niedziela, 18 lipca 2021

17 lipca 2021



1. Cały dzień słuchałem o klikach – w znaczeniu innym niż przedstawiciele pewnych środowisk, użytkownikach, odsłonach, kontencie, princie, agregowaniu, i innych słowach, które już zdążyłem zapomnieć. Ja tam pamiętam ołów. Metrampaży, zecerów, różnicę między kreską a siatką. Szczotki. Czasy, kiedy tekst przed drukiem czytało z siedem osób. Dla młodzieńców pokazujących w powerpoincie tabelki z excela muszę być starszy niż węgiel. 

2. Nadredaktor Mucha wysiadając z Ubera na Hożej (róg z Poznańską) rozejrzawszy się wkoło, powiedział, że całkiem tu parysko. Poznańska pełna ludzi. Ogródki pełne. Chodniki pełne. Posiedzieliśmy chwilę w Krakenie. Chwilę, bo Nadredaktor szedł się spotkać z przedstawicielami mniejszości narodowych. Portugalskiej i tej drugiej, co to trudno ją nazywać mniejszością. Zamykano witrynę. Naprzeciw Krakena mieszka człowiek, który twierdzi, że mu Kraken przeszkadza spać. I wzywa Policję. I inne służby. Przez 23. zamykają więc witryny, gonią ludzi z ogródka, później ochroniarz Sławek wywiera presję, by siedziano cicho. I jest to straszny pech. Bo Kraken (z Beirutem) to jedyne w okolicy miejsce, które ma taki problem. My, naprzeciw okien mamy Warkę, która jest teraz Okocimiem i coś, co było kiedyś Koko&Royem, No i tam ogródki funkcjonują dopóki się z naturalnych przyczyn nie zamkną. Mieszkanie w mieście wiąże się z pewnymi niedogodnościami. Ale to jakby się obrażać na to, że tramwaj jeździ. Albo samoloty startują, gdy się kupiło dom przy lotnisku. Jest wpół do pierwszej, w Warce, która jest teraz Okocimiem przyśpiewuje grupa zagranicznych kibiców. Cóż, nie ma obowiązku mieszkania w mieście. Można się zawsze wynieść na wieś. Ale, gdy się jest excusez le mot zjebem, wtedy się człowiek oburza, że pies szczeka, kogut pieje. Albo latają pszczoły. 

3. Kocio się aklimatyzuje. Powoli. Na razie przestał protestować. 


 

sobota, 17 lipca 2021

16 lipca 2021


1. No więc wyjeżdżaliśmy do Warszawy. No więc trzeba było wcześnie wstać. No więc wstaliśmy. Kocio, jak wyszedł wieczorem, tak go nie było. Przy śniadaniu zastanawialiśmy się, czy go można na wsi, na tę parę dni porzucić. Nim doszliśmy do jakichś wniosków pojawiła się Rudzia. W dość nienachalny sposób poprosiła o jedzenie. Chwilę później przyszedł Kocio. Niby się zaczął witać, ale kiedy zauważył Rudzię, reszta świata przestała go interesować. Od razu się zaczął do niej przystawiać, ona zgrabnie dała mu do zrozumienia, że jeśli czegoś chce, to najpierw powinien porozmawiać. 
Zjedli. Oboje. Rudzia później, bardziej niż Kociem, zainteresowana była swoim odbiciem w lustrze. On się wtedy wycofał na na fotel i zaczął udawać, że śpi. Skończyło się na tym, że ona czmychnęła na taras, on został bezwzględnie wrzucony do auta. 

