Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Służby Specjalne. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Służby Specjalne. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 9 kwietnia 2015

8 kwietnia 2015




1. No i po świętach. W „Newsweeku” nazywanym przez jednego z pracowników tej redakcji „Postępowcem Polskim” podejrzanie mało antypisowski tekst o SKOK-ach. Może dlatego, że z Krzymowskim pisał go red. Cieśla, który zbyt długo funkcjonuje na rynku, żeby iść w hunwejbinizm jak jego co poniektórzy koledzy.
Dalej wywiad z ministrem Kamińskim. Nie przeczytałem. Ale się przez chwilę zastanawiałem dlaczego o dlaczego z nim akurat rozmawiać o Smoleńsku.
Wszystko się wyjaśniło rano. Najpierw tekst o nowych stenogramach na stronie RMF. Chwilę później w radio min. Kamiński, który nie znał oczywiście treści. Oczywiście. Ale musiał ukończyć sześć kursów szybkiego czytania, bo tylko rzucił przed wejściem do studia okiem, a już mógł z tezami dyskutować.
Ministra zostawmy. Robi to, za co bierze pieniądze. W stylu, dla którego został – jak rozumiem – został wybrany.
Zajmijmy się radiem RMF, które najpierw puściło mocny tekst, później – kiedy prokuratura zarzuciła manipulowanie treścią („Dla przykładu podam, że materiał ten zawiera przedstawienie dwóch wypowiedzi bezpośrednio po sobie, nadając im określony kontekst, w sytuacji gdy w stenogramie biegłych pomiędzy tymi wypowiedziami znajduje się dodatkowo kilka innych wypowiedzi.”) powieszono na stronie cały stenogram.
Ci, którym się chciało go przeczytać mogli zauważyć, że się zupełnie nie trzyma kupy. Bo raczej mało prawdopodobne by większość rozmów w kabinie pozbawiona była logicznego sensu.
Biegli (jak się później okazało – biegły) się upiera, że wszystkie dźwięki pochodzą z kabiny.
Wystarczy to wziąć w nawias – i nagle rozmowy w kabinie nabierają sensu. Niestety w ten sposób upadła by większość sensacyjnych tez. Tez tak chętnie podjętych przez zagraniczne media.
Wygląda na to, że prokuratura nie publikowała tych stenogramów, gdyż miała wobec ich mieszane uczucia. Na dziennikarzy RMF wszyscy się rzucili. Ci, się zaczęli bronić.
Złą informacją jest, że robili to w stylu Sylwestra Latkowskiego.

Jak zauważył – nie powiem kto, bo wystarczająco dużo mówi ryzykownych rzeczy pod nazwiskiem – czasy takie, że puszczanie wrzutek jest normalne, czyli jeśli nie RMF, to puściłaby konkurencja. Ale dodawanie do tego jakiejś ideologii jest żenujące.

2. W połowie dnia zadzwonił do mnie kolega, który zupełnie nie ma nic wspólnego z polityką. Znaczy się nie interesuje. Chyba nawet „Kropki nad I” nie ogląda. Powiedział, że od rana w telewizji te stenogramy. I, że to zupełnie jak w „Służbach Specjalnych”. Jak z „przekaziorem”.
Jak zauważył kiedy indziej cytowany wcześniej nie powiem kto – to fascynujące, że „Służby Specjalne” współprodukowała TVP Juliusza Brauna.

Choć może mam wyjaśnienie dlaczego tak mało w tym filmie słychać. Ktoś w ostatniej chwili zobaczył, co się święci i postanowił ratować co się da. Sprawdziłem. Nie nazywa się Artymowicz. I to jest zła informacja – bo gdyby to nazwisko mignęło w napisach końcowych – wszystko by było jasne.

3. Chińska pilarka spalinowa z Tesco odpaliła od razu. Pociąłem trochę akacji i od razu zrobiło się ciepło.
Fakty TVN grzały stenogramy. Dla czystości przekazu pominięto znak zapytania, który biegły postawił przy literkach określających gen. Błasika. Czyli było tak: w ekspertyzie, do której najwyraźniej niezbyt przekonana jest Prokuratura, biegły przypisuje słowa gen. Błasikowi zaznaczając, że nie jest pewny, że to mówi gen. Błasik. A w materiale red. Skórzyńskiego jest to sprzedane jako fakt.
Rozumiem, że nikt normalny nie będzie tego sprawdzał. No, może jedynie pani generałowa. Ale kto ją tam będzie traktował poważnie. Zresztą nawet jak by się zaczęła awanturować, to i tak wszyscy pomyślą, że po prostu nie daje złego słowa na męża powiedzieć.

Po raz trzeci zacytuję nie powiem kogo: to niesamowite, że prywatnie – rozsądni i mili ludzie, zawodowo – nie czują żadnej odpowiedzialności za to, co robią. 
I to jest generalnie zła informacja.  

niedziela, 5 kwietnia 2015

4 kwietnia 2015




1. Rano usłyszałem o co chodziło Monice Olejnik, kiedy coś sugerowała w związku z młodością pana Joachima. Otóż jakiś czas temu „Nie” coś tam o panu Joachimie napisało dość oszczędnie gospodarując prawdą. Redaktor Olejnik do tego nawiązała. Pan Joachim przypomniał źródło. Redaktor Olejnik zdążyła już zapomnieć o czym mówiła, więc się obraziła.
Chciałbym, żeby powstał dziennik, albo chociaż serwis, który by na bieżąco zajmował się takimi sprawami. Gwiazda mediów coś niejasnego rzuca. Następnego dnia pogłębiony materiał.
Szybko jednak raczej nie powstanie. I to jest zła informacja.

