Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Gmina Skąpe. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Gmina Skąpe. Pokaż wszystkie posty

sobota, 11 kwietnia 2015

10 kwietnia 2015


1. Wstałem zbyt wcześnie, bo się bałem, że obudzi mnie ekipa hydraulików z Gminy. Niepotrzebnie. Najpierw przyjechał pan ze śmietnikami. Nowe są większe niż te, które mieliśmy wcześniej. Ma to sens. W wakacje ten na śmieci segregowane wypełniałem flaszkami już w połowie miesiąca.
Później przyjechał gminny hydraulik. Sam. Zmienić wodomierz. Najpierw nie mógł odkręcić. Kiedy w końcu mu się udało, to się okazało, że znikło ciśnienie. Sprawdził wszystko, co było w domu do sprawdzenia i trochę mu było głupio, bo nie wiedział co się stało.
Wyszliśmy z piwnicy i zaczęli szukać przyczyny poza domem. Znaleźliśmy w krzakach jakiś zawór. Gminny hydraulik poszedł do samochodu po klucz. Klucz był długości dziesięcioletniego dziecka. Kręcił najpierw w jedną, później w drugą stronę. Okazało się, że zawór przez ostatnich osiem lat był przymknięty. Stąd spadki ciśnienia.
Później się okazało, że nie jest szczelnie. Gminny hydraulik przyniósł z auta nowe uszczelki. Okazało się, że słabo pasują. Gminny hydraulik załamał ręce nad ich jakością. Powiedziałem, że Chińczykom wszystko jedno, bo raczej mała żebyśmy ich zalali. Odpowiedział, że najgorsze jest że niedługo to my będziemy chińscy. Ja no to, że po drodze mają ruskich. On na to, że jedni z drugimi się kumają. Tak żeśmy sobie pogeopolitykowali. Stojąc w błocie, bo się przy okazji sporo wody rozlało.
Swoją drogą interesujące, że wiele razy słyszałem jak specjaliści od mediów opowiadali, że nikogo w Polsce nie interesują sprawy zagraniczne.
Znaczy pewnie im to wyszło z badań. Badania potraktowali poważnie. I to jest zła wiadomość.
Marian Eile (twórca Przekroju) po którymś powrocie z Paryża opowiadał o modzie na badania i o tym, że tamtejsi wydawcy w próbują wychodzić naprzeciw gustom badanych obywateli. Opowiadał zdziwiony. Podsumował: kiedy wsiadam do pociągu na Hel maszynista nie pyta mnie jak na ten Hel ma jechać.
Złą informacją jest, że dziś chyba nikt nie rozumie o co panu Marianowi chodziło.

2. Usłyszałem zabawną dykteryjkę o pewnym młodzieńcu, który powoli, acz sukcesywnie podążał ścieżką kariery członka partyjnej młodzieżówki. Podążał aż dotarł na poziom europoselskiego asystenta. Kiedy je już osiągnął – zaczął zarabiać nieco bardziej poważne pieniądze. A, że nie był do takiej sytuacji przyzwyczajony zaczął te pieniądze wydawać. Na hobby. W tym przypadku było to niestety ASG. Przebieranie się za żołnierzy i latanie po lasach z replikami broni strzelającymi plastikowymi kulkami. Zasadniczo nimy nic złego, żeby nie to, że kiedyś podczas walk zrobił sobie jakąś poważną (operacyjną) krzywdę w nogę. Krzywdę, która zdecydowanie utrudniła mu pracę.
Złą informacją jest, że zapomniałem dlaczego miałem o tym napisać.

3. Zrobiło się w końcu ciepło, więc się zabraliśmy za porządki. Bardzo nam brakowało dyrektora Zydla, który chyba najlepiej na świecie grabi liście. Niestety teraz ma na głowie całą Warszawę, więc raczej mała szansa, żeby na grabienie przyjechał.
Spaliliśmy trochę gałęzi, Bożena przycięła kilka drzew przy stołówce. Przez chwilę naprawdę cierpiałem w związku z tym, że jestem ekologicznie poinformowany i nie mogę wypalać trawy. Mam taki nie koszony od paru lat kawałek, porośnięty czymś strasznie twardym.

