niedziela, 20 czerwca 2021

20 czerwca 2021



1. Ciepło. Choć da się wytrzymać. W takim Houston mają gorzej – jest wilgotno. 
Chwila Wandy Nowickiej u Stankiewicza wystarczyła, bym zaczął szukać innej niż oglądanie publicystyki śniadaniowej rozrywki. Zwłaszcza, że zza Nowickiej wystawała Jachira. 
Na TVP Kultura szedł „Arsene Lupin”. Ten z lat siedemdziesiątych. Dziwiło mnie, że jest kolorowy. Dziwiło, aż zrozumiałem, że poprzednim razem widziałem go w czarno-białym telewizorze юность. Telewizor był czerwony. I – jak na przenośny – dość ciężki. Co to jest: nie dzwoni i nie mieści się w dupie? Ruska maszyna do dzwonienia w dupie. „Arsena Lupina” też się nie dało oglądać. Teraz muszę trafić na „Brygady Tygrysa” i sprawdzić, czy dadzą radę. 

2. Udało mi się zebrać siły i przenieść jeden (lekki) piec do mojego pokoju, inny (ciężki) (bardzo) na miejsce tamtego lekkiego. Teraz potrzebuję kominiarza, by mi powiedział, w którym miejscu u mnie w pokoju przechodzi wolny przewód. I determinacji, by (ciężki) (bardzo) piec podłączyć do komina, który wiem gdzie jest. 

Upał, nie upał – kosić trzeba. Mam podejrzenie graniczące z pewnością, że temperatura robi niedobrze baterii. Znaczy kosiarka sygnalizuje, że już nie można kosić wcześniej, niż gdy jest chłodniej. Wyjęta bateria nie chce się też od razu ładować. Musi najpierw wystygnąć. 
Gdy kosiłem kawałek przed stołówką przypomniały mi się „Czerwone krzaki” zespołu One Million Bulgarians. 
Maj, to wtedy kwitną kwiaty, pachnie gaj, 
to wtedy czarne diabły zjedzą was, 
to wtedy runie w dół fala i jazz, 
to wtedy pękną kwiaty, spłynie krew

Nie ma na Spotify. Jest płyta. Nagrana w 1987, wydana w 2004. W '87 zablokowała cenzura. Jak widać – skutecznie. 

3. Odkryliśmy „Kupcie sobie zamek” na Domo+ (czy jak się to teraz nazywa). Miło zobaczyć ludzi, którzy mają podobne do nas problemy. A tak naprawdę, to jeszcze milej zobaczyć, że ich problemy są większe. 

23:55. Na zewnątrz 27, w środku 24. Kocia nie ma. Wyszedł wczesnym popołudniem i tyle go widzieli. 

 

19 czerwca 2021


1. Śniło mi się wędrowanie po Waszyngtonie, który zupełnie do Waszyngtonu nie był podobny. We śnie był zdecydowanie bardziej portowy niż w rzeczywistości. Skończyło się na jeżdżeniu radiowozem straży miejskiej. Źle mi się tym radiowozem jeździło. Słabo mi szło parkowanie. Przypomniało mi się, że jestem pijany, bo wcześniej, w jakiejś nadmorskiej knajpie piłem wódkę już nie pamiętam z kim. Knajpa była przeszklona. Widok był na falochron. Taki jakby skandynawski. 
Radiowóz to był chyba Lanos. Zaparkować go próbowałem pod budynkiem, który wyglądał zupełnie jak dowództwo warszawskiego garnizonu.
Było kiedyś jakieś volvo, które przed uruchomieniem sprawdzało trzeźwość kierowcy. Ale mi się jeszcze nigdy nie przyśniło. 

300polityka wrzuciła fragment rozmowy Sutowskiego z Bendykiem w KryPolu:

„TVP to nie jest na pierwszym miejscu narzędzie propagandy, tylko afirmacji kulturowej, która mówi wyborcom: wasza kultura jest tak samo prawomocna, albo wręcz bardziej prawomocna niż forma tych tam, z Warszawy. To jest niezwykle silny mechanizm i nowy moment w polityce, w którym kończy się definitywnie możliwość powrotu do tego, co było, możliwość odtworzenia dawnych hierarchii aspiracyjnych. Bo ta nowa klasa ludowa, nowi »zwykli ludzie«, nie dadzą się już zepchnąć do roli podrzędnej”.

Czekam teraz aż ktoś wpadnie na to, że w 500+ ważniejsze niż pieniądze jest wrażenie, że w końcu Państwo zauważyło zwykłych ludzi i coś konkretnego dla nich robi. 

2. Kocio jest kociem polarnym. Upał pozbawia go energii. 
Pojechaliśmy ostatecznie rozwiązać problem podlewania. Czyli – kupić węże. I złączki. Jeden wąż w Action, dwa inne w Tesco, złączki w Mrówce. Pakowaliśmy się do auta, kiedy dotarło do mnie, że jeszcze potrzebują nyplową–calową. Wróciłem do sklepu. Kupiłem. Pod bramą domu dotarło do mnie, że jeszcze potrzebuję calową nienyplową. I jeszcze trzy węże. 
Wróciłem więc do miasta. Tym razem przez Lidla. Węże w Lidlu droższe niż w Action. Więc nie kupiłem.
Kiedy wracałem do Lawiny, usłyszałem jak zachwyca się nią dziewczynka, która właśnie wysiadła ze Sparka. –To chevrolet, ja nasz, tylko większy – powiedział jej tatuś. Cóż. Dyskutowałbym. 

Wróciłem, podłączyłem węże, zaczęło się podlewać. Nie pomyślałbym ile radości taka woda może sprawiać ptakom. 

