piątek, 22 maja 2020

20 maja 2020


1. 7:30. Najpierw pojechałem na kontrol do doktora. Należę do promila ludzkości, który na sam widok lekarskiego fartucha czuje się lepiej. W tym przypadku doktor był profesorem, więc jeszcze przyjemniej. Generalnie wszystko ze mną w porządku. I to jest zła informacja, bo to, że się tak źle czuję musi wynikać z wieku.

2. Obowiązki przytrzymały mnie w Pałacu na tyle, że nie mogłem pojechać z ekipą na północ Mazowsza. Wysłali mi googlową pinezkę, wybrałem trasę i ruszyłem ich śladem. Z niewiadomych przyczyn inżynierowie z Ingolstadt uzbroili audi w szyby, które słabo przepuszczają fale radiowe. Tak słabo, że na przykład by przejechać bramki na państwowej części A2, urządzenie viatoll trzeba wystawać przez okno. Jechałem na północ i im bardziej jechałem, tym bardziej nawigacja w telefonie mi nie działała. O tym, że trzeba było skręcić dowiadywałem się dwa kilometry za skrętem. No i kiedy wyjeżdżałem z komórkowego zasięgu, musiałem wystawiać telefon za okno, żeby wiedzieć, gdzie jestem. W pewnym momencie skręciłem w drogę, która z bitej zmieniła się w niebitą. A później – zasadniczo – w żadną. Nawigacja nie była specjalnie przekonująca w kwestii miejsca, gdzie byłem. Mniej–więcej wskazywała kierunek. Więc jechałem, starając się nie powiesić na garbie między koleinami. Audi jest zdecydowanie niżej zawieszonym samochodem, niż te, którymi jeździłem przez ostatnie lata, więc niepowieszenie się wymagało nie lada ekwilibrystyki. No i muszę przyznać, że w końcu doceniłem czteronapęd. Wykopał mnie ze dwa razy. Ratując przed koniecznością poszukiwania traktora. W końcu, bez większych szkód wróciłem na asfalt. Inżynierowie z Ingolstadt antenę nawigacji umieścili na klapie bagażnika. Gdybym adres z pinezki wpisał w fabryczną nawigację raczej bym w polu nie wylądował. Nie zrobiłem tego z lenistwa. I to jest zła informacja.

3. Dojechałem. Służba Ochrony Państwa sprawdziła pirotechnicznie samochód, przy okazji zwracając uwagę na korozję osłony silnika wentylatora chłodnicy. Wyrażono wątpliwość, co do przeglądu rejestracyjnego. Udowadniając, że obowiązuje, zauważyłem, że tylko przez jeden dzień, więc po pracy pojechałem przegląd zrobić. Diagnosta był służbistą. (Może lepszym określenie by było – purystą). Wykonywanie rejestracyjnego przeglądu w COVIDowym reżimie nie jest proste. W każdym razie samochód jest w porządku. Trzeba tylko będzie niedługo wymienić lewy dolny ukośny wahacz (cokolwiek by to miało znaczyć). I to jest zła informacja.

.

czwartek, 21 maja 2020

19 maja 2020

1. 7:50. Dość wcześnie się okazało, że w kamienicy trwa remont klatki schodowej. Niby można się przyzwyczaić, bo z przerwami trwa już któryś rok z rzędu. Jednak jest to zła informacja. Bo zdążyłem się odzwyczaić.

2. Rozwalił mnie gość Mazurka. Jeden z moich młodszych kolegów powiedział, że miał wrażenie, że Mazurek rozmawiał z Robertem Kwiatkowskim. Coś w tym jest. I to zła informacja.
Średnia długość życia mężczyzn w Polsce to trochę powyżej siedemdziesięciu lat. Pewnie dlatego siedemdziesięcioletnim wyznawcom idei TKM wszystko jest jedno, co będzie później niż teraz.

