niedziela, 11 lipca 2021

10 lipca 2021


1. Nareszcie się zrobiło trochę chłodniej. Poszedłem do tzw. „Perełki”, sklepu, gdzie mnie tytułują „pan z PiS-u”, ja zaprzeczam, ale nie ma to znaczenia, bo potem razem mnie tytułują „pan z PiS-u”, ja zaprzeczam, ale nie ma to znaczenia, bo potem razem mnie tytułują „pan z PiS-u”. Ważne, że się to nie zdarza za każdym razem, kiedy tam wchodzę. Właściwie ostatni raz się to zdażyło dość dawno temu. Więc może moje zaprzeczenia osiągnęły skutek. Spotykam tam też czasem reportera „Faktów”. Tego od żartobliwie złośliwych antypisowskich materiałów. COVID wciąż utrudnia mi kontakt z moją wewnętrzną. bazą nazwisk. Knapik. A jednak, czasem się udaje. Wczoraj przechodził koło „Krakena”. Nie zdążyłem rzucić się za nim, by mu przekazać, że w obronie „Hotelu Paradise”, „Mam talent!” i programu Kuby Wojewódzkiego się oflaguję. Cenię bowiem jakościowe dziennikarstwo. 
Szczerze mówiąc nie oglądałem dawno żadnego z tych programów. Ale skoro tylu mówi, że to ostoja wolności słowa, bez której znikną resztki demokracji – nie można na to pozwolić. W dwóch miejscach wyczytałem, że do nadawania TVN24, które oglądam (ostatnio zwykle na telefonie) nie jest potrzebna polska koncesja, więc raczej w całej awanturze o tę stację akurat nie chodzi. 
W sklepie straszna drożyzna. Za kawałek sera korycińskiego, fałszywy oscypek, kawałek chleba (rozmiarowo bliżej ćwiartki) i dwie mineralne wody zapłaciłem prawie pięćdziesiąt złotych. Wolę chyba jednak moją świebodzińską lidlowo-tescową rzeczywistość.

2. Zjadłem kawałek chleba z kawałkiem korycińskiego sera i zacząłem oglądać drugą serię „Rojsta”. No i się okazało, że rozbieżne z kolegą Modelskim gusta nie dotyczą tego akurat serialu. Muszę przyznać, że mnie wciągnęło. Bardzo porządnie zrobione. Nawet nieodzowny w netfliksowych produkcjach wątek LGBT jest podany w bardzo kulturalny (miast propedeutyczno-łopatologiczny – jak to czasem bywa) sposób. Dla tych, dla których obecność wątku LGBT może być drażniąca, specjalnie pewnie pokazano, że zły prokurator do Polski wjechał na pancerzu sowieckiego czołgu. Albo przynajmniej pace ciężarówki. 
Muszę przyznać, że serial ten jest tak dobry, jakby był czeski. 
Mogę się przyczepić sposobu trzymania przez bohaterkę broni. W latach dziewięćdziesiątych policjantów raczej tak nie uczyli. 

3. Dziś jeszcze udało mi się przeprowadzić dwugodzinną rozmowę o polityce zagranicznej. Swoją drogą rozmowę zakończoną atakiem pijanego Hindusa. Z Pendżabu. Znaczy Hindus był z Pendżabu. Atak – nie. 
No i byłem w Makro. Woda mineralna kosztuje tam jedną trzecią ceny, którą zapłaciłem rano. Strasznie dawno w Makro nie byłem. Chyba z rok. Będę teraz jeździł do Makro do Zielonej Góry. Po warzywa, owoce i ryby. 