3. Zjedliśmy pierwszą własną sałatę. Nie było to może tak formujące doświadczenie, jak inauguracyjne upicie się do granic przytomności własnym bimbrem ze śliwek. Ale – przyznać muszę, że to była całkiem dobra sałata. 

Wieczorem oglądaliśmy australijski film, z australijskimi gwiazdami światowego kina, pod tytułem „Australia”. Bożenie się nie podobało. Ja byłem zachwycony. 
Gdyby nie ten film, pewnie bym się nie dowiedział o bombardowaniu Darwin. A to nie byle jakie bombardowanie było. 


 

sobota, 19 czerwca 2021

18 czerwca 2021


1. Jest ciepło. Znaczy, w domu jest super. Ciepło jest na zewnątrz. Zbyt ciepło. 

Mazurek zarzucił Kwaśniewskiemu brak patriotyzmu. Bo nie chciał stawiać pieniędzy na zwycięstwo Polski w piłce kopanej. Później z Mazurka zeszło powietrze i stał się Mazurkiem kieszonkowym, łykającym wszystko, co mu Kwaśniewski łyżeczką podawał. Inna sprawa, że Kwaśniewski to wybitny specjalista. Teraz już takich nie robią. 

Wyjąłem z Kocia dwa kleszcze. Strasznie szybko zleciały te cztery tygodnie, podczas których miał być przed kleszczami zabezpieczony. 

2. Kosiarka. Traktorek – kosiarka. Zrekonstruowałem coś, co służy do podwiedzenia kosiska. Sprężyna i linka. Mogłem kupić oryginalne części za jakieś cztery stówki, wybrałem drogę Adama Słodowego. Konstrukcja na razie działa. Zobaczymy jak długo. 
Skosiłem spory kawał parku. Kosiłem aż rozleciał się pasek klinowy łączący silnik z kołem pośrednim. Najpierw się rozciągnął. Pewnie z gorąca. Później zaczął ślizgać. Ślizgając rozgrzał tak, że się zaczął dymić. Podymił, podymił, i się rozpadł. Część wkręciło pod pasek napędzający kosiko, Reszta wylądowała w trawie. 
Nowy pasek będę miał najwcześniej we wtorek. Szukając paska odkryłem, że kosiarka jest z 1994 roku, czyli to teraz najstarszy pojazd w rodzinie. 

Kiedy szukałem – padł mi internet. Wyglądało na to, że zmarł router. Prawie go pochowałem. W ostatniej chwili coś mnie tknęło – no i się okazało, że to nie tyle router, co UPS, który go zasilał. UPS wyglądał dobrze, świecił zieloną lampką, tylko nie wypuszczał z siebie prądu. Świntuszek. 

3. Kiedy poprzednim razem składałem moduł ABS lawiny, nie miałem pasty termicznej. Takiej, przez którą ciepło z elementów elektronicznych przechodzi na obudowę, która w tym przypadku pełni rolę radiatora. Odkręciłem. Gdzieś mi poleciała jedna z mocujących moduł śrubek. Nie mogłem jej znaleźć. Poszedłem do sąsiada Tomka po wykrywacz metalu. Nie pomogło. 
Najdłużej zajęło mi zdrapywanie sylikonu, którym skleiłem moduł. Zamontowałem. Zgubiona śrubka tkwiła między przewodami hamulcowymi.
Leżąc pod Lawiną zauważyłem delikatny wyciek oleju. Chyba z simeringu wałka sprzęgłowego.

Znowu trafiłem na teleturniej prowadzony przez kolegę Nowickiego. Tym razem dwie panie poległy na Rembrandcie. Myślały, że to nazwisko. Nie znały nikogo, kto by miał tak na imię. W sumie ja też nie znam. Poza Rembrandtem. Ale – z drugiej strony – czy można powiedzieć, że go znam. Coś tam widziałem w Ermitażu. Ale tak właściwie, to było ciemno. 




 

piątek, 18 czerwca 2021

17 czerwca 2021


1. Kocio spał w domu. Po szczepieniu trochę jest zmarnowany. Oko mu jedno zaropiało tak, że się nawet zastanawialiśmy, czy nie pojechać reklamować do weterynarza. Dostał przecież w ręce kota wzorcowo zdrowego. W każdym razie Kocio spał w domu. O siódmej wstał i postanowił wyjść. Udawałem, że mnie to nie dotyczy przez dobry kwadrans. Jednak przegrałem i musiałem wstać. Poszedł. Wrócił. I cały dzień przespał. Szczepionkosceptyków muszę poinformować, że nie będzie to woda na ich młyn, gdyż zaszczepiony był nie na COVID, tylko wściekliznę. Znaczy, nie tylko wściekliznę, bo też na inne kocie choroby. Ale nie na COVID. 

2. Jak jest Gdula, to zaraz będzie Chwedoruk – zauważyła Bożena. Zobaczymy. Kiedyś świat był prosty. Jeżeli był poniedziałek, to u Moniki Olejnik był Palikot. Albo Giertych. A teraz – nie wiem kto, gdyż oglądam z rzadka. 
Mazurek Gdulę orał w kwestii składki zdrowotnej/leków za prawie darmo. Gdula ma subaru, które pali osiem litrów. Ma, ale nim nie jeździ. Outback z 2005 roku, który ponoć pali osiem litrów. Chyba bez uruchamiania silnika. 
Niewiadomo z czego zrobił się upał. I to od razu taki, jakby postanowiono użyć całe zaoszczędzone w maju ciepło. Cały dzień podlewając różne rzeczy płukałem studnię. Sąsiad Tomek twierdzi, że trawa najlepiej rośnie, gdy jest rzęsiście podlewana w pełnym słońcu. Ta jego rośnie. Zobaczymy, jak poradzi sobie trawa normalna. 

