sobota, 20 stycznia 2024

19 stycznia 2024


 1. Wydaje mi się, że gdybym był na tyle prawnikiem, żeby się do tego publicznie przyznawać, to bym jednak znał co popularniejsze paremie. Gdyby Kaleta znał tę, o wysłuchiwaniu drugiej strony, to by zauważył, że się Mazurek excusez le mot jebnął w jej cytowaniu. Poprawnie, audiatur et altera pars, powiedział dopiero za drugim razem. 

Rozmowa nudna. Kaleta miał przygotowane wypowiedzi, których używał niezależnie od pytań. Nie były one niestety specjalnie błyskotliwe. 

Mam podejrzenie graniczące z pewnością, ze komisja dotycząca Pegasusa będzie cyrkiem, gdyż nikomu specjalnie nie będzie zależeć na tym, żeby osiągnęła jakieś konkretne efekty. Po pierwsze Pegasus jako taki robi za żelaznego wilka. Tłumaczył mi kiedyś fachowiec (praktyk) od tych spraw, że jest to po prostu narzędzie. Kiedyś podsłuchiwano rozmowy telefoniczne, w analogowych czasach, fizycznie podłączano się do pary drutów, które łączyły telefon z centralą, można to było robić też w centrali. Później, w czasach cyfrowych, można było od operatora dostawać rozmowy telefoniczne i SMS-y. Kiedy źli ludzie zaczęli używać komunikatorów, do których dostęp służby miały utrudniony, pojawiły się narzędzia umożliwiające zdalne ściągnięcie zawartości smartfona. I jednym z takich narzędzi jest Pegasus. Możliwości ponoć ma takie same jak inne narzędzia, różnica jest taka, że się szybciej na telefon włamuje. Narzędzi takich używają Służby na całym świecie. Bo tzw. źli ludzie przestali wysyłać sobie SMS-y i do siebie dzwonić.

Po drugie, trudno wierzyć, że komisja będzie pracować jawnie. Nie jest to w niczyim interesie. Na każde użycie narzędzia, zgodę musiał wydać sąd. No i raczej mało jest prawdopodobne, że wydawał tę zgodę, bo kogoś nie lubił. Więc sporej części Pegasusa tzw. ofiar nie będzie zależeć na tym, żeby się publiczność dowiedziała, jakich argumentów Służby użyły, żeby namówić sąd na taką zgodę. Po trzecie, mało się wydaje prawdopodobne, żeby komisja była w stanie ustalić, w jaki sposób materiały ze śledztw trafiały do mediów. Dziennikarze będą się chować za tajemnicą dziennikarską. Służby, za tajemnicą służbową. Efekt będzie taki, że członkowie komisji, wychodząc z utajnionych jej obrad, będą mówić, że słyszeli porażające rzeczy, ale nie mogą o nich mówić, bo tajemnica. Złą informacją jest, że większość bliźnich da się na to nabrać.

2. Mróz, słońce, śnieg. Poszliśmy z pieskiem do lasu. W lesie, na śniegu, mnóstwo śladów życia zwierzęcego. Pieska wszystkie bardzo interesowały. Wymógł na mnie w pewnym momencie zmianę trasy, bo szczególnie zainteresowały go podobne do jego własnych, więc pewnie wilcze. 
Wyleźliśmy w końcu na brzeg lasu. Piesek stanął, zjeżył się. Ze sto metrów od nas na polu operował lis. Piesek bardzo chciał się z lisem przywitać, ale jakoś udało mi się go opanować. Lis kręcił się po tym polu, w końcu zaczął iść w naszym kierunku. Szedł całkiem długą chwilę. A końcu nas zobaczył. I tyle go widzieli. Niewiele brakowało, a osiągnąłby drugą prędkość kosmiczną. 
Gdy wróciliśmy do domu, piesek postanowił zjeść smycz. Nie udało mu się, i to jest zła informacja, dla niego zła, bo to narzędzie opresji będzie dalej w użyciu. 

3. Po obejrzeniu „Asteroid City”, przedziwnego filmu Wesa Andersona, z niezwykłą w sumie obsadą, trafiłem na „Twin Peaks”. I zamiast zmierzać w kierunku łóżka, obejrzałem parę odcinków. Wciąż robią na mnie wrażenie. Złą informacją jest, że nie jestem pewien, czy serial wciąż daje radę, czy to raczej idiotyczna tęsknota za początkiem lat dziewięćdziesiątych. 

piątek, 19 stycznia 2024

18 stycznia 2024


1. 18 stycznia. Dziś Królewska. Krakowianie zrozumieją. 
Bladym świtem, czyli chwilę po dziewiątej, obudził mnie telefon z propozycją, bym nazajutrz komentował rzeczywistość. Odmówiłem, tłumacząc, że to dla mnie środek nocy. I to jest zła informacja, bo wystarczyłoby, gdybym sobie wymyślił jakieś zajęcie na dwie godziny, to bym z marszu mógł w tej telewizji wystąpić. 

2. Jak już mi się udało dobudzić i dokończyć niedokończone obowiązki dnia poprzedniego, zainstalowałem a Lawinie fotel pasażera. Skutecznie zainstalowałem. No i pojechałem do Zielonej.
Najpierw do pana fachowca od skrzyń biegów, gdzie od prawie pół roku stoi Suburban. 
Historia wygląda tak, po wieloletnim naprawianiu skrzyni biegów w okolicy Siedlec, stanęło na tym, że Suburban biegów ma dwa. Miało to swoje plusy, człowiek nie był narażony na mandat za przekroczenie dopuszczalnej prędkości, a PiS-owski reżim podniósł rzeczone do niebotycznych rozmiarów. Jednak te plusy nie były w stanie przykryć minusów, więc kupiłem skrzynię na ebay-u. Skrzynia działała chwilę, do momentu, kiedy wyprowadził się wsteczny. Samochodem, bez wstecznego da się jeździć, bo to nie jest francuski czołg. Mimo wszystko jednak zacząłem szukać w okolicy kogoś, kto się skrzynią zajmie. Zeszło mi chwilę, ale nie będę tego opisywał, w każdym razie trafiłem na tatuowanego pana, który spodobał mi się od pierwszego wejrzenia. Powiedział, że problem rozwiąże w ciągu tygodnia. Nie rozwiązał. I nie odbierał telefonów. Na różne sposoby to interpretowałem. Nie będę pisał jakie. W końcu zebrałem się w sobie i pojechałem zrobić wizję lokalną. Złą informacją jest, że warsztat mieści się na końcu Zielonej Góry i nie jest to koniec i bliski. Pojechałem, przyjechałem i dość szybko dotarło do mnie, że pan nie odbiera telefonów, bo nie lubi. Więc nie ma się czym przejmować i trzeba być cierpliwym. Ćwiczę więc cierpliwość. Dzisiaj powiedział, że jak zrobi forda, to się weźmie za Suburbana, bo pięciotonowy podnośnik jest potrzebny. Zobaczymy. 
Głównym powodem jazdy do Zielonej była konieczność zrobienia przeglądu w Lawinie. Udało się  osiągnąć na tym polu sukces. Mimo iż się okazało, że nie mam prawego stopu.
Później pojechałem do TK-Max, który to sklep dekonstruuje mit kalendarzy Moleskine. Otóż rzeczone kalendarze, znane z tego, że są dobra i drogie, w tym sklepie wciąż są dobre, ale są również tanie.
Wracając z Zielonej, zahaczyłem o świebodzińskiego Lidla, w którym, na swoje nieszczęście kupiłem wór kukurydzianych chrupek. 

