Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Władysław Kosiniak-Kamysz. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Władysław Kosiniak-Kamysz. Pokaż wszystkie posty

piątek, 2 lipca 2021

2 lipca 2021


 

1. Pojechałem do Castoramy. Po zaprawę zduńską. I coś tam jeszcze. Jechałem przez Sycowice i Nietkowice. Świeżym asfaltem. Poprzednim razem zauważyłem głaz. Z inskrypcją. Dziś stanąłem, żeby przeczytać. Otóż głaz był z okazji stulecia niepodległości i sześćdziesięciopięciolecia Koła Łowieckiego „Dąb” Zielona Góra. 
Mądrość przyrody ogromna jest
Myśliwi matce naturze wierni są

Składnia trochę łacińska. Choć bardziej brzmi jak spisana mądrość mistrza Jody. 
Pierwszy raz od niepamiętnych czasów wjechałem na prom bez zatrzymywania. Czyli, gdy podjeżdżałem, obsługa promu – łatwo poznać po kamizelkach – przygotowywała prom do, niezbyt może długiej, ale zawsze – drogi. 
W Castoramie nie znalazłem gumowych podkładek. Zaprawę znalazłem. I taśmę do uszczelnienia rur kominowych. Więc jeżeli reszta potrzebnych rzeczy trafi do paczkomatu – skończę proces podłączania pelleciaka. 

2. Udało mi się połączyć kropki i dojechać tam, gdzie chciałem bez pytania googla. By się przejść po deptaku, porzuciłem auto na placu Bohaterów. Uniwersalność tej nazwy dobrze świadczy o decydentach. Przypomniało mi historię sprzed ćwierć z okładem wieku. W którejś z podkrakowskim miejscowości – Zielonkach? Węgrzcach? – ulice nazwano numerami. Tak po amerykańsku. Nie pamiętam, czy to było z czasów mojej pracy w Krakowskiej czy już w Superaku. Pojechaliśmy do włodarza, który decyzję tę podjął, by zapytać, co za nią stanęło. Odpowiedział, że chodziło mu o to, że jak się będzie patronów szukać, to straszne awantury będą. Jakieś baby przyjdą z kolejnymi świętymi, czy coś. A on chciał mieć spokój. Na placu Bohaterów jest fontanna. W fontannie łaził prowadzony na myczy przez łażącego obok fontanny właściciela pies w typie retrievera. Lata temu pies–suka w typie retrievera przerażał niektórych na krakowskim Rynku. Biegał, merdał ogonem, co jakiś czas sobie kogoś upatrzył. Wtedy zaczepiał. Ktoś zaczepiony się psem zachwycał – że taki piękny. Głaskał. I w ogóle. I nagle znikąd pojawiali się policyjni wywiadowcy, którzy tego kogoś zwijali, bo pies był psem na narkotyki, które wywąchiwał w kieszeniach porynkowych spacerowiczów. 
Ani pies w fontannie, ani do niego przyczepiony smyczą właściciel nie wyglądali na policyjnych wywiadowców. Przyglądali się im za to chłopiec i mężczyzna. Obaj w czarnych garniturach, z czarnymi krawatami. Jak agenci FBI z „Twin Peaks” (nie licząc Mouldera, który w „Twin Peaks” był agentem kobietą). Swoją drogą muszę kiedyś zagryźć zęby i dooglądać „Twin Peaks” do końca. Próby czasu nie przetrzymał, ale wielkie wrażenie na mnie te trzydzieści lat temu robił. 

Kawałek dalej z bilbordu „Nadzieja dla Polski” łypał Kosiniak-Kamysz. Władka znam. Naprawdę sympatyczny gość. Ale nadziei z nim jakichś specjalnych nie wiążę. 


3. Wracałem przez Tesco. W Tesco spotkałem Wronów. I czytelnika Negatywów. Wrona mógł na własne oczy zobaczyć, że jakąś karierę robię. 
Generalnie polecam Marcina Wronę. Jest świetnym gościem. Z zakupionych przez siebie produktów zrobił obiad. I jeszcze przepraszał, że nabrudził. Porozmawialiśmy o polityce transatlantyckiej. O polityce amerykańskiej. I o mediach. O kondycji polskich ma ciut lepsze zdanie niż ja. Ale tylko o ciut. Będzie w niedzielę wieczorem występował w coniedzielnej debacie o kondycji dziennikarstwa. 

