Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Rafał Trzaskowski. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Rafał Trzaskowski. Pokaż wszystkie posty

piątek, 7 maja 2021

6 maja 2021


1. Może napiszę podręcznik „Jak poradzić sobie z Robertem Mazurkiem”. Na razie analizuję strategie. Dzisiaj „Na Kidawę-Błońską” – najpierw nie słyszymy pytań, gdy powtórzy je trzy razy – odpowiadamy, jakbyśmy ich nie rozumieli. Skuteczne. 

Mazurek nabijał się z kampusu Trzaskowskiego. Trudno nie. 

Po czterdziestce panowie wchodzą w kryzys wieku średniego. Jedni kupują sobie rower, inni – porsche, jeszcze inni zaczynają prowadzić bujne życie towarzyskie. Trzaskowski – mój rówieśnik, czyli człowiek prawie pięćdziesięcioletni – ma inny pomysł. Postanowił, że jest nowym pokoleniem. I że teraz będzie zmieniał Polskę. 
To już bardziej wiarygodny jest Hołownia. Nie jest od dwudziestu lat w polityce.  

W spocie Trzaskowski mówi, że praca, nie daje ani lepszego życia ani satysfakcji. Cóż, nikt mu nie kazał być prezydentem Warszawy. 

2. Panowie od pompy ciepła tym razem przyjechali przed czasem. Wyjechali za to później niż zakładali, bo się chyba układ dłużej odpowietrzał. W każdym razie mamy pompę. Na razie nieoficjalnie, bo jeszcze musi przyjechać rewizor.
Vaillant. Porządna niemiecka technika. Pierwszy piec – przepraszam: kocioł – gazowy montowaliśmy w 2005 roku. Po dwunastu latach na brak prądu nałożył się zimny wiatr ze złej strony. Kocioł zamarzł i z tego zamarznięcia pękł. Został po nim czujnik temperatury zewnętrznej, który okazał się identycznym z tym do pompy. Więc odpadło przewiercanie się przez elewację. Podobnież było z kołkami rozporowymi, które mocowały sterownik. Identyczny rozstaw, jak w sterowniku nowym. Miło zabaczyć, że w dzisiejszych czasach komuś chce się myśleć o tym, by ułatwić innym pracę. 
Pompa się teraz będzie uczyć domu. Cokolwiek by to miało znaczyć.

Szef panów od pompy rozwiązał mi problem z wężykami w kuchni. Leciała tylko zimna woda. Poradził, by nie używać zaworków. Są zwykle byle jakie i się psują. A jak się coś z wodą robi, to się i tak zwykle zakręca w całym domu. Więc zamiast zaworków – trzeba montować kolanka. 

3. Finał „Homelandu” słaby. Szkoda. 





 

czwartek, 28 stycznia 2021

27 stycznia 2021


 1. Rozładowałem chevroleta. Na jednej ze skrzyń zachował się fragment listu przewozowego. Przyjechały w nich die Spurstangen. Do jakiegoś naprawdę dużego auta. Udało mi się wyjechać bez składania lusterka. Wszystko się okazało kwestią kąta. 


Zadzwonił Gazownik. –Kto panu robił tę instalację?Nie mam pojęcia.Oj, będzie to pana kosztować. 
Parownik nie dość, że za mały, to jeszcze nieszczelny. Rurka od zbiornika przy mocy ponad 300 koni powinna być ósemką. Jest szóstką. Gumowe przewody w komorze silnika wszystkie do wymiany. Zgodziłem się na wymianę parownika i gumowych rurek. Reszta zaczeka na wymianę zbiornika, którego atest się niedługo kończy. Złą informacją jest, że audi będzie gotowe dopiero w poniedziałek. 

