poniedziałek, 28 sierpnia 2017

27 sierpnia 2017


1. Pojechaliśmy na grzyby. Ja, Profesor i Jaś. Profesor twierdził, że żaden z niego zbieracz. Jaś też nie miał raczej praktyki. Grzybów niewiele. Kurki – tam, gdzie zwykle. Jakiś pojedynczy podgrzybek. Pokazałem panom strzelnicę. Dawno tu nie byłem. Zauważyliśmy, że jak na polskie warunki ma bardzo długie tory [czy jak się tam to nazywa]. Betonowy kanał dla zmieniaczy tarcz też nie jest zbyt często spotykany.
Mam nadzieję, że kiedyś stanie się coś takiego, że Lasy Państwowe przekażą komuś ten teren i ten ktoś strzelnicę na nowo uruchomi. I będzie można sobie strzelać. Z różnych rzeczy do strzelania. W Dębniaku nie było śladu prawdziwków, w rydzowym miejscu – rydzów. Za to były dwa gigantyczne maślaki. Rydzowe miejsce zarosło. I to jest zła informacja, bo trudno się tam chodzi. Trudniej niż dwa lata temu.

2. Przypomniało mi się, że od paru miesięcy nie wiadomo po co płacę za Showmax. Przybyło trochę niezbyt pociągających polskich filmów. Ale też starych seriali. Na przykład „Jerycho”. Przypomniało mi się, że kiedyś nie dooglądałem go do końca. Zacząłem więc oglądać przygotowując obiad. Ładnie filmowane krajobrazy, sympatyczni bohaterowie, niby wszystko w porządku, ale powoli zaczęło mi się przypominać, że tego rodzaju seriale sprzed dekady są na dłuższą metę nudne. Dla oszczędności czasu wystarczy znaleźć w Internecie skrócony opis fabuły odcinków. I to jest zła informacja, bo już myślałem, że sobie znalazłem sposób na podróże.

Burmistrza Jercha gra Rajmond Tusk z HoC.

3. Kurek było trochę za mało jak na sos dla dziesięciu osób. Dołożyłem więc trzy sowy/kanie. I to był dobry pomysł. Jeśli las pozwoli – muszę przetestować sos z samych sów/kań.
Biesiadowanie z Profesorem było bardzo przyjemne. Próbowałem go namówić,
by napisał jeden z Negatywów. Tym razem odmówił. I to jest zła informacja. Może zrobi to następnym razem.  

niedziela, 27 sierpnia 2017

26 sierpnia 2017



1. Pokrajzegowałem wszystko drewno, jakie leżało koło domu. To, czego krajzega nie mogła ruszyć pociąłem ketenzegą z Lidla. Nie chciało mi się ułożyć pociętych pniaczków. I ich nie ułożyłem. I to jest zła informacja, bo jednak nie jest dobrze nie kończyć roboty.
Zadzwonił mechanik, że beemka jest do odbioru. Wymienione przewody paliwowe i hamulcowe. 1600 zł do zapłaty.

2. Bycie świeżym prezydentem zachodnioeuropejskiego kraju o odwiecznych mocarstwowych ambicjach jest jednak skomplikowane. Ma niby człowiek pałac w bardzo popularnym mieście, gwardzistów w białych portkach i złotych kaskach z pióropuszami. Media przez miesiące piszą, że jest wspaniały, tłumy wiwatują, dzieci kwiaty rzucają. Publicyści wszystkich krajów łączą się w bólu, pisząc, że potrzeba ich krajom kogoś takiego, jak ty.
A tu nagle się okazuje, że kiedy przychodzi do konkretów – nie jest tak prosto. Dzwoni się do środkowoeuropejskiego kraju, w którym ponoć psy tyłem szczekają i na pewno są białe niedźwiedzie. I mówi, że nie przyjedzie tam, póki kraj ten nie kupi produktów naszych zbrojeniowych fabryk. A ci, miast przybiec z kwiatami i kupić i mnóstwo helikopterów i okrętów podwodnych i rakiet przeciwokrętowych i takich innych rakiet, których jeszcze nie ma i nie wiadomo, kiedy będą – wszystko za podwójną wartość. I podziękować, że mogą kupować w naszych sieciach handlowych i rozmawiać przez naszą sieć telefoniczną i obiecać, że będą wyłącznie kupować nasze samochody zamiast niemieckich. I przeprosić, że u nich pracownicy pracują za mniej pieniędzy niż u nas. I oni, zamiast zrobić to wszystko – nie robią nic.
Zachowują się, jakby się zupełnie nie bali tego, że się na nich obrazimy.
I co? I nie wiadomo, co z tym zrobić.

