wtorek, 23 czerwca 2015

23 czerwca 2015




1. Pojechałem pod Sejm by obserwować przepoczwarzenie Dudabusu w Szydłobus.
W newralgicznym momencie folia nie chciała się oderwać. Wyglądało to właściwie zabawnie. Cóż, miejmy nadzieję, że to taka sama wróżba jak wywracające się pudła z podpisami
Autobus pojechał. Mnie się zrobiło żal, że nim nie pojechałem. Nie był może specjalnie wygodny, ale podróże nim były bardzo ciekawe. Brakuje mi kampanii. I to jest zła informacja.

2. Dzień spędziłem na odbieraniu telefonów i oddzwanianiu pod numery, z których dzwoniono kiedy rozmawiałem, więc nie mogłem odebrać.
Po południu pojechałem oddać MINI. Oddałem, chwilę porozmawiałem i wróciłem do moich telefonów. Razem z tłumem wyplutym przez Mordor dojechałem tramwajem do metra. Późneij jechałem pełnym metrem. Na koniec, na piechotę do Krakena, gdzie się umówiłem z Cyfrowym Szogunem. Czekając na niego obserwowałem dziwną nadaktywność mediów na Poznańskiej. Okazało się, że pani dwojga nazwisk rzecznik Prezydenta dzieliła się z dziennikarzami wrażeniami po spotkaniu państwa Dudów z państwem Komorowskimi. Jak powiedział mi operator wiodącej telewizji – nie powiedziała nic ciekawego.
Cyfrowy Szogun zjadł w Krakenie owoce morza. Nie pozwolił na to, żeby mu zrobić zdjęcie z ośmiorniczką. I to jest zła informacja, bo płacił osobistymi pieniędzmi a do tego niezbyt wygórowaną cenę.

3. Wieczorem był pierwszy odcinek drugiej serii „Detektywa”. Niestety zasnąłem oglądając. I to jest zła informacja.  

niedziela, 21 czerwca 2015

22 czerwca 2015


1. Nasamprzód się obudziłem przed szóstą. Przejrzałem tajmlajny, no i się okazało, że wszyscy śpią. Postanowiłem więc spać dalej. #punktzwrotny Było trudno, ale jakoś się udało. Przyśnił mi się prezes Kaczyński. Próbował mnie nastraszyć, ale się nie dałem. #punktzwrotny
Obudziłem się i tak niewyspany. I to jest zła informacja. Koło jedenastej, więc – jak za dawnych czasów – zaspałem na „Kawę na ławę”.

2. W „Kawie na ławę” zasadniczo wszyscy byli przeciw panu Protasiewiczowi. Tak bardzo, że właściwie nikomu się nie chciało jakoś specjalnie go punktować. A były szanse. Pan Czarzasty znów występował w sweterku. Żółtym.

„Lożę prasową” sobie odpuściłem. #punktzwrotny Wziąłem prysznic testując nową deszczownicę. Działa bardzo dobrze.
Wykosiłem kawałek parku i zaparkowałem kosiarkę w stodole. Następnym razem muszę naostrzyć noże. Wykoszoną dzień wcześniej łąkę obsiadły ptaki, chyba szpaki. Obżerały się robactwem, które po skróceniu trawy wylazło na wierzch. Koty miały je gdzieś, gdyż trawa – mimo iż krótka – była zbyt mokra.

Posadzone po śmierci babci z pomocą dyrektora Zydla platany rosną nierówno. Te w parku sprawiają wrażenie dwa razy większych, niż te z drugiej strony.

Ruszyłem do Warszawy godzinę spóźniony. #punktzwrotny Później się okazało, że planując pomyliłem się o godzinę, czyli i tak miałbym za mało czasu. I to jest zła informacja.

3. Jak wcześniej zauważyła Bożena, dziecię bocianów z Ołoboku jest już całkiem wyrośnięte. W Świebodzinie przy wyłączonych światłach stał policjant i grzebał w smartfonie. Przy kinie, kątem oka zauważyłem orkiestrę chyba dętą. Dotankowałem na stacji benzynowej na pierwszy rzut oka projektu Alberta Speera. Pani przy kasie powiedziała, że są właśnie dni Świebodzina. Iże wczoraj były Piersi, ale bez Kukiza.
Wjechałem na A2 i podjąłem rozpaczliwą próbę gonienia czasu. Efektem jej była jedynie konieczność dolania paliwa, bo za Skierniewicami był korek. #punktzwrotny
W który o mały włos się nie wbiłem, bo w Polsce zbyt powszechnym nie jest zwyczaj włączania świateł awaryjnych w takiej sytuacji. Odstałem swoje. Zobaczyłem chyba forda, z którego wycięto kierowcę.
Dojechałem do domu. I się okazało, że nie mam kluczy, więc i nawet gdybym przyjechał wcześniej to by z tego nie było żadnego pożytku, bo bym się nie przebrał.