3. Platforma Obywatelska w osobach pań: Nowackiej, Kidawy-Błońskiej i Muchy zarzuciły Prezydentowi, że zwlekając z podpisaniem ustawy antyprzemocowej naraża bezpieczeństwo ofiar przemocy. Prezydent wieczorem tę ustawę podpisał, ale nie to jest ważne. Otóż w ustawa wejdzie w życie dopiero za pół roku. Senatorowie PiS próbowali to zmienić – skrócić vacatio legis o połowę. Niestety senatorowie Platformy odrzucili te poprawki. (Odrzucili wszystkie – przez co ustawa zaraz będzie nowelizowana, bo przeszła z poważnymi błędami). Reasumując: ustawa mogła zacząć działać trzy miesiące wcześniej, Platforma to uniemożliwiła. Ustawa zacznie działać za pół roku. A teraz zarzuca Prezydentowi, że ten nie przejmuje się cierpieniami ofiar. Faryzeim. Zapomniałem o tym słowie. Teraz sobie przypomniałem. I to jest zła informacja. 

środa, 20 maja 2020

18 maja 2020



1. 7:30. Da się wytrzymać.
Borys Budka u Mazurka, w związku z setną rocznicą urodzin Ojca Świętego wspominał jego wadowickie kazanie o kremówkach. Od dobrych piętnastu minut próbuję to jakoś błyskotliwie skomentować, ale chyba nic z tego nie będzie. I to jest zła informacja.

2. Ruszyłem do Warszawy, co samo z siebie jest złą informacją. Jechałem przez Sulechów, Kargową, Kopanicę – czyli od południa. Droga niby ładna, ale jedzie się powoli. Za Wolsztynem zboczyłem do wulkanizatora. Wyważyć koła. Przejeździły sezon, przeleżały zimę, no i miałem wrażenie, że przy prędkości między 80 a 100 trochę wibrują. Do tego wulkanizator miał maszynkę do serwisowania klimatyzacji. No i jeszcze od paru miesięcy woziłem w bagażniku komplet czujników ciśnienia, które wożone w bagażniku nie działały tak, jak by działały zamontowane w kołach.
Człowiek nazywany przez pracowników młodym szefem (w odróżnieniu od szefa, który był najwyraźniej młodego szefa ojcem) najpierw dwoma urządzeniami sprawdził czujniki i stwierdził, że się do niczego nie nadają, co jest złą informacją, bo na Allegro wydałem na nie trzy stówy. Młody szef wyjaśnił mi, jak takie czujniki działają – jest w nich bateria, która po paru latach zdycha i nie da jej się wymienić, więc kupowanie używanych wiąże się z ryzykiem. No i, że nowe kosztują 150 za sztukę. Więc gdybym nie kombinował, miałbym już dwa. Ale nic by mi to nie dało, bo trzeba cztery. Albo pięć. Bo rezerwa też powinna mieć. Później wyważono mi koła. No i niestety okazało się, że nie przypadkiem nie miały napisane na bokach Continental (miały być continentalami, tylko tańszymi bo sprzedawanymi pod inną nazwą). Pan wyważacz powiedział zmartwiony, że mają bicie i nic więcej z tym nie zrobi. Że będzie lepiej, ale lepiej będzie kupować porządne opony.
Później inny pan miał się zająć klimatyzacją. Zdziwił się, że poprzedni raz serwisowałem ją rok temu, bo klienci zwykle przyjeżdżają kiedy przestaje działać. Czyli więcej niż po roku. Niestety się okazało, że nie ma odpowiedniej przejściówki.
I że porozmawia z młodym szefem, żeby taką przejściówkę zamówił. Kiedy będę przejeżdżał następnym razem – wpadnę sprawdzić. Generalnie w zakładzie było miło, czysto i profesjonalnie. Słowem – Wielkopolska.
Dojechałem do S5 z S5 skręciłem na 92 i przez Wrześnię, Słupcę i Władysławów wjechałem na A2. W Słupcy zatankowałem gaz i umyłem auto. Kiedy wyjeżdżałem z myjni zaczęło padać. I dobrze, bo myjnia niespecjalnie samochód domyła.