Strasznie dużo ludzi jest złych na prezydenta Macrona. A tak naprawdę powinno im być go żal. Ludziom brakuje wrażliwości. I to jest zła informacja.

3. Jadąc do Świebodzina na stację, po prof. Zybertowicza, dotarło do mnie, że nie znam żeńskiej formy słowa Pers. Jedna z koleżanek Mileny, które gościmy jest córka irańskiej matki. Więc jest… Persjanką. Albo Persyjką. Chyba wolę Persjankę.
Byliśmy w Lidlu. Piąteczek, więc gęsto. Pojechaliśmy do Grene. Chyba jest już po żniwach, bo czynne jest teraz tylko do siedemnastej.

Pojechaliśmy odebrać beemkę. No i się okazało, że 1600 zł, to nie całość. Wcześniej zostawiłem 700 zaliczki. Pan mechanik zasugerował, że auto od spodu gnije. I to jest zła informacja.


Pamiętam, że w podstawówce, podczas zajęć przygotowujących do wyboru zawodu usłyszeliśmy, że jeżeli praca pozwala na poznawanie interesujących ludzi to znaczy, że jest dobra. Utrwaliło się mi to. Więc z tego powodu doceniam moją pracę.

Przyjechał mój brat. Niby po to, żeby zabrać reczy, których nie chciało mu się wieźć pociągiem. A realnie po to, żeby się z prof. Zybertowiczem spotkać. Jest wszakże jego psychofanem.

sobota, 26 sierpnia 2017

25 sierpnia 2017


1. Lampy do Suburbana wciąż są In Transit. I to jest zła informacja, bo w najlepszym wypadku miały być już wczoraj. W najgorszym – za tydzień. Czyli za późno.
Zderzak po zdjęciu z podnośnika wygląda na trochę wyprostowany. A może nie wygląda, tylko się mi tak wydaje.

Żona Radosława Sikorskiego udzieliła wywiadu Rzepie. Rzepa wykroiła lead: „Jeżeli wasz kraj nie będzie przestrzegać demokracji i zasad państwa prawa, przestanie być częścią tej samej cywilizacji co Zachód. W razie zagrożenia ze strony Rosji USA mogą nie przyjść Polsce z pomocą – mówi Jędrzejowi Bieleckiemu znana amerykańska publicystka.”
Wasz kraj – mówi polska [od 2013 roku] obywatelka.
W każdym razie, gdy spotkam Demokrację, to ją przestrzegę. Przed ludźmi, którzy źle znoszą wyniki demokratycznych wyborów.

2. Wydaje mi się, że przez cały dzień ciąłem różne rzeczy krajzegą. Wydaje mi się, że mi się to tylko wydawało, bo efekty nie były zbyt oszałamiające.

Przyjechał pocztowy kurier i przywiózł Bożenie rower. Zapytał ile robię kilometrów miesięcznie. Nie zrozumiałem. Rowerem ile robię, bo on tysiąc.
Składanie roweru było dość proste. Dwa razy musiałem zakładać koło przednie, bo nie przykręciłem wachlarza. Właściwie, to nie wiem, dlaczego rowerowy błotnik nazywa się wachlarzem. Później nie mogłem znaleźć śruby mocującej siodełko. Po kwadransie poszukiwań się okazało, że jest na miejscu, tylko jej nie zauważyłem. I to jest zła informacja, bo ostatnio parę razy zdarzyło mi się szukać okularów, które miałem na głowie [nad okularami, które miałem na nosie].

