Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Michał Kamiński. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Michał Kamiński. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 27 września 2021

26 września 2021


 1. „Siódmy dzień tygodnia”. Przez parę miesięcy nie oglądałem. Może i dobrze. Redaktor Stankiewicz ogłosił, że w Nowym Jorku Prezydent spotkał się tylko ze swoimi odpowiednikami z Brazylii i Mongolii. Uczestniczący Peeselowiec do zastawu dołożył prezydenta Erdogana. 

W realnym świecie Andrzej Duda, poza tymi trzema, spotkał się jeszcze z Prezydentami Albanii, Litwy, Łotwy, Estonii, Mołdawii, Sekretarzem Generalnym ONZ i jego zastępcami, przemawiał na trzech szczytach i robił mnóstwo innych rzeczy. 

Zaczynam się skłaniać ku tezie, że Onet to jednak stan umysłu. I to jest zła informacja,

Dyskutującym w studio politykom bardzo nie pasowało spotkanie z Prezydentem Mongolii. Kiedy w przyszłym roku Andrzej Duda poleci do Senegalu, nasi światli liberałowie pewnie będą drzeć łacha, że się z murzynami spotyka. 

U Piaseckiego, Michał Kamiński opowiadał, że gdyby trafił na imprezę z PiS-owcami, to by wyszedł. Z imprez 300polityki nie wychodził. 

Korespondowałem o tym, z pewnym ważnym, telewizyjnym dziennikarzem. Nie napiszę z kim, bo czasy takie, że nie wiadomo, czy ktoś pretensji do niego kiedyś mieć nie będzie, o to, że się za mną kontaktuje. Napisał, że mimo iż jest fanem ponadpartyjnych kontaktów, przy tym poziomie sporu i retoryki wspólne picie uważa za jakaś aberrację. Że radośnie by się nie potrafił bawić w towarzystwie „zdrajców i złodziei”. Cóż, nie jest politykiem. 

2. Po raz pierwszy od nie pamiętam kiedy, obejrzałem trzy niedzielne poranne publicystyki. I znowu z przykrością zauważam, że gdybym miał lat piętnaście, najlepsze wrażenie by na mnie robili przedstawiciele Konfederacji.

3. Przyszło zawieźć Suburbana do Zielonej. Do mechanika. Pierwszy postój wypadł zaraz za bramą, gdyż się okazało, że znikł był litr oleju ze skrzyni. Później poszło gładko. Płynęliśmy pełniusieńkim promem. Na Odrze ruch, jak na Marszałkowskiej. Coś robią. I w to coś, zaangażowane jest kilka barek i jeszcze więcej sprzętu na brzegu.Miałem Kociowi zrobić zastrzyk. Dwa zastrzyki. Nie będę udawał, że miałem na to jakąś specjalną ochotę. W końcu, kiedy zebrałem siły i postanowiłem plan zrealizować się okazało, że Kocia nie ma. Gdzieś prysnął. I to jest zła informacja. 




niedziela, 10 stycznia 2016

8 stycznia 2016


1. No i znowu obudził mnie kurier. Inny. I o wiele rozsądniejszej porze.
Poszedem do Kanclearii. Wbiłem się na zebranie Dudapomocy. Jednym z plusów mojej pracy jest możliwość rozmawiania co czas jakiś z panią Zofią Romaszewską. Trochę ponad rok temu, razem z jej córką nadawaliśmy z procesu Pawlickiego i Gzela.
Pawlicki został szefem jedynki. O awansie Gzela nie słyszałem. Fotoreporterom zawsze wiatr w oczy. I to jest zła informacja.

Tamte rozprawy to było ważne doświadczenie.
[Jeżeli ktoś nie pamięta o co chodziło:
http://www.3neg.pl/2014/11/22-listopada-2014.html
http://www.3neg.pl/2014/12/6-grudnia-2014.html]

Dzisiejsza „wolność słowa” „Gazety” w zestawieniu z redaktorem Stasińskim, który wtedy się oburzał, że zarzuty wobec oskarżonych są tak niskie – wygląda wręcz komicznie.


2. Spadł śnieg. Kierowca nie powiem czyjego samochodu próbował na dziedzińcu zrobić efektownego bączka. Wyszło tak sobie – systemy w audi powstały po to, by takie rzeczy utrudniać. Kierowca nie był na tyle zdeterminowany, by je próbować oszukać, bądź po prostu wyłączyć.

Tym razem zima jakoś drogowców nie zaskoczyła. W ogóle dziwny piątek. Drogę do Kancelarii Prezes Rady Ministrów udało się pokonać w zadziwiająco jak na tę porę i opady atmosferyczne krótkim czasie.

Cyfrowy Szogun zorganizował Tweetup. W kampanii nadaliśmy temu słowu nowe znaczenie. Dziś mam wrażenie, że jakoś wracamy do korzeni.
KPRM nazywany przez oldskulowców – jak kierowca, który mnie wiózł – URM-em jest duży. I wciąż przesiąknięty duchem XX-wieku. Płaskorzeźby, kolory, boazerie, meble – wszystko jest trochę brzydkie.

Spotkałem dużo znajomych. I to było miłe. Część świeżo wbitą w garnitury. Co było zabawne. Mogłem się wewnętrznie ponabijać tak jak oni się ze mnie nabijali w lipcu czy sierpniu.

Cyfrowemu Szogunowi udało się zorganizować imprezę, na której atmosfera zupełnie nie przystawała do nastroju, który sączy się z telewizorów. Hitem był oczywiście Minister Obrony Narodowej otoczony wianuszkiem dziewcząt uroczo się z nim fotografujących. Spotkałem redaktora Sitę. Poprzednim razem, kiedy się widzieliśmy – kierował fundacją mającą ambicję tłumaczenia gimnazjalistom jak manipulują media. Pomysł słuszny. Chciał mnie zaprosić 11 listopada do TokFM. Wymówiłem się pracą.
Postałem chwilę przy ociekającej moralną wyższością red. Kondzińskiej. Przez chwilę, bo czuła się niekomfortowo, kiedy ktoś chciał nam zrobić zdjęcie.

Zdjęcia okazały się później jakimś poważnym problemem dla części publicystów nieobecnych na spotkaniu. No bo skoro jest wojna – nie wolno rozmawiać z wrogiem. A tym bardziej się fotografować. W każdym razie – jestem gotów red. Kondzińskiej dać świadectwo moralności. Mianowicie – patrzyła na wszystkich z wyższością i robiła zgryźliwe uwagi.

Na koniec było zwiedzanie. Miałem straszną ochotę z sali, w której obraduje Rada Ministrów zwinąć jedną ze stojących na stole wizytówek, niestety red. Hytrek-Prosiecka postanowiła mnie wtedy peryskopować. A żeby zwijać live – to aż takim dżygitem nie jestem. Więc pamiątki nie mam. I to jest zła informacja.

3. Cyfrowy Szogun ma gabinet po ministrze Kamińskim. Próbowałem szukać tam jakichś po poprzedniku zapasów, ale nic nie zostało. I to jest zła informacja.



wtorek, 4 sierpnia 2015

1 sierpnia 2015



1. Piątek. Muszę to podkreślać, bo piszę ze zbyt dużym opóźnieniem. Co jest wciąż bardzo złą informacją.

2. Z opóźnieniem dotarło do mnie, że we czwartek zostałem sprawcą newsa w telewizjach informacyjnych. I to jest zła informacja, bo gdybym wiedział, to bym siedział i oglądał. Poprzednim razem występowałem w programach informacyjnych ze dwadzieścia lat temu. Ale wtedy też się nie oglądałem, bo występowałem na żywo.

3. Dziewczyny pojechały na wieś. Ja zostałem z kotami. Wieczorem w Beirucie kolega kolegi Krzysztofa wznosił toast za dziecko, które mu się urodzi w przyszłym roku. [Tu powinien być cytat z „Misia”, ale go sobie daruję] Odmówiłem picia Pуского Cтандфрта. Od razu usłyszałem, że takie same obiekcje miał kiedyś minister Kamiński.
A tak łatwo o kimś mówić, że jest pozbawiony zasad.