No i się okazało, że moja ulubiona apteka zmieniła godziny pracy. #punktzwrotny I to jest zła informacja.

Wpisywanie byle gdzie hasztaga #punktzwrotny to jednak idiotyczny pomysł.  

21 czerwca 2015


1. Więc najpierw zasnąłem w wannie. Z telefonem w ręce. Trochę zmókł, ale nie widać, żeby jakoś ciężko to przeżył. Zdarzało mi się drzemać w wannie, ale zazwyczaj w kontrolowany sposób. Tym razem kiedy się obudziłem woda prawie się wylewała.
No i właściwie, to lepiej by było, gdybym w tej wannie został. Budynek, w którym spałem to były niegdysiejsze koszary 15 Pułku Ułanów Poznańskich. Pomieszczenia, w założeniu dość ciemne, doświetlono dziurami w stropie, które wyglądały nieźle, niestety nie dało się ich niczym przysłonić. Więc od jakiejś czwartej z kawałkiem robiło się bardziej niż jasno. Rozmawialiśmy o tym przy kolacji. Redaktor Perczak powiedział, że jeżeli człowiek nie ma niczego na sumieniu, to może spać w pełnym świetle. Byłem przekonany, że nie mam sumienia. Okazało się, że się myliłem. I to jest zła informacja.

2. Po całkiem niezłym, jak na polskie warunki hotelowe śniadaniu ruszyłem na wieś. Po drodze wpadłem do Leroi Merlin kupić deszczownicę, bo jedna z naszych dwóch się – na skutek twardości wody – rozleciała. Jednym z sukcesów ostatnich dziesięciu lat jest to, że deszczownice zdecydowanie potaniały.
Jechałem starą dwóją na Pniewy. MINI Cooper, po obcowaniu z autami MINI Cooper Works zrobił się jakoś słaby.
Jechałem spokojnie łypiąc jednym okiem na konwencję PiS transmitowaną na Livestreamie. No i się okazało, że w kwestiach pisowskich przestałem być dobrze poinformowany, bo imprezie zdecydowanie zmienił się scenariusz, a ja nic o tym nie wiedziałem.
Po przemówieniu prezesa Kaczyńskiego dojechałem do Gronowa, gdzie się dowiedziałem, że dalej nic nie wiadomo, co to będzie ze skrzynią do Suburbana. Niczego, poza tym, że ci, od rozkładanego Tahoe, ze skrzynię chcą cztery tysiące. Za dużo. I to jest zła informacja.

Do domu dojechałem na przemówienie Beaty Szydło. Później TVP Info przeskoczyło na panią premier Kopacz. Zauważyłem, że w pewnej warstwie oba przemówienia były bardzo podobne. Różniły się jakością wygłaszania. No i tym, że to, pani Premier, było doprawione przez ministra Kamińskiego hejtem. No i tylko ten hejt powodował jakąś reakcję zebranej publiczności.
Nie będę się wgryzał w kwestie merytoryczne. No dobra. Jedna rzecz mnie uderzyła. Skoro umowy śmieciowe są takie złe, to dlaczego osoba tak wrażliwa, jak pani Premier pozwalała, bym na śmieciówkach był przez prawie cały czas rządów PO? Czy w ramach wrażliwości swojej zapłaci mi za ten okres składki?
No i druga rzecz. Na miejscu pani Kopacz poważnie bym się zastanowił przed zarzuceniem komukolwiek kłamstwa. Nie rozumiem. Czyżby spindoktorzy Platformy stracili resztki kontaktu z rzeczywistością? O pani Premier można mówić, że jest wrażliwa, ale że wiarygodna? Przy takich udokumentowanych wpadkach? Bez sensu.

3. Wziąłem się za koszenie. Wyrosło trochę zasianej przez panów kopaczy trawy. Z ziemi powyłaziły kolejne kamienie. Jak w końcu kupimy gabionowy kosz, to zaczniemy budować szaniec.
Drzewa rosną. Wierzba też. Znalazłem pierwszego w tym roku grzyba – dziwną niby pieczarkę. Kosiłem, aż zaczęło lać.
Zdrzemnąłem się przy Bondzie. Przespałem „Kill Billa”. Znaczy – nie tak do końca, bo momentami słuchałem ścieżkę dźwiękową. No i znowu zaraz będzie druga. I to jest zła informacja.


sobota, 20 czerwca 2015

20 czerwca 2015



1. Prawie się wyspałem. I to jest dobra informacja. Niestety, kiedy postanowiłem poleżeć godzinę w wannie okazało się, że muszę z tej wanny alarmowo wyjść, bo w dzisiejszych czasach przestało obowiązywać coś, co starzy ludzie nazywają gentlemen's agreement. Nie wiem, co jest gorszą informacją – to, że się tak dzieje, czy to, że osoby, które tych norm nie spełniają nie rozumieją na czym polega problem.