3. Na swoje nieszczęście, gdyż Drach dorwał się do nich i porozrzucał je po całym pokoju. 
Mnie w każdym razie udało się postawić u góry kominek. Bardzo w sumie szybko. Dumny jestem z siebie, gdyż używając najprostszych narzędzi udało mi się wykonać dwuosobową robotę samemu.

Złą informacją jest, że sprzątanie syfu, jaki przy okazji powstał, zajmie mi za dwa dni. 


 

czwartek, 18 stycznia 2024

17 stycznia 2024


1. Przez większość nocy psu coś nie pasowało, więc się wydzierał. Ostatni raz zrobił to chwilę przed ósmą. Obudził mnie wtedy definitywnie. I to jest zła informacja, bo się położyłem koło trzeciej. Słuchałem więc na żywo rozmowę Mazurka z Ryszardem Petru. Niezbyt przytomnie słuchałem. Zapamiętałem wrażenie równoległości. Równoległości pytań i odpowiedzi. 

2. Założyłem fotel. Na razie kierowcy. Jest wygodny. Naprawiłem też połamany przełącznik pochylenia oparcia. Tak, że działa, ale i tak zamówiłem nowy u Chińczyków. Przyjechali panowie z Różanek. Przywieźli piec. Przywieźli i zmontowali. Nie jest to piec podobny do bramy triumfalnej, bardziej przypomina kolumnę zwycięstwa. Panów było trzech. Jeden był specjalistą od pieców, montował, reszta się przyglądała, chyba że coś było wieloosobowe. Piec był w kilkunastu częściach. Na każdej była naklejona pomarańczowa naklejka z numerem. Specjalista od pieców na koniec wywarł presję, by naklejki usunąć. Nie bez satysfakcji zauważając, że się będą ciężko odklejać. 
Panowie pojechali, ja poszedłem z psem. Daleko nie zaszedłem, bo z niewiadomych przyczyn pies postanowił, że nie będzie szedł dalej i zaciągnął mnie do domu. I to jest zła informacja, bo się właściwie przyzwyczaiłem do tych spacerów

3. Cały dzień robiłem mnóstwo bezsensownych rzeczy, by tylko się nie zająć pracą. I to jest zła informacja, bo mam parę rzeczy do zrobienia na rano. I kończy się to pewnie tym, że się położę przed piątą. 
Wśród rzeczy bezsensownych udało się mi zrobić parę z sensem, wśród nich – to akurat z wielką pomocą sąsiada Tomka, wywlec na górę wkład z kominka, który stał na dole. A przede wszystkim zdemontować wkład, który stał na górze. Dzięki temu będę mógł się jutro zająć stawianiem kominka u góry. Muszę też założyć drugi fotel. I pojechać do Zielonej zrobić przegląd. 

 

środa, 17 stycznia 2024

16 stycznia 2024


1. Zaspałem w jakiś niemożebny sposób. I to jest zła informacja, bo miałem spore poranne plany. 

2. W piękne wczesne popołudnie, piękne, gdyż było i słońce, i śnieg, poszliśmy z psem do lasu. Napatoczył się Lucky, więc wydarzyła się tradycyjna bitwa pod bramą. Lucky i pies sąsiada zza bramy próbowały się przez bramę zjeść. Drach koniecznie chciał, wziąć w tym udział, co mu, za pomocą resztek z dwóch związanych ze sobą chińskich smyczy, utrudniałem. Było trudniej niż zwykle, gdyż śnieg na poniemieckim bruku wyraźnie ograniczał moją trakcję. A Drach jednak napęd ma 4x4. Bitwa skończyła się jak zwykle. Lucky się znudził i poszliśmy dalej. 
Doszliśmy do lasu. Nie miałem serca trzymać Dracha na uwięzi, w sytuacji, gdy Lucky latał wkoło niego w odległości ciut większej niż długość smyczy. No więc go spuściłem. Pognali gdzieś razem. Później do mnie wrócili. Szliśmy jeszcze kawałek, aż w pewnym momencie dogadali się, że wolą wracać do wsi. Wyraźnie to było widać. Dali mi szansę, bym poszedł z nimi. Kiedy zobaczyli, że się ociągam, poszli sami. I to jest zła informacja, bo musiałem za nimi lecieć. I potem gonić Dracha po cudzych obejściach. No i wróciliśmy do domu, po drodze zaliczając kolejną bitwę pod bramą. Z tym, że tym razem włączył się właściciel psa zza bramy, więc bitwa była krótsza. 

3. Odśnieżyłem Lawinę i ruszyłem w podróż. Złą informacją jest, że szlag trafił chińskie urządzenie, które przenosiło Lawinę z czasów Busha juniora, w czasy Trumpa. Albo bardzo późnego Obamy. Czyli CarPlay z dźwiękiem w fabrycznym audio i dużym ekrane, Do tego kamera cofania, do której zdążyłem się przyzwyczaić. Pech, i to kolejny w tym tygodniu, gdyż w poniedziałek rozbiłem pełną butelkę wody toaletowej. Zresztą rugą w przeciągu miesiąca, z tym, że ta pierwsza nie była pełna. Przez ćwierć wieku coś takiego mi się nie zdarzyło. To chyba starość, bo rano, bez okularów mało co widzę, więc trącam. Następną wodę toaletową okleję taśmą, tą szarą, grubo. I wtedy niech sobie spada. 
Pojechałem pod Wrocław, kupić fotele do Lawiny. Poprzedni właściciel był tak za czterdzieści kilo ode mnie cięższy, więc fotel kierowcy nie jest bardziej przypomina taki z jakiejś toyoty, niż amerykańskiego auta. 
Sprzedawca, przez telefon, sprawiał wrażenie, jakby był sześćdziesięcioparolatkiem. Na miejscu okazał się połowę młodszy. Dostał w prezencie fotele od cadillaca, które chciał wsadzić do swojego Tahoe. Jednak Tahoe było sprzed liftingu, więc wtyczki nie pasowały. Więc mi fotele sprzedał. 
Wycieczka zajęła mi sześć godzin. Po powrocie zabrałem się za wykuwanie dziury w kominie, by jutro była jak zamontować nowy piec. Uroki wiejskiego życia. Można sobie robić dziurę w murze koło północy i nikomu to nie przeszkadza. 
Na koniec dnia wyjąłem z Lawiny siedzenie kierowcy. Znalazłem przy okazji jednocentówkę, którą musiał zgubić pierwszy właściciel auta. Ten z Florydy. Może to znak, że wyrobiłem już normę pecha. 


