środa, 10 lutego 2016

7 lutego 2016


1. Dzień bez telewizora. Więc bez „Kawy na ławę”. I „Loży prasowej”. No dobra. Przez chwilę oglądałem stream TVP Info – Woronicza 17. No i muszę przyznać, że kolega BBN sprawiał wrażenie jedynego rozsądnego w towarzystwie. I nie chodzi o to, że reszta gości opowiadała jakieś niemożebne rzeczy. To on tak podniósł poprzeczkę.
Nie obejrzałem tej wersji „Loży prasowej”. I to jest zła informacja, bo nie wiem, kiedy będzie okazja.

2. Zawiozłem dziewczyny na dworzec i pojechałem na zakupy. Pod Castoramą para wpychała płytę gipsowo-kartonową do XC70. Z metr wisiał z tyłu. Lubie XC70. Uważam, że to ostatnie prawdziwe volvo. To jedno z niewielu średniej klasy aut, jakie bym mógł mieć. Mógłbym, ale raczej mieć nie będę.
W Makro zatankowałem za 50 zł. Wprowadziłem zwyczaj, że co weekend tankuję gaz do pełna i benzynę za pięć dych. Benzyny zużywa się mało. Jeżeli paliwo będzie tanieć w tym tempie, to za jakieś dwa miesiące bak się wypełni. A to 90 litrów. Od miesiąca wybierałem się do myjni. W końcu się dojechałem. W kolejce słuchałem TokFM. Organizacje feministyczne zwoływały się na ogólnoświatowe tańczenie w proteście przeciwko przemocy wobec kobiet. Przypomniał mi się białoruski kierowca lawety, któremu zmieniano przed laty koło w Porcie2000. Widziany w telewizorze przez moment marsz szmat zrobił na nim takie wrażenie, że prosił kogo popadnie o wyjaśnienie o co chodzi. Kiedy słyszał – nie wierzył. Pytał kogoś innego.
A wtedy organizacje feministyczne jeszcze się nie fotografowały z transparentami: witamy uchodźców.
Myjnia – choć najdroższy program – nie domyła auta. I to jest zła informacja.

3. Obejrzeliśmy nowe Archiwum X. Ciekawe przeżycie. Jeżeli się nie jest serialu wieloletnim fanem – nie da się tego oglądać. Patrzę na Muldera, widzę Hanka Moody'ego. Słyszę te drętwe teksty, myślę sobie, że Duchovny musiał mieć niezłą zabawę. Lepszą niż widzowie.

Z tego wszystkiego Netflix nabrał sensu. Zaczęliśmy oglądać Raya Donovana. Złą informacją jest, że za późno.




wtorek, 9 lutego 2016

6 lutego 2016



1. Samochód pojechał był do Łodzi. Więc dzień bez samochodu. I to jest zasadniczo zła wiadomość.

2. Dzień bez telewizora. Trudna sprawa.
Nie obejrzałem „Drugiego Śniadania” więc nie słyszałem o co chodziło ze „straconym pokoleniem”. Twitter zapłonął cytując Mellera, który miał powiedzieć, że dzisiejsza młodzież to pokolenie stracone.
Sprawdziłem. Meller cytował prof. Ledera. Profesor powiedział, że dzisiejsza młodzież to stracone pokolenie dla K.O.D.-u.
Nikomu się nie chce sprawdzać u źródła – i to jest zła informacja.


3. Byłem w Perełce. Kupiłem ser koryciński. Przede mną w kolejce do kasy stał człowiek w pomarańczowych butach, dresie i czapce uszatce. Na pewno przychodzi też czasem ktoś w piżamie i na niej prochowcu, a jeśli nie – powinien. Niech będzie wielkomiejsko.
Z tyłu, za Perełką jest kawałek przedwojennej Pięknej. Jeszcze nie tak dawno był tam przedwojenny bruk, niestety podczas remontu ostańca najpierw je rozkopano, później zalano asfaltem. I to jest zła informacja. O takie ślady przedwojennej Warszawy powinno się dbać.
Ale do tego potrzebny jest inny rodzaj wrażliwości.  

poniedziałek, 8 lutego 2016

5 lutego 2016





1. Góralska gościnność może czasami wyjść człowiekowi bokiem. To właśnie taki dzień. I to jest zła informacja.
Po śniadaniu ruszyliśmy na północ. Znaczy najpierw z wicedyrektorem Romanem udaliśmy się na Krupówki, by sprawdzić, czy wszystko jest tam w porządku. Było w jak najlepszym.
Przez chwilę obserwowałem interakcję pomiędzy funkcjonariuszem w cywilu a pijaniuteńkim mimo wczesnej pory obywatelem. Obywatel miał problem z utrzymaniem pionu. Funkcjonariusz, po dobroci, nakłaniał obywatela, by ten poszedł do domu. Obywatel, nie dość, że chyba nie chciał, to jeszcze za bardzo nie mógł, bo co się od funkcjonariusza oddalał, to mu się nóżki od razu rozjeżdżały. Więc się funkcjonariusza łapał, jak nieprzymierzając pijany płotu. Rzecz jasna płotu nieprzymierzając do funkcjonariusza.

