piątek, 29 marca 2024

28 marca 2024


1. Po lotnisku w Babimoście chodził francuski żandarm. Nie miał kepi. Ogólnie nie wyglądał, jak archetyp francuskiego żandarma. No i jeszcze mówił po polsku. 
Pociąg z Balic do miasta miał coś z popsutej wieży Babel. Wieży Babel, bo w promieniu kilku metrów słyszałem niemiecki, francuski, hebrajski, ukraiński, polski i chyba hiszpański. Zepsutej, bo kiedy przychodziło co do czego, jakoś potrafiono się dogadać. 
Złą informacją jest, że nagle zauważyłem, iż konduktorzy są młodsi ode mnie, co kiedyś było nie do pomyślenia. Jestem dziadem. 

2. Namówiłem się Easy Riderem na rozmowę po wyborach. Pan doktor z niechęcią podchodzi do występów w mediach. I to jest zła informacja, bo działałby na te media odświeżająco.

W Krakowie kampania na całego. Z plakatów wynika, że z listy Trzeciej Drogi startuje do Sejmiku były wojewoda Pilch. Gość wrył się w moją pamięć w sposób nieodwracalny. W Oświęcimiu to zrobił. Konkretnie w hotelu, którego nazwy nie pamiętam. To była rocznica wyzwolenia Auschwitz. Przy której okazji PAD spotykał się tzw. Kolindą. Czyli prezydent Chorwacji.
W hotelu nie było pokoju, w którym by się mogli spotkać w sposób normalny. Wszystko działo się więc w sali zaprojektowanej by odprawiać w niej obrzędy weselne. W jednym rogu, przy okrągłym stole trwało spotkanie głów państw. Potem było parę metrów przerwy. I w reszcie sali kłębiły się obie delegacje. I wśród tych dwóch delegacji miotał się wojewoda Pilch. Czerwony na twarzy pokazywał na swoim telefonie fejkowe zdjęcie pani prezydent w czerwonym stroju kąpielowym. Pokazując drugą ręką (w pierwszej trzymał telefon) to na telefon, to w kierunku okrągłego stołu, przy którym trwało spotkanie. 
Nie wiem jak to się stało, że Pilch przestał być wojewodą. I chyba nie chcę wiedzieć. Jego następcą został Piotr Ćwik. Późniejszy mój kolega z Kancelarii. Teraz obaj się biją o miejsce w Sejmiku. Niech wygra lepszy. Następny wojewoda jest posłem. On z kolei chce zostać prezydentem Krakowa. W każdym razie startuje. Plotki głoszą, że ponoć idzie mu zadziwiająco dobrze. Albo chodzi o to, że kandydat Platformie nie do końca się udał. Obaj się biją o drugie miejsce i ponoć różnica jest o włos. 
À propos plotek. Usłyszałem przezabawną historię o tym, że pomysł małego reaktora na terenie huty imienia niegdyś Lenina urodził się w głowie wymienionego wyżej wojewody Pilcha. Jak już zdecydowanie nie był wojewodą, tylko pracował w energetyce. I jak usłyszał o SMR-ach, to postanowił, że by chciał przy takim pracować. No i zaczął opowiadać, że taki stanie w hucie. Media podchwyciły. I kiedy Mittal (właściciel huty) stwierdził, że nic o tym nie wie, zaczęto pisać o porażce Orlenu. Historia zbyt świetna, by móc był prawdziwa.

W Krakowie kampania na całego. Grzegorz Lipiec na rondzie Mogilskim rozdawał żurek. Porozmawiałem z nim chwilę. I w tym czasie przyszedł jakiś inny kandydat i też się zaczął rozstawiać z żurkiem. Z tego, co zauważyłem ż żurku największy pożytek mieli okoliczni menele. Ale może to i dobrze.

3. Na Okęciu wpadłem na generała Różańskiego. Bardzo w sumie ciekawa rozmowa. 

No i przez cały dzień odsłuchiwałem rozmowy Mazurka z księdzem profesorem Franciszkiem Longchamps de Bérier. Jakież to było przyjemne. Stanowskiemu najbardziej jestem wdzięczny za to, że stworzył miejsce, gdzie Mazurek może przeprowadzać takie dwugodzinne rozmowy. Ponaddwugodzinne. 

Wróciłem do domu. Zaczęliśmy oglądać „Problem Trzech Ciał”. Złą informacją jest, że rodzinnie nie udało się ustalić, czy to dobre jest, czy złe.



 

czwartek, 28 marca 2024

27 marca 2024



1. Adwokat posła Romanowskiego potwierdził u Mazurka, że z domu państwa Ziobrów wśród wielu innych rzeczy, zabrano dokument: strategia komunikacyjna Zjednoczonej Prawicy. Właściwie można by oczekiwać, że rodzina państwa Brejzów wyrazi teraz solidarność z rodziną państwa Ziobrów. Mamy kampanię wyborczą, Zbigniew Ziobro to prominentny poseł opozycji. Głos zabrać powinni wszyscy głośni w sprawie Pegasusa. Inwigilacja opozycjonistów z jego użyciem wymagała zgody sądu. Przeszukanie domów opozycjonistów odbyło się polecenie prokuratury, którą kieruje minister rządu. 
Powinni głos zabrać. Nie zabiorą. To, że mnie to nie dziwi, to jest zła informacja. 

