czwartek, 7 stycznia 2021

7 stycznia 2021


 

1. Uwielbiam praktykować kuchenną politologię. Przez ostatnie lata nie wypadało się mi tym dzielić ze światem. Teraz chyba mogę. Wczorajsza rewolucja amerykańska nie zrobiła na mnie specjalnego wrażenia. Cztery lata temu zwycięstwo Donalda Trumpa zmotywowało tłumy wyborców, przepraszam: wyborczyń pani Clintonowej do wyjścia na ulicę i robienia – excuse le mot – bydła podczas prezydenckiej inauguracji. Po przegranej Donald Trump chciał, żeby jego następcy też inauguracja niezbyt wyszła. Zaczął więc podkręcać swoich wyznawców. Jednak świat 2021 to nie to samo, co świat 2017. W międzyczasie wydarzyło się Black Live Matter. Wyznawcy Trumpa przez wiele miesięcy zeszłego roku oglądali w swoich telewizorach przekraczanie kolejnych granic, z którego to przekraczania nic nie wynikało. Więc w świadomości kilkuset z nich granice zostały na tyle przesunięte, że sprofanowali pomnik demokracji (Republiki), jakim jest Kapitol. Skoro można było bezcześcić pomniki bohaterów tej demokracji (Republiki) i nic się nie działo, to dlaczego mieli się jakoś obcinać. Demokracja (Republika) dała sobie radę. Za cztery lata też sobie poradzi. Nie wiemy jeszcze z czym. I to jest zła informacja. 
Kurcze, jestem dziadersem. I jestem z tego kurcze dumny. 

2. Opozycyjny przekaz o tym, że leżymy w kwestii szczepień zastąpiony został opowieścią, że kiedy PiS przegra wybory, to będzie jak w Stanach. 
Będzie miasteczko namiotowe przed Sejmem, demonstracje próbujące się do Sejmu wedrzeć, w Sejmie totalna opozycyjna obstrukcja? 
Ech wiąż się nie mogę oderwać od bieżącej polityki i to jest zła informacja. 

3. Obejrzeliśmy „Tenet” Nolana. Bożena wykazała się wielką mądrością i wywarła na mnie presję, przez którą zamiast kupić film na apple.tv, wypożyczyłem go, oszczędzając kilkadziesiąt złotych. Bożena nie jest wielbicielką „Incepcji”, mnie się „Incepcja” nawet podobała. 
Tenet” nie daje rady. I to jest zła informacja. Bo przez moment ręka mi zadrżała – mogłem wybrać „Greenland”. Oboje lubimy Butlera.

6 stycznia 2021


1. Jeszcze było ciemno, kiedy obudził mnie pisk upeesów. Zabrali prąd – jak to się w okolicy mówi. Upeesy piszczały. Okazało się, że tylko jeden ma wyłącznik pisku. A jest ich kilka. Pierwszy w piwnicy zasila routery. Drugi piec CO, trzeci – komputer Bożeny, czwarty – router na parterze. Ostatni nabytek, piąty – nie zasila lodówki. Jest strasznie wielki, ciężki, ma w środku z osiem akumulatorów. Niestety, kiedy jest włączony jego wentylator strasznie hałasuje. Więc go odpinamy, kiedy jesteśmy w domu. Podłączyłem go. Na panelu lodówki zaczął migać jakiś błąd. Więc go wyłączyłem. Pomyślałem, że lepiej go zachować do pieca CO niż miałby zasilać nieczynną lodówkę. Później – na wszelki wypadek dołożyłem do kominków. Bez prądu piec CO nie działa, więc dom się szybko może wychłodzić. Korzystając z tego, że routery działały wszedłem na stronę ENEI, zarejestrowałem się dzięki czemu będę dostawał mejle o planowych wyłączeniach. No i znalazłem informację, że jest awaria prawie w całej gminie. Trwa od szóstej z kawałkiem i trwać będzie do dziewiątej trzydzieści. Postanowiłem więc zbadać kwestię awarii lodówki. Forum elektroda.pl jak zwykle stanęło na wysokości zadania. Typowa sytuacja po nagłym wyłączeniu prądu. Trzeba włączyć zasilanie i zaczekać. Zniknie. Podłączyłem więc upeesa. Lodówka się uruchomiła bez błędu. Po chwili prąd wrócił. 
Poszedłem więc spać. I zamiast wstać rano, wstałem o jedenastej. I to jest zła informacja, bo lepiej wstawać wcześnie.
Kolega mój, który lat temu kilka rozpoczął pracę w energetyce za pierwszą chyba pensję kupił sobie agregat – uwierzył w nadciągający blackout. Mam taki sam plan. 

