Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Japan Sport Service. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Japan Sport Service. Pokaż wszystkie posty

środa, 8 września 2021

7 września 2021




1. Dziś będzie krótko, bo prawie świta. I to jest zła informacja, bo wolę spać przynajmniej sześć godzin. 

2. No więc od rana się zastanawiałem, czy w związku z hamulcowym problemem, kontynuować plan przebazowania Suburbana na wieś. Wykonałem czynność, która powinna była zminimalizować wyciek. 
Porozmawiałem z Egipcjaninem, który w sobotę wyrażał chęć kupienia Suburbana i wysłania go Kuwejtu, gdzie ponoć świetnie sobie radzą z rewaloryzacją Suburbanów. Dziś chęć była mniejsza. Wyrażona w tak małych pieniądzach, że wiadome się stało, że z Kuwejtu nici. W Kuwejcie była moja osoba. I wystarczy. 
Zapakowałem auto. Bez szaleństw. Znaczy: wziąłem trochę rzeczy, które na pewno do Audi się nie zmieszczą. I ruszyłem. 
Bogu dzięki postanowiłem wpaść do Jacka na Szyszkową. Jacek się na mój widok nie ucieszył. Pozwolił wjechać tyłem na kanał. Wykonanej przez mnie wcześniej czynności, która powinna zminimalizować wyciek skuteczność porównywalna była do tej reformy sądownictwa. Jacek powiedział, że się tego nie da zrobić dobrze. Zrobił i tak lepiej niż ja. Przy okazji stwierdził, że wyprowadzenie na ludzi Suburbana będzie kosztować z pięćdziesiąt tysięcy złotych. I to jest zła informacja. Może nie aż tak zła, bo jednak sporo przesadził.

3. Miałem ruszać z domu rano, ruszyłem od Jacka o 17:00. Dojechałem o 2:00. Działały dwa biegi, czyli prędkość maksymalna coś koło osiemdziesiątki. Przejazdowa – między sześćdziesiąt a siedemdziesiąt. Bardzo porządnym autem jest Suburban. Dojechał. Złą informacją jest, że przestał działać patent do podłączania iPhone do radioodtwarzacza. 



środa, 7 lipca 2021

6 lipca 2021


1. Problemem przyjazdów moich do Warszawy są spotkania, o których nie za bardzo mogę pisać. Dzisiaj dwa. Ciekawe. Długie. Zajęły pół prawie dnia. Podjechałem później na chwilę do Jacka do JSS, wymyśliłem, że mu wstawię Suburbana. I on – jak już kiedyś – odkryje na czym polega problem. I się okaże, że to jakaś – jak już kiedyś – bzdura. Niestety plac miał zastawiony arcydziełami japońskiej motoryzacji. Mitsubishi 3000GT, dwa nissany 300zx, jakiś lexus, do tego nissany 240, jakieś audi, chyba porsche (zarośnięte), wielki, zardzewiały Sprinter. I nie pamiętam co jeszcze. Więc z pomysłu wstawienia Suburbana nici. Jacek pokazał mi motor. V6, chyba 1500 pojemności. Jakże się cieszę, że mnie motory nie kręcą. Jakże się boję, że mnie kiedyś kręcić zaczną. 

2. Kiedy wracałem do domu, najpierw się zrobił na Wilczej korek, poźniej się okazało, że ktoś zaparkował pandę w sposób tak nieszczęśliwy, że nie da się naraz skręcić do bramy. Musiałem więc zrobić kółko przez Poznańską i Hożą. 
Dwie panie mieszkające pod byłym Ministrem Spraw Zagranicznych najpierw jadły coś na balkonie, później wywiesiły palestyńską flagę. Flagę zwykle wywieszał były Minister Spraw Zagranicznych. Z tym, że on akurat Polską.
Pojechałem do Pałacu oglądać mecz. Większość oglądających była za Włochami. Ja byłem za Cracovią. Mam wrażenie, że nie straciła ani jednej bramki. W 2012 roku byłem na meczu Irlandia–Włochy. Cracovia też nie straciła ani jednej bramki. 

3. Wróciłem z Pałacu do domu. Flaga dalej wisi. Panda w bramie dalej stała. Zaparkowałem na podwórku i poszedłem pod Krakena/Beirut, a tam sensacya. Parę minut wcześniej miał miejsce policyjny pościg ze strzelaniną. Poznańską pod prąd. Najpierw uciekający wyskoczył na – umieszczonym niewiadomo po co, bo ulica wystarczająco dziurawa – zwalniającym progu. Wyskoczył, że aż iskry poszły. Później na tym samym – umieszczonym niewiadomo po co, bo ulica wystarczająco dziurawa – zwalniającym progu wyskoczył radiowóz undercover. Też z iskrami. Radiowóz normalny zwolnił, więc nie wyskoczył. Z przeciwka jechała kobieta w aucie jakimś, by się czołowo nie zderzyć z uciekającym walnęła w barierki ogródka greckiej knajpy, tej, co to ją w COVID-zie otwarli w tym przeklętym lokalu, gdzie padł najpierw „Grizzly”, później rodzimy Tajlandczyk. No i wtedy policjanci zaczęli strzelać. Z pięć ponoć razy. Ale nieskutecznie, bo uciekający uciekał dalej. Historię znam od naocznego świadka Sławka (ochroniarza), który opowiadanie jej przerywał na gonienie wychodzących z alkoholem z powrotem do środka. Znaleźliśmy później łuskę 9 mm (parabellum), która historię uprawdopodobniła. Później ktoś przyszedł i powiedział, że uciekających złapano na wspólnej. Później przyjechała Policja. Poznańską pod prąd. Czegoś szukali. Nie wiem, czy łusek. Tę znalezioną Sławek (ochroniarz) im oddał. 
Tusk przyjeżdża, nocuje przy Poznańskiej i od razu się takie rzeczy zaczynają. Przyjdzie chyba do Krakena/Beirutu w kamizelce chodzić. Niestety swoją niestety zostawiłem na wsi.  


 

środa, 13 stycznia 2021

12 stycznia 2021

 


1. No więc wstałem nie tak wcześnie jak chciałem. I to jest zła informacja. Wstałem i szukałem papierów BMW. Konkretnie: Karty pojazdu. Szukałem do południa. Bezskutecznie. 

2. Pod koniec wczorajszej podróży zauważyłem, że silnik przestał równo pracować. Przyjechałem więc do Jacka. Akurat kończył jakiegoś chevroleta. Komputer oczywiście nie wykazał wypadania zapłonów. Stanęło na tym, że trzeba wyciągnąć świece. Przy okazji się okazało, że z auta leci ciurkiem płyn chłodniczy. Nie było widać skąd. Nie było widać, bo strzelił trójnik nad zbiornikiem wyrównawczym. Przykryty osłoną. Strzelił, a potem rozpadł się w rękach. A mógł to zrobić na autostradzie, sto kilometrów do Warszawy. Porządny bawarski trójnik. 
Jacek był w Zakopanem. Stoki zamknięte. Kolejka na Kasprowy działa. A dlaczego działa? Bo jej właścicielem jest Macierewicz. Albo ktoś z rodziny. Górale tak mówią. 
Próbowałem tłumaczyć, że to mało prawdopodobne. Złą informacją jest, że chyba nie byłem wystarczająco wiarygodny. 
Czwarty cylinder po lewej stronie. Świeca wymieniona. Silnik znowu pracuje równo. 
Na drugim kanale stał Skyline. Przyjechał od blacharza. Właśnie się składa kuty silnik. Zapytałem, czy da się przełożyć kierownicę na lewą stronę. Jacek popatrzył na mnie jak na bluźniercę. Byle jaki Skyline kosztuje już ponoć 50 tys. dolarów. 