3. W Warszawie padało bardziej. Obowiązki zawodowe wyciągnęły mnie na Wał Miedzeszyński. Wracałem tym Wałem do domu. Zmęczony właściwie bardzo. Nagle przed nosem ktoś mi zmienił światło z zielonego na czerwone. Chwilę zajęło, nim do mnie dotarł sens tej zmiany. W końcu ostro zahamowałem. Zmieściłem się jakoś tak, jak miałem się zmieścić. Światło zmieniło się na zielone. Ruszając rzuciłem okiem w lusterko i zobaczyłem saaba, który – nie żeby stał w poprzek ulicy, ale pod kontem circa 45 stopni. Albo miał gorsze hamulce, albo zagapił się jeszcze bardziej niż ja.

Zanim dojechałem do domu, stanąłem pod Krakenem, żeby zobaczyć, jak wygląda w wersji poluzowano-pandemicznej. Było sporo gości. Większość rozkosznie pijana. Częściowo alkoholem, częściowo radością, że znowu będą mogli spędzać wieczory w tym samym miejscu, co zwykle przed pandemią.

Netflix udostępnił kolejny sezon „South Parku”. Kiedy skończyłem pisać zrobiło się tak późno, że nie udało mi się obejrzeć nawet jednego odcinka. I to jest zła informacja, bo „South Park” pełni ważną rolę w moim życiu.

wtorek, 19 maja 2020

17 maja 2020


1. 8:30. Więc może jednak nie ma planu. 
W Woronicza17 poseł Kropiwnicki wdał się w przegadywankę z red. Klarenbachem na temat zbierania podpisów pod kandydaturą Raphaela Trzaskowskiego. Wynikło z niej, że zbierają,, bo nie jest to zabronione. Równolegle, w Śniadaniu w Polsat News bliżej mi nie znany poseł Platformy zarzekał się, że nie zbierają, a każdy, kto mówi, że zbierają – kłamie. 
Napisałem o tym na Twitterze. Tweet zrobił taką karierę, że na koniec „Loży prasowej” zacytowała go red. Rigamonti.
„Loża prasowa” sama z siebie była dość nietypowa. Przerwano ją na konferencję Raphaela Trzaskowskiego. Konferencji nie widziałem. „Lożę” zacząłem ją oglądać dopiero po przerwie. Wyglądało jak zwykle. Redaktor Wroński lekko się od nowego kandydata Platformy dystansował, red. Wołek był zachwycony i wtedy nagle Piotr Trudnowski wybuchł był oburzeniem, że niezależnie od tego, co się sądzi o TVP, to nie można bez komentarza zostawić atak polityka na dziennikarzy (z tego, co zrozumiałem Raphael Trzaskowski zamiast odpowiedzieć na niewygodne mu, lecz merytoryczne pytanie TVP Info – powiedział, że za dwa miesiące wszystkich wyrzuci z pracy). Wsparła go red. Rigamonti, która później przejechała się po kandydacie wskazując na pewien podobieństwo pomiędzy obietnicami, które zaczął składać, a tymi, które złożył półtora roku temu, a których – jak dotychczas – nie spełnił. Znaczy w tę niedzielę „Loża prasowa” nie była „Salonem dziennikarskim” tyle, że odwrotnie. 

Wcześniej zauważyłem, że redaktorowi Witwickiemu zaczyna brakować cierpliwości. Gdyby miał przycisk do wyłączania mikrofonu mijającym się z prawdą, nie odpowiadającym na pytania gościom – pewnie by go używał. Nie ma go. I to jest zła informacja. Bo program – nawet w dwóch trzecich milczący mógłby być bardziej wartościowy. Choć właściwie – dla większej atrakcyjności, zamiast przycisku wyciszającego, mógłby mieć trąbkę – w typie znienawidzonych przeze mnie wuwuzeli.
Ale co ja się tam znam.
Red. Piasecki wyraził oburzenie poziomem TVP Info. Na antenie. Znajomi moi z TVN24 zazwyczaj robią to w rozmowach prywatnych. Pytam wtedy, o jakiś program redaktor Olejnik, w którym dyskutowała o niezaistniałych wydarzeniach. Odpowiadają wtedy zwykle, że nie widzieli, bo nie oglądają swojej stacji. Swoją drogą większość znanych mi pracowników TVN24 bardzo pilnuje, by rozdzielać życie zawodowe od prywatnego. Wypada im chyba zazdrościć.


