Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Toyota. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Toyota. Pokaż wszystkie posty

piątek, 15 stycznia 2016

13 stycznia 2016


1. Przyjechały z Dublina dwie panie z Facebooka. Opowiadały jak walczą z nękaniem i mową nienawiści. Bardzo walczą. Zatrudniają setki native speakerów, którzy z zaangażowaniem pochylają się nad każdym zgłoszonym problemem pamiętając, by ich osobiste poglądy nie zaciemniały im odbioru.
Chyba się nie nadaję, by się kiedyś zajmować korporacyjnym PR. I to jest zła informacja.

Panie mówiły o tym, że w mediach społecznościowych rodzice dziś dużo gorzej radzą sobie niż dzieci. Trudno się nie zgodzić. Chyba, że człowiek zdaje sobie sprawę z tego, że zasadniczo jest w wieku, w którym człowiek statystycznie z rodzica powoli staje się dziadkiem. A – zasadniczo – tak on, jak i większość znanych mu rówieśników media społecznościowe ogarnia. 
Ejdżyzm nie łapię się w ramy mowy nienawiści?

2. Musiałem znowu pożyczyć smoking. Dałem słowo, że nie powiem od kogo, gdyż osoba ta wolałaby, by nikt się nie dowiedział, że przyłożyła rękę do niszczenia demokracji.
Smoking ten wcześniej nosiłem przy Belgach. [ten, na który kelner z Belvedere wywalił mi na plecy tacę ciastek] Okazało się, że podczas czyszczenia odpruto podszewkę w jednym z rękawów. Muszę sobie sprawić w końcu własny. Mam nadzieję, że uda tak porządny, jak ten, który pożyczam. To może być trudne.

Parę dni temu znalazłem w kałuży w bramie telefon komórkowy. Huawei, dwukartowy. Miałem zanieść do salonu Orange, ale nie było czasu. No i nagle ożył. Zaczęły przychodzić powiadomienia z fejsa. Byłem na dobrej drodze, żeby przez analizę postów na niedomkniętych kontach dojść do właściciela, ale w końcu zaczął dzwonić. Niestety zablokowany nie dawał się odebrać. Inteligencja już nie ta, co kiedyś, więc chwilę mi zajęło, nim wpadłem, żeby zapisać numer, z którego dzwoniono.
Zadzwoniłem. Babcia właściciela. Właściwie zdziwiona, że chciałem oddać. I to jest zła informacja. Powinniśmy mieć na własny temat lepsze zdanie.

Dawno, dawno temu, kiedy jeździłem Suprą. Postanowiłem zostawiać ją na wiejskiej ze ściągniętym dachem [to była targa]. Koledzy pukali się po głowach mówiąc, że zaraz ktoś mi kiepa wrzuci, albo gorzej. Jakoś nic takiego się nie stało. Po pewnym czasie właściciele dwóch innych aut zaczęli je zostawiać z otwartymi dachami.


3. Spotkanie noworoczne z korpusem dyplomatycznym. Ambasadorzy wchodzą. Pierwszy Nuncjusz, później wedle starszeństwa – znaczy im dłużej jest na placówce tym jest bardziej pierwszy. Black Tie. Czyli smoking. Albo strój narodowy. Albo mundur – w takim był ambasador rosyjski. W którymś z państw najwyraźniej narodowym strojem jest trzyczęściowy beżowy garnitur. Człowiek się uczy całe życie.
Bywalcy mówili, że nie pamiętają kiedy ostatnio [na tę doroczną imprezę] przyszło aż tylu dyplomatów. Jak również, żeby trwała aż tak długo. Bo chwilę trwała.
Mam trochę nowych zagranicznych znajomych. I trochę krajowych. Dyplomaci są mili. Ale do tego już zdążyłem się przyzwyczaić.
Poznałem w końcu liońskiego czytelnika Negatywów. Teraz [aż mu się nie znudzą] robi to w Warszawie.

