Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Szejnfeld. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Szejnfeld. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 16 grudnia 2014

15 grudnia 2014


1. Zobaczyłem samą końcówkę „Kawy na ławę”. Było jak zwykle. Czarzasty miał jajeczny sweterek. Szejnfeld tłumaczył, że Sikorski nie mógł ujawnić tego, gdzie jeździł prywatnym samochodem, bo mogły to być tajne misje MSZ. Jak się to ma do sprawowania mandatu posła? Nie wiem. Ale nie będę się nad tym zastanawiał, z tych samych powodów, dla których na ogół nie próbuję się zastanawiać nad tym, co poseł Szejnfeld opowiada.

Później w „Loży prasowej” wystąpił Cezary Michalski. Widok pana Czarka potrafi mi zepsuć dzień. I to jest zła informacja.

2. Przyszli goście. Jeden, przed czterdziestką, z drugą, po czwórce. On opowiadał dość przerażające rzeczy o „Pakiecie onkologicznym”. To, co było do przewidzenia – od samego mieszania herbata nie robi się słodsza. Jedyne co może dawać jakieś szanse na uzyskanie odpowiedniej terapii, to szybka emigracja. Polska z jakichś proceduralnych powodów nie kupuje jakichś nowoczesnych leków.
Gdybym był prawdziwym dziennikarzem, to bym się tym tematem zajął. Materiał by się gdzieś ukazał, ale i tak pożytku by z tego żadnego nie było. I to jest zła informacja.
Nasz pocierający nos minister zdrowia powinien chyba dostać ochronę BOR-u. I to nie dlatego, żeby sobie dorobić na kilometrówce. Kiedyś ktoś przeczołgany przez polską służbę zdrowia w końcu obije mu ryj. Albo nawet bardziej.

3. Pojechaliśmy na Burakowską. Jeżeli jest mokro kamera cofania pokrywa się warstwą błota. I nic na ekranie nie widać. Różnie bywa w różnych samochodach, ale w V40 jest źle bardzo. Poza tym to dobry samochód.
W Red Onion chciano nas oszwabić (ocyganić – jeżeli ktoś woli). Zamiast naliczyć 70% rabatu, naliczono 50%. Bożena się w porę zorientowała. Red Onion tak w ogóle to likwidują. Będzie tylko w Internecie. Jakiś etap historii Warszawki się zamyka.

Później wbiliśmy się do przyjaciół na Żoliborzu. Ewa zaangażowana w Ruchy Miejskie. Kuba – sekundujący jej, ale nie bez rezerwy. Zbyt wiele w życiu widział.
Trafiliśmy w środek afery. Otóż Platforma, żeby mieć większość w radzie dzielnicy dogadała się z jednym z lokalnych komitetów. Szef tego komitetu miał na pieńku z poprzednim burmistrzem, więc pani Waltzowa obiecała mu, że burmistrzem będzie ktoś inny.
Stary burmistrz był w porządku. Ponoć wszyscy tak mówią, z wyjątkiem tamtego pana, któremu ponoć przeszkadzał w jakichś interesach.
Pani Waltzowa przywiozła z Pragi jakiegoś nieco skompromitowanego działacza PO. I wydała polecenie, żeby go wybrać.
No i wyszedł kwas. Radni PO nie bardzo go chcą wybrać. Wolą poprzedniego (też był z PO). Jeżeli wybiorą nowego – stracą twarz. Jeżeli nie wybiorą, to pani Waltzowa będzie zła.

Podczas poprzednich wyborów lokalnych próbowałem tłumaczyć, że głosując nie ratuje się Polski przed Kaczyńskim, tylko decyduje o tym, czy będą łatane dziury w ulicy i ile wywóz śmieci będzie kosztował. No i miałem wrażenie, że wołam na Puszczy.
Teraz jest inaczej. I to jest dobra informacja.
Złą jest, że radni PO tak się boją, że przyjdzie do nich prezydent obywatel Jóźwiak, że pewnie zagłosują zgodnie z zaleceniem centrali.
Demokracja.


wtorek, 9 grudnia 2014

8 grudnia 2014


1. Ledwo zdążyłem wstać na „Kawę na ławę”. Właściwie nie zdążyłem, bo włączyłem dopiero na drugą część. Poseł Szejnfeld miał jakąś irracjonalną poszetkę.
Komentując sprawę zatrzymanych w PKW dziennikarzy powiedział, że sąd po zbadaniu sprawy stwierdził pomyłkę funkcjonariuszy. O ile dobrze pamiętam uzasadnienie, to sąd powiedział, że pomyłkę podejrzewa.
Niby żadna różnica. Jednak zmienia bardzo dużo.
Jeżeli ta narracja się utrwali, to będzie zła informacja.