 

wtorek, 16 stycznia 2024

15 stycznia 2024


 1. Raś u Mazurka. Smutna historia. Nie obiecywałem sobie zbyt wiele po Trzeciej Drodze, ale jednak miałem nadzieje, że jej posłowie będą chociaż próbować zachowywać pozory. A nie próbują. Jeżeli coś się w nich nie zmieni, będą raczej jednorazowym uczestnikiem sejmowych układanek. Wyborcy liczący na nową konserwatywną siłę, drugi raz się raczej nie dadzą nabrać, zaś wyborcy Platformy, raczej zagłosują na Platformę, niż na Platformy podróbkę. 

No więc poseł Raś najpierw tłumaczył, nie nie może być tak, żeby strona wygrywająca wybory nie miała pełni władzy. Otóż może. Po to mamy kadencyjność. I po to wszystkie kadencje nie pokrywają się z tą sejmową. Trzeba więc czekać, albo tak wygrać wybory, by móc zmienić konstytucję. Zmiana jej bez odpowiedniej większości jest uzurpacją. Nie ważne, czy to zmiana zapisów jej zapisów, czy tylko udawanie, że nie obowiązują. 
Mazurek nie byłby sobą, gdyby nie zapytał Rasia o posła Lubczyka, z którego Trzecia Droga wciąż chce zrobić wiceministra cyfryzacji. Poseł Lubczyk dotychczas znany był z ferrari Portofino, którym jeździ, prawie 800 tys. zł, które wyciągnął z sejmowej kasy, w związku ze swoją trudną sytuacją finansową, lobbowania na rzecz Huaweia, podpisywania listy obecności, mimo braku obecności, a ostatnio ze stwierdzenia, że dzieci wychowywane przez homoseksualne pary są o wiele bardziej kochane niż w związkach małżeńskich zawartych w Kościele katolickim, które to dzieci są częstokroć katowane. Mazurek zapytał konserwatystę Rasia co sądzi o tych słowach, Raś zgodnie z popularną zasadą: jeśli cię złapią za rękę, mów że to nie twoja ręka, próbował wmawiać Mazurkowi, że Lubczyk wcale tak nie powiedział, że usłyszał od niego, że materiał został zmontowany, nie wyszło, gdyż Mazurek przesłuchał wcześniej całą rozmowę, którą z Lubczykiem przeprowadziło Radio Szczecin. 

Jako zły człowiek puszczałbym wyborcom Trzeciej Drogi (z naciskiem na PSL) całą tę rozmowę. A później przepytywałbym ich, czy na pewno o to im chodziło. Złą informacją jest, że nie wiadomo, czy by to przyniosło jakiś skutek. 

2. Pojechałem do miasta po rurę do pieca. We środę, z Różanek pod Gorzowem, ma przyjechać nowy piec. Znaczy nie nowy, bo stary, ale u nas będzie nowy. Ma stanąć na parterze, w miejscu kominka, który wczoraj rozebraliśmy. Kominek wylądować ma u mnie, zaś wkład, który grzeje mój pokój trafić ma na strych, gdzie grzać będzie tamtejsze pokoje. Na razie mam techniczny problem z wyniesieniem wkładu z kominka z parteru na piętro (potrzeba do tego dwóch osób) i wkładu z pietra na strych (potrzeba do tego czterech osób i to sprawnych). Jutro będę musiał zrobić dziurę do komina, by zamontować rurę, którą dziś kupiłem. Rura jest za długa. Trzeba ją będzie jeszcze obciąć. Kiedy poprzednio trzeba było przyciąć rurę, zrobił to z gracją ówczesny wiceminister spraw zagranicznych. Tym razem będę musiał to zrobić sam. I to jest zła informacja, by raczej wolę patrzeć i komentować niż robić. 
Zresztą cała ta robota jest bez sensu, bo jakaś pani wiceminister w przyszłym roku zakaże mi palić drewnem. Choć może nie zakaże, bo drewno jest przecież neutralne klimatycznie. Na razie. Zobaczymy, czy będzie w przyszłym roku. 

3. Jest nowy „True Detective”. Złą informacją jest, że tylko jeden odcinek. Takie Apple TV to zawsze na start daje dwa. 

poniedziałek, 15 stycznia 2024

14 stycznia 2024


 1. Odwoziłem wczorajszego pasażera na stację w Świebodzinie. Pasażer palacz, jechał za granicę, więc po drodze poszukiwaliśmy odpowiedniego gatunku papierosów. Nie w sklepie, bo w sklepie czasem nie mają sztang, na stacji benzynowej. Na pierwszej, korzystając z okazji, postanowiłem zatankować, postanowienie przekułem w czyn, wtedy się okazało, że na stacji nie ma odpowiednich papierosów, bo wykupili, bo były w starej cenie. Musiałem więc przerwać tankowanie, czego robić nie lubię i ruszyć na następną stację. Po przejazd kolejowy. Oczywiście zamknięty. Tym razem na cześć pociągu wiozącego volkswageny do Niemiec. W Niemczech kryzys, więc pociąg zbyt długi nie był. Dojechaliśmy na drugą stację. Podejrzewam, że projektu Alberta Speera, ale niestety zbrzydzoną przez orlenowskich specjalistów od marketingu. Czy opowiadałem, że na urodziny, parę lat temu, dostałem zegar identyczny z tym, który w „Upadku” występuje w scenie spotkania Speera z Hitlerem? (Z różnicą taką, że mój ma wahadło). No więc pasażer wszedł na stację, widać było, że ktoś zdejmuje karton z górnej półki. Chwilę po nim do środka weszła owinięta kocem pani. Wyszli osobno. Pasażer ucieszony, że kupił, niestety po nowej cenie. Dojechaliśmy na dworzec, który wygląda jakby wyszedł jednak z ciężkiego remontu. W każdym razie zdążył, pojechał. 

Najważniejszego nie napisałem. Wszystko się odbyło z minimalnym marginesem bezpieczeństwa. I przez cały czas było pod górkę. Począwszy od tego, że na opisywanym wczoraj zakręcie śmierci, walnął w coś mały, czarny samochodzik i druhowie z OSP kierowali ruchem. 
Złą informacją jest, że przez to, iż nie dotankowałem do pełna, nie wiem ile mam paliwa. 