2. Pana Edwarda pierwszy raz zobaczyłem na Marszu Żywych w kwietniu 2018 roku. Szedł w odprasowanym pasiaku z biało-czerwoną flagą. Taką, co to według niektórych nie można wnosić na teren obozu. 
Drugi raz – pierwszego września 2019 na placu Piłsudskiego. W tym samym pasiaku siedział na wózku przed trybuną. Parę godzin później szybko gasiłem kryzys przy Zamku Królewskim. Pan Edward powinien wchodzić dołem, od Arkad Kubickiego, przyjechał od góry, próbował wejść od strony Pizza Hut. Młodzi SOP-owcy wysyłali go na dół, nie było nikogo z Kancelarii, kto by mógł podjąć decyzję. Pan Edward był mocno rozsierdzony. Ktoś mnie wydzwonił, znalazłem dowodzącego oficera i problem się szybko rozwiązał. 
Później, na skutek pewnego zbiegu okoliczności pan Edward znalazł się na trasie wychodzących ze spotkania delegacji. Siedział w pasiaku jako wyrzut sumienia dla niektórych. Niektórzy przywódcy Państw wychodząc mu się kłaniali. Niesamowita sytuacja, z której pan Edward nic sobie nie robił. Chciał tylko zamienić parę słów z Prezydentem. Polskim Prezydentem. 
Później, na dole, w Arkadach czekaliśmy dłuższą chwilę na samochód, który miał go odwieźć do hotelu. Rozmawialiśmy o przedwojennym Krakowie. Trochę o polityce. Trochę o życiu. 
Później spotkaliśmy się dwa razy w Nowym Jorku, później jeszcze w Warszawie. Pan Edward wiele razy do mnie dzwonił. Czasem, żeby coś załatwić – najwyraźniej po sytuacji na Zamku uwierzył w moją sprawczość. Czasem, żeby złożyć mi życzenia, ostatnio na przykład z okazji Świąt Bożego Narodzenia. Życzenia zdrowia, bo zdrowie jest najważniejsze. Czasem, żeby chwilę po polsku porozmawiać. Po polsku, o Polsce. Naszła mnie właśnie taka konstatacja, że chyba nie znam nikogo, kto o Polsce by mówił z taką emocją jak pan Edward. 
Dziś pan Edward Mosberg skończył 95 lat. Zadzwoniłem do niego z życzeniami. Skończyło się jak zwykle. Bardzo szybko to on życzył mnie i mojej rodzinie zdrowia i bożego błogosławieństwa. Bo zdrowie jest najważniejsze. 

Ech, nie jestem dobry w składaniu życzeń. I to jest zła informacja, bo przez te prawie 50 lat mógłbym się już nauczyć.


3. Przez popołudnie bawiliśmy się klockami. Lego wypuściło zestawy mozajek. Bożena znalazła pod choinką Marylin Monroe Warhola. Dziwne, że nie wymyślili tego wcześniej. Wyszedł naprawdę ładny przedmiot. Zaraz pewnie wypuszczą wersję kolekcjonerską, która będzie dużo większa i trochę bardziej skomplikowana. I to jest zła informacja, bo pewnie będzie kosztować worek pieniędzy. 


 

środa, 6 stycznia 2021

5 stycznia 2021


 

1. No więc Kocio wychodzi. Na ogół wraca o rozsądnej porze. Ustawiłem kamerę, żeby nie chodzić co chwilę sprawdzać, czy nie siedzi pod drzwiami. Złą informacją jest, że czasem nie wraca o rozsądnej porze, a my nie mamy serca trzymać go na zewnątrz. Siedzimy więc wtedy i męczymy seriale. 

2. Za sprawą Kocia dooglądaliśmy do końca „The Americans”. Bożena z narastającym obrzydzeniem patrzyła na to, co robiła Elisabeth/Надежда. Później z narastającym obrzydzeniem patrzyła na mnie, tłumaczącego dlaczego Elisabeth/Надежда robi to co robi. Na koniec skonstatowała, że moje ostatnie lata pracy nie pozostały bez wpływu no moje widzenie świata. Trudno jej nie przyznać racji. I to jest zła informacja. 

