Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Pałac Saski. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Pałac Saski. Pokaż wszystkie posty

piątek, 12 listopada 2021

11 listopada 2021


1. W robocie do mycia podłogi zepsuła się bateria. Od nieużywania. I to jest zła informacja, bo będę musiał kupić nową która pewnie też się zepsuje. Od nieużywania.

Rosyjskojęzyczny kierowca, o zdecydowanie niechrześcijańskich imieniu, zawiózł mnie uberem w okolice placu Piłsudskiego. Nie mógł jechać wytyczona przez aplikację trasą, gdyż Jerozolimskie były już zamknięte. 

2. Postałem chwilę na trawniku, w miejscu gdzie stanie południowe skrzydło Saskiego, żeby w przyszłości, kiedy już stanie, opowiadać, że tam stałem.

Orły Białe w Pałacu. Skromnie. Jednak to nie to samo co na Zamku Królewskim. I to jest zła informacja. Uważam, że to Zamek powinien być siedzibą głowy państwa. Pałac jest jednak trochę bez sensu. 

Przypadkiem miałem szansę zobaczyć naszą dyplomacją w działaniu. Skutecznym. Którego efekty można było zobaczyć wieczorem. 

Tymczasem w Zielonej Górze, podczas wojewódzkich uroczystości, konferansjer w ręce trzymał teczkę z logo Stali Gorzów. Prowokacja została zauważona. Jednak atmosfera Święta uchroniła prowokatora przed linczem.

3. Wracałem przez Łódź. Jakość nawierzchni łódzkich ulic przypomina tę drogi Borów-Wilkowo. Droga Borów-Wilkowo ma być gotowa na w czerwcu. Łódzkie ulicę trudno powiedzieć kiedy. Z Łodzi pojechałem do Zgierza po drodze nie zobaczyłem żadnej strażackiej wieży. Ze Zgierza do Emilii. W Emilii się okazało, że się nie da wjechać na autostradę. Jechałem więc objazdem przez miejscowości o których istnieniu wcześniej nie wiedziałem. No i dojechałem więc o prawie trzeciej. I to jest zła informacja, bo zaraz mi będzie dzwonił budzik. 

Dyktowanie w iPhone działa. Gdyby nie działało – pisałbym do świtu. 




 

wtorek, 20 lipca 2021

20 lipca 2021


1. No więc Kocio rano wyawanturował sobie nieco zawartości rossmannowej puszki. Bardzo rano. Za bardzo. Na mnie sobie wyawanturował. Potem gdzieś polazł. Kiedy go nie było, przyszła Rudzia. Wyjadła, co Kocio zostawił i zaczęła szukać kogoś, kto jej dołoży. Padło na mnie. Zjadła właściwie całą puszkę. 
Potem Kocio przyszedł. Coś tam zjadł. Poszedł. Spotkałem go pod stołówką. Wszedł do środka, pomiauczał. Wyszedł. Zaległ na betonie. Ja wyciągałem rusztowanie. Kiedy mi się udało je wyciągnąć. Przeskoczył przez płot do sąsiada, który ma gołębie i dwa psy w niezbyt obszernych kojcach. 
Przywiozłem rusztowanie pod dom. I za jego pomocą zacząłem demontować daszek. Nad wejściem przymocowany był daszek. Falisty. Z niegdyś żółtego sztucznego tworzywa. Bożena chciała go zdjąć od zawsze. Ja się buntowałem, gdyż doceniałem daszku użyteczność. W końcu z tego butu wyrosłem. Demontaż daszku był męczący, acz niezbyt skomplikowany. Kilka śrub okręciłem. Kilka obciąłem. Praca trzymaną jedną ręką szlifierką kątową, która nie ma osłony, bo tarcza nie chciała wejść. A to wszystko na jednaj nodze, gdyż rusztowania nie da się bliżej przesunąć. W każdym razie – daszku nie ma, a dom nieco bardziej przypomina siebie sprzed przynajmniej 100 lat. Musiałem pójść do sąsiada Józka pożyczyć tarczę do cięcia. Przy okazji kupiłem jajka (18 zł za 30). Kiedy wracałem, nad lasem za wsią przeleciał Mi-24. W zasadzie, to nie byłem pewien, co to za śmigłowiec był. Teraz powiększyłem sobie zdjęcie. I ani chybi Hind.
Przyszła Rudzia, wyjadła to, co Kocio zostawił. Poprosiła o jeszcze. Zjadła poszła. Przyszedł Kocio. Coś tam zjadł. Poszedł. Rudzia już więcej nie wróciła. Kocio przynajmniej dwa razy. 