Przed snem przespacerowałem się na Placyk. Warszawa w wakacje to bardzo przyjemne miejsce. Złą informacją jest, że trudno się tym cieszyć.  

niedziela, 5 lipca 2015

4 lipca 2015




1. Zaspałem. A to był akurat ten dzień, w który zaspać nie byłem powinienem. I to jest zła informacja. Postanowiłem zastosować osobistą interpretację przepisów prawa o ruchu drogowym i pojechałem Nowym Światem. Nie musiałem się z tego nikomu tłumaczyć, bo Policja trzepała kogoś w MINI Clubmanie. Przyjechałem na miejsce i otworzyłem interes. Przy okazji się okazało, że z SVX-a mojego brata leci olej.

2. Jako tymczasowy sekretariat próbowałem wydrukować pismo. No i mi nie szło, gdyż z dziesięć lat nie używałem pakietu Office. Drukowałem chyba z piętnaście razy, W końcu postanowił mi pomóc pewien sympatyczny parlamentarzysta. No i w końcu się udało. Później jeszcze ćwiczyłem używanie faksymile. I to też nie jest wcale takie proste. W każdym razie, gdyby ktoś podsłuchiwał, co się w biurze dzieje, mógłby wyciągnąć fałszywy wniosek z intensywności pracy niszczarki. Otóż nie było żadnego kryzysu. Tylko ja.
Później odbierałem telefony. I to nie było łatwe. Choć było dokładnie tak, jak sobie wyobrażałem. Po wszystkim pojechałem po Bożenę. Było gorąco. W pewnym momencie zobaczyłem w lusterku wstecznym trzykołowego morgana.
W domu się okazało, że kot Pawełek niedomaga. Więc wróciliśmy do gorącego SVX-a i pojechali na Książęcą do weterynarza. Kotu Pawełkowi odnowiła się kontuzja sprzed trzech lat. I to jest jest zła informacja. Zły bardzo wiejski kot ugryzł Pawełka w nasadę ogona. I ledwośmy ten ogon uratowali. A ogon w tym przypadku stanowi połowę długości kota. Działo się to w lecie, później w zimie się odnowiło, trzeba było robić zastrzyki, roentgeny. Męczył się biedak strasznie. Ale wyglądało na to, że jest ok. Do teraz. Bolało go strasznie. Dostał kroplówkę. My dostaliśmy zastrzyki do późniejszej realizacji. Kroplówka pomogła i jakoś się zaczął zbierać. Ale na zdjęciu wyszło, że z ogonem nie jest dobrze.

3. Wieczorem spotkaliśmy się w Krakenie z kolegą Kubą. Ale wcześniej w TVN24 wystąpił Kazimierz Marcinkiewicz. Rozmawiał z redaktor Werner, która nieco mnie zadziwiła pytając pana Kazimierza – Jaja pan sobie robi?
Pan Kazimierz – używając tego rodzaju języka – gadał jak potłuczony. Zwłaszcza o rzeczach, o których nie ma pojęcia. Dotarło do mnie, że płacę za oglądanie TVN24. I to jest zła informacja, bo do studio zaprasza się tam pana Kazimierza, który nawet słowa Syriza nie jest w stanie dobrze zapamiętać.
Później wystąpił minister Kamiński. Jak na to, w jakim stanie widziałem go dzień wcześniej – był w zadziwiająco dobrej formie. Redaktor Piasecki był jednak bezwzględny i na koniec minister Kamiński nieco się posypał. Z niewiadomych przyczyn nie było mi go szkoda. Z niewiadomych? Jaja sobie robię.

piątek, 22 maja 2015

21 maja 2015


1. Wymieniłem jednego volkswagena na drugiego, czyli Tuarega na Passata. Tuareg bardziej niż w porządku. Passat kombi. Passatem pojechałam na Pragę. Konkretnie na Mińską, przy której była konwencja podsumowująca kampanię kandydata Dudy. 

Niby miałem słuchać przemówień, ale zadzwonił dyrektor Ołdakowski i zamiast słuchać zająłem się knuciem. Ale zanim się zająłem knuciem dyrektor Ołdakowski oznajmił mi, że Negatywy są depresyjne. I – tak właściwie – słabe. I to jest zła informacja, bo i bez tego przez głowę przechodziła mi parę razy myśl, żeby przynajmniej do niedzieli zawiesić pisanie. 

2. Przez cały dzień i część nocy zajmowałem się geopolityką. I to jest zła informacja, bo przez tę geopolitykę nie pojechałem do Wrocławia na prezentację elektrycznych volkswagenów. Samochody ponoć świetne a towarzystwo doborowe. Ważne, że problem geopolityki udało się rozwiązać.

3. Aktor Poniedziałek wygłosił oświadczenie na fejsbuku, że kiedy Duda zostanie prezydentem, w szkołach przestaną uczyć o Darwinie. Wpis podało dalej wielu – wydawać by się mogło – rozsądnych ludzi. 
Wzmożenie na fejsbuku jest szaleńcze. Towarzystwo chce uratować Polskę przed PiS-em. Nie zauważając, że to, co przez ten PiS rozumieją stoi za prezydentem Komorowskim. Stoi w osobach ministra Kamińskiego, mecenasa Giertycha i innych. 

Nikt z towarzystwa nie zauważa, że minister Kamiński walczy z PiS-em, cytując swoje własne słowa z czasów, kiedy w PiS-ie jeszcze był. I to jest zła informacja. 

czwartek, 9 kwietnia 2015

8 kwietnia 2015




1. No i po świętach. W „Newsweeku” nazywanym przez jednego z pracowników tej redakcji „Postępowcem Polskim” podejrzanie mało antypisowski tekst o SKOK-ach. Może dlatego, że z Krzymowskim pisał go red. Cieśla, który zbyt długo funkcjonuje na rynku, żeby iść w hunwejbinizm jak jego co poniektórzy koledzy.
Dalej wywiad z ministrem Kamińskim. Nie przeczytałem. Ale się przez chwilę zastanawiałem dlaczego o dlaczego z nim akurat rozmawiać o Smoleńsku.
Wszystko się wyjaśniło rano. Najpierw tekst o nowych stenogramach na stronie RMF. Chwilę później w radio min. Kamiński, który nie znał oczywiście treści. Oczywiście. Ale musiał ukończyć sześć kursów szybkiego czytania, bo tylko rzucił przed wejściem do studia okiem, a już mógł z tezami dyskutować.
Ministra zostawmy. Robi to, za co bierze pieniądze. W stylu, dla którego został – jak rozumiem – został wybrany.
Zajmijmy się radiem RMF, które najpierw puściło mocny tekst, później – kiedy prokuratura zarzuciła manipulowanie treścią („Dla przykładu podam, że materiał ten zawiera przedstawienie dwóch wypowiedzi bezpośrednio po sobie, nadając im określony kontekst, w sytuacji gdy w stenogramie biegłych pomiędzy tymi wypowiedziami znajduje się dodatkowo kilka innych wypowiedzi.”) powieszono na stronie cały stenogram.
Ci, którym się chciało go przeczytać mogli zauważyć, że się zupełnie nie trzyma kupy. Bo raczej mało prawdopodobne by większość rozmów w kabinie pozbawiona była logicznego sensu.
Biegli (jak się później okazało – biegły) się upiera, że wszystkie dźwięki pochodzą z kabiny.
Wystarczy to wziąć w nawias – i nagle rozmowy w kabinie nabierają sensu. Niestety w ten sposób upadła by większość sensacyjnych tez. Tez tak chętnie podjętych przez zagraniczne media.
Wygląda na to, że prokuratura nie publikowała tych stenogramów, gdyż miała wobec ich mieszane uczucia. Na dziennikarzy RMF wszyscy się rzucili. Ci, się zaczęli bronić.
Złą informacją jest, że robili to w stylu Sylwestra Latkowskiego.

Jak zauważył – nie powiem kto, bo wystarczająco dużo mówi ryzykownych rzeczy pod nazwiskiem – czasy takie, że puszczanie wrzutek jest normalne, czyli jeśli nie RMF, to puściłaby konkurencja. Ale dodawanie do tego jakiejś ideologii jest żenujące.