2. Pojechaliśmy do Gronowa. Tak się składa, że Gronów jest koło Łagowa. Obie miejscowości są w Lubuskiem. W Łagowie są dwa piękne jeziora i zamek Joannitów. Festiwal filmowy i inne atrakcje. Z tym, że to jest tylko część prawdy. W Lubuskiem zupełnie gdzie indziej, bo po drugiej stronie Odry jest jeszcze jeden Łagów. A obok niego zupełnie inny Gronów. Legenda głosi, że to specjalni, by utrudnić życie amerykańskich komandosów, którzy by się mieli na wczesny PRL desantować, żeby im się wszystko mieszało. W każdym razie, gdy ktoś zobaczy ogłoszenie – Łagów, lubuskie, atrakcyjny apartament na wynajem lepiej niech sprawdzi czy to aby nie ten drugi. Ten bez dwóch jezior, zamku Joannitów i innych atrakcji. 
W Gronowie był sklep ze starymi meblami. Akurat dzisiaj wyjątkowo zamknięty. I to jest zła informacja. Pojechaliśmy więc do Zielonej Góry. Bożena zapisała się tam do biblioteki. Oddawała Lema, pożyczała jakieś trzy. 
Jechaliśmy przez Zieloną, która bombardowała mnie pretensjonalnością szyldów. Manufaktura Pizzy. Kebab Factory. Na koniec sklep: Franczeska. Przepraszam. Nie sklep, tylko boutique. Tak się na Franczeskę zagapiłem, że o mały włos nie staranowałem jakiegoś mijającego mnie autka. 
W sprawie Franczeski wypowiedziała się kiedyś Rada Języka Polskiego. „Franczeska to zapisane w polskiej postaci włoskie imię Francesca, a jego rodzimym odpowiednikiem od setek lat jest Franciszka. Zapisanie imienia jako Franczeska, czyli oddającego za pomocą znaków polskiej ortografii jego włoską wymowę, nie powoduje możliwości jego akceptacji jako formy polskiej, ponieważ taką formą jest od wieków Franciszka” 
Swoją drogą czy Rzecznik Praw Obywatelskich wypowiedział się w kwestii ograniczania prawa rodziców do nadawania imion dzieciom? Skoro można sklep nazwać Franczeską, to dlaczego nie można tak nazwać córeczki. Albo syneczka. Teraz powinienem przypomnieć dowcip o indiańskich imionach. NIe przypomnę. I nie chodzi tu o Stojącego Węża. Swoją drogą praca z dekadę młodszymi ludźmi otwiera przed człowiekiem zamknięte wcześniej bogactwo internetu. Takie jak wymiony wyżej „Stojący Wąż” czy „Osa Aldona i bąk Andrzej”. Bogactwo, z którego istnienia wcześniej człowiek sobie nie zdawał sprawy.


3. Przed wieczorem ruszyłem do Warszawy. Co jest oczywiście złą informacją. Nie spieszyło mi się zbytnio, więc wjechałem na A2 dopiero przed Strykowem. Zaoszczędziłem pewnie z osiemdziesiąt złotych. Jechałem ciut szybciej niż TiR-y, słuchając „Wschodzącego Słońca” Crichtona. Szkoda, że książkę sfilmowano w czasach przednetfliksowych, bo serial mógłby dużo więcej zawartości książki pomieścić. Jechałem z sześć godzin. Książka skończyła się, gdy otwierałem drzwi do domu.

Trafiłem na powtórkę Trzaskowskiego w Faktach po Faktach. Pseudowyrok pseudotrybunłu obalił pseudokompromis.

 „Ulicę Sezamkową” sponsorowały literki, tę wypowiedź najwyraźniej słowo „pseudo”. 