3. Wieczorem dalej szukałem. W miejscach, gdzie szukałem wcześniej. I innych. Szukałem, szukałem no i w końcu znalazłem. W teczce, która leżała pod jadalnym talerzem. Talerz w 2016 roku przywiozłem ze Stanów. Kazimierz Marcinkiewicz próbował nimi handlować. Trochę wziął od niego ambasador Schnepf. 

Złą informacją jest, że ostatnio, kiedy przyjeżdżam do Warszawy realizuję mniej–więcej 30% założonego planu. 




 

środa, 27 maja 2020

26 maja 2020



1. I to jest zła informacja. Kiedy nie muszę się jakoś specjalnie spieszyć – omijam kulczykową część autostrady. 74 złote. Jechałem północna drogą. Przez Trzciel, Pniewy i Tarnowo Podgórne. Poznań objechałem od południa, później S5 wróciłem na 92. Na A2 wróciłem przez Wacławów. Przed Strykowem minąłem ciężarówkę z wielkim znakiem Polski walczącej na tyle. Nie zauważyłem, co było na boku.

2. Wciąż słucham „Trylogii”. Konkretnie „Potopu”: „Znam ja Polaków i wiem, że gotowi na wszystko, byle się przed obcymi jako polityczny naród pokazać. Cała usilność nasza w tym, aby nas obcy chwalili” – Hieronim Radziejowski do Arvida Wittenberga, an chwilę przed poddaniem się Wielkopolan.
„Trylogię” czytałem ze czterdzieści lat temu. Może trzydzieści dziewięć. Byłem chory i leżałem w łóżeczku. Później, przez całe lata byłem przekonany, że Sienkiewicz to sprawny tandeciarz. Matejko pióra. Dziś odkrywam, że – jak mawiał pewien mój były kolega – byłem w mylnym błędzie. Znaczy – może i Sienkiewicz tandeciarz, lecz zasadniczo w niczym to nie przeszkadza. Kiejdański pałac Radziwiłłów w 1944 roku został wysadzony w powietrze. I to jest zła informacja.

3. Krakowskie Przedmieście pełne ludzi. Zupełnie jak przed epidemią. Różnica taka, że przed epidemią w maseczkach z rzadka pojawiali się Azjaci.
Po pracy podjechałem do mechanika Jacka, by się przyjrzał ukośnemu wahaczowi. Niestety go nie było. I to jest zła informacja, gdyż będę musiał podjechać jeszcze dwa razy. Pierwszy by zdiagnozować, drugi by przeprowadzić zabieg wymiany.
Wieczorem próbowałem obejrzeć „South Park”. Znowu bezskutecznie. 

piątek, 20 lipca 2018

19 lipca 2018





Z życia urlopowanego urzędnika centralnej administracji.

1. Kiedy człowiek nie wyjedzie wieczorem, wyjeżdża tak, by dojechać na wieczór. I to jest zła informacja.
Moim najwyraźniej nieziszczalnym marzeniem jest doprowadzić do tego, żebyśmy na wieś wyjeżdżali bez żadnego pakowania. Czytaj: bez wręcz wielogodzinnego kursowania trzecie piętro – parter – trzecie piętro.
Do mieszkania pod nami wprowadzała się jakaś pani. Rodzaj mebli mógłby świadczyć o tym, że nie będzie używać mieszkania biurowo. W ten sposób naszej części kamienicy coraz bliżej do biurowca.

W mieszkaniu pod nami mieszkała jakaś pani z anglojęzycznym panem, który zastukał pewnego wieczoru przerażony wodą lejącą się z naszego balkonu. Nie mogłem sobie przypomnieć słowa plants, ale jakoś mój pinglish chyba zrozumiał. Panią zawsze spotykałem z kabinową walizką. Z wyjątkiem jednego razu. Otóż na była na imprezie zorganizowanej w warszawskim Westinie przez amerykańską ambasadę w ichni wieczór wyborczy. Impreza była fascynująca – personel ambasady świętował zwycięstwo pani Clinton. Przynajmniej do momentu, kiedy wyszliśmy. Później ponoć było dziwnie. No i wtedy wpadliśmy na siebie z panią sąsiadką z dołu.
Większość wieczoru spędziliśmy z państwem Parysami.
Wydaje mi się, że dziś mało kto się orientuje w rozmiarach działań szefa gabinetu politycznego MSZ.

Przeprowadzkę wvykonywała firma, której nazwy nie zapamiętałem. A szkoda, bo jej pracownicy byli ujmująco uprzejmi. Kiedy przyszło nam do wyjeżdżania, a firmowy furgon blokował wyjazd, zasugerowano nam, by wyjeżdżać z bramy tyłem. Słusznie. Wyjeżdżałem przodem i musiałem pojechać kawałek pod prąd, bo nie udało mi się złożyć. Gdybym wyjechał tyłem – byłoby mi łatwiej.

2. Pojechaliśmy do Jacka do Japan Sport Service w poszukiwaniu kluczy do mieszkania. W JSS stoi beemka. Stoi, bo przed Bożym Ciałem woda zalała silnik. Wyglądało to tak: wróciliśmy ze wsi, na której przełożyłem hamulce z 750. Wracało się świetnie, bo wcześniej założyliśmy świeżo kupione koreańskie opony Nexen, które okazały się dużo, dużo lepsze od niewiele tańszych opon chińskich. Wróciliśmy. Na podwórku, kiedy zgasiłem silnik – zagotował się płyn w chłodnicy. Następnego dnia auto stało. Dzień później Bożena chciała pojechać do pracy. Wyjechała z bramy, beemka stanęła i już się jej nie udało odpalić.
Laweciarz zawiózł ją do Jacka. Dzień później zadzwonił, że po wykręceniu świec z cylindrów zaczęła lecieć woda.
Postanowiłem, że remont auta zacznę od blacharki. I że chwilę po Bożym Ciele do blacharza beemkę zawlokę.
Wciąż stoi u Jacka. I to jest zła sytuacja.

Przyjechaliśmy. Akumulator się rozładował, więc proces otwierania drzwi wymagał użycia zewnętrznego źródła prądu.

3. Jeździmy audi A8. Proces jej kupowania jeszcze opiszę. Jeździ się dobrze.
A2 Warszawa–Łódź to już permanentny korek. Już nie pamiętam, czy odpowiada za to pan Grabarczyk, czy pan Nowak. I to jest zła informacja.