3. Wczoraj jeszcze, kiedy parzyło się w stronę lasu, pomiędzy domem Gienka a domem Tomka, pole powoli przechodziło w mgłę. Ledwie było widać kontur – stojącej na józkowym polu (na którym wcześniej rosła soja) – maszyny do zbierania ziemniaków. Później zaśnieżone pole przechodziło bezgranicznie w niebo. Miałem przez moment pomysł, żeby pójść w tę mgłę, do miejsca, w którym by mnie otoczyła. Brakło mi determinacji. Takie miejsce by być mogło dopiero za dębniakiem. 
Dziś horyzont wrócił na swoje miejsce. Zobaczymy na jak długo. 

Przez cały dzień śnieg powoli zamieniał się w błoto. Wdziałem gumofilce i obszedłem posesję. Sąsiedzi z Poznania, ci od agroturystyki jakiś czas temu ścinali topole. Znaczy ekipa jakaś ścinała. Znaczy zaczęła i przestała, bo się ryzyko pojawiło, że pozrywają linie energetyczne. Obchodząc posesję zauważyłem, że zanim przestała ścinać – rozwaliła nam płot. I jest to zła informacja, bo jak brzydki by ten płot i jak betonowy nie był, to jednak dobrze wypełniał swoją funkcję. 

Na resztkach śniegu widać było dziesiątki śladów jakichś niezbyt dużych stworzeń. Najwyraźniej nocami życie przy stołówce wre. Może to w nim bierze nocami udział Kocio.


poniedziałek, 4 stycznia 2021

4 stycznia 2021


 

1. Kocia znudziły szprotki. I to jest zła informacja. Z tych nudów znowu wyszedł w ciemności. 

2. Po sukcesie w branży motoryzacyjnej (no dobra, zapowiedzi sukcesu), postanowiłem sprawdzić sił w branży, która ma zdecydowanie większą przyszłość. Budowlance. A konkretniej – zostać elektrykiem. Dwa nowe gniazdka, wyrycie dziur na przewody, puszki, nowy bezpiecznik w szafce. Ze trzy stówki bym zapłacił. Nie zapłacę, więc jakbym zarobił. A czasy ciężkie. 
Wyciąłem dziury na puszki, wyryłem bruzdy na kable. Zacząłem podłączać. Elektryka prąd nie tyka, więc nie wyłączyłem zasilania szafki. Bóg czuwał. Podłączyłem. Przeżyłem. Zacząłem odkurzać (odkurzaczem, co to go udało mi się naprawić przed Świętami – zawiesiła się szczotka) wywaliło bezpiecznik. Inny, więc to nie moje przeróbki. Porządne zwarcie się zrobiło. Po pół godzinnych poszukiwaniach znalazłem. Otóż odkurzacz (o nielegalnej dziś mocy – o dzięki ci Unio Europejska) podłączony był do przedłużacza, który podłączony był do przedłużacza, który wpięty był do UPS-a, który podpięty był do gniazdka kablem, który się zjarał. Kabel dziwnie cienki. Chiński, choć to żadna informacja, bo dziś wszystkie kable są chińskie. Wymieniłem kabel na porządny. Stare applowskie zasilanie, takie zielono-niebieskie. Chyba z czasów zielonych G3. Zaczęło działać. Żeby niepotrzebnie nie męczyć UPS-a przepiąłem odkurzacz i młotowiertarkę do pierwszego zamontowanego przeze mnie gniazdka. Żeby działały – włączyłem prąd. Od tego gniazdka kabel miał iść do drugiego. Zacząłem go przeciągać. Skutecznie. Na koniec dotknąłem niezaizolowanego oczywiście – elektryka prąd nie tyka – przewodu. Ręka mnie boli do tej pory. Wyłączyłem prąd, zamontowałem gniazdko, włączyłem. Sprzątnąłem. Wszystko działa. 
Teraz będę musiał tylko rozrobić Bożenie klej gipsowy do płyt, którym zaklei bruzdy. Murarza–tynkarza ze mnie raczej nie będzie. Nie mam cierpliwości. Glazury się też nie nauczę układać. I to jest zła informacja, bo jako uniwersalny budowlaniec miałbym pewną przyszłość. Szkoda. Już to widzę, mieszam coś tam w wiadrze i konwersuję z zleceniodawczynią. –Pani kierowniczko, w takim Białym Domu, to stolarka nie jest najlepsza. Listwy podłogowe ze sporymi szparami. Za to u prezydenta Kazachstanu wszystko na wysoki połysk

3. Od niedzielnego poranka – bez jakiegoś specjalnego zaangażowania – obserwuję dyskusję „Polska nie poradziła sobie ze szczepieniami”. 
Dziś nieoceniony Konkret24 wrzucił tabelę, z której wynika, że byliśmy 3. w UE i 10. na świecie miejscu, jeśli chodzi o liczbę zaszczepionych. 

