Pokazywanie postów oznaczonych etykietą PKP Intercity. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą PKP Intercity. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 29 sierpnia 2017

28 sierpnia 2017



1. Mimo kacowej pogody udało się wstać rześko. Chwilę po mnie w kuchni pojawił się Profesor. Nieco nieskładnie zacząłem przygotowywać śniadanie. Później Bożena. Przyszła i wyraziła pretensje, że śniadanie nieprzygotowane. Profesor wziął mnie w obronę: –Śniadanie może niegotowe, ale za to rozwiązaliśmy dwa geopolityczne problemy. To prawda, rozmawialiśmy o polityce. Złą informacją jest, że raczej byliśmy na etapie diagnozowania problemów, a nie ich rozwiązywania.

2. Po śniadaniu wsiedliśmy do auta i pojechali do Świebodzina, by odwieźć Profesora z Jasiem na stację. Przed wyjazdem sprawdziłem w mojej ulubionej aplikacji Infopasażer, czy pociąg aby nie jest opóźniony, bo gdyby był, to byśmy mogli jeszcze jedną herbatę wypić. Jechał zgodnie z rozkładem. Dojechaliśmy do Świebodzina. I stanęli przed przejazdem kolejowym. Na którym właśnie się zatrzymywał pociąg towarowy. My stoimy, pociąg stoi, towarowy, czas płynie. Zbliża się pora odjazdu pociągu profesorskiego. My stoimy, pociąg stoi, czas płynie. Objechać się nie da, bo ulica Cegielniana, którą się i przejazd i korki w mieście omija, jest w remoncie.
My stoimy. Pociąg rusza. Najpierw – powoli – jak żółw – ociężale. Zaczęliśmy się zastanawiać, co będzie, jeśli wagonów jeszcze ze czterdzieści będzie. Nie zdążyliśmy sprawy omówić, bo się okazało, że wagon, który stał na przejeździe był zasadniczo przedostatni. Pociąg przejechał. Szlaban zamknięty. Zaczęliśmy się zastanawiać, co będzie, jeśli szlaban zamknięty będzie czekał na następny – czyli profesorski – pociąg. Nie zdążyliśmy sprawy omówić, bo szlaban został podniesiony. Dojechaliśmy na stację na pięć minut przed odjazdem profesorskiego pociągu. Poszedłem z Profesorem i Jasiem na peron. Rozmawiamy sobie miło. A tu nagle z głośników, że pociąg opóźniony o pięćdziesiąt minut. Patrzę w moją ulubioną aplikację Infopasażer, a w niej widzę, że pociąg o czasie odjechał ze Świebodzina. A nie odjechał. Porozmawialiśmy jeszcze chwilę. Pożegnałem się. Idę w stronę poniemieckiego podziemnego przejścia. Widzę panią, która już do tego przejścia ma zacząć schodzić, a tu krzyczy do niej przez okno pan kolejarz z nastawni. Krzyczy, żeby nie szła, bo ten pociąg, to będzie jednak za kwadrans, nie za pięćdziesiąt minut.
Sprawdziłem później w mojej ulubionej aplikacji Infopasażer – przyjechał opóźniony o minut dwadzieścia. Ciekawe ilu ludzi uwierzyło w komunikat o prawie godzinnym spóźnieniu i się na ten pociąg spóźniło.
Moja ulubiona aplikacja Infopasażer ściemnia. I to jest zła informacja.

W Świebodzinie ktoś chce oddać w dobre ręce 11-miesięcznego kota. Wywiesił ogłoszenia ze zdjęciem. Kot bardzo kontaktowy. Lubi spać na kolanach. A kiedy wstanie z kolan korzysta z kuwety. Albo je spokojnie karmę dla dorosłych kotów. Biały kot. Plamy na głowie i ogonie.