2. Przez cały dzień zajmowałem się twórczością publicystyczną. Z miernym skutkiem. Sprzątaniem. Z miernym skutkiem. I pracami ogrodowymi. To akurat ze skutkiem średnim. To wszystko zajęło mi jakieś szesnaście godzin. A powinno w porywach ze cztery. Starość nie radość. I to jest zła informacja. 

3. Również zła informacją jest, że dziś nie przyszła żadna z oczekiwanych przeze mnie przesyłek. A wydawać by się mogło, że Wielkanoc to nie jest czas, kiedy firmy kurierskie nie dają rady.

A, przyleciał do naszej wsi bocian. (Widziałem jak leciał). Wylądował na gnieździe, które od dobrych paru lat stało puste. Miejmy nadzieje, że się zagnieździ. Bo lepiej mieć bociana, niż go nie mieć. 



środa, 27 marca 2024

26 marca 2024


 

1. Położyłem się po czwartej, obudziło mnie chwilę po ósmej. I to jest zła informacja. Pożytek był taki, że posłuchałem Jacka Siewierę u Mazurka. I muszę przyznać, że nieźle się ubawiłem, kiedy Jacek, korzystając z prawa świeżaka zapytał Roberta czy przez ostatnie trzydzieści lat zajmował się kwestią zabezpieczenia Polski w amunicję. I w sumie, też niezła był końcówka, a konkretnie stwierdzenie Jacka, że nie wie, kto dziś z kim gra. 

2. Przez większość dnia zajmowałem się pracami ogrodowymi. A precyzyjniej: doglądaniem maszyn wykonujących prace ogrodowe. Złą informacją jest, że nie wszystkie ogrodowe czynności zostały zautomatyzowane. Człowiek miałby wtedy więcej czasu na przykład na spędzanie czasu w siłowni. 
Piesek na spacerze postanowił, że pójdziemy przez las zupełnie inną trasą. Był tak zdeterminowany, że trudno temu było przeciwdziałać. Przy okazji zauważyłem jak bardzo się las zmienił. Od czasu, kiedy nastała uśmiechnięta Polska zdecydowanie więcej się wycina. Stwierdzam fakt, a nie oceniam. Dawno temu dotarło do mnie, że las to właściwie zwykłe pole uprawne. Tyle, że żniwa są raz na kilkadziesiąt lat. No i właśnie w okolicy, czas na żniwa przyszedł właśnie teraz.

3. W międzyczasie obejrzałem „Erynie”. Jeżeli człowiek przemęczy pierwsze odcinki, to się nawet jakoś oglądają. Swoją drogą prawie zapomniałem, że pracowałem jako operator pierwszego filmu, za jaki Borys Lankosz dostał nagrodę. Film trwał jakieś pięć minut. Kamer VHS-C, bez możliwości ręcznego ustawiania ostrości. Dało się tylko ostrość zablokować, więc wszystko było niezłym wyzwaniem. Borys nagrodę za ten film dostał na jakimś amatorskim konkursie w Katowicach. Z ćwierć wieku go nie widziałem. Borysa. Filmu dłużej. Ciekawe, czy jeszcze istnieje. Film. Bo Borys – sądząc po Facebooku – tak. 
Częściowo z sąsiadem Tomkiem, częściowo bez sąsiada Tomka obejrzałem słynny mecz. Karnych właściwie nie oglądałem, gdyż zasnąłem. Obudziłem się, a w telewizorze jakaś inna nasza reprezentacja grała z Bułgarią. 
Z tego wszystkiego znowu jest trzecia w nocy. I to jest zła informacja.

wtorek, 26 marca 2024

25 marca 2024


1. Zanim się obudziłem, zacząłem czytać Onet-owy tekst o RMF-ie. Kiedy już zbliżałem się do końca, nagle się strona przeładowała i się okazało, że tekst jest płatny. Znaczy, muszę zapłacić jakieś dziesięć złotych, żeby te parę zdań do końca przeczytać. Trzy czwarte tekstu mnie do tego nie przekonały.

Jestem dziadersem. Pracowałem w mediach w latach dziewięćdziesiątych, więc moja poprzeczka mobbingu ustawiona jest naprawdę wysoko. Jakoś się wszyscy pogodzili z faktem, że lekarzy nie obowiązuje prawo pracy. Tych na kontraktach. Niektórzy pracują często po 120 godzin tygodniowo i sobie to chwałą. Dobrych mediów nie da się robić od ósmej do szesnastej. A RMF to jest dobre radio. Informacyjnie – najlepsze w Polsce. A nie ma nic za darmo. 

Swoją drogą wygląda na to, że i prezes Sołtys i Marek Balawajder to wzorowi uczniowie Edwarda Miszczaka. W 1993 roku, jako fotoreporter „Gazety Krakowskiej” asystowałem śp. koleżance Szulc i chyba Kaśce Terakowskiej (albo Baśce Pajchert) na Kopcu, w przygotowywaniu reportażu o RMF-ie. Pan Edek mówił wtedy, że kiedy wchodzi do redakcji i czuje zapach kawy, to wie, że to słaba redakcja, bo dziennikarze mają czas na picie kawy. Z dużą satysfakcją to mówił. Generalnie robił wrażenie sadysty. A na Kopiec stała kolejka chętnych, mimo iż przez pierwsze miesiące praktykowano tam za darmo. Najlepszym, po jakimś czasie, płacono w nocy za taksówkę do domu. 
Nie pamiętam, po jakim czasie zaczynało się zarabiać. Po trzech miesiącach? Po pół roku? Może nawet trwało to dłużej. Ale to naprawdę było świetne radio. I strasznie dużo ludzi marzyło o tym, żeby tam pracować. I ci najlepsi, którzy tę szkołę przeszli, są dziś jednymi z najważniejszych dziennikarzy w Polsce. 
Z dziesięć lat później, w Warszawie, u Springera (obecnego właściciela Onetu), w pewnym projekcie, redaktor naczelny, jęczącemu po kolejnym nastogodzinnym dniu pracy zespołowi, zacytował któregoś z amerykańskich prezydentów: jeżeli komuś jest w kuchni za gorąco, to może zawsze z tej kuchni wyjść. I był w tym głęboki sens. 