3. Szkło zabierają u nas raz na dwa miesiące. Nie trzeba być jakimś specjalnie zaangażowanym pijakiem, żeby wypełnić pustymi butelkami kubeł. Można wtedy pchać butelki w worki, albo je – wbrew zasadom – tłuc. Można też wieść do Punktu Selektywnej Zbiórki Odpadów Komunalnych. Tak, czy inaczej jest kłopot. No i niewiele brakowało, żebym przeoczył jutrzejszy termin przyjazdu szkłowej śmieciarki. Oświecił mnie sąsiad Gienek. 
Dawniej, w Warszawie, szkłowa śmieciarka przyjeżdżała co noc. Tak po drugiej. Zbierając co tam wystawiły okoliczne knajpy. Nie robiła tego dyskretnie. Zdarzało mi się ją przeklinać, choć generalnie uważam, że jeżeli się chce mieszkać w centrum miasta, to należy się liczyć z tym, że cicho nie będzie. Ktoś wysłuchał mych przekleństw i teraz zdarza mi się czekać na szkłową śmieciarkę jak na wybawienie. 

Daleko od miasta” – zastanawiałem się, czy wszyscy wyprowadzający się na wieś ludzie są podobni, czy jedynie powtarzają odcinki. Dziś powtarzali. W „Kropce nad i” wystąpił profesor Grodzki. W niebieskich skarpetkach. Miał też na sobie inne części garderoby, ale niebieskość skarpetek zauważyłem. Później oglądałem przez chwilę nowy program Polsatu o spłacaniu długów. To może być sukces. Później przez chwilę odcinek jakiś „Pitbulla”. Wciąż uważam, że to wybitny serial był. O Polsce, której już nie ma. I na koniec – teleturniej, który prowadzi kolega mój Nowicki. Dwóch rozsądnych braci poległo w finale, na pytaniu co było wcześniej: lot kobiety w kosmos, czy ukończenie przez kobietę maratonu. Nie słyszeli o Tierieszkowej. 

Godzin kilka wcześniej zadzwonił dawno nie słyszany fotograf Krężel. Zgadaliśmy się, że jako dziady mamy wiedzę i umiejętności, których młodsze pokolenia mieć raczej nie będą. Pochowają nas z tą wiedzą i umiejętnościami. O ile tylko będą potrafili. 











 

czwartek, 17 czerwca 2021

16 czerwca 2021


1. Co RMF ma z tą Szwajcarią. Rano w serwisie reporter stwierdził, że to poza sezonem narciarskim senne miasto. Mazurek w przerwie w spijaniu z dziubka Libickiego przeprosił nas, w znaczeniu: słuchaczy, za wczorajszy błąd w szwajcarskich językach. Ciekawe, czy przeprosił biednego Sachajkę. Libicki powiedział, że gdyby Grodzkim, to by się zrzekł immunitetu. Choć raczej chodziło o to, że gdyby Grodzki był nim, to by się tego immunitetu zrzekł. Nie jest. Jest Grodzkim. Jak mawia pani dr Fedyszak-Radziejowska: nie ma nic gorszego niż mężczyzna–profesor. Pani Doktor nie ma racji. Istnieje przecież mężczyzna-profesor-chirurg-operator-polityk (w jednej osobie). 

W „Super Expressie” fotoreportaż z wizyty Pawła Kowala z małżonką w krzakach. Paweł Kowal kupił wino za 50 złotych i plastikowe kieliszki. Miał też ze sobą egzemplarz „Super Expressu”. Co ciekawe, „Super Express” Paweł Kowal przeglądał w bluzie, która na pozostałych zdjęciach miał zarzuconą na plecy. Kieliszki rozmiaru były wódczanego. Polityk KO pił więc robiąc charakterystyczny dzióbek. Na jednym ze zdjęć pojawił się czarny kot. W tekście o kocie nie ma ni słowa, więc nie wiadomo, czy w krzakach pojawił się przypadkiem, czy był kolejnym rekwizytem – obok wina, kieliszków i „Super Expressu” przywiezionym do tej sesji. 

2. Nad Rokitnicą rozpuścili chemitrailsy. Pojechałem więc do Zielonej. Tym razem audi. Wahacz przestał ukrywać, że nadaje się do wymiany. Trafiłem na godziny szczytu. Ulice, które wczoraj były puste, dziś pustymi by nazwać nie można. Tym razem zaopatrzyłem się w krocie monet do parkomatu. Niestety, gdy zaparkowałem, żadnego nie było w zasięgu wzroku. Pojeżdżę jeszcze kilka razy i w końcu ogarnę na czym ten system polega. 
Wracałem S3 przez Świebodzin. Truskawki pod Tesco po 8,50. W Warszawie ponoć taniej. Po osiem złotych. 
Na budynku Amazonu napisali już „Amazon”. Nie wygląda za to, na to, żeby rychło skończyli remont drogi i – co za tym idzie – skończył się czas ruchu wahadłowego. Trzeba chwilę postać i popodziwiać budynek Amazonu z napisem „Amazon”.
Z drogi do Skąpego widać budowę kolejnej wiertni. Wiem, że wieża wiertnicza, to wiertnia, bo kiedyś, jako żurnalista prasy regionalnej byłem na jakiejś imprezie PGNiG. I mi to panowie górnicy naftowi i gazowi wyjaśnili. Opowiadali też, że mieli zawsze dobrze płatną pracę, ale im nie starczało, bo wszystko zżerały alimenty. Bo przyjeżdżali gdzieś. Drążyli. Wyjeżdżali, a w najbliższej drążeniu miejscowości zostawiali powody alimentów. Przyjeżdżali gdzie indziej. Drążyli. Wyjeżdżali, a w najbliższej drążeniu miejscowości zostawiali powody alimentów. Ale mowa o latach siedemdziesiątych. Dziś to już chyba tak nie działa. 
W każdym razie, siedzimy tu na gazie. Co nie znaczy, że jesteśmy zgazyfikowani. 