3. Pojechaliśmy do kantoru przy Orlenie, na którym trzy lata temu tankowałem przez czterdzieści minut gaz, bo tłum ludzi kupował hot-dogi.
Później przez Wilkowo, Borów i Ołobok do domu. Nie wiem po raz który zauważyłem jak duże jest Wilkowskie jezioro.
W domu Michał tuningował swoją Micrę. Ja próbowałem reanimować beemkę. Z takim sobie skutkiem. Pojechaliśmy z Michałem do Skąpego, żeby kupić jarzyny na zupę. Pierwszy raz byłem w skąpskim markecie Dino. Przy stoisku z warzywami zamiast foliowych worków, ktoś powiesił rękawiczki. Plastikowe. Zanim znalazłem worki [Właściwie – woreczki], zacząłem wpychać do rękawiczki marchewki. Z pięć to by i weszło.
W kolejce do kasy za nami stał pan w motocyklowym ubraniu BMW. Kupował chyba piwa, takie duże, w plastikowych butelkach. Wsadził je późnej do metalowych skrzynek przymocowanych do motocykla BMW, który stał pod sklepem.
Michał kiedyś wkręcił w windzie dwie ważne panie z korporacji, w której pracuje. Wyjaśnił, ze pan, który z windy wysiadł, a ubrany od stóp do głowy w motocyklowe skórzane wdzianko, wcale nie ma motoru. Tylko się tak ubiera, żeby trochę błysnąć. Pan był kiedyś wielką gwiazdą polskiego projektowania graficznego. Dziś już nie jest o nim tak głośno. Wtedy nie miał chyba motoru.

Sąsiad Tomek jest coraz bardziej sfrustrowany budową. Tym, że wciąż trwa. Układa panele. W ramach odreagowania w jednym z bardziej skończonych pokoi uruchomił sprzęt audio. Bardzo głośno.
Rano, przed śniadaniem słuchaliśmy przez chwilę Woronicza 17. Jednym uchem. Było bardzo hałaśliwie. Wyłączyłem i zrobiło się bardzo przyjemnie cicho.

Nim wyłączyłem rozmawiano o niesławnym wywiadzie Borysa Budki.
Przypomniało mi się, jak minister jednego z poprzednich rządów powiedział mnie i koledze Kapli, że gdyby, jak mu obiecano został ministrem obrony to by nie było Smoleńska. Później wyciął to w autoryzacji.
Dziennikarze z obcych krajów nie są w stanie zrozumieć, jak polityk może coś mówić i później to całkowicie przerabiać. Bo skoro taki jest politykiem, to chyba wie, co mówi.
Złą informacją jest, że likwidacja autoryzacji nie zdałaby egzaminu. Bo niejeden raz widziałem, co nasi dziennikarze potrafią zrobić z usłyszanym – wydawać by się mogło – prostym zdaniem.



środa, 16 sierpnia 2017

15 sierpnia 2017



1. Bożena zawiozła mnie na kolejowy dworzec. W literaturze występuje instytucja podwody. Ale zwykle w przeciwną stronę. Znaczy ze stacji do majątku.
Pociąg przyjechał mniej-więcej o czasie. Wagon z przedziałami. Naprzeciw mnie Azjata z ADHD i para: Nieazjata w typie Adama Hofmana sprzed zakończenia kariery politycznej i trudna do opisania dziewczyna. Azjata i Nieazjata mieli zegarki o średnicy zmierzającej do dziesięciu centymetrów. Nieazjata z partnerką porozumiewali się są pomocą tekstowych wiadomości w telefonach. Choć, co jakiś czas również zdarzało się im do siebie mówić. Podczas którejś z takich wymian werbalnych Nieazjata nazwał Azjatę Chińczykiem. Niezbyt celnie, gdyż robaki, które podejrzałem na Azjaty iPhone zdecydowanie nie były w typie chińsko-japońsko-koreańskim. Typ ten ma jakieś określenie, ale w tym momencie nie pamiętam jakie. I to jest zła informacja.
Czas temu jakiś Bożena kupiła mi w prezencie słuchawki, jaki podejrzałem w wyposażeniu cas. Kiedy casą lecieliśmy raz pierwszy słuchawki takie dano każdemu z pasażerów. Póżniej były tylko w części vipowskiej. Bose z aktywnym tłumieniem hałasu. Od kiedy je mam życie jest prostsze. Podczas koszenia i podróżowania. Nawet, kiedy trwa ono cztery i pół godziny, jak teraz, gdy pociąg jedzie przez Gniezno, bo tory są remontowane. Te same tory, które remontowane były parę lat temu.