wtorek, 19 maja 2020

17 maja 2020


1. 8:30. Więc może jednak nie ma planu. 
W Woronicza17 poseł Kropiwnicki wdał się w przegadywankę z red. Klarenbachem na temat zbierania podpisów pod kandydaturą Raphaela Trzaskowskiego. Wynikło z niej, że zbierają,, bo nie jest to zabronione. Równolegle, w Śniadaniu w Polsat News bliżej mi nie znany poseł Platformy zarzekał się, że nie zbierają, a każdy, kto mówi, że zbierają – kłamie. 
Napisałem o tym na Twitterze. Tweet zrobił taką karierę, że na koniec „Loży prasowej” zacytowała go red. Rigamonti.
„Loża prasowa” sama z siebie była dość nietypowa. Przerwano ją na konferencję Raphaela Trzaskowskiego. Konferencji nie widziałem. „Lożę” zacząłem ją oglądać dopiero po przerwie. Wyglądało jak zwykle. Redaktor Wroński lekko się od nowego kandydata Platformy dystansował, red. Wołek był zachwycony i wtedy nagle Piotr Trudnowski wybuchł był oburzeniem, że niezależnie od tego, co się sądzi o TVP, to nie można bez komentarza zostawić atak polityka na dziennikarzy (z tego, co zrozumiałem Raphael Trzaskowski zamiast odpowiedzieć na niewygodne mu, lecz merytoryczne pytanie TVP Info – powiedział, że za dwa miesiące wszystkich wyrzuci z pracy). Wsparła go red. Rigamonti, która później przejechała się po kandydacie wskazując na pewien podobieństwo pomiędzy obietnicami, które zaczął składać, a tymi, które złożył półtora roku temu, a których – jak dotychczas – nie spełnił. Znaczy w tę niedzielę „Loża prasowa” nie była „Salonem dziennikarskim” tyle, że odwrotnie. 

Wcześniej zauważyłem, że redaktorowi Witwickiemu zaczyna brakować cierpliwości. Gdyby miał przycisk do wyłączania mikrofonu mijającym się z prawdą, nie odpowiadającym na pytania gościom – pewnie by go używał. Nie ma go. I to jest zła informacja. Bo program – nawet w dwóch trzecich milczący mógłby być bardziej wartościowy. Choć właściwie – dla większej atrakcyjności, zamiast przycisku wyciszającego, mógłby mieć trąbkę – w typie znienawidzonych przeze mnie wuwuzeli.
Ale co ja się tam znam.
Red. Piasecki wyraził oburzenie poziomem TVP Info. Na antenie. Znajomi moi z TVN24 zazwyczaj robią to w rozmowach prywatnych. Pytam wtedy, o jakiś program redaktor Olejnik, w którym dyskutowała o niezaistniałych wydarzeniach. Odpowiadają wtedy zwykle, że nie widzieli, bo nie oglądają swojej stacji. Swoją drogą większość znanych mi pracowników TVN24 bardzo pilnuje, by rozdzielać życie zawodowe od prywatnego. Wypada im chyba zazdrościć.