2. „Kawa na ławę”. Część. (Nim pojechałem odwieźć) Rządząca koalicja postanowiła, że prawo łaski jest złem. Jestem gotów się założyć, że zmienią zdanie, gdy prezydentem będzie ktoś im bliższy. Do niesłusznie ułaskawionych Kamińskiego i Wąsika, doszli Magdalena Ogórek i Rafał Ziemkiewicz. Nikt oczywiście nie zauważył, że skazani byli z niesławnego paragrafu 212. Ułaskawiając ich prezydent oszczędził budżetowi państwa dobrych parę tysięcy euro, bo Polska zwykle przegrywa z takich sprawach w Strasburgu. 
W każdym razie prawo łaski mamy w konstytucji, do której stosunek miał przecież określać uczestników uśmiechniętej koalicji. 
Strasznie mnie mierzi postać Piotra Zgorzelskiego. I to jest zła informacja, bo już dawno powinienem się do tego, co sobą pan marszałek reprezentuje, przyzwyczaić. Tym razem wyciągnął jakiś przypadek wniosku o ułaskawienie i wymagał od Małgorzaty Paprockiej, by ten przypadek komentowała, czego – również z powodów formalnych – nie mogła zrobić. Później opowiadał, że ułaskawienie uniemożliwia zadośćuczynienie ofiarom ułaskawionego przestępcy. Brzmi nieźle, choć to nie jest prawda, gdyż prawo łaski procesów cywilnych nie dotyczy, więc ofiary mogą walczyć o zadośćuczynienie tą drogą.

Pan prezydent, korzystając z rocznicy urodzin Wincentego Witosa, w naprawdę dobrym przemówieniu, pojechał PSL-owi. I bardzo dobrze, gdyż jeżeli peeselowcy się nie obudzą, skończą jak uczestnicy projektu Ryszarda Petru. Większą jednak radość sprawiło mi słuchanie o Sanacji, po której pojechał jeszcze bardziej niż po Nowym PSL-u. Kiedy z pięć lat temu pozwalałem sobie w Pałacu na podobne uwagi, koledzy patrzyli na mnie, jak na heretyka. Gdyby się wyzłośliwiać, to by można się zacząć zastanawiać, czy aby bardziej niż Nowemu PSL-owi, prezydent nie pojechał Grupie Rekonstrukcyjnej Sanacji. 

3. „Czas Krwawego Księżyca”. Film tak długi, że pod koniec człowiek zapomina, jak był nudny na początku. Złą informacją jest, że tłumaczący tytuł poszedł na łatwiznę. 

niedziela, 14 stycznia 2024

13 stycznia 2024


1. Jak nigdy chyba, udało mi się wyjechać z Warszawy zgodnie z planem. Trasa przyjemna, śnieg, deszcz, deszcz ze śniegiem. Normalka. Niestety pasażer palący i to jest zła informacja, bo trzeba było robić dodatkowe postoje. 


2. Zadzwonił mój ojciec. Podzielić się wrażeniami po wywiadzie premiera Tuska. A konkretnie wątpliwością, która się wzbudziła u niego, gdy usłyszał, że Jacek Rostowski powiedział panu premierowi, że w Wielkiej Brytanii za przedstawianie sądowi fałszywych dokumentów grozi nawet dożywocie. Ojciec mówił, że przecież niemożliwe jest, by brytyjskie służby specjalne, nie mogły swojemu agentowi wypisać fałszywego paszportu. 

Można odnieść wrażenie, że większość komentujących sprawę panów Kamińskiego, Wąsika et consortes, powtarza bezwiednie, że odpowiadają oni za fałszowanie dowodów w sprawie, a to nieprawda. Fałszywe dokumenty potrzebne były agentom do prowokacji. Dla sądu problemem nie było istnienie tych dokumentów, problem polegał na tym, że wytworzyła je CBA, która wtedy nie miała takich uprawnień. Gdyby dla CBA wykonała je inna służba, nie byłoby problemu. Donald Tusk, podczas wywiadu, przy milczeniu rozmawiających z nim dziennikarzy, mijał się w tej sprawie z prawdą. I raczej nie tylko w tej, bo trudno uwierzyć, że prof. Bodnar się przejęzyczył, mówiąc, że prokurator krajowy powołany został decyzją premiera. 
Ludzie jednak lubią być okłamywani. I to jest zła informacja. 

3. Za Ołobokiem, za zakrętem śmierci (gdzie już za mojej świadomości zginęło parę osób), w zadymce, na środku drogi stał człowiek. Po przepakowaniu auta udało się zrobić miejsce i wepchnąć go do środka. Bogu dzięki, trzeźwy był na tyle, by pokazać, gdzie mieszka. Pasażer mój przekonany jest, że uratowaliśmy mu życie, bo i samochód jakiś mógł go trafić, i w rowie by mógł zasnąć przysypany śniegiem. Mnie tam się wydaje, że pijanym zwykle Bóg krzywdy nie daje zrobić. 

W domu się okazało, że piesek od dwóch dni, na spacerach daje excusez le mot w dupę, wchodząc w niepotrzebne awantury z innymi, przebywającymi za ogrodzeniami, pieskami. I to jest zła informacja, bo teraz ja będę musiał brać w tym udział. 

sobota, 13 stycznia 2024

12 stycznia 2024

 


1. Obudziłem się na tyle za wcześnie, by słuchać Żukowskiej u Mazurka w oryginale. Złą informacją jest, że nic z tej rozmowy nie zapamiętałem. Poza konstatacją, że tak wyśmiewane za niewchodzenie do rządu Razemki, okazują się dziś bardzo rozsądne. W znaczeniu, że ich decyzja o niewchodzeniu do rządu, okazuje się dziś bardzo rozsądna. Nie firmują tego, co się dzieje. 

Byłem na śniadaniu w Charlotte, tej w byłym Domu Partii. Zimne jajko sadzone. I w ogóle. Za to pełno ludzi. Warszawski standard. Gdy jest modnie, nie musi być dobrze. 

2. Z ciekawostek: usłyszałem, że po tym, jak nowa władza zrobiła Trójkę z TVP Info, widzowie przenieśli się gdzie indziej. A to gdzie indziej, to wcale nie jest Republika, tylko TVN24, które przebiło nawet główny TVN. 
Istnieje spora szansa, że TVP Info już się nie podniesie. 

Nie wiem czy tylko mnie bawi: zrobić z jakimś medium Trójkę.

Przez dzień cały spotykałem się z różnymi ludźmi. Kolega Grzegorz dał mi w prezencie czapkę z jamajki. Czapka w sumie trochę niewidka, jak ją ubrałem, byłem nie do poznania. Dał mi ją specjalnie, na wypadek, gdyby reżim moją osobę ścigał. W czapce bym mógł łatwiej zbiegać. 

Z kolegą Cezarym byliśmy w knajpie dla studentów na końcu Mokotowskiej. Siedzimy rozmawiając o aspektach prawnych próby zmiany osoby prokuratora krajowego, a tu nagle wkracza grupa ubranej na czarno młodzieży, wyglądającej jak grupa na czarno ubranej młodzieży z South Parku. Wkracza, zajmuje – ledwo się mieszcząc – dwa stoliki. Wtedy wkracza wielki pan ochroniarz. Żąda okazania dowodów osobistych. Dowodów grupa młodzieży nie ma. Któreś próbuje się wyłgać zdjęciem dowodu, co wielkiego pana ochroniarza nie przekonuje. Grupa na czarno ubranej młodzieży wychodzi. Konstatuję, że za moich czasów, nikt po knajpach nie sprawdzał dowodów osobistych. Ciekawe w sumie, kim bym był, gdyby sprawdzano. 
Złą informacją jest, że w przybytku tym można palić. Mimo kilku godzin, jakie upłynęły od stamtąd wyjścia, wciąż nie mogę się pozbyć wrażenia, że śmierdzę dymem. 