2. Jechaliśmy do Mogilan. Przez Chochołów. Droga piękna, choć kręta. W Rabce był korek, który omijaliśmy zgodnie z zaleceniami kilku nawigacji.
Zanotowałem nowy zwyczaj. Otóż kiedy jeździmy Viano – znaczy przynajmniej w pięć osób – prędzej, czy później dochodzi do konkursu nawigacji. Znaczy dwie, do trzech osób zaczyna tłumaczyć, że ich nawigacja z telefonu wskazuje najlepszą drogę (omijającą wszelkie korki). To trwa właściwie do końca drogi. W konkursie nie ma nagród. Najciekawszy jest moment, kiedy trzy nawigację mówią: dwie – skręć w lewo, jedna – skręć w prawo.

Okolice Mogilan właściwie piękne. Wzgórza i doliny. Pan Prezydent odznaczył majora Paliwodę. Ostatniego z wyzwolicieli więźniów św. Michała w 1946 r.
Było wzruszająco. Panowie rozmawiali długo. Niestety wyłączono prąd, więc nie udało mi się wszystkiego nadać.
Dla człowieka mieszkającego w centrum miasta – brak prądu to jakiś armagedon. Dla mieszkańców wsi – normalka. I to jest zła informacja.

3. Wieczorem, w Pałacu gościliśmy przedstawicieli AI i Panoptykonu.
Chytry plan – trzy zaproszone osoby wchodzą do Pałacu – nie ma kto trzymać transparentów. Przejrzano go natychmiast – demonstranci wezwali posiłki z miasta.
Poważnie – spotkanie w zasadzie dość merytoryczne. Z miernym efektem, bo towarzystwo wróciło pod Pałac i imprezowało dalej jakby spotkania nie było.
Mój były kolega, którego nazwiska nie wymienię, skomentowałby to jakoś tak, że organizacjom o lewicowych korzeniach chodzi o walkę, nie o zwycięstwo, czy rozwiązywanie problemów. Łatwiej wyciąć literki ze styropianu i powrzeszczeć „Duda na Wawel” niż przygotować jakieś rozsądne rozwiązania prawne.

Podoba mi się pomysł „Duda na Wawel”, bo uważam, że Zamek Królewski jest lepszym miejscem urzędowania niż Pałac Namiestnikowski. Obawiam się jednak, że krzyczącym chodziło o coś innego. I to jest zła informacja.

niedziela, 7 lutego 2016

4 lutego 2016



1. Obudziłem się bez żadnego powodu o piątej rano. Przemęczyłem się do ósmej. Poszedłem na pocztę. Do apteki. Po bułki. Wróciłem do domu i poczułem, że mógłbym pójść spać. Nie mogłem. I to jest zła informacja.

2. Bożena podrzuciła mnie na Wiejską, skąd z Druhem Podsekretarzem i Bardzo Ważnym Dyrektorem pojechaliśmy na lotnisko. Tradycyjnie panowie przy szlabanie nie mogli znaleźć wszystkich nazwisk na liście, ale tradycyjnie się udało.
W samolocie podano pączki i kanapki. Najpierw pączki. Do Krakowa leci się tak krótko, że człowiek nie zdąży nawet dobrze się na fotelu usadowić. Za to na Balicach zawsze jest ładnie. Na Okęciu jest wizualny bałagan. Na Balicach – spokój. I nie wynika to wcale z braku ruchu.
Wsiedliśmy do aut i pojechali do Lubnia.
Po drodze z Druhem Podsekretarzem zastanawialiśmy się, jak będzie wyglądać pikieta KOD-u. A konkretnie – kto w niej będzie brać udział. Wyszło nam, że jakaś asystentka Róży Thun [und Hohenstein], dwóch współpracowników „Gazety w Krakowie” i do tego może ze ktoś z okolic „Tygodnika Powszechnego”.
Dojeżdżając właściwie nie zauważyliśmy pikiety. Rozrosła się dopiero w medialnych relacjach. Mistrzem świata w rozrastaniu był fotograf z Gazety, który wyczekał aż do szkoły iść będą dzieci i bardzo zgrabnie nacisnął, później zdjęcie trafiło do serwisu podpisane: demonstracja KOD-u.
Gazeta ma z normalną gazetą coraz mniej wspólnego. I to jest zła informacja.