Sąsiedzi prawie się wybrukowali. Skończyli by wcześniej, gdyby im nie brakło polbruku. Teraz będą czekać parę tygodni. I to jest zła informacja.
Kiedy przyjechaliśmy wielka wywrotka zrzucała zylion ton ziemi. Ziemię tę rozrzuci w weekend sąsiad Tomek używając pożyczonej od jakiegoś kolegi maszyny. Robił to samo w weekend poprzedni. Opowiadał, że proces uczenia się maszyny chwilę zajął ale już sobie dobrze radzi. Właściwie nić dziwnego, bo zdecydowanie jest zaradny.
Polbruku brakło na dojazd do przyszłej wiaty. Koło domu jest spory wybrukowany plac. Synowie Tomka jeżdżą na nim w kółko na rowerach. Z kolegami. Prawda jest taka, że kawałek równego, utwardzonego placu na wsi jest w ich sytuacji podobnie pożądany jak trawnik w mieście.

wtorek, 23 sierpnia 2016

21 sierpnia 2016


1. Już tu pisałem, że dzień wyjazdu jest raczej dniem zmarnowanym.
W nocy lało. Bardzo, choć wieczorem nie bardzo na to wyglądało. Choć wieczorem sąsiad Gienek ostrzegał, że lać może.
Przez noc nowym – tym razem działającym – prostownikiem doładowywałem akumulator w 735. Prostownik był niby hermetyczny, dlatego się zdziwiłem, że zaparował mu wyświetlacz. Niewiele myśląc rozkręciłem urządzenie i wylałem z niego pół szklanki wody. Co było interesujące nie tylko ze względu na jego hermetyczność, ponieważ dziwne było, że aż tyle wody się w środku zmieściło.
Posadziliśmy włoski orzech. Pierwszy nie przeżył spotkania z panami kopaczami od kanalizacji. Ten, na razie wygląda bardzo obiecująco.
Na wsi używam crocsów. Chyba od dziesięciu lat. Lat temu z osiem, usłyszałem, że crocsów nie znosi natenczas młoda warszawska lewica, bo są bardzo popularne wśród izraelskich żołnierzy na przepustkach. A izraelscy żołnierze są źli, bo źle traktują Palestyńczyków.
Crosców nie lubiła także młoda warszawska prawica niepodległościowa, bo nosił takie Adam Michnik. Na moje oko nosił crocsów podróbki, ale młoda warszawska prawica niepodległościowa nie zawsze lubi przyglądać się detalom.
Ja, w każdym razie crocsy lubię i używam przez większą część roku. Wymieniając je czasami na gumofilce.
Jakiś wybitny dziennikarz kiedyś napisał, że crosców producent ma problem z modelem biznesowym, bo są to buty właściwie niezniszczalne, więc klienci wciąż używają tych samych zamiast wymieniać je na nowe co roku.
Nie jest prawdą, że są one niezniszczalne. Po prostu się wycierają – czyli ich ubywa. Więc moich dziesięcioletnich prawie nie ma. Na tyle nie ma, że jakiś dziwny kolec przebił mi podeszwę w wbił się w mą lewą stopę. I to jest zła informacja.

2. Czytam „Porozumienie przeciw monowładzy”. Jestem niby na początku, ale wciąż nie znalazłem czegokolwiek z tego, o czym w dziesiątkach tekstów rozpisywali się dziennikarze, a tysiącach postów podjęły media społecznościowe.
Nie ma się czemu dziwić. W mediach mamy dziś do czynienia z monetyzacją hejtu. Nice chce mi się teraz rozpisywać na czym to polega. I to jest – być może – zła informacja.

3. Dawno temu, chyba w grudniu. Znaczy – na pewno w grudniu, stało się w beemce coś takiego, że przestała wiedzieć, że ma włączone światła. Znaczy – przestała włączać oświetlenie tablicy rozdzielczej, zmieniać wyświetlacz w radio i – przede wszystkim – awanturować się, kiedy wysiadając zostawiało się włączone światła. I to jest raz. Z miesiąc temu gazownik zauważył, że pasek klinowy od pompy wody i alternatora jest postrzępiony, i że trzeba go zmienić. I to jest dwa. Wtedy umówiłem się z mechanikiem Jackiem na wymianę pasków, razem z wymianą amortyzatorów, ale na skutek zbiegów okoliczności nie udało się tego zrobić. A przez zamieszanie z tym związane, o pasku zapomniałem. I to jest trzy.
No więc wracaliśmy do Warszawy. Całkiem żwawo. No i za Strykowem nagle naraz zapaliła się kontrolka ABS, ładowania i hamulców. Najpierw pomyślałem, że problem jest z kontrolkami. Chwilę później komputer zgłosił problem z temperaturą płynu chłodzącego. Wtedy wpadłem na to, że strzelił pasek klinowy. Zjechałem na pobocze i zadzwoniłem do kolegi Piotra, króla Skierniewic z prośbą o pomoc w znalezieniu holownika. Odnalazł takiego natychmiast. Niestety, proces jego przyjazdu zajął godzinę. Dojechaliśmy na najbliższy parking. Przy stacji BP. Pan holownik zaczął zmieniać pasek. Zajęło to ze dwie godziny, bo generalnie nie było zbyt wygodnie. Asystowałem mu w miarę możliwości. Co było trudne, bo przez cały czas bolała mnie dziura w lewej stopie. Po wszystkim okazało się, że strzeliła chłodnica. Czyli cała robota o tyle na nic, że jechać się nie da. Więc samochód znowu wciągnięto na lawetę i pojechaliśmy do Warszawy. Nie będę pisał, co było złą informacją. Proszę sobie wybrać. Dojeżdżając do Warszawy, powiedziałem panu holownikowi, żeby skręcił w prawo [w stronę lotniska], zapominając o tym, że w tym celu trzeba skręcić w lewo. Pojechaliśmy więc w przeciwną stronę. By dojechać na Szyszkową jechaliśmy przez Ursus, gdzie się zgubiłem. W międzyczasie zaczął wydzwaniać do mnie taksówkarz, którego wcześniej zamówiłem. W końcu dojechaliśmy na miejsce. Pan holownik popatrzył na mnie w sposób taki, z którego można było wywnioskować, że gdybym mu powiedział, że jedziemy na Szyszkową, dojechałby sam. O wiele szybciej. Warsztat mechanika Jacka jest obok parkingu. Panowie parkingowi mają klucze do jego bramy. Poprosiłem, zlustrowali lawetę, dali klucze, powiedzieli: ale Jacek jest chyba na urlopie.
Wstawiłem beemkę, zamknąłem bramkę, oddałem klucze, podjechaliśmy do bankomatu, zapłaciłem panu holownikowi, jedziemy do domu. Po drodze okazało się, że nie wziąłem z auta worka z jedzeniem.
Dobrą informacją jest, że zdążyliśmy do domu przed świtem.


piątek, 3 kwietnia 2015

2 kwietnia 2015





1.Prima Aprilis. Nie przepadam.
Poranek i przedpołudnie zeszły mi na obserwowaniu redakcji na kandydata Dudę czytającego Tweety. Od polskiej polityki oderwał mnie mechanik Jacek, który zadzwonił, żeby powiedzieć, że akumulator w Suburbanie zakończył żywot. I to była zła informacja.