2. W połowie dnia zadzwonił do mnie kolega, który zupełnie nie ma nic wspólnego z polityką. Znaczy się nie interesuje. Chyba nawet „Kropki nad I” nie ogląda. Powiedział, że od rana w telewizji te stenogramy. I, że to zupełnie jak w „Służbach Specjalnych”. Jak z „przekaziorem”.
Jak zauważył kiedy indziej cytowany wcześniej nie powiem kto – to fascynujące, że „Służby Specjalne” współprodukowała TVP Juliusza Brauna.

Choć może mam wyjaśnienie dlaczego tak mało w tym filmie słychać. Ktoś w ostatniej chwili zobaczył, co się święci i postanowił ratować co się da. Sprawdziłem. Nie nazywa się Artymowicz. I to jest zła informacja – bo gdyby to nazwisko mignęło w napisach końcowych – wszystko by było jasne.

3. Chińska pilarka spalinowa z Tesco odpaliła od razu. Pociąłem trochę akacji i od razu zrobiło się ciepło.
Fakty TVN grzały stenogramy. Dla czystości przekazu pominięto znak zapytania, który biegły postawił przy literkach określających gen. Błasika. Czyli było tak: w ekspertyzie, do której najwyraźniej niezbyt przekonana jest Prokuratura, biegły przypisuje słowa gen. Błasikowi zaznaczając, że nie jest pewny, że to mówi gen. Błasik. A w materiale red. Skórzyńskiego jest to sprzedane jako fakt.
Rozumiem, że nikt normalny nie będzie tego sprawdzał. No, może jedynie pani generałowa. Ale kto ją tam będzie traktował poważnie. Zresztą nawet jak by się zaczęła awanturować, to i tak wszyscy pomyślą, że po prostu nie daje złego słowa na męża powiedzieć.

Po raz trzeci zacytuję nie powiem kogo: to niesamowite, że prywatnie – rozsądni i mili ludzie, zawodowo – nie czują żadnej odpowiedzialności za to, co robią. 
I to jest generalnie zła informacja.  

sobota, 21 marca 2015

20 marca 2015


1. Kiedy się kładłem spać liczba polskich ofiar zamachu w Tunezji wynosiła siedem. Kiedy się obudziłem spadła do jednej, by po jakimś czasie urosnąć do dwóch. [By w końcu dojść do trzech. W Bogu nadzieja, że na tym się zatrzymać]. Piszę w tak obcesowy sposób, bo dlaczego mam się zachowywać lepiej niż najważniejsze osoby w Państwie.
Pan Prezydent, którego sztab dzień wcześniej ogłosił przerwę w kampanii od rana błyszczał w mediach. Kolega Rybitzki poszedł na Żurawią, żeby zobaczyć jak wygląda zawieszona kampania. No i się okazało, że wygląda zupełnie jak niezawieszona.
Coś jak głodówka rotacyjna posła Boniego.
Zadzwonił pan od Bilsteinów. Udało się je naprawić. Będę musiał w poniedziałek wziąć Bożenie auto i znowu się udać w labirynt uliczek o logicznie niezwiązanych nazwach. Wygląda na to, że Suburban będzie w końcu gotowy. Nie wiem tylko jak tę jego gotowość sfinansuję. I to jest zła informacja.

2. W TVN24 wystąpił Stephen Mull. Oglądanie Jego Ekscelencji zawsze poprawia mi humor. To, o czym mówi dowodzi, że nie wszystko naszym tytanom od polityki zagranicznej udało się zepsuć.
Pod Warszawą rozstawiła się bateria Patriotów. I to jest bardzo dobra informacja.

Swoją drogą ciekawe, kiedy di polskich polityków dotrze, że amerykańscy żołnierze mogą być u nas ciągle nie będąc stale. Pewnie nie szybko. I to jest zła informacja.

1979 roku w domu kultury na krakowskim osiedlu Piaski Nowe była wystawa poświęcona rocznicy wybuchu II wojny światowej. Wśród eksponatów był kajet jakiegoś pana, który czterdzieści lat wcześniej był pewnie trochę starszy niż ja trzydzieści pięć lat temu. Pan ten mieszkał na Piaskach. Ze wzgórza, na którym później wybudowano osiedle obserwował walki samolotów nad Krakowem. Obserwował i szkicował. Miał talent.
Do naszkicowania pojedynku rakiety Patriot z Iskanderem aż takiego talentu nie trzeba.

3. U red. Olejnik wystąpił prof. Balcerowicz. Trochę przykro było słuchać jak polityk wygrywa z profesorem. Komunikat Duda odpowiada za to, że podatnicy stracili trzy i pół miliarda jest jednak na poziomie dziadka Waldemara.
Choć właściwie nie ma się czemu dziwić. Obaj panowie zainwestowali strasznie dużo w projekt III RP.
Wręcz zabawny był moment, w którym red. Olejnik próbowała tłumaczyć profesorowi, że za większość strat odpowiadają SKOK-i wołomińskie, które z PiS-em nie mają nic wspólnego. Profesor zaczął tłumaczyć, że to nie ma znaczenia, bo SKOK-i to zło.

Redaktor Piasecki napisał na Twitterze: „Co by nie powiedzieć – zablokowanie ustawy dającej KNFowi nadzór nad SKOKami okazało się drogim błędem.”
Jestem cichym wielbicielem red. Piaseckiego. Uważam, że ma talent. Potrafi szybko ripostować i nie pozwala rozmówcom wchodzić sobie na głowę.
Niestety ciągle popełnia błąd polegający na tym, że traktuje media społecznościowe niezbyt poważnie. Zapomina, że nie jest jednym z miliarda twitterowiczów, że jest redaktorem Piaseckim, którego (prawie) codziennie można posłuchać w radio, a w piątek obejrzeć w telewizorze. A zapominając dość lekko sobie waży słowa.

Razem z red. Pieńkowskim zaczęliśmy z red. Piaseckim dyskutować. No i z tej dyskusji wyszło, że nikomu się nie chce czytać Konstytucji. A nawet jak ktoś już zacznie tę Konstytucję czytać, to czasem trudno ją zrozumieć.

Ale od początku. Szeroko rozumiana Platforma od kilku dni podnosi zarzut, że prezydent Kaczyński wysyłając ustawę podporządkowującą SKOK-i nadzorowi KNF do Trybunału Konstytucyjnego zablokował ją powodując wielkie straty.
Chwytliwy tekst. Prezydent Kaczyński nie żyje. Bronić swojej decyzji nie może. Podaje się od razu kwotę 3 500 000 000 zł. I od razu robi się z tego największa afera polityczno-finansowa Polski.

Od czego jest Prezydent? Prezydent jest od pilnowania Konstytucji (art. 126)
Na biurko Prezydenta trafiają ustawy. Prezydent może je podpisać. Wtedy wchodzą w życie. Może je zawetować – wtedy wracają do sejmu. Może je też odesłać do Trybunału Konstytucyjnego w celu sprawdzenia ich zgodności z Konstytucją.

Prezydent ustawy podpisuje, kiedy nie ma do nich zastrzeżeń. Wetuje – kiedy ma na to ochotę. Co się dzieje, kiedy ma podejrzenia, że coś w ustawie nie jest zgodne z konstytucją? Wysyła taką ustawę do Trybunału Konstytucyjnego. I dopóki z tego Trybunału ustawa nie wróci – nie może jej podpisać.
Czy Prezydent może ustawę podpisać i później odesłać do Trybunału? Nie, gdyż może podpisywać ustawy o których konstytucyjności jest przekonany. Jest przecież strażnikiem Konstytucji (art. 126)
Czy Prezydent może podpisać ustawę częściowo? Nie, nie może.

Co zrobił prezydent Kaczyński? Ustawę o SKOK-ach wysłał do Trybunału. Co zrobił Trybunał? Stwierdził niekonstytucyjność kilku jej zapisów. [Więc trudno zarzucić prezydentowi Kaczyńskiemu, że oszukał wszystkich wysyłając dobrą ustawę do Trybunału, żeby ją zablokować]

Co by zrobił prezydent Kaczyński, gdyby jej nie wysłał do Trybunału Konstytucyjnego?
Złamałby Konstytucję.