Podano wybitne polskie sery. Nie zapytałem skąd wzięte. I to jest zła informacja, choć właściwie nie tak bardzo zła, bo jeszcze będzie okazja zapytać.




czwartek, 31 grudnia 2015

29 grudnia 2015


1. Zadzwoniono z warsztatu, że alternator gotowy. Pojechaliśmy przez Skąpe. Na Urzędzie Gminy wisi podświetlany napis „Wesołych Świąt”. Cóż, sporo obywateli ma unickie korzenie.
Wpadliśmy do „Mrówki”. Dwa worki węgla „orzech”. Dopiero teraz zauważyłem, że – excuse le mot – brand to „Tani opał”.
Kupiłem jeszcze 20 kilo lokalnego brykietu z lokalnego węgla brunatnego. Za jedyna 20 zł. W Sieniawie jeszcze ze dwadzieścia lat temu działała ostatnia w tej części Europy głębinowa kopalnia węgla brunatnego. Działała, aż z Górnego Śląska nie przyjechało paru młodych sztygarów. Zjechali na dół i kazali fedrować w stronę łagowskiego jeziora. Starzy górnicy mówili, że lepiej tego nie robić, bo Niemcy tego nie robili. A jak Niemcy czegoś nie robili, znaczy mieli powód. Sztygarzy puknęli się w głowy i kazali fedrować. Bogu dzięki w piątek przed końcem szychty. W poniedziałek górnicy, którzy przyszli do roboty zastali kopalnię zalaną. I to była zła informacja, bo w ten sposób nie mamy w Polsce ostatniej w tej części Europy czynnej głębinowej kopalni węgla brunatnego.

2. Parę lat temu uruchomiono odkrywkę. Węgiel nie taki, jak był ten głębinowy, ale jakoś brykiety da się robić. Postanowiłem zmieszać je z sieczką z gałęzi i zapalić w trociniaku. Zadymiłem pół domu, zanim nie wyciągnąłem z rury [prowadzącej do komina] coś czarnego, czym właściwie była zatkana.
Odtykałem rurę rozmawiając z Druhem Podsekretarzem, który przyznał się, że właśnie zatarł silnik. W roverze. Czyli w hondzie. Da się? Da się. A mówią, że japońska motoryzacja produkuje niezniszczalne silniki.
Kłamią. Miałem kiedyś Suprę. Targę. Włożyłem w nią wagon pieniędzy. Nie pomogło. Błąd konstrukcyjny i ciągle był problem z panewkami. I to jest zła informacja, bo to jednak było świetne auto. Czasem ciekł dach.
Swoją drogą ciekawe, czy sobie jeszcze kiedyś kupię szybki samochód. Wcześniej to była dla mnie oczywista przyszłość. Teraz – zaczynam mieć wątpliwości.

3. Oglądaliśmy drugiego „True Detective”. Bożena uważa, że zamiast Ojca Polskiego Dziecka powinien wystąpić Del Toro. Ja tam nie jestem pewien.

Strasznie męczę te Negatywy. I to jest zła informacja.   

niedziela, 1 marca 2015

28 lutego 2015


1. Obudziłem się w stanie ciężkim. I to nie tyle przez wypitą w Dudabusie flaszkę Jacka, co później zjedzoną kolację poprawioną średniej jakości winem z Lidla.
No więc się obudziłem i za bardzo nie mogłem do siebie dojść. No i przeczytałem, że zmarł Bohdan Tomaszewski. I to była pierwsza zła wiadomość. Nie, żebym jakoś specjalnie oglądał tenis w telewizorze. Ale pan Bohdan był od zawsze. Teraz go nie ma. Im mniej będzie takich, którzy byli od zawsze, tym prędzej się będzie trzeba samemu pakować.

Mój brat przez chwilę trenował tenis. Był wtedy małym grubaskiem. Lata 80. Pojechaliśmy na wakacje do Międzybrodzia Bialskiego. W ośrodku był kort. Na korcie grywali panowie dyrektorzy. Mój brat prosił, żeby mu pozwolili ze sobą zagrać. Prosił i prosił. W końcu uprosił. Któryś z dyrektorów nie chciał wyjść przed małżonką (czemuż nie miała to być małżonka) na niewrażliwego na prośby dziecka. Po chwili sytuacja wyglądała tak: po jednej stronie siatki stał mały, gruby chłopiec i od niechcenia odbijał piłki to w jeden, to w drugi róg kortu, po drugiej, czerwony dyrektor w stanie przedzawałowym miotał się po korcie. Chłopiec robił to w taki sposób, że dyrektor zawsze ostatkiem sił był w stanie do piłki dobiec. Trwało to na tyle długo, że wokół kortu zdążyli się zebrać gapie. Nie pamiętam jak mecz się skończył. Pamiętam, że następnego dnia dyrektora ani małżonki już nie było. I chyba nikt więcej z moim bratem nie chciał już grać.