Kolejną dekadę później, w miesięczniku lajfstajlowym, mój starszy kolega miał zarządzać internetem. Miał do pomocy praktykanta. Sympatycznego, choć niezbyt ogarniętego. Pewnego dnia z rzeczonym kolegą się rozstano. Usłyszał, że firma nie może tolerować homofobicznych zachowań. Jak się później okazało, homofobiczne zachowania polegały na wzywaniu praktykanta do tego, by jednak coś robił. Praktykant nie czuł się z tym komfortowo. No i wyciągnął wniosek, że wcale nie chodzi o jego pracę, tylko o to, że jest gejem. 

Wygląda na to, że by robić dobre media potrzeba wariatów. I to jest zła informacja. 


2. A tak w ogóle, to nie trzeba być jakimś wielkim szurem, żeby po ataku „Wyborczej” na Stanowskiego nie zastanawiać się, czy pojawienie się tego tekstu w takim od odejścia Balawajdera czasie, nie jest aby atakiem w coraz mocniej działającego w internecie konkurenta. 

Jaki u Mazurka. I to jest zła informacja, bo nie lubię Jakiego.

Spędziłem godzinę z kawałkiem w gminie. U pana wójta. Polityka samorządowa to jest coś fascynującego. A historia naszej (choć nie naszej) oczyszczalni ścieków nadaje się do prasy. 

3. Byłem w mieście. W dwóch sklepach i u diagnosty, by sprawdzić, co mi się jeszcze w zawieszeniu tłucze. Tłucze się to, co zwykle. Czyli gumy stabilizatora. Złą informacją jest, że wymieniam je co pół roku. Tym razem zamówiłem w Stanach jakieś lepsze. Mają przyjść za tydzień. Przy moim pechu, pewnie mi dowalą cło. 

poniedziałek, 25 marca 2024

24 marca 2024


1. Wracając do wczorajszej, warszawskiej debaty Kanału Zero, najlepsze w niej było to, że nie przypominała telewizyjnych wyborczych debat. Uczestnicy rozmawiali jak ludzie. Jeszcze parę takich debat i może by powstał jakiś ponad podziałami plan rozwoju Stolicy. 
Swoją drogą chętnie bym zobaczył podobną debatę startujących w Krakowie. Choć pewnie by taka nie była, co jest złą informacją. 

2. Śnił mi się mój kolega Kapla. Sen dział się w nieco innym Krakowie. Spotykałem się z nim, żeby mu zaserwować niezły pomysł na sensacyjną książkę. Złą informacja jest, że nie do końca pamiętam jaki ten pomysł był. Bardzo był dopracowany. Chodziło o plan depopulacji miasta. Wprowadzony w życie przez odchodzącego prezydenta miasta. I że stojący za tym odchodzącym prezydentem mieli grupę kandydatów, z których zwycięski miał ten plan kontynuować. Problem polegał na tym, że było to tak niedorzeczne, że nikt nie chciał w to wierzyć, a działo się to naprawdę. Nie opowiedziałem tego koledze Kapli, bo był jakiś problem z parkowaniem. Miałem jakieś rozwiązanie. No i nie pamiętam.

Z tego wszystkiego, w ramach nowej tradycji oglądania filmów, które już widziałem, obejrzałem „Incepcję”. No i nie zrobiła na mnie takiego wrażenia, jak za pierwszym razem. 

3. W międzyczasie obejrzałem „Trzecie śniadanie”. Bardzo muszę przyznać dobre. Za to z właściwie milczącą Agatą Szcześniak. To w sumie zabawne, jak platformerscy symetryści nie mogą się odnaleźć w otoczeniu symetrystów pisowskich. Poradził sobie kolega Wybranowski, choć jego uwielbienie dla Marka Magierowskiego jest z mojej perspektywy nieco przesadzone. Ostrzę sobie teraz zęby na kolegę Muchę.

Obejrzałem też Ziemkiewicza. Ubawiłem się, gdy opowiadał, że przestał być zapraszany do Pałacu po swoich problemach z wjazdem do Wielkiej Brytanii. Otóż tak nie było. Chodziło o to, że przeginał w kwestii judeosceptycyzmu. Tłumaczył dziś, że antysemitę zrobiły z niego lewaczki z Wyborczej. Jain – jakby powiedział kolega Gmyz. Problem polegał na tym, że jego wyrafinowane konstrukcje logiczne, jako antysemityzm rozpoznawane były nie tylko przez rzeczone lewaczki, ale też przez czerń internetową. Czerń się jarała. Ziemkiewicz robił zasięgi, nie za bardzo się przejmując, kto i co z jego słów rozumie. Ważne, żeby się klikało. 

Złą informacją jest, że dziś padał śnieg. Niby przez chwilę. Ale jednak. 