2. Generalnie ten dzień miał być chwilowym powrotem do mojego poprzedniego życia. Nie do końca się to udało. Spóźniony dwie godziny wsiadłem do MINI i ruszyłem na zachód. Niestety przez cały czas prześladowało mnie życie nowe. Telefonicznie. Przy okazji się okazało, że zestaw głośnomówiący w MINI przestaje dawać radę po przekroczeniu 120 km/godz. I to jest zła informacja.
3. Spóźniony półtorej godziny dojechałem na tor w Bednarach. Tor, czyli lotnisko. No i jeździłem po tym lotnisku przez godzin kilka MINI Cooper Works. Znaczy MINI jeszcze lepszym. Jeździłem między pachołkami, które niestety przewracałem. Więc mi się nie udało wygrać rywalizacji w omijaniu pachołków na czas.
Najśmieszniejszym chyba momentem – że tak powiem – eventu było, jak ambasador marki MINI, słynny w pewnych kręgach radiowy dziennikarz zapytał, czy małe MINI i duże MINI mają takie same silniki. Dla nieobecnych na evencie – to jakby ambasador Niemiec zapytał, czy stolica jest dalej w Bonn, czy może teraz w Dreźnie.
W czasie imprezy (a później kolacji) przemazywał się Adam Małysz.
Przeżyliśmy oberwanie chmury i tęczę, którą wszyscy namiętnie zaczęli fotografować.
Generalnie MINI się świetnie nadaje do agresywnego jeżdżenia. Tak świetnie, że nie wiem, czy wszyscy powinni się na jazdę MINI decydować.
Wieczorem wylądowałem w Poznaniu. Jadąc przez chyba centrum można mieć wątpliwości, czy to na pewno polskie miasto [uwaga! To żart!]. Uniwersyteckie budynki przypominają te z makiet Piko.

Wieczorem wylądowałem w hotelu. Z potwornie rozemocjonowaną obsługą recepcji. Interesujące doświadczenie.

Zobaczyłem nowe Tahoe. Nie podoba mi się. I to jest zła informacja.  

piątek, 19 czerwca 2015

19 czerwca 2015



1. Oj tym razem zdecydowanie zbyt krótko spałem. I to jest bardzo zła informacja. A3 e-tronem przyjechał red. Pertyński. Przyjechał i odwiózł się na lotnisko. Po raz nasty w tym roku leciał do Barcelony, w której miał być też w zeszły weekend, ale samoloty Lufthansy nie były kompatybilne z warszawską burzą i nie wylądowały w przeddzień wylotu. Tym razem redaktor Pertyński wyleciał, ja zaś zostałem sam na sam z e-tronem. Rację miał Leszek Kempiński zapowiadając rok temu, że to będzie niesamowite auto. Wracałem z Okęcia elektrycznie. Spalanie – 0 litrów. Lubię.
Dojechałem do pracy. Miły pan z lusterkiem zajrzał pod samochód. Dalej niezbyt przytomny odbyłem godzinną rozmowę z już nie tak młodym, a wciąż dobrze się zapowiadającym dziennikarzem. Chyba bardzo mi brakowało codziennego precla i soku pomidorowego.

2. Korzystając z uprzejmości nowego kolegi wymieniłem A3 na MINI Coopera. Zawsze, gdy piszę nazwę Cooper przypomina mi się, jak lat temu parę na targach w Genewie Max Suski zauważył, że Cooper to świetne nazwisko, bo gdyby Cooper nie nazywał się Cooper tylko na przykład Grzyb – MINI Grzyb brzmiałoby dużo gorzej.
Po tym, jak redaktor Majewski podzielił się ze swoimi czytelnikami wiedzą, którą każdy rozsądny człowiek trzymałby dla siebie – mój telefon dzwonił praktycznie bez przerwy. No dobra. Z przerwami. Zresztą cały ten akapit to żart. Hermetyczny.
Pod Porsche przy Połczyńskiej stało dużo samochodów porsche podobnie pomalowanych. Pewnie będzie jakiś – przepraszam za wyrażenie – event. Niestety przez ministra Zdrojewskiego przestałem bywać na eventach Porsche. Znowu hermetyczny żart.
Strasznie hermetyczny. Nawet ja nie rozumiem za bardzo o co mi chodziło. Trudno.
Wróciliśmy w ostatniej chwili. I to jest zła informacja, bo nowy kolega mógł się poczuć nieco wykorzystany.

3. Nawiedził nas dzisiaj bardzo ważny człowiek. Przy okazji się dowiedziałem jak należy ustawiać flagi. Wewnątrz. Bo na zewnątrz ustawia się inaczej. Wiem już też, że są kraje, gdzie dyplomaci chodzą we frakach. Nie udało mi się dowiedzieć, czy do fraków mają cylindry. Cylinder mógłbym właściwie mieć. Choć nie chciałbym być dyplomatą. 
Właśnie sobie przypomniałem, że MINI ma trzy cylindry, ale to nie à propos.

