Pokazywanie postów oznaczonych etykietą TT. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą TT. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 5 lutego 2015

5 lutego 2015




1. Od paru dni ciągle słyszę, że przytyłem. I to jest zła informacja. Chyba zrobię telefoniczny sondaż. Zadzwonię na sto losowo wybranych numerów i zapytam, czy to prawda. Odpowiedzi „nie wiem” nie będzie można udzielić.
Pojechałem rano do sklepu z zegarkami, który miał duży wpływ na polską politykę w zeszłym roku. Tym razem słuchałem o zegarkach firmy Cuervo y Sobrinos. Cuervo to kruk. (Żeby nie było niedomówień.) Choć akurat w tym przypadku, to nazwisko. 
Tak się nazywał otwarty w 1882 roku, w Hawanie sklep. Sklep dał początek marce. Marce niegdyś bardzo popularnej. Później niestety przyszedł brodacz w zielonym i wszystko szlag trafił. 
Niemal pół wieku później pewien człowiek markę reaktywował. Otworzył nawet sklep w Hawanie. Niestety – obok tego historycznego, w którym sprzedaje się teraz używane ubrania.
Zegarki to ogólnie ciekawy temat. Zwłaszcza, kiedy się nie ma o nich pojęcia

2. Wpadłem do Faster Doga, gdzie się dowiedziałem, że BMW nie zaprosiło mnie na śniadanie prasowe. Może to i dobrze, bo bym się mógł zacząć dopytywać, czy wiadomo z czego wynikała niestabilność 4 GranCoupe.
Ostatnio coraz częściej z testowymi samochodami bywa coś nie tak. Niestety nie ma zwyczaju, żeby w sytuacji, kiedy coś takiego zgłaszam – szły do serwisu na poważny przegląd. I to jest zła informacja. Bo nie wiem, czy to, że na przykład audi TT o mały włos nie wyleciałem na pewnym zakręcie, który innymi samochodami pokonywałem z większą prędkością wynika z tego, że któryś z kolegów dziennikarzy motoryzacyjnych wcześniej coś w zawieszeniu uszkodził, czy to auto tak ma. (W co trudno mi uwierzyć, po tym, co widziałem na prezentacji).

Tradycyjnie rozmawialiśmy z Pawełkiem o zbliżającym się wielkimi krokami końcu świata. Tym razem tematem przewodnim były telewizory. A konkretniej – wyimaginowana konieczność wymiany telewizora na nowy. Co dwa lata. Rozmowa, jak ze ślepym o kolorach. Bo Pawełek zadowolony jest ze swojego, który ma chyba z siedem lat. I w ogóle nie jest telewizorami zainteresowany.
Od jakichś czterech lat obserwuję jak telewizory się zmieniają. Poza ślepą uliczką, jaką było 3D większość nowych rozwiązań jest naprawdę niezła. Od czterech dni mam 48 calowego Samsunga UHD. Jakość obrazu jest wybitna. Zwłaszcza, że większość 'kontentu' który oglądam jest przynajmniej cztery razy mniejszej rozdzielczości niż sam telewizor.

Telewizor miał być przykładem sprzętu, który wymieniamy częściej, niż kiedyś, bo to narzucają nam złe koncerny. Ja tam obserwuję inny trend – raczej chodzi o to, żeby człowiek, który wydał już worek pieniędzy mógł jak najdłużej być zadowolony. Stąd z jednej strony coraz bardziej minimalistyczny design. Z drugiej patenty typu Evolution Kit – możliwość wymiany tego, co się najszybciej w telewizorze starzeje – elektroniki.
Pawełka nie przekonałem. Podobnie jak on nie przekonał mnie do tego, że samochód musi być dieslem i móc brodzić w półtorametrowej wodzie.

Jakiś czas temu mieli dostawę Stetsonów. Mało co zostało, bo odwiedził ich artysta telewizyjny Piróg i kupił sobie cztery. A mówią, że homoseksualiści mają w Polsce źle.
Urządził plebiscyt na Instagramie. Wrzucił zdjęcia w różnych kapeluszach, które zrobił mu Pawełek, a komentujący wybrali, w których mu było najlepiej. A, że było mu najlepiej we wszystkich – wziął wszystkie cztery.
No dobra, nie wziął zielonego, ale to nie był Stetson.

Mnie udało się wynaleźć kapelusz przeciwdeszczowy Stetsona. Konkretnie: wynalazłem go w pudełku, do którego zapakowano melonik.

3. U Moniki Olejnik wystąpił nowy poseł Platformy Obywatelskiej. Powiedział, że „wszyscy musimy dmuchać w jedną trąbę, żeby nie podpalić tej Polski”.
Człowiek, który zatrzymał Anglię, został człowiekiem, który zatrzymał mandat. 
(Jak na Twitterze napisał @szanter)

Miałem nadzieję, że mi się uda położyć przed pierwszą. No i się nie udało. I to jest zła informacja.  