Pamiętacie OFE i to, że Kancelaria Prezydenta Komorowskiego odmawiała udostępnienia opinii, na podstawie których prezydent Komorowski zdecydował się podpisać ustawę mimo wielu głosów, że jest niekonstytucyjna? Dlaczego odmawiała? Bo gdyby się okazało, że jest w nich coś, co by mogło świadczyć o niekonstytucyjności ustawy byłby to dowód na złamanie prawa przez prezydenta Komorowskiego.

Słowo „konstytucja” pada tu więcej razy niż „Duda” we wstępniakach red. Lisa.

Zła informacją jest, że dziennikarzom nie chce się zadzwonić do jakiegoś prawnika, który o Konstytucji ma pojęcie. I powtarzają spin wymyślony pewnie przez ministra Kamińskiego, bo któż inny by wpadł na tak łatwy do wywrócenia pomysł. Po telefonie do prawnika by można sprawdzić kto z posłów odpowiadał sprzeczne z Konstytucją fragmenty ustawy o SKOK-ach. Zaprosić go do studia i zapytać jak się czuje mając na sumieniu te 3500000000 zł.
Tylko lepiej nie mówić, że stracili te pieniądze prości podatnicy, bo to też nie jest takie proste.  

czwartek, 26 lutego 2015

26 lutego 2015


1. Bożena parę dni temu była na premierze „Marii Stuart”. Przyniosła stamtąd marcową (jak wiadomo mamy już marzec) „Urodę Życia”. Ja tam się odbiłem już od edytorialu, Bożena poczytała więcej. Wywiad z Izą Kuną. Opowiadała o swoim ojcu, który mimo kryzysu, kartek, zawsze jakoś doprowadzał do tego, że lodówka była pełna. „Zawsze wszystko było”. „Jakimś sposobem”. Ojciec pani Kuny był szefem kadr w dużym zakładzie w małym mieście.
Szkoda, że „Resortowe dzieci” są tak złą książką. Jeszcze chwila i nikt nie będzie się zastanawiał jakim sposobem za komuny jedni mieli dobrze, inni źle. Oczywiste będzie, że ci, który mieli dobrze potrafili się jakoś zakręcić, a ci, którzy nie – nie.
I to jest zła informacja.

2. Razem z moim ulubionym wydawcą pojechaliśmy do mojego ulubionego sklepu z zegarkami. Sklepu, który był tak ważny w karierze ministra Nowaka. Panowie ze sklepu powiedzieli, że minister Kamiński nie był ich klientem. Gdyby był, to by pewnie nie powiedzieli, że był, ale tym razem wyraźnie powiedzieli, że nie był. Więc raczej nie był.

W sklepie można kupić zegarki marki Paul Picot ale modelu, który jest w posiadaniu ministra Kamińskiego nigdy nie mieli. Zresztą wypowiadali się o tym konkretnie zegarku z pewnym dystansem. Z tego dystansu wyniosłem, że kupić go to trochę jakby się zdecydować na limitowaną wersję opla Astry – myśląc, że będzie to kiedyś egzemplarz kolekcjonerski.
Dużo ciekawszy jest drugi zegarek odnaleziony przez „Fakt” na ręku pana Ministra. Schwarz Etienne to firma z większymi tradycjami. Panowie przeglądali strony internetowe i nie mogli znaleźć modelu Roma La Classica w cenie 30 tys. złotych. Wciąż wyskakiwał im złoty za 20 tys. dolarów.

Panowie byli wyraźnie dotknięci słowami prezesa Kaczyńskiego o ludziach noszących zegarki za ponad 30 tys. złotych. Tłumaczyli, że mądrze kupowane są dużo lepszą lokatą kapitału niż lokaty bankowe. Zaserwowali mi serię opowieści ekstremalnych np. o jakimś roleksie, którego wartość z 300 urosła do 900000 dolarów.
Sugerowałem, żeby na wystawie sklepu umieścili informację: porządne zegarki za mniej niż 10 tys. złotych. Posłowie powinni być zainteresowani.
Mają na przykład w komisie omegę taką jak była na księżycu. Chcą za nią jedyne 9000 zł, choć średnia jej cena to ponoć 15 tys.
Poseł kupi, jak „Fakt” ją wypatrzy pokaże agentom CBA rachunek i ma spokój.

Smutna prawda jest taka, że żyjemy w kraju, w którym zegarek wart 5 tys. euro uchodzi za ekstrawagancję. I to jest zła informacja.

3. Wracając wpadłem do Faster Doga. Pani Bąbałowa ma internetowego wielbiciela o imieniu Brian, który jest z Ameryki, ma psa i motocykle. Brian prawił jej komplementy na fejsie, Pawełek zastanawiał się co z tym zrobić. Zaczął szukać odpowiedniej wielbicielki. Nawet, gdyby znalazł, to by się to nie liczyło, bo to nie pani Bąbałowa szukała Briana, tylko sam się znalazł.
Zastanawialiśmy się przez chwilę z Pawełkiem, co ma zrobić, żeby być atrakcyjny dla amerykańskich wielbicielek. Wyszło, że nic. Bo ma już motor, tatuaże, psa (niby małżonki, ale nikt nie musi o tym wiedzieć) i fajnie się ubiera. Cóż, pozostaje więc tylko czekać.

Wieczorem w Krakenie spotkałem się z dyrektorami Ołdakowskim i Zydlem. Jeśli mam być szczery, to w rozmowach o Warszawie interesują mnie wyłącznie rzeczy, z których się mogę złośliwie ponatrząsać. I tym razem niestety z podsłuchiwania panów Dyrektorów nie miałem żadnego pożytku. I to jest zła informacja.

Dziś nie dałem rady czytać „Zwykłego polskiego losu”. Wystarczył mi wywiad, który pan Prezydent był łaskaw udzielić pierwszemu programowi Polskiego Radia.
Jeżeli ktoś nie usłyszał o tym, co wykonał na początku rozmowy dziennikarz publicznego radia, to proszę (za stroną polskieradio.pl):

Krzysztof Grzesiowski: Prezydent Rzeczpospolitej Bronisław Komorowski jest gościem Sygnałów dnia. Nasz prezydent – to pana hasło wyborcze w kampanii wyborczej?
Bronisław Komorowski: Nie, hasło będzie ogłoszone pewnie siódmego.
Krzysztof Grzesiowski: Dlaczego musimy tyle czekać? My, czyli ci, którzy popierają pana osobę?

Później było o „obywatelskości”

Krzysztof Grzesiowski: Czy pan się określa mianem kandydata partyjnego, czy obywatelskiego?
Bronisław Komorowski: Mówiłem o tym, jestem kandydatem obywatelskim popieranym między innymi przez Platformę Obywatelską, co wzmacnia tę obywatelskość, ale na przykład poparło mnie wielu prezydentów miast, burmistrzów, którzy są niezwiązani z żadną siłą polityczną albo sympatyzujący zdecydowanie z innymi.
Jak dowiedzieliśmy się wieczorem, prezydenci miast poparli pana Prezydenta nie tyle obywatelsko, co służbowo. Na przykład poparcie udzielone przez prezydenta Adamowicza kosztowało obywateli Gdańska 1373 złote i 88 groszy.