2. Amerykanie używają innych akumulatorów. Innych kształtem. Z innym rodzajem klem. A przede wszystkim o innych właściwościach. Chodzi o to, że prąd, który podają w momencie uruchamiania samochodu jest zdecydowanie większy niż ten, który dają normalne akumulatory. Dość szybko odnalazłem firmę w Pruszkowie, gdzie kupowałem przed chyba sześciu laty poprzedni akumulator. Okazało się, że tym razem dość łatwo tam dojechać, bo w międzyczasie zbudowano autostradę i zjazd z niej rzut beretem od siedziby firmy.

Zacząłem szukać kogoś, kto mnie do Pruszkowa dowiezie, bądź pożyczy mi jakieś auto. Bez efektu. Czas płynął. Zrobiło się w końcu na tyle nerwowo, że wsiadłem w rozbitą beemkę, która właściwie skręcała tylko w jedną stronę (przy skręcie w lewo błotnik szlifował oponę). Udało mi się zdążyć przed zamknięciem sklepu. Na miejscu było bardzo miło i profesjonalnie. Niestety, cena jaką przyszło mi zapłacić była tak dotkliwa, że właściwie odebrała mi całą przyjemność obcowania z tak miłymi i profesjonalnymi sprzedawcami. I to jest zła informacja, gdyż wydawanie pieniędzy na porządne rzeczy powinno dostarczać satysfakcję.

3. Dojechałem do mechanika Jacka starannie unikając skrętów w lewo. Mechanik Jacek zakładał miskę olejową do silnika, który będzie napędzał budowaną od zera Suprę. Opowiedział mi o problemach z wiązką, która zasadniczo się różni w zależności od wersji samochodu. A jako że składana od podstaw Supra jest składana chyba z trzech rożnych – rodzi to problemy. Samochód będzie miał z 600 koni. No i będzie jak nowy – każdy jego element zostanie dotknięty i obejrzany. A mimo to będzie kosztował ułamek ceny nowego auta o podobnych właściwościach.

No i ztego wszystkiego nie odwiedziłem dyrektora Ołdakowskiego. I to jest zła informacja, bo dziewczyny miały zwiedzić Muzeum, a ja miałem poknuć. A jak wiedzą wtajemniczeni – knucie z dyrektorem Ołdakowskim to bardzo przyjemna sprawa.  

środa, 25 marca 2015

24 marca 2015


1. No i się znowu obudziłem podejrzanie wcześnie. Popatrzyłem na zegarek i pognałem do telewizora, żeby zobaczyć konferencję pana Prezydenta. Skoro już nie spałem o tak dziwnej porze, niech byłby z tego jakiś pożytek.
Pan Prezydent zaprosił media na spotkanie o 8:30 w poniedziałek. Вот Джигит! Zaryzykował utratę głosów wszystkich ludzi mediów, którzy z tego powodu musieli wstać pewnie z godzinę wcześniej.
Z powodów ekologiczno-ekonomicznych wyłączam zasilanie telewizora i tunera NC+. Zanim tuner dojdzie do siebie trwa to chwilę. Ruszył o 8:27. Ze zdziwieniem zobaczyłem pana Prezydenta, który kończył przemówienie. Zacząć konferencję o czasie – to już dość egzotyczne. Zacząć ją kwadrans wcześniej – na to stać tylko kogoś nietuzinkowego.
Na konferencji pan Prezydent zaprezentował swój spot.Obejrzałem go sobie później. Jeśli mam być szczery – zbyt wiele z niego nie zapamiętałem. Sztabowcy pana Prezydenta postanowili podzielić Polskę na dwie części: racjonalną i radykalną. Tej drugiej symbolem miałyby być krzesła przynoszone przez Korwinowców na spotkania z Bronkobusami.
To jednak dość odważna koncepcja, żeby coś, co się stało symbolem polityki zagranicznej pana Prezydenta próbować powiązać z jego konkurentem. A do tego, jednocześnie uważać się za reprezentanta Polski racjonalnej.

Hasztag #PolskaRacjonalna zajął wysokie miejsce w twitterowych trendach. Poprzedniego wieczoru red. Magierowski na wieść o tym, że pan Prezydent w „Wyborczej” określi tak swoją część Polski napisał, że następnego dnia internet będzie pełen LOL-kontentu z takim hasztagiem. No i jak powiedział – tak się stało. Przy okazji się okazało, że spora ludzi nie zdawało sobie sprawy, że w szesnastu jeżdżących po kraju Bronkobusach zamiast Bronisława Komorowskiego jeździ jego tekturowy portret.
Bożena, kiedy o tym usłyszała zasugerowała, że ktoś powinien zrobić konkurs na szesnastu sobowtórów pana Prezydenta. Nikt zawczasu nie wpadł na ten pomysł. I to jest zła informacja, bo dziś mieszkańcy tych miejscowości, gdzie pan Prezydent się pojawił w tekturowej postaci czują się gorzej, niż ci, u których był wielowymiarowy. Tyle w Polsce jest podziałów, a tu jeszcze jeden.

2. Redaktor Piasecki zaprosił do studia byłego szefa WSI. Dla niektórych stał się więc jeszcze gorszy niż sam generał Dukaczewski. Bez sensu. Z tego, co generał mówił można się było dowiedzieć interesujących rzeczy i to niekoniecznie tych, które generał chciał powiedzieć.
Odwiozłem Bożenę do pracy. Odebrałem słynne już w pewnych kręgach amortyzatory i zawiozłem je do mechanika Jacka. Skorupa Supry ma już założone światła. Przeprowadziłem interesującą rozmowę o zaworze EGR, usłyszałem, że byłem pod koniec zeszłego roku widziany w TVN-ie. Podpisany – bloger (Musiałem być nieźle pijany, żeby wejść człowiekowi do telewizora i później nic nie pamiętać). Wróciłem do domu. Ale zanim wyszedłem na górę wpadłem na chwilę do Faster Doga, gdzie Pawełek naprawiał swój [tu chciałem napisać pewne określenie, które może być przez niektórych uważane, za język nienawiści, więc go nie napiszę] motocykl. Konkretnie montował coś, co łączy pedał od zmiany biegów ze skrzynią biegów. Montował skutecznie. Do sklepu przyszła jednakdostawa m.in. T-shirtów Religion. Nie miałem czasu ich oglądać. I to jest zła informacja, bo lubię T-Shirty Religion oglądać.

3. Pojechałem po Bożenę. Ciągle się nie mogę przyzwyczaić do tego, że nie ma mostu.
Obejrzałem program red. Lisa. Ciekawe doświadczenie. Człowiek zasadniczo wie, co każdy z gości powie, jak się będzie zachowywał prowadzący. Jak się program skończy. Jakie będzie przesłanie.
A tu taka niespodzianka. Polecam wszystkim, których kręcą polskie programy publicystyczne i woltyżerka (czy jak się tam nazywa ujeżdżanie koni).
W drugiej części wystąpił pan Olechowski. Słuchałem go ze zdziwieniem konstatując, że właściwie, to w sporej części się z nim zgadzam. To musi być starość. I to jest zła informacja.


sobota, 7 marca 2015

6 marca 2015




1. No więc tak. Nadmiar wrażeń z poprzedniego wieczoru doprowadził do tego, że zbyt wcześnie wstałem. Nie udało mi się doprowadzić do tego, żeby w telefonie słuchać prof. Nałęcza u Konrada Piaseckiego. I to była zła informacja, bo ktoś nazwał profesora socjalnindżą.
Wysłuchałem rozmowy później. Ale to już nie było to.
Swoją drogą, kiedyś wybierało się nie iPhone, bo androidowe telefony miały radio FM. Dziś nie mają. Znaczy: nie wszystkie mają. Na przykład Samsung A5 ma. S5 nie ma. Ciekawe, czy inne telefony Samsung też będzie nazywał jak Audi modele swoich samochodów. Jeżeli tak, to zamawiam R8.