środa, 7 stycznia 2015

7 stycznia 2015



1. Ileż ja miałem planów. Napisać prawie trzy teksty, zabrać się za bardzo poważną analizę, pojechać do Citroëna i odebrać Cactusa.
Wstaliśmy koło południa. Poszedłem po chleb. Mimo święta tzw. Perełka była otwarta. Ojciec opowiadał, że w Stanach świetne było, że zawsze jakaś ktoś nie miał święta, więc jeżeli było zamknięte u chrześcijan, szło się do żydów, jeśli tam też – to do Wietnamczyków, Turków, Arabów.
U nas tak prosto nie ma.

Przy śniadaniu oglądaliśmy „Różową Panterę”. Remake. Właściwie śmieszny. Bożena przyznała, że przez większą część życia poczucie żenady odbierało jej przyjemność z oglądania tego rodzaju humoru. I to jest zła informacja. Cytat: przy mnie niespodzianka przestaje być nieoczekiwana jest wart zapamiętania.

2. Zacząłem pisać tekst o audi TT. Musiałem do tego przypomnieć sobie odcinek serialu „Ekipa”. Już mnie tak nie śmieszył, jak gdy oglądałem go po raz pierwszy.
Dziś śmieszy mnie, że jeden z jego scenarzystów jest szefem think tanku zajmującego się polityką. Oczywiście, że przez siedem lat mógł się zmienić. Ale i tak jest to strasznie śmieszne.
Bohater filmu – premier Turski miał być wzorem dla Donalda Tuska. Zamysł autorek udał się w jednym – premier przesiadł się do samochodów marki Audi.
Obejrzałem jeszcze jeden odcinek. Ten – po raz pierwszy. Złą informacją jest, że tak – wydawać by się mogło – inteligentne autorki propagandę światopoglądową ładują w tak prowokujący ból zębów sposób.

3. Wieczorem obejrzeliśmy „Kiling Season” De Niro i Travolta gonią się z łukami po lesie w związku z wojennymi przeżyciami na Bałkanach. Aktorzy świetni. Film słaby.
Autorzy chcieli przenieść do bliższych nam czasów historię wyzwalania Dachau. Mam wrażenie, że niczego z niej nie zrozumieli. I to jest zła informacja. Bo historia dotyczy nie winy, tylko sprawiedliwości.
Jeżeli ktoś nie zna – zacytuję sam siebie:
http://marcin.kedryna.salon24.pl/503907,pobicie-ze-skutkiem-smiertelnym

środa, 24 grudnia 2014

23 grudnia 2014


1. Zanim przyjechał mój brat zdążyłem przeczytać, że Jacek Żakowski uważał materiał Wprost o taśmach za PR-owski.
Chciałem jakoś zażartować, że w związku z zaangażowaniem w pewien budynku w centrum Warszawy panu Jackowi musiało się wszystko przewartościować. On, jako wielki intelektualista i autorytet moralny nie mógł przecież brać udziału w działaniach PR-owskich. Czyli działania, w których brał udział PR-owskie nie były. A jakie więc działania nazywamy PR-owskimi? Te inne.

Pojechaliśmy z bratem odebrać Navarę i oddać TT. Samochody prasowe Nissana wydaje pan tak miły, że kiedy firma postanowiła zmienić dilera, który prasową flotą się będzie zajmował w warunkach konkursu było przejęcie pana, który zajmuje się prasówkami.
Navara to był wielki sukces rynkowy Nissana. Nie był to samochód specjalnie ładny. Specjalnie wygodny. Specjalnie dobrze wyposażony. Normalne rolnicze auto. Niezłe właściwości terenowe, skrzynia, pięcioosobowa kabina. Świetna rzecz dla robotników leśnych, drogowych, budowlanych. Proste użytkowe auto.
W Polsce używane przez właścicieli firm.
Dlatego wersja, którą dostałem miała skórzane siedzenia, automat, dwustrefową klimatyzację i stosunkowo mocnego diesla.
Dlaczego właściciele polskich firm kupowali farmerskie auto? Przez urzędników Ministerstwa Finansów. Przez lata można było odliczać pełen VAT od samochodów ze skrzynią ładunkową.
Ktoś właściwie mógłby się doktoryzować na temat wpływu urzędników na rynek motoryzacyjny w Polsce. Kratki, bankowozy, skrzyniowe limuzyny. W tym roku, przez błąd Ministerstwa Finansów miało sens kupowanie samochodów z kratką. W związku z tym Volvo w ciągu pierwszych trzech miesięcy sprzedało – przepraszam za wyrażenie – wolumen, jaki miało sprzedać przez cały rok.
Pewnie wciąż piją zdrowie tego urzędnika, który się pomylił.
VAT to jedna sprawa. Drugą jest akcyza. Ma utrudniać bezsensowne wydawanie pieniędzy. Samochody z silnikami trzylitrowymi są obłożone wyraźniej większą, niż te dwulitrowe. Doświadczenie mówi, że trzylitrowe diesle lepiej jeżdżą, mniej palą – są więc wyraźnie bardziej ekologiczne. Co z tego, skoro przez akcyzę mniej opłaca się je kupować.
Polityka fiskalna bywa pozbawiona sensu. I to jest zła informacja.