3. Na TVN24BiS obejrzeliśmy powtórkę „Tak jest”. Kostrzewa-Zorbas i jakaś dziwna pani komentowali spotkanie Biden–Putin. Dziwna pani wstawiała w swe dziwne wypowiedzi angielskie słowa. Kostrzewa-Zorbas co jakiś czas łypał na nią, jakby nie wierząc uszom własnym. 
Później oglądaliśmy film. Sensacyjny. Z tym panem, co to grał w Netfliksowym filmie o zombie, tego reżysera, co to jest taki modny. Grał też Pierce Brosnan. Film był tak zły, jakby grał w nim Steven Seagal. A nie grał. Czyli da się zrobić tak zły film bez Stevena Seagala. 





 

środa, 16 czerwca 2021

15 czerwca 2021


1. Mazurek z zaangażowaniem wartym lepszej sprawy pastwił się nad kukizowym posłem Sachajką. W pewnym momencie zaczął go egzaminować ze znajomości Szwajcarii. Zapytał o liczbę języków urzędowych. 
Cztery, wydaje mi się, że cztery – odpowiedział niepewnie Sachajko.  
Ma pan rację, wydaje się panu – odpowiedział Mazurek. 
Trzy? – zapytał Sachajko.
Tak – błysnął Mazurek. I zaczął z Sachajki szydzić. No i na koniec mu wyjaśnił, że to francuski, niemiecki i retroromański. Retoromański – wg Mazurka – niesłusznie nazywany włoskim, choć włoskim nie jest, a jest podobny. 
Sachajko miał rację. Urzędowych języków jest cztery. Francuski, niemiecki, retoromański (romansz) i włoski. Czym Mazurka z równowagi wyprowadził? Nie wiem. Może tym, że był Sachajką a nie kimś innym?

2. Pojechałem do Zielonej Góry. Do Sulechowa, później S3. Zieloną znam punktowo. Jestem na etapie łączenia tych punktów. Ciekawe doświadczenie. Parkometry nie są zainteresowane kartami kredytowymi. Apple Pay i mObywatel spowodowały, że poruszam się wyłącznie z telefonem. Więc miałem kłopot. Czyli – przed wizytą w Zielonej Górze – warto zebrać kolekcję monet. 
Zasadniczo, to pojechałem rozmawiać. Ale skoro już w mieście byłem, to w Castoramie kupiłem listewki, do których przywiąże się pomidory, które zdążyły wyrosnąć z bambusowych kijaszków, do których przywiązane zostały dwa tygodnie temu. 

Pod Auchanem zaczepił mnie pan w chyba Viano. Powiedział, że też miał Avalanche'a. Ale go dwudziestotonowa ciężarówka walnęła. Na Śląsku. I by kupił. Ja nie sprzedaję. Ale kciuki trzymam. 

Wracałem promem. Wciąż mnie fascynuje fakt, że prom płynie, bo do pcha prąd rzeki. Znaczy, że nie trzeba motoru, żeby płynął. No i dotarło do mnie, że bardzo bym chciał mieć odblaskową kamizelkę z napisem „Obsługa promu”. Tłumaczyłbym zainteresowanym, że to pamiątka z przylądka Canaveral. 

3. Wróciłem. Wyciągnąłem z kocia trzy kleszcze. Zmotywowało nas to, by pojechać z nim do weterynarza. Zaszczepić go na różne rzeczy. I nasmarować zajzajerem na pchły, kleszcze i pasożyty jelitowe. Czynności te wykonał pan weterynarz (ten, który mówi z identycznym akcentem, jak mój świętej pamięci dziadek). Wcześniej Kocia przejrzał i stwierdził, że zdrów jest on jak ryba. Nie licząc gojących się ran, po nocnych eskapadach. Przy okazji, sugerując po raz kolejny kastrację, przyznał, że w przypadku kota, który lat ma tyle, co Kocio, kastracja może nie przynieść spodziewanego efektu. I Kocio dalej będzie wychodził w noc, tłuc się z innymi kotami. 





 

wtorek, 15 czerwca 2021

14 czerwca 2021


1. Wstałem lewą nogą. Jakoś się ostatnio nie mogę wyspać. I przez cały dzień chodzę nieprzytomny. Tak jak wczoraj nie chciało się mojej osobie zajmować poranną publicystyką. Tak i dzisiaj poprzestałem na Suskim u Mazurka. 
Żeby była jasność, ja też ją kupiłem – powiedział Mazurek, o swojej, przywiezionej z Azji koszuli – żeby nie było, że ją komuś zdarłem z pleców. Tam nie ma takich grubych ludzi, żebym mógł im zdzierać z pleców. 
E, nie, na pewno są – odpowiedział Suski. 

2. Zatrawianie parku. Zatrawianie przez rozwijanie. Wczoraj, sąsiad spod dębniaka, ładowarką Manitou przywiózł kolejną porcję trawy. W pocie czoła założył był trawnik. Później żona stwierdziła, że chce rabatki. Jemu szkoda było trawy z w pocie czoła założonego trawnika. Więc wyciął ją ostrożnie, zrolował i przywiózł. Tym razem w większych rolkach. Takich dwuosobowych. Rozwijaliśmy te rolki. Nie wyszła nam raczej murawa stadionowa ale i tak coś lepszego, niż chabazie, co rosły tam wcześniej. To już trzeci raz. Najpierw, na jesieni rozwijaliśmy trawę sąsiada Tomka. Później, ze dwa tygodnie temu, pierwszą partię od sąsiada spod dębniaka. Obie przyjęły się świetnie. Rosną. Nawet się dały ostatnio skosić. 
Dawno temu wpadłem na pomysł, żeby kupić trochę murawy z Narodowego. Okazało się, że nie jest to takie proste. 

