Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Michał Boni. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Michał Boni. Pokaż wszystkie posty

środa, 22 kwietnia 2015

21 kwietnia 2015


1. Zapomniałem już, że istnieją normalne samochody. I to jest zła informacja. Nie dość, że normalne, to jeszcze zużyte. Otóż wieziony byłem spory kawałek chyba ośmioletnią Octavią. Z dość dużą prędkością. Bardzo dobry kierowca. Ale chwilę mi zajęło zanim po każdym uderzeniu wiatru przestałem się oblewać zimnym potem.
Gdyby się ktoś zastanawiał‚ nad kupnem samochodu: zamiast siedmioletniej skody sugerowałbym dwudziestopięcioletnie BMW.

2. Zatonął kolejny kuter pełen uchodźców. Wielka tragedia. Kobiety, dzieci. Zginęło więcej ludzi niż mieszka w Wyśmierzycach – mazowieckim mieście. Całym mieście.
Z siedem lat temu, mój kolega naonczas strażnik graniczny wysokiej szarży próbował mi tłumaczyć, że istnieje problem imigracji z południa. Że my sobie nie zdajemy z tego sprawy, że granica morska Unii jest praktycznie nie do ochrony. I że, kiedy ktoś postawi nogę na europejskiej ziemi, to już nic go z tej ziemi nie usunie.
Z siedem lat temu. Kiedy na południe od morza Śródziemnego był względny spokój. Kiedy kraje leżące nad tym morzem z tamtej strony, miały swoje straże graniczne, którym się zdarzało strzelać do tych, którzy próbowali się przez strzeżone przez niech granice nielegalnie przedostać.
Z tego, co mówił można było wyciągnąć smutny wniosek, że tak, czy inaczej czeka nas utrata części naszych europejskich wartości. Bo albo imigranci nas zaleją. I przez to nasza rzeczywistość się zmieni na ich modłę. Albo zaczniemy strzelać do nielegalnych imigrantów, co jest sprzeczne z naszymi europejskimi wartościami. Tak, czy inaczej – jest słabo.
Z siedem lat temu to mówił. Zanim się wszystko pozmieniało.
Co teraz będzie? Zobaczymy. Południowa część Unii nie chce się sama zajmować tym problemem. Żąda solidarności. Kiedy Polska żądała solidarności w kwestii bezpieczeństwa wschodniego – ci z południa niespecjalnie się do niej kwapili.
Trudno. Nie możemy być małostkowi. Zwłaszcza, że Donald Tusk może mieć drugą kadencję. Więc może przyjmiemy sto tysięcy Syryjczyków. Wszyscy narzekają, że się kraj wyludnia. A tak – będzie jak znalazł. Tak, to jest sarkazm.
Unia Europejska powinna zrobić porządek w Syrii. Nie zrobi, bo do tego by trzeba wojsko wysłać jakieś. Decyzje podjąć. Plan mieć.
Łatwiej zapytać, które kraje na ochotnika przyjmą tych uchodźców. I to jest zła informacja.

3. Zużyłem cały internet T-Mobile. I to jest zła informacja. Znaczy dostałem SMS, że prędkość została ograniczona w związku z wykorzystaniem pakietu. Bez internetu się nie da, więc natychmiast zadzwoniłem do biura obsługi. Mówię, że chcę sobie dokupić jakiś pakiet danych, Pan sprawdza i mówi, że to niemożliwe, bo zużyłem cały maksymalny pakiet. No i się okazało, T-Mobile uważa, że nie da się więcej potrzebować niż 15GB. Chyba im, tam w tym T-Mobile, doradza minister Boni.  

środa, 12 listopada 2014

11 listopada 2014


1. Paulina Chorążewska dostała list od prezydenta Obamy. Pochwaliła się tym na fejsie. Właściwie nic dziwnego, że dostała, bo robi dla Stanów Zjednoczonych kawał naprawdę dobrej roboty. Gdybym był EmeSZetem, to bym natychmiast próbował podkupić Paulinę Departamentowi Stanu.
Nie jestem. Choć właściwie byłbym idealnym kandydatem – języków nie znam, polityka zagraniczna mnie nie interesuje, lubię wypić i zjeść za cudze. Ale nie to jest złą informacją.
Prezydent Obama nie miał problemu w przestawieniu klawiatury w komputerze i poprawnie zapisał „ą” i „ż” w nazwisku Pauliny.
Gdyby ten list pisał minister Boni, z polskimi znakami mógłby być problem. No i złą informacją jest, że zajmuje się on Bóg jeden wie jak ważnymi sprawami w tej Brukseli. I pewnie o tych sprawach też ma podobnie ograniczone pojęcie jak o obsłudze iPada.