2. Spędzający wiele czasu na przeglądaniu Internetu na pewno znają tę historię:

„Szanowni Państwo w raporcie z wypadku jako przyczynę wypadku podałem: »Próba samodzielnego wykonywania pracy«.
W liście stwierdziliście Państwo, że powinienem podać pełniejsze wyjaśnienia. Sądzę, że poniższe szczegóły będą wystarczające.
Z zawodu jestem murarzem. W dniu wypadku pracowałem sam na dachu nowego trzypiętrowego budynku. Kiedy skończyłem pracę stwierdziłem, że mam na dachu porozrzucane ok. 150 cegieł. Zdecydowałem nie nosić ich na dół pojedynczo, lecz spuścić je na dół w beczce używając do tego celu liny na bloku przytwierdzonym do ściany na trzecim piętrze budynku. Po zabezpieczeniu liny na dole, wszedłem na dach i zawiesiłem na niej beczkę załadowaną cegłami. Potem zszedłem na dół i odwiązałem linę, ale następnie trzymając ją mocno zacząłem powoli opuszczać cały ciężar w dół. W raporcie o wypadku wspomniałem, że ważę 80kg. Możecie się Państwo wyobrazić jak dużo było moje zaskoczenie, nagłym szarpnięciem do góry, że straciłem orientację, nie puściłem jednak liny. Nie muszę dodawać, że ruszyłem do góry w raczej szybkim tempie po ścianie budynku. W połowie drugiego piętra po raz pierwszy spotkałem opadającą z góry beczkę. To tłumaczy pęknięta czaszkę i złamany obojczyk. Zwolniłem trochę z powodu beczki, ale kontynuowałem gwałtowne ciąganie nie zatrzymując się, aż palce mojej prawej ręki nie weszły w blok. Na szczęście pozostałem przytomny i byłem w stanie nadal trzymać mocno linę, pomimo bólu i ran. W tym samym czasie beczka z cegłami uderzyła o ziemię. W wyniku uderzenia jej dno pękło, a zawartość wypadła. Pozbawiona cegieł beczka ważyła tylko 25kg. Przypomnę, że ja ważę 80kg. Więc w tej sytuacji zacząłem gwałtownie opadać. W połowie drugiego piętra po raz drugi spotkałem się z beczką, która wznosiła się do góry. W efekcie mam popękane kostki i rany szarpane nóg. Spotkanie to opóźniło mój upadek na tyle, że odniosłem mniej obrażeń przy upadku na stos cegieł. Złamanie tylko trzech żeber. Z przykrością muszę stwierdzić, że gdy leżałem obolały na cegłach, nie mogłem wstać, ani się poruszyć, a ponad to przestałem trzeźwo myśleć, puściłem linę. Pusta beczka ważąca więcej niż lina, spadła na dół i połamała mi nogi.
Mam nadzieję, że udzieliłem Państwu wyczerpujących odpowiedzi potrzebnych do zakończenia postępowania w mojej sprawie.
Teraz już Państwo zapewne rozumieją w jakich okolicznościach wydarzył się mój wypadek.“
Jestem prawie pewny, że bohater tej historii nie jest już murarzem. Trafił na kierownicze stanowisko w Polskim Radio.
Złą informacją jest, że to wielce prawdopodobne.
3. Dotarło do mnie, że maszyna do zbierania trawy pracuje pod złym kątem. Ucho w kosiarce, do którego się ją przyczepia jest za wysoko, przez co zbiornik na trawę często szoruje po ziemi. Z pomocą sąsiada Tomka dokonaliśmy modyfikacji. Znaczy – on dokonywał, ja patrzyłem. Przyciąłem szpilki – gwintowane pręty, które wcale nie przypominają szpilek. W poprawnej pozycji maszyna do zbierania zaczęła lepiej zbierać. Na tyle lepiej, że zamiast leżeć przed telewizorem (taki był plan) wykosiłem łąkę między stołówką a grabem. Zanim zacząłem kosić – zwijałem wąż. Wypadła mi przy tym z ucha słuchawka. Poprzednią zgubiłem rok temu, w motelu w Houston, w którym spaliśmy, kiedy deszcz zalał lotnisko. Amerykańskim motelu jak z filmów. Od tego czasu zawsze kiedy widzę w filmie amerykański motelowy pokój – przypomina mi się jak tam śmierdzi. Następnego dnia kupowałem słuchawkę w sklepie Apple przy Union Square w San Francisco. Wszedłem w na moment przed zamknięciem, ale się nade mną zlitowali. Najwyraźniej rozpoznali we mnie użytkownika komputera Classic II (w 1992 roku). W Rokitnicy nie ma sklepu Apple. W Świebodzinie też. Musiałem więc słuchawkę w trawie znaleźć. Udało się na chwilę po tym, kiedy postanowiłem pożyczyć od sąsiada Tomka wykrywacz metalu. Ciekawe, czy ktoś pracuje nad aplikacją, która używając jakoś używając BlueTooth pomaga oszukać zgubioną słuchawkę.

Wieczorem zadzwonił bezprzewodowo dzwonek. Objawił się stolarz. Powiedział, że zgubił telefon, więc nie mógł zadzwonić z informacją, że jego pracownik nie podołał. I że musi sam przyjść zmontować konstrukcję tarasu. I że zrobi to we wtorek, kiedy wróci z Niemiec.

Późniejszym wieczorem kończyliśmy oglądać „The Morning Show”. No i muszę przyznać, że to świetny film. Poza sceną finałową, która jest całkowicie niewiarygodna. Jennifer Aniston to jednak nie jest wybitna aktorka. I to jest zła informacja.

Bożena w przedostatnim odcinku zauważyła Marię Szarapową – poniekąd zauważyła ją z myślą o docencie Gibonie. 




sobota, 16 maja 2020

15 maja 2020


1. 8:30 czyli sukces.
Żadnych śladów działań stolarza. To zła informacja.