Palestyńskiej flagi wciąż nie ma. Gdyby wisiała dalej, być może spróbowałbym skądś wytrzasnąć flagę z gwiazdą Dawida. Gdybym wisiała do końca miesiąca, naprzeciw pojawiłaby się wywieszona przez profesora Czaputowicza na rocznicę Powstania flaga polska. Wtedy może sąsiedzi tatuażyści wywiesiliby flagę tęczową – tę, która wisi z drugiej strony kamienicy. A może na to James by wywiesił Union Jacka. Na parterze naprzeciwko nie ma już „Coco&Roy”. A szkoda – wywieszali nieco zmaltretowaną flagę amerykańską. Jest tam teraz nowa knajpa, której nazwy nie widzę, bo mi zasłania drzewo. Dzisiaj był tam koncert. Jazzowy. Ostatnio jazzu na żywo słuchałem w knajpie obok Times Square. Z Martą z Googla. Można tam było zamówić do piwa popcorn. Byłem tam jeszcze później z Krzysztofem. Jazzu na żywo już nie było. W przeciwieństwie do popcornu. Ten akurat był. Mówią, że Manhattan po COVID-zie się zmienił nie do poznania. Ostatnio Martę wspominam w kontekście mejli. Znając Martę – łatwo by było sobie wyobrazić, że prywatna poczta ważnych, korzystających z niej postaci jest lepiej zabezpieczona niż jakakolwiek inna. Na jakichkolwiek innych serwerach. 
Z Krzysztofem co jakiś czas wspominamy popcorn do piwa. I gdyby ktoś słyszał, że gdzieś w Warszawie serwowany jest amerykański lager z popcornem – prosimy o informację. 

Nie ma dziś żadnych interesujących informacji na temat Kocia. 




sobota, 10 lipca 2021

9 lipca 2021


1. Pojechałem Uberem do dawno niewidzianego doktora. Profesora – zasadniczo. Profesor zlecił badania, przejrzał wyniki na koniec skonstatował, że całe życie zawodowe mówi ludziom, żeby ograniczali alkohol, by im się wyniki poprawiły. No i pierwszy raz w zawodowym życiu spotkał się z przypadkiem kogoś, kto ograniczył alkohol i naprawdę mu się poprawiły wyniki. I raczej nie chodzi o to, że spotykał ograniczających alkohol, którym się wyniki nie poprawiły. Chodzi o to, że nie spotkał nikogo, kto by alkohol naprawdę ograniczył.
Zrobimy badanie kliniczne – ja zacznę w kontrolowany sposób pić, później sprawdzimy, jaki będzie to mieć wpływ na wyniki. 
Generalnie – jestem zdrów jak ryba, więc kończy się pretekst do nicnierobienia.

2. Kamil zawiózł mnie do Pomiechówka. Przez Nowy Dwór, w którym odbierał dowód rejestracyjny. Nie było kolejki. Audi z nowym wahaczem, nowym olejem, po zbieżności. Kamil się przejechał, powiedział, że jest ok. Powinienem jeszcze wymienić olej w skrzyni. Trzeba to zrobić – cokolwiek by to miało znaczyć – dynamicznie. 
Wróciłem do Warszawy. Zaczęło się robić ciemno. W końcu lunęło. Udało mi się zmoknąć tylko trochę. 
Umówiłem się w „Krakenie” z kolegą Modelskim. Deszcz przesuwał spotkanie. W końcu deszcz zelżał. Usiedliśmy w mokrym ogródku. Mokrym, ale za to pustym. 
Kolega Modelski zamówił hummus z chrzanem. Interesujący. Ja – to takie, w trzech smakach. Niestety strasznie się przy jedzeniu uwalałem. Gdyż ciągle coś mi leciało. 
Przyszli filozof Mazur z kolegą. Tematy dyskusji nam się mieszały. Rozmowa jedna była o polityce, druga o serialach. Druga – rzecz jasna – ciekawsza. Mamy z kolegą Modelskim gusty odwrotne. Co się jaki serial podoba mojej osobie, nie podoba się osobie Modelskiego. I vice versa. 
Rozmów o polityce przytaczał nie będę. Z perspektywy trzech godzin przestały być interesujące. Filozof Mazur z kolegą poszli. Myśmy też poszli. Później. Na Placyk, na którym siedział człowiek, który naprawia cmentarz. Też chciał rozmawiać o polityce. Monologować. Na Placyku byli też filozof Mazur z kolegą. Wciąż rozmawiali o polityce. A nawet Geopolityce. Kiedy, zacząłem na koniec upraszczać, usłyszałem, że mówię jak Bartosiak. Najwyższa więc była pora, iść do domu. Na rogu Marszałkowskiej i Pięknej jest nocny sklep – gdyby ktoś nie wiedział.

3. Tymczasem w Rokitnicy: Kocia koleżanka nazywa się już Rudzia i robi go jak chce. Wielu widziałem chłopców, których koleżanki pozbawiały rozsądku. Żaden dotychczas nie był kotem. 