2. Pojechałem do BMW po mini. Było jak zwykle bardzo przyjemnie. Zwłaszcza, że przez chwilę w holu mogłem sobie popatrzyć ma moje ulubione zdjęcie 6 GranCoupe.
MINI pięciodrzwiowe. Cooper SD. Czyli mocny diesel. Mini jest ok. Kiedy rozmawialiśmy z Kamilem zadzwonił mechanik Jacek i powiedział, że amortyzatory, które przywiozłem do Suburbana mają pewną drobną wadę – nie są przednie. Znaczy są przednie, ale są do tyłu. I to jest zła informacja. Kamil, który słyszał rozmowę, przez chwilę się zastanawiał jak mogłem nie rozpoznać tego faktu. Tylko przez chwilę, gdyż jest miłym człowiekiem.
Z BMW przez Lidl przy Grójeckiej pojechałem do mechanika Jacka, żeby zobaczyć Suburbana na warsztacie. Suburban ma jedną zaletę, na którą nie zwróciłem wcześniej uwagi. Można naprawiać mu zawieszenie bez użycia kanału. Po zdjęciu kół wszystko jest na wierzchu. Mechanik Jacek narzekał na to, że listy, które dostaje to prawie wyłącznie rachunki. Takie czasy.
Uczeń mechanika Jacka walił młotkiem w wahacz Suburbana. Sworzeń, który miał być przykręcany okazał się nitowany. Młotek sprawiał wrażenie nieodpowiedniego kalibru.
Jednak amerykański SUV to nie to samo, co japońskie coupe.
Z Japan Sport Service obwodnicą pojechałem do Muzeum Powstania Warszawskiego. Po drodze wpadłem towarzysko do gazownika na Powązkowską. Na razie nie gazuje diesli.
Żeby teraz wjechać do Muzeum trzeba z Prostej skręcić w Przyokopową. Na Przyokopowej ciasno. Jechałem za autobusem z Radomia, który co jakiś czas stawał. Kiedy stał przez czas jakiś, gość za mną zaczynał trąbić. Później wysiadał z auta szedł wywierać presję na kierowcy autobusu. Ten ruszał. Stawał i – опять – kierowca z tyłu zaczynał trąbić. W końcu się dotoczyliśmy pod muzeum. Wtedy stanął na dobre i wysadził wycieczkę młodzieży gimnazjalnej. Gdybym nie siedział w mini i się nie fascynował zmieniającymi się kolorkami wokół wyświetlacza, to by mnie szlag trafił. Młodzież w końcu wysiadła i zaczęła jeść suchy prowiant. Autobus odjechał. Ja nie bez radości przebiłem się mini przez sam środek grupki.

3. U dyrektora Ołdakowskiego było jak zwykle inteligencko. Jego habilitowany zastępca użył słowa „topos”. Ostatni raz słyszałem to słowo z ćwierć wieku temu. Wtedy na pewno nie było to w kontekście internetowego hejtu na prezydenta Komorowskiego. Dr Gawin powiedział mniej-więcej: że otoczenie doprowadzono do tego, że powstał topos Bronka. Znaczy, że archetyp obciachowego dziada skonkretyzował się w postaci inkumbenta.
Ja tego – jak widać – za bardzo nawet nie potrafię powtórzyć. Tak się jakoś potoczyło moje życie, że jedyny doktorat na jaki mam szansę, to honoris causa.
No dobra. Wicedyrektor Habilitowany nie użył słowa „inkumbent” zastanawiał się za to czy Twitter rozumie słowo „topos”.
Poszliśmy z dyrektorem Ołdakowskim zjeść do fudtraka. Food truck ma polską nazwę – barowóz. Ale chyba jest podobnie popularna, jak słowo „topos”.

Dyrektor docenił mini. Autocenzura nie pozwala mi napisać w tym miejscu dowcipu, który na prędce wymyśliłem. I to jest zła informacja. 

środa, 4 marca 2015

3 marca 2015


1. Zdarzało mi się tu pisać różne rzeczy. Niekiedy nawet sensacyjne. Ale nigdy nie było tak, żebym
już od piątej rano był dopytywany przez utytułowanych dziennikarzy różnych poważnych mediów.
Od 5:29. Dopytywanie często zmieniało się poszukiwanie potwierdzenia znanych wersji.
Ile się przez cały dzień nasłuchałem o koledze Mężyku, to moje. Teraz powinienem to wszystko spisać, wysłać prośbę o komentarz, odczekać z pięć minut i opublikować.
Ale tego na wszelki wypadek nie zrobię. Licho nie śpi.

Przy okazji usłyszałem (od trzech osób), że od pewnego czasu dzieje się u nas jakieś podsłuchowe wariactwo. I to jest generalnie zła informacja, bo jeżeli dotyczy to wszystkich ważnych ludzi w kraju, a okaże się, że mnie – nie. Będzie mi przykro.

2. Oddałem mercedesa. Muszę się spróbować umówić na test Sprintera. Takiego przedłużanego. Zawsze mnie fascynowali kierowcy, którzy autostradą zasuwają takimi autami z prędkością 180 km/godz.
Pojechałem na azjatycką stronę Wisły odebrać z naprawy amortyzatory do Suburbana. Pogawędziliśmy sobie przez chwilę z panem, który się uparł, żeby mi wystawić fakturę. Powiedział, że jak nie chcę podać swoich danych, to mogę kogoś innego. Na przykład sąsiada.
Udzielił mi rady, którą przekazuję dalej: jeżeli się ma amortyzatory Bilsteina i cokolwiek się z nimi niepokojącego zaczyna dziać – należy je jak najszybciej wyjąć i dać do serwisu. Bo naprawa będzie tańsza. W tym momencie dotarło do mnie, że większość czytelników nie doceni tej wiadomości. I to jest zła informacja.
Od pana od Bilsteinów pojechałem mechanika Jacka. Obwodnicą. Najpierw jednak zobaczyłem błyskawicę, która walnęła w tę dziwną elektrownię przy Modlińskiej. Skoro są burze, znaczy zaraz będzie wiosna.
Mechanik Jacek zajmował się zdejmowaniem głowic w jakimś amerykańskim vanie. Chyba amerykańskim, bo się nie przyjrzałem. Czterocylindrowy silnik. Cztery głowice. Jedna uszczelka. Bez sensu.
Pracownicy mechanika Jacka wyciągali na zewnątrz w deszczu skrzynię biegów z RAV4. Jak tylko wyciągnęli, to przestało padać i wyszło słońce. W warsztacie stała wybebeszona Supra MkIII. Na pierwszy rzut oka nie rozpoznałem modelu. Przyjechała z malowania. Mechanik Jacek się krzywił, że komora silnika – po japońsku – powinna być pomalowana matowo. Chciałbym, żeby mnie kiedyś było stać na tak dokładny remont jakiegoś samochodu. Zostawiłem części do Suburbana, które Józka przywiozła ze Stanów. Przyczepił się do niej niemiecki celnik, ale że nie miała faktury, ani właściwie nie wiedziała nawet ile były warte – udało się jej go przekonać, żeby ją puścił. Powiedziała mu, że nie znosi tego auta. Następnym razem poproszę ją, żeby przywiozła katalizator. Ciekawe, czy łykną argumenty ekologiczne.