3. Postanowiłem się przejechać Suburbanem. Zrobiłem kółko Ołobok – Borów – Wilkowo – Lubrza – Boryszyn – Zarzyń –Pieski – Międzyrzecz – S3 – Świebodzin – Ołobok. W Zarzyniu w indyczej fermie stał samochód wyładowany indykami. Strasznie to jednak duże ptaki. Choć może to były gęsi. I ferma gęsia. W Borowie leją asfalt. Porządny, szeroki, na dwa auta. Kiedy wyleją – nic już nie będzie jak dawniej. Borów będzie wyasfaltowaną enklawą na niedoasfaltowanej drodze z Ołoboku do Wilkowa.
Bożena pomalowała drzwi balkonowe. Bohatersko z drabiny. Mimo lęku wysokości.
Ja tam nie lubię malować. I to jest zła informacja, bo gdybym lubił to bym mógł zostać na przykład malarzem.


piątek, 25 sierpnia 2017

24 sierpnia 2017


1. Wstałem i wpadłem na pomysł, jak spróbować wyprostować tylny zderzak w Suburbanie. Jeszcze przed śniadaniem pomysł zrealizowałem. Znaczy wyjąłem podnośnik, przyniosłem pieniek i podnośnikiem postawionym na pieńku podniosłem Suburbana za zderzak. Znaczy zderzak podparty podnośnikiem wrócił do swojej oryginalnej pozycji. Złą informacją jest, że nie ma pewności, czy w takiej pozycji bez podnośnika pozostanie.

Gazeta ograniczyła prawo komentowania swoich tekstów. Mogą to robić tylko czytelnicy, którzy zapłacili abonament. Od pewnego czasu twierdzę, że Agora kopiuje pomysł biznesowy red. Sakiewicza. Pomysł polegający na stworzeniu niezbyt dużej grupy czytelników o dość radykalnych poglądach i dostarczaniu jej odpowiednio radykalnych treści, tak by się ta grupa w swych radykalnych poglądach utwierdzała, wzmacniając swoje przywiązanie do medium.
Pomysł, by komentowanie wymagało opłacenia abonamentu to spora modyfikacja. Odważna. Jak rozumiem – chodzi o to, by czytelnicy mieli wrażenie, że cały świat myśli jak oni – mało prawdopodobne, by ktoś, kto ma inne niż Gazeta spojrzenie na świat chciał płacić za możliwość komentowania.
Jak na razie większość pomysłów Agory zbliżała jej część wydawniczą do upadku. Trudno uwierzyć, by z tym było inaczej.

2. Kontynuowałem cięcie krzaków. Niezbyt długo kontynuowałem, bo z jednej strony na drodze stanęły mi owocujące jeżyny. Z drugiej – zostały krzaki o pniach tak grubych, że łatwo było sobie wyobrazić, iż za rok będą jeszcze grubsze, czyli po ścięciu więcej będzie z nich pożytku.
Zabrałem się za czyszczenie bidetu. Częściowo skutecznie. Częściowo nieskutecznie. Robotnicy montujący bidet – excusez le mot – ujebali go cementem, który strach drapać, bo się może bidet porysować. Złą informacją jest, że co na bidet nie spojrzę w głowie zaczyna mi śpiwać Michael Jackson piosenkę „Beat it”. O to jest do wytrzymania trudne.

3. W parku, koło domu wyrósł podgrzybek. Niezbyt foremny, ale zawsze.
Strasznie luźny się zrobił pasek w krajzedze. Postanowiłem go naciągnąć. Zrealizowałem nawet to postanowienie. I to jest zła informacja, bo naciągnięty pasek wykręcił koło pasowe z silnika. I spadł. I nie było sensu go zakładać. Bo znowu by wykręcił. I spadł. Trzeba więc było tuningować.
Józek, ojciec sąsiada Tomka przejechał z walizkową spawarką i przychwycił koło pasowe.
Przy okazji zauważył, że koło pasowe na osi piły zamontowane jest w niechrześcijański sposób i bije. Znaczy – ma bicie. Umówiliśmy się, że przed wyjazdem przywlokę mu krajzegę, by w wolnych chwilach zrobił z nią porządek. Jak zrobi – będzie porządna. Będzie też dużo droższa niż zakładałem.
I to jest zła informacja.