3. Wysłuchałem wywiad z panem premierem. Zdziwiła mnie forma „ojcowi rodziny”, jakiej użył mówiąc o sobie. Kiedyś by takiej formy nie użył. Ludzie się najwyraźniej jednak zmieniają. 
Mimo wszystko fascynujące dla mnie było przywiązanie do praworządności, jakie pan premier w co drugim chyba zdaniu podkreślał. Zwłaszcza w kontekście rozmowy, którą przeprowadziłem parę godzin wcześniej z wyrzuconym z PAP-u, przez przysłanego wraz z grupą silnych ludzi, przez ministra Sienkiewicza, człowieka. 
Rozmawiałem później o wywiadzie z uznanym dziennikarzem ekonomicznym. Był zachwycony wywiadem. Zwłaszcza obietnicą porządków i wymierzania sprawiedliwości za to, co się działo w spółkach. Zapytałem, czy nie ma wątpliwości w związku z działaniami Sienkiewicza i Bodnara. Odpowiedział, że to nie ma znaczenia, bo za pół roku obaj będą już w Europarlamencie, a nikt o wątpliwościach z nimi związanych nie będzie już pamiętał. Coś w tym może być. I to jest zła informacja. 

piątek, 12 stycznia 2024

11 stycznia 2024

 


1. Nim zdążyłem na dobre zasnąć, już mnie obudziło. I to jest zła informacja. W związku z tym nie będę opisywał czym zajmowałem się przed piętnastą.

2. Chwilę po piętnastej usiadłem w fotelu golibrody. Siadając, byłem przekonany, że wstanę zeń w trzy kwadranse. Niestety, golibroda stanął w jednym szeregu w utrudniającym poprzez praktykowanie szwedzkiego strajku, przyjazd do Warszawy, potencjalnym uczestnikom marszu Prawa i Srawiedliwości, funkcjonariuszom Inspekcji Ruchu Drogowego. Golibroda trzymał mnie na fotelu prawie dwie godziny. Bardzo się swoimi działaniami przejmował, nie zdając sobie sprawy z tego, że się przez pięćdziesiąt z okładem lat nauczyłem tego, że włosy odrastają, więc do efektów pracy golibrody mam wynikający z tego dystans. 
W każdym razie, na marsz dotarłem z godzinnym prawie opóźnieniem. Nie będę dam się namówić na dyskusję: ilu ludzi brało udział. Otóż brało bardzo dużo. Złą informacją jest, że – jak zauważył Krzysztof Stanowski – nie ma dziś w Polsce ni jednej służby, która by była na tyle wiarygodna, by bezdyskusyjnie stwierdzić, ilu ludzi brało w manifestacji udział. W każdym razie, z mojego pubktu widzenia, dużo. 

W czasie, gdy siedziała na golibrodzkim fotelu, Głowa Państwa ogłosił, że rozpoczyna procedurę ułaskawienia Kamińskiego, wąsika et consortes. Przez moment poczułem się zagubiony. Przez moment, nim dotarło do mnie, że w ten sposób PAD testuję rząd. Stwierdzili, że nie honorują ułaskawienia w trybie abolicji indywidualnej, to w takim razie rozpocznie procedurę w trybie, który nie budzi ich wątpliwości, by sprawdzić o co chodzi. Jeżeli o praworządność, to osadzeni zostaną natychmiast zwolnieni, jeżeli o politykę, to niekoniecznie.


3. Spod KPRM udałem się do Muzeum Powstania Warszawskiego, na promocję „Transnarodu” dr. Sokołowskiego. Dyskusja była interesująca, choć nie będę jej tu przytaczał. W każdym razie dyr Ołdakowski zawiózł nas po niej do Beirutu. Złą informacją jest, że dr Sokołowski bardzo szybko odpadł. Ale nim odpadł, przyznał się do tego, że opisywany kiedyś przeze mnie napis naprzeciw naszego liceum onże własnoręcznie dokonał. Wrócę jeszcze do tego tematu.
Dr Sokołowski odpadł, a ja najpierw – jak to częściej niż czasem bywa – wszedłem w dyskusję z byłym pracownikiem Komisji Europejskiej, o polskim Deep State (był niż ja trzeźwiejszy i mówił mądrze). Później, w zupełnie innej knajpie, rozmawiałem z prawdziwym oenerowcem, a w każdym razie człowiekiem o postoenerowskich poglądach. Życie miejskie dostarcza wiele rzadko spotykanych na wsi doznań.

czwartek, 11 stycznia 2024

10 stycznia 2024


 1. Wykańcza mnie to pisanie po nocach. I to jest zła informacja. 

Usłyszałem, że mamy najniższe pogłowie świń od zakończenia II wojny światowej. Aż się prosi napisać: kto by pomyślał? Ale ten żart jest nieco zbyt suchy. 

2. Zadzwonił brat mój Michał. Przeczytał na Wykopie, że Wyborcza napisała, że TK stwierdził, że Prezydent nie mógł ułaskawić panów Kamińskiego i Wąsika. Czy prawda w dzisiejszych czasach ma jakieś znaczenie? TK stwierdził coś przeciwnego. I to nawet kilka razy. Za pierwszym razem (później nie sprawdzałem) większość składu stanowili sędziowie, co do których nikt nie wysuwał żadnych wątpliwości. Ale jakie to ma znaczenie. Dla większości żadne. I to jest zła informacja.
KRS odmówił wpisania do KRS wyznaczonych przez ministra Sienkiewicza prezesów i rad nadzorczych publicznych mediów. Innymi słowy stwierdził, że minister Sienkiewicz naruszył prawo. Interesujące jest co, przy dzisiejszym orzecznictwie, czeka ministra Sienkiewicza. Skoro Kamiński i Wąsik za przekroczenie uprawnień, konkretnie: niedopełnienie procedur, dostali po dwa lata więzienia, to minister Sienkiewicz może dostać co najmniej tyle samo. Chyba, że nowy prezydent go ułaskawi. Jak ktoś zauważył, abolicja indywidualna nikomu nie przeszkadzała, nim jej nie zastosował prezydent Duda. Następny prezydent będzie się nazywał inaczej, więc może znowu abolicja indywidualna przestanie niektórym przeszkadzać. 