2. Postanowiłem obejrzeć Druha Sekretarza w Polsacie. Rozmowa o odbudowie Saskiego. Z Kwiatkowskim. Tym razem Robertem. 
Rzeczony Kwiatkowski (Robert) zasugerował, że odbudowa Pałacu Saskiego służyć ma jedynie przeniesieniu pomnika Poniatowskiego z Krakowskiego Przedmieścia, by zrobić miejsce na pomnik prezydenta Kaczyńskiego. Bardziej by mi taki tekst pasował do powróconego Tuska, niż doświadczonego lewicowca. Ale z drugiej strony, po tym jak odjechał Leszek Miller – wszystko jest możliwe. 
Kwiatkowski (Robert) powiedział też, że komunizm dał Polsce Ziemie Zachodnie. O ile mnie pamięć nie myli, to 2/3 decydujących w sprawie przesuwania granic z komunizmem miało raczej niewiele wspólnego. Ale co ja się tam znam. 

3. Po zmroku zebrałem się w sobie i założyłem nowy pasek do kosiarki. Ciut był za krótki, więc łatwo nie było. Jak już założyłem, to postanowiłem chwilę pokosić. Kosiłem dłuższą chwilę. Kosiarka niby ma reflektor, ale jednak do tego, żeby zobaczyć jak mi koszenie wyszło – nie wystarczy. Zobaczymy jutro.

Mój Nowy Szef donosi, że w nocy nie było aż tak źle. A dziś pada. Więc też spokój. Bogatemu to i byk się ocieli. 

czwartek, 8 lipca 2021

7 lipca 2021


1. Przez te wszystkie mecyje ze strzelaniną, pracę nad felietonem do „Dziennika Polskiego” i ogólne niepozbieranie położyłem się spać chwilę przed czwartą. O siódmej obudziła mnie śmieciarka. I tyle by było ze spania. 
Nie zamierzam być ustami Donalda Tuska – powiedziała Piaseckiemu Nowacka. Zastanawiałem się przez chwilę, czy istnieje w Polsce dziennikarz, który by na takie oświadczenie zareagował pytaniem: a którą częścią ciała Donalda Tuska pani posłanka zamierza być? I dlaczego akurat tą? Żadne nazwisko mi do głowy wpaść nie chciało. Zastanawiam się tylko, czy to aby nie efekt zżerającej nazwiska mgły COVID-owej.
Oglądałem przez chwilę Sejm. Łobuzie jeden – krzyczał do Wąsika Nitras. Łobuz – wydawać by się mogło – zapomniane słowo. A takie właściwie ładne. Wcześniej odbył się rytuał wyrzucania Brauna bez maseczki. W dzieciństwie późnym usłyszałem żart: dlaczego sejm jest okrągły? Bo cyrk nie może być kwadratowy. 