Sąsiad Tomek układa panele. Od dwóch dni. Nie będę się z niego nabijał, choć straszył, że jak się zaweźmie, to w dzień skończy. Cóż, nie miał się jak zawziąć, bo ciągle mu ktoś przeszkadzał. Ludzie to jednak nie mają serca.








czwartek, 24 sierpnia 2017

23 sierpnia 2017


1. Przypomniał mi się dowcip. Carska Rosja. W przedziale pociągu z Moskwy do Petersburga jedzie dwóch obywateli. Rozmawiają. Zeszło na politykę. Wojnę Rosyjsko-Japońską. Rosyjskie klęski. Zaczęli niepochlebnie się wyrażać o carze Mikołaju. Na to do przedziału wpada żandarm i krzyczy, że ich aresztuje za obrazę majestatu. Jeden z obywateli – cwańszy – zaczął tłumaczyć, że rozmawiali o czarze niemieckim, a nie rosyjskim. Na co żandarm ryknął: Молчи, который царь дурак мы лучше знаем!
[Żeby nie było niedomówień – przypomniał mi się z powodów zupełnie niepolitycznych]

Wziąłem do ręki kupiony w Mrówce egzemplarz świebodzińskiego tygodnika „Dzień za dniem”.
„Dzień za dniem” to chyba jedyna gazeta [papierowa], jaką kupuję. Jeśli gdzieś zauważę.
Tygodnik jakiś czas temu został wchłonięty przez Polska Press [dawniej Polskapresse] czyli grupę wydawniczą z Pasawy. Przejęcie nie wpłynęło specjalnie na jakość tekstów. Mam wrażenie, że nawet skład redakcji się nie zmienił. Naczelną została żona naczelnego, albo coś w tym rodzaju.
Wbrew temu, co mówię głośno powodem kupowania tygodnika nie jest chęć wspierania prasy lokalnej. Kupuję dla nagłówków, które w znakomitej większości są nie do ogarnięcia.
No więc wziąłem do ręki kupiony w Mrówce egzemplarz świebodzińskiego tygodnika „Dzień za dniem”. I wciąż się od niego nie mogę oderwać. I to jest zła informacja.

HISTORIA Poznaj biografię druhny Zofii Kędzierskiej zwaną »Kaczuszką«”


2. Józek, ojciec sąsiada Tomka rozpoczął wykopki. Używa do tego zielonej maszyny ciągnionej przez czerwonego białorusa. Na zielonej maszynie wiezie krewnych, którzy oddzielają ziarna od plew, a konkretnie ziemniaki od nieziemniaków. Maszyna jest ponoć szwajcarska ale nieco przez Józka zmodyfikowana. Ważne, że wykopki nie powodują już bólu pleców, jaki powodowały przez stulecia, od kiedy ziemniaki pojawiły się w naszej okolicy.

WŁOSKI STUNT Paweł Karbownik trzecim jeźdźcem na kole w Italii

Tymczasem w Stanach Zjednoczonych przesyłka [lampy do Suburbana] dotarła na miejsce. Co prawda wg trackingu wylądowała w Cincinnati [Ohio] ale ebay napisał, że jest w Erlanger [Kentucky]. Znaczy ostatnie trzydzieści mil przesyłka pokonała w sobie wiadomy sposób.

Odszedł, choć nikt się tego nie spodziewał

Tymczasem do Rokitnicy dotarła paczka z kosą spalinową chińskiej produkcji reklamowanej przez sprzedawcę jako „oryginalna kosa Polskiej marki John Gardener”, „Proszę uważać na pseudo niemiecki marki podobnych kos z chin” [pisownia oryginalna].
Chwilę zajęły mi jej złożenie. Ale warto się było pomęczyć. Silnik [ponoć sześciokonny] daje radę. W zestawie była widiowa tarcza tnąca. Założyłem i zaatakowałem jeżyny. Zaatakowałem i zwyciężyłem. Złą informacją jest, że kupiłem tę kosę teraz, a nie dwa tygodnie temu. Z tą tarczą w tym czasie zrobiłbym z parku w stylu angielskim – francuski.