I teraz zasadniczo ważna rzecz 
Czy doczekam Ligę Mistrzów wygra Legia albo Lech

A czy ja doczekam czasów, kiedy dziennikarze będą natychmiast gasić takie kretyńskie przekazy?

Mogę se pomarzyć a ty się śmiej
Kto ostatni ten się śmieje więc śmiać się chciej
Czy to jeszcze dzisiaj do państwa nie dotarło
Najlepszy bramkarz to jest Bogusław Wyparło


Cytaty z „Plam na słońcu” Kazika


Mogę se pomarzyć. I to jest zła informacja. 

niedziela, 3 stycznia 2021

3 stycznia 2021


1. Na początku marca pojechałem do Końskich. Beemką. Z Końskich do Chęcin. Z Chęcin do Warszawy. Znaczy kawałek przejechałem. W Warszawie, przy pomniku Lotnika beemka się zagotowała. Dotoczyłem się na Orlen (za Skrą). Tam przez dobrą godzinę ją odpowietrzałem. Stamtąd pojechałem na chwilę do p.p. Zybertowiczów, później do domu. Następnego dnia rano – do Pałacu. Dojechałem, znowu się zagotowała i już się jej nie udało odpalić – woda w cylindrach. 
Stała biedaczka na Krakowskim z pół roku, później emerytowany BOR-owik Ryba – człowiek, którego ręka jest wielkości dwóch moich – przywiózł mi ją na wieś. Stanęła pod domem. I stała. A ja nie mogłem znaleźć w sobie energii, żeby ją wepchnąć pod dach. I to jest zła informacja, bo się zaczęła degradować. 
Nie wiem, czy to w związku z Nowym Rokiem, czy nową drogą życia, naszła mnie myśl, że raczej nic z nią nie zrobię i biedaczka zgnije. A była z nami 15 lat. Ze trzysta tysięcy nią przejechaliśmy. No i postanowiłem ją sprzedać. Razem z 750, która stoi od jakichś czterech lat tyle, że pod dachem. 

2. Zmajstrowałem ogłoszenie na OLX. Zapłaciłem ze 30 złotych. Nawet zdjęcia zrobiłem, choć się ściemniało. 
Oglądanie „Wojen samochodowych” idiotycznego na pierwszy rzut oka programu na TVN Turbo, ma jednak jakiś sens. Dwóch panów, jeden bardziej, drugi mniej denerwujący kupują samochody, później je cyzelują, na koniec sprzedają. Ten, który więcej zarobi – wygrywa. Przez cały program słyszymy ich monologi. Później dyskusje z kontrahentami przerywane monologami, w których tłumaczą swoje sprzedażowe strategie.

Przydało mi się to, gdyż łatwiej mi było przebrnąć przez dziesiątki pytań, którymi mnie zarzucono. –Ile za jedną? –Sprzedaję dwie. –A za jedną ile? –A jaka cena ostateczna
W końcu odezwał się pan Adrian. Chciał przyjechać o 9 rano. Udało mi się go przemówić na południe. 
W nocy spadł śnieg. Później też padał. Przyjechał 730d z tych nowszych. Na letnich oponach. Z okolic Gorzowa przyjechał. Opowiadał, że na S3 po rowach leżą samochody. Zima zaskoczyła drogowców. I kierowców. Powiedział, że ma trzy E32: 730, 740 i 750. Od razu było widać, że chce mieć ich pięć. Opowiedziałem mu o wszystkich przypadłościach beemek. Wszystkich, o których pamiętałem. Nie robiło to na nim specjalnego wrażenia. Chciał je kupić. No i kupił. Znaczy prawie, bo się okazało, że ich dokumenty są w Warszawie. Wpłacił więc zaliczkę, a ja muszę polecieć do Warszawy i je znaleźć. I to jest zła informacja, bo się tylko domyślam, gdzie mogą być. Pan Adrian miał drobny problem z wydostaniem się od nas. Letnie opony. Kiedyś były całoroczne i komu to przeszkadzało. 