Ciekawe, czy redaktor Grzesiowski popiera prezydenta Komorowskiego prywatnie czy służbowo.  



czwartek, 19 lutego 2015

19 lutego 2015


1. Kandydat Duda miał konferencję prasową. Uczepiła się go dziennikarka wysłana przez swojego wydawcę z zadaniem wykazania kandydatowi Dudzie, że jest zakłamany, gdyż z jednej strony żąda debaty z prezydentem Komorowskim, z drugiej bojkotuje posiedzenie Rady Bezpieczeństwa Narodowego. Kandydat Duda wyjaśnił, że na Radę zaproszony nie był, nie jest też Rady członkiem, więc raczej nie ma o czym mówić. Dziennikarka nie przyjmowała tych argumentów i próbowała dociskać powtarzając pytanie. Ten jej wydawca roku musi być jakiś straszny człowiek.
Ci, którzy się zajmują tak ostatnio modnym wykrywaniem mobingu w mediach powinni zacząć analizować konferencje prasowe, bo to, że dziennikarki tak często robią z siebie idiotki może wynikać, z tego, jak traktują je ich szefowie.
Nie pamiętałem, że BBN jest przy Karowej. Oglądając w telewizorze przyjeżdżających polityków przypomniało mi się, jak na Karowej o mały włos nie rozwaliłem BMW i3. Znaczy właśnie nie o mały włos, bo mam wrażenie, że i3 lepiej pokonuje śliskie zakręty niż niejedno sportowe auto.
W majowy – tym razem niezbyt długi – weekend będę jeździł i3 z prądniczką. Mam zamiar przejechać nim na wieś – ponad 400 kilometrów.
Gdyby się ktoś zastanawiał nad zakupem elektrycznego samochodu powinien wiedzieć, że OC płaci się jak od malucha – czyli najniższą stawkę. Swoją drogą nie mogę zrozumieć jaka logika wiąże wysokość OC z pojemnością silnika. I to jest zła informacja.

2. W TVN24 wystąpił szef Rządowego Centrum Bezpieczeństwa Janusz Skulich. Rozmowa dotyczyła pożaru mostu Łazienkowskiego, który – jak się w międzyczasie okazało – będzie naprawiany przez przynajmniej dwa lata za jedyne 500 000 000 złotych.

Pan Skulich tłumaczył nie bardzo mogącej uwierzyć w to, co słyszy dziennikarce, że właściwie nic się nie stało. No i że nie ma sensu tworzyć planów na wypadek pożarów mostów. Bo są mało prawdopodobne. No i że nie ma co opowiadać o jakichś wydumanych zagrożeniach, bo pan Prezydent powiedział, że jesteśmy bezpieczni.
Coś mówił o mikrofonach przypinanych w stacjach telewizyjnych. Że jedne przypinają dwa, drugie – jeden. I, że te, które przypinają jeden uważają, że to, iż się mikrofon zepsuje jest mało prawdopodobne.
Od początku rządów Platformy Obywatelskiej tyle się wydarzyło nieprawdopodobnych rzeczy, że nie wiem, czy bym nie przerzucił patrolu Straży Miejskiej pilnującego Tęczy pod most Poniatowskiego.
Janusz Skulich to ten słynny strażak od Kuźni Raciborskiej, powodzi w Raciborzu i zawalonej hali w Katowicach. Cóż, strażacy bardziej niż od im zapobiegania są od gaszenia pożarów.

Ze dwie stacje telewizyjne wpadły na pomysł sprawdzenia zabezpieczeń innych warszawskich mostów. W Ratuszu usłyszały, że wszystko jest ok. Reporterzy pojechali więc w pole, żeby zobaczyć jak bardzo jest ok. No i odkryli, że most Gdański jeden z poziomów ma drewniany (nawierzchnia jest drewniana), nie ma monitoringu, i, że właściwie można sobie zrobić ognisko.
Może Prezydentowi Obywatelowi Jóźwiakowi po prostu gaszenie mostów się spodobało?
Kutry straży pożarnej ponoć wciąż czekają na wiosnę. I to jest zła informacja.

3. Redaktor Olejnik nie zapytała ministra Kamińskiego o to, która jest godzina. I to jest zła informacja. Minister Nowak złożył apelację. Zegarek ministra Kamińskiego jest argumentem za tym, żeby apelacja była skuteczna.

Pan prezydent Komorowski powiedział, że jesteśmy prymusem w wydatkach na obronę wśród krajów NATO. Słowo „prymus” najwyraźniej kojarzy się panu Prezydentowi ze maszynką do gotowania.
Prymus jest tylko jeden. My – być może – w przyszłym roku załapiemy się do pierwszej piątki. Uważam, że niechęć pana Komorowskiego do prowadzenia kampanii to – wbrew pozorom bardzo dobra koncepcja.

piątek, 13 lutego 2015

12 lutego 2015


1. Podwoziłem do szkoły Tośkę. Mają klasowy czat. W rocznicę wyzwolenia Auschwitz napisała tam, że to, iż pod berlińskim pomnikiem ofiar holokaustu nie było specjalnych śladów wskazujących na to, że berlińczycy o tej dacie pamiętają jest słabe.
Koledzy z klasy ją wyśmiali. Szkoła jest imienia Sophie Scholl.
Gdyby Sophie Scholl nie było, ktoś by ją pewnie wymyślił.
Z drugiej strony, w klasie „rdzenni” Niemcy niekoniecznie stanowią większość.

„I nawet jeżeli Holocaust już nie dla wszystkich obywateli zalicza się do zasadniczych elementów niemieckiej tożsamości, tym niemniej w dalszym ciągu aktualne jest stwierdzenie, że nie ma niemieckiej tożsamości bez Auschwitz.”

Koleżeństwo Tośki pewnie woli się koncentrować na Porsche, Die Mannschaft, Reinheitsgebot, braciach Grimm czy Beethovenie. Wszakże ich rodzice nie przyjechali do Niemiec, bo uważali, że najwspanialszym miejscem do życia jest kraj, w którym wymyślono Endlösung.

„Holocaust jako zbrodnia przeciwko ludzkości – zbliżanie się na tej drodze jest również udziałem imigrantów, nawet jeżeli nie czują się oni albo jeszcze nie czują się Niemcami. Ta droga nie jest zawsze łatwa ani oczywista. Niektórzy imigranci sami w swoich krajach pochodzenia cierpieli prześladowania. Niektórzy przybywają z krajów, gdzie powszechny jest antysemityzm i nienawiść wobec Izraela. Tam, gdzie tego typu postawy u imigrantów dochodzą do głosu i określają odbiór aktualnych wydarzeń, musimy im wytrwale przekazywać prawdę historyczną oraz zobowiązywać ich do zachowania wartości obowiązujących w tym społeczeństwie.”

W praktyce wygląda to tak, że dziewczyny wolą nie mówić w szkole, że były w Polsce, bo nauczyciele nie są z tego zadowoleni.

„Pamięć o Holocauście pozostanie sprawą wszystkich obywateli mieszkających w Niemczech. Należy on do historii tego kraju. I pozostanie jako coś specyficznego: Tutaj w Niemczech, gdzie codziennie przechodzimy obok domów, z których deportowano Żydów; tutaj w Niemczech, gdzie zaplanowano i zorganizowano zagładę, tutaj zmory przeszłości są bliżej a odpowiedzialność za teraźniejszość i za przyszłość jest większa i bardziej zobowiązująca niż gdziekolwiek indziej. ”

Wyjeżdżając z Berlina mijałem drogowskazy na Wannsee. Ciekaw jestem ilu współuczestników ruchu drogowego kojarzyło tę nazwę z tym, co ja. Pewnie niewielu. I to jest zła informacja.

[tu całe przemówienie pastora Gaucka:
http://www.bundespraesident.de/SharedDocs/Downloads/DE/Reden/2015/01/150127-Gedenken-Holocaust-polnisch.pdf?__blob=publicationFile]

2. Kilkaset kilometrów trzypasmową autostradą to ciekawe doświadczenie. Płynność ruchu przede wszystkim. Zwyczaj robienia miejsca samochodom zmieniającym pas jest tak oczywisty, że cały proces odbywa się automatycznie. Suwak z przesunięciem.
Dojechałem na miejsce po sześciu godzinach. Załatwiłem, co miałem załatwić. Postanowiłem wracać inną drogą. Najpierw wszedłem do Lidla. Mieli mniejszy wybór win niż w Polsce. No i było trochę taniej. No i chińskie piwa z obniżoną ceną. Jak w Polsce. Jedna rzecz mnie rozbawiła. Przed samymi kasami, tam gdzie gumy do żucie, chusteczki, ibuprom etc. była wódka Gorbatschow w setkach. Strasznie w tych Niemczech muszą łoić.