 

niedziela, 24 marca 2024

23 marca 2024


1. Nie mogłem wstać, ale to jakoś zrozumiałe, gdyż położyłem się koło czwartej. I to jest zła informacja. Wstać nie chciały też zwierzęta. Do wczesnego popołudnia. Plan miałem taki, żeby zrobić coś koło domu, ale od rana lało. Nie ma przypadków. Są znaki. 
Przestało lać po południu. Na moment nawet wyszło słońce. Na moment na tyle długi, że mogłem porąbać trochę drewna. I przespacerować się z pieskiem. Piesek wpierw bardzo był z pomysłu spaceru zadowolony, jednak gdy wyszliśmy ze wsi, zmienił zdanie. Dobry kwadrans zajęło mi przekonywanie go, żebyśmy jednak poszli do lasu. Byłem przekonujący. 

2. Obejrzałem „Furię”. Drugi raz w życiu. Film jednak nie pasuje do nowych czasów. Dziś nikt by nie zrobił filmu, w którym by próbował tak trywializować przemoc seksualną amerykańskich żołnierzy wobec niemieckich kobiet. Scena walki z Tygrysem bardzo dobra. Nie pamiętam, w jakim innym wojennym filmie zagrał prawdziwy Tygrys.
Nie rozumiem jednej rzeczy. I to jest zła informacja. Twórcy tak pilnowali detali, a scena śmierci największego gbura z załogi jest zupełnie nieprawdopodobne. Znaczy, nie tyle jego śmierć, co to, że reszty załogi w cudowny sposób, to przebicie pancerza przez kumulacyjny ładunek z Panzerfausta, nie tyka. 

3. Wieczorem pojechałem na zakupy. Po wino do Biedronki i buraki do Lidla. Pod Lidlem zaczepił mnie pan z pieskiem. Piesek miał na jednej z łap skarpetkę. A na głowie czapkę z napisem Stihl. Pana interesowało, po co mi Lawina. Pytał chyba z pozycji lewicowych, ale nie był specjalnie zdeterminowany. 
Równolegle słuchałem warszawskiej debaty na Kanale Zero. Słuchałem z przerwami. Jak ktoś zauważył na Twitterze – dupiarz zamienił się w dykciarza. Magda Biejat zakąsza ogórkiem, gdybym głosował w Warszawie, miałaby mój głos. 
Najsłabsze w całej debacie było to, jak Stanowski ją przerwał, żeby zrobić miejsce na dość żenujący program „Zero presji”. Przez chwilę oglądałem. Mam wrażenie, że dobrze bawili się tylko tego czegoś uczestnicy. 


 

sobota, 23 marca 2024

22 marca 2024


1. Powinienem napisać coś o składce zdrowotnej. Złą informacją jest, że nie mam już dziś na to siły. I może zrobię to jutro.


Wirtualne Media opisały konferencję zarządu Agory, podczas której padły pytania o wojnę, jaką „Wyborcza” wypowiedziała Stanowskiemu. 
Wiem, że pan Stanowski postrzega swoją działalność jako przewrót kopernikański w świecie globalnych mediów, ale wydaje mi się, że jakoś przetrwamy ten wstrząs – mówił członek zarządu Agory Wojciech Bartkowiak. Zarząd pytany był o reakcję Krzysztofa Stanowskiego na teksty «Gazety Wyborczej» na jego temat. Czy to gwóźdź do trumny tytułu? –Wyniki segmentów pokazują, że nie kładziemy się do trumny. Wręcz odwrotnie, raczej jesteśmy niebezpiecznym zombie, wstajemy i wychodzimy na światło dzienne – dodał Bartkowiak.”
Gdyby do tego cytatu zastosować metodę autorów tekstów o Stanowskim, po skrótach powyższy tekst mógłby brzmieć:
Członek zarządu „Wyborczej” nazwał swoją gazetę niebezpiecznym zombie


2. Byłem w Świebodzinie, Zielonej Górze i Sulechowie. W Świebodzinie, u pana masażysty, który podłączał mi nogę do jakiegoś prądu. Czy skutecznie, dowiem się jutro. W Zielonej byłem w Makro. Wędzona polędwica z tuńczyka jest w promocji. W Sulechowie byłem z hurtowni elektrycznej, by zapytać o agregat. Usłyszałem, że połączenie go z fotowoltaiką wcale będzie takie proste. W Lidlu sprzedają foliowe niby szklarnie po dwie stówki. Za Sulechowem po podmokłym polu przechadzał się bocian. Być może ten sam, którego poprzednio spotkaliśmy koło Skąpego. 
Flagi przed urzędem gminy wiszą jak powinny, w dobrej kolejności. 
Po powrocie do domu rozsiałem kupioną w Lidlu trawę. Złą informacją jest, że zaczęło lać i jej nie zagrabiłem. 

3. Amazon, zabierając pieniądz za abonament Prime, przypomniał i, że mam ten abonament. Odpaliłem jakiś dziwny film, o bazie rakiet strategicznych. Właściwie bardziej teatr telewizji niż film. Oglądałem jednym okiem. I w pewnym momencie oko to spoczęło na tłumaczących dialogi napisach. Amerykański pułkownik pokrzykiwał wtedy „This is not a drill. I repeat, this is not a drill.” Napisy tłumaczyły: „To nie jest wiertło, powtarzam, to nie jest wiertło.” Płacę za to prawie pięćdziesiąt złotych. I to jest zła informacja. 


 

piątek, 22 marca 2024

21 marca 2024


1. U Mazurka minister nauki i innych rzeczy. Człowiek nazywa się jak ktoś inny, tylko nie pamiętam kto. Ważne, że z tym kimś go mylę. A rzeczony minister jest całkowicie pozbawiony kompleksów. Co nie w każdym przypadku jest dobrą informacją. 