Przed domem mieliśmy mrowisko. Takie duże mrówki, co to nawet za bardzo na człowieka nie włażą. Panowie kopacze niestety, najpierw wywrotką marki Scania, później koparko-spycharką zrównali mrowisko z ziemią. Później inną ziemią je przysypali. I zgrabili.
No i zauważyłem, że mrówki przetrzymały trudny czas i zaczęły mrowisko odbudowywać.

Złą informacją jest, że część trawnika zaczęła się zapadać. Panowie kopacze mieli wiosną wrócić, żeby posiać trawę. Może coś z tym zapadaniem zrobią.  

piątek, 10 kwietnia 2015

9 kwietnia 2015



1. Wszyscy ostrzyli sobie zęby na pana Antoniego, który miał przyjść do radia. Przyjść i zrobić show taki, że przez cały dzień wszyscy by go cytowali. Kiedy się obudziłem było już po wszystkim. Znaczy – po tym, jak pan Antoni wyszedł już ze studia. Z Twittera i 300polityki dowiedziałem się, że show nie było.
Pan Antoni wbrew gdzieniegdzie powszechnej opinii jest chyba bardzo rozsądnym człowiekiem. Co jakiś czas obserwujemy z kolegą Krzysztofem jak wraca do swojego zaparkowanego pod Krakenem/Beirutem Passata. Czeka na odpowiednie warunki i cofa pod prąd do Wilczej. Inaczej by musiał stać dwa razy na światłach. Ryzykować spotkanie z rowerzystą na j ścieżce rowerowej. Dwukrotne spotkanie. A tak – moment i już jest na Wilczej.

Swoją drogą ścieżka rowerowa na Marszałkowskiej jest bez sensu poprowadzona. Skręcając w Wilczą bardzo trudno zobaczyć jadącego od Hożej rowerzystę. Za każdym razem boję się, że jakiegoś trafię. I to jest zła informacja.

2. Pojechaliśmy z Bożeną do Gminy załatwiać formalności różne. Gmina zlikwidowała Zakład Gospodarki Komunalnej i przejęła jego obowiązki. Nakrzyczał na nas pan od ścieków, że je nielegalnie odprowadzamy. Wytłumaczyliśmy mu, że nie ma racji. Usprawiedliwiał swoje zdenerwowanie tym, że Gmina nie ma własnej oczyszczalni ścieków. Wszystkie tłoczy do tej przy szpitalu w Ciborzu. I za każdy kubik płaci prawdziwe pieniądze. Pan widzi rozbieżność pomiędzy tym, za co płacą obywatele, a tym za co płaci Gmina i go szlag trafia. Poniekąd słusznie. Wyjaśniłem mu w jaki sposób może nas skasować za nasze dotychczas kanalizowane ścieki. Chyba nawet się trochę ucieszył. Załatwiliśmy też nowe śmietniki. W tym roku przetarg wygrała lokalna firma. Czyli powoli wracamy do sytuacji sprzed reformy, bo wcześniej korzystaliśmy z usług tej firmy. Z tym, że wtedy dzwoniło się po nich, kiedy śmietnik był pełen. Teraz trzeba pilnować kalendarza. I to jest zła informacja.

3. U redaktor Olejnik wystąpił mecenas Giertych w swoim kolejnym niesamowitym krawacie. Pani Monika najpierw zaczęła tytułować Andrzeja Artymowicza profesorem. Później opowiadała niestworzone rzeczy o tym, że (w jej mniemaniu) prokurator Seremet słyszał rozmowę pomiędzy Jarosławem i Lechem Kaczyńskimi.
Mam wrażenie, że z panią Moniką jest z dnia na dzień coraz gorzej. I to jest zła informacja, bo pamiętam czasy, kiedy było z nią lepiej.

***
Wracając do wczorajszej notki, która na Twitterze zaowocowała dość nieprzyjemną dyskusją. 
Chcę dwie rzeczy wyjaśnić.
Po pierwsze: gdybym chciał napisać o kimś, że jest złym człowiekiem, to bym to zrobił.
Po drugie: jeżeli krytykuję jakieś medium (w osobie jakiegoś dziennikarza), to robię to w związku z wiarą w możliwość zmiany (poprawy).
Innymi słowy: mój hejt na media ma być hejtem konstruktywnym (o ile coś takiego może istnieć).  