Jechałem lokalnymi drogami. Prawie na każdym budynku były panele fotowoltaiczne. Były też porozstawiane na polach. W wakacje pewna firma próbowała mnie namówić na to, żebym zamówił u nich taką instalację. Znaczy projekt, oni by przygotowali wniosek o unijne dofinansowanie i po pozytywnym projektu rozpatrzeniu – realizację. Inwestycja się miała zwrócić, bo miały w życie wejść przepisy zmuszające firmy energetyczne do kupowania ekologicznego prądu.
Brzmiało to bardzo interesująco. Trzeba było z góry zapłacić 1000 zł. Zapytałem jaka jest gwarancja otrzymania dotacji, usłyszałem, że duża, tylko się trzeba spieszyć. Dlaczego się trzeba spieszyć? Trzeba się spieszyć, bo budżet jest na jakieś 500 instalacji w Polsce.
W ciągu 30 minut jazdy z prędkością 80 km/godz. widziałem – mam wrażenie – więcej takich instalacji. Przepisy padły w Senacie. Więc dobrze, że nie zainwestowałem 1000 zł w projekt.
Swoją drogą ktoś by się mógł w tę sprawę wgryźć, bo bym się nie zdziwił, gdyby pod pozorem energetyki prosumenckiej ktoś próbował zrobić dobrze właścicielom farm wiatrakowych.

W Osnabrück zatankowałem na stacji pana Gawczyńskiego. Jechałem sobie spokojnie, aż tu nagle widzę napis „Witamy serdecznie”. Więc musiałem stanąć. Kupiłem polskojęzyczną gazetę z Frankfurtu „Info-Tips”wydawaną przez pana Stanislausa Wenglorza, wokalistę rockowego, który współpracował z „Budką Suflera”. Pani sprzedająca na stacji nie mówiła po polsku. I to jest zła informacja, bo już zacząłem czuć nostalgię.

3. Z tej nostalgii wróciłem na autostradę i przeprowadziłem serię rozmów telefonicznych na tematy polityczne. Usłyszałem, że decyzja iż radny Makowski przestanie być dyrektorem Instytutu Obywatelskiego (z pensją 240 tys. rocznie) podjęta została na nerwowym zebraniu zwołanym w sobotni wieczór. Znaczy wieczór nie mógł to być specjalnie późny, bo minister Kamiński pojawił się niezbyt późno na balu. Że – wbrew temu, co mi się wydawało – dyrektor Makowski ciężko pracował tłumacząc różne rzeczy posłom PO, że na przykład przez trzy tygodnie wyjaśniał pani Kluzik-Rostowskiej czym się zajmuje Minister Edukacji. Że dyrektor Makowski na początku nie lubił Konrada Niklewicza, ale później się do niego przekonał, bo pan Niklewicz jeździł po powiatach i spotykał się z lokalnymi działaczami PO i dowiadywał się różnych rzeczy. Że dyr. Makowski należał do elitarnego grona, które znając kandydatkę Zielonych na prezydenta stolicy nie poznało jej bliżej. I, że dyrektor Mężyk był widywany w Łazienkach z ministrem Sienkiewiczem, więc news o tym, że Sienkiewicz zastępuje Makowskiego 300polityka prawdopodobnie dostała od Sienkiewicza. Dużo tych historyjek było, zaczęły mi się mieszać, więc nie będę ich powtarzał. Oczywiście wszystkie mogą być nieprawdziwe.

Przejechałem Odrę. Zatankowałem. Okazało się, że paliwo w Polsce (przy autostradzie) kosztuje więcej niż w Niemczech (poza autostradą).



Zanim przejechałem Odrę zauważyłem na poboczu tablicę z napisem „Autobahn der Freiheit”. Postawienie tej tablicy to wielki sukces polityki zagranicznej prezydenta Komorowskiego.



niedziela, 8 lutego 2015

8 lutego 2015


1. Trzy negatywy mnie wykończą. Pisałem do bladego świtu, a chwilę później musiałem wstać. Wpadłem po kolegę Zbroję i pojechaliśmy do ATM na Wał Miedzeszyński, na konwencję PiS-u.
Pisowców były tłumy. Samochody, autobusy. Nie bardzo więc było gdzie zaparkować. Żałowałem, że nie mam S-klasy czy czarnej A8. Na bezczela bym się władował przez szlaban. Crosscountrość XC70 dała za to szansę na zaparkowanie w pewnym nie do końca oczywistym miejscu.
Przed wejściem tłum, w środku tłum, w barku tłum. Wyszliśmy na zewnątrz. Przyjechał Dudobus. Autosan. Z Polski. Na Dudobusie napis: Przyszłość ma na imię Polska. Stojący obok znany, choć wciąż młody publicysta przeczytał, pochwalił. Zapytałem –A przeszłość jak ma na imię? –Platforma – odpowiedział. Po czym poprosił, żebym go nie cytował. Później jeszcze raz o tym przypomniał i powiedział, że będzie moim dłużnikiem. No to jest.

Nie będę pisał o samej konwencji. Bo, co mam napisać?
Konferansjer mnie – excusez le mot – wkurwiał. Aktor Zelnik mówił zbyt długo (ale nie ma się czemu dziwić, skoro występował przed większą publicznością, niż w sumie przez ostatnie trzy lata). Król Stalowej Woli miał coś z księdza. Pan Siara walił suchary. Jakości przemówienia pani Szydło nie byłem w stanie docenić (choć starszy analityk Szacki coś mówił, że było – jak na nią – bardzo dobre). Ale wszystko, jako całość, wyszło bardzo dobrze. A przemówienie Andrzeja Dudy – było wybitne. A jak się do tego dołoży atmosferę, która panowała na sali – człowiek miał wrażenie, że bierze udział w czymś, co zdarza się raz, dwa razy w życiu.
Niesamowite było też to, co się działo na Twitterze. Moim ulubionym hejterom PiS-u kończyły się argumenty. Ze dwóch nawet pochwaliło przemówienie.

Złą informacją jest, że – i uwaga, tu nie chodzi o partyjną nawalankę – od pięciu lat Prezydentem jest człowiek zupełnie pozbawiony idei. Nie próbujący niczego z Polską zrobić, bo co jakiś (długi) czas ogłaszane pomysły są raczej karykaturalne.
No i nie można mówić, że konstytucja nie pozwala Prezydentowi na robienie czegokolwiek konkretnego – pastor Gauck, którego władza jest dużo, dużo mniejsza – przemówieniem w rocznicę wyzwolenia Auschwitz potrząsnął Niemcami. Powiedział parę słów i już.

2. Po wszystkim namówiłem grupkę krakowskich PiS-owców na piwo w Krakenie. Kolega Krzysztof był pod dużym wrażeniem pań. Kierownik krakowskich PiS-owców. Mój osobisty radny miejski (ze Zwierzyńca)(a dokładniej: z Półwsia)(jeśli wiecie o co chodzi) ściągnął do Krakena red. Mazurka.
Redaktor Mazurek okazał się dokładnie taki, jak sobie go wyobrażałem. Socjopata. Egocentryk. Awanturował się przy barze. Awanturował się przy stoliku. Było super. Nie powiedziałem mu, że miewam (ze dwa razy miałem) związane z nim koszmary senne. Tak jak ludziom się śni, że muszą zdać maturę albo nago biegają po mieście, mnie się śni, że red. Mazurkowi udzielam wywiadu.
Grupa PiS-owców wróciła do Krakowa, myśmy pogadali. Redaktor Mazurek nie wierzy w sukces Andrzeja Dudy, bo uważa, że PiS go zniszczy. Chyba wcześniej uważał, że Duda jest zbyt słabym kandydatem. Ale chyba konwencja coś zmieniła. Ale chyba nie jestem pewien. I to jest zła informacja.
Redaktor Mazurek ściągnął z kolei starszego analityka Szackiego. Ale z nim już niestety nie mogłem porozmawiać, bo się musieliśmy rozejść.