2. Pojechaliśmy do Gminy by profilaktycznie poskarżyć się na panów kopaczy, którzy znikli zostawiając syf. Gmina nie przedłużyła sobie weekendu. Czuć wyborczy tydzień.
Kiedy parkowałem samochód w okno zastukał mi pan i wręczył gazetę wyborczą PiS-u i własną ulotkę. Startuje do rady świebodzińskiego powiatu. Gazeta wyborcza PiS-u okazała się dużo lepsza niż myślałem.
Mój ulubiony pan od inwestycji, budownictwa i innych spraw uświadomił nam dwie sprawy. Informacja była zła i dobra. Pierwsza – zła, że wbrew temu, co mówili panowie kopacze nie kończą wcale wiosną. Więc obietnica ich, że wszystko, czego nie zdążą teraz, zrobią później zasadniczo była pobożnym życzeniem. Druga – dobra: wykonawca dostanie pieniądze dopiero, kiedy przedstawi oświadczenia wszystkich właścicieli posesji o tym, że usunął wszelkie szkody, które powstały podczas budowy.
Więc mamy ich w garści, bo tak naprawdę oni sami nie wiedzą co zepsuli.
Pieniądze, które od tego zależą to czterdzieści procent wartości inwestycji.
A tak naprawdę złą informacją jest to jak wielką satysfakcję czuję myśląc jak będę mówił – o, tu krawężnik się ukruszył. Bo tak naprawdę nie będę tego mówił.

3. Przed budynkiem Gminy wpadliśmy na pana Wójta, który walnął nam pogadankę wyborczą. Zaczął od pochwalenia skody. Później mówił jak dobrych urzędników ma Gmina. Oświadczył, że zarabia najmniej ile może. Jako, że rozpoznał we mnie PiS-owca opowiedział o dość idiotycznej historyjce, którą opowiedział w Świebodzinie na spotkaniu Jarosław Kaczyński [o okręgach jednomandatowych, że i tak partia decyduje], później ponadawał na Platformę. Ale tak naprawdę chodziło o to, że teraz, kiedy wygra (a wygra), będzie wójtem czwartą kadencję. I że to nic złego.
Argumenty, których używał były – delikatnie mówiąc – dyskusyjne. Ale i tak go jakoś lubię.
To nie jest jego wina, że ten system nie działa. Samo ograniczenie maksymalnej liczby kadencji nic nie zmieni. Przez 25 lat ludzie nie nauczyli się do czego służy lokalny samorząd. Zresztą w znakomitej części służy do niczego. I to jest zła informacja.
Przydałaby się nowa konstytucja.

Wieczorem przypadkiem trafiliśmy na rozmowę prezydenta Komorowskiego z redaktorem Lisem. Na fragment o ograniczaniu liczby kadencji. Bóg mi świadkiem, że nie wiem, co pan prezydent mówił na ten temat. Redaktor Lis ciągle mu przerywał. Ale to nie ważne.
Bożena zauważyła, że Bronisław Komorowski to groźny polityk. Nie wolno go nie doceniać.

Męskie Blogerki Modowe zauważyły, że na spotkanie z redaktorem Lisem prezydent Komorowski nie założył obrączki. Wybrał sygnet.


piątek, 31 października 2014

30 października 2014


1. Kolega Fiedler odkrył Andrzeja Bursę. Wrzuca jego wiersze na fejsa. To dobra wiadomość. Większość moich znajomych fascynację Bursą przeszła na początku liceum. Teraz przez te gimnazja wszystko się poprzestawiało.

W „Postępowcu polskim” redaktor Cieśla nabija się z zaściankowości Poznania. Redaktor Cieśla jest z Gorzowa, redaktor naczelny „Postępowca” z Zielonej Góry. W Lubuskiem wciąż żyje pamięć 1945 roku, kiedy Wielkopolanie przyjechali pociągami do których zapakowali wszystko, co nie było przykręcone i wrócili do siebie. Ci, którzy przyjechali tam później, by się osiedlić zastali wyłącznie to, co było mocno przykręcone. I od tego czasu nie lubią tych z Wielkopolski.
Podoba mi się takie uzasadnienie powstania tego potwornie tendencyjnego tekstu. Nad innym nie będę się zastanawiał.
W każdym razie lubię redaktora Cieślę i uważam, że marnuje swoje talenty pisząc takie pierdoły. I to jest zła informacja.