2. No więc cierpiałem w ciszy w łóżeczku, kiedy zaczepił mnie Eryk Mistewicz, pytając o toyotę Yaris. Na początku myślałem, że chodzi o tę, należącą do sekretarz redakcji magazynu „Esquire”, którą przytarła Bożena parę dni temu. Ale szybko się okazało, że wcale, że nie.
Otóż – za red. Czuchnowskim – minister Sienkiewicz stworzył był specjalną grupę, która inwigilowała szefów służb specjalnych. W związku z tym, że rzeczeni szefowie mieli pojęcie o policyjnej robocie potrafili rozpoznać samochody używane przez służby do inwigilacji, postanowiono kupić kilka Yarisów, elektronikę wepchnięto do tzw. trumien – bagażników dachowych. Ten chytry plan mógł powstać w głowie samego ministra Sienkiewicza. Toyota Yaris – samochód zupełnie niekojarzący się ze służbami. Na pierwszy rzut oka.
Na pierwszy rzut oka, bo gdyby pod moim domem stał przez parę godzin Yaris, w którym siedziałoby dwóch mężczyzn. Zdecydowanie heteroseksualnych mężczyzn – sam bym zadzwonił po Policję.

Rozmawiałem później o ministrze Sienkiewiczu nie powiem z kim. Nie powiem kto przez cały czas uważa ministra Sienkiewicza za osobę o wybitnej inteligencji i wielkiej wiedzy na tematy wschodnie. Uważa też, że minister Sienkiewicz kocha miłością wielką premiera Tuska. Ja mam nieco inne zdanie. Uważam, że minister Sienkiewicz, kiedy wszedł na poważenie do platformianej polityki doszedł do wniosku, że ktoś o tak wybitnym intelekcie jak on, jest w stanie zostać królem dżungli, zwłaszcza, że premierowi Tuskowi tak łatwo szło. A przecież minister Sienkiewicz jest najmądrzejszy na świecie. Kto inny by wpadł na tak świetny pomysł jak inwigilowanie z Yarisów.
Nie mogę powiedzieć kto uważa, że za przeciekiem do red. Czuchnowskiego stoi minister Schetyna. I, że jest to zemsta za Instytut Obywatelski, który był ministra Schetyny oczkiem w głowie. Bardzo mi się ta idea podoba – bo nie ma nic śmieszniejszego jak frakcje w rządzącej partii szczują na siebie specjalne służby. Za plecami ministra Sienkiewicza nie ma już Donalda Tuska, więc pewnie źle się to wszystko dla niego skończy.

Część tzw. prawicowego Twittera nie mogła darować red. Czuchnowskiemu, że porównał działania ministra Sienkiewicza do działań członków rządu PiS. I to jest zła informacja. Bo powinni się cieszyć, z tego jak bardzo krytykuje ministra PO. Dziś red. Czuchnowski nie zna chyba żadnego gorszego określenia niż to porównanie.

3. Udałem się na ulicę Daimlera w celu odebrania mercedesa Vito. Trasę pokonywałem częściowo piechotą, częściowo WKD. W drodze rozmawiałem z jednym z moich ulubionych informatorów, który opowiadał o imprezie u redaktora pewnego lajfstajlowego magazynu, która miejsce miała dzień wcześniej. Otóż pewna gwiazda wybiegów własnoręcznie demontowała łazienkowe lustro, żeby je użyć do tego, do czego według redaktorów „Wprost” używa się talerzyków z Ikei.

Kupiłem pierwszy numer magazynu „Esquire”. Na pierwszy rzut oka lepszy niż zerówka, ale bałem się zacząć czytać. Zwłaszcza, że literki zbyt małe, a w WKD trzęsło.
Mercedes okazał się strażacko czerwony. I z manualną skrzynią biegów, zestrojoną tak, że się za bardzo nie da ruszyć z dwójki. Chyba, że to był kac. W każdym razie samochód się bardzo dobrze zapowiada.

Wieczorem zobaczyłem film z wizyty jaką prezydent Komorowski raczył odbyć w japońskim parlamencie. Jestem na tyle stary, że pamiętam czasy prezydentury Lecha Wałęsy.
Bronisław Komorowski jest Lechem Wałesą XXI wieku. I to jest zła informacja.  

