Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Roman Polański. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Roman Polański. Pokaż wszystkie posty

środa, 5 listopada 2014

5 listopada 2014


1. Śniło mi się, że z jakichś powodów łaziłem po lesie. No i w tym lesie znalazłem jakąś dziwną amunicję artyleryjską. Ni to granaty moździerzowe, ni to rakiety. W każdym razie sporego kalibru. Zardzewiałe to było.
Potem akcja się przeniosła do rezydencji amerykańskiego ambasadora.
Czyli znowu mi się śnił amerykański ambasador.
Czyli o coś musi chodzić.
Pewnie o wizę. Muszę się przebić przez ten cholerny kwestionariusz.

Mecenas Tomkiewicz obraził się na sugestie o pedofilskich skłonnościach Romana Polańskiego. I to jest zła informacja.
Przerażające jest, że obrońcy pana Romana zamiast koncentrować się na kwestiach prawnych – próbują tłumaczyć, że tak właściwie, to nie zrobił nic złego.

Relatywizm moralny może wynikać z tego, że dla naszych elit i ludzi do tych elit aspirujących oczywiste jest, że prawo traktuje ludzi zależnie od ich pozycji. Im wyższa – tym mniejsza odpowiedzialność. Ci aspirujący mają nadzieje, że im głośniej będą się z tą sytuacją zgadać, tym większa będzie szansa na to, że kiedy sami coś złego zrobią – nikt ich ścigać nie będzie.

Mecenas Pociej powiedział w programie u Lisa, że przedawnienie wynika z chrześcijańskich korzeni europejskiej filozofii prawa.
Chłop się zdziwi na sądzie ostatecznym.

Redaktor Pawlak miała urodziny. Życzyłem jej na fejsie stu lat. Odpisała, że to nudne życzenia. Wolała, żeby jej życzył śmierci w eksplozji bomby w warszawskim metrze? Nie rozumiem młodego pokolenia.

2. Straż Miejska Stołecznego Miasta Warszawy zholowała samochód Kaśki (mojej bratowej). I to jest zła informacja. Stała w miejscu, gdzie teoretycznie nie można stać, ale praktycznie wszyscy stoją. Straż Miejska powiedziała, że wezwano ich, bo blokowała dojazd do budowy. Poszła do pana z budowy. Pan powiedział, że to prawda, że wzywał straż, ale w sprawie innego pojazdu. I zdziwił się, że zholowali też jej samochód. Wróciła do Straży Miejskiej, ta powiedziała, że po sprawdzeniu zholowali ją nie dlatego, że blokowała, tylko dlatego, że nie wolno stać. Kiedy wyraziła wątpliwość, czy to wystarczający powód do zholowania, odpowiedzieli, że może złożyć odwołanie do Zarządu Dróg Miejskich. Ale, żeby mogła odebrać samochód, musi zapłacić 500 złotych.
Więc zapłaciła dokładniej 515 złotych i odebrała samochód z parkingu. Bogu dzięki, że to Praga, więc było blisko.
Odwołanie wygląda na zasadne. Nie utrudniała przejazdu, nie było tabliczki o możliwości zholowania. Pewnie odzyska pieniądze. Holownikowi nikt ich nie zabierze. Więc za holowanie zapłacą wszyscy. Za rękę strażników miejskich nie złapałem, ale coś czuję, że holownik podzielił się z nimi dolą. A to, że zrobili to nieprawnie? Co to przy analnym seksie z trzynastolatką.
Głosującym w Warszawie przypominamy, że za działania tutejszej Straży Miejskiej odpowiada Hanna Gronkiewicz-Waltz.

W Makro w alejach Jerozolimskich sprzedają bałwany. I olej napędowy po 4,88.

3. W „Faktach po faktach” u redaktora Kajdanowicza wystąpił marszałek Dorn. Czego by nie powiedzieć – słucha się go z przyjemnością. Zwłaszcza jak twierdzenie, że premier Ewa Kopacz jest idiotką, tak owija w słowa, że nikt w studio nie zdąża się oburzyć.
Redaktor Kajdanowicz takich talentów oratorskich nie ma. Ale próbuje. Na potrzeby programu stworzył na przykład zwrot „osobisty wróg publiczny”.