2. Po śniadaniu wsiedliśmy do jednego z ostatnich niefrancuskich nissanów i pojechaliśmy z Józką S3 do Międzyrzecza. Pogoda była w porządku, więc klasztor w Paradyżu wyglądał pięknie. Józka chciała, żeby sąsiad Tomek coś dla niej zrobił. No i trzeba było wymienić olej w nissanie. Sąsiad Tomek zaprowadził nas do mechanika, który był tak ujmująco uprzejmy, że mógłby być bohaterem filmu Barei. Ni chodzi o to, że był śmieszny. Raczej ta jego uprzejmość była zupełnie abstrakcyjna.
Sąsiad Tomek używając swoich pracowników i plazmę zrobił sobie łódkę z aluminium. Płaskodenną. Z elektrycznym silnikiem. Łódki się rejestruje. Kosztuje to kilkanaście złotych. Ważne, że nie trzeba na razie im robić corocznych przeglądów.
Mechanik oddając samochód opowiadał, że do samochodu ładuje rower, jedzie do Kostrzynia, pod Biedronką zostawia samochód i z rowerem wsiada do kolejki do Berlina. Bo w Berlinie z samochodem tylko kłopot. Pomysł jeżdżenia na kawę do Berlina z rowerem też jest dla mnie abstrakcyjny.
Waracając przejechaliśmy przez Boryczyn. Matka ma dwie kotki rasy Maine Coon. Taki kot to łapę ma jak mały Cygan nogę.
W Lidlu Châteauneuf-du-Pape w promocji po 19,90. Ale nie było kiszonych ogórków. I to jest zła informacja.

3. Wieczorem obserwowałem w którą stronę dryfuje dyskusja o polowaniach prezydenta Komorowskiego. Jak zauważył redaktor Gmyz – mamy powtórkę z dziadka z Wehrmachtu. Nie chodziło o to, że Donald Tusk miał dziadka w Wehrmachcie. Chodziło o to, że skłamał, mówiąc, że to nie miał. Podobnie jest z polowaniami pana Prezydenta. Nie chodzi o to, czy łowiectwo jest dobre czy złe. Chodzi o to, że kłamstwo jest złe.

No i w końcu obejrzałem „Służby Specjalne” nie jest to wybitne kino. Ale historie – przednie. Nie udało mi się powiązać z rzeczywistością tej jatki, która w filmie miała miejsce na chyba Łotwie. Pan Irakijczyk od handlu zbożem chyba ma się wciąż dobrze – w Świebodzinie działa jego elewator.
Muszę ten film zobaczyć jeszcze raz, bo jakość dźwięku jest tak zła, że prawdopodobnie nie złapałem 30% treści. I to jest zła informacja. 

czwartek, 2 kwietnia 2015

1 kwietnia 2015


1. Zupełnie nie pamiętam poranka. Jednak kręcenie kilometrów jest jest męczące.
Tyle, że Bożena powiedziała, że w Rokitnicy spadł śnieg i jest biało.
Koło południa wsiadłem w samochód i pojechałem najpierw do Reduty (która wbrew pozorom nie jest w miejscu reduty Ordona), żeby wypłacić pieniądze. Później do mechanika Jacka, żeby mu zapłacić za czynności wykonane z Suburbanem. A na koniec do BMW, żeby oddać Active Tourera.
Przy okazji zobaczyłem nową jedynkę. Jest ładniejsza. Nikt jej z tyłu już nie pomyli z hyundaiem (oczywiście – póki nie wypuszczą nowego hyundaia, który znowu będzie dziwnie podobny)

2. Szedłem sobie spokojnie Wołoską, kiedy zadzwoniła Józka. Powiedziała, że jakiś zły człowiek walnął w nią w alejach Niepodległości. Właściwie nie wiem, kto w kogo walnął. Ważne, że jego wina. Ale to wszystko to zła informacja, bo trzeba się będzie beemką zajmować. A Bożena potrzebuje jej, żeby dojeżdżać do pracy. Boję się, że będę musiał znaleźć jakiegoś prawnika od odszkodowań. Dwudziestosześcioletnie E32 dla ubezpieczyciela pewnie jest warte tyle, co złom. Dla nas to auto jest warte dużo więcej.

3. Wieczorem w Krakenie złapała mnie afera „Faktu” dotycząca matki kandydata Dudy. Za bardzo się tu zachwycałem nad rzetelnością tego dziennika. Dostali od – jak słyszę ponoć – osobiście Wiplera film. Puściliby go. Opisali. Nie miałbym pretensji. Ale nie wystarczyło. Musieli napisać, że kandydat namawiał matkę na łamanie prawa. No i że prowadzenie kampanii na uczelni jest zabronione. Nie jest. Zabronione jest w szkołach. 'Szkoły wyższe' ustawowo 'szkołami' nie są. Tak jak 'studenci' nie są 'uczniami'. Więc akurat tu złamania prawa nie ma. Nie przedstawili też żadnego dowodu, że Kandydat namawiał matkę na zbieranie podpisów podczas zajęć.
Tak ich chwalę. Tak bronię. A oni tak się zachowują.
Chyba zbyt blisko Newsweeka się ich redakcja mieści i fluidy przez klimatyzację przechodzą.

W nocy próbowałem przez chwilę oglądać odcinek „Służb Specjalnych” niestety za dźwięk odpowiadał jakiś nasz rodak, więc nic nie mogłem ze ścieżki dialogowej zrozumieć. I to jest zła informacja.