Kiedy pojechali zabrałem się za buraki. Kiszenie buraków, które wcześniej praktykowałem tylko przed Bożym Narodzeniem, pandemia wpisała na stałe do moich zwyczajów. Stąd nerwowe ich poszukiwania w świebodzińskich sklepach. Obieranie buraków i reszty potrzebnych jarzyn wiąże się u mnie z czytaniem 27 numeru miesięcznika „Wszystko co najważniejsze”. Wielokrotna lektura ułatwia zrozumienie. 

Koleżanka kocia zachowuje się tak, jakby się miała zamiar wprowadzić. Powoduje to pewną u Kocia nerwowość. Archetypiczna – że tak powiem – sytuacja. 

czwartek, 13 maja 2021

12 maja 2021


 

1. Kosiniak-Kamysz powiedział Piaseckiemu, że nie wierzy w ufoludki.
Mazurek pomylił DEA z FDA. To właściwie śmieszne. Ale pewnie nikt tego nie zauważył. 

2. Pan od pompy nie przyjechał. Znaczy: o czasie nie przyjechał. Przyjechał później. 
Zasylikonowałem zlew. Znaczy: wcisnąłem sylikon między zlew a blat. Nadmiar zlew wycisnął na blat. Teraz będę się zajmował urywaniem go po kawałku. Nadmiaru. Nie zlewu. 
Przymocowałem deskę tarasową. Deskę, która się wygła. Wygła się tak, że aż wyrwała wkręt. Wydawać by się mogło, że deski, które leżały dziesięć lat na strychu nie bedą przejawiać wykrzywiających tendencji. 

Trzeba było pojechać do Świebodzina po umyte audi. Myjnia przy Jeziorowej. Polecam tego allegrowicza. Umyte audi wyglądało jak obcy samochód. Przy okazji mysia odnalazła się moja karta do bankomatu. Karta, na której postawiłem krzyżyk z pół roku temu. 

Wracając, wpadliśmy do Lidla po buraki. Buraków nie było. Kupiliśmy więc inne rzeczy. Nie były to testy na COVID, choć przy kasach zalegają ich już dwa rodzaje. Nowy parkomat drukuję większe karteczki. Poprzednie były na tyle małe, że się ich nie wyjmowało. Zalegały podszybie. Te są na tyle duże, że trudno o nich zapomnieć. 

3. Pan od pompy przyjechał chwilę po tym, jak wróciliśmy z miasta. Wymienił kapiący element. Zafascynowały go nasze pszczoły (te, które mieszkają w ścianie domu, na pierwszym piętrze). Jest synem pszczelarza, więc nic dziwnego. 
Przyjedzie za miesiąc, żeby uruchomić hydrofor. Hydrofor nie działa od ponad trzydziestu lat. Ponoć mu to jakoś specjalnie nie zaszkodziło. 
Czynny hydrofor zwiększy efektywność podlewania. 


czwartek, 25 marca 2021

25 marca 2021


1. Słonce wstaje nad lodówką. Znaczy słońce wstając oświetla ścianę nad lodówką. Warto wstać o świcie, by mieć takie obserwacje.


Kosiniak u Piaseckiego. Ziew. Arłukowicz w Graffiti. Należę do ograniczonej grupy, która pamięta, że był Ministrem Zdrowia. Być może dlatego, że kierowana przez niego służba zdrowia wykończyła moją babcię. 

2. W końcu odebrałem twardy dowód rejestracyjny. Miękki stracił ważność dwa tygodnie temu. Jestem debilem, gdyż pani w urzędzie zaproponowała mi, że dowód wyślą pocztą. Ja odmówiłem. Najpierw się musiałem dodzwonić by się umówić na odbiór. To się udało dość szybko. Tydzień zleciał jak z bicza strzelił. Stanąłem w kolejce przed urzędem. Wyszła pani urzędniczka, wezwała. Proces wydawania trwał 10 minut. Zostało mi jeszcze OC – które się kończy za niecały miesiąc – i proces przejmowania Lawiny będzie można uznać za zakończony. 
Wpadłem do Tesco po chleb. W saloniku prasowym promowano książkę Josepha Murphy'ego „Niezwykłe Prawa Kosmicznej Mocy Umysłu”. Przy zakupię można było dostać 20% rabatu na „Potęgę Podświadomości” tegoż autora. Pomimo wszystko się nie zdecydowałem.  

Udało mi się wymienić baterię w iPhonie Bożeny. Nie gubiąc żadnej śrubki, mimo iż jedna wykazywała predylekcję do ucieczki. Na szczęście była na tyle duża, że mogłem ją dostrzec. Sukces. Ale była też porażka. Zamówiłem złą baterię. Zauważyłem to gdy już telefon rozebrałem i wyjąłem starą. Na szczęście jej nie uszkadzając. Już chciałem psy wieszać na sprzedawcy – ale się okazało, że to moja wina. Zamówiłem dobrą. Wymieniłem. Jednak sukces podwójny – dwa razy rozbierałem telefon i dwa razy nie zgubiłem ni śrubki.