Nie rozumiem dlaczego Wojtek Czuchnowski wychodząc z telewizyjnego studia nie ogłosił, że w ramach protestu przeciwko „zawłaszczeniu publicznej telewizji” Gazeta zawiesza stosowanie zasad zawodowej etyki. Mam wrażenie, że by było uczciwiej.

3. Później przejeżdżaliśmy przez Lasek i Trute. Mamy tam rodzinę u której byliśmy kiedyś w wakacje ponad 30 lat temu. Po raz pierwszy wtedy obserwowałem picie w kółko z jednego kieliszka. Rytuał ten zrobił na mnie niezapomniane wrażenie.

Ostatnio wciąż opowiadam o tym, że mam również góralskie korzenie. A nic nie robię, żeby się czegoś o nich więcej dowiedzieć. I to jest zła informacja.

Słowo „dudaski” okazało się nie być rzeczownikiem w mianowniku liczby mnogiej, tylko przymiotnikiem w mianowniku liczby pojedynczej. Człowiek uczy się całe życie.


sobota, 6 lutego 2016

3 lutego 2016


1. Idąc do pracy spotkałem znanego publicystę. Ucięliśmy sobie bardzo przyjemną pogawędkę. Chodził do tej samej podstawówki co wszyscy. Szkoda, że po stu latach istnienia zamieniona została w gimnazjum. Te gimnazja to jakieś przekleństwo. Z rok temu koleżanka z tejże podstawówki, obecnie matka dzieci stadka [czy „matka dzieci stadka” to rym żółty?] tłumaczyła, że za naszych czasów zmiana z dziecka w młodzież dokonywała się w stopniowo, w oswojonym towarzystwie. Teraz – radykalnie. W najmniej ku temu sprzyjającym momencie młody człowiek zmienia środowisko. I często robi się z tego gnój. I to jest zła informacja.

2. W Pałacu był pan z Syrii. Z listem od przedstawicieli różnym syryjskich kościołów. Listem z prośbą, by ich problemy rozwiązywać tam, nie tu.
Mam wrażenie, że w całym szeroko rozumianym problemie „uchodźców” Syryjczycy stali się najmniej ważni. I to jest zła informacja.

3. Wieczorem świętowaliśmy urodziny kolegi z pracy. Było bardzo miło. Nie będę tego opisywał, bo większość tematów była zbyt hermetyczna, by je tu prezentować.

Wpadłem na chwilę do Krakena, dokąd kolega Krzysztof właśnie wrócił z Ziemi Świętej. Nie zdążyłem z nim tak naprawdę porozmawiać. I to jest zła informacja, bo nie wiem kiedy będzie następna okazja.


środa, 3 lutego 2016

2 lutego 2016


1. Ciekawy bardzo dzień. Obudziłem się w przekonaniu, że to, na czym się zakończył poprzedni wieczór jedynie mi się przyśniło. A jako, że lubię humor abstrakcyjny lubię – wesoły byłem, nim do mnie dotarło, że jednak się naprawdę wydarzyło.
W Pałacu wpadłem na Ministra-doradcę od sportu, który korytarzem szedł z kapitanem Baranowskim. Było to drugie moje z kapitanem baranowskim spotkanie. Pierwsze miało miejsce na przełomie 1978 i 1979 roku. Podczas Zimy Stulecia. Na Kasprowym.
[Znam to z matczynej opowieści] W kawiarni miejsc nie było. Dosiedliśmy się więc do kogoś. Siedzimy. Zamawiamy. Nagle ja – szeptem dość scenicznym – mówię wskazując na człowieka siedzącego przy naszym stoliku – to jest pan kapian Krzysztof Baranowski.
W każdym razie lat trzydzieści osiem później kapitana Baranowskiego te rozpoznałem. On mnie nie – i to jest zła informacja.

Zima ówczesna ciężka była. Nauczyłem się wtedy grać w Makao, brat mój włożył dwa druty do kontaktu, a w radio, na okrągło wręcz grano „Summer Nights” z Grease.

Jak irracjonalnie by to nie brzmiało – moja matka wtedy, dziś by mogła być moją córką.