3. Rano przeczytałem w Rzepie (jeśli mam być szery – a ja, od dzisiaj chcę być szczery – to najpierw w 300polityce, później w Rzepie), że administracja amerykańska zauważyła piątkowy wywiad profesora Raua. I że jest możliwe, że Amerykanie będą organizować spotkanie Biden–Duda „na marginesie szczytu NATO”. Później, przez cały dzień czytałem, że polska dyplomacja leży, że Polski nikt nie szanuje i że tego dowodem jest brak spotkania Biden–Duda na szczycie NATO. Później, Szczerski poinformował na Twitterze, że spotkanie Biden–Duda się odbyło. Później różnej maści medialni celebryci pisali, że spotkanie się na pewno nie odbyło, że się tylko przypadkiem mijali. Później Biały Dom poinformował, że spotkanie się odbyło. Później różnej maści medialni celebryci pisali, że nawet jeżeli się odbyło, to nie było wystarczająco ważne. Dyskusja przykryła właściwie cały szczyt. 
Cóż, żyjemy w kraju, w którym jednym z większych autorytetów w kwestii dyplomacji jest dr Sibora.


 

poniedziałek, 14 czerwca 2021

13 czerwca 2021


1. Zrobiło się zimno. Kocio koleżanki dziś nie przyprowadził. Wyciągnąłem za to z niego trzy kleszcze. Jak mu te kleszcze wyciągam, to potem czuję, że coś po mnie łazi. 

2. Zmarnowaliśmy pół niedzieli oglądając ma Prime osiem odcinków serialu „Panic”. Rzecz się dzieje w miasteczku w Teksasie. Chyba bliżej Luizjany, bo jest woda i ktoś się do Baton Rouge wybierał. Miasteczko nazywa się Carp. I ma być – w pełnym tego słowa znaczeniu – beznadziejne. Tak bardzo, że młodzież – tracąc życie – bierze udział w grze, w której można wygrać dolarów kilkadziesiąt tysięcy, dzięki którym można z Carp wyjechać. Niby tak jest beznadziejnie, a szkoła wygląda nieźle, ma orkiestrę – fałszującą, ale zawsze orkiestrę. Co chwile coś się dzieje, jak nie parada z okazji dnia niepodległości, to jakieś demolition derby. 
Za to drogich mają mechaników. Skrzynia biegów do geo Metro za trzy tysiące dolarów to jednak przegięcie. Na ebay.com chodzą po trzysta. 
W każdym razie serialu – nie polecam. 

Za to zdecydowanie polecam „Mythic Quest”. O ile pierwszą serią się nie zachwycałem, to druga pełna jest smaczków.  

3. Po zwycięstwach w Warszawie i Gdańsku opozycja bierze Rzeszów. Tego marszu nikt nie zatrzyma. (Drę łacha z jutrzejszych tytułów).
Z innej beczki: ministra Warchoła w exit polls przeskoczył nawet performer Braun. Dawno, dawno temu, kiedy po Warszawie zaczęła chodzić opowieść, że Ziobryści samo się podatkują na fundusz wyborczy. I że ten fundusz zaczyna być ośmiocyfrowy, ktoś – nie powiem kto – powiedział, że w takim razie będziemy świadkami najdroższych przegranych kampanii w historii polski. Prorok?




 

niedziela, 13 czerwca 2021

12 czerwca 2021


 

1. Ledwo się człowiek położył, już musiał wstać. Kocio zalegał na tarasie, a wyglądało na to, że zaraz lunie. Wszedł cośtam zjadł, po czym władował się do łóżka i zaczął drzemać w typowej dla siebie przedziwnej pozie.
Długo nie podrzemał, gdyż wzywało nas śniadanie. Wyszedł na deszcz, szybko wrócił i zasnął na zaanektowanym przez siebie fotelu. 

Jedząc śniadanie oglądaliśmy przez chwilę „Nasz nowy dom”. Pani Dowbor podzieliła się z nami mądrością: „kwiaty cięte dobrze wyglądają w wazonach”. Później oglądaliśmy „Ucieczkę na wieś”. Tłumacząca serię postać próbuje do polszczyzny wprowadzić określenie „pokój zabaw”. Najwyraźniej nie słyszała – ta postać – słowa „bawialnia”. 
Nadzorowałem kiedyś tłumaczenie serii historycznych filmów „Discovery”. Ciężki kawałek chleba. W pewnym momencie chciałem się z rozpaczy nauczyć angielskiego. Kwiatek, który zapamiętałem, to o Rosenbergu, który służył Signal Corps. Przetłumaczono że pracował w rozgłośni radiowej. Kiedy zaprotestowałem – usłyszałem, że się mymandrzam. 

Później mignęło mi „Drugie śniadanie mistrzów”. Bez Stanowskiego, na którego się nie zgodziła stacja. Za to z Saramonowiczem i Pawłem Wrońskim. Była też pani o czerwonych włosach i mój kolega Michał Okoński. Coś mówili o piłce. Nie słuchałem. O Michale Okońskim kiedyś mówiono, że kiedyś się będzie o nim mówić, że się zapowiadał na niezłego brydżystę. 

2. Pojechaliśmy na poprawiny. Poprawiny są fajniejsze niż wesela. Ludzie są trochę jak towarzysze broni. Łączy ich dotkliwość rzeczywistości. Mniej-więcej pamiętają co razem przeszli we wcześniejszy wieczór. Impreza nad jeziorem, więc pływano. Ja nie. Za to zobaczyłem pływającego zaskrońca. Pierwszy raz w życiu. Jestem też mądrzejszy w kwestii gołębi hodowlanych. Trzysta kilometrów w dwie godziny czterdzieści. 