3. Pojechałem do Warszawy. Na samym wjeździe godzinny korek. Żeby nie jechać prosto do domu i zabierać się za pracę, pojechałem pod hotel Europejski i poszedłem pod Pałac zobaczyć, jak wygląda sytuacja. Całkiem spora grupa ludzi protestowała. Adam Borowski wzywał prezydenta, by ten wezwał go na wojnę. Później krzyczano też „Konstytucja”. Coś ten Namiestnikowski Pałac musi mieć takiego w sobie, że ludzie lubią pod niego przyjść i krzyczeć: „Konstytucja
Dziś dwie osoby prosiły mnie o to, bym nie napisał o spotkaniu z nimi. Wczoraj jedna. Może wprowadzenie opłaty za nietrafienie do „Negatywów” byłoby sposobem na ich monetyzację. 

Dojechałem w końcu do domu. Byłem twardy, nie poszedłem do żadnej z okolicznych knajp. I to jest zła informacja, bo nie jest powiedziane, czy gdybym w knajpie usiadł, nie pracowałoby mi się łatwiej. 
W Warszawie mamy sprawny telewizor. Zamiast pracować, zacząłem skakać po kanałach. Na dwóch szły filmy reżysera Bartkowiaka. Jeden z Seagalem. Trzydzieści parę lat temu, po raz pierwszy w życiu zdarzyło mi się zasnąć w kinie. Film był Seagalem. „Nico”. Na wszelki wypadek przełączyłem na powtórkę Marcina Mastalerka w Polsacie. Powiedział, że ma zaufanie do prezydenta Dudy. Ja w sumie też. Jednak, mimo wszystko: Доверяй, но проверяй


środa, 10 stycznia 2024

9 stycznia 2023


1. ZSL wiecznie żywy. Stefan Krajewski, wiceminister rolnictwa, którego nazwiska wciąż nie mogę spamiętać, choć w sumie kilka osób o tak brzmiącym nazwisku znam. 
ZSL wiecznie żywy, pomyślałem, gdy rzeczony wiceminister Krajewski nie bardzo wiedział, jak odpowiadać na pytania Mazurka o posła Lubczyka. Tego od ferrari i kilkuset tysięcy złotych wyciągniętych z Sejmu w związku ze własną kiepską sytuacją finansową. I o tym słyszałem wcześniej. O tym, że ma ten Lubczyk być wiceministrem cyfryzacji nie słyszałem. To świetny pomysł, gdyż niezależnie od tego, że jest dentystą, zna się na cyfryzacji, gdyż współpracował wcześniej z Huaweiem, jako poseł współpracował. A nie jest powiedziane, że nie współpracuje dalej. Chińskie firmy poważnie traktują swoich współpracowników, więc na pewno będą dbać o to, by wiceminister cyfryzacji był przygotowany do codziennej pracy dla dobra… dla czyjegoś na pewno dobra.
Słuchając takiego Krajewskiego, bardzo łatwo się człowiek leczy z mrzonek o tym, że Nowe PSL jest nowe i daje jakąś szansę na jakąś wersję nowoczesnego konserwatyzmu w Polsce. Nowe PSL jest tak nowe, jak Trzecia Droga, trzecią drogą. I to jest zła informacja.

2. Spisywałem rozmowę z Maćkiem Pertyńskim. To dziennikarz motoryzacyjny, polski juror World Car Of The Year. Precyzyjniej – spisała sztuczna inteligencja, ja tylko podredagowałem. Bardzo ciekawe rzeczy Maciek mówił. Jeżeliby poważnie podchodzić do elektryfikacji transportu, to proces należałoby zacząć od budowy elektrowni jądrowych, a nie zakazywania używania silników spalinowych. No i że nowoczesny diesel wypuszcza z rury wydechowej czystsze powietrze, niż to, które zasysa. Ale kogo to obchodzi, skoro wiemy, że diesle trują. 
Na spacer z psem wyszedłem przez to później niż zwykle. Pies nie był z tego powodu zadowolony, co dał odczuć odmawiając współpracy. Postanowił zwiedzać świat i nie bardzo był zainteresowany, co ja o tym sądzę. Na koniec, prawie po ćmoku, ruszył w wieś, wbił się w obejście jednego z sąsiadów i zaczął obszczekiwać siedzące w kojcu psy. Wtedy udało mi się go uwiązać i zaciągnąć do domu. Złą informacją jest, że znowu zmarzłem, ale tym razem tak, że nie miałem siły ruszyć do Warszawy.

3. A może to i dobrze, bo bym się na autostradzie mógł zabić, czytając tweety po wejściu Policji do Pałacu. Nie będę kolejny raz pisał o tym, że TK stwierdził, że panowie są prawidłowo ułaskawieni i SN nie ma nic do tego. Nie będę pisał, że właściwa – zgodnie z ustawą – Izba SN stwierdziła (między innymi) że wygaszenia mandatów marszałek Hołownia dokonał z błędem formalnym. Bardzo ładnie wszystko to wyjaśnił w RMF-ie Krzysztof Bosak. 

Podzielę się uwagami technicznymi:
Oburzenie: jak to możliwe, że SOP wpuścił Policję. 
Proste. SOP podlega MSWiA, czyli Kierwińskiemu. 

Było osiem lat na to, żeby stworzyć służbę specjalną zajmującą się wyłącznie ochroną prezydenta, podległą mu bezpośrednio. Skoro udało się stworzyć, dość operetkową w sumie, Straż Marszałkowską, razem mundurami, razem z musztrą paradną – trudno zachować powagę widząc, jak dwóch strażników z wyciągniętymi szablami, którzy jako asysta honorowa, maszerują na sztywnych nogach przed prezydentem, można byłoby stworzyć i Służbę Ochrony Głowy Państwa.
Nie, nie można było, bo z jednej strony nie ma zwyczaju robienia planów ewentualnościowych, z drugiej mogłoby to wzmocnić pozycję prezydenta, którego przecież nie zawsze się lubiło. 
Pomysły, aby ochronę Głowy Państwa przejęło wojsko brzmią pięknie. Pytanie: w jakim trybie to by się miało stać? 
W ochronie osobistej Prezydenta są naprawdę porządni ludzie. MSW będzie im teraz utrudniać życie, ale sobie poradzą.

Autobus przed Belwederem. Stał na światłach. Z pewnością. Jak wszyscy wiedzą, zmiana świateł pod Belwederem trwa pół godziny. Oczywiście, że na Belwederskiej bywają korki. Ale nie o tej porze. Zresztą wielokrotnie widziałem wyjazdy kolumny z Belwederu. Również w czasie korków. Skuteczne wyjazdy. Cóż autobus stanął niedaleko od słynnej budki pod rosyjską ambasadą.

Prezydent będzie informował o sytuacji władze innych państw. Mam nadzieje, że nie powtórzy się błąd kancelarii Lecha Kaczyńskiego, która – zgodnie z zasadami – korespondencje wysyłała poprzez protokół dyplomatyczny MSZ, a minister Sikorski – niezgodnie z zasadami – wysyłanie tej korespondencji blokował. No i zostawił tego blokowania ślady. Mając w pamięci, co się wtedy działo, Pałac przez osiem lat, mógł stworzyć własny protokół, by się od MSZ uniezależnić. Ale to by też wymagało współpracy rządu. 