2. Oddałem TT. Przemek (człowiek opiekujący się prasową flotą Audi i VW) nie był specjalnie zainteresowany moimi wątpliwościami co do prowadzenia się tego auta przy większych prędkościach. Rok temu wydał mi R8, które miało wahacz wiszący na jednej śrubie. Cóż, on tymi samochodami jeździ tylko do najbliższej stacji benzynowej, więc osobiście nie jest nimi zainteresowany.
Odwiozłem brata do Edipresse i pojechałem do Baniochy po opał. Po TT skrzynia biegów w Navarze sprawiała wrażenie zepsutej, albo ze 40 lat technologicznie starszej. Lało. A miałem kupić brykiety. Dość wrażliwe na wilgoć. Kupiłem po drodze plandekę. Po drodze pogadałem z dyrektorem Ołdakowskim. Podzielił się ze mną obserwacją na temat dziennikarzy TVN, ale nie jestem pewien, czy mogę o tym napisać, więc nie napiszę. W każdym razie są wśród nich tacy, których lubi.
Lało. Nic nie widziałem, bo nie zabrałem okularów. Teoretycznie są do czytania, ale świetnie się sprawdzają w deszczu podczas prowadzenia auta. Dojechałem. Okazało się, że firma mam zrobiła sobie wolne. Święta to święta. Pilnujący terenu pracownik miał plenipotencje, żeby sprzedać mi opał. Ładowaliśmy worki w wietrze i deszczu. Nie było to przyjemne. Jakoś udało mi się zakryć wszystko plandeką. Niestety po kilku kilometrach zaczęło ją podwiewać. Jakoś dojechałem.
Poszedłem do apteki, żeby zrealizować recepty, które przywiozłem z Krakowa. Okazało się, że nie mogę, bo pesel wpisany jest innym długopisem. Nie ważne, że dotyczy osoby, która jest wymieniona z imienia, nazwiska i adresu zameldowania. NFZ taką receptę by odrzucił z powodu koloru długopisu. Leki, które musiałem wziąć wziąłem na 100% z reszty zrezygnowałem.

Mieliśmy jechać na wieś. Kiedy Bożena wróciła z pracy postanowiliśmy, że jesteśmy zbyt zmęczeni. I to jest zła informacja.

3. W „Kropce nad I” wystąpił Kurski. Jacek Kurski – rzecz jasna. Jak urzeczeni patrzyliśmy jak pobija red. Olejnik jej własną bronią. Zagadał ją tak, że na koniec życzyła mu, żeby został członkiem sztabu Andrzeja Dudy i wygrał z Komorowskim.

Gdyby Kurski, Jacek Kurski otworzył szkołę rozmawiania z redaktor Olejnik, ta szybko by przeszła na zasłużoną emeryturę. Nie otworzył i to jest zła informacja.  

poniedziałek, 22 grudnia 2014

21 grudnia 2014

1. Wróciłem z Krakowa koło szóstej. Zanim skończyłem Negatywy zrobiła się siódma. Długo więc nie pospałem. Słyszałem kiedyś, że im człowiek starszy, tym mniej śpi. Jeżeli mam spać jeszcze mniej i jeszcze bardziej będzie mnie to wykańczać to proszę, zabijcie mnie już teraz.
Zacząłem od zaległego „Obrazu dnia” 300polityki. No i czytam:
FAKTY TVN
ANDRZEJ DUDA STARTUJE Z KAMPANIĄ PREZYDENCKĄ. Krzysztof Skórzyński: rozpoczął ją mocnym akcentem mówiąc w TVN24: PBK był jedynym posłem, który głosował przeciw rozwiązaniu WSI. Kandydat PiS sugeruje co będzie jednym z motywów jego kampanii.

Redaktora Skórzyńskiego lubię w sposób bezinteresowny. Nie żebym normalnie lubił ludzi wyłącznie z jakichś konkretnych powodów. Chyba chodzi o to, jak się zachował w dzień po najeździe na „Wprost”. A to – poparte kindersztubą zaobserwowaną w bezpośrednim kontakcie.
Co ciekawe, tłumaczyłem poprzedniego wieczoru koledze, który uważa, że każdy kto pracuje dla TVN jest zły, że nie można generalizować. Podając właśnie przykład red. Skórzyńskiego jako spoko gościa.

No więc obejrzałem materiał z „Faktów”*.

Bardzo zgrabnie przygotowany. Red. Skórzyński ustalił co będzie jednym z motywów kampanii. Jak to ustalił? Nie mam pojęcia.
Duda skomentował zacytowane przez Rymanowskiego oświadczenie prezydenta Komorowskiego**. Dodajmy oświadczenie dotyczące nie znanych większości widzów pytań Wojciecha Sumlińskiego.

Nie słyszymy całej wypowiedzi, ale słyszymy komentarz Kidawy, z którego wynika, że Duda Komorowskiego obraża. A jak bardzo – podkreśla to Rozenek.
Niestety przesłuchałem „nagrania Rachonia”. Znaczy: znam zeznania świadka Komorowskiego. No i jeżeli przypominanie o spotkaniach Komorowskiego z żołnierzami WSI obraża urzędującego Prezydenta, to z przykrością muszę przyznać, że największy w tym udział ma świadek Komorowski.

