Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Grzegorz Lipiec. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Grzegorz Lipiec. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 25 stycznia 2016

23 stycznia 2016


1. Jak by nie narzekać na Zakopane, jedno trzeba przyznać, mikroklimat wciąż bardzo dobrze przeciwdziała zatruciom. I to jest dobra informacja.
Po śniadaniu udaliśmy się na Skocznię, by oglądać przygotowania do zawodów.
Szliśmy po górę, do Drogi pod Reglami. Przez las. Z niewiadomych przyczyn dostałem zadyszki. I jest to zła informacja, bo myślałem, że jestem w lepszym stanie.
Koło skoczni jest zamek zbudowany z lodu. I tysiąc kramów sprzedających flagi, trąbki, czapki, szaliki, frytki, oscypki, kaszankę, więcej mi się nie chce wypisywać.

2. Wróciliśmy do hotelu ma obiad. Był dużo lepszy niż tzw. twarda infrastruktura hotelu. Rzadko spotykana sytuacja, bo na ogół jedzenie jest gorsze niż hotel.

Skoki narciarskie okazały się kolejną dyscypliną, którą lepiej widać w telewizji. Choć może chodzi o coś innego. Lat temu prawie dwadzieścia miałem w Krakowie za sąsiada myśliwego. Myśliwy jeździł miał sztucer i dubeltówkę. Jeździł na polowania. Ale właściwie nigdy niczego z tych polowań nie przywoził. Może ze dwa razy w roku. Zastanawiało mnie po co na te polowania wciąż jeździ skoro efekty ich są tak mizerne. Zastanawiało, aż zrozumiałem, że nie chodziło o mordowanie zwierząt, tylko o picie wódki w lesie. Bez żony.
Podobnie chyba jest ze skokami. Chodzi o to, że się powydzierać i upić grzańcem. Ale w tym wypadku z rodzinami.
Niech o tym, że nie o skoki chodzi świadczy, że szyby w loży VIP były tak zaparowane, że nic przez nie nie było widać, co jakoś nie bardzo przeszkadzało korzystającemu z cateringu towarzystwu zebranemu w środku.
Nie przeszkadzało, choć do tego, by przez szyby było coś widać wystarczyła trzydziestosekundowa interwencja pana od spraw technicznych. I to jest zła informacja.

W loży VIP spotkałem szefa małopolskiej Platformy. Co dziwne – bez znaczka K.O.D.

3. Wieczorem pojechaliśmy do Bukowiny. Gdzie Sejmowa Komisja Kultury Fizycznej, Sportu i Turystyki w okrojonym składzie oglądała na wielkim ekranie mecz Polska-Norwegia.
Mecz przegrany. I to jest zła informacja

piątek, 31 października 2014

30 października 2014


1. Kolega Fiedler odkrył Andrzeja Bursę. Wrzuca jego wiersze na fejsa. To dobra wiadomość. Większość moich znajomych fascynację Bursą przeszła na początku liceum. Teraz przez te gimnazja wszystko się poprzestawiało.

W „Postępowcu polskim” redaktor Cieśla nabija się z zaściankowości Poznania. Redaktor Cieśla jest z Gorzowa, redaktor naczelny „Postępowca” z Zielonej Góry. W Lubuskiem wciąż żyje pamięć 1945 roku, kiedy Wielkopolanie przyjechali pociągami do których zapakowali wszystko, co nie było przykręcone i wrócili do siebie. Ci, którzy przyjechali tam później, by się osiedlić zastali wyłącznie to, co było mocno przykręcone. I od tego czasu nie lubią tych z Wielkopolski.
Podoba mi się takie uzasadnienie powstania tego potwornie tendencyjnego tekstu. Nad innym nie będę się zastanawiał.
W każdym razie lubię redaktora Cieślę i uważam, że marnuje swoje talenty pisząc takie pierdoły. I to jest zła informacja.

Dziewczyny od kilku dni próbują spalić kupę liści. Bez efektów. Sąsiedzi na razie nie wezwali straży pożarnej.