2. Pan Prezydent dostał ikonę. Napisaną na świętej górze Athos. Na zamówienie patriarchy Grzegorza. Ikonę św. Andrzeja. Przywiózł ją biskup Sawa. Tłumaczył, że pisanie ikon to nie takie hop-siup. Dziś, gdy wręcz wszystkim się wydaje, że można wszystko, przyjemnie słyszeć, że do robienia czegoś trzeba spełniać specjalne warunki.

Później Pan Prezydent powołał panią Dorotę Gardias w skład Rady Dialogu Społecznego. Wstyd się przyznać, ale przypomniało mi się, jak podczas protestu pielęgniarek w alejach Ujazdowskich integrowałem się po drugiej stronie łazienkowego płotu z kolegami fotoreporterami, którzy w przerwach w tym integrowaniu chodzili rzeczony protest fotografować. Integrowaliśmy się aż do zamknięcia miejsca, gdzie ta integracja miejsce miała. Kiedy zaczęto miejsce zamykać i przyszło do płacenia okazało się, że z przyczyn natenczas nieznanych nie chce działać maszynka do kart kredytowych. Za wszystko więc musiał zapłacić Krzysztof Miller fotograf wybitny.
Maszynka do kart z systemem łączyć się miała po gieesemie, który z dziś znanych powodów wtedy nie działał. Wciąż się za tamto fotografowi Millerowi nie zrewanżowałem. I to jest zła informacja, bo tego rodzaju długów nie należy zbyt długo nie spłacać.

3. Wieczorem poszedłem po pizzę. Niby wiedziałem, że będzie niedobra, ale przez cały czas miałem nadzieję, że mnie zaskoczy. Nie zaskoczyła. I to jest zła informacja.

O ile w ciągu lat ostatnich dwudziestu jakoś zasadniczo się nie zmienił kodeks rodzinny, to dyrektor Zydel został jakiś czas temu ojcem. Czego mu serdecznie gratulujemy.  

1 lutego 2016



1. Mam wrażenie, że dawno temu obiecałem zamieścić przepis na pomidorową. I chyba tego nie zrobiłem. Więc robię teraz.
Do garnka wlewam olej (z pestek winogron). Na dno. Podgrzewam. Sypię paprykę ostrą. Albo pieprz kajeński. Do tego wrzucam cebule. Dwie, trzy. Duszę. W cebulę wrzucam łyżkę vegety. Czerwonej. Próbowałem się kiedyś dowiedzieć na czym polega różnica między czerwoną a niebieską. Usłyszałem, że to głupie pytanie. Więc nie pytam więcej. Kupuję czerwoną.
Później wkrawam parę czerwonych papryk. Znaczy dwie. To się chwilę dusi.
Wtedy zaczynam kroić pomidory. Kroić i wrzucać. Kiedy garnek jest pełen wrzucam bliżej nieokreśloną ilość czosnku. Wtedy wszystko miksuję. I już. Właściwie nie trzeba nawet gotować.

Zamiast vegety można użyć wywaru z warzyw. Pomidory muszą być świeże. I to jest zła informacja, bo w moim przypadku, by zrobić zupę muszę jechać do Makro.

2. Zupę jadł Druh Podsekretarz, z którym spędziliśmy bardzo miły wieczór. Zjadł jeszcze fasolę. Przepis na fasolę dam kiedy indziej.
Jakiś czas temu ustaliliśmy z Druhem Podsekretarzem, że się znamy od roku 1976. Konkretnie z plamy piasku na Błoniach.
Kiedyś (nie wiem, czy wciąż) na Błoniach organizowane były zawody spadochronowe, które polegały chyba na tym, kto wyląduje bliżej środka plamy piachu. Przez większość roku, kiedy zawodów spadochronowych nie było, oczywiście, jeśli pozwalały na to warunki pogodowe dzieci z półwsia były przez swoje mamusie prowadzane tam właśnie, by sobie z piasku z tej plamy robić przysłowiowe babki. Nie znam niestety żadnego przysłowia o piaskowych babkach, ale nazywanie przysłowiowymi rzeczy, które w przysłowiach nie występują jest ostatnio coraz bardziej trendy.

Od paru dni słuchamy Nicka Cave'a. Push The Sky Away. Okazało się, że poza „We No Who U R” jest tam jeszcze parę innych utworów. No i te utwory mają jeszcze teksty. Jestem zupełnie pozbawiony odporności na grafomańską poezję po angielsku. Pewnie dlatego, że zbyt słabo znam język. I to jest zła informacja.

3. Późnym wieczorem z hukiem zakończyła się moja krótka kariera HR-owca. I to jest zła informacja.