2. Raphael Trzaskowski został kandydatem Platformy. Mogę oglądać tę sytuację z różnych punktów widzenia, bo mój Twitter jest dość pisowski, Facebook zdecydowanie zaś antypisowski. Jednak nic ciekawego nie przeczytałem.
Na wieść o decyzji zadzwoniła do mnie koleżanka. Niezbyt – że tak powiem – pisowska. Z propozycją antyraphaelowego spotu. Żeby przyjechać na jej podwórko i pokazać jak wygląda śmietnik. (śmieci nie wywożą, ale za to jest drogo) –Jeżeli ktoś nie kocha Warszawy, to trudno oczekiwać, że będzie kochać Polskę – powiedziała. Złą informacją jest, że się nie zajmuję kampanią, więc z pomysłu nie skorzystam.
Zastanawiam się tylko, jak na nasze warszawskie opłaty wpłynie moja predylekcja do długotrwałych codziennych kąpieli.

3. Rąbałem drzewo. Całe moje przedrokitnickie życie byłem przekonany, że drzewo to rośnie, a jak się je zetnie – staje się drewnem. Tu się nauczyłem, że drzewo staje się drewnem po obróbce w tartaku. Chyba. W każdym razie po ścięciu i pocięciu w klocki wciąż jest drzewem. Rąbanie szło mi lepiej niż ostatnio. Jeszcze parę dni i sobie całkiem przypomnę o co chodzi.

Sąsiad Gienek ze swym zięciem Tomkiem pojechali na ryby. A, że żadna nie miała zamiaru brać, wrócili. A jak wrócili – wyciągnęli mnie z domu, bym z nimi wypił piwo. Chwilę wcześniej, zbiegiem okoliczności się okazało, że sąsiad Gienek jest krewnym Ważnego Urzędnika z KPRM-u. Otóż Ważny ten Urzędnik z KPRM-u kończąc rozmowę powiedział, że w wakacje wybierze się do swojego krewnego księdza, który jest proboszczem ze trzydzieści kilometrów ode mnie. Przypomniało mi się, że ten proboszcz, to wujek Gienka. Zresztą poznałem go w Pałacu, bo jeden z jego kościołów to Pomnik Historii. Ważny Urzędnik z KPRM-u Gienka nie do końca kojarzył, ale za to kojarzył gienkowego kuzyna z Przełaz.
Inny sąsiad jest z kolei krewnym byłego ministra, który teraz jest prezesem ważnej strategicznie spółki. A w Rokitnicy żyje z trzysta dusz.

Wróciłem do oglądania „The Morning Show”, który – jak pisałem wczoraj – okazał się serialem bardziej o #MeToo niż o telewizji.
Osobiście do #MeToo mam stosunek niejednoznaczny. Trafiłem do mediów prawie trzydzieści lat temu. Wtedy romanse biurowe były codziennością. Jestem w stanie wymienić kilka nazwisk redaktorów naczelnych (nazwisk powszechnie znanych), którzy – bardziej lub mniej – wykorzystując swoją pozycję romansowali ze swoimi pracownicami specjalnie się z tym nie kryjąc. Raz nie mogłem wyjść z toalety, gdyż za drzwiami redaktor naczelny obłapiał pracownicę,, nie sprawdziwszy wcześniej, czy w łazience nikogo nie ma.
Takie rzeczy się nie tyle zdarzały, co raczej – działy. I myślę sobie, że to było złe.
Z drugiej strony pamiętam, że kiedy wybuchło #MeToo, dziewczyna, z którą przez chwilę pracowałem (dużo później) w innej redakcji, napisała, że nareszcie coś się zmieni, że nie może nie będzie musiała znosić zaczepek, i coś tam jeszcze. Przypomniało mi się, że jak przyszła do nas do pracy, dość szybko związała się z sekretarzem redakcji (starszym od niej). I to zdecydowanie nie była jego inicjatywa. No i też związek nie przetrwał próby czasu.
Więc osobiście do #MeToo mam stosunek niejednoznaczny.