2. Później byłem świadkiem wydarzenie, które miało być kolejnym początkiem odbudowy Pałacu Saskiego. Z przyległościami. Jakiś czas temu odkryłem, że jestem wielbicielem dużych inwestycji. Przekop Mierzei– uwielbiam pomysł. Tunel w Świnoujściu – na miejscu nie byłem, sporo słyszałem. CPK zmieni Polskę. I nie chodzi o wielkie lotnisko z bunkrem dla – nie pamiętam – Mosadu? Chodzi o sieć komunikacyjną, która w końcu wiek z kawałkiem po odzyskaniu niepodległości połączy Polskę niezależnie od wytyczonych przez zaborców linii. No i teraz Pałac Saski, bez którego trudno jest mówić, że Warszawę odbudowano. 
Pojechałem do Muzeum Powstania. Dawno nie byłem. Dyrektorów spotkałem w zdrowiu. Ogarniają kolejną rocznicę. Śpiewanki będą na terenie Muzeum. Mam nadzieję, że wrócą na plac Piłsudskiego jeszcze nim Pałac Saski zostanie odbudowany. Jechałem z pewnymi obawami, czy aby prezydent Trzaskowski nie będzie próbował odreagowywać frustracji, jakie go ostatnio dotknęły na obcym mu jednak Muzeum. Panowie Dyrektorzy nie narzekali. A ja nie zapytałem.

Wcześniej rozmawiałem przez chwilę z panią dr dwojga nazwisk Fedyszak-Radziejowską. Pani Doktor zwykła słysząc coś, co się jej nie podoba, dziękować. Mówiąc, że lżej dzięki temu jej będzie umierać. Zapytałem ile trzeba mieć lat, by móc tego argumentu używać. Odpowiedziała, że przynajmniej siedemdziesiąt. Próbowałem negocjować, tłumacząc, że mężczyźni żyją krócej. Była nieugięta. 

3. Z Muzeum pojechałem do Pomiechówka. Odstawić audi na wahacz, olej i potencjalnie inne rzeczy. Jakiś kawałek przed skrętem na Modlin w rowie leżały mocno poobijane zwłoki samochodu. Ciekawe, czy długo poleżą – ceny złomu biją rekordy. Zostawiłem audi, udałem się na kolejowy dworzec. Przez chwilę miałem problem z odgadnięciem w którą stronę jest Warszawa. Dworzec w budowie. Ponoć gotowy od dłuższego czasu. Na pociąg czekałem czterdzieści minut. Po drugiej stronie torów, na ławce spał człowiek. A przynajmniej mam taką nadzieję. Głupio by było, gdyby był po – na przykład – wylewie. Pociągiem na Gdańską. W mrokach Stanu Wojennego jeździłem z Gdańskiej do Modlina oglądać twierdzę. Sporo się od tego czasu zmieniło. 
Zdążyłem do Pałacu na mecz. Mecz jak mecz. Cracovia nie straciła ani jednej bramki. Zadziwiająco dużo przedstawicieli administracji centralnej czyta 3neg.pl. Mam wrażenie, że wszyscy są zainteresowani tym, bym jak najszybciej wrócił na wieś, bo bardziej niż moje warszawskie obserwacje, interesują ich przygody Kocia (wszystko u niego w porządku). Pojawiły się próby nacisku – niektórzy chcieliby się w konkretny sposób w Negatywach pojawić. (Tak, to o Tobie Pawle. Nie pamiętam, co chciałeś, żebym napisał: brodaty nudziarz? Nic z tego).
Muszę rozważyć wejście na patronite. I chyba jedyne, co bym mógł zaofiarować hojniejszym sponsorom, to raz w miesiącu obecność w Negatywach. 

Wracałem pieszo przez pustą Warszawę. Nowe przepisy zmiotły elektryczne hulajnogi. Za to na ulice wyległy śmierdzące, hałasujące traktory i samochody z wodą w beczkach do podlewania donic z zielenią. Ciekawe, czy ktoś akceptujący pomysł przeniesienia zieleni do donic myślał o ich podlewaniu. Na pewno. Przecież miasto rządzone jest przez wybitnych fachowców, wybranych w transparentnych, uczciwych konkursach. 

Flaga Palestyny dalej wisi. Trochę się tylko pozwijała. Dziś pod Krakenem nikt nie strzelał. Wydzierała się za to z balkonu jakaś pani. Darła się na rozmawiających, ostatnich wychodzących z Krakena gości. Ot, uroki życia w mieście.