2. Spędzający wiele czasu na przeglądaniu Internetu na pewno znają tę historię:

„Szanowni Państwo w raporcie z wypadku jako przyczynę wypadku podałem: »Próba samodzielnego wykonywania pracy«.
W liście stwierdziliście Państwo, że powinienem podać pełniejsze wyjaśnienia. Sądzę, że poniższe szczegóły będą wystarczające.
Z zawodu jestem murarzem. W dniu wypadku pracowałem sam na dachu nowego trzypiętrowego budynku. Kiedy skończyłem pracę stwierdziłem, że mam na dachu porozrzucane ok. 150 cegieł. Zdecydowałem nie nosić ich na dół pojedynczo, lecz spuścić je na dół w beczce używając do tego celu liny na bloku przytwierdzonym do ściany na trzecim piętrze budynku. Po zabezpieczeniu liny na dole, wszedłem na dach i zawiesiłem na niej beczkę załadowaną cegłami. Potem zszedłem na dół i odwiązałem linę, ale następnie trzymając ją mocno zacząłem powoli opuszczać cały ciężar w dół. W raporcie o wypadku wspomniałem, że ważę 80kg. Możecie się Państwo wyobrazić jak dużo było moje zaskoczenie, nagłym szarpnięciem do góry, że straciłem orientację, nie puściłem jednak liny. Nie muszę dodawać, że ruszyłem do góry w raczej szybkim tempie po ścianie budynku. W połowie drugiego piętra po raz pierwszy spotkałem opadającą z góry beczkę. To tłumaczy pęknięta czaszkę i złamany obojczyk. Zwolniłem trochę z powodu beczki, ale kontynuowałem gwałtowne ciąganie nie zatrzymując się, aż palce mojej prawej ręki nie weszły w blok. Na szczęście pozostałem przytomny i byłem w stanie nadal trzymać mocno linę, pomimo bólu i ran. W tym samym czasie beczka z cegłami uderzyła o ziemię. W wyniku uderzenia jej dno pękło, a zawartość wypadła. Pozbawiona cegieł beczka ważyła tylko 25kg. Przypomnę, że ja ważę 80kg. Więc w tej sytuacji zacząłem gwałtownie opadać. W połowie drugiego piętra po raz drugi spotkałem się z beczką, która wznosiła się do góry. W efekcie mam popękane kostki i rany szarpane nóg. Spotkanie to opóźniło mój upadek na tyle, że odniosłem mniej obrażeń przy upadku na stos cegieł. Złamanie tylko trzech żeber. Z przykrością muszę stwierdzić, że gdy leżałem obolały na cegłach, nie mogłem wstać, ani się poruszyć, a ponad to przestałem trzeźwo myśleć, puściłem linę. Pusta beczka ważąca więcej niż lina, spadła na dół i połamała mi nogi.
Mam nadzieję, że udzieliłem Państwu wyczerpujących odpowiedzi potrzebnych do zakończenia postępowania w mojej sprawie.
Teraz już Państwo zapewne rozumieją w jakich okolicznościach wydarzył się mój wypadek.“
Jestem prawie pewny, że bohater tej historii nie jest już murarzem. Trafił na kierownicze stanowisko w Polskim Radio.
Złą informacją jest, że to wielce prawdopodobne.
3. Dotarło do mnie, że maszyna do zbierania trawy pracuje pod złym kątem. Ucho w kosiarce, do którego się ją przyczepia jest za wysoko, przez co zbiornik na trawę często szoruje po ziemi. Z pomocą sąsiada Tomka dokonaliśmy modyfikacji. Znaczy – on dokonywał, ja patrzyłem. Przyciąłem szpilki – gwintowane pręty, które wcale nie przypominają szpilek. W poprawnej pozycji maszyna do zbierania zaczęła lepiej zbierać. Na tyle lepiej, że zamiast leżeć przed telewizorem (taki był plan) wykosiłem łąkę między stołówką a grabem. Zanim zacząłem kosić – zwijałem wąż. Wypadła mi przy tym z ucha słuchawka. Poprzednią zgubiłem rok temu, w motelu w Houston, w którym spaliśmy, kiedy deszcz zalał lotnisko. Amerykańskim motelu jak z filmów. Od tego czasu zawsze kiedy widzę w filmie amerykański motelowy pokój – przypomina mi się jak tam śmierdzi. Następnego dnia kupowałem słuchawkę w sklepie Apple przy Union Square w San Francisco. Wszedłem w na moment przed zamknięciem, ale się nade mną zlitowali. Najwyraźniej rozpoznali we mnie użytkownika komputera Classic II (w 1992 roku). W Rokitnicy nie ma sklepu Apple. W Świebodzinie też. Musiałem więc słuchawkę w trawie znaleźć. Udało się na chwilę po tym, kiedy postanowiłem pożyczyć od sąsiada Tomka wykrywacz metalu. Ciekawe, czy ktoś pracuje nad aplikacją, która używając jakoś używając BlueTooth pomaga oszukać zgubioną słuchawkę.