U Moniki Olejnik wystąpił mecenas Kalisz. I to jest zła informacja, bo o świcie miałem jechać na prezentację audi A6. Lubię A6, nie lubię pamiętać o tym, że taką jeździ właśnie mecenas Kalisz.

poniedziałek, 3 listopada 2014

3 listopada 2014


1. Trzeba było rano odwieźć Józkę i dziewczyny na dworzec. Rano, to za bardzo nie było, ale stres był.
Wszyscy poszli na peron przejściem podziemny, ja tradycyjnie, chciałem przejść przez tory, ale w ostatniej chwili zobaczyłem dwóch sokistów w odblaskowych kamizelkach. Zrobiłem więc nieprzepisowy w tył zwrot i przeszedłem dołem. Panowie sokiści z bliska fizjonomie mieli emerytowanych milicjantów, więc dobrze, że się nie zdecydowałem na konfrontację. Dobrze też, że ktoś panów sokistów ubrał w odblaskowe kamizelki, bo gdyby nie to, to pewnie bym się skonfrontował.
Pociąg tym razem nie był z Warszawy. Przyjechał z Gdyni. I Gdańska. Przed wojną pociąg z Berlina do Gdańska raczej nie jeździł przez Poznań.
Teraz jeździ. I jest to pociąg polsko-niemiecki. Jeżeli bilety kupimy w Niemczech są tańsze niż w Polsce. Nie wiedzieć czemu.
Chciałem napisać jakiś żart o eksterytorialnym korytarzu do Gdańska, płk. Becku, i polskich kolejach, ale mi przeszło.

Sprawdzałem którędy mógł przed wojną jechać pociąg Berlin–Gdańsk. Ze strony PKP Polskie Linie Kolejowe ściągnąłem „Mapę Linii Kolejowych w Polsce zarządzanych przez PKP Polskie Linie Kolejowe S.A. oraz innych zarządców”. I już wiem.
Przy okazji zauważyłem linię kolejową nr 375. Z Toporowa do Międzyrzecza. Połowa tej linii jest od dobrych dziesięciu lat bez torów. Sprawdziłem. Mapa jest tegoroczna.
Wniosek z tego prosty. Linii kolejowych może być mniej niż nam się wydaje. I niezależnie od tego, jak wspaniałe jest Pendolino – to jest zła informacja.

2. Są momenty w życiu człowieka mieszkającego z kotami, które nie są fajne. I nie chodzi o ten moment, kiedy kot nasika ci do buta.
Kot Pawełek przyniósł do domu chyba nornicę. Zrobił jej krzywdę – wyglądało, że straciła władzę w tylnych łapkach. Uciekała piszcząc wlokąc je za sobą. Zleciała się reszta kotów. Zastanawiałem się co zrobić. Jestem czterdziestoparoletnim mężczyzną. Nie byłem w wojsku, nie potrafię zabić karpia, nie potrafię zabić myszy. Zwierzęta mordowałem jedynie samochodem. W sytuacji wyższej konieczności – ominięcie przekraczało moje umiejętności i mogło się skończyć katastrofą w ruchu drogowym. Albo prostym zaliczeniem rowu.
Przez czas, w którym się zastanawiałem czy walnąć młotkiem, czy siekierą, nornica gdzieś się schowała i przestała piszczeć. Więc – mając nadzieje, że koty ją wykończyły – wyparłem problem.
Zająłem się czymś innym. Szeroko rozumianym pakowaniem.
W końcu zauważyłem, że nornica leży na podłodze koło toaletki. Koty przechodziły koło niej niezainteresowane więc przekonany, że nie żyje postanowiłem ją pochować.
Okazało się, że żyje, tylko jest nieprzytomna.
Położyłem ją na parapecie. Po trzech kwadransach zaczęła się ruszać.
Zrezygnowałem z pomysłu wiezienia jej do weterynarza do Warszawy. Włożyłem ją do słoika dołożyłem trochę jedzenie. Słoik zakopałem w liściach, tak by się z niego mogła wyczołgać.
Muszę przyznać, że nie było to przyjemne popołudnie.

3. Dość wcześnie wyjechaliśmy. Mieliśmy koło drugiej, udało się chwilę po piątej. Jadąc słuchaliśmy „Skrzydlatą trumnę” Marcina Wrońskiego.
No i Wroński to nie jest Krajewski.
I to nie jest dobra informacja.
Krajewski czarnym charakterem jednej z książek zrobił lwowianina, który nazywał się jak mój dziadek lwowianin. 
Nazwisko niezbyt popularne. 
Wręcz rzadkie.