2. Jechaliśmy. Kocio protestował. Zasnął. Obudził go dźwięk alarmu pustego zbiornika LPG. Zaczął więc protestować jeszcze bardziej. Jechaliśmy. Zawsze, gdy się jedzie za dnia, droga wychodzi godzinę dłużej. Albo jeszcze dłużej. Można odnieść wrażenie, że zarządcy autostrady zależy na tym, żeby tak było. Bo co to za pomysł, żeby kosić trawę o godzinie 10:30. Koszenie wymaga wycięcia pasa, więc się robi korek. W nocy ruch mniejszy. A trudno sobie wyobrazić, żeby dźwięk kos na autostradzie komuś specjalnie przeszkadzał. To było u Kulczyka. Gorzej było na tzw. państwowym odcinku, za Skierniewicami. Korek na czterdzieści minut. Zwężenie. I tyle. Nikt nic nie robił. 
Swoją drogą bardziej byłbym gotów odpuścić Nowakowi ukraińskie łapówki niż to, że odcinek Łódź–Warszawa nie ma trzech pasów. Nie jest to – jak to amerykanie mawiają – nauka o rakietach, wystarczy minimum pomyślunku, żeby wyobrazić sobie, że to nie tylko ruch wschód–zachód, ale też połączenie Warszawy z A1. Chyba, że było to świadome działanie. Może trzeba będzie usunąć część ekranów i postawić na nowo, może trzeba będzie i inne rzeczy zrobić, a na każdą z nich postępowanie przetargowe przeprowadzić. 
No więc czterdzieści minut w plecy na A2, potem dwadzieścia w Alejach Jerozolimskich. Zamiast uwierzyć google maps pojechałem jak dorożkarski koń. 
W korku na Alejach zauważyłem busa oklejonego napojem energetycznym Jeb. Twórców nie było jeszcze stać na slogan „no to se jebnij”. Może kiedyś. Gdy busa wyprzedzałem, okazało się, że kierowca ma w uchwycie przy kierownicy energetyk. Ale nie jest to Jeb tylko orlenowska Verva.

3. W Warszawie ciepło. Choć teoretycznie miało padać. Poszliśmy na obiad do Krakena. Choć bardziej do Beirutu. Nie potrafię tak usmażyć halloumi. Zawsze trochę przypalam. Hummus ze chrzanem to odkrycie zeszłego tygodnia.  
Nadredaktor Mucha uważa, że nowy „Rojst” jest słaby. I to nawet rozsądnie uzasadnia. Mnie się wciąż podoba. Może chodzi o błoto. Cóż, на бесптичье и жопа соловей.
Kocio nie lubi Warszawy. Nie ma się czemu dziwić. 




 

piątek, 16 lipca 2021

15 lipca 2021


1. Kocio nocował w domu. Pewnie by wolał nie. Nikt go jednak nie pytał. O świcie wyawanturował sobie wyjście. Kiedy wstałem przed dziewiątą koczował na tarasie pod – zupełnie dla niego niezrozumiale zamkniętymi – drzwiami. 
Rudzi rano nie było. Kocio nie wydawał się mieć do jej nieobecności jakiegoś stosunku. 

2. Pojechałem do Zielonej. Przez Świebodzin, żeby w Tesco zatankować audiego. Postanowiłem, że teraz będzie nie to audi”, ani nie ta A8. Będzie ten audi. Jadąc z Warszawy wywierałem na niego presję. Rekordu czasu przejazdu tośmy nie uzyskali, ale na pewno wyszedł nam rekord spalania. 
Jechałem S3. Ruch umiarkowany. W Zielonej też bez korków. Kiedy załatwiłem, co miałem do załatwienia ruszyłem na deptak. W poszukiwaniu sernika. Zadzwoniłem do natywnie zielonogórskiego kolegi, który wybrał kiedyś Żoliborz, a teraz inwestuje pod rosyjską granicą twierdząc, że Rosji się nie ma co bać, bo ledwo dyszy. Czym różni się od na przykład specjalistów niemieckich, którzy twierdzą, że Rosji należy się bać, bo ledwo dyszy. Kolega wysłał mnie do miejsca, które się nazywa „Bagietka”. I dobrze, że mnie tam wysłał, gdyż i sernik, i szarlotka, i jagodzianka były istotnie godne polecenia. 
Wyposażony w wypieki ruszyłem w stronę domu. Tym razem przez Przylep. I prom w Brodach. Na prom przyszło mi zaczekać, gdyż był po wschodniej stronie Odry. Dojechałem do domu i postanowiłem zagarażować pojazd. Po drodze minąłem siedzącą w krzakach Rudzię. Kolega Grzegorz napisał, że Rudzia to słabe imię. Kiedy pozna – zrozumie, że nie ma racji. 

