawską feministką, to bym miał używanie. Nie jestem i to jest zła informacja.

3. Zapalił się most. Nie wiedziałem, że coś takiego może się zdarzyć. Może. I zdarza się po raz drugi. Pierwszy raz ze czterdzieści lat temu. Straż Pożarna ma ponoć specjalne statki gaśnicze. Na zimę wyciągane z wody. Strażacy gasili z jakichś motorówek, które znosił prąd. Odnalazł się wtedy prezydent obywatel Jóźwiak, który w kwadrans załatwił holownik. Jego szefowa jest szychą w rządzącej partii, jest na ty z panią Premier, szkoda, że nie jest tak sprawna jak on. Mogłaby załatwić, żeby następnym razem nie było trzeba improwizować, tylko użyć odpowiedniego sprzętu

Prezydent obywatel Jóźwiak, razem z wiernym dyrektorem Zydlem do rana asystowali przy akcji gaśniczej. Chciałbym kiedyś zobaczyć scenkę, jak po jakiejś akcji usmolony dyrektor Zydel w kurtce z napisem Centrum Zarządzania Kryzysowego wchodzi do Beirutu, podchodzi do baru, coś zamawia, widzi to Krzysztof, podchodzi i mówi do barmana – on the house. Wszyscy patrzą na dyrektora Zydla z wdzięcznością.
Znaczy nie wiem, czy bym chciał. Bo może jeszcze jeden most by został wyłączony na parę miesięcy. Na razie wyłączony jest Łazienkowski. I to jest zła informacja.  


PS.
Ktoś, kto wpadł na pomysł, że źródłem moim jest red. Pawlak chyba nie ma mózgu.

wtorek, 20 stycznia 2015

20 stycznia 2015



1. W bardzo ważnej, acz tajnej misji musiałem pojechać do Krakowa. Nie mogłem zrobić tego samochodem, bo zakładałem, że uda mi się popracować w pociągu. Pamiętając o 650 złotowej opłacie dodatkowej przed wyjściem na dworzec kupiłem bilet przez Internet. Zapłaciłem jedyne 150 zł. Bożena jadąc do pracy podrzuciła mnie na Centralny.
Na peronie spotkałem poznanego przed laty w „Przekroju” Jakuba Kumocha. Który zarzucił dziennikarstwo na rzecz pracy innego rodzaju. Zajmuje się między innymi przyglądaniem się wyborom dla OBWE. No i powiedział, że chodzą słuchy iż OBWE na tegoroczne wybory przyśle pełną misję. Co znaczy, że będzie się im przyglądać jak robi to w krajach, z którymi wolelibyśmy mieć mało wspólnego.
Ciekawe, jak będą to tłumaczyć ludzie, którzy wcześniej pokrzykiwali, że wybory w Polsce są przeprowadzane w cywilizowany sposób. Pewnie nie będą tego tłumaczyć, a dziennikarze nie spróbują od nich tych tłumaczeń wydobyć. I to jest zła informacja.

2. Pociąg ruszył. Między siedzeniami było gniazdko 230V. Nie było za to WiFi. Rozrywki miały dostarczać ekrany, na których ciągle się coś zmieniało. Najpierw zauważyłem porady jak przygotować cerę na Sylwestra, później zdjęcia pingwinów. Informację o tym, kto pierwszy zaczął ubierać choinki. [gdyby ktoś nie wiedział: „społeczeństwa germańskie”]. Był też film z Pendolino z lotu ptaka. Były zdjęcia ptaków zimą. Informacja o tym jak przyrządzić domową przyprawę do pierników. Wyjaśnienie angielskich słówek. Recenzje kilku filmów. Zdjęcia rysi. Informacja o tym, że najszybszy wąż to czarna mamba. Zestawienie jak w słowiańskich językach brzmi „kawa rozpuszczalna” [to ponoć z błędem, bo po słowacku nie „rozpustna”], zdjęcia jelonków. No i tak zamiast pracować wgapiałem się w ekran zastanawiając o co chodzi. Nie udało mi się tego problemu rozwikłać. I to jest zła informacja. PKP Intercity jest spółką prawa handlowego, więc się pewnie nie podzieli informacją kto ten kontent przygotował i ile za to wziął pieniędzy.
Nie wiem dlaczego, ale mam tak, że jeżeli gdzieś naraz występują trzy słowa: „ekran”, „komunikacja” i „Nowak” – od razu przypomina mi się czwarte (z piątym): „CAM Media”. Nie wiem dlaczego, ale to jest silniejsze ode mnie.