 

piątek, 9 lipca 2021

8 lipca 2021



1. No i znowu siedziałem do czwartej. Obudziło mnie o dziewiątej. Odzwyczaiłem się od Warszawy i nie mogę się jakoś przyzwyczaić. Zanim oprzytomniałem, temperatura w domu osiągnęła 30 stopni. Wypiłem kawę w Krakenie. I potem jeszcze jedną. Spotkałem się z dawno nie widzianą koleżanką Paczką. Przyjechała dość nową toyotą C-HR, przesiadła się z hondy i nie może dojść do siebie. Nie jestem toyoty C-HR specjalnym wielbicielem. Toyota pisze, że C-HR jest napędzana zachwytem. Ja tam wolę samochody napędzane silnikami. Pozałamywaliśmy ręce nad naszym ciężkim losem. Któż nas pożałuje, jeżeli się nie pożałujemy sami. Przeszedł Antykwarysta. Zadziwiająco dużo moich znajomych zna jego służącego Polsce brata. Delikatny wietrzyk powodował, że nawet w słońcu było przyjemniej niż w mieszkaniu. Ruszyłem więc w miasto. 

2. Na placu Powstańców spotkałem prawdziwego Brylanta. Poznałem go piętnaście lat temu, podczas mojego krótkiego epizodu w TVP. Był wtedy kierownikiem produkcji. Pamiętam trampki, w których biegał z kasetami z montażu na emisję. Dziś nie trzeba biegać z kasetami. A Brylant jest teraz bardo ważną postacią. W zeszłym roku miał wypadek. Poważny. Przerażająco poważny. Nic złego by się nie stało, gdyby nagle znikły sporty motorowodne. Kiedy ostatni raz o nim słyszałem – wracał do żywych. Szybko, ale bez gwarancji pełnego sukcesu. Dziewięć miesięcy później spotykam go na Placu. Cały, żywy, świetnie wyglądający. On się też nasłuchał na mój temat, choć moje przeboje, przy tych jego to małe piwo. Spotkanie dwóch, którym się kostusze udało uciec. 
Później z kolegą Krzysztofem poszliśmy coś zjeść. Kolega Krzysztof jest w pierwszej piątce najciekawszych ludzi, których poznałem w ciągu ostatnich sześciu lat. Parę razy udało nam się viribus unitis zrobić parę naprawdę dobrych rzeczy. Znaczy Krzysztof robił, a ja pilnowałem, żeby mu jak najmniej przeszkadzano. 
Pogadaliśmy zbowidowsko. Dostałem z tego wszystkiego ataku depresji. Przypomniała mi się adrenalina, której teraz jakby niej. 
Później spotkałem się z jeszcze jedną bardzo ważną postacią. Postacią, której wagę doceniają tylko wtajemniczeni. (testuję formaty do patronite)

3. Wracałem do Krakena, żeby się spotkać z moim byłym współpracownikiem. Po drodze wpadłem do byłej Cenzury, by kupić okulary. Bóg łaskawie mnie potraktował – wzrok psuje mi się w sposób, który można wyrównywać prefabrykowanymi okularami. Później lunął deszcz. Najpierw zaczął padać. Trochę na mnie. Lunął, gdy już byłem w Krakenie. Dokładniej – w Beirucie. Były współpracownik robi karierę. Wieszczę, że to dopiero jej początek. Picie bezalkoholowego piwa to katorga. 
Z naprzeciwka zniknęła flaga Palestyny. 
Tymczasem w Rokitnicy Kocio nie jest pewien, czy mu się podoba, że jego koleżanka się u nas stołuje. 







 

czwartek, 8 lipca 2021

7 lipca 2021


1. Przez te wszystkie mecyje ze strzelaniną, pracę nad felietonem do „Dziennika Polskiego” i ogólne niepozbieranie położyłem się spać chwilę przed czwartą. O siódmej obudziła mnie śmieciarka. I tyle by było ze spania. 
Nie zamierzam być ustami Donalda Tuska – powiedziała Piaseckiemu Nowacka. Zastanawiałem się przez chwilę, czy istnieje w Polsce dziennikarz, który by na takie oświadczenie zareagował pytaniem: a którą częścią ciała Donalda Tuska pani posłanka zamierza być? I dlaczego akurat tą? Żadne nazwisko mi do głowy wpaść nie chciało. Zastanawiam się tylko, czy to aby nie efekt zżerającej nazwiska mgły COVID-owej.
Oglądałem przez chwilę Sejm. Łobuzie jeden – krzyczał do Wąsika Nitras. Łobuz – wydawać by się mogło – zapomniane słowo. A takie właściwie ładne. Wcześniej odbył się rytuał wyrzucania Brauna bez maseczki. W dzieciństwie późnym usłyszałem żart: dlaczego sejm jest okrągły? Bo cyrk nie może być kwadratowy. 