3. Śnieg padał cały dzień. Pojechaliśmy na chwilę do Świebodzina. Ni kawałka czarnego asfaltu. Jestem już w takim wieku, że mogę sobie pozwolić na jeżdżenie jak dziad, więc podróż nam chwilę zajęła.

Kocio chyba nie przepada za śniegiem. Dlaczego więc natura uczyniła go białym? Nikt mu na to pytanie raczej nie odpowie. I to jest zła informacja. 


Nie chce mi się komentować afery szczepionkowej. Zacytuję więc Roberta Mazurka, który skonstatował kiedyś, że głupsi od dziennikarzy są tylko aktorzy. Kiedy jedni zaczynają bronić drugich chwilami robi się nawet śmiesznie. 
Ale coś czuję, że naprawdę śmiesznie będzie, kiedy poznamy całą listę.


 

 

sobota, 2 stycznia 2021

2 stycznia 2020


 1. Więc jak już napisałem – Kocio zwykle śpi. Robi to w najdziwniejszych pozach. Zupełnie jakby był bohaterem kreskówki o leniwym kocie. Zdarza mu się też jeść. Na początku naszej znajomości zjadł na raz chyba z kilogram lidlowskiej kiełbasy grillowej. Później przestała mu smakować. Teraz w ogóle je mało. Przestają mu najwyraźniej smakować kolejne nasze propozycje. I to jest zła informacja Dziwne kocie żarcie z Rossmanna jadł z przyjemnością jakiś miesiąc. Później wyłącznie wylizywał sos. Choć właściwie się okazało, że do jedzenia potrzebuje człowieka. Trzeba nad nim stać i mówić, żeby zjadł jeszcze kawałek. Mówić, a właściwie pokazywać palcem. Z perspektywy widać, że nie tylko on się zachowuje, jakby był bohaterem kreskówki o leniwym kocie. My też.


2. Kocio zapałał miłością do wędzonych szprotek. A przynajmniej zaczął je jeść. Zjadł próbną partię, więc musiałem pojechać do Tesco po nowy zapas. Jechałem przez Skąpe. Mgła w lesie. Droga przez las jest dziurawa i wąska tak, że by minąć samochód nadjeżdżający z przeciwka trzeba zjechać na jeszcze bardziej dziurawe pobocze. Nic nie było widać, więc każdy zjazd na pobocze wiązał się z zatrzymaniem. 
Na skrzyżowaniu z drogą do Międzylesia, przy moście, przy którym co jakiś czas wpada do wody samochód, którego pasażerowie tracą życie, a na moście stawiane są świeczki – stał radiowóz. Niestety nie miał włączonych kogutów. I to jest zła informacja, bo diodowe niebieskie lampy w takiej mgle dają niesamowite wrażenie. 
Między Skąpem a Radoszynem minąłem nieoświetlonego rowerzystę. Настоящий герой. Naprawdę nie wiem skąd wiedział jak w tej mgle jechać. 
W Świebodzinie mgła była jeszcze bardziej. Spod Tesco nie było widać Chrystusa. 

W środku ludzie kupowali sztuczne choinki. Najpierw pomyślałem, że kupują unici, ale potem zauważyłem, że jest 75% przecena. No i jak na Ukraińców – raczej mówili z minimalnym akcentem. Przynajmniej ci, którzy ze sztuczną choinką stali koło mnie w kolejce do kasy. 


W Lidlu można kupić bruzdownice. Miesiąc temu bym taką kupił, teraz wiem, że młot udarowy z wapiennym tynkiem daje sobie radę, więc nie wydałem kolejnych trzech stówek.


3. Zaczął się rok Lema. Jeśli mam być szczery – łatwo przyswajam tylko „Bajki Robotów”. Mam nawet kilka, które zrobiły na mnie tak duże wrażenie w dzieciństwie, że przez lata całe je sobie opowiadałem. Kiedy po tych całych latach do nich wróciłem, okazało się, że w oryginale brzmią nieco inaczej. 