Nim wróciłem do domu wpadłem na chwilę do Faster Doga. Wpadłem na chwilę, wyszedłem po chyba godzinie, po poważnej dyskusji o strategiach marketingowych. Gdyby polski Esquire nie był tak przeraźliwie przewidywalnym magazynem, to ktoś z redakcji powinien przyjść i porozmawiać z Pawełkiem o dżinsach. Albo o koszulach. Wełnianych. Albo o butach. W Polsce o ubraniach mówią tylko geje. W gejowski sposób. Pawełek mówi inaczej. W normalnym kraju już by go dorwały telewizje śniadaniowe. Kryptohomofob opowiadający o ciuchach – coś w sam raz dla TVN Turbo.

3. W TVN24 wystąpił sekretarz Gawkowski. Rozumiem ciepłe uczucia do Rosji u starych komuchów. Tyle wódki zdążyli wypić z radzieckimi towarzyszami, że poczyniło to trwałe szkody w ich układzie nerwowym. Ale skąd rusofilizm u lewicowego trzydziestoparolatka? Gdyby Rosja była wciąż Republiką Rad, to można by znaleźć jakieś ideologiczne uzasadnienie. Ale dziś?
Czasem mam wrażenie, że spora część polskich polityków zachowuje się tak, jakby walczyła o SMS-y w „Tańcu z gwiazdami”.

Poniedziałek, więc u red. Olejnik wystąpił poseł-kandydat Palikot. Tym razem dał się poznać jako zwolennik zaangażowania się Polski na Ukrainie. Red. Olejnik – wygląda na to – dopuszcza drugą turę. Chyba raczej posła-kandydtata w niej nie widzi.
Oglądałem przez chwilę galę „Polskie Orły”. I to jest zła informacja. To było chyba najbardziej żenujące doświadczenie w tym roku. Skoro polskie filmy zaczęły już dostawać normalne nagrody, to może by te Orły z szacunku dla dobrego smaku zlikwidować?

sobota, 24 stycznia 2015

24 stycznia 2015


1. Sąsiedzi z naprzeciwka wygasili choinkę. Myślałem, że zrobią to wcześniej, bo sprawiają wrażenie tradycjonalistów. Pierwszego sierpnia wywieszają wielką biało-czerwoną flagę. Dziesiątego kwietnia też.
Niechętnie włączyłem telewizor. Na TVN24 co chwilę chodziła reklama pakietu onkologicznego. Reklamy w TVN24 zbyt tanie nie są. Zacząłem się zastanawiać ilu ludzi by można za wydany na nie budżet wyleczyć. Zapytałem nawet o to przez Twittera ministra Arłukowicza. Ale nie odpowiedział. I to jest zła informacja. Dyrektor Zydel, zanim został dyrektorem Zydlem i pracował w sieciowej agencji reklamowej jako inny dyrektor Zydel przy produkcji kampanii promującej in vitro. Próbowałem wyciągnąć z niego ile to kosztowało, ale milczał jak grób.
Swoją drogą takie akcje publiczna telewizja powinna produkować i emitować w ramach swojej misji. Wydaje przecież publiczne pieniądze. .
Oszczędzona pieniądze mogły by iść na coś pożytecznego. Do tego jeszcze skończyłyby się (oczywiście zupełnie nieuzasadnione) podejrzenia, że Rząd kupuje sobie za publiczne pieniądze przychylność niektórych mediów.

2. Wyjąłem z walizki komputer, z którego wiertarką wyciągałem w święta dysk. Zawiozłem do MacLife na Puławską. Wzięli, sprawdzą. Ponoć się spotkali z sytuacją, że w wymienionej przez Apple płycie po jakimś czasie znowu szlag trafiał grafikę. Ale może to nie to.
Mają tam Classica i Duo. Pamiętam czasy, kiedy były nowe.

Z Puławskiej pojechałem do mechanika Jacka, żeby mu podrzucić olej. Nie było już Espace. Na jej miejscu stała M3. Ze zdziwieniem zauważyłem, że zagazowana. Na gazie auto przejechało 80 tys. wcześniej 300 tys. A mówią, że te silniki źle znoszą gaz.
Olej, który przywiozłem jest zielony. Nazywa się Zenzation. I ma ponoć specyficzny zapach. Co jakiś czas u mechanika Jacka spotykam pewną panią, która kiedyś zieloność tego oleju zauważyła, powąchała i ten zapach tak jej się spodobał, że tym razem zapytała czy butelkę z olejem otworzyć.
Więc kiedy oglądałem nieco zdemontowaną M3, ona wąchała olej. I wyrażała radość z tego powodu. To miłe dostarczyć komuś radości w tak prosty sposób.

Od Jacka pojechałem do Lidla w alejach Jerozolimskich. W promocji były niby „delicje”. Paczka za chyba 1,50 zł. Za podobne, koło domu muszę zapłacić ze trzy razy więcej.
Lubię małe sklepy koło domu, ale coraz mniej mnie na nie stać. I to jest zła sytuacja.
W Lidlu za jedyne 39,99 można kupić symulator migotania. Chyba chcę dostać to w prezencie.

3. Nie zdążyłem wrócić na „Fakty po Faktach”. Zdążyłem na sam początek audycji redaktora Piaseckiego. Występowali u niego panowie Czarzasty i Kamiński. Ten pierwszy znów nie w sweterku. Panowie pili sobie z dzióbków. Zagadali nawet redaktora Piaseckiego.
Oglądaliśmy później film o wampirach Jarmuscha. Bardzo ładny, trochę nudny. Niestety nie wiem jak się skończył. Bo zasnąłem.
Później się obudziłem. Czekałem na powtórkę „Faktów po Faktach”. No i się nie doczekałem. I to jest zła informacja. Za to było dwugodzinne „Szkło kontaktowe”.