Jako człowiek przez lata funkcjonujący na styku mediów i PR mam ograniczone prawo oceniać zawodową etykę dziennikarzy informacyjnych. 
Choć z drugiej strony mam jakieś obserwacje dotyczące warsztatu koniecznego przy naginaniu rzeczywistości. Czyli jak to zrobić, żeby nie skłamać i nie podać prawdy. Żeby odbiorca nie czuł się oszukany a jednocześnie jak najwięcej przyjął z tego, co mu się chce zasugerować.
Naprawdę niezłym pomysłem było wrzucenie na koniec sondażu dotyczącego zaufania do polityków w momencie, kiedy były już dwa prezydenckie. Nie bardzo pasujące do tezy. 
Bo kto zauważy, że wynik wyborów nie bierze się z wyników sondażu dotyczącego zaufania. W tych, które dotyczą głosowania – prezydent Komorowski ma 56 i 55,6 Duda 17 i 23,1 Korwin 5 i 4,8.

Rozumiem, że można mieć poglądy polityczne. Można kogoś lubić bardziej, można mniej. Można nie lubić wcale. Ale żeby tak? Nie rozumiem o co tu chodzi. I to jest zła informacja. 

2. Wszyscy się zachwycali wywiadem Mazurka z Oleksym. Sięgnąłem więc po telefon, by ze zdziwieniem zauważyć, że nie mam aplikacji „Rzeczpospolitej”. Wtedy sobie uświadomiłem, że nie mam już Samsunga, na którym Rzepa była darmowa. Jadąc więc na zakupy wpadliśmy na BP przy Reducie Ordona.
Matka opowiadała mi dykteryjkę. Kiedyś „Pod Jaszczurami” odbywały się konkursy recytatorskie. No i kiedyś z Nowej Huty przyjechał jakiś młody robotnik by wziąć udział. Studenci patrzyli na niego trochę krzywo. Ale nie było powiedziane, że do recytowania matura konieczna jest. No więc młody robotnik wyszedł na scenę i zaczął: Nam strzelać nie kazano. Wstąpiłem na działo i spojrzałem na pole; O, kurwa, dwieście armat grzmiało…
Sala zachwycona zaangażowaną interpretacją przyznała młodemu robotnikowi nagrodę.

Ale nie o tym. Na BP Rzepy nie było. Była w Inmedio w Reducie. Przy okazji przejrzałem Vivę. Wszyscy fascynują się zdjęciami pani Premier. A tekst wywiadu też jest interesujący.
Kiedyś Reduta była naszym podstawowym miejscem zakupów. Już nie jest.

Z Reduty pojechaliśmy do Ikei. Tej to szczerze nie znoszę. Prawdopodobnie wzięło się to z tego, że w dzieciństwie wychowany byłem w uwielbieniu do Ikei jako takiej, do katalogów, jakie przywożono z zagranicy, mebli wykonywanych przez krakowską fabrykę, które za granicę nie wyjechały, bo jakości były niewystarczającej. No i w tym uwielbieniu żyłem, do momentu, kiedy mój ojciec wrócił ze Stanów. Wyposażał mieszkanie. Pojechaliśmy do Ikei. Łazimy wytyczonymi ścieżkami w tłumie snujących się jak zombie klientów. Ojciec popatrzył na jedną szafę, drugą. I powiedział: drogo i strasznie byle jak, to się w ciągu paru lat rozleci.W Stanach w Ikei (wymawiał to jakoś dziwnie – Ajkia) kupują studenci. Używasz przez parę lat i wyrzucasz.
I wtedy spadły mi łuski z oczu. Nienawiść jest podobnej siły jak kiedyś była miłość.
No dobra. Lampy mają niezłe.
Wychodząc kupiłem zapiekankę i frytki. Wydawały się tanie. Ale jednak nie były. Za to były to na pewno najgorsza zapiekanka i najgorsze frytki, jakie jadłem w tym roku. I to jest zła informacja.

3. Bożena pojeździła trochę TT. No i jest ten sam problem, który w wakacje był z BMW Z4. Samochód jej się podoba (chodzi nie tylko o wygląd oczywiście). I to jest zła wiadomość, bo mnie na niego nie stać. A jest zdecydowanie tańszy niż ta Z4, którą jeździliśmy. Człowiek po dwudziestu paru latach pracy w wolnym zawodzie powinien móc kupić samochód wart 260 tys.