środa, 25 lutego 2015

25 lutego 2015



1. Co za beznadziejny dzień. W związku z tym, że się zajmowałem działalnością zarobkową do jakiejś piątej rano wstałem nieprzytomny. Nieprzytomny zjadłem śniadanie. I nieprzytomny zrobiłem ileś tam rzeczy. Właściwie pierwsza rzecz którą pamiętam to to, że wyszedłem na pole. Zrobiłem zdjęcie przytartemu przez Bożenę zderzakowi w białym Yarisie. Jakiś zły człowiek zaparkował pod Bacio – nie bójmy się tego określenia – po rosyjsku. Więc za którąś próbą wyjazdu z bramy przytarła. Rada Języka Polskiego powinna zakazać nazywania dzisiejszych zderzaków zderzakami. Kiedyś zderzak służył do tego, żeby samochód mógł bez nieodwracalnych uszkodzeń przetrwać spotkanie z innym samochodem, drzewem, murem, latarnią, czy czym tam jeszcze. Oczywiście przy zachowaniu pewnych warunków. Dzisiaj zderzaki rozpadają się na widok przeszkody. Ze wszystkich nowych samochodów, którymi przez ostatnie lata jeździłem – jedynym, który miał prawdziwy zderzak był mercedes klasy G. I to jest zła informacja, bo znaczy to, że posiadanie nowego auta z prawdziwym zderzakiem jest poza zasięgiem większości Polaków.

Właścicielka Yarisa okazała się pracownicą Marquarda. 

Po tym, kiedy reklamowa komisja etyki nie dopatrzyła się niczego złego w pomyśle, żeby red. Zientarski udawał eksperta, w udających audycje reklamach uważam, że należy wywierać presję na Toyotę. Swoją drogą ciekawe jak na tak nieoczywisty etycznie pomysł zapatruje się centrala firmy.
Na razie mam zamiar odradzać wszystkim zakup nowych toyot, bo skoro nie przeszkadza im oszustwo w reklamie – tak samo może być z jakością wykonania auta.

2. No więc zrobiłem zdjęcie. Wpadłem do Beirutu, żeby zobaczyć jak wygląda z Krzysztofem w Izraelu. (Na razie wygląda dobrze). Z Beirutu poszedłem do Faster Doga zobaczyć jak wyglądają właściciele po powrocie z Berlina z show roomu G-Stara. Wyglądali, jak ludzie, którzy w nocy przyjechali samochodem z Berlina. Kolekcja zimowa G-Stara ponoć bardzo dobra. Miejmy nadzieje, że zanim przyjedzie nie wybuchnie wojna.
Pawełek zasypiał. Ja jedną ręką dyskutowałem z wychwalanym przez Eryka Mistewicza panem Wimmerem. On twierdził, że wg unijnych statystyk w Niemczech jest dwa razy drożej niż w Polsce. Ja odpowiadałem, że kiedy byłem ostatnio, to ropa była tańsza, w Lidlu ceny były porównywalne, wino tańsze, samochody, RTV, w porównywalnych cenach, on mi na to, że nie mam racji, bo statystyki unijne mówią, że jest dwa razy drożej. Pawełek przyznał, że od czasu, kiedy G-Star wycofał się z Polski obowiązują ich ceny niemieckie – ciut niższe. Nie ma to oczywiście znaczenia, bo unijne statystyki mówią, że w Niemczech jest dwa razy drożej.
W podobny sposób pan Wimmer uzasadnia, że w Polsce jest świetnie. Przyklaskują mu w tym Konrad Niklewicz z Waldemarem Kuczyńskim. Statystyka jest najważniejsza. Zwłaszcza unijna.
Pawełek trochę zasypiał. Narzekał, że nie zostali dzień dłużej. Bo i wcześniejszej nocy za bardzo nie przespał, bo oglądał Oscary. Nie porozmawialiśmy o „Idzie”, bo musiałem wrócić do domu, żeby przekazać światowej sławy artystce tytoń, który jakiś czas temu przywiozła dla niej Józka.
Przypomniało mi się, że obejrzałem rano konferencję prasową Jarosława Kaczyńskiego. Ze dwa razy naprawdę śmiesznie zażartował.
O, przypomniało mi się, że umówiłem się na test mercedesa Vito w wersji Towos. Znaczy w przypadku Vito raczej się to nie będzie nazywać Towos, tylko jakoś z angielska. Ale słowo Towos przypomina mi dzieciństwo.
Sprawność działu PR Mercedesa wciąż mnie zadziwia. I to jest zła informacja, bo powinienem się już przyzwyczaić.