czwartek, 22 stycznia 2015

22 stycznia 2015


1. Spałem do jakiejś jedenastej. Ale i tak nie pomogło. Wlazłem do wanny, też nie pomogło. Musiałem z niej szybko wyjść w sprawie wagi państwowej. Poszedłem do sklepu z azjatyckim żarciem, kupiłem koreańską zupę instant, sojowy makaron i żeńszeniową herbatę. Wróciłem do domu, zjadłem zupę, nie pomogło. Wypiłem żeńszeniową herbatę. Nie pomogło. Zabrałem się więc za robotę. Znaczy zamierzałem się zabrać, ale najpierw chciałem dojść do porządku z tajmlajnem. Nie zdążyłem. Wciągnęły mnie udostępnione przez prokuraturę stenogramy z wieży w Smoleńsku. Utrwaliłem sobie słowo блядь, poznałem блин. Fascynujące jest tłumaczenie innych przekleństw – niekiedy moim skromnym zdaniem – całkowicie pozbawione logiki. Podobnież niemożność przetłumaczenia słowa давай.
Ale ta fascynacja trwała tylko chwilę. Później, kiedy czytałem jak kontroler przez telefon próbuje się dowiedzieć jak po angielsku będzie odejście na drugi krąg czy lotnisko zapasowe naszła mnie taka konstatacja: lotnisko w Smoleńsku było zupełnie nieprzygotowane na przyjęcie polskich samolotów. Rosjanie oczywiście powinni je byli przygotować, ale my, tu, w Polsce znamy Rosję od jakichś 500 lat. Wiemy, że jest inna. Od katastrofy zaraz minie pięć lat a wciąż nie pociągnięto do odpowiedzialności żadnego пиздецa, który brał publiczne pieniądze za przygotowanie takich wizyt. Połączyło mi się to z informacją, że sąd oddalił skargę rolnika, któremu komornik zabrał ciągnik za cudze długi. Oddalił, bo komornik ciągnik zdążył już sprzedać. Więc go nie ma. Czyli go nie zajmuję. Czyli nie ma sprawy.
Minister Sienkiewicz nie miał racji mówiąc, że to Państwo nie istnieje. Ono istnieje, tylko w odwrotną stronę.
I to jest zła informacja.

2. Pojechałem Suburbanem na Żoliborz po kolegę Grzegorza. Wrócił z Bukowiny. Robi tam coś z mistrzem Tomaszewskim. Opowiadał, że praca z mistrzem Tomaszewskim prócz wielu plusów ma też minusy. Otóż Mistrz potrafi przez kilka godzin czekać na to, żeby mu się kadr czymś wypełnił (na przykład furą z gnojem). A jak się parę godzin czeka na mrozie, to można zmarznąć, jak to zrobił kolega Grzegorz. Więc się przeziębił – i to jest zła informacja.
Z Żoliborza pojechaliśmy obwodnicą do Audi na Połczyńską. Gdzie jakiś inny pan wydał mi A7. Ktoś wcześniej poharatał w niej felgi, więc ja się nie muszę bać, że to zrobię – i to jest dobra informacja.
Z Połczyńskiej obwodnicą pojechaliśmy do mechanika Jacka. Renault, które widziałem przed kilkoma dniami miało już włożony silnik. Mechanik Jacek wykonywał pracę biurową – zamawiał części do BMW 550i. Wstyd się przyznać, ale nie zauważyłem wcześniej, że do poprzednich piątek władano (prawie) pięciolitrowy silnik. Mechanik Jacek narzekał, że to niezbyt stare, a przez cały czas w autoryzowanie serwisowane auto wymaga poważnego remontu za zbyt ciężką kasę.

3. Odwiozłem kolegę Grzegorza na Żoliborz. Częściowo obwodnicą. Prezentując mu jak umiejętnie użyta butelka z wodą zamienia go w pojazd autonomiczny. Pokazali to panowie Wieruszewski (ten, który nie jest gejem mimo iż jeździ MX5) i Bołtryk (https://www.youtube.com/watch?v=t0WwaOq5ALk) Znaczy zanim oni ten sposób pokazali opowiadał o nim pan Dr Inż. z Audi. Z tym, że mówił o powieszeniu na kierownicy puszki z colą. Panowie koncepcję zmodyfikowali – w dziurę w kierownicy wepchnęli butelkę z wodą, którą zawsze można w prasowych samochodach Audi znaleźć.
Ale o co chodzi? Chodzi o to, że część samochodów Audi wyposażona jest w aktywy system pilnowania pasa ruchu – czyli, że jeżeli się człowiek zagapi i zacznie z pasa zjeżdżać, samochód sam skoryguje tor jazdy. Tez system działa, co nie jest zbyt często spotykane wśród aut innych firm. Problem polega na tym, że z jakichś tam powodów Audi nie chce, żeby kierujący zrzucali na samochód pełną odpowiedzialność. Samochód sprawdza więc, czy kierujący trzyma ręce na kierownicy. Jeżeli zdejmie je na zbyt długo – wcześniej ostrzegając wyłącza system pilnowania pasa.
Zanim usłyszałem o sposobie z puszką (butelką) po prostu co jakiś czas trącałem kierownicę kolanem, ale nie było to zbyt wygodne.
Nie będę ukrywał, że nigdy nie byłem specjalnym wielbicielem linii A7. Wolałem A8.
Ale razem jestem chyba gotów zmienić zdanie.
No i zauważyłem, że porządne nowe bawarskie samochody poprawiają mi nastrój. Niektóre z Wirtembergii też. I to jest zła wiadomość, bo ostatnio rzadko mam z nimi do czynienia.

sobota, 17 stycznia 2015

17 stycznia 2015



1. Przyszła pani w sprawie wodomierza. Z synem małoletnim. Wodomierz mamy nowoczesny odczytywany radiowo. Pani przyszła, bo radiowość nie zadziałała. Weszła, zaczęła narzekać, że zawsze nie działa radiowość wodomierzy na najwyższych piętrach. Zobaczyła koty i stwierdziła, że nie ma co narzekać, bo przynajmniej mogła obejrzeć koty.
Okazało się, że radiowość nie działa, bo ktoś źle wpisał numer wodomierza. Wpisała dobrze, więc problemu już nie będzie.
Później przyszedł listonosz, który nie mógł znaleźć kwitu od listu, który przyniósł. Szukał, szukał, w końcu się poddał i zmajstrował kwit sam.

Dawno temu przypadkiem – prawdopodobnie wróciwszy o świcie po upojnej nocy – zobaczyłem odcinek kreskówki „Roger Odrzutowiec” o tym, jak źli kosmici zaatakowali ziemię z pomocą wielkiej lupy, którą ogniskowali słoneczne promienie. Na ziemi było strasznie gorąco. Roger Odrzutowiec swoim odrzutowcem poleciał, by kosmitów przegonić. Niestety było zbyt gorąco, żeby do ich statku (z lupą) dolecieć. Wysłał się więc pocztą.

Kosmici siedzą w swoim statku ciesząc się z tego, że na ziemi jest potworny upał. Nagle do drzwi ich statku ktoś puka. Otwierają, a tam listonosz z paczką. W mrozie i słońcu, w deszczu i śniegu amerykańska poczta zawsze dostarcza przesyłki na czas (mówi listonosz). Kosmici otwierają paczkę i ze środka wyskakuje Roger Odrzutowiec.
Od kiedy toi zobaczyłem inaczej patrzę na pracę pocztowców.

Na placu Zbawiciela spotkałem kolegę Grzegorza. Rozmawiając z kolegą Grzegorzem zobaczyliśmy fotografa Niedenthala. Niedenthal nazywał się mój nauczyciel PO na początku liceum. PO w tym przypadku nie znaczy Platforma Obywatelska.
Fotograf Niedenthal ma na imię Chris. Chris to był pseudonim fotografa Powstania Warszawskiego – Brauna. Braun… No dobra. Mogę tak w nieskończoność i to jest zła informacja.