* MATERIAŁ Z FAKTÓW
Skórzyński: To pierwszy kandydat, który rozpoczął kampanię długo przed jej oficjalnym startem. I rozpoczął ją mocnym akcentem. 
Dziś w TVN24 tak mówiąc o Bronisławie Komorowskim.
Duda: Był jedynym posłem, który głosował przeciwko rozwiązaniu WSI. Jedynym posłem Platformy Obywatelskiej wtedy. To jednak był bardzo znaczący gest z jego strony…
Skórzyński: Andrzej Duda nawiązał w ten sposób do wczorajszych zeznań Bronisława Komorowskiego. Prezydent składał je jako świadek w procesie dziennikarza i byłego oficera, którzy są oskarżeni o płatną protekcję przy weryfikacji żołnierza WSI.
Komorowski: Pojawił się następny oficer, już WSI tym razem…
Skórzyński: Wracając do tego jak osiem lat temu głosował dzisiejszy prezydent jak likwidowano Wojskowe Służby Informacyjne, kandydat PiS-u sugeruje, co będzie jednym z motywów jego kampanii.
Duda: Pan prezydent nie zaprzecza tym związkom z żołnierzami WSI.
Kidawa-Błońska: Pan Duda chce zaistnieć, chce się pokazać ale wydaje mi się, że w czasie przedświątecznym należy zachowywać się ze spokojem i nie należy obrażać urzędującego prezydenta.
Rozenek: Przecież wszyscy widzimy, że to jest komiczne, że to jest gra wyborcza, cyniczna i obłudna,
Skórzyński: Przedświąteczne polityczne przyspieszenie Andrzeja Dudy dziś przybrało także taką postać kojarzoną wyłącznie z kampaniami formę
Spot Dudy: Aby zwyciężała uczciwość, a nie cynizm i draństwo.
Duda: To są życzenia…
Rymanowski: To są życzenia, które są początkiem kampanii wyborczej.
Duda: No zawsze można to powiedzieć.
Skórzyński: PiS promując Dudę świątecznym spotem powtarza manewr, który partia forsowała w kampanii samorządowej, promując przy każdej okazji mało rozpoznawalnego polityka. 
Od momentu, kiedy Jarosław Kaczyński namaścił Andrzeja Dudę na kandydata na prezydenta prawie nie było samorządowej konwencji czy konferencji prasowej, na której ten nie pojawiałby się obok prezesa PiS-u. Tuż przed wyborami PiS musiało się naet mierzyć z oskarżeniami, że przekształciło walkę o samorządy w akcję promocyjną jednego polityka. Dziś padają inne oskarżenia.
Grupiński: Wynika z tego, że Prawo i Sprawiedliwość zamierza wydać jakieś ogromne pieniądze na kampanię, no bo już ten klip należy wliczyć do kosztów kampanii.
Skórzyński: Kampania prezydencja formalnie ma prawo ruszyć dopiero w momencie, gdy marszałek sejmu ogłosi datę wyborów. Tego spotu PiS nie będzie więc mogło rozliczyć w ramach wydatków na kampanię. Partia wydaje te pieniądze już dziś, bo kandydat Duda może co najwyżej pomarzyć o takich wynikach zaufania, jakie ma Bronisław Komorowski. Dziś polityk PiS-u, który będzie walczył o prezydenturę z urzędującym prezydentem w tym sondażu plasuje się na poziomie Janusza Korwin-Mikkego, ministra zdrowia i Antoniego Macierewicza. Na mniej-więcej pół roku przed wyborami.
[Na ekranie „Zaufanie do polityków CBOS: Komorowski – 76%, Duda, Korwin – 18%. Arłukowicz, Macierewicz – 17%]


** DUDA W „JEDEN NA JEDEN” O KOMOROWSKIM
Rymanowski: Prezydent wczoraj powiedział, że pytania Wojciecha Sumlińskiego to była próba przyklejenia hańbiących o nim opinii i to w sposób bezpodstawny.
Duda: Panie redaktorze, pan prezydent musi pamiętać o tym, jakie są fakty już dzisiaj trochę historyczne A mianowicie on był jedynym posłem, który głosował przeciwko rozwiązaniu WSI. Był jedynym posłem Platformy Obywatelskiej wtedy. To jednak był bardzo znaczący gest z jego strony. Pan prezydent nie zaprzecza tym związkom z żołnierzami WSI. Nie zaprzecza też temu, że spotykał się z oficerami służb, z którym o jednym musi się, że był związany także ze służbami rosyjskimi. To dość szczególna sytuacja.

niedziela, 21 grudnia 2014

20 grudnia 2014


1. Obudziłem się w sam raz na to, żeby obejrzeć rozmowę Rymanowskiego z Andrzejem Dudą.
Rymanowski chciał przebić Monikę Olejnik. I to jest zła informacja.

Najwyraźniej wszystkie moje wcześniejsze teorie na temat zachowań pani Moniki wynikały z mojego seksizmu i ageizmu. Mimo iż jakoś specjalnie ich nie rozgłaszałem i tak za nie przepraszam.

Później w TVN24 widziałem wywiad z człowiekiem choinką. Chyba miało być śmiesznie. Wyszło strasznie, bo pytania dziennikarki były jeszcze głupsze niż cała sytuacja. Cóż, cała prawda – całą dobę.



2. Miałem wieczorem iść do Baru Studio na imprezę organizowaną przez dyrektora Zydla i prezydenta obywatela Jóźwiaka. Byłoby to bardzo interesujące doświadczenie. Zwłaszcza, że skład gości zapowiadał się bardzo interesująco. Niestety obowiązki wysłały mnie do Krakowa. Znaczy nie tylko obowiązki. W każdym razie ruszyłem koło 20. Wyjeżdżało się powoli, bo korki. I deszcz. Audi TT świetne. Co prawda ograniczyłem możliwości wirtualnego kokpitu, bo przypadkiem wyjąłem kartę sim i nigdzie nie mogłem znaleźć PIN-u. Piątek wieczorem, więc do nikogo z potencjalnych posiadaczy tej informacji nie udało mi się dodzwonić. Ale może to i dobrze, bo zamiast bawić się Audi Connect koncentrowałem się na jeździe.
No i tak się skoncentrowałem, że w Szydłowcu przejechałem skrzyżowanie na czerwonym świetle. No i to, że przejechałem samo z siebie nie byłoby problemem, gdyby nie to, że przejechałem, bo się zagapiłem na stojący przed skrzyżowaniem radiowóz.
Przez chwilę miałem nadzieję, że nie będzie im się chciało w deszczu ruszać. Niestety. Zwolniłem więc czekając, aż biedna kia błyśnie niebieskim światłem.