3. Poseł Zalewski – wydawać by się mogło – rozsądny człowiek powiedział w TVP Info, że „chodzi o to, aby kandydat Andrej Duda upodobnił się do Komorowskiego po to, aby odebrać mu zwolenników”. Ciekawe jak by to miało być zrealizowane. Przez lobotomię?

Z kandydatem Dudą wywiad zamieściła gazeta.pl. Nieautoryzowany. Szkoda, że nieautoryzowany, bo gdyby kandydat Duda wywiad przed drukiem przeczytał, to mógłby poprawić dziennikarza piszącego, że Stary Sącz leży w Beskidzie Żywieckim. A tak jakieś dziecko przeczyta, utrwali sobie, dostanie w szkole niedostateczną ocenę i będzie mu przykro. Redaktorzy gazeta.pl (o ile tacy istnieją) powinni sprawdzać, co wypisują ich dziennikarze, bo to źle, kiedy dzieciom jest smutno.

Miałem przez chwilę ambicję, żeby wrzucać codziennie jakiś ciekawy fragment książki „Zwykły polski los”. Jest tak interesująca, że na razie trudno coś wybrać – a nie można chyba wrzucić całej w odcinkach. Dziś wpadł mi w oczy kawałek, w którym kolega bohatera kupił „autentyczny pistolet”, który później zmienia się w rewolwer. To musi być cud, bo przecież ktoś, kto tak jak bohater zna się na wojskowości wie, że pistolet i rewolwer to nie to samo.

W każdym razie się dowiedziałem, że gdyby nie młotek, którym ojciec kolegi, który kupił pistolet rozbił rewolwer to bohater by mógł zastrzelić na Obozowej milicjanta, a wtedy jego życie by się mogło inaczej potoczyć. I prezydentem mógłby być na przykład Radosław Sikorski. I to by dopiero była zła informacja.
A tak złą jest, że Monika Olejnik wystąpiła drugi raz w tych samych spodniach, a Męskie Blogerki Modowe zauważyły to ze sporym opóźnieniem.


sobota, 3 stycznia 2015

3 stycznia 2015


1. Śniła mi moja toyota Supra. Samochód, który przywiózł nas do Rokitnicy. A później do Zabrza na podpisywanie umowy sprzedaży. W drodze powrotnej, gdzieś przed Szopienicami obróciła się panewka. I na tym się skończyło, bo wał już się nie nadawał do szlifowania. A był to wał przywieziony z Kassel. Cóż, silnik 7MGTE nie był dobrą Toyoty konstrukcją. 
Reszta auta była ok.

No dobra targa nieco przeciekała. I rdzewiało. Nawet bardzo. 
Dzięki tej toyocie zrozumiałem, że samochody się różnią. I pamiętam gdzie mnie to objawienie spotkało. W Norauto przy Auchan w Piasecznie. Zmieniałem opony na zimowe. Obok opony zmieniano w jakimś zupełnie nowym peugeocie (toyota miała wtedy z 15 lat). Oba samochody wisiały na podnośnikach. Podszedłem pod peugeota i zauważyłem, że jego zawieszenie składa się z elementów, których liczbę mogę policzyć na palcach. Wróciłem pod Suprę i się okazało, że do policzenie elementów składających się na jej zawieszenie nie wystarczy palców wszystkich ludzi przebywających na hali.

Samochód był stworzony do jazdy powyżej 200 km/godz. I nie chodzi mi o 210. Dużo się w nim nauczyłem. I być może dlatego dziś nie używam pedału gazu dwójkowo (0-1).
W każdym razie przyśniła mi się Supra, że nią jeździłem. A kiedy z niej wysiadałem mogłem ją wziąć pod pachę, więc nie było problemu z parkowaniem. 


Tak sobie myślę, że teraz jeżdżę jak dziad – najważniejsze są dla mnie wyniki spalania. 
Nawet w Niemczech. 
I to jest zła informacja.


2. Zatankowałem piłę spalinową i – jak to piszą w raportach policjanci – udałem się do parku celem pocięcia leżących gałęzi. Chińska piła wciąż daje radę ale brakuje mi mojego Stihla.
Bardzo niewiele brakuje, żebym w parku zrobił porządek. Teraz, kiedy nie ma zielonego i dzić sprowadza się do patyków usunięcie jej jest na wyciągnięcie ręki. Niestety, w tym roku też się nie uda.