2. Wojciech Mann u Stanowskiego. Odsłuchałem. Dotarło do mnie, że tak właściwie za Mannem nie przepadam. Złą informacją jest, że nie za bardzo wiem dlaczego, bo przecież „Wicedyrektor Departamentu” wciąż jest aktualny.

3. Wieczorem poszedłem do sąsiadów. Obejrzałem drugą połowę, drugiej połowy meczu. Złą informacją jest, że się nie da doprowadzić do tego, byśmy wszystkie mecze grali z Finlandią. 
Zagrał piłkarz Puchacz z sąsiedniej wsi. Jego babcia uczyła w zlikwidowanej czas temu jakiś szkole. 



czwartek, 21 marca 2024

20 marca 2024


1. Piesek nawet wrócił do domu, więc się mogłem położyć spać jeszcze przed świtem. Złą informacją jest, że nie mogłem spać do południa. Ucieczkę z objęć Morfeusza umilał mi audiobook. „Dług Honorowy” Tom Clancy'ego. To ta prorocza książka, z 1994 roku, w której odbywa się zamach z użyciem Boeinga 747. Tyle że mądrzej wymyślony, niż te siedem lat później, gdyż samolot uderza w Kapitol podczas posiedzenia obu izb, z udziałem prezydenta, gabinetu, sędziów Sądu Najwyższego. Istnieje oczywiście szansa, że autorzy koncepcji ataku na WTC, przeczytali następne książki z serii, z których wynika, że wymiana elity politycznej USA, zdecydowanie wzmocniło to państwo, więc na wszelki wypadek wybrali przemoc bardziej symboliczną. 
W książce jest jeszcze jeden zrealizowany później scenariusz. Zielone ludziki i referendum w sprawie zmiany państwowości. Tyle, że za Krym robi archipelag Marianów. No i w książce Rosja jest OK, zresztą w większości książek autora Rosja jest OK. W przeciwieństwie do, w tym przypadku, Japonii.
Muszę przyznać, że uwielbiam książki Clancy'ego. Prostolinijny Jack Ryan, o twarzy Harrisona Forda, wzrusza mnie do łez. Podobnie opisy amerykańskiej polityki. I polityki międzynarodowej. Im więcej człowiek na własne oczy widział, tym bardziej by chciał, żeby świat wyglądał jak w książkach Clancy'ego. Swoją drogą, do końca życia będę pamiętał niesmak, który zobaczyłem w oczach małżeństwa pracowników Departamentu Stanu, zaprzysiężonych demokratów, kiedy się przyznałem do znajomości dzieł tego autora. 

2. Odsłuchując debatę o aborcji w kanale Zero, wykonałem serię prac przydomowych. Kultywowałem kultywatorem fragment parkowego trawnika, porżnąłem i porąbałem pewną ilość drewna. Od debaty odpadłem w połowie. Być może było coś interesującego później. Ciekawe, czy niechęć diw lewicy do referendum bierze się stąd, iż jakoś dociera do nich, że każdy ich występ, każde propagowanie idei „pro choice” tak naprawdę odrzuca centrystów. Człowiek, który by nawet się zgodził, że ostateczny wybór powinna mieć kobieta, słysząc jak kobieta mówi, że płód to zasadniczo pasożyt, dochodzi do wniosku, że może jeszcze nie pora na to, żeby coś zmieniać, że może lepiej zostawić, jak jest. 
To coś, co się chyba nazywa koziołek do cięcia drewna, sprawdza się świetnie. Złą informacją jest, że producent przyoszczędził i blaszka, z której to coś jest zrobione, się odkształca. Na razie da się odginać, ale istnieje spora szansa, że kiedyś przestanie i się urwie. 

3. Spacerowaliśmy z pieskiem. Poszło nam całkiem szybko. Choć piesek bardzo chciał – któryś raz z kolei chciał – spenetrować pewien młodnik. Może kiedyś go ze sznurka spuszczę i zobaczymy, co z tego młodnika wygna. Ale jeszcze na to nie pora. Wcześniej, na kupie ziemi, którą wysypali budujący chodnik panowie, zauważyłem butelkę (tę małą, co to ma swoją nazwę, której nie pamiętam, gdyż preferuję objętość 0,7) po wódce polskiej. Czarnobiałe, odpowiednio ziarniste zdjęcie miałoby szansę na nagrodę „Press”. 

Byłem w świetlicy wiejskiej, na spotkaniu przedwyborczym z wójtem. I dwiema kandydatkami. Do rady gminy i rady powiatu. Ludzi było więcej niż na wyborach sołtysa. Stoły były ustawione w U. Po prawej stronie siedziały panie, po lewej panowie. 
Po przemówieniach była dyskusja. Od dziur w drodze, po geopolitykę. Raz nawet padło nazwisko Andrzejczak. Swoją drogą muszę gdzieś znaleźć NATO-wski dokument, który stwierdzał, że jestem członkiem. Z generalskim własnoręcznym dopiskiem potwierdzającym, że tym członkiem na pewno jestem. 
Wójt nie ma kontrkandydata, ale tak jak dwie panie, startują z list Samorządowców. Firmowanych przez starostę. Starosty Szumskiego jestem wielbicielem. Ma wielki polityczny talent do pozyskiwania funduszy. Widziałem go parę razy w akcji. Widziałem, jak wykorzystuje możliwości. No i widzę, jak i w jakim tempie się zmienia powiat. W swoim dobrze pojętym interesie, będę głosował na jego ludzi. Złą informacją jest, że w związku z brakiem kontrkandydatów nie będę mógł zagłosować na wójta. Inaczej mógłbym go zaszantażować, że nim flagi przed urzędem gminy nie zawisną w ustawowej kolejności nie ma szans na mój głos. 