Kiedyś Krajewskiego pojechał portretować fotograf Golec. Poprosiłem, żeby zapytał o co […] chodzi. Fotograf Golec zapytał. Krajewski odpowiedział, że ma lwowską książkę telefoniczną z przedwojny. No i bierze z niej przypadkowo nazwiska. No i przypadkowo wziął akurat to.
No i przypisał je pedofilowi. A mógł wziąć na przykład: Polański. Byłoby bardziej prawdopodobnie.

sobota, 1 listopada 2014

31 października 2014




1. Obudził mnie dyrektor Zydel. Zadzwonił, żeby mi opowiedzieć, że w parku spotkał Radosława Sikorskiego. Szedł smutny. Kawałek za nim szedł pojedynczy borowiec.
Dyrektorowi Zydlowi tak się żal zrobiło Sikorskiego, że chciał podejść, powiedzieć coś miłego, ale nagle uświadomił sobie, że nie pamięta jaką funkcję teraz Sikorski pełni. No i nie podszedł. Tylko zadzwonił. Do mnie. I mnie obudził. I to nie jest dobra informacja. Bo się naprawdę późno położyłem.

2. Później zadzwonił kolega Grzegorz, by mi powiedzieć, że usłyszał w radio, że Amerykanie wystąpili o zatrzymanie Polańskiego. Jechał do Bukowiny spotkać się z kucharzem od gotowania na zimno. Strzelił go fotoradar, kiedy przejeżdżał na czerwonym świetle.

Mnie fotoradar trafił ostatni raz kiedy wracałem z Kołobrzegu z prezentacji A6 Avant. Ze trzy lata temu. Fotoradar był w śmietniku. Przekroczyłem prędkość o jakieś 11 kilometrów. Straż gminna z jakiejś Dupy na Pomorzu ścigała Volvo Polska, bo jechałem wtedy XC60. Musiałem się więc do tej Straży odzywać. Kosztowało mnie to chyba 300 złotych.
Kolega Grzegorz ma gorzej. Jemu błysnęło i teraz czeka na to, czy z tego błysku jakiś efekt będzie. Mój fotoradar był w śmietniku, więc o tym, że cyknął dowiedziałem się kiedy zadzwoniono z Volvo.

Twitter żył Polańskim.
Nie wolno nazywać Polańskiego pedofilem, bo dziewczynka staro wyglądała. To był jeden taki przypadek. Już wystarczająco się nacierpiał. Ona nie była dziewicą.
Ukoronowaniem dyskusji były chyba słowa Moniki Olejnik, która napisała: „Do diabła, Roman Polański to nie ksiądz, tylko reżyser”.
Ciekawe co będzie, jak kiedyś pani Monice jakiś reżyser ukradnie portfel.

Przyjechał rozdrabniacz do gałęzi. Nie wiem, jak sobie bez niego dawałem radę. Wiem. Nie dawałem.
Wcześniej udało mi się odpalić kosiarkę. To już chyba ostatnie podrygi akumulatora. I to jest zła informacja.
Jak sobie kiedyś ludzie radzili bez sprzętu?
Bez dmuchawy liście pewnie by doczekały wiosny.

3. Razem z Antosią pojechaliśmy do Świebodzina po Bożenę. Spieszyłem się, więc nie bardzo mogłem wypatrywać grzybów. Kanie (sowy) w nocy, gdy je oświetlą światła drogowe wręcz świecą.
Za Ołobokiem kombajn zbierał kukurydzę. A już myślałem, że doczeka do pierwszych śniegów. Pan Zgirski (rolnik) mówił, że kukurydza jest tańsza niż w zeszłym roku. O połowę. I to jest zła informacja. Nie rozumiem dlaczego u nas nie robi się z kukurydzy spirytusu. Dlaczego nie robi się spirytusu z jabłek. Szkoda gadać.

Ledwo zdązyliśmy. Przez stację przejechał pociąg z volkswagenami. Ten sam, co ostatnio, tylko w drugą stronę. Z Niemiec. To interesujące. Wysyłamy im Caddy, oni nam Passaty.
Nic dziwnego, że mają więcej pieniędzy.

Wieczorem coś mnie tknęło, sprawdziłem – i się okazało, że na Paypalu mam jeszcze 20 złotych. Zapłaciłem więc sobie za pełne Spotify. A mogłem wcześniej. Na dłuższą metę reklamy są trudne do wytrzymania.

czwartek, 30 października 2014

29 października 2014



1. Monika Olejnik wrzuciła na fejsa swoje zdjęcie z Romanem Polańskim zrobione podczas otwarcia Muzeum Żydów Polskich. Mam wrażenie, że kiedy rozmowy o panu Romanie były modne, czyli kiedy siedział w szwajcarskim areszcie pani Monika nie miała o nim jednoznacznie pozytywnego zdania. Ale oczywiście mogę się mylić.

Szczerze mówiąc wolałbym, żeby pan Roman do Polski nie przyjeżdżał. Jeszcze bardziej bym wolał, że gdyby przyjechał, to na lotnisku zostałby zatrzymany i dość szybko przekazany Amerykanom.