2. Później byłem świadkiem wydarzenie, które miało być kolejnym początkiem odbudowy Pałacu Saskiego. Z przyległościami. Jakiś czas temu odkryłem, że jestem wielbicielem dużych inwestycji. Przekop Mierzei– uwielbiam pomysł. Tunel w Świnoujściu – na miejscu nie byłem, sporo słyszałem. CPK zmieni Polskę. I nie chodzi o wielkie lotnisko z bunkrem dla – nie pamiętam – Mosadu? Chodzi o sieć komunikacyjną, która w końcu wiek z kawałkiem po odzyskaniu niepodległości połączy Polskę niezależnie od wytyczonych przez zaborców linii. No i teraz Pałac Saski, bez którego trudno jest mówić, że Warszawę odbudowano. 
Pojechałem do Muzeum Powstania. Dawno nie byłem. Dyrektorów spotkałem w zdrowiu. Ogarniają kolejną rocznicę. Śpiewanki będą na terenie Muzeum. Mam nadzieję, że wrócą na plac Piłsudskiego jeszcze nim Pałac Saski zostanie odbudowany. Jechałem z pewnymi obawami, czy aby prezydent Trzaskowski nie będzie próbował odreagowywać frustracji, jakie go ostatnio dotknęły na obcym mu jednak Muzeum. Panowie Dyrektorzy nie narzekali. A ja nie zapytałem.

Wcześniej rozmawiałem przez chwilę z panią dr dwojga nazwisk Fedyszak-Radziejowską. Pani Doktor zwykła słysząc coś, co się jej nie podoba, dziękować. Mówiąc, że lżej dzięki temu jej będzie umierać. Zapytałem ile trzeba mieć lat, by móc tego argumentu używać. Odpowiedziała, że przynajmniej siedemdziesiąt. Próbowałem negocjować, tłumacząc, że mężczyźni żyją krócej. Była nieugięta. 

3. Z Muzeum pojechałem do Pomiechówka. Odstawić audi na wahacz, olej i potencjalnie inne rzeczy. Jakiś kawałek przed skrętem na Modlin w rowie leżały mocno poobijane zwłoki samochodu. Ciekawe, czy długo poleżą – ceny złomu biją rekordy. Zostawiłem audi, udałem się na kolejowy dworzec. Przez chwilę miałem problem z odgadnięciem w którą stronę jest Warszawa. Dworzec w budowie. Ponoć gotowy od dłuższego czasu. Na pociąg czekałem czterdzieści minut. Po drugiej stronie torów, na ławce spał człowiek. A przynajmniej mam taką nadzieję. Głupio by było, gdyby był po – na przykład – wylewie. Pociągiem na Gdańską. W mrokach Stanu Wojennego jeździłem z Gdańskiej do Modlina oglądać twierdzę. Sporo się od tego czasu zmieniło. 
Zdążyłem do Pałacu na mecz. Mecz jak mecz. Cracovia nie straciła ani jednej bramki. Zadziwiająco dużo przedstawicieli administracji centralnej czyta 3neg.pl. Mam wrażenie, że wszyscy są zainteresowani tym, bym jak najszybciej wrócił na wieś, bo bardziej niż moje warszawskie obserwacje, interesują ich przygody Kocia (wszystko u niego w porządku). Pojawiły się próby nacisku – niektórzy chcieliby się w konkretny sposób w Negatywach pojawić. (Tak, to o Tobie Pawle. Nie pamiętam, co chciałeś, żebym napisał: brodaty nudziarz? Nic z tego).
Muszę rozważyć wejście na patronite. I chyba jedyne, co bym mógł zaofiarować hojniejszym sponsorom, to raz w miesiącu obecność w Negatywach. 