Wieczorem zadzwonił bezprzewodowo dzwonek. Objawił się stolarz. Powiedział, że zgubił telefon, więc nie mógł zadzwonić z informacją, że jego pracownik nie podołał. I że musi sam przyjść zmontować konstrukcję tarasu. I że zrobi to we wtorek, kiedy wróci z Niemiec.

Późniejszym wieczorem kończyliśmy oglądać „The Morning Show”. No i muszę przyznać, że to świetny film. Poza sceną finałową, która jest całkowicie niewiarygodna. Jennifer Aniston to jednak nie jest wybitna aktorka. I to jest zła informacja.

Bożena w przedostatnim odcinku zauważyła Marię Szarapową – poniekąd zauważyła ją z myślą o docencie Gibonie. 




poniedziałek, 18 maja 2020

16 maja 2020


1. 6:30. Zacząłem się zastanawiać, czy nie ma w tym aby jakiegoś większego planu. Coś mnie budzi, żebym coś zrobił. Czymś się zajął. Kolega mój pisarz kryminałów Miłoszewski, zanim został pisarzem kryminałów Miłoszewskim, jako zwykły Miłoszewski wstawał co dzień bladym świtem i pisał ćwiczył pisanie. W sumie, to też bym chciał zostać pisarzem kryminałów. Albo lepiej politycznych książek sensacyjnych. Tyle, że nie bardzo mogę. Wyobraźnie mam – przyznam nieskromnie – niezłą. Problem polega na tym, że w każdej wymyślonej przeze mnie postaci czytelnicy szukaliby kogoś prawdziwego. I to jest zła sytuacja. Nie mógłbym na przykład napisać… Mniejsza z tym. Nie mógłbym.