Pies Dyzio, wilczarz – zakończył swój psi żywot. I to jest zła informacja.
Ponoć otruty. Sąsiedzkie trucie psów to jest jakaś aberracja.


piątek, 15 maja 2020

13 maja 2020



1. 6:30. I to jest zła informacja.

Jeszcze zanim się zdążyłem dobrze obudzić – zaczął dzwonić telefon. Jak zaczął, nie mógł przestać. Skończył po 21:00. Dwa razy musiałem ładować słuchawki. Plusy takie, że mimo takiej sobie średniej prędkości – jazda mi się nie dłużyła. Minusy – właściwie nic z drogi nie pamiętam. Na pierwszym Orlenie za Strykowem nie dość, że był płyn odkażający, to jeszcze orlenowa pani namawiała mnie, bym go kupił. Nieskutecznie. 

Pojawiły się informacje, że kandydatka Kidawa-Błońska ma już nie być kandydatką Kidawą-Błońską. Kandydatem ma zostać prezydent Trzaskowski. Można odnieść wrażenie, że kampanię prowadzi ci on już od dłuższego czasu. No i że jest to kampania z pomysłem. Warszawa to ponad milion głosów. Grubo ponad. Prezydent Trzaskowski od wielu miesięcy pracuje nad tym, by wszyscy mieszkańcy Warszawy rzucili się do urn i zagłosowali za tym, by go z funkcji prezydenta miasta usunąć.

2. Chwilę po tym, jak dojechaliśmy na polu za Leśniczym wylądował śmigłowiec LPR-u. (Ciekawe, czy tylko mnie ten skrót się kojarzy z partią Romana Giertycha z czasów, kiedy co poniektórzy czytelnicy „Gazety Wyborczej” pokrzykiwali „Giertych do wora, wór do jeziora”.)
Śmigłowiec stał na polu, na drodze stały wóz bojowy OSP i karetka pogotowia. W karetce ktoś bawił się syreną. Ale przestał. Po czym znowu się bawił. I przestał.
Śmigłowiec przyleciał po pewną sąsiadkę. Ale stan jej się poprawił i odleciał bez niej.

Stolarz zabrał się za taras. Znaczy, na razie oczyścił sobie plac i przyniósł dwie belki. Nie wygląda to oszałamiająco. Miejmy nadzieję, że z czasem prace przyspieszą.

Po drodze z paczkomatu wyciągnęliśmy Apple TV. Nie było łatwo, bo nadawca źle wpisał mój numer telefonu.
Kupiłem Apple TV, żeby obejrzeć „The Morning Show”. Bożena wypatrzyła gdzieś recenzję. Mnie po analizie wyszło, że najprostszym sposobem, by obejrzeć serial na telewizorze będzie zakup używanego Apple TV. Skonfigurowałem, odpaliłem i muszę przyznać, że chyba jednak wolę Chromecasta.
Zasubskrybowałem. No i się okazało, że w abonamencie jest pięć filmów na krzyż. A za resztę trzeba ekstra płacić. I to jest zła informacja, bo najwyraźniej prawdziwe są pogłoski, że nowym pomysłem Apple na biznes jest monetyzowanie miłości miłośników marki.
Serial dobrze się zapowiada. Nigdy nie pracowałem w newsowej telewizji. I pewnie dlatego ekscytują mnie filmy o telewizyjnych redakcjach. Z tego, co pamiętam największe wrażenie zrobił na mnie „Newsroom”. Pierwszoodcinkowy wykład bohatera. No i odcinek o tym, jak siedzą w samolocie i nie mają jak się podzielić newsem o Osamie. „The Morning Show” się dobrze zapowiada. Ale już to napisałem.

3. Kolega wyleciał z roboty. I to jest zła informacja. Uczciwy gość. Przez prawie dwa lata prowadził nierówną walkę z systemem (zasadniczo powinienem napisać – układem, ale to słowo zmieniło znaczenie). No i system jednak niestety wygrał. 