Miałem pojechać do Warszawy. Już sobie ostrzyłem zęby na kilka spotkań – chciałem pokazać niedowiarkom, że jednak żyję. Entuzjazm mój zgasiła moja pani doktor –Nie zrobiliśmy jeszcze przeciwciał, więc nie wiadomo czy jest pan odporny. Proszę lepiej uważać. No i tyle by było z życia towarzyskiego w zapowietrzonym mieście. 

3. W „Fakcie” na jedynce zdjęcie ministra Niedzielskiego nad informacją, że Wojewoda Dolnośląski do szpitala tymczasowego kupił stare łóżka z Niemiec. W jednym ze szpitali leżałem na jakimś rodzaju tapczanu. Chyba wolałbym stare łóżko szpitalne z Niemiec. 
Za to na stronie piątej tegoż „Faktu” – materiał promocyjny Link4, o współpracy ubezpieczyciela z Orlenem. „–Sprzedaż produktów ubezpieczeniowych LINK4, spółki z Grupy PZU, przez ORLEN Usługi Finansowe jest dobrym przykładem współpracy polskich firm działających w różnych obszarach biznesowych – podkreśla Patrycja Kotecka, członek zarządu LINK4.
Państwowe spółki wspierają wolne media. Również te publikujące antyszczepionkowe fejkniusy. 

Przeczytałem w „Super Expressie”, że Monika Zamachowska po rozwodzie nie ma zamiaru rezygnować z nazwiska. Przypomniała mi się radość siedzącego w krakenowym ogródku Willa Richardsona, kiedy się dowiedział, że Monika po latach od rozwodu w końcu rezygnuje z jego nazwiska, by stać się Zamachowską. 

Posadziliśmy kolejne dwie choinki. Została ostatnia. 


 

środa, 17 marca 2021

17 marca 2021


 

1. Kocio wyszedł późnym wieczorem. Wrócił na moment przed tym, jak kładłem się spać. Spał do rana. Rano nie chciał wyjść. Okazało się, że utyka. Cały dzień przespał. Pewnie dostał łomot. 

2. O co rano pytał Piasecki Dworczyka? O AstraZenekę. Co Dworczyk odpowiedział? Mniej-więcej to samo, co wczorajsza pani profesor. Zakładamy się o co Piasecki zapyta jutrzejszego gościa i co ten gość odpowie?
U Mazurka nie znany bliżej eseldowiec. Były wiceprezydent Łodzi. Opowiedział, że jak kiedyś Bogusław Linda powiedział, że Łódź to miasto meneli, to on Bogusława Lindę zaprosił na kawę. No i Bogusław Linda nie przyszedł. Strasznie smutna historia. 
Chwilę wcześniej w Polsat News był Kosiniak-Kamysz. Przyznał, że był wielbicielem Kajka i Kokosza. To była chyba jedyna warta z tej rozmowy zauważenia rzecz.  

3. Nareszcie jakiś motoryzacyjny sukces. Kiedy byłem w szpitalu przyszła z Chin tzw. opornica. Choć w tym przypadku nie jest to zwykła opornica, tylko coś bardziej elektronicznie skomplikowanego. Lawina ma automatyczną klimatyzację. Prędkość wentylatora reguluje komputer. Znaczy: wysyła cyfrowy sygnał do opornicy, która puszcza odpowiedni prąd do silnika. Poprzedniemu właścicielowi opornica się zepsuła. No i pojechał do jakiegoś kowala-geniusza, który z elementów opornicy z jakiegoś BMW, dwóch metrów kabli do żelazka – no dobra, może niekoniecznie żelazka, raczej radiomagnetofonu Grundig – i czteropozycyjnego przełącznika zmajstrował niezależne sterowanie wentylatorem. Narobił się przy tym. Dołożył przekaźnik, poprowadził masę przez pół samochodu. Było to o tyle irracjonalne, że nowa opornica kosztowała z przesyłką 91 zł 51 gr. Założenie nowej zajęło pięć minut. Wycinanie wydumki – prawie godzinę. Klimatronik działa. No i jeszcze silnik wentylatora przestał wyć. Gniazdo zapalniczki wróciło na miejsce. 
Ale żeby nie było za fajnie: opornica jest zamontowana w kanale powietrznym, tak, by chłodziło ją powietrze tłoczone przez wentylator. Kowal-geniusz, by zmieścić swoją konstrukcję wyciął większą dziurę, przez którą teraz zimne powietrze wieje na nogi pasażera. Udało mi się to jakoś zakleić taśmą. Zobaczymy na jak długo. 