3. Nie mogę napisać, co robiłem w Krakowie. I to jest zła informacja. Mam nadzieje, że to zapamiętam i jak będę mógł to to opiszę.
W każdym razie o 20:30 wsiadłem do Pendolino w przeciwną stronę. Nauczony starałem się nie patrzyć w ekrany. Patrzyłem więc to w komputer, to w sąsiadów. Pociąg dość żwawo minął tunel w Tunelu i wyjechał na Centralną Magistralę Kolejową. W pewnym momencie zaczął się trząść w dość nieprzyjemny sposób i po chwili z głośników odezwał się głos kierownika pociągu informujący o tym, że osiągnęliśmy prędkość 200 km/godz. I, że PKP Intercity jako jedyna w środkowej Europie rozpędzą pociągi do tej prędkości. Część pasażerów zaczęła wtedy sarkastycznie klaskać.
Przejrzałem „Stan Gry” 300polityki żałując, że nie oglądałem bezprzykładnej agresji red. Olejnik wobec Janusza Palikota. Zainspirowany tym przykładem bezkompromisowego dziennikarstwa postanowiłem udać się do „Warsu” i osobiście wyrobić sobie zdanie na temat jakości obsługi i serwowanych tam potraw.
Obsługa była miła. Części potraw z karty już nie było. Zamówiłem sałatkę i małego Żywca. Kiedy przyszło do płacenia zrobił się problem – w pociągu nie ma Internetu (ponoć jakieś problemy robią z jego założeniem Włosi), zaś – jak powiedział pan warsowy – wagony są tak szczelne, że sygnał z terminala słabo przechodzi. Po tym, jak terminal wypluł dobre 40 cm papieru z informacjami o niemożności nawiązania połączenia pan warsowy wyciągnął mnie między wagony (tam, gdzie jest gumowa harmonijka), bo tam sygnał jest lepszy. I był lepszy. Przy okazji się dowiedziałem, że tam chodzą dzwonić. Więc jeżeli ktoś musi zadzwonić z Pendolino, a sygnał jest zbyt słaby, niech stanie między wagonami. Sałatka była w porządku. W zestawie nie było pieczywa, ale mówią, że to zdrowo. Wracając na miejsce postanowiłem skorzystać z toalety. Niestety drzwi postanowiły wybrać wolność i spadły z zawiasów. Gdybym miał pół metra i 50 kilogramów mniej mogłoby się to dla mnie źle skończyć. Nie mam, więc skończyło się nijak. Obsługa pociągu zachowywała się bardzo odpowiedzialnie – pytała mnie, czy na pewno nic sobie nie zrobiłem. I to dwa razy. Nic sobie nie zrobiłem, więc czuję dumę. Zaatakowały mnie drzwi najdroższego pojazdu w Polsce i nic im się nie udało mi zrobić.
To, że do Pendolino nie zamówiono urządzeń do Internetu, czy repeaterów GSM – można zrozumieć. Ale, żeby drzwi…  

poniedziałek, 17 listopada 2014

17 listopada 2014


1. Nawet mi się nie chciało włączyć telewizora. Cisza wyborcza to jednak coś idiotycznego.
Przez cały dzień wgapiałem się w Twittera. Z czasem pojawiły się informacje o aktualnych cenach pomidorów i pistacji.
Koło południa pistacje były droższe niż pomidory o mniej-więcej cztery złote. Kolega, którego imienia nie mogę z przyczyn oczywistych wymienić powiedział, że te prognozy nic nie są warte, bo telewizje pierwsze dane miały dostać dopiero po osiemnastej.
Po osiemnastej usłyszałem, że to pomidory są i to o całe osiem złotych.
Do tego targ w Warszawie miał być za dwa tygodnie zamknięty.
Kolega, którego nazwiska nie wymienię był, z którym na ten temat rozmawiałem był tym wynikiem zafascynowany. Kolega ten na co dzień zajmuje się poglądami naszych - jak to mówi kolega Wojciech - bliźnich. Fascynowało go, że społeczeństwo nie ma problemu z nieudaną drugą linią metra, z Pendolino.
No właśnie, bo zanim na dobre wysiadł system komputerowy PKW padł system PKP.
Inauguracja najlepszego interesu ministra Nowaka. No może nie tyle inauguracja interesu, co start przedsprzedaży na ten interes biletów okazał się żywiołową klęską, bo przy okazji rozsypał się cały system sprzedaży biletów PKP.
A miało być tak pięknie.
No więc kolega, którego nazwiska nie wymienię fascynował się tym, że mimo zyliona fuckupów wygrywają pomidory.

2. Zrobiła się afera. PiS odmówił akredytowania Jakuba Sobieniowskiego na swoim wieczorze wyborczym. Jakim by nie był złym człowiekiem Jakub Sobieniowski, nowoczesna demokracja ma inne sposoby na załatwienie takiego probemu. To, że PiS ich nie zna, to jest zła informacja.

Zegar tykał. W końcu pokazał dziewiątą po południu. No i się okazało, że PiStacje wygdały z POmidorami o cztery procent. Pani Premier w niezbyt dobrym przemówieniu ogłosiła sukces swoje ugrupowania. Jakby na to nie patrzeć – to najczęściej przez to ugrupowanie stosowany sposób. Pendolino? Sukces! Autostrady? Sukces! Służba zdrowia? Sukces!

3. Taksówką zamówioną aplikacją MyTaxi pojechaliśmy na plac Zbawiciela do Charlotty. Na wieczór wyborczy 300polityki.
Idąc od dobrych wiadomości, do tych gorszych:
– był to prawdopodobnie najlepszy wieczór wyborczy wieczoru.
– Katarzyna Kolenda dużo lepiej wygląda w rzeczywistości, niż w telewizorze (tak twierdzi Bożena)
– Łukasz Mężyk miał taką samą koszulę jak red. Kuźniar (i to nie jest dobra informacja, bo redaktor Kuźniar to jednak antywzorzec)
– Jakaś para młodych ludzi chciała sobie zrobić zdjęcie pod tęczą. Podeszli, włączyły się zraszacze. Zatrzymała ich poicja.
– Jarosław Jóźwiak
– Młody Śpiewak to dziwna postać. Utrzymywał, że sukces wyborczy da szanse jego ugrupowaniu (z perspektywy kolan) uzyskaniu czegoś u HGW.
Rzeczywistość wyglądała tak, że dyr. Jóźwiak zawsze był po przeciwnej stronie pomieszczenia niź Śpiewak.