Panowie poinformowali mnie, że za wykroczenie należy się 400 złotych i 6 punktów, ale w związku z tym, że nie próbowałem opowiadać, że było żółte ukażą mnie 100 złotymi i jednym punktem.
Najwyraźniej uważali, że Szydłowiec dziś wystarczająco źle się kojarzy.

Wygląda na to, że w Świętokrzyskiem budują S7. Jest to dobra informacja z wyraźnym minusem. Na bardzo długich odcinkach są zwężenia, ograniczenia prędkości i praktycznie nie da się wyprzedzać. Chwilę po północy byłem w Krakowie. Załatwiłem pierwszą partię spraw i pojechałem do Szpitala Wojskowego na Wrocławską, gdzie mój osobisty doktor pełnił dyżur w SOR-ze. Szpital został skomputeryzowany w związku z tym przemeblowano jego dyżurkę. Poszło o to, że kabel nie sięgał.
Na stole mojego osobistego doktora stanął chyba 24-calowy monitor, odpalał jakiś system. Literki w nim oczywiście były tak małe, że słabo było w nie trafić myszką. Kiedy chciał coś wydrukować, wszystko się wieszało. Musiał zaczynać od nowa.
Drugi system, jaki ostatnio widzę (po policyjnym) zaprojektowany tak, by maksymalnie utrudnić użytkownikowi korzystanie z niego.
Walcząc z komputerem mój osobisty lekarz załamywał ręce nad światem. Na przykładzie pacjenta, który rzygał krwią, miał tam niezbyt wiele alkoholu we krwi, ale równocześnie był nastukany nie wiadomo czym. Nie wiedział gdzie jest, co się z nim dzieje.
–No i biorą w tych klubach jakieś przedziwne rzeczy – opowiadał – ostatnio przyszły dwie panienki. Jedna miała otwarte złamanie podudzie, druga złamaną kość udową. W ogóle tego nie czuły. Ta pierwsza jakoś kontaktowała, druga mniej. Gdybym wiedział, co brały mógł bym stosować to u siebie w gabinecie. Poważne operacje bez narkozy. Ale nie wiem i nie mam jak się dowiedzieć”
I to jest zła informacja.

3. Z Krakowa wyjechałem po trzeciej. Udało mi się mimo zwężeń wyrównać rekord, jaki ze dwanaście lat temu zrobiłem z pierwszy dzień Świąt fordem Granadą. Dwie godziny czterdzieści.
Mimo agresywnej jazdy średnie spalanie ledwo przekroczyło 10 litrów.
Wszystko by było super ale na zakrętach gdzieś na wysokości Białobrzegów okazało się, że przy prędkości powyżej 200, może 220 km/godz. samochód traci stabilność. I to jest zła informacja.
Kolejna zepsuta testówka w tym roku?
Na razie trzymam się tej wersji. Wolę wierzyć, że to świetny samochód.

sobota, 20 grudnia 2014

19 grudnia 2014



1. Obudziłem się w stanie nie najlepszym. Zbyt wcześnie. Moment po tym, kiedy przestałem być pijany. Pierwsza myśl – co ja wczoraj robiłem? I przerażenie. Byłem u amerykańskiego ambasadora. Tak się spiłem? Co ja tam mogłem wyprawiać. Zawał serca. 
Bogu dzięki, że sobie szybko przypomniałem, że później byłem na Samsungu. Cudowne uczucie ulgi.

Więc dzień, mimo kaca (z tych ogłupiających) – rozpocząłem w dobrym humorze. Zawiozłem Bożenę do pracy. I wpadłem na chwilę do SOHO. W ThinkTanku ponabijałem się przez chwilę z nieobecnego ThinkTanku kierownika Rabieja. Który znowu w dalekiej Azji spędza grudzień. Ponabijałem się, że w przyszłym roku, po wyborach i po zmianach w radach nadzorczych publicznych spółek jego zwyczaj będzie musiał zostać zawieszony.

Strasznie dużo ludzi jest z powodów poza światopoglądowych zainteresowanych by obecny układ dalej funkcjonował. I to jest zła informacja.