3. Udało mi się trochę naprawić kosiarkę Bożeny. Naprawić, bo napęd działa. Trochę, bo wydaje przy tym straszne odgłosy. 
Rudzia przyszła wieczorem. Zjadła, Dużo. Pół rossmannowej puszki i kiełbasy kawałek prawie jej długości. Nie licząc – rzecz jasna – ogona. Pokręciła się i poszła. Chwilę później przyszedł Kocio. Wyraźniej się zmartwił tym, że się minęli. 
Prawie wyjechaliśmy do Warszawy. Wyjedziemy rano. Nie lubię jeździć rano. 

No i na okiec oglądałem „Pętlę” (Hasa). Holoubek jest tam trochę podobny do Łukasza Mężyka. 




 

czwartek, 15 lipca 2021

14 lipca 2021


 

1. Kiedyś już pisałem, że Kocio śpi tak, że go można ukraść. Jak kamień. Nie tak, jak się powszechnie wydaje, że śpią koty. Sytuacja generuje problem. Otóż chwilę po tym, gdy się pojawiła Rudzia, zaczął się koło domu kręcić czarno-biały kocur. Kocio się z nim tłukł. Ale nie, kiedy spał. Więc się zdarzały sytuacje, że kocur (czarni-biały) omijał śpiącego jak kamień Kocia. I potrafił się władować do domu. I nacierać na kierunku kocich misek. 
No i coś się takiego zdarzyło o piątej rano. Z tym, że Kocio się obudził i mieliśmy w domu kocie dyskusje. No więc z tego wszystkiego zaspałem. Kiedy się przed dziesiątą obudziłem – miałem ze trzydzieści nieodebranych połączeń. Jak się później okazało – w większości gratulacyjnych. Hejterom – Bogu dzięki – wystarcza twitter.
Mój brat – się przyznał – lubi czytać hejt na mój temat. Mówi, że się najpierw przejmował, ale z czasem, gdy hejt był przeważnie antysemicki, przestało go ruszać. Cóż, nie robił on sobie badań genetycznych. 

2. Sąsiad Gienek polecił nam mechaników w Międzyrzeczu. Przez płot sąsiadujących z firmą sąsiada Tomka. Z Lawiny lał się olej. Na logikę mi wyszło, że to będzie uszczelniacz wałka sprzęgłowego. Jadąc do Gorzowa zjechaliśmy z S3 i podjechaliśmy do mechaników pracujących pod szyldem „Sąsiedzi”. Powiedziałem o co chodzi. Jeden, niewiele myśląc wlazł pod auto. Powycierał olej i stwierdził, że to nie żaden simering, tylko że się odkręcił filtr oleju. Dokręcił, wytarł, sprawdził i właściwie nie chciał wziąć kasy. Pojadę tam na wymianę części zawieszenia. Na te, które przypłynęły z Ameryki. Muszę jeszcze znaleźć gumy stabilizatora, bo ze starości zmiękły. A powinny być – jak Roman Bratny – twarde. 

W Gorzowie zwiedziliśmy Castoramę. Bardzo porządna Castorama. Kupiliśmy coś, na czym będą wisieć przesuwne drzwi. I kwiatek. Ochroniarz przy kasie oburzył się, że dwa usychające badyle kosztują 15 złotych. Pani kasjerka załamała ręce, że nikt się usychaniem kwiatków nie przejmuje. Gdy uschną – lądują w śmieciach. Najwyraźniej nikomu się nie chce ani podlewać, ani przeceniać. 
Z Gorzowa pojechaliśmy do Różanek, do owczarni z meblami. Jak rzadko udało się nam nic nie kupić. Ale to się pewnie następnym razem zmieni, bo ma przyjechać TIR za dwa tygodnie. Gdyby ktoś potrzebował sześciometrowy stół – to jest. Składa się oczywiście.

