Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Jacek Rakowiecki. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Jacek Rakowiecki. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 9 lutego 2015

9 lutego 2015


1. Zaspałem na „Kawę na ławę”. Wstałem na końcówkę „Loży prasowej”. Nie zapamiętałem z niej niczego, poza wrażeniem, że goście byli bardziej dobrani niż zwykle.
Później obejrzeliśmy „The Big Country”, bardziej znany jako „Biały kanion”. Jeszcze bardziej znany z muzyki, która każdy słyszał, choć niekoniecznie wie, że to z tego filmu.
Ważna scena, w której ojciec (w imię zasad) odstrzeliwuje swojego (niezbyt udanego) syna. Zasady ważna rzecz.

Redaktor Lis przyczepił się do polszczyzny Andrzeja Dudy. Z akcentowaniem dyskutować nie będę, bo zrobili to już inni. Zabawniejsza jest kwestia rusycyzmów:
Pan Duda nie zostanie prezydentem, ale być może w najbliższych trzech miesiącach nauczy się unikać okropnych rusycyzmów.
Całe życie słyszałem, że „się” po polsku pisze przed czasownikiem. W Warszawie inaczej. Cóż, w Warszawie się mieszka „na” ulicy (i pije herbatę w szklankach).
I, o ile „się” za czasownikiem weszło do języka, to „się” na końcu zdanie – to błąd. Okropny rusycyzm. Red. Lis – perfekcjonista – pewnie ze trzy razy czytał swój tekst, żeby wyłapać wszystkie ryzykowne językowo momenty. Не получилось. Przepraszam, niestety się nie udało.
Albo jak napisał pan Tomasz – „Nie udało się”.

Gdybym był prawdziwym dziennikarzem to bym kiedyś napisał duży tekst o Tomaszu Lisie.
Zacząłbym o tej historii:
Kilkanaście lat temu (sprawdziłbym kiedy). Stadion Falubazu, to najważniejsze miejsce w Zielonej Górze, zwłaszcza kiedy odbywa się na nim mecz. A to był mecz ważny (chyba ze Stalą Gorzów – śmiertelnym wrogiem Falubazu i tej części województwa, które jest na południe od A2). Stadion pełen. Napięcie sięga zenitu. Wszyscy czekają na start. Konferansjer krzyczy: Drodzy państwo, mamy specjalnego gościa, przyjechał do nas z Warszawy specjalnie na ten mecz, syn ziemi zielonogórskiej reeeedaaaaaltooooor Toooooomaaaaaasz Liiiiiiiiiiiiis.
Na co cały (CAŁY) stadion ryknął: wyyypieeerrrrdaaaalaaaaj, wyyyypieeerrrrdaaalaaaj.

Nie jestem prawdziwym dziennikarzem, raczej tego tekstu nie napiszę. I to jest zła informacja.

2. Redaktor Mazurek uważa, że się nie awanturował w Krakenie. Po namyśle – muszę się z nim zgodzić. Redaktor Mazurek inteligentny człowiek mieszka w Warszawie na tyle długo, że najwyraźniej zauważył pewną prawidłowość, która została tu jeszcze z czasów, kiedy było to prowincjonalne miasto wielkiego, azjatyckiego imperium. Otóż w Warszawie ludzie, którzy dobitnie artykułują czego chcą są traktowani z większym szacunkiem.

Napisałem Tweeta, że stworzone przez red. Warzechę porównanie porsche vs polonez jest idealne do zastosowania w czasie ciszy wyborczej. Ludzie, którzy mają jakieś przecieki z exit polls nie mogą ich ujawniać otwartym tekstem. Piszą więc o cenach pistacji i pomidorów. 10 maja może więc będziemy komentować wyścigi samochodowe.
Polonez. Klepany. Redaktor Kulczycki, puścił w świat wersję, że red. Warzecha mówił o traktorze. Nie potrafi zapamiętać paru słów – widzę szanse na jego karierę w otoczeniu premier Kopacz.
Na Balu Dziennikarzy spotkałem Pawła Rabieja. Wyrażał się o pani Premier bez entuzjazmu. I skoro Paweł Rabiej, którego interesy tak związane są ze Spółkami Skarbu Państwa mówi o pani Premier bez entuzjazmu (będąc do tego dwa metry od ministra Kamińskiego) – to coś jest na rzeczy. Nie mogę sobie przypomnieć użytego określenia – roztrzęsiona baba? Rozhisteryzowana baba? Więc, żeby nie pomylić piszę, że: bez entuzjazmu.


Mój ulubiony rzecznik TVP napisał na fejsie zgryźliwy komentarz o tym, jak cieszą go kiepskie wyniki TV Republika. To może akurat świadczyć wyłącznie o jego braku profesjonalizmu, bo metodologia badań nie bardzo daje prawo, do wyciągania takich wniosków. Gorzej było później. Jakaś jego znajoma zauważyła, że nieładnie jest cieszyć się z niepowodzeń bliźnich. Na co pan Jacek odpowiedział: „Jesteś pewna, że to bliźni? Bo ja wątpię…

Jeżeli to nie jest „mowa nienawiści” to jak to nazwać?
Jacek Rakowiecki jest rzecznikiem publicznej telewizji. Znaczy: dostaje publiczne pieniądze. I to jest zła informacja.