To właściwie fascynujące, że rządzi nami partia, która chciała kastrować chemicznie pedofilów, a jej przedstawiciele nie mają problemu w spotykaniu się z gościem, który trzynastolatkę upił, poprawił dragami a na koniec zerżnął analnie. Też by tak chcieli?

Zazdroszczę Amerykanom systemowego uporu w wymierzaniu sprawiedliwości. U nas tego nie ma. I to jest zła informacja.

2. Skończyło się paliwo do piły z Tesko i dmuchawy Husqvarny. Wziąłem więc okno (do szklarza) i pojechałem do Świebodzina. Szklarz mieści się przy parkingu sklepu Netto. W ramach przyzwoitości zawsze kiedy odwiedzam szklarza wchodzę do Netto. To jest taka Biedronka, tylko żółta.
Na wypatrzyłem chemiczne ogrzewacze do rąk. Dawno, dawno temu. Czyli ze trzydzieści lat (ale jestem stary), w kaponierze fortu Grębałów, znaleźliśmy strasznie dużo chemicznych ogrzewaczy do rąk. Leżały tam od wojny. Czyli od czasu, kiedy fort używany był przez Wehrmacht jako magazyn. Tamte, żeby działać potrzebowały wody (śniegu) tym z Netto wystarczy powietrze.
Sam fort ciekawej konstrukcji. Zaprojektowany przez Maurycego von Brunnera. Różniący się od typowych konstrukcji Emila Gołogórskiego. Bardziej wpisany w krajobraz z tradytorem i grodzową kaponierą.
Za niecały miesiąc będzie setna rocznica Pierwszej Bitwy o Kraków. Fort brał w niej udział.

Z Netto pojechałem do Lidla. Dziewczyny zażyczyły sobie truskawkowy kisiel, którego nie znalazłem w pierwszym sklepie. Do kasy stałem za gimnazjalistą, który kupił kolę i czipsy. Dołożył do tego paczkę prezerwatyw, którą dyskretnie przyłożył czipsami – żeby nie widzieli czekający na niego koledzy. Minąłem ich później. Wsiadali do autobusu – wyglądało, że jadą na szkolną wycieczkę.

Zatankowałem piłę i dmuchawę. Pociąłem ściętego dzień wcześniej klona. Dziewczyny zdmuchiwały liście. Dmuchawa jest zbyt mocna, żeby można ją używać do rozdmuchiwania ogniska. I to jest zła informacja. Bo liście zamiast się spalić tliły się całą noc.

3. Piłem piwo u sąsiadów, kiedy zadzwoniła Józka, że właśnie wsiada do pociągu i będzie ją trzeba odebrać ze Świebodzina. Akurat rozmawialiśmy o tym, że 0,2 promila jest bez sensu. Im bardziej na wschód tym niższy poziom dopuszczalny. Że w Niemczech, że w Holandii, że we Francji etc.
Przyjechał pan Zgirski z synem. Pan Zgirski to rolnik. Nie ma ich u nas na wsi zbyt wielu. Rozmawialiśmy cenach samochodów i maszyn.
Sąsiad Tomek mówił, że strasznie dużo w tym roku zainwestował w sprzęt. No to mu powiedziałem, że mógłby te pieniądze wydać na porządne auto.
Pan Zgirski na to: że samochód się kupuje na końcu, że on ma traktor za 300 tys. i samochód za 100 tys.
Powiedziałem, że to i tak najdroższy we wsi samochód, więc się trochę zawstydził.
Żeby mu przykro nie było, przypomniałem, że ja co jakiś czas zawyżam średnią Rozmowa zeszła na Gelendę. Pan Zgirski powiedział, że takie pieniądze nie robią na nim wrażenia, bo zna kogoś, kto ma trzy siewniki, każdy po milion złotych. No ale ma tysiąc hektarów.
Zapytałem ile z tego jest dopłat. Wyszło, że rocznie koło miliona. Czyli siewnik.


Piwa nie dopiłem. Wróciłem do domu. Dziewczyny zrobiły częściowo obiad. Z drugą częścią postanowiły zaczekać na Józkę.
Na dworcu przy drugim peronie stał pociąg pełen volkswagenów. Pewnie z fabryki, w której – jak mówił nam jego ekscelencja Rüdiger Freiherr von Fritsch – występuje najmniej w całym Koncernie pracowniczych absencji. Kiedy wszedłem na peron od strony Niemiec wjechał pociąg bez volkswagenów. Później przez megafony ogłoszono, że wyjątkowo Berlin-Warszawa-Express wjedzie na peron trzeci. Peron drugi wszakże zajęty był przez volkswageny.

Wieczorem próbowałem obejrzeć kolejny odcinek „The Wire”, ale nie dałem rady za bardzo mi się spać chciało. I to jest zła informacja.