Józka na Szaserów. Po operacji. Lekko ponoć nie było. Cztery i pół godziny. Ważne, że z sukcesem. 


 

środa, 20 marca 2024

19 marca 2024


1. Słuchając rozmowę Mazurka z Dworczykiem, długo nie mogłem dojść do tego, kogo mi Robert przypomina. Nie tyle Robert, co sposób przeprowadzania przez niego rozmowy. Przypomina Monikę Olejnik. I to jest zła informacja. Bo kiedyś potrafił niszczyć rozmówców dając im dojść do głosu. 

2. Przyjechał kurier. Znaczy dwóch. Najpierw jeden, później drugi. Przyjechał późno. Bo po pierwszej. Ten pierwszy, bo drugi poźniej. Pierwszy przywiózł router, jedzenie dla psa i żyłkę do beżeniej podkaszarki. Router TP Linka, który może pracować na zewnątrz. W ten sposób odpadnie mi wymówka, że nie mogę robić czegoś na zewnątrz, gdyż mam ważne internetowe spotkanie. Jedzenie dla psa w nowym smaku. Nie był tym smakiem zachwycony. I to jest zła informacja. A żyłka, jak żyłka, tylko nawinięta. Umieściłem router na nieczynnej latarni. Już miałem iść po drabinę, kiedy zauważyłem Lawinę. Okazała się lepsza niż drabina, bo samobieżna. Router działa. Powinienem pewnie jeszcze ze dwa takie kupić. Powiesić jeden na stołówce, a drugi na domu tak, by propagował po parku. 
Udało mi się w końcu dodzwonić do kogoś z Orange. W sprawie stojącej na nowym wjeździe szafy ze światłowodem. Powiedział, że nie będzie prosto. I żeby pisać na Berdyczów, przepraszam, do Skierniewic. Bo ta szafa, to podlega pod Wrocław, a na miejscu to się zajmują tym, co z tej szafy wychodzi. I żeby do listu mapkę dołożyć. I nr księgo wieczystej.
Będziem pisać. 

Byłem w mieście w aptece i w Lidlu. Nic specjalnie ciekawego nie było. Miasto całe zaplakatowane. Ciekawe to będą wybory, gdyż wydaje się, że większość plakatów powiesiły partie kandydatów bezpartyjnych.

3. Wieczorem obejrzałem tzw. Dwóch Łysych. Mówili – między innymi – o nuclear sharing. Przypomniały mi się dyskusje o F35. Konkretnie: głosy, że to fanaberie. Całkiem poważnych ludzi. 

Później obejrzałem recenzję Stanowskiego tekstu „Wyborczej ” o Stanowskim. Tekst przeczytałem wcześniej. Zostawił wrażenie, że się nie mieli do czego przyczepić. A bardzo się chcieli przyczepić. Stanowski prawdę powiedział, że więcej ludzi obejrzy recenzję, niż przeczyta tekst. I to ma sens.
„Wyborcza” ma problem. Przez ostatnie lata zajmowała się waleniem w PiS. Teraz nie bardzo ma w co walić. Więc wali na oślep.

Piesek zażądał prawa, do biegania po nocy. Wypuściłem go więc. Biega i szczeka. I to jest zła informacja, bo póki nie wróci, się nie mogę położyć.








 

wtorek, 19 marca 2024

18 marca 2024


1. Zimno, jakby był co najmniej marzec. Ważne, że nie spadł śnieg. W Warszawie ponoć spadł. Coś się z ciśnieniem stało, gdyż wszyscy spali. Znaczy koty spały i pies spał. Przez dzień prawie cały. Powinienem był wziąć z nich przykład. Nie wziąłem. I to jest zła informacja.

2. Tym razem naprawdę trudno mi napisać, co konkretnego w ciągu całego dnia zrobiłem. I to jest zła informacja. Słuchanie transmisji z komisji od wyborów kopertowych się przecież nie liczy. Podobnie jak wielokrotne puszczanie w ruch robota sprzątającego. Jutro będzie inaczej, gdyż rano muszę pojechać do apteki. I to ustawi mi dzień. 

3. Nawiedziłem sąsiadów. Tomek negocjował coś ze swoim szwedzkim kontrahentem. Kamila oglądała „M jak Miłość”. Poźniej przełączyła na Puls, gdzie szedł jakiś nowy „Transporter”. Bohater się zmienił. Samochody nie. Tomek opowiedział, że opiekujący się nim pracownik bankowości mówił mu, że już od pewnego czasu rolnicy nie są ulubionymi klientami banków. System się przygotowuje na Zielony ład. Dowód niby anegdotyczny, ale takie są przecież najfajniejsze. W każdym razie świat zmierza w kierunku samozagłady. I to jest zła informacja. 