2. Kolega Lipiec na fejsbuku kampanię kierowanej przez siebie małopolskiej Platformy koncentruje wokół problemu smogu. Jak na razie największym wrogiem czystego powietrza jest sąd administracyjny, który przepis zabraniający palenia węglem, drewnem etc, jako sprzeczny z prawem uchylił.
Przypomniała mi się – nie wiedzieć czemu – książka Hanny Ożogowskiej „Tajemnica zielonej pieczęci”. Młody aktywista o imieniu Sewer organizuje przygotowanie transparentu „W naszej klasie dwój nie będzie, tylko same piątki”. Z dumą prezentuje go kierownikowi szkoły – „Żeby było widać, że w demokratycznej szkole młodzież walczy o lepsze jutro.” A tu niespodzianka. „Piątki” dywersanci zamieniają na „Pały”. Książka jest z 1959 roku. Więc czuć odwilż. Kierownik krytykuje pomysł. Że „nie na hasłach opierają się dobre wyniki, ale na dobrej organizacji pracy”.
Kierownik szkoły powinien wyjaśnić koledze Lipcowi, że dekretem się smogu nie zlikwiduje. Że żaden zroby na umyśle człowiek mając do wyboru inne sposoby ogrzewania nie zasuwałby do piwnicy po węgiel. Więc ludzie dalej będą węglem palić i płacić kary. Znaczy nie będą płacić, bo ich na to stać nie będzie.
Więc skoro partia kolegi Lipca tak jest niby blisko ludzi niech załatwi jakieś środki unijne na instalacje solarne. I inne nowoczesne patenty, bo w dzisiejszych czasach zmuszanie ludzi do przestawiania się na rosyjski gaz jest pomysłem co najmniej dyskusyjnym.
A z prostych rzeczy same kontrole jakości węgla sprzedawanego w Krakowie mogłyby co nieco pomóc.
Dziwnym trafem rządząca partia kolego Lipca znowu nic nie zrobiła, żeby posunąć kwestię obwodnicy Krakowa. I to jest zła informacja. Niska emisja niską emisją, ale stojące godzinami w korkach samochody czystości krakowskiego powietrza też nie służą.



3. Zauważyłem, że minister, właściwie poseł Boni, człowiek, który odpowiadał za cyfryzację Polski nie używa w tweetach polskich znaków. Że też nie wstąpiłem przed laty do Platformy. I nie zrobiłem w jej szeregach kariery. Z moją średnio zdaną maturą byłbym świetnym ministrem nauki i szkolnictwa wyższego.

Dziewczyny od trzech dni oglądają „Gwiezdne wojny”. Ja patrzę jednym okiem. Prezes Bauer opowiadał, że był na jakimś spotkaniu z jakimś naprawdę ważnym gościem [chyba z Googla]. Spotkanie było gdzieś w Polsce. Zapytano pana o filmy, które były najważniejsze w jego życiu. Odpowiedział: „Łowca androidów”. „Gwiezdne wojny” i „Matrix”. Publiczność liczyła na jakiegoś Bergmana, Zanussiego albo chociaż Kieślowskiego. A tu taki wstyd. Przyjechał jakiś prostak z Ameryki i się wymądrza. Przestało być ważne, że gość w rok zarabiał więcej, niż wszyscy na sali przez całe życie.

Oglądałem filmy jednym okiem. Ale znowu wciągnęła mnie intryga polityczna. Sposób w jaki Palpatine załatwia sobie funkcję Wielkiego Kanclerza powinien być omawiany w szkołach na wychowaniu obywatelskim, czy jak się to teraz nazywa. [O ile istnieje]
„Zemsta Sithów” jest strasznie depresyjna.

Kupiłem na Allegro rozdrabniacz do gałęzi. Sprzedawca był ze Skwierzyny. To stąd jakieś 55 km. kilometrów. Obserwowałem drogę paczki na stronie GLS. Najpierw pojechała pod Poznań, później do Wrocławia. Stamtąd do Zielonej Góry.
Przyjedzie pokonując prawie 500 kilometrów. 
A najgorsze, że w tym jest jakaś logika.

sobota, 27 września 2014

27 września 2014



1. Kolega Lipiec wrzucił na swojego fejsbuka slogan PO na wybory samorządowe: Miliardy dla samorządu, lepsze życie Polaków. Niewiele myśląc odpaliłem photoshopa i zrobiłem: Miliardy dla samorządu, miliony dla kolegów. No i się okazało, że nie byłem pierwszy. Wciąż nie działa mi Twitter na iPadzie - czuję się trochę jak na wakacjach – nieco oderwany od rzeczywistości.