Wieczorem poszliśmy z Bożeną do sklepu Perełka. Później na pizzę, która z niewiadomych przyczyn lepsza jest na miejscu niż, kiedy zaniosę ją do domu. Mam właściwie podejrzenie graniczące z pewnością, że ta pizza nigdy nie jest dobra. Być może terroryzuję wszystkich, żeby ją jedli, bo jedzenie niedobrych rzeczy uszlachetnia. Choć to chyba nieprawda. I to jest zła informacja.

No i znowu jest druga w nocy. Kiedy ja się w końcu wyśpię.  

czwartek, 18 czerwca 2015

18 czerwca 2015


1. Tak właściwie, to trochę zaspałem. Znaczy wstałem za późno, żeby zrobić sobie poważną analizę wczesnoporannego Internetu. I to jest zła informacja.

2. Precle i sok pomidorowy. Tym razem szedłem Żurawią i tyłami Nowego Światu. Zastanawiałem się nawet przez chwilę, czy nie mógłbym tam gdzieś mieszkać. Nie mógłbym. Wolę miasto sprawiające wrażenie bardziej całego.
Chyba po raz pierwszy ochrona wpuściła mnie bez konieczności wyciągania z kieszeni dokumentu.
W ciągu dziewięciu godzin pracy ponad 40 razy rozmawiałem przez telefon. No dobra. Nie wiem ile razy, bo nie chce mi się liczyć. W każdym razie kolejka numerów do oddzwonienia przekroczyła w pewnym momencie dziesięć. Może zrobię sobie tabelkę, taką jak ta z czasów, kiedy analizowałem wstępniaki redaktora Lisa.

„Gazeta Wyborcza” ogłosiła, że Dudapomoc nie działa. I jest to zła informacja, bo używając podobnej metody mógłbym udowodnić, że „Gazeta Wyborcza” już nie wychodzi. Najgorsze jest to, że ja, czytelnik Gazety od 89 roku, nie będę się tym zajmował jedynie dlatego, że mi się nie chce.

Mój znajomy z Nowego Jorku wrócił za ocean. Będę musiał kogoś namówić na to, żeby zorganizował jakieś sympozjum i mojego znajomego zaprosił, bo jeszcze wiele tematów mamy do rozmowy.

3. Bożena przyjechała po mnie japońskim samochodem na niemieckich numerach. Dobrze, że mnie jakiś paparazzo nie trafił. Pojechaliśmy do jakiegoś sklepu, z ubraniami dla pań. Bożena chciała swojej córce kupić coś na urodziny. Tego czegoś nie było. I to jest zła informacja.

No właśnie. Moja – jak by to idiotycznie nie brzmiało – pasierbica miała urodziny. O tym, że życzę jej jak najlepiej, to tuszę, iż wie. Życzę codziennie. Nie tylko 17 czerwca.

W Beirucie (choć bardziej Krakenie) spotkałem się z wybitnym publicystą, który nie życzy sobie występować w Negatywach i dr. Flisem. Ty właśnie dr. Flisem, który naukowo jako pierwszy dowodził, że Andrzej Duda wygra wybory. Próbowaliśmy go namówić na jakieś prognozy dotyczące wyborów parlamentarnych. Nieskutecznie.  

środa, 17 czerwca 2015

17 czerwca 2015



1. Wstałem przed szóstą, wlazłem do wanny, żeby poczytać tweety. Nie było nic ciekawego. I to jest zła informacja. Czekałem, że może się coś nowego pojawi – a tu nic.
Cóż było robić. Poszedłem do roboty. Po drodze kupiłem dwa precle i sok pomidorowy. Jestem – jak widać – konserwatystą. Ale chyba nie tak twardym, bo zmodyfikowałem nieco trasę i przeszedłem obok Witkaca. [Vitkaca, Witkatza, Vitkatza – czy jak się ten budynek nazywa.

2. W pracy poznałem wielu nowych ludzi. Na przykład bezszelestnego akustyka. Dowiedziałem się też jak należy się obchodzić z zielonym suknem. Że się je moczy, naciąga, blokuje i następnego dnia rano jest idealne. Człowiek uczy się całe życie.

Zainwestowałem 5,90 w „W Sieci”. Znaczy, zasadniczo to w Mazurka/Zaleskiego. Coś się nagle stało takiego, że rubrykę łatwiej jest ogarnąć. Znaczy: wiem co się stało. Jest łamana w bardziej logiczny sposób.
Ale nie o tym. Zauważyłem, że lepiej się autorom nie narażać. Napisałbym, że mi żal ich ostatniej
ofiary ale sam sobie obiecałem, że nie będę kłamał. I to jest zła informacja.

3. Wieczorem spotkałem się z moim starym kijowskim znajomym. Najpierw siedzieliśmy w Beirucie, później przenieśliśmy się do takiej małej knajpy koło mieszania premiera Marcinkiewicza. Rozmowy ciekawe. Choć właściwie niedokończone. Zobaczymy, gdzie się teraz spotkamy. W Nowym Jorku czy Warszawie.