2. Pojechałem do Opery. Człowiek, który zaprojektował dwa blokujące się ronda między Tamką a Świętokrzyską powinien tamtędy jeździć codziennie do pracy. Albo lepiej gdzieś tam mieszkać. Choć z drugiej strony te kamienice są naprawdę niezłe.
Więc może lepiej zostawmy pomstę sile wyższej.
W Operze podpisałem umowę. [To ja zrobiłem krzyżówkę w niby gazecie rozdawanej na Dygacie]
[Piszę to, bo nie zostałem pod nią podpisany][zresztą też miała nieco inaczej wyglądać]. I odebrałem autorskie egzemplarze albumu, który zaprojektowała Bożena.
W związku z tym, że w końcu został wydrukowany czuję pustkę. Powstawał chyba z pięć lat. I kolega Olszański (nie mylić z innym Olszańskim) już do mnie nie dzwoni, żeby zapytać, czy wiem przypadkiem, kiedy będzie wydrukowany. O dzwonił z różną częstotliwością przez jakieś trzy lata.

Dyrektor Opery Dąbrowski jeździ BMW 750, długą. A mówi się, że w kulturze ludzie mają się niedobrze. Swoją drogą przy kosztach Opery, mógłby kupować taką 750 co miesiąc – i nikt by nie zauważył. W końcu ktoś by zauważył, bo nie byłoby ich gdzie parkować. Bo generalnie w okolicach Teatru Wielkiego nie ma gdzie parkować i jest to zła informacja.


3. Z pomocą Pawełka z Faster Doga pojechałem odebrać audi TT. Jadąc do Audi na Połczyńską kontynuowaliśmy dyskusję o upadku znanego nam świata. Tym razem koncentrując się na motoryzacji. Nie mogłem się zgodzić z Pawełkiem, który twierdził, że dzisiejsze samochody muszą być gorsze niż kiedyś. I to uzasadniał. Że globalizacja i że liczenie kosztów.
Wracał TT. Kiedy wysiadł, to się zachwycał. Ale, żeby wyszło na jego – znalazł jakąś wajchę od fotela identyczną jak w Passacie jego Szanownej Małżonki.

TT jest w środku piękna. W znaczeniu bardziej koncepcyjnym niż estetycznym. Estetycznie też jest super, ale nie o to chodzi. Wirtualny kokpit, czyli, to że w miejscu zegarów jest ekran, który wyświetla to co trzeba i jak trzeba znaczy, że nie ma go na środku. Tam są nawiewy, w których zmieszczono sterowanie klimatyzacją.

Wieczorem wziąłem się za odsłuchiwanie nielegalnie poczynionych przez redaktora Rachonia nagrań z przesłuchania prezydenta Komorowskiego w procesie redaktora Sumlińskiego.
To było bardzo nieprzyjemne doświadczenie.
Po namyśle postanowiłem nie pisać dlaczego. I może to jest zła informacja.  

niedziela, 12 października 2014

11 października 2014




1. Panowie połączyli dwa kawałki azbestowej rury za pomocą czegoś, co trochę wyglądało jak nowoczesny sposób na unieruchomienie połamanej nogi. Puściłem wodę, by sprawdzić, czy jest szczelnie pod ciśnieniem. Pan Kierownik-brygadzista zasugerował, żebym sprawdził, czy po drugiej stronie rury wszystko jest ok. I miało to głęboki sens, bo się okazało, że kran na stołówce się rozpadł od mrozu, więc całe ciśnienie uchodziło do zlewu.
Poprosiłem pana Kierownika-brygadzistę, by nie uszkodzili drzewa, które pięknie rośnie nad miejscem, gdzie mieli wkopywać studnię, i żeby naprawili bramę. Dzień wcześniej dwóch młodych pracowników zostało wysłanych, by rozwalili kłódkę, bo od nieotwierania nie dało się jej otworzyć. Panowie poszli, kłódki nie ruszyli, za to uszkodzili bramę. Pan Kierownik-brygadzista bardzo mnie przeprosił i obiecał, że szkody zostaną usunięte. Pożegnałem się ze wszystkimi i ruszyłem do Milicza, gdzie Audi miało pokazać nowe TT.
Ruszyłem jakieś dwie godziny za późno. Ale cóż można było poradzić.
Jechałem trasą, którą ponad rok temu wracaliśmy z Głogowa, z kremacji babci.
Przypomniał mi się opryskliwy pan palacz, który nie mógł zaczekać 10 minut, bo coś tam. Spóźniliśmy się, bo na A2 oberwała się chmura, a później, pod Poznaniem było – jak zwykle pod Poznaniem. Napisałem 'palacz', bo gość zachowywał się zupełnie jak palacz, a nie ktoś z branży funeralnej.

Przez rok skończyli remontować drogę koło Sławy. Nie całą – ten kawałek, który remontowali.
Gdzieś po drodze była gorzelnia. Jej bramy pilnowało dwóch świętych na słupach. Podobnych, do tych z Piotra i Pawła w Krakowie. Muszę znaleźć to miejsce na Street View. Może rozpoznam którzy to.

W Lesznie na skrzyżowaniach wisiały plakaty wyborcze. Na jednym była pani. Blondynka wyfotoszopowana. Julia Krakowiak. Niżej było mniejsze zdjęcie dziada z wąsami. I napis – Warto zaufać młodym. Zbigniew Haupt. Dziwni są ci peeselowcy.

Z Leszna do Rawicza DK5 jest S5. I to jest dobra informacja. Do Milicza dojechałem spóźniony półtorej godziny. I to jest zła informacja, bo nie zdążyłem na konferencję poświęconą TT. A konferencje Audi są naprawdę dobre merytorycznie.