 

poniedziałek, 18 marca 2024

17 marca 2024


1. Wstałem późno. Bliży jedenastej. Chwilę po tym, jak wstałem, zacząłem słuchać „Trzeciego Śniadania”. Jakoś tam podziwiam Jacka Bartosiaka. Za pomysł na biznes. I tego pomysłu realizację. Mój kolega, niegdysiejszy wyznawca dr. Bartosiaka, niegdyś  agresywnie reagował na jakiekolwiek próby falsyfikacji Bartosiaka myśli. Dziś, po tym, jak historia myśli dr. Bartosiaka sfalsyfikowała na – że tak powiem – pełnej piździe, mówi, że nie ważne, co Bartosiak twierdzi, że ważne, iż dzięki temu ludzie zaczynają dyskutować na ważne tematy. I z tych dyskusji, z tego fermentu, może coś dobrego dla świata wyniknąć. Jest w tym jakiś sens.
Dziś, w „Trzecim Śniadaniu” problem polegał na tym, że naprzeciw siadła pani Dyner. Naprawdę jest tak, że wystarczy liznąć kwestii bezpieczeństwa, żeby rozumieć, iż mimo wypowiadania wielkiej liczby słów (w większości trudnych), dr Bartosiak nie ma na ten temat zbyt wiele do powiedzenia. Pani Dyner ma bardzo duże pojęcie na temat bezpieczeństwa. Ma też dostęp do wiedzy, do której dostęp nie jest specjalnie popularny. Ma też inny sposób na życie, niż reszta 
śniadaniowych gości. Najprościej by było napisać, że rozniosła pana doktora, razem z jego wiernym Zychowiczem. Ale to tak nie działa. Zresztą i tak wyznawcy pana doktora tego nie zauważyli. I to jest zła informacja.
Nawet jeżeli się zgodzić, że pan doktor spopularyzował dyskurs geopolityczny, to niestety nie przełożyło się to jakoś specjalnie na podniesienie wiedzy na ten temat. 

2. Znów właściwie cały dzień mi uciekł. I to jest zła informacja. Wyprawiłem dziewczyny do Warszawy. Spacerowałem z pieskiem, naniosłem drzewa, które wcześniej porąbałem. I zmontowałem koziołek do drzewa cięcia, co było wyzwaniem, gdyż fabryka nie dołożyła odpowiedniej liczby nakrętek. 

3. Wieczorem trafiłem na jakiś twitterowy pokój o patriotycznej nazwie. Na samą końcówkę. Jakiś generał rezerwy tłumaczył kilkudziesięciu słuchaczom, że w Waszyngtonie na pewno, gdy tylko wyproszono dziennikarzy, rozpoczęto rozmowy o nuclear sharing. Mówił o tym z takim przekonaniem, że prawie uwierzyłem. 

Od pół godziny nie napisałem tu ani słowa. I to jest zła informacja, bo pół godziny temu mogłem już iść spać.


 

niedziela, 17 marca 2024

16 marca 2024


 

1. Przez cały dzień ktoś do mnie dzwonił i pytał, czy wiedziałem wczorajszą komisję. Ja napisałem wczoraj – prawie nie widziałem, ale i tak mi wystarczyło. I to jest zła informacja. 
Na koniec zadzwonił dawno nie słyszany Tęgi Łeb. Opowiedział o badaniach jakie robił. Wyszło mu, że wyborcy są zirytowani. Z tym, że wyborcy PiS-u bardziej. Są zirytowani na PiS, bo PiS wybory wygrał. Wyborcy Koalicji są zirytowani, że nie jest tak, ja miało być. Ale zirytowani są mniej niż wyborcy PiS. Tęgi Łeb czeka na wybory samorządowe. Z zainteresowaniem. Bo nie wie jaki będzie wynik. Zwykle, z grubsza, wiedział. 

2. Dzień jakoś przeciekł mi przez palce. Obejrzałem Mazurka za Stanowskim. Gorsi niż zwykle. Poszydziłem na Twitterze z przywódców Trójkąta Weimarskiego – ich sposobu komunikacji niewerbalnej. Swoją drogą trudno mnie będzie przekonać do sensowności tego formatu. Robimy tam trochę za ubogiego krewnego, Macron się najpierw spotyka z Scholzem, a później dopiero dopraszają Tuska. Niemcy przestały być liderem Europy. Francja jeszcze nie zaczęła. To nie jest 2000 rok, żeby zdjęcie z przywódcami tych krajów coś specjalnego robiło.
Później wrzuciłem na Twitter mój felieton z piątkowego „Dziennika Polskiego”. Na podobny temat, wątek zrobił dziś redaktor Mucha. To jego było lepsze. On Krakowem żyje. Ja jednak wpadam tam z doskoku. 
No i jeszcze załamywałem ręce w kwestii unijnych pieniędzy, których nie dostaliśmy na produkcję amunicji. Mam zaufanie do tego, co na ten temat napisał Jacek Siewiera. Różne rzeczy o nim można mówić, ale mimo pełnienia politycznej funkcji, jakoś specjalnie się chłop nie upolitycznił. 
Byłem w mieście. W Lidlu i cukierni. W Lidlu dałem się nabrać na promocję – kup dwie butelki whisky i dostaniesz zniżkę 20%. Dali zniżkę. Ale barek już wcześniej był pełny. 
Udało mi się w końcu domknąć okno pasażera w Lawinie. Siłowo. Powinienem rozebrać drzwi i spróbować zrobić to porządnie. Złą informacją jest, że już raz się do tego przymierzałem i okazało się, że nie jest to tak proste, jak myślałem.