2. Później była „Loża prasowa”. Janusz Majcherek udawał idiotę, którym – coraz bardziej podejrzewam, że jest Adam Szostkiewicz. 
Majcherek mówił, że na świecie co roku traci życie tylu dziennikarzy, że sprawa dwóch, których sąd uniewinnił „jest epizodem pozbawionym znaczenia”. 
Szostkiewicz wyraził żal, że Hofmana nie ma w PiS, bo „akurat tej partii taki element liberalny bardziej, mniej ideologiczny bardzo by się przydał”.
Zapytany przez Lisickiego, „kiedy w ciągu ostatnich 25 lat było tyle dziwnych rzeczy związanych z wyborami?” Majcherek zaczął opowiadać, że kiedy PiS objął władzę zaczęły się czystki w mediach publicznych. I próbował – z pomocą prowadzącej – udowadniać, że o to szło w pytaniu.
Przyparty do muru odpowiedział „Wątpliwości są zawsze. Po każdych wyborach składane są setki protestów przeciwko nieprawidłowościom w wyborach. Po każdych wyborach. Tym razem jest ich więcej, ponieważ została nakręcona pewna kampania.”
Praca doktorska Majcherka nosi tytuł: „Metodologiczne konsekwencje relatywizmu kulturowego”.
Relatywizm to ważne słowo w życiu profesora.

W międzyczasie się okazało, że „Wprost” publikuje tekst o rozliczeniach paliwowych marszałka Sikorskiego. Większość twitterowego tajmlajnu nie była w stanie ogarnąć o co chodzi z kilometrówką. I to jest zła informacja.

3. Odwiozłem Bożenę z dziewczynami do Złotych Tarasów do kina. Okazało się, że informacje o godzinach seansów na stronie internetowej Multikina mają się tak do rzeczywistości jak wynik sondażu exit poll do ogłoszonego przez PKW. I to jest zła informacja.

poniedziałek, 8 września 2014

8 września 2014



1. Przeczytałem po obudzeniu informację, że radiowóz awansował na środek przymusu bezpośredniego. Czyli, że Policja będzie samochodami marki Kia taranować uciekających kierowców. Już to widzę. Kia versus pijany traktorzysta. Kia versus polonez. Kia versus Transit.
Bardzo ciekawy będzie przetarg na następne radiowozy.


Niedziela, więc włączyłem TVN24. Jolanta Pieńkowska do sygnatariuszy Monachijskiej Konferencji dopisywała właśnie Stany Zjednoczone. Pani Jola będzie miała swój program w TVN24BiŚ. Tym kanale, co to ponoć ma być mądrzejszym TVN24.

Raz w życiu rozmawiałem telefonicznie z panią Jolą. Rozmowa była transmitowana przez telewizję. Nie napiszę o tym więcej, bo tekst o „Gumisiach” obiecałem „Frondzie”. Będzie z pół roku temu, jak obiecałem. Wciąż niestety brak mi motywacji, żebym ten tekst skończył. „Fronda” płaci mniej, niż kosztuje taksówka konieczna do tego, żeby się tam dostać, by umowę podpisać.

[tu informacja do wszystkich, których, tak jak szefa platformianego think-tanka – Jarosława Makowskiego, Bóg nie wyposażył w odpowiednią inteligencję – „Fronda” i „fronda.pl” to dwa zupełnie osobne byty. Zupełnie jak „Platforma Obywatelska” i „platforma wiertnicza”]
[Choć w tym przypadku i jedna, i druga służą eksploatacji]

Po pani Joli w TVN24 wystąpił pan prezydent Komorowski i czytał Trylogię. I to jest zła wiadomość.

2. Pół „Kawy na ławę” zajęły sprawy międzynarodowe. Właściwie nie musiałem programu oglądać, bo wszystko było oczywiste. Każdy mówił to, co w jego mniemaniu chciał usłyszeć jego elektorat.
Trochę mi się żal zrobiło ministra Sikorskiego, bo po raz pierwszy poseł Szejnfeld go nie bronił. Znaczy: opozycja mówiła to, co zwykle. Zaś Szejnfeld milczał. Czyżby koniec kariery najlepszego ministra w historii Polski?
W programie brał udział młody peeselowiec, którego nazwiska nie zapamiętałem. W każdym razie nie nazywał się jak jakiś stary działacz np. Kosiniak-Kamysz.
To smutne, że istnieją młodzi ludzie, który idą w PSL.