2. W Miliczu wsiedliśmy do samochodów. Prowadziła pani z Natemat. Gdybym wiedział, że jest z Natemat, to by, może troszkę poszydził, ale nie wiedziałem i starałem się być miły.
Nowa TT ma oszałamiające wnętrze. Oszałamiające w tym wnętrzu jest to, jak zostało wymyślone. Brak wyświetlacza na środku – wyświetlacz jest zamiast zegarów. Znaczy zegary są wyświetlane, ale jeżeli się na przykład korzysta z nawigacji, to widać tam przede wszystkim mapę, bo zegary robią się mniejsze. To jest super, są z tego dumni – słusznie. Ale na mnie jednak największe wrażenie zrobiło umieszczenie sterowania klimatyzacją – wewnątrz tych dziur, z których wieje. Kiedy się to widzi pierwszy raz, człowiek się dziwi, że wcześniej nikt na coś tak oczywistego nie wpadł.
Nie jestem wielbicielem TT. Być może dlatego, że jedyny znany mi osobiście właściciel takiego samochodu był – nie napiszę: dupkiem. Nic nie napiszę, bo nie wiem jakim innym słowem można kogoś takiego określić. To auto jest w porządku. Tak w porządku, że chyba bym się nawet nie wstydził, że ktoś mnie w tym aucie zobaczy. TT to w tym przypadku nie jest skrót od Tulskij Tokariew. Zakłady w Tule robiły też samowary.
Audi TT nie ma nic z samowarem wspólnego.

Dojechaliśmy na tor. Świeżo ułożony z polbruku. Ośrodek doskonalenia jazdy. Z płytami poślizgowymi. Nie lubię. Najpierw obwoził nas po torze Mateusz Lisowski. Bardzo dobry kierowca. Później jeździliśmy z instruktorami, którzy tłumaczyli nam, że Quatro w tym TT jest nowatorskie, bo bardziej może regulować przód-tył.
Jak się powłącza wszystkie systemy wspomagające, TT samo jedzie. Wychodzi z poślizgów, nie wpada w nie. Dobrze jest wymyślone.
Zastanawiałem się tylko, czy taki ktoś, kto sobie takie auto kupi, pojeździ nim i będzie przekonany, że jest mistrzem kierownicy, gdy wsiądzie do jakiegoś innego auta – czy się od razu nie zabije, bo systemy wspomagania będą gorsze, bądź ich nie będzie. Ciekawy problem.
Po raz kolejny się przekonałem, że nie mam talentu do driftowania. Ale chyba mnie to nie boli.

Panowie instruktorzy kazali jeździć z dwiema rękami na kierownicy. Bo inaczej się nie czuje auta. I to jest zła informacja. Bo ja, najwyraźniej nigdy nie będę auta czuć.

3. Z toru pojechaliśmy do Poznania. Do hotelu „Puro”. Hotel nowy. Nieco przekombinowany. Niby w samym środku miasta, ale z widokiem na rozsypującą się synagogę przerobioną na basen. Kiedy wszedłem do pokoju telewizor ryknął na mnie telewizją nadającą disco polo. Później się jeszcze okazało, że gniazdko do komputera wyłącza się kiedy się wychodzi z pokoju. Ale to nic. Kolacja była całkiem całkiem, niestety obsługa kelnerska w postaci pryszczatego młodzieńca – była beznadziejna. Clou wieczoru było jak pan kelner wsadził Leszkowi Kempińskiemu palec do zupy. Na sali siedział pan Siwiec. Miał strasznie czerwoną twarz. Być może miało to jakiś związek z butelkami czerwonego wina, które pojawiały się na jego stole.
Broniłem idei samochodów elektrycznych. Leszek nie zgadzał się z moimi argumentami. Polityka Audi jest taka, że nie zrobią samochodu elektrycznego, jeżeli ten nie będzie miał zasięgu 950 km. Opowiadał też o gazie (CNG) robionym przez wiatraki z powietrza. I temu się mam zamiar przyjrzeć.

Później, właściwie po kolacji, rozmowa zeszła na mejle. I konieczność na nie odpisywania. Postanowiliśmy Leszkowi pomóc. Pierwszy z brzegu: Leszku, chciałbym zrobić reportaż w fabryce, czy mógłbyś mi załatwić to i trzylitrową A8 na podróż.
Dość szybko rozwiązałem tę sprawę: W związku z pracami nad procedurami związanymi z niebezpieczeństwem epidemii Eboli aktualnie nie można niestety zorganizować zwiedzania fabryki, Odezwę się, kiedy procedury będą wdrożone.
Leszkowi pomysł się nawet spodobał. Teraz, kiedy go o coś poproszę, a on odpowie mi używając argumentów epidemiologicznych będę wiedział o co chodzi.

Kelner zupełnie przestał ogarniać zamówienia alkoholowe, więc, żeby mu ułatwić życie, razem z kolegą z Sharpa, który tu akurat występował jako internetowy dziennikarz motoryzacyjny zamawialiśmy tylko podwójne Danielsy. I to nie jest dobra informacja.

A Jack ostrzegał – pij odpowiedzialnie.