3. Wczoraj skończyliśmy „Masters of the Air”. I to jest zła informacja, bo to jednak było lepsze, niż się na początku wydawało. W ostatnim odcinku zadziwiło mnie, jak to możliwe, że nowojorski żyd nie zna jidysz. 
Dzisiaj zaczęliśmy oglądać „Manhunt”. Nie ma chyba dobrego słowa na to słowa w polskim i to musi coś mówić o naszej historii. 
Jak na razie dobrze się ten serial zapowiada. Prowincjonalne było wtedy to mocarstwo. Złą informacją jest, że – z niewiadomych przyczyn – bohater, czyli sekretarz Stanton nie ma brody. A powinien chyba mieć. I to większą ode mnie. 


sobota, 16 marca 2024

15 marca 2024


1. Z niewiadomych przyczyn, wyszło jakoś tak, że miałem dzień pod hasłem polskiej dyplomacji. Choć bardziej polskiej polityki. I to jeszcze wewnątrzpartyjnej, której ofiarą pada polska dyplomacja. Historie, które usłyszałem, brzmią logicznie, choć dość sensacyjnie. Otóż cała awantura w sprawie odwołania pięćdziesięciu ambasadorów, to nie szarża Radka Sikorskiego na Pałac Prezydencki, tylko atak Donalda Tuska na Radka Sikorskiego.

Donald Tusk podjął ponoć decyzję o starcie w przyszłorocznych wyborach prezydenckich. Zaczyna czyścić pole. Stąd na przykład atak na szeroko rozumianego Hołownię. No i stąd chęć osłabienia Sikorskiego. Minister Spraw Zagranicznych bardzo się ostatnio wzmocnił. Z jednej strony – jak na ministra niemiłościwie nam panującego rządu – zachowywał się w zadziwiająco cywilizowany sposób, z drugiej – miał bardzo dobre tournée w Stanach, po którym chwalony był nie tylko w swojej bańce, co się zbyt często teraz nie zdarza. 
W jednej wersji historii to właśnie dlatego Donald Tusk wymusił na Sikorskim odwoływanie ambasadorów. Co prawda, o żadnym odwoływaniu na razie nie ma mowy, żadna procedura została rozpoczęta, jedynie wysłano wiadomości, że w tym roku, takie procedury zostaną rozpoczęte. Na ostro, o całej sprawie opowiedział w wywiadzie Tusk. 
Wymiana ambasadorów po zmianie władzy to normalna sprawa. Z tym, że nie robi się tego hurtem. I raczej po cichu. I spokojnie. Kiedy PiS-owski reżim doszedł do władzy, Witold Waszczykowski ambasadorów wymieniał powoli. Bardzo powoli. Na własne oczy obserwowałem trzy przypadki, które zjechać powinny natychmiast, a Waszczykowski własną piersią ich osłaniał. (Te trzy przypadki to opisania kiedyś we wspomnieniach)(zwłaszcza jeden, który Głowę Państwa raz przyjmował z żoną, a raz z kochanką).
Aktualna awantura jest zdecydowanie niedyplomatyczna. I jej niedyplomatyczność bije w Sikorskiego.
W innej wersji historii, Tuskowi chodzi o to, żeby się nie musiał wywiązywać z obietnicy złożonej wobec Sikorskiego. Sikorski miał mieć obiecane stanowisko unijnego komisarza. Po awanturze z odwoływanem ambasadorów Sikorski będzie kandydatem awanturującym się, czyli może lepiej wysłać kogoś innego. Na przykład Piotra Serafina z Sulęcina, wybitnego specjalistę od Unii, któremu ponoć Tusk też obiecał stanowisko komisarza. 
Złą informacją jest, że równie dobrze cała awantura może nie mieć drugiego dna. A Donald Tusk wyskoczył z tym wywiadem tylko dla paru lajków od tzw. jebaćpisów.
A jeszcze gorsza, że następna władza ściągnie z placowek wszystkich ambasadorów w dzień zaprzysiężenia rządu. 

2. Przyszła wiosna. Zakwitła mirabelka obok wjazdu do stołówki. Operujące na niej pszczoły słychać było z dobrych kilkunastu metrów. To razem z wczorajszym bocianem zmobilizowało mnie do rozpoczęcia procesu rozciągania węży ogrodowych. I sprawdzenia, jak się ma nasza studnia. Studnia ma się dobrze. Oczywiście rozpiął mi się calowy wąż. Próbowałem spiąć go pod ciśnieniem. Efekt był taki, że się przemoczyłem od stóp do głowy. Walcząc z wężami próbowałem słuchać komisji ds. Pegasusa. Wysłuchałem tylko trochę, bo mi się coś parkowy internet przestał fungować. Może i dobrze, że zbyt dużo komisji mi się nie udało wysłuchać. Człowiek, który dawno nie oglądał z bliska sejmowych obrad, powoli zapomina, jak głupie jest to miejsce i kim jest obsadzone. 
Transmisja się rwała. Startowała od początku. Wracała do czasu rzeczywistego. Znowu wracała do początku. A na początku jacyś komentatorzy powtarzali bzdury na temat Pegasusa. Miałem nadzieje, że ubiegło piątkowy tekst z „Rzepy”, otworzy paru osobom oczy. Nie otworzył. I to jest zła informacja. 

3. Moje podstawowe, zwykle wiarygodne, źródło amerykańskich politycznych plotek powiedziało dziś, że Demokraci się poddali. Przestali wierzyć w szanse na zwycięstwo w prezydenckich wyborach. Właściwie nie ma się czemu dziwić. Ale mimo wszystko, takie rzeczy się raczej nie zdarzają. Ech, czemuż w tych wyborach nie walczą Reagan z Wilsonem. Tak, wiem, nie żyją. I to jest zła informacja.