3. Z Różanek pojechaliśmy przez wciąż Murzynowo i Skwierzynę do Międzyrzecza, gdzie w restauracji „Piastowskiej” zjedliśmy obfity obiad. Dobra pomidorowa, dobry śledź, ciut gorsze ruskie i pstrąg. „Piastowska” przeżyła COVID i to jest dobra informacja, bo działa od chyba 1945 roku.
Na S3 minęliśmy konwój składający się z jeepa Grand Cherokee i mercedesa kombi. Jechały powoli. Wyglądało trochę, jakby jeep holował mercedesa. W jeepie, w bagażniku był komplet opon. Za kierownicą rozmawiający przez komórkę młodzieniec. Pewnie właśnie tego jeepa kupił. A kupować pojechał mercedesem. Jechał powoli, auto nowe, a pewnie drugi kierowca z łapanki – niezbyt sprawny prosił, by nie przyspieszać. 

Wieczorem przyszła Rudzia. Zjadła pół dużej puszki żarcia z Rossmanna. Kocio asystował. Jesteśmy już z Rudzią na etapie, że gdy zje, przychodzi upominać się o więcej.  

środa, 14 lipca 2021

13 lipca 2021


1. Wstałem. Przyszedł Kocio. Chwilę później przyszła Rudzia. Kocio się zachowywać zaczął, jakby zwariował. Rudzia jadła. On się zaczynał do niej przystawiać. Ona jadła. Kiedy on się przystawiał za bardzo, ona zgrabnie go odtrącała. Kiedy on – zrezygnowany – się oddalał, ona go zaczepiała i tańce zaczynały się od początku. Rudzia je dwa razy więcej niż Kocio. Kocio na początku naszej znajomości też jadł za dwóch. Może nawet za trzech. Z czasem mu przeszło. Jej pewnie też przejdzie. 

2. Pojechaliśmy do miasta oddać do naprawy kosiarkę. Bezskutecznie. Pan naprawiacz powiedział, że idzie na urlop i nie przyjmuje zleceń, bo nie chce, żeby ludzie do niego dzwonili – gdy będzie na urlopie – z pytaniem, czy jednak nie mógłby naprawić wcześniej. Spróbuję sam naprawić, jeżeli nie podołam – przywiozę kosiarkę za miesiąc. Kosiarka elektryczna, stiga, z napędem, ulubiona Bożeny. Teraz takich nie robią. Z napędem są tylko większe. 
Spod pana naprawiacza pojechaliśmy na targ zwany rynkiem. Są już wiśnie. Są jeszcze czereśnie. Na targ zwany rynkiem przeniosło się z budynku dworca „Atelier u Iwonki”. Kupiliśmy obraz olejny, lampę, dwa gliniane garnki, sztuczne perły i jeszcze jedną lampę. Stojącą w przeciwieństwie do tamtej – wiszącej. Nie kupiliśmy kredensu i Chrystusa. Byli obaj zbyt drodzy. 
Zasypano dziury w drodze przez las od strony Skąpego. (Dziękujemy panie Starosto). 
Udało mi się zdemontować koła kosiarki. Na razie jeszcze nie rozumiem jak działa przeniesienie napędu. Może jutro do tego dojdę. 
Pomidory wyrosły, że ho, ho. Malina wydała owoc. Właściwie nawet dwa. Ale to nie jest jej ostatnie słowo. Wyrosły też dwie – być może – brukselki. Ogrodnictwo stale udowadnia, że ma głęboki sens. 