Odprowadziłem go do miejsca, gdzie mieszkał. Pokoju na strychu Muzeum Etnograficznego. Z windą z dwoma przyciskami: góra i dół. Windą z 1968 roku. Za to właściwie bez okien.
Wcześniej porównywaliśmy architekturę. Znajomy docenia Warszawę. Nawet socrealizm z ludzką twarzą. Z tego, co mówił można było wyciągnąć wniosek, że wszystko lepsze niż Nowy Jork. I to jest zła informacja.

wtorek, 16 czerwca 2015

16 czerwca 2015


1. Niestety ostatnio jakoś jest tak, że pisząc Negatywy zasypiam. Czyli coś tam piszę, zasypiam, się budzę, sprawdzam, co napisałem, nic z tego nie rozumiem, próbuję napisać coś dalej, zasypiam, się budzę i tak w kółko. Boję się więc przeczytać, co wczoraj napisałem. I to jest zła informacja.

2. Z tego spania i pisania wstałem zbyt późno, więc nie zrobiłem przeglądu Twittera. Zobaczyłem jakiś tekst z „Wyborczej”, którego sensu za bardzo nie mogłem zrozumieć. Wywiad z prof. Szczerskim w „Rzepie” , i kolejny z antygazetowych materiałów w Superaku.
Kupiłem precle i sok pomidorowy i ruszyłem do roboty.
Coś było takiego w powietrzu, że się strasznie człowiekowi chciało spać. I to nie tylko mnie.
Próbowałem przeczytać „Newsweek”. Bez efektu. Poza tym, że się dowiedziałem, że red. Meller nie dostał orderu.
[kurcze, znowu zasypiam]

Nie chciało mi się też czytać „Do Rzeczy”. Ale może zabiorę się za to jutro. Zauważyłem tylko, że jako ostatni napisali o szpitalu Tyszkiewicza.
We „W Sieci” przeczytałem kilka dość hermetycznych żartów. I aż się zacząłem zastanawiać, kto je puszcza. Nie miałem siły na wnioski. I to jest zła informacja.

3. Pani premier wskazała swoich nowych ministrów. Nie udało mi się wzbudzić w sobie jakiegokolwiek nowymi ministrami zainteresowania. Taka sytuacja.

Wracałem do domu przez skwer za Domami Centrum. Latarnie są tam jedne z brzydszych, jakie w życiu widziałem.

Wieczorem poszedłem do apteki. Moja ulubiona przy Wilczej była zamknięta, poszedłem więc do całodobowej przy placu Zbawiciela. Obejrzałem sobie tęczę, która – jak czytam – ma niedługo z placu zniknąć. Straż Miejska będzie miała mniej roboty.

Wiem, kto będzie Szefem Kancelarii PAD. Ale nie mogę się tą wiedzą podzielić. I to jest zła informacja, bo nienawidzę wiedzieć i nie móc się tą wiedzą dzielić.  

poniedziałek, 15 czerwca 2015

15 czerwca 2015


1. W „Kawie na ławę” pan Czarzasty wystąpił w marynarce. Może trochę dyskusyjnej. Ciekawe, czy kupił ją dwadzieścia lat temu. Generalnie najfajniejsze były jego dialogi z panią z PSL-u, która – mam wrażenie – zauważyła, że pana Czarzastego nie przegada.
Później była „Loża prasowa”. W pierwszych słowach redaktor Stasiński raczył zauważyć, że skoro z Andrzeja Dudy w parę miesięcy można było zrobić prezydenta, to…” coś tam.
Mam wrażenie, że panu Stasińskiemu nie udałoby się zrobić ważnej osoby nawet z Baracka Obamy po pierwszej kadencji.
I to, generalnie jest zła informacja.

2. Pojechałem w okolice Muzeum Ziemi, żeby odebrać od red. Pertyńskiego Audi A1. Udało się, choć żal mi było oddawać..W każdym razie A1 nie jest zła
A1 pojechaliśmy z Bożeną do weterynarza, Z kotem Pawełkiem. Pawełek dzielnie pozwolił sobie wyjąć kleszcza. Później przyjął zastrzyk. Pan weterynarz kota Pawełka za zachowanie postawy pochwalił.

[piszę to wsztstko zasypiając. Znaczy: istnieje poważne niebezpieczeństwo, nikt z tego, co piszę nie zrozumie. I to jest zła informacja.

Kiedy próbowałem wyjechać spod weterynarza, okazało się, że dokładnie na wyjeździe z parkingu stoi pogotowie. Stoi i udziela pomocy nieprzytomnemu rowerzyście – ofierze wypadku. Dobrze, że prawie rowerem nie jeżdżę, bo to zbyt niebezpieczn.