3. Z moim ulubionym wydawcą poszliśmy na Bal Dziennikarzy. Mój ulubiony wydawca wpadł na idiotyczny pomysł, by na miejscu być o dwudziestej. Więc – tak właściwie, to ledwo się zdążyłem przebrać.
Bal Dziennikarzy to niestety żenująca impreza. Nie wiem, z czego to wynika. Chyba z tego, że wszyscy są za bardzo z siebie zadowoleni.
Najgorsze było to, że ciągle koło mnie przechodził minister Kamiński. I za każdym razem przechodził mnie dreszcz. Może to wynikało z tego, że w złym miejscu stałem. Najpierw blisko nas stał pan Palikot z małżonką. Razem z reżyserem Trelińskim i artystką Herbuś. Przyszła 300polityka i zaczęła się z Palikotem ściskać. Znaczy, to Palikot się raczej zaczął ściskać z 300polityką. Później zaczął stopniowo napływać TVN. Więc z Palikotem stał redaktor Morozowski. Palikot, ze swoimi gośćmi siadł gdzieś przy stoliku, wtedy się pojawili minister Kamiński z mecenasem Giertychem. Ci musieli mieć tańsze bilety, bo imprezowali na stojąco. Stali albo z TVN-em, albo z 300polityką.
Występowała artystka Bem, ale nic nie było słychać, poza hałasem. Później był zespół, który chyba się składał z przedstawicieli mediów. W loterii wizytówkowej niczego nie wygrałem. Nie wziąłem też udziału w licytacji. Ponad tysiąc zapłacił prezes Edipresse za weekend w prezydenckim zameczku w Wiśle. Dużo drożej kosztował dzień na planie filmu Agnieszki Holland.
Redaktor Słomczyński przyznał, że nie czyta trzech negatywów, bo są zbyt negatywne. To jest dobra informacja, bo nie będzie mu przykro czytać, co sądzę o „Faktach”.
Z niewiadomych przyczyn wygłosił oświadczenie, że nie miał nic wspólnego z sobotnim ich wydaniem. Na Twitterze podobnież odcinała się do materiału red. Sobieniowskiego red. Hytrek-Prosiecka. Więc chyba coś jest na rzeczy. Sam red. Sobieniowski wzbudzał we mnie podobny dreszcz jak minister Kamiński. Ciekawe z czego to wynika.
„Faktów” nie widziałem. Obejrzałem za to rozmowę red. Kulczyckiego z dr Maliszewskim i red. Warzechą. Dr Maliszewski swoje analizy opiera o panel Ariadna, na którym z uporem wartym lepszej sprawy odpowiadam na pytania. Pytania dość często idiotyczne. Dość często piszę nieprawdę. Później słucham co dr Maliszewski opowiada. Socjologia to pseudonauka.
Ale zostawmy Ariadnę. Jakim trzeba być – przepraszam za wyrażenie – zjebem, żeby dr. Maliszewskiego pytać o politykę międzynarodową. Tak jak to zrobił red. Kulczycki.
Tu taka ciekawostka. Ludzie z TVN prywatnie (w znakomitej większości) są sympatyczni, da się z nimi normalnie porozmawiać. Z kolei ci z tymi z TVPInfo – niekoniecznie. Ciekawe z czego to wynika.

Znowu się nie wyśpię. I to jest zła informacja.

sobota, 24 stycznia 2015

24 stycznia 2015


1. Sąsiedzi z naprzeciwka wygasili choinkę. Myślałem, że zrobią to wcześniej, bo sprawiają wrażenie tradycjonalistów. Pierwszego sierpnia wywieszają wielką biało-czerwoną flagę. Dziesiątego kwietnia też.
Niechętnie włączyłem telewizor. Na TVN24 co chwilę chodziła reklama pakietu onkologicznego. Reklamy w TVN24 zbyt tanie nie są. Zacząłem się zastanawiać ilu ludzi by można za wydany na nie budżet wyleczyć. Zapytałem nawet o to przez Twittera ministra Arłukowicza. Ale nie odpowiedział. I to jest zła informacja. Dyrektor Zydel, zanim został dyrektorem Zydlem i pracował w sieciowej agencji reklamowej jako inny dyrektor Zydel przy produkcji kampanii promującej in vitro. Próbowałem wyciągnąć z niego ile to kosztowało, ale milczał jak grób.
Swoją drogą takie akcje publiczna telewizja powinna produkować i emitować w ramach swojej misji. Wydaje przecież publiczne pieniądze. .
Oszczędzona pieniądze mogły by iść na coś pożytecznego. Do tego jeszcze skończyłyby się (oczywiście zupełnie nieuzasadnione) podejrzenia, że Rząd kupuje sobie za publiczne pieniądze przychylność niektórych mediów.

2. Wyjąłem z walizki komputer, z którego wiertarką wyciągałem w święta dysk. Zawiozłem do MacLife na Puławską. Wzięli, sprawdzą. Ponoć się spotkali z sytuacją, że w wymienionej przez Apple płycie po jakimś czasie znowu szlag trafiał grafikę. Ale może to nie to.
Mają tam Classica i Duo. Pamiętam czasy, kiedy były nowe.

Z Puławskiej pojechałem do mechanika Jacka, żeby mu podrzucić olej. Nie było już Espace. Na jej miejscu stała M3. Ze zdziwieniem zauważyłem, że zagazowana. Na gazie auto przejechało 80 tys. wcześniej 300 tys. A mówią, że te silniki źle znoszą gaz.
Olej, który przywiozłem jest zielony. Nazywa się Zenzation. I ma ponoć specyficzny zapach. Co jakiś czas u mechanika Jacka spotykam pewną panią, która kiedyś zieloność tego oleju zauważyła, powąchała i ten zapach tak jej się spodobał, że tym razem zapytała czy butelkę z olejem otworzyć.
Więc kiedy oglądałem nieco zdemontowaną M3, ona wąchała olej. I wyrażała radość z tego powodu. To miłe dostarczyć komuś radości w tak prosty sposób.

Od Jacka pojechałem do Lidla w alejach Jerozolimskich. W promocji były niby „delicje”. Paczka za chyba 1,50 zł. Za podobne, koło domu muszę zapłacić ze trzy razy więcej.
Lubię małe sklepy koło domu, ale coraz mniej mnie na nie stać. I to jest zła sytuacja.
W Lidlu za jedyne 39,99 można kupić symulator migotania. Chyba chcę dostać to w prezencie.

3. Nie zdążyłem wrócić na „Fakty po Faktach”. Zdążyłem na sam początek audycji redaktora Piaseckiego. Występowali u niego panowie Czarzasty i Kamiński. Ten pierwszy znów nie w sweterku. Panowie pili sobie z dzióbków. Zagadali nawet redaktora Piaseckiego.
Oglądaliśmy później film o wampirach Jarmuscha. Bardzo ładny, trochę nudny. Niestety nie wiem jak się skończył. Bo zasnąłem.
Później się obudziłem. Czekałem na powtórkę „Faktów po Faktach”. No i się nie doczekałem. I to jest zła informacja. Za to było dwugodzinne „Szkło kontaktowe”.





środa, 17 grudnia 2014

16 grudnia 2014



1. O siódmej rano wyrwał mnie z łóżka kurier. Poczty Polskiej. To fascynujące, jak wielka, zasłużona państwowa firma popełnia samobójstwo. Gdybyście chcieli mi coś wysłać – proszę, nie róbcie tego Pocztą. Siódma rano to dla mnie środek nocy. Kładę się ostatnio koło czwartej, wstaję o dziewiątej. I to jest zła informacja.