Złą informacją jest, że tyle się już stało, a dopiero się skończył wtorek. 

wtorek, 9 stycznia 2024

8 stycznia 2024


1. Nieczęsto zdarzają się sytuacje, w których nie da się zachować neutralności. Słychać to było u Mazurka, który próbował jakoś równoważyć zdania obu stron konfliktu w sprawie ułaskawienia. A to się tak nie da. Zwłaszcza rozmawiając z Mariuszem Kamińskim. W tym przypadku nie da się stanąć pośrodku. A tym bardziej wymagać od Kamińskiego, żeby nie reagował na takie próby. Szkoda gadać. Złą informacją jest, że mało kto zdaje sobie sprawę, że to nie jest klasyczna nawalanka PiS vs PO. W tej sprawie front przechodzi gdzie indziej, w tym przypadku walczy władza sądownicza z wykonawczą. Oczywiście nie cała. Część sądowniczej wspieranej przez część korporacji prawniczej, walczy z prezydentem. O władzę, której trójpodział wcale nie znaczy – tego, co nam się próbuje od dłuższego czasu wmawiać – pełnej niezależności trzech jej rodzajów, bo demokracja funkcjonuje dzięki zasadzie równowagi i kontroli władz, czy też systemowi równoważenia i hamowania władz. Profesorowie prawa mówią, że zastosowanie abolicji w formie prawa łaski byłoby niczym innym jak ingerencją w wymiar sprawiedliwości. I to jest prawda, dokładnie o to w tym chodzi. Prezydent (władza wykonawcza) dostał narzędzie, którego może użyć w momencie, w którym sąd (władza sądownicza) zrobi coś, co z punktu widzenia Państwa nie jest dobre. Jak w przypadku Wąsika i Kamińskiego (i tych dwóch jeszcze, których nazwisk nikt chyba nie pamięta). Sądy chciałyby mieć władzę ostateczną. Ale co w sytuacji, gdyby zrobiły wtedy coś złego? 

No i – o czym z niewiadomych przyczyn nikt nie mówi – abolicja indywidualna, czyli możliwość uniewinnienia przed prawomocnym wyrokiem, poza Polską, w Europie, funkcjonuje w siedmiu państwach. I Izraelu (który przecież też jest w Eurowizji). Więc nie jest to jakaś aberracja. 

2. Nie przeczytam tekstu Kąckiego. Wyborcza usunęła go z sieci. Ciekawe, czy myślą, że to załatwi sprawę. 

A u nas mróz. I słońce. Odzwyczaiłem się od mrozu. I to jest zła informacja.

3. Donald Tusk zwołuje do Gdańska na manifestację, w rocznicę śmierci Pawła Adamowicza. Ciekawe, czy wyjaśni, dlaczego w 2018 roku, Platforma zdecydowała wycofać dla niego poparcie.
Znaczy, raczej na pewno nie będzie o tej sprawie mówił.

Odzwyczaiłem się od mrozu, niezbyt mądrze się ubrałem i miejscowo zmarzłem. Muszę jechać jutro do Warszawy, więc się pewnie zaraz rozchoruję. 
Nie mogę w sobie wykrzesać entuzjazmu do podróżowania do Warszawy. I to jest zła informacja. 

poniedziałek, 8 stycznia 2024

7 stycznia 2024


 1. Odzwyczaiłem się od codziennego pisania i to jest zła informacja. Kończy się tak, że zamiast spać, siedzę do piątej, śpię cztery godziny i cały dzień jestem nieprzytomny.


2. Przeżywam dziwną fascynację pokojami na Twitterze, (jakoś się nie mogę przekonać do nazywania Twittera X), (Jak to w ogóle zapisywać? Na „X”? Na Iksie?)
Parę dni temu trafiłem na pokój odpalony przez jakichś – użyję określenia prof. Żerki – Jebaćpisów. Zaprosili byli oni niejaką Jolę Rosiek, by opowiadała o swoim związku z Głową Państwa. No i opowiadała. Jestem złym człowiekiem, więc nieźle się ubawiłem. Rzeczoną Jolą i ludźmi, którzy traktowali poważnie jej wynurzenia. Dowodem, iż coś jest na rzeczy, ma być to, że ani Prezydent, ani Kancelaria nie zabrały w tej sprawie głosu. Jest w tym jakaś logika. 
Swoją drogą w pamiętnikach, tych, co je napiszę po 25 roku i zatytułuję zapożyczonym od płk. Górnickiego tytułem „Teraz już można”, muszę opisać historię z rzeczoną Jolą związaną. Historię śmieszną, bo bardziej o tym, jak Państwo działa, niż o inkryminowanej Joli. 

Dzisiaj, naprawiając prąd w bibliotece, bo z niewiadomych przyczyn rozłączyło się coś w jednym gniazdku, przez co prądu nie było w kilku innych i przez miesiące nie mogłem wpaść na to, o co chodzi, więc zrobiłem protezę polegającą na kablu z dwoma wtyczkami, który łącząc gniazdko z prądem z gniazdkiem bez prądu, do tego bez prądu i innych z nim połączonych prąd dostarczał i dopiero, gdy Bożena porządkując książki odsłoniła felerne gniazdko, po którym widać było, że coś jest nie tak, więc szybko odkryłem co się stało, słuchałem pokoju na temat sytuacji w publicznych mediach. Słuchałem piąte przez dziesiąte, gdyż walka z prądem była bardzo zajmująca. Zwłaszcza unikanie kopnięcia. Ale usłyszałem dwa razy, bo przynajmniej tyle razy to padło, jak Oskar Szafranowicz mówi, że Trybunał Konstytucyjny, pod przewodnictwem profesora Rzeplińskiego, wypowiedział się na temat konstytucyjności Rady Mediów Narodowych. Za pierwszym razem, myślałem, że się pomyliła RMN z KRiT-em, ale gdy padło to drugi raz, to aż sięgnąłem do uzasadnienia. Jak wiadomo, choćby z wczorajszego tu wpisu, prawa nie studiowałem, więc może czegoś nie rozumiem, ale z tego, co zrozumiałem z tego, co przeczytałem, wynika, że TK stwierdził, że konstytucyjności RMN nie badał. Najważniejsze chyba w tamtym wyroku jest to, że Trybunał podzielił wątpliwości profesora Bodnara w sprawie konstytucyjności powoływania szefów mediów publicznych decyzją ministra (Czyli tak, jak zrobił to minister Sienkiewicz). 
Ciekawe w sumie, jakie zdanie na ten temat profesor Rzepliński ma dzisiaj. Jakoś nie słychać, żeby komentował to w jakichś mediach, więc pewnie istnieje obawa, że wciąż takie samo. W przeciwieństwie do profesora Bodnara, który najwyraźniej zdanie zmienił. Ale właściwie nie ma się czemu dziwić, gdyż zachowuje się jak klasyczny prawnik. Kiedy był wynajęty na stanowisko Rzecznika Praw Obywatelskich, zachowywał się jak Rzecznik Praw Obywatelskich. Teraz, gdy jest wynajęty na stanowisko Ministra Sprawiedliwości i Prokuratora Generalnego, zachowuje się jak Ziobro. Tylko bardziej, bo może jest lepszym prawnikiem. 