Bożena czyta „Summa Technologiae”. We wstępie znalazła cytat opisujący powieść Olafa Stapledona, w której ludzkość przez dwa miliardy lat walczy z Marsjanami. „Marsjanie, rodzaj wirusów, zdolnych do łączenia się w na poły galaretkowate »chmury rozumne« – zaatakowali Ziemię. Ludzie walczyli z inwazją długo, nie wiedząc, że mają do czynienia z inteligentną formą życia, a nie z kosmicznym kataklizmem. Alternatywa »zwycięstwo lub klęska« nie spełnia się. Po wiekach walk wirusy uległy zmianom tak dogłębnym, że weszły w skład plazmy dziedzicznej człowieka, i tak wytworzyła się nowa odmiana Homo Sapiens.

Kocio już nie chce wieczorem wychodzić z domu. Może wziął urlop od obowiązków. Może presja sylwestrowej artylerii wymogła na nim zmianę stylu życia? Nie wiem. I to jest zła informacja. 

piątek, 1 stycznia 2021

1 stycznia 2021



1. Mamy w domu bezobjawową mysz. Normalnie myszy zostawiają ślady. Gryzą co popadnie. Dobierają się do zapasów. Z tym dałoby się jakoś żyć. Większym problemem jest to, że – excuse le mot – srają. Srają kiedy idą, srają, kiedy stoją, srają kiedy gryzą, srają kiedy jedzą, no i srają kiedy srają. 
Zwykłe myszy. 
Z myszą bezobjawową jest tak, że nie dość, że nie wykazuje determinacji w próbach dostania się do szafek z jedzeniem, to jeszcze nie widać specjalnych śladów tego, że sra. No i właśnie taką mysz mamy.
O tym, że istnieje – świadczyły rzadkie z nią spotkania. Tu gdzieś wystawiła łeb, tam gdzieś przemknęła. W końcu dała się poznać jako wielbicielka zmywarki. Nie jest to pierwsza mysz, która miała tę słabość. Poprzednia przypłaciła ją życiem. I to jest zła informacja. Teraz przed każdym puszczeniem zmywarki muszę sprawdzać, czy ta nowa, bezobjawowa na pewno zdążyła czmychnąć. 

2. Być może, na bezobjawowość myszy ma jakiś wpływ istnienie kota. Kot objawił się w józkowej soi. W wakacje. Nie jest typowym przedstawicielem lokalnych kotów podwórkowych – jest cały biały. Z niebieskimi oczami. Znaczy biały jest tylko wtedy, gdy się dokładnie umyje. Niedomyty robi się nieco żółtawy. 
Kot miał mieć na imię Edek. Zaprotestowali sąsiedzi. Zastał więc Konstantym, a dokładniej – Kociem. Kocio jest zupełnie inny niż nasze poprzednie koty. Przede wszystkim śpi. A jak śpi, to robi to z tak dużym zaangażowaniem, że właściwie by go można było ukraść. W końcu wstaje i żąda by go wypuścić za zewnątrz. Zwykle jest już po dwudziestej pierwszej. W drzwiach stacza walkę ze sobą – wszystko w nim protestuje przeciw wychodzeniu na chłód – ale w końcu znika na kilka (w porywach i dziesięć) kwadransów. Wraca zwykle brudny. Czasem ze śladami przebytych walk. W nocy jednak nie wszystkie koty są czarne. I to jest zła informacja. 

3. Kocio leży teraz w kupie papierów, w które owinięta była karafka w kształcie ryby. Radziecka karafka. Z Allegro. Kupiłem ją razem ze świebodzińskim Chrystusem, który nie dość, że brzydki okazał się jeszcze do tego mały. Kupiłem też nieco poobijaną tackę upamiętniającą Royal Wedding z 1981 roku. I kilka peerelowskich odznaczeń, które mam zamiar wręczać kolegom, gdy tylko będą odpowiednie okazje.
Tacka upamiętniająca Royal Wedding z 1981 roku przypomina o tym, że jeszcze nie obejrzeliśmy czwartej serii „The Crown”. Nie chcę oglądać dwóch seriali naraz, a teraz męczymy „The Americans”. Kończymy piątą serię. Więc przed nami jest szósta. I to jest zła informacja. 

Kot na początku naszej znajomości łapał myszy. Łapał, przynosił i zjadał. W całości. Czasem zostawiał centymetrowy kawałek ogona. Później przestał przynosić. 
Myszą bezobjawową zainteresowany jest w bardzo ograniczony sposób. Może to i dobrze, bo gdyby jej zabrakło, na jej miejscu mogłaby się pojawić mysz z pełnym spektrum objawów.