Świebodzin Zwłoki mężczyzny zostały znalezione w jego garażu. Nieszczęśliwy traf czy zabójstwo?

Wieczorem pojechaliśmy do Świebodzina do apteki. Kupowałem Solpadeinę. Chciałem duże opakowanie. Usłyszałem, że nie mogę kupić, bo jest limit kodeiny na pacjenta. W Warszawie nie ma. Przypomniało mi się „Pustkowie” czeski serial HBO dziejący się na pograniczu polsko-czeskim. Był tam motyw kupowania w polskich aptekach leków, z których robiono narkotyki.
„Pustkowie” – świetny serial. Przy nim widać, że „Belfer” to jednak cienizna. „Ojciec Mateusz” dla warszawki.
Świński biznes a opór mieszkańców


3. Wieczorem przyjechał Niemiec od Józki. Przywiózł ze sobą Bangladeszanina [nie napiszę „Banglijczyka”, bo mam wrażenie, że nikt nie będzie wiedział o co chodzi].
Bangladesz zawsze mi się będzie kojarzył z legendą miejską, którą opowiadał ojciec pewnego mojego kolegi. Otóż rzecz się działa w Krakowie „na miasteczku [studenckim]” w pierwszej połowie lat siedemdziesiątych. W kolejce stał jakiś czarnoskóry student z bratniego afrykańskiego kraju, za nim student nasz, polski, z AGH. No i ten nasz zapytał tego czarnoskórego „Bangladesz?” myśląc, jak pewnie sporo wtedy ludzi, którzy nie mogli się jeszcze uczyć w szkole na geografii o położeniu tego, za czasów ich lekcji geografii, jeszcze nieistniejącego państwa, że Bangladesz leży w gdzieś w Afryce. Na to pytanie czarnoskóry wyciągnął rękę popatrzył na nią, by sprawdzić czy jest sucha. „Nie bangla” – odpowiedział.
To właściwie wcale nie jest śmieszne. I to jest zła informacja.

Bangladesz uzyskał niepodległość w 1971 roku. Wcześniej armia pakistańska wymordowała półtora miliona cywilów. Wcześniej pół miliona ludzi zginęło podczas ataku cyklonu Bhola. Później, w 1975 roku zamordowano pierwszego prezydenta Bangladeszu. Razem z prawie całą rodziną i wszystkimi pracownikami jego rezydencji. Prawie całą – przeżyły dwie córki, z których jedna jest teraz premierem. Rodzice naszego Bangliczyka byli w dzień zamachu na obiedzie u prezydenta. Zdążyli wyjść, nim przyszli zamachowcy. Później szybko wyjechać z kraju.

Oj wypadałoby znać historię najnowszą. Przynajmniej tę jej część, która się wydarzyła za świadomości.

Kibicu! Trzymasz kciuki za ich końcowy sukces?

środa, 23 sierpnia 2017

22 sierpnia 2017


1. Wstałem, pognałem do komputera, by się dowiedzieć, że moje lampy do Suburbana są w Illinois. I to jest zła informacja, bo miałem nadzieje, że przesyłka trafi prosto do Tennessee, skąd wyleci do Europy.

2. Pojechaliśmy do Świebodzina, żeby odebrać nowy zestaw berlińskich koleżanek dziewczyn. Tym razem dwie. Typ nieco bardziej orientalny. Pojechaliśmy do Mrówki, gdzie kupiłem lokalny tygodnik. Później do Lidla, gdzie kupiłem elektryczną pilarkę.
Wróciliśmy. Wyjąłem pilarkę z opakowania. Obejrzałem, wyciągnąłem przedłużacz, podpiąłem. Zaczęło padać. Wróciłem do domu. Przestało padać. Podpiąłem przedłużacz. Zacząłem rżnąć. Zaczęło padać. Wróciłem do domu. Przestało padać. Zacząłem rżnąć. Zaczęło padać. Wróciłem do domu. Przestało padać. Zacząłem rżnąć. Zaczęło padać. Wróciłem do domu. Przestało padać. Zacząłem rżnąć. Zaczęło padać. Wróciłem do domu. Dotarło do mnie, że kupiłem urządzenie do wywoływania deszczu. I to jest zła informacja, bo chciałem kupić coś do rżnięcia gałęzi.