3. Prawie cały dzień, a właściwie dni dwa w mercedesie na V spędził Karol – starszy reprezentant najmłodszego pokolenia sąsiadów. Sprawdzał otwieranie i zamykanie drzwi. Z klapą było gorzej, bo mógł otworzyć, ale do zamknięcia brakowało mu coś koło metra wzrostu.
Bożena zauważyła, że Karol świetnie by się nadawał do prezentowania nowych modeli samochodów. W każdym odkryje coś interesującego i tym odkryciem potrafi się dzielić z zaangażowaniem.
Uważam, że powinien go zatrudnić TVN do „Automaniaka”. Pięcioletni prowadzący przerwałby tradycję nieumiejętnego podrabiania Top Gear. Jego wiedza i zacięcie zrewolucjonizowałyby program.

Karol poznawał mercedesa. Myśmy trochę sprzątali. Wiem już jak to jest mieć węża w kieszeni.

Wieczorem obejrzeliśmy film o Jobsie. Film dla wtajemniczonych. Kto dziś złapie o co chodziło Jobsowi, kiedy pytał Radę o Newtona?
W Polsce nie da się robić takich filmów. Nie ma bohaterów, o których bohaterowie wiedzą prawie wszystko, więc cała opowieść jest o jakimś drobnym aspekcie życiorysu.
I nie chodzi mi o to, że powinniśmy mieć polskiego Jobsa. Bo nawet gdybyśmy mieli, to i tak nic by z niego nie wyszło.
Mogłem kiedyś za grosze kupić Classika – pierwszego mackintosha, jakiego używałem. Nie kupiłem. I to zła informacja.
Trzy lata temu koledzy, jeszcze wtedy z „Gazety Krakowskiej” opowiadali, że przyszedł do nich Ryszard Niemiec, były naczelny, przyniósł pełnoletniego Classika, który przestał działać. Wymienili bateryjkę i zaczął działać.
Samsung na targach IFA pokazał telewizor 8K. Osiem razy full HD. Za rok pewnie pokaże 16K. A redaktor Niemiec pewnie dalej będzie patrzył na ekran 512x342.

Porównanie jest bez sensu, bo telewizor i monitor komputerowy to trochę inne rzeczy. Ale rozumiecie o co mi chodzi.

poniedziałek, 1 września 2014

1 września 2014



1. Obudziła mnie duma rozpierająca w związku z nową funkcją PDT. Niestety, kiedy poszedłem do łazienki okazało się, że rozpiera mnie jednak coś innego.
Więc chyba nie zdałem egzaminu.
Później w telewizorze pani Walter powiedziała, że „zawodnicy obu drużyn są strasznie na siebie napaleni.” Więc wiedziałem, że dzień będzie interesujący.
W „Kawie na ławę” Szejnfeld zarzucał Hofmanowi, że ten nie cieszy się szczerze z sukcesu Polski i Donalda Tuska. Pani Nowacka od Palikota zachwycała się tą nieszczęsną Włoszką. A minister Kosiniak-Kamysz wyglądał jak postać z kreskówki.
Szejnfeld palnął coś w stylu: będziemy realizować interes Polski, ale tylko taki, który my rozumiemy.
Szejnfeld nie miał łatwo, bo Rymanowski po wakacjach stracił najwyraźniej tolerancję na jego retorykę i go co chwilę uciszał.

Występowałem kiedyś u Rymanowskiego w radio, ale wolałbym tego nie pamiętać.

No i najważniejsze: przesadzono gości „Kawy na ławę” i to jest zła informacja, bo Męskie Blogerki Modowe nie będą mogły tak łatwo nabijać się z outfitów posła Girzyńskiego.

2. Pojechaliśmy do Ikei. I to jest zła informacja, bo Ikei szczerze nienawidzę. Uważam, że jest to zbyt dobrze wymyślony sklep i walka z przymusem kupowania tam kosztuje mnie za dużo zdrowia. Byłem Ikei fanem od pierwszych odwiedzin w warszawskiej, tej w alejach Jerozolimskich nad torami. Choć zaczęło się to wcześniej, z katalogów oglądanych jeszcze w latach 80. i szafek „odrzut z eksportu”, które mieliśmy w pokoju. I podróbki foteli „kon-tiki” z których oglądaliśmy ruski telewizor.
No więc byłem Ikei fanem. Do momentu, kiedy mój ojciec nie wrócił ze Stanów. Pojechaliśmy do Ikei, bo potrzebował szafę. Pokazuję mu więc jedną, drugą, trzecią. On ogląda –przecież to jest byle jakie i jak na tę bylejakość strasznie drogie. No i wtedy łuski mi z oczu spadły. Bo faktycznie, to, co dwadzieścia lat temu było litym drewnem dziś jest oklejaną płytą.
Oczywiście nie jest tak ze wszystkim, ale wyłowienie porządnych rzeczy z tego morza rzeczy średnich zajmuje zbyt wiele czasu. I energii. I jedzenie wcale nie jest tak dobre.
Przed nami w kasie czteroosobowa rodzina płaciła prawie 15 tysięcy złotych. Część gotówką, część z kart. Kilku. Jedne przechodziły od razu, inne dopiero jak kasjerka próbowała mniejsze kwoty. Mam nadzieje, że meble będą im służyć dłużej niż wieczność, którą zajęło im płacenie.