3. Pojechaliśmy w odwiedziny pod Warszawę. Kontemplując przyrodę pomyślałem, że pod Warszawą nie jest aż tak źle. Myślałem tak jednak tylko przez chwilę. I to jest zła informacja.

niedziela, 14 czerwca 2015

14 czerwca 2015



1. Bożena myślała, że jest niedziela i chciała wstawać na „Kawę na ławę”. Była jednak sobota.

W telewizorze występował redaktor Meller w koszuli w kwiatki. Z obrazków wyświetlanych obok można było dedukować, że mówi o kryzysie rządowym. Mimo iż go lubię nie pogłośniłem telewizora.
Chcieliśmy obejrzeć przy śniadaniu jakiś rodzinny komediodramat (jak nazywane są filmy nadawane przez NC+). Niestety zanim się skończyła przerwa reklamowa zdążyliśmy zjeść.

Po śniadaniu przeczytałem tekst red. Orlińskiego „Wnioski z kampanii wyborczej w interniecie: Hejterami się nie wygrywa” (na gazeta.pl)
Tu zabawny cytat:
„Tylko że na początek trzeba zrozumieć, że autorytetem dla »cyfrowych tubylców« jest nie 53-letni Kuba Wojewódzki, który z niejasnych dla mnie przyczyn ciągle jest w »starych« mediach uważany za młodzieżowy autorytet, tylko np. blogerzy z serwisu »Make Life Harder«”

Dlaczego zabawny? Redaktor Orliński uchodzi za intelektualistę, znawcę „nowych” mediów. Ciekawe z jakich nieznanych dla mnie przyczyn uważa „Male Life Harder” za serwis. A niego „blogerów” za młodzieżowe autorytety, skoro „Make Life Harder” przestało być modne dobre dwa lata temu.
Może dlatego, że sam jest ze „starych” mediów?

Tu sprzedam insajderską wiedzę. Większość czytanych przeze mnie analiz prezydenckiej kampanii internetowej jest nic nie warte. I to jest zła informacja.

2. Wsiadłem w mercedesa, pojechałem na Wiejską do Pracowni Czasu pogadać o zegarkach. Tym razem o tak ważnej dla polskiej polityki marce „Ulysse Nardin”. A konkretnie o zegarach okrętowych. Tu informacja dla posłów związanych z PO – w komisie leży kilka bardzo porządnych zegarków w bezpiecznej cenie.

Później pojechałem do Miasteczka Wilanów, żeby poknuć chwilę z Tęgim Łbem. W ramach knucia zjedliśmy lody. Siedzący przy sąsiednich stolikach mieszkańcy Miasteczka łypali złowieszczo na Tęgiego Łba, w którym musieli najwyraźniej rozpoznać sprawcę ich nieszczęścia.
Później wsiedliśmy w auto i planowo zaczęliśmy błądzić na drogach i dróżkach między Wilanowem a Wisłą. Co wyknuliśmy, to nasze.
Wróciłem po Bożenę i przez rondo Radosława, nad którym majestatycznie powiewała flaga, udaliśmy się na żoliborską imprezę plenerową. Kupiliśmy tam wiele dóbr. Pasztet, obrazek, dziwnych plastikowych mangowych ludzików. I ciasta kawałki.

Z Żoliborza udaliśmy się do Lidla w alejach Jerozolimskich. Straszny jest tam bałagan w kwestii cenowo towarowej. I to jest zła informacja.

3. Wieczorem spotkałem się ze starym znajomym z Kijowa, który przyleciał z Nowego Jorku, gdzie od lat mieszka. Ustaliliśmy, że ostatnio widzieliśmy się jedenaście lat temu. I to jest zła informacja, bo strasznie czas nam zasuwa.

sobota, 13 czerwca 2015

13 czerwca 2015






1. Dzień zrobił mi prezes PMPG, który wrzucił na Twittera listę nominowanych do Nagrody Kisiela. Przez litość nie wymienię wszystkich nominowanych.
No dobra. Jedno nazwisko wymienię. Ewa Kopacz. Postanowiłem namawiać do głosowania na tę kandydaturę, bo chciałbym, żeby wygrała. Bo wtedy mógłbym usłyszeć laudację. A to by musiał być Meisterstück. Bo jeżeli tempo spadków PO będzie dalej takie samo, to w dniu gali PO może być popierane przez 15%. Co wtedy będzie można o pani Premier powiedzieć? Nie wiem. I to jest zła informacja.

2. W łaskawości swojej redaktor Pertyński podzielił się ze mną swoim testowym mercedesem. CLA Shooting Brake. Szary z pomarańczowymi wstawkami. Idealny na Paradę Równości.
A poważnie: świetne auto. Szyby bez ramek, a przy 120 nie słychać nic poza klimatyzacją.
Do tego autem naprawdę nieźle się jeździ.
Pojechałem do dyrektora Ołdakowskiego. W swoim centrum sterowania wszechświatem ma coś, czego mu zazdroszczę.
Poknuliśmy chwilę. Niejedną chwilę. Przespacerowaliśmy się po okolicy. Bardzo jest tam nowocześnie. Mam pewne obawy, czy aby ulice nie są zbyt wąskie. Przechodziliśmy obok miejsca, gdzie się kiedyś mieścił mój ulubiony elektryk samochodowy. Bardzo miły człowiek. Właściciel Land Rovera – o ile pamiętam – pierwszej serii. W wersji sanitarnej. Z drewnianą kabiną.
Opowiadał kiedyś, że wcześniej się zajmował sprzedawaniem balonów pod ZOO. I, że mu to sprawiało wielką radość. Znaczy nie samo sprzedawanie, co obserwowanie radości dzieci, które balony dostawały.
Strasznie dawno pana elektryka nie widziałem. I to jest zła informacja.