Wracałem pieszo przez pustą Warszawę. Nowe przepisy zmiotły elektryczne hulajnogi. Za to na ulice wyległy śmierdzące, hałasujące traktory i samochody z wodą w beczkach do podlewania donic z zielenią. Ciekawe, czy ktoś akceptujący pomysł przeniesienia zieleni do donic myślał o ich podlewaniu. Na pewno. Przecież miasto rządzone jest przez wybitnych fachowców, wybranych w transparentnych, uczciwych konkursach. 

Flaga Palestyny dalej wisi. Trochę się tylko pozwijała. Dziś pod Krakenem nikt nie strzelał. Wydzierała się za to z balkonu jakaś pani. Darła się na rozmawiających, ostatnich wychodzących z Krakena gości. Ot, uroki życia w mieście. 



 

środa, 7 lipca 2021

6 lipca 2021


1. Problemem przyjazdów moich do Warszawy są spotkania, o których nie za bardzo mogę pisać. Dzisiaj dwa. Ciekawe. Długie. Zajęły pół prawie dnia. Podjechałem później na chwilę do Jacka do JSS, wymyśliłem, że mu wstawię Suburbana. I on – jak już kiedyś – odkryje na czym polega problem. I się okaże, że to jakaś – jak już kiedyś – bzdura. Niestety plac miał zastawiony arcydziełami japońskiej motoryzacji. Mitsubishi 3000GT, dwa nissany 300zx, jakiś lexus, do tego nissany 240, jakieś audi, chyba porsche (zarośnięte), wielki, zardzewiały Sprinter. I nie pamiętam co jeszcze. Więc z pomysłu wstawienia Suburbana nici. Jacek pokazał mi motor. V6, chyba 1500 pojemności. Jakże się cieszę, że mnie motory nie kręcą. Jakże się boję, że mnie kiedyś kręcić zaczną. 

2. Kiedy wracałem do domu, najpierw się zrobił na Wilczej korek, poźniej się okazało, że ktoś zaparkował pandę w sposób tak nieszczęśliwy, że nie da się naraz skręcić do bramy. Musiałem więc zrobić kółko przez Poznańską i Hożą. 
Dwie panie mieszkające pod byłym Ministrem Spraw Zagranicznych najpierw jadły coś na balkonie, później wywiesiły palestyńską flagę. Flagę zwykle wywieszał były Minister Spraw Zagranicznych. Z tym, że on akurat Polską.
Pojechałem do Pałacu oglądać mecz. Większość oglądających była za Włochami. Ja byłem za Cracovią. Mam wrażenie, że nie straciła ani jednej bramki. W 2012 roku byłem na meczu Irlandia–Włochy. Cracovia też nie straciła ani jednej bramki. 

3. Wróciłem z Pałacu do domu. Flaga dalej wisi. Panda w bramie dalej stała. Zaparkowałem na podwórku i poszedłem pod Krakena/Beirut, a tam sensacya. Parę minut wcześniej miał miejsce policyjny pościg ze strzelaniną. Poznańską pod prąd. Najpierw uciekający wyskoczył na – umieszczonym niewiadomo po co, bo ulica wystarczająco dziurawa – zwalniającym progu. Wyskoczył, że aż iskry poszły. Później na tym samym – umieszczonym niewiadomo po co, bo ulica wystarczająco dziurawa – zwalniającym progu wyskoczył radiowóz undercover. Też z iskrami. Radiowóz normalny zwolnił, więc nie wyskoczył. Z przeciwka jechała kobieta w aucie jakimś, by się czołowo nie zderzyć z uciekającym walnęła w barierki ogródka greckiej knajpy, tej, co to ją w COVID-zie otwarli w tym przeklętym lokalu, gdzie padł najpierw „Grizzly”, później rodzimy Tajlandczyk. No i wtedy policjanci zaczęli strzelać. Z pięć ponoć razy. Ale nieskutecznie, bo uciekający uciekał dalej. Historię znam od naocznego świadka Sławka (ochroniarza), który opowiadanie jej przerywał na gonienie wychodzących z alkoholem z powrotem do środka. Znaleźliśmy później łuskę 9 mm (parabellum), która historię uprawdopodobniła. Później ktoś przyszedł i powiedział, że uciekających złapano na wspólnej. Później przyjechała Policja. Poznańską pod prąd. Czegoś szukali. Nie wiem, czy łusek. Tę znalezioną Sławek (ochroniarz) im oddał. 
Tusk przyjeżdża, nocuje przy Poznańskiej i od razu się takie rzeczy zaczynają. Przyjdzie chyba do Krakena/Beirutu w kamizelce chodzić. Niestety swoją niestety zostawiłem na wsi.  