Ojciec był na meczu otwarcia na Narodowym. Jako, że nie jest chorym z nienawiści PiS-owcem nawet mu się podobało. Dopiero, gdy go trochę zacząłem naciskać przyznał, ze nie jest to optymalne miejsce do tego, żeby tam organizować mecze siatkówki.

3. Wieczorem na Twitterze oglądałem zabawną dyskusję pomiędzy redaktorem Szułdrzyńskim a resztą świata. Redaktor Szułdrzyński upierał się, że Donalda Tuska można nazywać „Prezydentem”, a ci, którzy mówią, że nie – robią to ze złych pobudek.
Ja tam redaktora Szułdrzyńskiego miałem za rozsądnego gościa. Lubię go oglądać w telewizorze.
Dyskusja oczywiście była na z dupy argumenty, do kiedy ktoś nie wrzucił linka do oficjalnego tłumaczenia Traktatu z Lizbony, w którym wyraźnie napisane jest „Przewodniczący”.
Wtedy red. Szułdrzyński napisał, że on wcale nie twierdził, że Tusk jest „Prezydentem”.

A cała sprawa wzięła się ze zdania „Ustępujący przewodniczący van Rompuy pogratulował prezydentowi Tuskowi”. Które jest śmieszne niezależnie od tego, co się o sukcesie Tuska sądzi.

Smutne jest, że nikt nie zwraca uwagi na to, że przyszłość Donalda Tuska nie będzie tak różowa. Gdyby postanowił sobie wyczarterować samolot i latać nim co weekend do Gdańska, to by go europejscy podatnicy zagryźli. Wszystko z zawiści. My mamy mniej pieniędzy i nam to wcale nie przeszkadzało.
Dziennikarze też się zmienią. I to może być najbardziej dotkliwe, bo premier Tusk nie ma specjalnego doświadczenia w kontaktach z mediami, których nie jest największym reklamodawcą.


Zawodnicy TVP byli albo bardziej, albo mniej napaleni niż ci z TVN. Wygrali 2:1.

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

25 sierpnia 2014



1. No więc tak, jak przewidywałem obudziłem się z kacem. Ale to nie było najgorsze. Otóż przykleiła się do mnie melodia przeboju artysty o interesująco brzmiącym pseudonimie Dj Disco, o równie frapującym tytule „Szalona ruda”. Mój sąsiad Tomek jest zafascynowany jak piosenka, której podmiot liryczny zastanawia się nad kolorem włosów łonowych rzeczonej Rudej może rano być puszczana w radio. Fascynacja sprowadza się do odtwarzania tego utworu co jakiś czas, a to telefonem Sony, a to systemem audio jego volvo V50.
Mówi wtedy, że długo nie mógł uwierzyć, że ten tekst jest właśnie o tym.

2. No więc Ruda zniszczyła mi poranek. Później do Rudej dołączył miłościwie panujący nam pan premier, a dokładniej: któryś z jego świetnie opłacanych urzędników, który odpowiada za obsługę panapremierowego Twittera. Otóż wczoraj była rocznica uzyskania niepodległości Ukrainy. I panapremierowy Twitter napisał, że nie ma wolnej Europy bez wolnej Ukrainy. Napisał to niby po ukraińsku, ale łacińskim alfabetem. I to było słabe.


3. Cały dzień przy garach i telewizorze. Powinienem się znowu wgryźć w polską politykę, a jest ona niemożebnie nudna. No może poza poznańskim europosłem Szejnfeldem, który jest nie tyle nudny, co wkurwiający. Gdzieś głęboko chowam nadzieję, że przy kolejnych jego manipulacjach otworzy się niebo i się rozlegnie grom i po europośle Szejnfeldzie zostaną czerwone buty.

Pod wieczór stwierdziłem, że więcej nie usiedzę i pojechałem na grzyby. Było słonecznie i lało. Czyli pojawiła się tęcza. Wyraźnie było widać gdzie się zaczyna. Nie podjechałem tam, bo się bałem że mnie ktoś aresztuje. Nie znalazłem więc garnca złota. I to jest zła informacja.