środa, 8 października 2014

7 października 2014


1. Kanalizują nam wieś. Robią to za unijne pieniądze. Jest to jakiś pożytek. Problem polega na tym, że jak już tę kanalizację zrobią to, więcej pieniędzy z Unii nie będzie, bo – jak był łaskaw zauważyć pan Wójt – tak jakoś wyszło, że z miliardów załatwionych przez Platformę, tereny wiejskie dostaną pieniądze tylko na kanalizację. Nie będzie na drogi lokalne, nie będzie na remont szkół, sal gimnastycznych, nie będzie kasy na rozwój przedsiębiorczości. Będzie kanalizacja – czyli stracą pracę goście zajmujący się wywozem szamb.
Światłowodowy internet nie wyjdzie z szafy, znaczy ten wielki lubuski sukces – spięcie wsi światłowodami dalej się na nic nie będzie przekładał, bo światłowód będzie łączył jedynie szafy. I to generalnie jest zła informacja.
Pan Wójt ponoć zawsze kiedy się spotyka z marszałek to jej złorzeczy, że o wiejskich obszarach jej partia była zapomniała. Marszałek jest na niego zła, ale on się nie przejmuje, bo nie jest z klucza partyjnego. Wójt pewnie znowu wygra wybory, bo nie ma kontrkandydata, choć obywatele się odgrażali, że tym razem go już nie wybiorą z zemsty za fotoradar, który wynajął w jakiejś firmie na idiotycznych warunkach.

2. W każdym razie we wsi kopią kanalizację. Pierwsze spotkanie z panami kopiącymi miałem 19 maja. Podjechaliśmy citroenem C-Elysee, z tzw. fabrycznym gazem.
Auto dużo lepsze niż C1 i do tego tańsze. Idealne do brania z wypożyczalni.
Zaczęliśmy z panami rozmawiać o samochodach. Operator ładowarki słyszał, że BMW robi teraz trzylitrowe, benzynowe auta, które potrafią spalić osiem litrów. Potwierdziłem.
Tydzień później jeździłem 640i. Byłem w Krakowie zagłosować, średnie spalanie wyszło mi 8,6.
Panowie zapowiedzieli, że będą u nas kopać za jakieś trzy tygodnie. No i się okazało, że to były trzy tygodnie z tych ruskich.
Usłyszałem, głowy nie dam, ale wydaje mi się, że opowiadał to ś.p. profesor Marek Eminowicz, że „ruski rok” wziął się z tego, że brani do carskiego wojska słyszeli, że do domu wrócą za rok, wracali po latach piętnastu.
Trzy tygodnie od 19 maja minęły 6 października. Panowie zdemontowali płot, wycięli klon, jabłonkę i kępę leszczyny, wykopali kwiaty i krzaczki Bożeny. I wtedy pan Kierownik podszedł do mnie i powiedział: Wie pan, że jeżeli my to teraz zrobimy, to do marca będzie pan odcięty od kanalizacji? Była to bardzo interesująca perspektywa. Teoretycznie.
Pan Kierownik zasugerował, bym zadzwonił do gminy, choć nie bardzo wierzył, że koło dziewiątej coś załatwię. Zadzwoniłem.
Pan od spraw budowlanych jest moim idolem. –Niech pan im zabroni robić cokolwiek, zanim nie przyjedzie inspektor nadzoru. W najgorszym razie dokończymy na wiosnę.
To drugi mój z nim kontakt. Za każdym razem decyzje podejmuje zanim skończę mówić.
Poszukiwania rozwiązania zajęły ze trzy godziny. Było parę ślepych uliczek, ale w końcu pani projektant wymyśliła coś, co pan Kierownik chciał zrobić od samego początku.
Przez cały czas poszukiwań rozwiązania, koparka, wydawać by się mogło „Caterpillar”, choć na jej tabliczce znamionowej stało jak byk: „Zeppelin” stała z uruchomionym silnikiem. Zaczepiony o to pan Kierownik powiedział, że rano nie chciała odpalić, więc boją się ją gasić.
Przypomniało mi się, jak dwadzieścia parę lat temu w Kijowie u Miszy Mitsela ciągle się palił gaz, bo były problemy z zapałkami.
Prace ruszyły. Panowie musieli wykopać czterometrową dziurę, by się włączyć do studzienki, którą wkopali ze dwa miesiące temu.
Siedziałem wtedy na ganku. I coś czytałem Nagle usłyszałem taki dialog (krzyki):
–Kurrrwa
–Co jest?
–Janek pierdolnął wodę.
Zaciekawiony podszedłem bliżej i zobaczyłem gejzer bijący na dobre trzy metry w górę.
Pan Janek to wirtuoz koparki. Przyjemnie patrzeć jak pracuje. Ale skąd miał wiedzieć o rurze z wodą, o której nie wiedział.
Tym razem udało mu się wody nie pierdolnąć, choć było blisko.
Do ominięcia zostało mu jeszcze: światłowód, rurociąg z wodą, kolektor burzowy, zasilanie domu, zasilanie latarni, rura zasilająca stołówkę. I to nie jest dobra informacja. Bo różnie z tym może być.