2. W Warszawie ciepło, choć trudno powiedzieć, czy upał. Pałac stoi. Płotków nie ma. W piwnicy nazywanej grotą rozstawiono pingpongowy stół. Znaczy, mam wrażenie, że rozstawił go już ktoś wcześniej, ale tym razem ktoś (w znaczeniu jeden z fotografów i jeden z operatorów) grał. Muszę zapytać któregoś z kancelaryjnych nestorów, czy prezydent Wałęsa też grał w grocie, czy rozstawiano mu stół w kolumnowej. Kolumnowa nie takie rzeczy widziała i wcale mi nie chodzi o obrady okrągłego stołu.
Wróciłem do domu. Kwiaty na balkonie w świetnym stanie. I to osobista zasługa dyrektora Zydla, który wpadał je podlewać. Rośnie jeden wielki słonecznik, który najprawdopodobniej wyrósł z nasienia słonecznika rosnącego przy Klonowej naprzeciw hotelu. Przyuważyłem tamten odwiedzając Druha Podsekretarza, Odczekałem aż dojrzeje i zebrałem kilka nasion. I jest efekt.
Pojechałem na Wojskowe Powązki. Kierowca z Mytaxi nie bardzo wiedział, które są to są. Ledwo zdążyłem przed kolumną.
Uroczystość wręczenie pośmiertnych nominacji generalskich. Wzruszająca uroczystość. Mimo iż MON w tradycyjny dla siebie sposób nie dopilnował, by zaproszeni byli odpowiedni goście, czy znane były nazwiska odbierających nominacje osób. Ważne, że dla niezorientowanych w bałaganie wyglądało godnie. I interesująco. Zwłaszcza dotyczące historii fragmenty przemówienia pana Ministra. W uroczystości mieli brać udział przedstawiciele jednej z nowo powstałych brygad OT. Niestety coś im się pomyliło i przybyli spóźnieni o półtorej godziny. I to jest zła informacja, bo Obrona Terytorialna wbrew temu, co niektórzy mówią ma głęboki sens. I trzeba ją ze wszelkich sił wspierać.

3. Wieczorem dotarło do mnie, że Andrzej Hrechorowicz się jednak zwolnił. W związku z tym, że się zwalniał już od roku, miałem nadzieję, że się jednak nie zwolni, a się jednak zwolnił. I to jest zła informacja, bo zasadniczo, z żalu też się powinienem zwolnić. A nie mogę.
Mogę za to napisać, że przy tej liczbie [i determinacji] głupich bab i pyszałkowatych chłopów, jaka przez lata starała się Andrzeja do zwolnienia doprowadzić, wykazał się nie lada determinacją wytrzymując aż tyle. Hrechor to twarda sztuka, ale go w końcu dopadło zmęczenie materiału.

wtorek, 18 sierpnia 2015

16 sierpnia 2015



1. 15 sierpnia. Wstałem rano. Pojechałem do Belwederu. Pierwszy raz byłem w środku. Pierwszy raz na pod płotem byłem dwadzieścia parę lat temu, kiedy fotografowałem palenie kukły Bolka.
Belweder jest w porządku. Nie ma zadęcia Pałacu. Jest polsko-dworkowy. Ważne by zapomnieć o dziedzińcu, który jest zbyt duży. I to jest zła informacja.

2. Defilada robiła wrażenie. Zdjęcia psuł jakiś obwieś, który pomagał operatorowi steadicama. Niekompletnie ubrany. Ciągle w kadrze.
Ciekawe, czy jego szef zdaje sobie z tego sprawę. Pewnie nie. I to jest zła informacja.

3. Postanowiłem pojechać na wieś. Ze strony PKP wynikało, że do Świebodzina nie ma już połączenia. Sprawdziłem pociągi do Berlina (myślałem, że wysiądę gdzieś w okolicy) – okazało się, że jest. I staje w Świebodzinie. Na wszelki wypadek zadzwoniłem na infolinię. Pan najpierw powiedział, że pociągu nie ma. Później, że jest. Ale nie ma miejsc. I, że się nie da kupić biletów u konduktora. Jak się wsiądzie bez biletu – płaci się 600 zł kary.
Poszedłem na Centralny. Próbowałem kupić bilet w kasie. Najpierw usłyszałem, że pociągu nie ma. Później, że jest. Ale, że nie można kupić biletu do stacji w Polsce. Chciałem więc kupić do Frankfurtu. No i się nie udało. Usłyszałem, że pociąg w Świebodzinie nie staje. Pan sprzedał mi bilet do Poznania na inny pociąg i kazał biec na peron. Na peronie się okazało, że pociąg odjechał jeszcze nim ten bilet kupiłem. Trafiłem do punktu obsługi podróżnych. Tam usłyszałem, że biletu się kupić w kasie nie da, ale da się kupić u konduktora. Jeżeli są miejsca. No i żebym poszedł do kasy, w której kupiłem bilet do Poznania i zażądał zwrotu pieniędzy. Bo gdzie indziej nie mogę biletu zwrócić, bo napisane na nim było, że płatność kartą, a zapłaciłem gotówką, więc nie mam kwitu z terminala, a bez tego nie da się zrobić zwrotu. Poszedłem, zwróciłem. Usłyszałem raz jeszcze, że pociąg „Kiepura” (tak się nazywa, choć nie ma nic wspólnego z Krynicą) w Świebodzinie nie staje.