Swoją drogą, jeżeli to tak hasło automatycznie kojarzy się z przewałami, znaczy, że nie jest jakimś mistrzostwem świata. 

Wiosną rozmawialiśmy z wójtem o unijnych środkach, mówił, że będzie słabo, że w negocjacjach pominięto interesy gmin wiejskich. 
Miliardy dla samorządu przełożą się na lepsze życie nie wszystkich Polaków. I to jest zła informacja


2. Postanowiłem zanieść do szewca półbuty, w których odkleiło się coś gumowo-plastikowego spod obcasu. Z niewiadomych przyczyn poszedłem do tego, do którego chodzić nie lubię, którego zresztą wszyscy odradzają. Przyklejenie tego czegoś zajmie mu trzy tygodnie. Co samo w sobie nie jest dobrą informacją. Dużo gorszą jest, że zamiast pójść do innego szewca, który zrobiłby mi to na poczekaniu zostawiłem tam buty. Jestem dziwny.

Po wyjściu od szewca trafiłem do Faster Doga. Państwo Bąbałowie wrócili byli ze Szkocji, gdzie Pawełek zrobił mnóstwo pięknych zdjęć. W sklepie był dzień świra. Najpierw był udający biznesmena pan, który najpierw nabrał rzeczy, później poszedł do bankomatu po kasę i wrócił opowiadając, że mu bankomat zjadł pieniądze „Jestem na telefonie z Euronetem”. 

Następny był pan, który zostawił partnerkę przed drzwiami. Usiadła na schodach. Dobrze, że nie padało. 

Poźniej przyszedł młody człowiek, który się nią znał na modzie, tylko przechodził i chciał wiedzeć czy ta czapka to jest kaszkiet i nie chciał kasku. 

W międzyczasie Patrycja się zastanawiała, czy młodym gejem, który odwiedził ją w sklepie dzień wcześniej to mógł być kolega Fiedler. Opis pasował. To ciekawe, że w uchodzącym za tak homofobiczny kraj, jak Polska miły, kulturalny, dobrze ubrany młody człowiek automatycznie kojarzony jest z homoseksualizmem. 

Na koniec przyszedł kolega Wojciech. Porozmawiali z Pawełkiem o aparatach fotograficznych. W skrócie: Leica jest zła, byle jak zrobiona produkowana dla bogatych snobów, którzy kupują je i nimi nie fotografują, tylko czekają na nowy model, żeby na niego wymienić. 

I to nie jest dobra informacja, bo nic by się nie stało, gdyby Leica te swoje aparaty robiła przynajmniej porządnie.

Bistro na rogu Poznańskiej i Hożej wciąż nie działa. Znaczy ma sukces. Na oknie wciąż jest napisane, że mają świeże owoce morza. 

3. Wieczorem w telewizorze zobaczyłem spot Platformy. Były tam pokazane sukcesy, w tym w budowie infrastruktury drogowej. Bezpośrednio po tym była reklama Żywca. Ta zaczynająca się od korków na autostradach. Nowych i pięknych autostradach.

Oglądaliśmy film amerykański z Afleckiem o internetowym hazardzie. Trochę nudny. Poźniej trafiłem na „Żywot Briana”. Dokładnie moment, kiedy żydowskie podziemie ustala wyjątki od złego wpływu Rzymu.
Goście z Monty Pythona opowiadali, że film w założeniu miał się nabijać z Chrystusa, ale im więcej o Chrystusie czytali, tym bardziej mieli co do tej idei wątpliwości.

Ludzie nabijający się z religii rzadko mają na jej temat jakiekolwiek pojęcie. I to jest zła informacja.

czwartek, 11 września 2014

11 września 2014



1. Poranek zrobił mi szef małopolskiej Platformy, kolega Lipiec. Napisał na fejsie, że nie wiedział, iż Dumbledore był gejem.
Ciekawe, czy kiedy będzie zmieniał barwy partyjne też powie, że był w PO, bo o niczym nie wiedział.