2. Przedpołudnie zeszło mi na czymś, czego nie mogę opisać. Później pojechałem do Muzeum, do dyrektora Ołdakowskiego. Dostałem list z podziękowaniem za pomoc w organizacji pokazu filmu „Warsaw Uprising” dla żołnierzy US Army przebywających w Polsce. Oprawię sobie ten list w ramki i powieszę obok listu od ambasadora Mulla, w którym dziękuje mi za… nie napiszę za co. W każdym razie mam zamiar jedną ścianę w moim pokoju przeznaczyć na dowody zaangażowania w sprawy międzynarodowe.
Próbowałem namówić dyrektora Ołdakowskiego, żeby pozyskał nieco TNT, by zapakować Goliatha. Goliatj mechanicznie sprawny, czasy niepewne, więc lepiej być przygotowanym. Dyrektor Ołdakowski nie wyraził tą koncepcją specjalnego zainteresowania i to jest zła informacja. Powiedział za to, że ma informacje, że w ciągu dwóch najbliższych lat wojna u nas raczej nie wybuchnie.

3. Z Muzeum pojechałem zrobić przegląd Suburbana. Pad diagnosta powiedział, że jednak najpierw muszę wymienić końcówki drążków kierowniczych. I to jest zła informacja, bo przy obecnej cenie franka będę miał problem z tego sfinansowaniem.
Pojechałem do mechanika Jacka, żeby się dowiedzieć jakie ma moce przerobowe. Zastałem go nad wyciągniętym z Espace silnikiem, do którego wcześniej jakiś kowal zapomniał składając włożyć uszczelek. Pracownik mechanika Jacka pokazał mi genialny pomysł francuskich inżynierów. Otóż spora część podzespołów elektronicznych umieszczona jest pod samochodem i chroniona niezbyt szczelną plastikową osłoną. Ma to jeden plus – łatwo się do tych podzespołów dostać. I wymieniś je na nowe, kiedy na przykład zostaną zawilgocone.
Przy okazji zauważyłem, że do wymiany sprzęgła w Espace najlepiej jest wyjąć silnik i skrzynię biegów. Może jednak szkoda, że Francuzi nie dostarczyli Rosji Mistrali. Może projektowali je inżynierowie po tej samej szkole, co ci od Espace.

Cały dzień nie bardzo miałem jak zajrzeć na Twittera. I to jest zła informacja, bo ominęły mnie #Wygaszone.
Choć z drugiej strony nie sądzę, żeby się skończyła. Wygaszonych zakładów w Polsce starczy na dużo więcej postów.  

sobota, 6 grudnia 2014

5 grudnia 2014


1. Rano przeczytałem w „Wirtualnych Mediach”, że według wydawcy „Uroda życia” sprzedała „około 75 tys. egz.” z 230 tys. nakładu. 
Słabo. 
Mimo iż to było do przewidzenia, to zła informacja. Edipresse będzie tłumaczyć, że czytelnik nie dojrzał, że rynek jest slaby. Mała szansa na to, że zacznie pracę nad jakimś nowym projektem. 
Mała szansa, że jakoś wykorzysta tę nauczkę. .

Przeczytałem kolejne dwa teksty w „Esquire”. Powoli narasta we mnie wrażenie, że cierpi na tę samą chorobę, co „Uroda życia”. Zawartość jest skierowana do kogoś innego, niż czytelnik sprzedawany reklamodawcom.

Tekst o Maybachu.
Może jestem dziwny, ale zwrot „30 centymetrów tuż za zderzakami” nie jest dla mnie informacją o tym, że samochód jest o 30 centymetrów dłuższy. Jest informacją nie wiem o czym.

Autor musi być zachwycony sobą.

Skonsultowałem się z kolegą, który ma dużo większe niż ja pojęcie o polskim dziennikarstwie motoryzacyjnym. Natychmiast zdiagnozował zespół Frankowskiego. Chorobę objawiającą się nienawiścią do wszystkiego, na co chorego nie stać i pogardą dla wszystkich, którzy to mają.

W drugim tekście znalazłem literówkę. Nie, żeby mnie się nie zdarzały, ale ja nie czerpię z 84-letniej tradycji jednego z lepszych męskich magazynów świata.

2. Pojechałem wyważyć wał w BMW. Od kiedy silnik pracuje równo słychać zupełnie nowe rzeczy. Nie wpadłem na to, że na wjeździe na most Śląsko-Dąbrowski mimo ukończenia budowy metra jest szykana, i trzeba najpierw odstać swoje w korku, później objeżdżać w jakiś kretyński sposób wręcz przez Wisłostradę.
Droga zamiast dwudziestu minut zajęła mi ponad godzinę. Na miejscu okazało się, że muszę zostawić samochód. Zastanawialiśmy się chwilę jak mam wrócić z tych Ząbek. Jeden z panów, który dojeżdżał z daleka powiedział, że pociągiem na Wileńską, a później metrem.
Ciekawe ile osób w Warszawie wierzy, że druga linia metra już działa. Bo reszta Polski wierzy w to na pewno. Widzieli przecież, że pani Kopacz tym metrem już jeździła. 
Przed jakimiś wcześniejszymi wyborami podobnie było z obwodnicą Kielc. W spocie PO była gotowa. W rzeczywistości gotowa była jej połowa. Ale kto w Szczecinie zdawał sobie z tego sprawę.

Wróciłem autobusem. Właściwie dwoma. Trafiłem na taki, który miał maszynę do sprzedawania biletów przyjmującą karty kredytowe. 
Wróciłem szybko. 
Zawiozłem Bożenę na jakąś imprezę do Mercedesa i pojechałem do Lidla na zakupy.
Wracając źle skręciłem i wylądowałem w JSS u Jacka. Było późno, ale jeszcze był w warsztacie. Chciałem, żeby rzucił okiem na chłodnicę Suburbana, z której cieknie woda.
Składał silnik Datsuna 280Z. A konkretnie: dorabiał uszczelkę pod pompę wody. Zawory też trzeba było dorabiać. Nissan to jednak nie BMW. Do starych samochodów to nie ma nawet dokumentacji.
Chłodnicę z Suburbana trzeba wyjąć. I to jest zła informacja.

3. Odebrałem Bożenę i wróciliśmy do domu. Wjazd do bramy zastawiała toyota kombi. Pomyślałem, że dam Miastu szansę i zadzwoniłem po Straż Miejską. Przyjechali po dziesięciu minutach. Zszedłem na dół. Na dole się okazało, że panowie strażnicy namierzyli już kierowcę. Dokładniej sama się znalazła, bo zobaczyła z balkonu radiowóz. 
Zapytali, czy chcę, żeby nałożyli mandat. W Warszawie wykroczenia drogowe najwyraźniej nie są ścigane z urzędu.
Pani okazała się w ciąży. Swoją drogą interesujące, czy na pewno to ona zaparkowała. To niezły właściwie pomysł mieć kobietę w ciąży do wysyłania na pierwszą linię.

Dyrektor Zydel został jeszcze ważniejszym dyrektorem. Teoretycznie tak ważnym, jak wcześniej był dyrektor obywatel Jóźwiak. Ale tylko teoretycznie, bo tak ważnym to raczej szybko nie będzie. I to jest zła informacja.