Dziewczyny od kilku dni próbują spalić kupę liści. Bez efektów. Sąsiedzi na razie nie wezwali straży pożarnej.

2. Kolega Lipiec na fejsbuku kampanię kierowanej przez siebie małopolskiej Platformy koncentruje wokół problemu smogu. Jak na razie największym wrogiem czystego powietrza jest sąd administracyjny, który przepis zabraniający palenia węglem, drewnem etc, jako sprzeczny z prawem uchylił.
Przypomniała mi się – nie wiedzieć czemu – książka Hanny Ożogowskiej „Tajemnica zielonej pieczęci”. Młody aktywista o imieniu Sewer organizuje przygotowanie transparentu „W naszej klasie dwój nie będzie, tylko same piątki”. Z dumą prezentuje go kierownikowi szkoły – „Żeby było widać, że w demokratycznej szkole młodzież walczy o lepsze jutro.” A tu niespodzianka. „Piątki” dywersanci zamieniają na „Pały”. Książka jest z 1959 roku. Więc czuć odwilż. Kierownik krytykuje pomysł. Że „nie na hasłach opierają się dobre wyniki, ale na dobrej organizacji pracy”.
Kierownik szkoły powinien wyjaśnić koledze Lipcowi, że dekretem się smogu nie zlikwiduje. Że żaden zroby na umyśle człowiek mając do wyboru inne sposoby ogrzewania nie zasuwałby do piwnicy po węgiel. Więc ludzie dalej będą węglem palić i płacić kary. Znaczy nie będą płacić, bo ich na to stać nie będzie.
Więc skoro partia kolegi Lipca tak jest niby blisko ludzi niech załatwi jakieś środki unijne na instalacje solarne. I inne nowoczesne patenty, bo w dzisiejszych czasach zmuszanie ludzi do przestawiania się na rosyjski gaz jest pomysłem co najmniej dyskusyjnym.
A z prostych rzeczy same kontrole jakości węgla sprzedawanego w Krakowie mogłyby co nieco pomóc.
Dziwnym trafem rządząca partia kolego Lipca znowu nic nie zrobiła, żeby posunąć kwestię obwodnicy Krakowa. I to jest zła informacja. Niska emisja niską emisją, ale stojące godzinami w korkach samochody czystości krakowskiego powietrza też nie służą.



3. Zauważyłem, że minister, właściwie poseł Boni, człowiek, który odpowiadał za cyfryzację Polski nie używa w tweetach polskich znaków. Że też nie wstąpiłem przed laty do Platformy. I nie zrobiłem w jej szeregach kariery. Z moją średnio zdaną maturą byłbym świetnym ministrem nauki i szkolnictwa wyższego.

Dziewczyny od trzech dni oglądają „Gwiezdne wojny”. Ja patrzę jednym okiem. Prezes Bauer opowiadał, że był na jakimś spotkaniu z jakimś naprawdę ważnym gościem [chyba z Googla]. Spotkanie było gdzieś w Polsce. Zapytano pana o filmy, które były najważniejsze w jego życiu. Odpowiedział: „Łowca androidów”. „Gwiezdne wojny” i „Matrix”. Publiczność liczyła na jakiegoś Bergmana, Zanussiego albo chociaż Kieślowskiego. A tu taki wstyd. Przyjechał jakiś prostak z Ameryki i się wymądrza. Przestało być ważne, że gość w rok zarabiał więcej, niż wszyscy na sali przez całe życie.

Oglądałem filmy jednym okiem. Ale znowu wciągnęła mnie intryga polityczna. Sposób w jaki Palpatine załatwia sobie funkcję Wielkiego Kanclerza powinien być omawiany w szkołach na wychowaniu obywatelskim, czy jak się to teraz nazywa. [O ile istnieje]
„Zemsta Sithów” jest strasznie depresyjna.