3. Pojechaliśmy do Castoramy kupić Bożenie płytę na biurko. W Castoramie nie chcieli już przyciąć. Pojechaliśmy do Leroya Tam przycięto. W Volvo jest chyba specjalny dział zajmujący się projektowaniem składania siedzeń. Umieszczona w oparciu siatka, która po rozciągnięciu oddziela ładunek od kierowcy – szacun.
Po powrocie do domu zaczęliśmy oglądać „Banshee”. Zgodnie z sugestią dyrektora Ołdakowskiego, któremu się pomylił Cadillac z Chevroletem. Zdarza się w najlepszych rodzinach. Ważne, że to wszystko GM.
Serial ok. Choć nie tak dobry, jak by mógł być. I to jest zła informacja.  


sobota, 10 stycznia 2015

10 stycznia 2015



1. Po tym, kiedy Policja zadołkowała Gzela i Pawlickiego słyszałem strasznie dużo głosów, że dobrze im tak, że dziennikarze nie są ponad prawem, że trzeba w końcu zrobić porządek, że zarzut zbyt słaby.

Pawlicki na zatrzymanie poskarżył się był Sądowi. Sąd się wypowiedział.
Stwierdził, że było ono bezzasadne i nielegalne „Procesy intelektualne osób podejmujących decyzję o zatrzymaniu dziennikarzy nie nadążały za sytuacją, choć ta do szczególnie dynamicznych nie należała” i skierował sprawę do prokuratury.

Nie dowiemy się jak Sąd skomentowałby procesy intelektualne redaktora Stasińskiego, który trzy dni po fakcie trzymał stronę Policji. I to jest zła informacja.

2. Jacek Rakowiecki robił świetną „Vivę”. Strasznie to było dawno, ale kultywuję w sobie przekonanie, że żadnemu polskiemu magazynowi nie było bliżej do „Vanity Fair”. Później Jacek (piszę o nim Jacek, choć rozmawialiśmy chyba dwa razy w życiu, ale nasłuchałem się o nim tyle, jakbym znał go od lat dwudziestu) poległ na „Przekroju”. Poległ, bo zabiły go ambicje.
W połowie lat 90. razem z Antkiem Pawlakiem (dziś rzecznikiem prezydenta Gdańska) na zlecenie mniejszościowego właściciela krakowskiego tygodnika mieli przygotować projekt przerobienia go („Przekroju”) na nowoczesny tygodnik. Zrobili to naprawdę nieźle.
Niestety udziałowiec większościowy – spółdzielnia dziennikarska – nie chciał słyszeć o zmianach. Skończyło się na tym, że po paru latach magazyn przejął Sołowow, później ze sporym zyskiem sprzedał Edipresse, w którym świetną „Vivę” robił Rakowiecki. Przez tych kilka lat projekt Jacka się zestarzał. Jednocześnie Jacek poznał wielu nowych ludzi, których telefony zapisał w kajeciku.

Jacek, jako najlepszy w w kraju specjalista od „Przekroju” został jego naczelnym. Zatrudnił wszystkie gwiazdy, których numery miał w kajeciku, niestety gwiazd było tyle, że nie było komu pracować.
Wieść gminna niesie, że przez ten czas, kiedy Jacek „Przekrojem” zarządzał Edipresse straciło więcej kasy, niż za ten tygodnik zapłaciło. Wydawnictwo straciło tę kasę i najlepszego naczelnego „Vivy”, bo się Jacka musiało pozbyć.

Minęło z czternaście lat. Dziś Jacek Rakowiecki jest rzecznikiem TVP. Ciśnie go ta funkcja jak – co poniektórych – ślubna marynarka, więc stara się rozwijać publicystycznie.
Zawodowo jest rzecznikiem, publicystykę teoretycznie uprawia amatorsko. Jako publicysta – amator, po konferencji prasowej Jerzego Owsiaka, z której wyrzucono redaktora Rachonia, postanowił się z rzeczonym Rachoniem rozprawić. Obraził się później na gazeta.pl, która go zacytowała, że podpisała go zgodnie z opisem fejsbukowego konta – Jacek Rakowiecki Rzecznik Prasowy Telewizja Polska. Ale to nie ważne.
Rachoń zadał niewygodne pytanie Owsiakowi. Owsiak nie chciał odpowiedzieć. Rachoń naciskał. Poszczuto na niego ochronę. Ochrona Rachonia wyrzuciła, żeby Owsiak na pytanie nie musiał odpowiadać.

Owsiak jest santo bardziej niż subito, więc sporo ludzi powtarza tezy Rakowickiego.
To, co zrobiła ochrona Owsiaka ma wiele wspólnego z tym, co wobec Pawlickiego (i Gzela) zrobiła Policja. Różnica jest tylko taka, że ochrona Owsiaka Policją nie jest. Sprawa skończy się pewnie na tym, że prokuratura będzie ścigać biednych mięśniaków, a nie tych, którzy ich wysłali. I to jest zła informacja.

To wszystko jest właściwie fascynujące. Miliony ludzi dają Orkiestrze kasę. Kiedy ktoś próbuje zapytać, co się z tą kasą dokładnie dzieje. Nawet nie tyle z kasą, co jej promilem słyszy, że pytając obraża miliony ludzi od których ta kasa pochodzi. Słyszy to od rzecznika TVP firmy, która wydaje jeszcze większe publiczne pieniądze.

3. Pojechaliśmy najpierw do Castoramy po brykiety, później do Makro. Cactus z dieslem jest ok. Można się nauczyć posługiwać tą skrzynią biegów w sposób, który nie jest dla żołądka dotkliwy. Mało pali, może się podobać, nabywcy będą zachwyceni mimo iż jednak nie ma obrotomierza.
W Makro nie było pięciolitrowej Kingi Pienińskiej. I to jest zła informacja.