3. Wróciłem do domu. Zastałem brata z córką. Poszliśmy do Krakena. I to ponoć była pierwsza knajpa, w której Lilka była. I to jest zła informacja. Bratanica żyje już ponad cztery lata. Tyle lat сухого закона?

12 czerwca 2015




1. Obudziłem się zbyt wcześnie. Wlazłem do wanny o zająłem się Twitterem. Poseł Zalewski (reprezentanci kultury anglosaskiej powinni zrozumieć, że tu obowiązuje tradycja według której ekstremalnej wersji ktoś, kto kiedyś przechodził koło parlamentu posłem będzie tytułowany do śmierci)(choć to oczywiście się nie tyczy pana Zalewskiego, który posłem był na parę sposobów) przyczepił się profesora Szczerskiego. Idiotycznie się przyczepił. Naszła mnie konstatacja, że ktoś, kto wysłał posła Zalewskiego na front twitterowego trollowania nie był w porządku.
Poseł Zalewski, kulturalny człowiek, ze sporą wiedzą na tematy europejskie ustawiony w jednym szeregu z profesorem Niesiołowskim i posłem Szejnfeldem to po prostu marnotrawstwo. Dla Polski. I to jest zła informacja.
Może by jakaś normalna partia zaproponowała panu Zalewskiemu miejsce na liście. Pan Jerzy Gątarz sugerował PSL. Właściwie czemu nie.

2. Tym razem udało mi się kupić precle. I to dobra informacja.
Zakończył się pewien etap w moim życiu. Przez lata szpanowałem przed moim kolegą samochodami. Tym razem on mnie przebił. I to w sposób nie do odkręcenia. Przyjechał BMW. Dwunastocylindrową siódemką w wersji takiej, jakiej żaden z prasowych samochodów nigdy nie dorówna. I nie napiszę, że to zła informacja, bo nie jestem małostkowy.

Spotkałem ambasadora Mulla. Zawsze poprawia mi to humor. Złą informacją jest, że Jego Ekscelencja ma już następcę. Czyli niedługo wyjedzie. Jakiś optymista może z tego próbować wyciągnąć wniosek, że skoro ambasador Mull nie jest już w Polsce potrzebny, nasza sytuacja się poprawiła.
Widziałem jeszcze jednego ważnego Amerykanina. Ale z daleka, więc się nie liczy.

Cyfrowy Szogun podrzucił mnie do domu swoim japońskim samochodem. Kiedy wysiadałem wpadłem na dyrektora Zydla, z którym udaliśmy się do Beirutu, gdzie wypiliśmy bardzo sympatyczne owocowe piwo.

3. Wieczorem pojechaliśmy do „Niespodzianki”, gdzie Dawid Wildstein żegnał się ze światem.
Znaczy – zaraz jedzie do Iraku, co się Państwu Islamskiemu może nie podobać.
„Niespodziankę” przejmują Frondowcy. I nie chodzi tu o fronda.pl, ani Frondę Górnego. Kilka osób niezależnie wymyśliło, że miejsce się powinno nazywać Stary Wspaniały Świat.

Nie napiszę z kim rozmawiałem, ale za to napiszę, co usłyszałem. Mianowicie – dlaczego poseł Czernecki nie jest zapraszany do Radia Maryja. Nie wiedziałem wcześniej, że odpowiedź na to pytanie nurtuje tak wiele osób, że aż się mnożą teorie na ten temat. A brzmi ona tak: otóż pewnego dnia zaproszony do Torunia poseł Czarnecki zażądał zorganizowania przez Radio taksówki, która go z Warszawy do Torunia zawiezie.

Wydawało mi się, że poseł Ryszard gotów jest zrobić wszystko, żeby przed kamerami stanąć. Widać, nie wszystko, bądź nie wszystkimi. Pomyliłem się. I to jest zła informacja.  

11 czerwca 2015


1. No i zupełnie nie pamiętam co robiłem w ten dzień tygodnia, który mam opisać. Środę. I to jest zła informacja.

2. No więc wstałem. To pamiętam. Idąc oddawać się wolontariatowi chciałem kupić precle i sok pomidorowy. Niestety precli nie było. I to była zła informacja. Poszedłem więc w stronę Nowego Światu szukając po drodze jakiejś piekarni, w której by precle były. I nic. W końcu kupiłem w spożywczaku jakąś średnią bułkę. Za to sok był w promocji.