3. Wieczorem poszedłem do sąsiadów wypić piwo. Niby było – jak zwykle – fajnie. Ale jednak za zimno. I to jest zła informacja. Piwo, żeby smakować wymaga zmęczenia i zewnętrznej temperatury.
Obejrzeliśmy chyba najlepszy w tej serii odcinek „Gry o tron”. Później, z nudów, film z Clivem Owenem „The International”. Film ze strasznie głupią sceną strzelaniny w nowojorskim Guggenheimie. Można odnieść wrażenie, że nikt nie wie do czego służą pistolety maszynowe. I to jest zła informacja.


wtorek, 22 sierpnia 2017

21 sierpnia 2017



1. Człowiek, który w niedzielę wstaje o siódmej rano, mimo iż nie ma nic specjalnego do roboty jest najprawdopodobniej głupszy niż kilo gwoździ.
Wstałem o siódmej rano. I to jest zła informacja.

2. Woronicza 17. Red. Rachoń tytułował Pawła Rabieja ministrem. Rabiej zwykle nazywany bywa posłem, którym nie jest. Minister to coś nowego. Zapytałem na Twitterze o co chodzi. Po chwili w telewizorze red. Rachoń odpowiedział, że członkom komisji weryfikacyjnej taki tytuł przysługuje. XXI wiek – telewizja interaktywna.
Ryszard Petru, gdy wróci z wycieczek i się dowie, że ten jest ministrem za rządów PiS-u, pewnie wyrzuci go z partii.
Profesor Zybertowicz pod koniec programu zacytował mem. Po czym poznać lewaka? Uważa, że się nie da kontrolować granic, ale da się kontrolować globalny klimat.
Słowa zrobiły szybką karierę. Szybko pominięto fakt, że Profesor nie był ich autorem.
W Ławie polityków występował Adrian Zandberg. Mam wrażenie, że chłop się postarzał. I to jest zła informacja, bo znowu nici z młodej lewicy.

Jednak Sun Tzu przez cały czas siedzi mi w głowie. Dotarło do nie twierdzenie, że wódz może się przeciwstawić władcy, jeżeli jego rozkazy są głupie. Dyskusje o zwierzchnictwie nad siłami zbrojnymi są najwyraźniej odwieczne.

3. Przez lata żyliśmy w przekonaniu, że jedynym zachowanym elementem wyposażenia pałacu jest bidet. Zdemontowany ze dwanaście lat temu czekał na swój czas na poddaszu. W związku z tym, że dziewczyny zaczęły tam sprzątać, wyniosłem bidet na zewnątrz i zacząłem myć. Udało się przetkać odpływ. Bateria niestety jest niekompletna. Raczej nie uda się jej naprawić. I to jest zła informacja.
Od spodu na bidecie wyciśnięta jest data. Albo 12 8 22, albo 17 8 72. Dwie możliwości. Jeżeli to data produkcji i pierwsza wersja jest prawdziwa, to bidet faktycznie pochodzi z wyposażenia pałacu. Jeżeli druga – wstawiono go podczas remontu w 1976. Czyli z oryginalnego wyposażenia nic nie zostało. Resztki baterii, chromowane rurki odpływu wyglądają coś za porządnie jak na polską produkcję z ery wczesnego Gierka. Zresztą czy wtedy produkowano w Polsce bidety?

Po dwóch prawie tygodniach pobytu koty złapały mysz. Złapał Stary. Szybko ją wykończył. Siedzieli chwilę nad nią z Pawłem po czym gdzieś wynieśli. Wielkość szkód, jakie w tym roku myszy w kuchni narobiły wyleczyła mnie z wcześniejszego dla nich współczucia.

Wieczorem oglądaliśmy „Rogue One”. Strasznie niedisneyowski film. Dobrzy giną w imię Sprawy. I ta śmierć ma sens – prowadzi do nowej nadziei.


No i się wieczorem okazało, że jestem jednym z bohaterów plotkarskiej rubryki „Wprost”. Błędu w nazwisku nie było. W takiej sytuacji inne błędy nie miały znaczenia.