środa, 29 kwietnia 2020

28 kwietnia 2020



1. Znowu byłem przekonany, że jest środa a nie wtorek. Mazurek vs Trzaskowski. Fragment o „Soku z buraka” nie zrobił na mnie takiego wrażenia jak sama końcówka rozmowy. Nie rezygnujemy z opłat za parkowanie, bo medycy nie mieliby gdzie parkować. I ci, którzy pomagają seniorom. Obawiam się ścisku w autobusach, dlatego apeluję do rządu, żeby się zastanowił nad odmrażaniem gospodarki, żeby odmrażać w odpowiedzialny sposób. Tłok w autobusach to nie moja wina, bo wszystkie autobusy jeżdżą. Proponuję by ograniczenia były znoszone, kiedy będziemy do tego przygotowani. Żeby odmrażanie gospodarki nastąpiło, kiedy będziemy gotowi. 
Z sześć lat temu skonstatowałem, że Warszawa ma takich prezydentów, na jakich zasługuje. I to jest zła informacja.

2. Moja matka jest w Karlsruhe. Chciałaby wrócić do Polski. Kupiła w tym celu samochód. Citroen C2. Z samochodami moja matka ma zupełnie inaczej niż ja. Wybiera zawsze małe i niezbyt wygodne. Ale to nie jest akurat ta zła informacja.
Kiedy przyszło do czasowego rejestrowania usłyszała w urzędzie, że nie wydadzą jej tablic, bo nie wjedzie do Polski, bo Polska jej nie wpuści, bo Polska nie wpuszcza.
Może to chytry plan Niemiec na problem z polskimi pracownikami: skoro już są, to ich nie wypuśćmy tłumacząc, że Polska nie wpuszcza.
Niby trochę jak z 'Allo 'Allo! ale ciekawe w ilu przypadkach zadziałało.

Bożena przywiozła z Mrówki jagodę kamczacką Jolanta. Przeczytała, że do owocowania potrzebny jest drugi krzak. Pojechałem zatankować, a przy okazji wpadłem do Mrówki. Szukałem jagody kamczackiej Aleksander. Nie było. Była jagoda kamczacka Wojtek. Na wypadek niezgodności charakterów kupiłem jeszcze jagodę kamczacką Duet. Zobaczymy jakie wyjdę z tego owoce.
Kupiłem też orzech włoski. Prawie mojego wzrostu.
Z dziesięć lat temu posadziliśmy już jeden orzech. Ma z 30 centymetrów. Co prawda ze dwa razy został skoszony, ale to było już dość dawno. Mamy nadzieję, że przez ten czas orzech rósł w głąb. I tylko czekać aż wytrzeli i będzie nas obrzucać swemi owocami.

LPG po nieco ponad półtora złotego, etylina po trzy pięćdziesiąt coś. Złą informacją jest, że nie mam zakopanej cysterny, którą bym zalał tanią benzyną. Nie wiem czy prepersi magazynują paliwo w zakopanych cysternach. 

3. Nie znam się na ptakach. Potrafię odróżnić bociana. Sowę już niekoniecznie, bo zawsze może być puchaczem. Czym się różni gołąb od synogarlicy nie mam pojęcia.
Wczesnym wieczorem okazało się, że do domu wprowadziły się dwa ptaszki. Nie bociany. Nie wróble, bo jakoś inaczej brzmiały. Nie bardzo wiem, jak to zrobiły, bo musiały wlecieć drzwiami, przelecieć hol, salon i trafić do biblioteki. Dobór tytułów musiał je niezbyt satysfakcjonować, bo postanowiły wylecieć. Przez zamknięte okno. Robiły to bardzo zgrabnie, podlatywały do okna i w zawisie stukały dziobami w szybę. Miałem nadzieję, że wystarczy otworzyć tylko 1/4 okna. Jeden dał się złapać. I wypuścić. Drugi, nie miał przekonania, co do moich intencji. Musiałem otworzyć całe okno. Co nie było proste. Podobnie jak zamknięcie. Nasze okna to dzieło mistrzów stolarskich z czasów środkowego Gierka. Okucia wykonali ówcześni kowale. I to jest zła informacja, bo materiał jakiego użyli, nie za bardzo się do tego nadawał. Ten dobry poszedł pewnie na Hutę Katowice (obecnie ArcelorMittal Poland Oddział w Dąbrowie Górniczej).