 

wtorek, 6 lipca 2021

5 lipca 2021



1. Do śniadania odtworzyłem Hołownię u Piaseckiego. Gospodarz pocisnął i nieco się wijący gość nie potwierdził wersji, jakoby miał być informowany o terminie powrotu Tuska do Polski. Wersji, którą w niedzielę sam Tusk przedstawił na swojej konferencji. Wraca stare. 
Zjadłem, zapakowałem plecaczek i ruszyłem na wschód. 

2. Jako ubogi publicysta regionalnej prasy musiałem ominąć autostradę. Jechałem drogą krajową nr 92. Ruch nie był duży. Widoki interesujące. Delikatnie przykorkowany był Poznań. Za Wrześnią przez chwilę ścigałem się z elektrowozem, który wyglądał jak z kalendarza promującego przewozy towarowe PKP, w czasach nim na wszystkich kalendarzach promujących były prawie gołe baby. Prawie wszystkich i prawie gołe. Czyli pole rzepaku, za polem nasyp, na nasypie tory, na torach elektrowóz. Jedzie. Na zdjęciu nie widać, że jedzie, ale domyślać się można. No więc się ścigałem z tym elektrowozem prawie do Strzałkowa. Przegrałem ten wyścig, gdyż mnie przyblokowało. W Koninie źle skręciłem. Przejechałem przez lewobrzeżną część, o której istnieniu wcześniej nie wiedziałem. Zatankowałem na stacji z bunkrem. Polskim schronem na karabin maszynowy z 1939 roku. Muszę przeczytać skąd się wziął pomysł by fortyfikować taki kawał od granicy. Później, gdzieś za Kołem był wypadek. W rowie leżał wymięty bus, który chyba parę razy dachował. Przed Łowiczem, poboczem jechała ładowarka marki Hanomag. Kiedyś częściej można było spotkać sprzęty tej firmy. Przejechałem przez centrum Sochaczewa. Przypomniało mi się, że ostatnio w Sochaczewie byłem w dniu, w którym w Żyrardowie zgubiłem moje połówkowe okulary. Wcześniej w Łowiczu, przypomniało mi się, że ostatni raz byłem tam później niż w Sochaczewie. Po sześciu godzinach z kawałkiem dojechałem do Warszawy. Na Połczyńskiej stał kontener pełen siana. Bardziej niż pełen. Można było odnieść wrażenie, że drugie tyle, co w kontenerzem leżało na kontenerze. I jakakolwiek próba przemieszczenia kontenera skończyła by się rozsypaniem tego, co na kontenerze. Na kontenerze napisano zieleń. Kontener był szary. Siano było w kolorze siana. Więc logiki w tym zbyt wiele nie było. 

3. Po przyjeździe udałem się do Krakena, w którym spotkałem się z kolegą Grzegorzem, który po sukcesie pierwszej książki o Chinach, piszę drugą książkę o Chinach. Wypiłem trzy bezalkoholowe piwa. Uważam, że coś tak niedobrego powinno być ze dwa razy droższe. Wtedy piwo bezalkoholowe nabrałoby jakiegoś sensu. W Krakenie nie było Donalda Tuska. 
Przyszedł za to kolega Marcin, którego rozpoznała pewna pani, która ma proces z Tyrmandem, jest ambitną osobą, jest otwarta na innych ludzi i chciałaby zrobić karierę w dyplomacji – normalnie, żeby oddać nastrój, powtórzyłbym to cztery razy, ale mi się nie chce, bo już jest późno. Z kolegą Marcinem przeszliśmy na Placyk. Usiedliśmy przy betonowych zaporach, które zwężają jezdnię. Przyjechał traktor. Z beczką. Z traktora wyszedł pan w klapkach stylizowanych na klapki Kubota i zaczął podlewać rabaty. Było po północy, silnik traktora pracował. Nie był cichy. Silnik diesla. Zastanawialiśmy się po co wozić wodę beczką, skoro jest doprowadzona. Przynajmniej kiedyś była, do spryskiwaczy tęczy. Ale zostawmy w spokoju preydenta Trzaskowskiego. Nie ma łatwego czasu. 