2. Przeczytałem „Wprost” o marszałku Sikorskim. Świat jest niesprawiedliwy. Autorzy pominęli mój osobisty wkład w odnalezienie przepisu zabraniającego używania sejmowych pieniędzy do prowadzenia kampanii wyborczej. A ja własnymi plecami podpierałem ścianę w ichniej redakcji, podczas walk o słynny laptop. 
Wygląda na to, że mało który dziennikarz przeczytał „Zarządzenie nr 8 Marszałka Sejmu z dnia 25 września 2001 r.”. Właściwie to nic dziwnego, bo prawdopodobnie tych przepisów nie przeczytała większość posłów. Z marszałkiem Sikorskim na czele. Gdyby przeczytał i sam się do ich łamania przyznawał znaczyłoby, że jest idiotą. A chyba nie jest, choć coraz więcej słyszę o nim historii, które by mogły sugerować, że jednak jest. Zresztą, czy fakt, że nie przeczytał tego nie sugeruje?
Ech strasznie to skomplikowane.
W każdym razie większość dziennikarzy (chodzi mi o tych, którzy się zajmują polityką) nie przeczytała. Świadczy o tym, że powtarzają coś, co mogło się urodzić w głowie Miśka Kamińskiego. Czyli, że podejrzane jest, że niektóre posłanki rozliczały kilometrówkę nie posiadając samochodu (prawa jazdy). Zarzut idiotyczny. Ale, żeby to wiedzieć, trzeba przepisy przeczytać.
Słabe mamy media strasznie. Gdyby były lepsze może by nas uchroniły od wstydu, który narobią nam Tusk i Bieńkowska. Częściowo już narobili. I to jest zła informacja.

3. Musiałem oddać telewizor. LG. I to jest zła informacja. Pamiętam czasy, kiedy się ta firma nazywała Goldstar. Ciekawe, czy wrócą kiedyś do starej nazwy. Telewizor bardzo się był przydał Męskim Blogerom Modowym. Bardzo dobrej jakości obraz, Świetnie sobie radził nawet z obrazem niskiej rozdzielczości. Nieźle wyglądał. Jednak jego 'smart' jest w porównaniu ze 'smart' Samsunga prehistoryczne (czyli jakieś trzy lata do tyłu).
Miał przyjechać kurier. W ciągu godziny. Po dwóch okazało się, że będzie za godzinę. Po kolejnych 30 minutach okazało się, że go w ogóle nie będzie, bo mu strzeliła chłodnica. Wsadziłem więc pudło do V40. [Ważna informacja, gdyby ktoś uzależniał zakup V40 od rozmiaru telewizora, który wchodzi do środka – 55 cali wejdzie, większy raczej nie]
Zawiozłem telewizor na Domaniewską. I pojechałem do Volvo, żeby zwrócić auto.
V40 Cross Country – jestem gotów polecić. Wydaje mi się, że nie warto inwestować w system pilnowania pasa i ostrzegający przed możliwością najechania. Działają tak sobie, a pewnie kosztują. No i wersja czteronapędowa potrafi sprawić wiele radości na śliskim.

Miałem wsiąść do autobusu, ale się okazało, że nie mam drobnych na bilet. A właściwie nie wiadomo, czy jak się wsiądzie, to maszyna od biletów przyjmie kartę. A bez biletu trochę wstyd. Jak się bym mógł nabijać z niespełnionych obietnic pani Waltzowej.

Poszedłem więc piechotą. Brat mój uświadomił mi, że na Spotify są audiobooki. Słucham więc Dołęgi-Mostowicza „Bracia Dalcz i S-ka”. Ciekawe czy żyją potomkowie chłopa, którzy uratował mu życie w Jankach, kiedy niezadowoleni czytelnicy zawieźli go do Janek i pobitego wrzucili do dołu w lesie. Kiedyś czytelnicy poważniej podchodzili do literatury.
Choć w tym przypadku chodziło o teksty w „Rzeczpospolitej”.
I jak dziś można mówić o zagrożeniu wolności mediów. Wtedy wysyłało się czytelników, dziś wystarczy się spotkać z właścicielem koło śmietnika i wszystko jest załatwione. Bez bicia.

Doszedłem do metra. Później wpadłem do Faster Doga, gdzie wróciłem do dyskusji o kpt. Wronie. Uważam, że LOT powinien zostać rozniesiony przez prawników pasażerów tego nieszczęsnego lotu, Pawełek, że powinni być wdzięczni. Któryś raz o tym rozmawiamy.
To właściwie fascynujące, że Państwowa Komisja Badania Wypadków Lotniczych nie upubliczniła jeszcze raportu na temat tej katastrofy. Znając pana Laska dowiemy się, że akurat tym razem piloci nie zawinili, bo jak mogli zawinić, skoro dostali od prezydenta Komorowskiego ordery?


Wieczorem u ubranej na różowo Moniki Olejnik występował Michał Kamiński. Ciekawe, czy tak, jak tydzień temu wpadł później do Domu Whisky i przez telefon tłumaczył: „broniłem Ewki u Olejnik”. Choć pewnie 'Kumpelą' jej nie nazywał.

Skoro w poniedziałek Kamiński, to we wtorek Giertych. We środę pewnie Niesiołowski.
Profesor Niesiołowski.


środa, 10 grudnia 2014

9 grudnia 2014


1. Właściwie śpiąc pojechałem do Ząbek zawieźć podporę wału. Po drodze po raz kolejny z niedowierzaniem patrzyłem na cenę LPG na stacji Lotosu, po skręcie z Radzymińskiej. 2,34. Czyli nawet 40 groszy taniej. Przy 100 litrach, które wchodzą do Suburbana to niezła kwota.
Prawie mi się udało wrócić w godzinę. Niestety na Trasie Łazienkowskiej był poranny korek, który zjadł mi dwadzieścia minut. Musiałem się więc spieszyć. A to, rano, to dla mnie zła informacja.

2. O 11:30 miałem być w „Domu whisky” ale trochę się spóźniłem. Wszystko przez wykopki przed komisariatem przy Wilczej.
Z niewiadomych przyczyn przed południem w „Domu whisky” nie ma zbyt wielu gości.
W kameralnym więc gronie zaprezentowano nam (mnie, mojemu koledze Grzegorzowi i młodemu człowiekowi chyba z gazeta.pl) specjalną edycję Jack Daniel's Sinatra Select (człowiek z gazeta.pl przyjechał samochodem, więc zaprezentowano ją bardziej mnie i mojemu koledze Grzegorzowi).

No i to jest bardzo dobry alkohol. Drogi. Ale w związku z tym kolega Jeff (który w Lynchburgu jest master distillerem) bardzo się postarał. Użył specjalnie żłobionych beczek – destylat obcował więc z większą powierzchnią drewna. Zostawmy technikalia. Alkohol był tak dobry, że degustację zakończyłem o 21. Odkryłem, co łączy mnie z Sinatrą. Ja też jestem honorowym ambasadorem Jack Daniel's Tennessee Whiskey.
Dzisiaj informacja o tym, że ktoś znany związał się z jakąś marką świadczy o tym, że ta marka zapłaciła mu pieniądze. Kiedyś – tak jak było z panem Frankiem – znaczyło to, że ma do produktów danej marki słabość.
Małgorzata Socha – ambasadorka wszystkiego.
Ciekawe, kiedy działy marketingu dojdą do tego, że dzisiejsi ambasadorowie marek mogą mieć działanie – tu moje ulubione słowo – przeciwskuteczne. Pewnie nie szybko. I to jest zła informacja.

3. Pod koniec mojego wieczoru, do „Domu whisky” przyszedł Michał Kamiński z jakimś anglojęzycznym towarzystwem. Złą informacją jest, że przyszedł. Telewizor zawsze można przełączyć, a wstać i wyjść, kiedy się już wychodzi od kilku godzin – trudno.
Mówił Kamiński po angielsku – dało się wytrzymać. Ale w pewnym momencie zadzwonił telefon. No i wtedy Kamiński zaczął nadawać: „Właśnie broniłem Radka w telewizji. Od tego ma się kumpli”. „To wyjdzie jutro? Dobra, zadzwonię do Ewy”. Wyszedł na chwilę, pewnie do Ewy zadzwonić. Wrócił, odebrał jeszcze jeden telefon, tu już zaczął rzucać kurwami.
Chodź dla mnie gorsze było „…powiedz kurwa temu swojemu friendowi…”. „Friendowi”.

Wieczorem u Lisa widziałem frienda Kamińskiego – mecenasa Giertycha, jak walczył o dobre imię Radka. Niezbyt skutecznie. Taki lajf.

W każdym razie Jack Daniel's Sinatra Select – wybitny,