2. Sobota, więc nie spodziewałem się stolarza. Więc tym razem mnie nie zawiódł. Przyjechał za to sympatyczny młody człowiek od fotowoltaiki. Oplem. Obeszliśmy działkę. Moja pierwsza propozycja miejsca na panele odpadła. Drugą był dach stołówki. Odpadł, gdyż najpierw by było trzeba wykonać jego remont. Trzecia – miejsce przy płocie za stołówką, w którym kiedyś rosły śliwki, ale przyszli źli ludzie i je wycieli. Śliwki – co prawda – próbują rosnąć znowu, ale to już nie takie jak kiedyś.
Na panele namówił mnie dawno temu Piotr Woźny, jeden z ciekawszych ludzi, których poznałem w ciągu ostatnich pięciu lat. Kiedy go poznawałem zajmował się internetyzowaniem szkół w miejscach zapomnianych przez poprzednią władzę. Później zajął się smogiem. „Czystym powietrzem”, „Ulgą termomodernizacyjną”. No i jest bardzo sprawny.
Sympatyczny młody człowiek od fotowoltaiki polatał dronem i stwierdził, że trzecie miejsce może być. Trzeba tam będzie zrobić porządek i to jest nie lada wyzwanie.
Złą informacją jest, że sympatyczny młody człowiek od fotowoltaiki przyjechał – jak na Wielkopolanina przystało – minutę przed czasem. A ja – jak na Małopolanina przystało – liczyłem, że przyjedzie ze dwadzieścia minut spóźniony. Więc nie zdążyłem zjeść jajecznicy na pomidorach. Znaczy – zjadłem, jak pojechał. Odgrzewaną. A to już nie to.

3. Założyłem pasek klinowy łączący silnik z kołem napędzającym pasek kosiska. No i kosiarka po dwóch latach przerwy zaczęła kosić. Znaczy – nie tak do końca, bo nie naostrzyłem noży. A miałem je na wierzchu. I to jest zła informacja, bo żeby je naostrzyć muszę odkręcić kosisko, zdjąć pasek, odwrócić kosisko, wyciągnąć szlifierkę, naostrzyć noże, odwrócić kosisko, przykręcić kosisko i założyć pasek.
Odkryłem dlaczego kosiarki nie uruchamia kluczyk. Po prostu do stacyjki nie dochodzi prąd. Cała instalacja składa się z sześciu przewodów, jednego bezpiecznika, stacyjki, przekaźnika i włącznika światła. Naprawienie jej powinno być w zasięgu moich możliwości. Bądź co bądź w latach osiemdziesiątych ukończyłem szkołę podstawową. Ciekawe czy w gimnazjach były zajęcia praktyczno-techniczne.





sobota, 16 maja 2020

15 maja 2020


1. 8:30 czyli sukces.
Żadnych śladów działań stolarza. To zła informacja.

2. Raphael Trzaskowski został kandydatem Platformy. Mogę oglądać tę sytuację z różnych punktów widzenia, bo mój Twitter jest dość pisowski, Facebook zdecydowanie zaś antypisowski. Jednak nic ciekawego nie przeczytałem.
Na wieść o decyzji zadzwoniła do mnie koleżanka. Niezbyt – że tak powiem – pisowska. Z propozycją antyraphaelowego spotu. Żeby przyjechać na jej podwórko i pokazać jak wygląda śmietnik. (śmieci nie wywożą, ale za to jest drogo) –Jeżeli ktoś nie kocha Warszawy, to trudno oczekiwać, że będzie kochać Polskę – powiedziała. Złą informacją jest, że się nie zajmuję kampanią, więc z pomysłu nie skorzystam.
Zastanawiam się tylko, jak na nasze warszawskie opłaty wpłynie moja predylekcja do długotrwałych codziennych kąpieli.

3. Rąbałem drzewo. Całe moje przedrokitnickie życie byłem przekonany, że drzewo to rośnie, a jak się je zetnie – staje się drewnem. Tu się nauczyłem, że drzewo staje się drewnem po obróbce w tartaku. Chyba. W każdym razie po ścięciu i pocięciu w klocki wciąż jest drzewem. Rąbanie szło mi lepiej niż ostatnio. Jeszcze parę dni i sobie całkiem przypomnę o co chodzi.