Pies postanowił dziś, że idziemy na spacer gdzie indziej. Poszliśmy więc gdzie indziej. Asfaltem w stronę Skąpego. Choć ten asfalt taki bardziej w łódzkim stylu. Pies szedł z takim samozaparciem, że urwał smycz. I to jest zła informacja, bo to była ostatnia cała. Jakoś go uwiązałem i później mieliśmy półtoragodzinną dyskusję na temat tego, że jak ciągnie, to nie jest dobrze. Skończyło się na tym, że mnie boli ręka od szarpania się z nim, a on się na mnie obraził.

3. Zadzwoniono do mnie z pewnej telewizji, z propozycją, bym skomentował sprawę Kąckiego. Odmówiłem. Szczerze mówiąc nie wiem, jak to komentować. I to jest zła informacja. Nie wiem też, jak komentować kolejne oświadczenia redakcji „Wyborczej”. Ciekawe, co będzie jak się ktoś zacznie grzebać w latach dziewięćdziesiątych. Czasy inne, ale sensem MeToo jest przykładanie dzisiejszych zasad, do sytuacji z innych czasów. Pamiętam jak w mojej pierwszej redakcji (obie już nie żyją) moja szefowa przystawiała się do jednej z koleżanek, która się z tym czuła naprawdę mało komfortowo. A nikomu nawet przez myśl nie przeszło, żeby coś z tym robić. 


Oglądamy „Special Ops: Lioness”. Demokraci nie wygrają raczej najbliższych wyborów. Nawet w popkulturze opowiada się tym, że wśród migrantów, z Meksyku przechodzą arabscy terroryści.


niedziela, 7 stycznia 2024

6 stycznia 2024


1. Im dłużej trwa – tu eufemizm – zamieszanie w konstytucyjnych kwestiach, tym częściej zdarza mi się żałować, że nie wybrałem kariery prawnika. Żal nie trwa zwykle zbyt długo, gdyż przypomina mi się szybko, że te trzydzieści parę lat temu byłem tak znudzony edukacją, iż nawet maturę ledwo zdałem. 

Ale załóżmy, że mógłbym być kimś innym. Gdybym końcówkę liceum, miast na robienie głupot, z których pijaństwo było jedną z mniej – jakby to powiedzieć – radykalnych, przeznaczyć na pilną naukę i nie dość, że bym się dostał na UJ, na Prawo, ale też od razu uzmysławiam sobie, że nie chciałbym tam wtedy być, bo bym musiał z bliska oglądać, co się tam działo. 
Nie wiem, czy to kwestia Krakowa, Uniwersytetu, czy specyfiki środowiska prawniczego. Może to kwestia krakowskiego środowiska prawniczego? 

W każdym razie niesamowite jest, że nie pojawiła się jeszcze jakaś młoda dziennikarka, dziennikarz, albo grupa dziennikarzy, którzy na fali MeToo zajęliby się tym, co się trzydzieści lat temu w Krakowie działo. 
I uczestnicy tych sytuacji, i tych sytuacji świadkowie są teraz polską prawniczą elitą. A nie jest tak, że nikt nigdy o niczym nie słyszał. Był pewien profesor, który przez lata w jednym z moteli miał pokój, w którym egzaminował studentki. Potem sprawa trafiła do sądu. Tyle, że nie sprawa studentek, a tego, że profesor za pokój nie zapłacił. 
Cóż, rodzime MeToo jest na etapie mediów. I pewnie będzie jeszcze długo, bo i jest się czym, zajmować. I to jest zła informacja.

Nie przeczytałem tekstu Kąckiego. Nie płacę za dostęp do Wyborczej. Najpierw dotarło do mnie oburzenie, jakie ten tekst rozniecił, później przeczytałem, co napisała jedna z jego ofiar. Na koniec oświadczenie redakcji Wyborczej. Dość – powiedziałbym – lakoniczne. 
Żyłem w – jak mawiał pewien mój były kolega – mylnym błędzie. Wydawało mi się, że w mediach molestują ludzie starsi ode mnie, a Dziennikarz Roku Kącki jest ode mnie trochę młodszy. 
Dopiero teraz sobie przypomniałem, że to przecież on pisał o pracy za seks w Samoobronie. 

2. Donald Tusk zasugerował ponoć, że nie będzie blokady push-backów. To jest akurat dobra informacja. Ciekawe, jak sobie z tym poradzi zaangażowana w kwestie migracyjne lewicowa młodzież. Ciekawe, jak się z tym czuć będzie marszałek Hołownia. Ciekawe? Chyba jednak nie. Bo pewnie czuł się z tym będzie nijak. W sumie bardziej jest ciekawe, jak się z tym czuje minister Bodnar, który z dnia na dzień okazuje się coraz bardziej gorszym Ziobrą. Gorszym, bo Ziobro nigdy nie udawał, że jest kimś innym.

W sumie zabawne (o ile w takich sprawach można używać tego rodzaju określeń, nie wychodząc na Pietrzaka) jest to, że – o czym już można było przeczytać na oko.press – push-back jest błogosławieństwem dla migranta, który przecież wcale nie marzy zamieszkaniu w obozie w Polsce, tylko o Szwecji, czy Niemczech. Gdyby go Straż Graniczna przejęła, według obowiązującego unijnego prawa, już by z Polski nie mógł wyjechać. A tak ma szansę, że następnym razem uda mu się strażników minąć. Niemieckie kontrole na granicy wciąż trwają. I to jest zła informacja.

3. Przyszedł mróz. Co prawda niezbyt duży, ale zawsze jakiś. Poza tym wieje, więc jest nieprzyjemnie. Sąsiad Tomek palił ognisko na swojej nowej działce, na której będzie budował halę, żeby mieć gdzie pracować. Zapraszał. Wymówiłem się zimnem. Jak skończył palić i wrócił do domu, zaprosił po raz drugi. Znikł pretekst mrozu, więc poszedłem. Siedzieli z sąsiadami. Zeszło na tematy historyczne. Na polach za naszą wsią było niemieckie wojskowe lądowisko. A kawałek dalej rozwalił się samolot. Z ziemi wyłażą popalone aluminiowe blachy. Po wojnie przyjeżdżali tu szabrować Wielkopolanie. W 1945 zastrzelili matkę z córką. I chyba jeszcze kogoś. W ogrodzie domu, do którego parę lat temu kupił poznański lekarz, pochowany jest niemiecki oficer, który w 1945 roku wrócił do domu by się zastrzelić. Wrócił samochodem. Wojskowym. Pewnie kübelwagenem. Samochód przez lata wrastał w ogrodzie. Nikt nie wie, co się z nim stało. I to jest zła informacja.