3. Stałem się obiektem twitterowego wzmożenia. Skomentuję to tak: George Stephanopoulos, Dana Perino, Kelly McEnany, Marie Harf, Van Jones. (Dzięki Marcinie) #PozdroDlaKumatych. 








 

wtorek, 13 lipca 2021

12 lipca 2021


1. W Muzeum Powstania Warszawskiego tłumy. Z dyrektorem Ołdakowskim wymienialiśmy się dykteryjkami, których niestety nie mogę zacytować, bo żem obiecał. Gdybym się złamał, to powinienem zacząć od recenzji pewnej książki, która leżała na dyrektorskiej półce. Dyrektorskiej recenzji. Bez tej recenzji – dykteryjki by miały nieco mniej sensu. Tak, czy inaczej nie namówię się do złamania obietnicy. 
Na dyrektorskiej szafce stało dzieło, którego wcześniej nie widziałem/zauważyłem. „Marszałek Piłsudski i pies”. Fragment twarzy psa przypominał podziemną kotwicę. 
Po raz pierwszy od nie pamiętam kiedy byłem w Mordorze. Mordor bardziej ucywilizowany. Straszy za to napisami „powierzchnia do wynajęcia”. O ile się nie mylę, to Springer się przeniósł na drugą stronę ulicy. Postępu nie jest podzielona Marynarską, tylko jest połączona wiaduktem. No i da się zaparkować, co kiedyś było mało prawdopodobne. Ale może to dlatego, że wakacje. 
Byłem też na Wiejskiej, no i jeszcze się spotkałem z bardzo ważną postacią w KC. Ciekawe, czy ktoś jeszcze używa tej nazwy. Rozmawialiśmy i lunęło. Więc rozmawialiśmy aż przestało. Musiałem bronić honoru Krakowa tłumacząc, że – nie ekscytujmy się nazwiskami – jest jednak bardziej z Jasła. Wydaje mi się, że w Jaśle to nigdy nie byłem. Choć by się to wydawało mało prawdopodobne, bo byłem i w Gorlicach, i w Krośnie, i w Pilźnie. Swoją drogą, to, że w Pilźnie nie ma browaru, który by robił oryginalne pilzneńskie piwo to jakieś niedopatrzenie. 

2. Ruszyłem koło dziesiątej. Zwykle jadę Jerozolimskimi, tym razem Połczyńską. Jerozolimskimi lepiej. Jechałem i jechałem. Z przystankiem na pierwszym Orlenie za Strykowem. A2 ma sens tylko wtedy, gdy się – excusez le mot – zapierdala. A na taki sposób korzystania z drogi było trochę za wcześnie. Przez całą trasę męczyły mnie błędy matriksu. Wielokrotnie wyprzedzana furgonetka Poczty Polskiej. Ciągnik siodłowy z opisanym na niebiesko, po niemiecku kontenerem. 

3. Dojechałem. Kocio w terenie. Więc trudno napisać, co u niego słychać. 
Przypomniało mi się, że rok temy byłem w Pułtusku. A potem na imprezie 300polityki. 
Czyli wygląda na to, że rada Aleksandra Kwaśniewskiego została – że tak powiem – zrealizowana.  


 