3. Pan Kierownik wypatrzył na planie, że jeżeli sąsiad Tomek będzie się chciał w przyszłości podłączyć ze swoim w przyszłości wybudowanym domem do studzienki u Gienka (swojego teścia) to to nie będzie działać. Wyszło, że najlepiej by było wpiąć Tomka do studzienki, która będzie u nas. Z tym, że dla dobra wszystkich by było, żeby zrobić wszystko za jednym razem.
Więc Tomek został wyciągnięty ze środka jakiegoś pieca, w którym poprawiał spawy po swoim pracowniku. Przyjechał i zaczął negocjacje z panem Kierownikiem.
Pan Kierownik powiedział, że nie można tego zrobić na lewo, bo trudno będzie w przyszłości to przyłącze zalegalizować. Zasugerował, żeby Tomek pojechał do gminy, by namówić Wójta, żeby za to zapłacił za zrobienie tego w ramach kanalizowania wsi.
Tomek zabrał mnie, jako sąsiada, który ma interes, żeby dwa razy mu nie rozkopywano działki.
W urzędzie się okazało, że ja radzę sobie tam lepiej niż on. Znaczy wiem, gdzie Wójt gabinet ma.
Tomek zaczął od tego, że kupił od Gminy działkę. Wójt wyraził z tego powodu ubolewanie. Tomek powiedział, że ma się zamiar na niej budować i że chciałby się przyłączyć do kanalizacji. Wójt wezwał pana od spraw budowlanych (mojego idola) razem z projektem kanalizacji. Wyjaśnili obaj Tomkowi, że nie mogą zapłacić za przyłącze do domu, który nie dość, że nie istnieje, to nawet nie jest rozpoczęta jego budowa. Bo gdyby to zrobili, Gmina mogłaby stracić unijne dofinansowanie.


Ale, że to na pewno nie będzie drogie. Mówili to w oparciu o mapkę, która niestety powstała w jakimś świecie równoległym, bo to, co na niej było różnicą pół metra, w naszej rzeczywistości było metr większe. Wójt wezwał jeszcze jednego pana, który miał pojechać z niwelatorem, ale Tomek się przyznał do posiadania osobistego niwelatora, więc tamten pan nie był potrzebny. Rozmowy trwały. Najpierw panowie powiedzieli, że Tomek może teraz zakopać rurę, ale nie może się przyłączyć do studzienki, zanim nie będzie budował domu. Później stwierdzili, że zasadniczo, gdyby tę rurę zakopywał gminny zakład, to by się mógł teraz wpiąć do studzienki, bo przecież i tak nic nie będzie do kanalizacji wpuszczał, bo nie ma jeszcze domu. Ale wtedy wrócił problem różnicy wysokości. I to, że może sprzęt gminny nie może kopać aż tak głęboko. Więc grupowo doszliśmy do wniosku, że najlepiej dla wszystkich by było, gdyby Tomkową rurę zakopali ci panowie, którzy robią kanalizację, ale nie w ramach projektu kanalizowania, tylko prywatnie. Gmina w osobie Wójta obiecała, że nie będzie robić problemów z zalegalizowaniem przyłącza. I że projekt przyłącza będzie mógł powstać w przyszłości. I będzie projektem powykonawczym.
No i wyszło na to, że Tomek z rodziną będzie musiał głosować na pana Wójta, bo kto wie, czy inny wójt będzie respektował obietnicę pana Wójta.

Przeczytałem gdzieś, że w Wielkiej Brytanii nie ma władzy na poziomie niższym niż powiat (hrabstwo). I to jest zła informacja. Biedni Brytyjczycy nie mogą mieć takich przygód.


Na odchodnym pan Wójt trzy razy podał mi rękę. Idą wybory, a – jak mówią amerykańscy specjaliści – im więcej uścisków dłoni, tym większa szansa na zwycięstwo.