Poszwendałem się chwilę po podziemiach. Nie udało mi się nigdzie znaleźć „Plusa-Minusa”. Ani niczego, co by wyglądało na nadające się do jedzenia. Przyjechał pociąg. Zapytałem konduktora, czy sprzeda mi bilet do Świebodzina. Powiedział, że oczywiście, tylko nie może gwarantować miejsca siedzącego. Wsiadłem. Miejsce było.
Pociąg spóźnił się prawie godzinę. I to jest zła informacja.
Choć gorsze jest to, że nie udało mi się opisać całej sytuacji w sposób oddający emocje, które mną targały.

Ciekawe kto przeklął polskie koleje. I jak to przekleństwo można zdjąć.


niedziela, 19 kwietnia 2015

18 kwietnia 2015


1. Wstałem rano. Dość – jak na mnie – wcześnie. Metrem i autobusem dojechałem do Nissana przy Puławskiej.
Strasznie zadowolony z siebie pan, w spodniach koloru jednego ze sweterków Włodzimierza Czarzastego, za ponad 700000 zł. kupił sobie nissana GTR NISMO. Bardzo porządne auto. 600 koni. Strasznie z siebie zadowolony pan miał ładnie rozbudowaną masę mięśniową. Nie nabijam się. Zazdroszczę. Dostał od Nissana butelkę szampana. Chyba chodziło o to, żeby auto ochrzcił. Strasznie zadowolony z siebie pan głupi nie jest. Nie wylał. Schował. Jakoś te 700 tys. zarobił.

Red. Śliwa zauważył, że inne marki nie robią fet z okazji przekazania kluczyków. A niektóre sprzedają droższe auta.
NISMO pochodzi od Nissan Motor Sport. Można sobie kupić Juke NISMO. Ale w pakiecie nie ma zdjęcia na fejsbukowym profilu polskiego Top Gear. Juke NISMO jest za to z sześć razy tańszy i ma pięć razy mniej koni. Mimo wszystko wolę jednego GTR niż sześć Juke'ów. Ale gdyby posiadanie GTR-a wiązało się z koniecznością latania na siłkę, to chyba jednak bym zrezygnował.

Wracałem z red. Śliwą. Narzekał na 435i, że po mercedesie za słabe, za miękkie, za ciche i nie kręci. Wracaliśmy Dolinką Służewiecką. Zakorkowaną. Powiesiliśmy kilkanaście psów na polityce komunikacyjnej Miasta Stołecznego Warszawy. Odpowiedzialny za nią człowiek ponoć uchyla się przed udzieleniem red. Śliwie wywiadu. Właściwie nie powinien się bać, bo o tym, że jest idiotą i zajmuje się czymś, o czym nie ma specjalnego pojęcia wie chyba każdy w Warszawie kierowca. I to jest zła informacja.


2. Dzięki redaktorowi Śliwie zwiedziłem agorowy garaż. Nigdy wcześniej tam nie byłem i raczej się nie zanosi, żebym tam kiedyś trafił.
W holu grupa ludzi wciągała ponadnaturalnej wielkości figurę Wiedźmina walczącego z jakąś brzydką panią. Strasznie się męczyli.

Wpadłem do Faster Doga. Pawełek dyskutował z małżonką o tym, czy emigracja nie byłaby najlepszym wyjściem dla wokalisty Szpaka (który właśnie od nich wyszedł). Dyskutowaliśmy o wyborach i kandydatach. Pawełek logicznie doszedł do tego, że należy głosować na kandydatkę Ogórek. Z powodów seksistowskich. Oglądaliśmy różne zdjęcie i filmy. Z różnych czasów pani Ogórek.
No i później prześladowały mnie różne jej wersje. Czyli idąc ulicą ciągle jakąś widziałem. I to jest zła informacja.

3. Okazało się, że po 23 z Berlina przyjeżdżają dziewczyny. Przespacerowałem się na Centralny. Pociąg spóźnił się trochę. Przyjechało Pendolino z Krakowa nie wiem czy wysiadło 100 osób. Chyba taniej by było przywieźć ich wszystkich samolotem.
Makieta w piwnicy teatru Kamienica przypomniała mi jak wyglądał dworzec w 1939 roku. Kawał porządnej architektury. Lepszej niż dzisiejszy Centralny. To, że nie przetrwał to zła informacja.