Kupiłem na Allegro rozdrabniacz do gałęzi. Sprzedawca był ze Skwierzyny. To stąd jakieś 55 km. kilometrów. Obserwowałem drogę paczki na stronie GLS. Najpierw pojechała pod Poznań, później do Wrocławia. Stamtąd do Zielonej Góry.
Przyjedzie pokonując prawie 500 kilometrów. 
A najgorsze, że w tym jest jakaś logika.

czwartek, 28 sierpnia 2014

28 sierpnia 2014


1. Wstałem rano i poszedłem do apteki. Przypomniało mi się jak z pół roku temu byliśmy z kolegą Zydlem na panelu w ThinkTanku. Wśród gości był minister Boni.
Nie pamiętam co było tematem spotkania. Pamiętam, że Boni opowiadał, że zauważyli problem – przewlekle chorzy muszą ciągle chodzić do specjalistów, żeby Ci pisali im recepty. I to zwiększa kolejki i utrudnia życie.
Więc w łaskawości swojej postanowili problem rozwiązać wdrażając specjalny system komputerowy. Będzie gotowy już za jakieś dwa lata.

Chciałem się włączyć w dyskusję i opowiedzieć, że udało mi się ten problem rozwiązać bez kosztującego miliony i dziś nie działającego systemu komputerowego. Załatwiłem to analogowo. Czyli idę do apteki. Proszę panią, żeby mi sprzedała bez recepty. Pani – jest bądź co bądź – farmaceutą, wie, że lek mi jest potrzebny i jak działa, więc może mi go sprzedać bez recepty (zwłaszcza, że nie jest refundowany). Ja oszczędzam czas i pieniądze, bo wizyta u specjalisty mnie, nie ubezpieczonego – kosztuje dobre 200 zł.

No więc kupiłem co miałem kupić. I to jest dobra informacja.

Zła, że ludzie kogoś tak nieefektywnego i niejednoznacznego etycznie, jak Michał Boni wysłali do Europejskiego Parlamentu by nas wszystkich reprezentował.
Z drugiej strony ci sami ludzie wysłali tam Julię Piterę. Znaczy – są dziwni.

2. Zbyt późno włączyłem telewizor, więc nie wysłuchałem przemówienia pana premiera. Słuchałem ministrów.
Aż zasnąłem.
Więc przespałem ministra Sienkiewicza, który nie wie ile długości ma granica z Ukrainą.
I jakiegoś wiceministra od infrastruktury, który twierdził, że S3 łączy Zieloną Górę z Wrocławiem.
Sikorskiego, który twierdził, że jego ministerstwo nie realizuje planów. I Arłukowicza, który jest żenującą postacią.
Parę tygodni temu wdałem się z nim w dyskusję na Twitterze. Nie była zbyt długa, bo kiedy zapytałem czy to prawda, że lekarze rodzinni dostają niewydane na swoich pacjentów pieniądze – szybko zniknął.

W każdym razie wygląda na to, że władzę w Polsce przejęła lewica. I nie jest to dobra informacja, bo od lewicowej PO chyba bym już wolał u władzy SLD. Leszek Miller przy Donaldzie Tusku zaczyna powoli wyglądać na człowieka o nieposzlakowanej politycznej uczciwości.

Cóż, jak dzień wcześniej był łaskaw stwierdzić amerykański ambasador – żyjemy w nawet zbyt ciekawych czasach.

3. Wieczorem kolega Krzysztof żegnał się w Beirucie ze znajomymi. Rano przez Paryż wylatywał do Kalifornii.
Leciał AirFrance, więc opowiedziałem serię przypowieści o transatlantyckich lotach tymi liniami. A to o tym, jak drutem zawiązywano otwierającą się półkę. A to o tym, że komuś się pas nie zapinał, więc go przywiązano do fotela, a po lądowaniu odcięto pas. O tradycyjnym gubieniu bagaży.
Po Krzysztofie wszystko spływało jak po kaczce. I to jest dobra informacja, bo jeszcze by nie poleciał, a wcześniej mówił, że jeżeli raz w roku nie wpadnie do Kalifornii to jest chory. Czego mu oczywiście nie życzymy.
Wieczór przyjemny, niestety mogłoby być cieplej.
O jakieś 10 stopni.
I nie padać.
Bo mi przemakają trampki.
A z butami na jesień muszę iść do szewca.
I nie jest to dobra informacja, bo mi się do szewca iść nie chce.