poniedziałek, 12 lipca 2021

11 lipca 2021



1. Nie wiem, na czym to polega. Czego ostatnio nie robię, jakbym się nie starał – nie mogę się położyć przed czwartą. A potem z jakim zaangażowaniem bym nie spał – budzi mnie koło ósmej. Odkryłem więc, że nie ma programu Stankiewicza. Przynajmniej w moim komputerze nie było. Obejrzałem Rymanowskiego. Obejrzałem Piaseckiego. Piasecki cały o koncesji dla TVN. Ktoś u Rymanowskiego powiedział, że gdyby Lex TVN weszło w życie, to by wystarczyło, żeby właściciel przekazał część akcji pracownikom. Na przykład Monice Olejnik. Uważam, że to bardzo dobry pomysł. W Piaseckiego ktoś sugerował, że z powodu TVN-u Amerykanie mogą wycofać swoje wojska. I – jakby nie daj Boże co – NATO nas nie będzie bronić. Wynikałoby z tego, że udział naszego wojska w natowskich misjach na wschodniej flance jest pozbawiony znaczenia. Szkoda gadać. 
Z „Loży prasowej” zrezygnowałem. Pojechałem na Koło. Koło to w tym znaczeniu targ staroci. Ze dwa lata mnie tam nie było. Sprzedających dużo. Mebli mało. Właściwie to mało interesujących rzeczy. Teraz żałuję, że nie zapytałem o cenę bardzo ładnego portretu księdza Popiełuszki. Kupiłem Bożenie prezent. Zabawny był proces ustalania ceny. Ani mnie, ani sprzedającym nie chciało się jakoś specjalnie negocjować. Zrobiliśmy to każdy wewnętrznie. Ja pomyślałem, co bym zaproponował i na czym by stanęło. Sprzedawcy pomyśleli, co bym pewnie zaproponował i na czym by stanęło. I podali tę cenę. I była to ta sama cena, którą wymyśliłem. Na koniec poprosiłem, żeby mi podali maksymalną, jakiej dotychczas żądali. W bonusie dowieziono mi przedmiot do auta. Waży ponad dwadzieścia kilo, więc był to nie byle jaki bonus. 
Kiedy jechałem na Koło, minęło mnie stosunkowo nowe A8 z wybitą tylną boczną szybą. Zastanawiałem się, czy jakiś dobry obywatel nie powinien zadzwonić na policję, by wyrazić podejrzenie, że pojazd skradziony został. Jednak ta hipoteza nie trzymała się kupy. Samo dostanie się do środka auta nie wystarczy, by je uruchomić. A jeżeli ktoś ma patent na immobiliser, to powinien też potrafić wejść do auta bez wybijania szyby. 

2. Poszedłem na kawę z Jamesem. Jak dość powszechnie wiadomo, w kamienicy naszej od 2015 roku mieszkali korespondenci FT. No i ten etap historii się kończy. James się musi przenieść, bo właściciel sprzedaje mieszkanie. 
Bardzo przyjemna rozmowa. Henryk, poprzednik Jamesa wszystko wiedział. Nic go nie interesowało. Przypominał w tym polskich dziennikarzy. James pyta. No i świetnie się nauczył polskiego. 

Pojechałem na Okęcie, żeby kogoś odebrać. Potem napiszę jednak kogo. Ale teraz o czymś innym. Człowiek przyjeżdża na lotnisko – z flightradaru wie, że samolot chwilę przed czasem. Ale odprawa paszportowa, bagaże etc. Z niewiadomych przyczyn plastikowymi barierkami zwężono drogi tak, że nie ma gdzie przystanąć. Robi więc człowiek kółka. Robi te kółka i robi. Gdy robi dziesiąte kółko – pasażer wychodzi. No i się okazuje, że nie ma miejsca, gdzie by można legalnie pasażera do auta zapakować. Czy chodzi o to, żeby wszyscy jeździli taksówkami? Czy chodzi o to, żeby korzystać z parkingu trzydzieści pięć za pierwszą godzinę? Może ma to jakiś inny głęboki sens. 
Odbierałem następcę prof. Szczerskiego. Kto wie – ten wie, kto nie wie – dowie się za dni parę. W każdym razie trochę mi żal, że już nie pracuję, bo współpraca by mogła być bardzo interesująca. 

3. Finał mistrzostw Europy w piłkę kopaną. Znowu byłem za Cracovią. Nie przegrała. We mnie największe emocje wywołało oberwanie chmury, które wygnało nas z ogrodów do Kolumnowej. Usłyszałem, że poprzednio Włosi mistrzami zostali w 1968. Wtedy po mistrzostwach wjechaliśmy z Ruskimi do Czechosłowacji. A rok później amerykański człowiek postawił nogę na księżycu. Zobaczymy jak się to teraz skończy.