3. Wracaliśmy uciekając przed ulewą, którą zgubiliśmy za Ołobokiem. Dogoniła nas chwilę po tym, jak weszliśmy do domu. 
Chwilę później do drzwi zaczął dobijać się Kocio. Precyzyjniej – zaczął się wydzierać żądając wpuszczenia. W każdym razie inaczej się jego wrzasków nie dało się zinterpretować. Wszedł mokrzusieńki. Po chwili się okazało, że nie jest jedynym kotem w domu. Przez uchylone drzwi na taras musiała wejść wcześniej jego koleżanka. Zauważyliśmy ją, jak próbowała wyjść przez zamknięte drzwi. Można było odnieść wrażenie, że Kocio obserwuje te próby z pewnym rozbawieniem. Przestała. Wlazła pod stół. Kocio próbował jej coś wytłumaczyć. Nie wiadomo z jakim skutkiem. W każdym razie przeniosła się pod szezlong. Bożena wywabiła ją jedzeniem. Zjadła dwie saszetki tzw. mokrego z Rossmanna. Kocio jej w tym sekundował. Głaskać się nie pozwoliła. Póżniej przeniosła się pod kanapę. Spod kanapy do kuchni, gdzie zaczęła rozmawiać ze swoim w lustrze odbiciem. Wróciła pod kanapę. Kocio zaordynował otwarcie drzwi na taras i sobie poszli. 
Wiele wskazuje na to, że będziemy mieć nowego kota. 


sobota, 12 czerwca 2021

11 czerwca 2021


1. Śniło mi się, że leciałem z Mateuszem Morawieckim śmigłowcem Mi-17. Takim, jak latał GROM, bez tylnych drzwi. Leciałem trzymając się barierki, która jest tam z tyłu. Ten Mi-17 był właściwie wielkości Herculesa. Wcześniej z Morawieckim długo rozmawiałem. Nie pamiętam o czym. Leciałem. Ręce mnie zaczęły boleć. Chciałem się jakoś dostać do środka, ale po zastanowieniu się obudziłem. 
U Mazurka po prostu Jacek Gmoch. W Grafitti Zbigniew Ziobro to już nie było takie proste. 

2. „Zastosujemy wszelkie dostępne środki w obronie Gazety Wyborczej, filaru polskiej demokracji” napisali naczelni Wyborczej. Tym razem nie chodzi o obronę Gazety przed krwiożerczym PiS-em. Tym razem filar polskiej demokracji musi broni się przed swoim właścicielem. Wyborcza vs Agora. 
Może pora na to, żeby redakcja wybrała wolność, porzuciła złe korpo i założyła jakieś niezależne medium. 

Bożena zaczęła przeprowadzać biblioteczkę z warszawskiej sypialni. Znaczy – przywiozła parę paczek książęk. Do jednej się załapał świąteczny Magazyn Wyborczej. Dwudziestoletni. Ech, jak to było porządnie robione. I edytorsko. I fotograficznie. Ze wszystkich autorów, w Gazecie został chyba tylko Andrzej Kublik (o ile został).


3. Ślub. Edyty – córki sąsiada Gienka. Z Christianem. Niemcem. Ołobok, kościół św. Bartłomieja. Ufundowany przez ostatnią opatkę klasztoru cysterek w Trzebnicy. Z witrażu „Heilige Hedwig bitte für uns” patrzy na nas św. Jadwiga Śląska – patronka pojednania polsko-niemieckiego. Christian powtórzył całkiem niezłym polskim przysięgę małżeńską. Czasem potrafimy zwyciężać kulturowo.
Ksiądz podczas kazania powtarzał, że prawdziwa miłość to poświęcenie życia. Nie jestem pewien o co mu chodziło. 
Wesele. Leśniczówka w Złotym Potoku. Niezłe miejsce. Za komuny ośrodek chyba MSW. Taki mniejszy Arłamów. Nad czystym jeziorem, nad którym nic więcej nie ma. 
Jechaliśmy na skróty przez las. Niestety źle w tym lesie skręciłem i z jazdy na skróty przez las została jazda przez las. Drogą, która jakiś czas temu postanowiła rozpocząć nowe życie jako ścieżka. W każdy razie – dojechaliśmy.
To prawda, można się bawić bez alkoholu. Tylko po co?
Może po to, żeby później porozwozić gości. 
Wilki ponoć przeniosły się gdzieś bliżej Odry, na drodze zaczęły się więc pojawiać sarny. Zachowują się jak piesi na przejściach po wejściu w życie nowych przepisów. Problem polega na tym, że nikt im chyba nie powiedział, że przepisy dotyczą oznaczonych przejść. 



 

czwartek, 10 czerwca 2021

10 czerwca 2021


1. Mazurek z puszki, gdyż pojechaliśmy odwieźć Józkę na berliński pociąg. Rozmowy z Niedzielskim zawsze są przyjemne. Na Dworcu żywego ducha. Zwykle na pociąg czeka kilka osób. Byliśmy my. Później się pojawiła jakaś para. 
Chwilę przed przyjazdem berlińskiego, z przeciwka przyjechał pociąg składający się z samych pustych podczołgówek. Choć może to były bardziej podkołowetransporteryopencerzonówek. 
Wracając odwiedziliśmy targ zwany rynkiem. I Lidla. W Lidlu kupiliśmy biały oleander, który był tak zaniedbany, że się go nam żal zrobiło. I jakoś nie wypadało go zastawić na uschnięcie. 

2. Wczoraj wieczorem obejrzałem (dla mnie przypadkowy) odcinek serialu „Schtisel”. Jednym okiem oglądałem. Bardziej słuchałem. Od słowa, do słowa. Odkryłem, że wiem, jak jest po hebrajsku sznycel. Parę słów jeszcze było, ale tylko שׁנִיצֶל zapamiętałem. 
O ile życie by było prostsze, gdyby w Izraelu mówiono w jidysz. 