Wstałem. Ubrałem spodenki, w których była osa. Użarła mnie w nogę. I to jest zła informacja, choć mogła być dużo gorsza.

2. Po śniadaniu obserwowałem przez chwilę kolejne łańcuszki wodno-książkowo-filmowe. I z tego obserwowania wpadłem na pomysł, żeby zrobić swój. Łańcuszek z założenia wadliwy, bo nikogo nie chciałem „wyzywać”. Łańcuszek: wymień trzy niezaprzeczalne sukcesy rządów Donalda Tuska. Niezaprzeczalne, czyli takie, z którymi nie będzie mógł dyskutować najbardziej zatwardziały Platformy wróg.

Przypomniało mi się jak do projektu polskiego „GQ” obdzwaniałem różnych ludzi, by się dowiedzieć jakie są według nich największe wady prezydenta Kaczyńskiego. Odpowiedzi sprowadzały się do: jest niski, nosi złe garnitury i sepleni. Z tego wyciągany był wniosek, że to najgorszy polski prezydent w historii.
Dzwoniłem do – wydawać by się mogło – poważnych wtedy dziennikarzy.

Mnie się udało wynaleźć dwa sukcesy rządów PDT. Rozliczanie PIT-ów przez Internet bez drogiego i skomplikowanego podpisu elektronicznego. I zrobienie ze mnie pisowca.

Mam wrażenie, że większość komentujących nie zrozumiała założeń i wymieniała „sukcesy” zamiast sukcesów. I to jest zła informacja. Miałem nadzieję, że więcej ludzi potraktuje to wyzwanie poważnie.
O dwóch nadesłanych by można dyskutować. o tym, że coś drgnęło w polityce rodzinnej. Drgnęło. Jak ruszy na poważnie, to się zgodzę.
No i zniesienie przepisów o wsadzaniu do więzienia rowerzystów. To z kolei inicjatywa min. Gowina. Więc się nie do końca liczy.
Zresztą człowiek, który o tym napisał uważał, że wsadzanie rowerzystów to pomysł Ziobry i Kaczyńskiego. W rzeczywistości przepis wprowadzono za Cimoszewicza.

3. Pojechałem do Lidla. Przełączyłem Golfa R w tryb Racing. I przed początkiem lasu miałem ponad dwie paczki. Do Ołoboku nie trzeba było jakoś specjalnie zwalniać. Niesamowity samochód.
Nigdy nie byłem koneserem dźwięków wydawanych przez silniki. Raczej śmieszyli mnie dorośli ludzie, którzy się tym ekscytują. Golf R jednak świszcze, prycha i gulgoce w taki sposób, że aż żałuję, że w okolicy nie ma tunelu.

W Lidlu jest szpinak (gdyby ktoś był zainteresowany).

To strasznie śmieszne, że w tej krainie Golfów i Passatów, R stał pod sklepem nie budząc niczyjego zainteresowania. Pewnie zbyt wiele samochodów tuningowano, żeby wyglądał jak ten, więc nikt nie wierzył, że ten jest tym naprawdę.

Wracając podjechałem do dębniaka sprawdzić, czy są grzyby. Jadąc leśną drogą naszła mnie refleksja – jak to ci Niemcy zrobili, że droga, której nikt nie naprawiał od dobrych siedemdziesięciu lat wciąż się nadaje do tego, żeby jechać po niej samochodem, o takim jak ten Golf zawieszeniu, nie urwać spojlera, nie uszkodzić felgi.
Zupełnie inaczej niż na niektórych, parę lat temu remontowanych warszawskich ulicach


Znalazłem kilka prawdziwków i z dziesięć sów nazywanych też kaniami.
Niemcy sówko-kanie nazywają parasolami. Szkoda, że nie znam żadnego sposobu na ich (kań, nie Niemców) przechowywanie. Będę musiał je wszystkie zjeść. I to nie jest dobra informacja. Bo ileż można zjeść grzybów naraz.