 

poniedziałek, 5 lipca 2021

4 lipca 2021


1. Po raz pierwszy od niepamiętnych czasów przespałem prawie całą poranną publicystykę. Obejrzałem kawałek Piaseckiego. Obejrzałem „Lożę”. No i przez półtorej godziny słuchałem powróconego Donalda Tuska. Nie chce mi się o tym pisać. Tak, jak mi się nie chciało czytać wczoraj wywiadu z generałem Pytlem. Po pierwszych słowach mi się nie chciało czytać. Słowach o tym, że PiS realizuje rosyjską politykę. Jeżeli PiS realizuje politykę rosyjską, to jak nazwiemy działania Niemiec? Jeżeli po umowie Kaczyńskiego z europejskimi prawicowcami miały na Kremlu strzelać korki szampana (to już Tusk), to co się tam działo po kolejnych oświadczeniach Macrona? Nic? Bo to żadna nowość? Szkoda gadać.
Słyszałem od paru osób, że Tusk w Brukseli nie miał wśród dziennikarzy specjalnego poważania. Złapano go na naginaniu prawdy, więc zaczęto podchodzić do jego słów z dużą rezerwą. W Polsce mu to nie grozi. To akurat nie o nim źle świadczy. Taki mamy klimat.
Taktyka, która w Brukseli nie działała, w Warszawie się sprawdza. 
Portal przeprowadził wywiad z człowiekiem (nr 1), którego sytuacja prawna powinna powodować pewną rezerwę do słów, które wypowiada. I ten człowiek (nr 1), w tym wywiadzie powiedział, że inny człowiek (nr2) mu powiedział, że jeszcze inny człowiek (nr3) może być zainteresowany negocjowaniem z tym człowiekiem (nr 1) jego sytuacji prawnej. (Celowo nie używam nazwisk, bo ich sensacyjność przykrywa zależności). I co robi Donald Tusk? Gratuluje portalowi, że ujawnił fakty. To, że w wywiadzie człowiek (nr 1) się zarzeka, że to prawda najszczersza jest – niekoniecznie oznacza, że portal ustalił fakty. Tak mi się przynajmniej wydaje. Od wczoraj czytam gratulacje dla rozmówczyni generała Pytla, że kawał dziennikarskiej roboty. Przeczuwam „Grand Press” jakiś.


Zobaczymy co będzie. Bożena się wściekła. Powiedziała, że Tusk znowu ją wpycha w objęcia PiS-u, na co wcale nie ma ochoty. Ja sobie powoli przypominam, jak to przed 2015 rokiem było. Cóż, nie było tak, jak sugerował Arłukowicz. Czy Kierwiński – (wieczorem obejrzałem powtórkę Rymanowskiego)

2. Pojechałem do Ołoboku wyciągnąć z paczkomatu rurę dymową i rozetę. Wróciłem, rozrobiłem zaprawę zduńską. Za dużo nalałem wody, co mi się ostatnio zdarza, więc wyszła rzadka. Potłukłem cegłę, poupychałem wkoło rury i wszystko upchałem zaprawą. Po raz pierwszy od dobrych trzech razy nie zapomniałem o rozecie. Rozetę na rurę trzeba założyć przed zamurowaniem, bo potem nie ma jak. Mam już kolekcję rozet, o których sobie przypomniałem po wszystkim. Każda innej średnicy. 
Próbowałem naprawić napęd w elektrycznej kosiarce Bożeny. Niespecjalnie skutecznie. Muszę kupić szczypce do zdejmowania pierścieni Segera i wrócić do tematu. 
Koleżanki Kocia przez cały dzień nie było. Przyszła wieczorem zjeść. Kocio skakał wokół niej, co łatwo sobie wyobrazić. Ona była niby chłodna, ale nie na tyle, żeby go zniechęcać. 

3. Miałem jechać wieczorem do Warszawy. Pojadę rano. Jeśli mam być szczery, to wolę jeździć w nocy.