3. Dzień przeszedł mi na rożnych sprawach, którymi nie będę czytelników zanudzał. Po pracy z jednym z nowo poznanych kolegów trafiłem nad Bar Studio, gdzie absolwenci warszawskiej Akademii prezentowali swoje obrazy. Mam dziwne wrażenie, że studenci wyszli spod rąk dwóch profesorów. Bo obrazy były strasznie dla mnie podobne. Ale może nie mam racji, może po prostu było zbyt gorąco.

Wróciłem do domu, pani Premier zdymisjonowała spory kawałem swojego rządu. I marszałka Sikorskiego. Konstytucyjnie Premier powinien mieć – delikatnie mówiąc – ograniczoną władzę nad Marszałkiem Sejmu, ale jakie to ma znaczenie.
Pani Premier zdymisjonowała pana Marszałka, żeby schowany nie szkodził jej partii. Pan Marszałek natychmiast wystąpił na konferencji prasowej, by oświadczyć, że nie ma zamiaru być schowanym, znaczy, że ma zamiar być jedynką na bydgoskiej liście.
Swoją drogą jedynka na bydgoskiej liście wcale nie gwarantuje wejścia do parlamentu. Ci wszyscy, którzy wierzą w to, że pan Marszałek jest opatrznościowym mężem powinni się w wybory przenieść do Bydgoszczy, by na pana Marszałka zagłosować. Inaczej pan Marszałek może skończyć jako sołtys Chobielina-Dworu.
Swoją drogą najefektywniejszym sposobem dorżnięcia pisowskiej watahy jest zapisać ją do PO.

Wieczorem trafiłem na Placyk, gdzie integrowałem się z dwoma pracownikami Gazety Polskiej, którzy przyszli tam oglądać płaczących lemingów. Lemindzy nie płakali. Miały na kryzys rządowy – excusez le mot – wyjebane.

Placyk przypomina „Behemota” z 1992 roku. Tylko ludzie jacyś inni. Chyba nikt nie będzie wiedział o co mi chodzi. I to jest zła informacja.  

czwartek, 11 czerwca 2015

10 czerwca 2015


1. Pierwszy uwagę moją na człowieka Stonogę zwrócił kolega Podłoga. Kiedy pracowaliśmy razem kolega Podłoga był moim osobistym dostawcą ciekawostek z tej części Internetu, o której istnieniu nie wiedziałem.
Obudziło mnie koło czwartej. I ja, głupia (nie napiszę co, bo jeszcze nie wiem, co mi przystoi) zamiast spać dalej zacząłem przeglądać akta wrzucone przez człowieka Stonogę. No i przeglądałem je do ósmej. Największe wrażenie zrobił na mnie wydruk zawartości iPhone. Wydrukowany SMS przez swoją specyfikę nie jest w stanie oddać kontekstu. Wyobrażam sobie, co by było, gdyby ktoś zaczął czytać moją korespondencję. Oceniać knajacki język, jakim się posługuję. Moralnie oceniać. Koniec świata.
Ale nie o tym. Gdyby ten ktoś, kto obiecywał wyjaśnienie sprawy w sierpniu (?) zeszłego roku doprowadził do tego wyjaśnienia, dzisiaj pewnie nie poznałbym numerów telefonów komórkowych tylu ważnych w Polsce ludzi. No i pani Lisowej.
Najbardziej to chyba mi szkoda redaktora Krzymowskiego, który i tak nie miał lekko. A teraz jeszcze te nocne telefony od nienawistników. Ludzie są bez serca. I to jest zła informacja.

2. Mam podejrzenia graniczące z pewnością, że pierwszy raz w życiu zawiązałem sobie krawat. Odkryłem przy okazji kolejny plus posiadania brody – otóż zasłania ona węzeł, więc można się mniej przejmować.
Postanowiłem na stare lata zostać wolontariuszem. Pozytyw taki, że robię to w dość przyjemnej okolicy i interesującym towarzystwie. Minusów nie będę wymieniał. Każdy się domyśli.

3. Przyjechała po mnie Bożena i odwiozłem najpierw ją, później BMW. I to jest naprawdę zła informacja. 640d bardzo mi pasowała. A tak, zostaliśmy już bez żadnego samochodu.
Mam w pracy nowych kolegów. Intelektualistów. Ciekawa odmiana.
Wpadłem wieczorem do byłej redakcji „Przeglądu Sportowego”. Odbywało się tam jakieś wielkie knucie. Napięcie spore, ale też czuć energię.
Kiedy wróciłem do domu w Polsacie występował profesor Krzemiński. Powtarzał, że nie rozumie dlaczego nie wyłączono facebooka. Mówią, że socjologia to paranauka. Coś w tym jest.

Policja zatrzymała człowieka Stonogę. Zawiozła do Prokuratury. Prokuratura człowieka Stonogę potrzymała i puściła. Pewnie miała swoją fajniejszą.