Biden w Europie. „Fakty”. Radość w głosie Kasi Kolendy przypomniała mi się wieczór po wylocie z Warszawy Trumpa. Na Placyku siedziała ekipa z TVN-u. Młodsza część była szczerze uradowana kawałem dobrze wykonanej roboty, część starsza wyglądała jakby jej listonosz rowerem ulubioną żabkę przejechał. Cóż, przez dwa dni musieli się zachwycać stosunkami polsko-amerykańskimi. 
Wolność mediów kończy się zwykle w miejscu, gdzie zaczynają się interesy ich właścicieli. 

3. Bożena znalazła mysz. Na podłodze, na środku salonu. Nieruchomą. Podejrzewaliśmy Kocia, że złapał, przyniósł, utłukł i zostawił. Jednak oddychała. Kiedy wynosiłem ją na zewnątrz, okazała się całkiem sprawna. W sumie ciekawa strategia. Położyć się na środku podłogi domu z kotem i udawać, że się nie istnieje. A może to raczej taktyka? 

Kocio większość dnia spędził na tarasie. Ruszył się dopiero, gdy wieczorem zacząłem podlewać rośliny.  


 

9 czerwca 2021


 

1. Mazurka przespałem. Znaczy – się obudziłem, włączyłem, zasnąłem, obudziłem i się skończyło. Więc nie wiem, czy Naumann mówił coś na temat profesora Terleckiego.  
Minister Buda powiedział Piaseckiemu, że smak w polityce nie ma znaczenia. Moja pani doktor, kiedy przyszła mnie poinformować, że będzie dobrze, choć gdy mnie przywieźli podejrzewała, że nic z tego nie będzie, powiedziała, że prawda w medycynie jest przereklamowana. Znaczy – że prawdę pacjentom mówi, gdy jest już po wszystkim. Wydawać by się mogło, że tego rodzaju podejście powinno być popularne wśród polityków. Jak widać – nie wszystkich. 

2. Cały dzień oglądałem „Startup”. Robiąc przy okazji inne rzeczy. Na przykład postawiłem buraki – na barszcz. W znaczeniu – żeby się kisiły. Poddałem się w kwestii tostera – padła sterująca elektronika, której się niestety nie da ominąć. Wymieniłem kółka w szafce, która ma stanąć obok pompy ciepła. Były takie, które się mogą kręcić we wszystkie strony, założyłem zamocowane na stałe. Ograniczyłem wolność szafce. Teraz może jechać do do przodu i do tyłu, wcześniej mogła w strony wszystkie. Jeżeli istnieje światowy ranking wolności ruchu szafek, Polska spadła w nim właśnie przeze mnie. 
Przerwałem oglądanie, by chwilę pokosić. Aplikacja Polskiego Radia sama się zatrzymuje, co jest potwornie irytujące. Trzeba zatrzymać kosiarkę, wyjąc telefon z kieszeni, uruchomić odtwarzanie, wsadzić telefon do kieszeni, uruchomić kosiarkę. Po chwili znowu trzeba zatrzymać kosiarkę, wyjąc telefon z kieszeni, uruchomić odtwarzanie, wsadzić telefon do kieszeni, uruchomić kosiarkę. I tak dziesięć razy. Przeczytałem rano na WirtualnychMediach, że Rada Programowa Polskiego Radia odrzuciła sprawozdanie nadawcy z realizacji misji publicznej. Może też probowali słuchać kosząc. 

3. Wybuchła mnie opona w rowerze. Ciekawe doświadczenie. Huk był taki, że aż mi uszy przytkało. Musiałem wczoraj przesadzić z ciśnieniem. 
Znowu nie będę jeździł rowerem. A tak się dobrze zapowiadało. 




środa, 9 czerwca 2021

8 czerwca 2021


 

1. Kocio, wieczorem awanturował się z jakimś kotem, który wszedł do parku. Postanowiłem Kocia wesprzeć. Obecnością swoją wywarłem na intruzie presję. Czmychnął. Kocio poleciał za nim. Rano spał na poduszkach rozłożonych przez Bożenę na tarasie. Nieco poraniony. 

Mazurek tym razem chciał, żeby o profesorze Terleckim wypowiedział się doktor Giżyński. Jutro będzie chciał, żeby wypowiedział się w tej sprawie Sławomir Naumann. Ja się chyba w tej sprawie wypowiem w sobotę. Wcześniej zdąży się wypowiedzieć cała Polska. 
Z Polsatu się dowiedziałem, że wybory będą 10 października. Po krótkim śledztwie wiem, że niekoniecznie. Pewne jest, że paru opozycyjnych polityków to opowiada. 
Po dziewiątej, w TVN24, prowadzącemu pomylił się Terlecki z Banasiem. Banasiem ojcem. Z Banasiem synem wywiad można było poczytać w DGP. Mocna rzecz. 