Tośka z energią pięcioletniego dziecka deptała zgrabioną przez panów kopaczy ziemię zostawiając odpowiednie do swoich 13 lat ślady. Nawet nie używając słów powszechnie uważanych za obelżywe powiedziałem, co myślę o jej działaniach, o niej i o tym, co będzie latem, kiedy wyrośnie tam trawa, a koła kosiarki będą wpadać w dziury.

Zaczęła ręcznie naprawiać szkody. Nie wpadła na to, że ludzkość wynalazła grabie. I to jest zła informacja, bo myślałem, że edukacja w RFN jest na wyższym poziomie i nie koncentruje się wyłącznie na wyszukiwaniu antyfaszystowskich przykładów w historii kraju

3. No i z rzeczoną Tośką pojechaliśmy do powiatu zrobić przegląd BMW. Przed Ołobokiem zwalniałem, bo mi się przypomniało jak sąsiad Gienek opowiadał, że w Wigilię na niefajnym zakręcie zginęły dwie osoby. Zakręt jest niefajny, bo trzeba poprawiać – nie jest to zwykłe czterdzieści pięć stopni. Ciekawe jak droga wyglądała, zanim Niemcy zbudowali fortyfikacje – przebieg jej jest taki, żeby ewentualny polski czołg był jak najdłużej bokiem do Panzerabehrkanone wytaczanego z Hindenburgstandu (nr 653).

Jeżeli ktoś nie wie o co chodzi, niech sobie wygugluje.
Ale tak naprawdę chodzi o to, że przed tym niefajnym zakrętem nic nie informuje jak bardzo ten zakręt jest niefajny. Jadąc od południa człowiek musi najpierw dostać się do Rokitnicy. I jedzie albo po dziurach od Węgrzynic albo po dziurach od Skąpego. Przejeżdża Rokitnicę i trafia na prostą z idealną nawierzchnią, na której lata temu w X6M Darek, szwagier sąsiada Gienka na widok prędkościomierza prawie popuścił w spodnie (a górnik, więc raczej twardy gość). Później, w lesie kilka zakrętów bardzo dobrze wyprofilowanych, które się przelatuje bez hamowania i nagle ten niefajny, niespodziewany. Zupełnie niespodziewany. Ja – Bogu dzięki – pierwszy raz pokonywałem go jadąc od północy, więc się wcześniej specjalnie nie rozpędziłem, ale go zauważyłem. W ciągu ostatnich dziesięciu lat zginęło tam z pięć osób i Bóg wie ile osób wyleciało w pole, bądź przytuliło się do drzewa. A przez cały czas brakuje wielkiego znaku: człowieku, uważaj!


Za Ołobokiem wybudowano ścieżkę rowerową. I – według znaków – jest to wyłącznie ścieżka rowerowa. Prowadzi do Świebodzina. Między Świebodzinem a Ołobokiem nie ma chodnika. Poza wyjątkami. Kiedy ścieżka rowerowa ma przeciąć drogę przestaje być ścieżką rowerową. Zamienia się w chodnik. Drogę przecina więc przejście dla pieszych. Metr dalej chodnik znów zmienia się w ścieżkę rowerową. Ciekawe co będzie, jak Policja zacznie ścigać pieszych na tej ścieżce. Ciekawe też jaki będzie status ludzi siedzących na ławkach przy tej ścieżce stojących.

W każdym razie przed przejściami dla pieszych rowerzystów nastawiano ograniczeń prędkości. Będą stać w zimie, w nocy. Przed niefajnym zakrętem nie postawiono żadnego. I to jest zła informacja. 


Przegląd trwał trzy minuty. Pan zszokowany był tym, że przednie zawieszenie zostało wyremontowane. Wyremontowane było przed rokiem. Ciekawe jakie podbija normalnie.

Najpierw pojechaliśmy do Tesco. Mam wrażenie, że było mniej Bobka niż ostatnio. Później trafiliśmy do Lidla. Było dziwnie pusto.

W Lidlu kupiliśmy świeczki, które pojechaliśmy zapalić mojej babci na cmentarzu w Boryszynie. To dziwne jaki ruch może być na wiejskim cmentarzu o takiej porze. 
Wracając zebraliśmy Józkę z dworca.

Wróciła jesień. Wieje ciepły wiatr.