Sąsiad Gienek ze swym zięciem Tomkiem pojechali na ryby. A, że żadna nie miała zamiaru brać, wrócili. A jak wrócili – wyciągnęli mnie z domu, bym z nimi wypił piwo. Chwilę wcześniej, zbiegiem okoliczności się okazało, że sąsiad Gienek jest krewnym Ważnego Urzędnika z KPRM-u. Otóż Ważny ten Urzędnik z KPRM-u kończąc rozmowę powiedział, że w wakacje wybierze się do swojego krewnego księdza, który jest proboszczem ze trzydzieści kilometrów ode mnie. Przypomniało mi się, że ten proboszcz, to wujek Gienka. Zresztą poznałem go w Pałacu, bo jeden z jego kościołów to Pomnik Historii. Ważny Urzędnik z KPRM-u Gienka nie do końca kojarzył, ale za to kojarzył gienkowego kuzyna z Przełaz.
Inny sąsiad jest z kolei krewnym byłego ministra, który teraz jest prezesem ważnej strategicznie spółki. A w Rokitnicy żyje z trzysta dusz.

Wróciłem do oglądania „The Morning Show”, który – jak pisałem wczoraj – okazał się serialem bardziej o #MeToo niż o telewizji.
Osobiście do #MeToo mam stosunek niejednoznaczny. Trafiłem do mediów prawie trzydzieści lat temu. Wtedy romanse biurowe były codziennością. Jestem w stanie wymienić kilka nazwisk redaktorów naczelnych (nazwisk powszechnie znanych), którzy – bardziej lub mniej – wykorzystując swoją pozycję romansowali ze swoimi pracownicami specjalnie się z tym nie kryjąc. Raz nie mogłem wyjść z toalety, gdyż za drzwiami redaktor naczelny obłapiał pracownicę,, nie sprawdziwszy wcześniej, czy w łazience nikogo nie ma.
Takie rzeczy się nie tyle zdarzały, co raczej – działy. I myślę sobie, że to było złe.
Z drugiej strony pamiętam, że kiedy wybuchło #MeToo, dziewczyna, z którą przez chwilę pracowałem (dużo później) w innej redakcji, napisała, że nareszcie coś się zmieni, że nie może nie będzie musiała znosić zaczepek, i coś tam jeszcze. Przypomniało mi się, że jak przyszła do nas do pracy, dość szybko związała się z sekretarzem redakcji (starszym od niej). I to zdecydowanie nie była jego inicjatywa. No i też związek nie przetrwał próby czasu.
Więc osobiście do #MeToo mam stosunek niejednoznaczny.

Pies Dyzio, wilczarz – zakończył swój psi żywot. I to jest zła informacja.
Ponoć otruty. Sąsiedzkie trucie psów to jest jakaś aberracja.


14 maja 2020



1. 6:30. Przez chwilę miałem nadzieję, że chodzi o wschód słońca, czyli że jak wyjadę na zachód, to będzie mnie wstawać później. Idea okazała się chybioną. I to jest zła informacja.

2. Koło siódmej przyszedł ktoś od stolarza, coś zrobił przy tarasie i poszedł. I to jest zła informacja, gdyż wedle pierwszej (ustnej, co prawda) umowy, inwestycja winna już być zakończona.

Przyjechał bezprzewodowy dzwonek. Z kamerą HD. Działa.

3. Co rano (za wyjątkiem sobót i niedziel) do śniadania słuchamy Mazurka. Tym razem, miast słuchać rozmowy z ministrem Szumowskim, wybraliśmy Mazurka ze Stanowskim. Ze środowego wieczoru. Złą informacją było to, że rozmowa trwała dwie godziny. Dobrą, że warto było ich prze te dwie godziny słuchać.

Dzień zszedł mi na wykonywaniu różnych nie do końca sensownych czynności. Czynności, które udało mi się na tyle wyprzeć, że trudno mi je teraz wymienić.

Przyjechał gminny hydraulik, przywiózł podwodomierz uzbrojony w zestaw śrubunków i redukcji. Zamontował i zażądał 200 złotych, tłumacząc, że musiał jeździć by śrubunki i redukcje kupić. Nauka musi kosztować. Następnym razem sam po śrubunki i redukcje pojadę i oszczędzę odpowiednią pieniędzy ilość.

„The Morning Show” okazał się filmem o #MeToo. Nie mam siły dziś o tym pisać. Może zdecyduję się jutro.