2. W Ołoboku postawili paczkomat. Niestety koło Dino, do którego wielbicieli nie należę. Do paczkomatu trafił śrubokręt. Widełkowy. Potrzebny mi do rozebrania tostera. Postanowiłem nie ruszać samochodu. Ruszyłem rower. 
Mam kolegę, który na czterdzieste urodziny kupił sobie porsche, ja kupiłem sobie rower Giant. Używany. Pojechałem tym rowerem do pracy na Pragę. Przez most Poniatowskiego. 
Jazda rowerem po moście Poniatowskiego nie jest fajna. Powinna powstać tam kładka. Powstaje na wysokości Portu Praskiego. Chyba tylko po to, żeby mieszkania tam zyskały na wartości. 
No więc było na tyle niefajnie, że rower został w pracy. Stał tam z pół roku. Może dłużej. W końcu wróciłem na nim na europejską stronę Wisły. Postał chwilę w mieszkaniu, w końcu trafił na wieś. Goszcząca młodzież używała go do jeżdżenia nad jezioro. Ja się raz przejechałem do mechanika w Radoszynie. No i tyle. 
Nadmuchałem opony. Ustawiłem siodełko. Usunąłem połamane fragmenty osprzętu – na przykład uchwyt na iPhone 4. I ruszyłem. Daleko nie zajechałem, bo się okazało, że coś się dziwnego dzieje z przerzutkami. Wróciłem. Zdjąłem koło. No i się okazało, że to nie przerzutki, tylko kaseta się rozkręciła. I tryby zaczęły chodzić bez żadnego trybu. 
Skręciłem, ruszyłem, dojechałem, wyjąłem śrubokręt (widełkowy) w paczkomatu. Żeby go nie trzymać w kieszeni – co by było niezbyt wygodne – umieściłem śrubokręt (widełkowy) w uchwycie na latarkę. Pasował, jakby stamtąd był. Ruszyłem. Dojechałem. Wyjąłem śrubokręt (widełkowy) z uchwytu na latarkę i zająłem się kosiarką. 
Jazda na rowerze poszerza horyzonty. Zza kierownicy samochodu nie zauważyłbym ile interesujących rzeczy leży na poboczu. Na przykład chromowana nakrętka z tych, co mocują koło. Albo plastikowa owiewka montowana na drzwiach, czy plastikowa osłona silnika. 

3. Kosiarka. Najpierw odkręciłem nie tę co trzeba śrubę. I o mały włos kosiarka nie rozpadła się na dwie części. Udało mi się proces dezintegracji zatrzymać i odwrócić. Później odkręciłem śrubę dobrą. Rozebrałem napinacz. Łożysko zrobiło się mniej kulkowe. Po konsultacji z Józkiem – ojcem sąsiada Tomka (rodzaj łożyska poznaje się po napisie na gumce), ruszyłem auto, by się udać się do sklepu po łożysko japońskie. Kupiłem, wróciłem. Próbowałem wymienić. Nie udało się – miałem problem z pierścieniem Segera. Udałem się więc do Józka – ojce sąsiada Tomka. On problem z pierścieniem Segera rozwiązał podszlifowując końcówki szczypiec. Zamontowałem skompletowany napinacz i trochę skosiłem. Trochę, gdyż więcej mi się nie chciało. Po za tym komary – cytując klasyka – zaczęły rypać. 

Śrubokrętem (widełkowym) rozkręciłem toster. Niestety jest to nowoczesne urządzenie, prosty elektryczny układ uzupełniony został elektroniką. Na razie nie rozumiem jak to ma działać. 






wtorek, 8 czerwca 2021

7 czerwca 2021


1. Rano w serwisie przed Mazurkiem ktoś się pomylił i powiedział, że dochodzi dziewiąta. Mnie tam rybka, ale sądzę, że parę osób to zimny pot oblał. 
Mazurek obraził się na Dworczyka, że ten nie chciał gadać o Terleckim. Też bym nie chciał. Fascynujące teorie można na temat tamtego tweeta przeczytać. Choć tak właściwie, to nie wiem, czy określenie „fascynujące” pasuje do sytuacji. Należę do elitarnej grupy, która słysząc zdanie „w polityce nic nie dzieje się przez przypadek” wybucha śmiechem. 
Piasecki wypominał Nowackiej, że kiedyś była w lewicy i hejtowała Tuska. 
Gowina w „Graffiti” nie chciało mi się słuchać. Ciekawe dlaczego? 

Edward Lucas napisał w „The Times”: „The Biden team seems to be repeating the errors of the Obama administration, which snubbed loyal allies, launched a gimmicky, counterproductive »reset« with Russia and performed a fruitless »pivot to Asia«. Donald Trump's reputation for foreign policy incoherence, by contrast, looks increasingly undeserved. He was right on China (exemplified by the Biden administration's continuation of his policy). He correctly castigated Germany for its stingy, incompetent and complacent approach to defence. He also boosted the US military presence in Europe from its perilously skinny level.
To fascynujące, że wystarczyło sto dni Bidena, żeby najwięksi krytycy Trumpa zaczęli dostrzegać pozytywy jego polityki. Ciekawe, kiedy dotrze to do naszych kieszonkowych Talleyrandów. 

2. Listonosz przyniósł klocek Lego. Płytkę 10x4, dzięki której mogłem porządnie zrekonstruować mój pierwszy zestaw.
Kurier przyniósł sprężynę napinającą pasek napędzający kosisko. Założyłem. Zacząłem kosić. Zbyt długo to nie trwało. Okazało się, że łożysko rolki napinającej pasek napędzający kosisko wybrało nową drogę życia. I zamiast ułatwiać obracanie się tej rolki – zablokowało ją. Pasek zaczął się topić. Nici z koszenia. Muszę teraz jakoś tę rolkę odkręcić, co proste nie będzie. 

3. Pojechałem do paczkomatu. Jak już byłem w Świebodzinie, to pojechałem do myjni na Jeziorową. Z myjni do wulkanizatora – wyważyć koła. Od wulkanizatora do Tesco. Wulkanizator dokręcając koło przednie lewe zauważył, że problem z wahaczem jest. Trudno się nie zgodzić. W Tesco, pani od kas automatycznych tłumaczyła komuś, że nie rozumie, jak ludzie młodzi, którzy mogą mieć dzieci, chcą się szczepić. Przecież wiadomo, że ci zaszczepieni są najbardziej narażeni na COVID. Dlatego ich trzeba będzie jeszcze jedną – trzecią – dawką szczepić. Taki profesor to mówił w telewizji. A jak wyszedł z tej telewizji, to od razu miał wypadek i zginął. Za dużo powiedział. 

Fascynujące jak łatwo dziś ludziom robić sieczkę w głowie.