Kiedy wczoraj czekałem na wyniki zauważyłem jak cieknie mi prąd z baterii w iPhonie. Po procencie. Telefon ma dwa lata. Swoje przeżył. Więc bateria miała pełne prawo się skończyć. Za całe sześć dych zamówiłem nową. Przyszła. Wymiana w 8 plus jest dużo prostsza niż w starym CE. Co nie zmienia sytuacji, że jedna ze śrubek, wielkości małej, raczej małości wielkiej, wzięła i znikła. Dokumentnie. To może być jakaś klątwa, bo zawsze kiedy rozbieram jakiegoś iPhone'a jakaś śrubka znika. Bateria założona. Telefon się ładuje. Powinien się przestać grzać. Zobaczymy. 

czwartek, 30 kwietnia 2020

29 kwietnia 2019


1. Śniło mi się, że obudziły mnie czołgi jadące na Warszawę. Zamach stanu znaczy. Kiedy się przyjrzałem bliżej okazało się, że to T-55, kilka atrap pojazdów pancernych z pierwszej połowy XX wieku. Wszystkim zarządzał pułkownik SB ubrany w mix mundurów, typowy dla właścicieli kolekcji sprzętu wojskowego. Że jest pułkownikiem SB dowiedziałem się od niego. Pomyślałem, że jest na za młody i się obudziłem. Miewam ostatnio sny, które są dużo lepsze niż filmy, które oglądam. I to jest zła informacja. Bo ileż można spać.

2. Sen prawdopodobnie wziął się z dźwięków, jakie wydawała z siebie śmieciarka. To ten dzień, kiedy przyjeżdża po szkło. Raz w miesiącu, jeżeli człowiek zapomni i nie wystawi kubła – jest problem. Wchodzi tam zadziwiająco mało butelek po winie. Ech, gdyby był jakiś domowy sposób recyklingu butelek… Najpierw strzelać do nich z czarnoprochowca (w celu rozwijania pamięci mięśniowej). Później potłuczone szkło kleić do elewacji. Byłoby to jakieś wyjście, choć nie sądzę, żeby ze zrozumieniem podeszła do niego Lubuska Konserwator Zabytków.
Może by ktoś wymyślił jadalne butelki. Jak jadalne talerze, którymi handlował Kazimierz Marcinkiewicz. Talerze chyba kupiła nasza ambasada w Waszyngtonie za czasów panowania ekscelencji Schnepfa. Ale to mogą być tylko plotki. Jadalne butelki o smaku skomponowanym z zawartością. Paru celebrytów by mogło przy tym dorobić.
A gdyby tak poważnie przemyśleć koncepcję szklanych domów? Ściany z butelek łączonych gliną. No dobra. Ważne, że wieczorem wystawiłem kosz i jego zawartość zniknęła w czeluściach śmieciarki.

Miało padać. Miast padać mżyło. I to tylko przez chwilę. I to jest zła informacja.

3. Mazurek vs Kosiniak. Nie należy chodzić do Mazurka w przekonaniu, że skoro się lubimy, to na pewno będzie ok. Czy jest jakaś sprawa, w której nie zmienia zdania Kosiniak-Kamysz?
Ja tam uważam, że umiejętność zmiany zdania nie jest taka zła. Zdarzają się przecież ludzie, którzy nie mają zdania na żaden temat i pożyczają sobie zdanie od aktualnego rozmówcy. K-K trenuje inną dyscyplinę. Po tym, kiedy zmieni już zdanie, swoje poprzednie próbuje kleić komuś innemu.
Tym razem zaczął tłumaczyć, że to Andrzej Duda podniósł rolnikom wiek emerytalny.
W rzeczywistości było tak:
Wiek emerytalny został podniesiony ustawą z 11 maja 2012 r., która weszła w życie 1 stycznia 2013 r. Ustawa podwyższała wiek emerytalny (również rolników) z 60 lat dla kobiet i 65 lat dla mężczyzn do 67 lat dla obu płci. Do tego likwidowała wcześniejszą emeryturę rolniczą. Tzw. wcześniejsza emerytura rolnicza przysługiwała ubezpieczonemu rolnikowi, który spełniał następujące warunki (wszystkie): osiągnął wiek 55 lat – kobieta, albo 60 lat – mężczyzna, podlegał ubezpieczeniu emerytalno-rentowemu przez okres co najmniej 30 lat, zrezygnował z prowadzenia gospodarstwa. Ustawa z 11 maja 2012 r., podwyższająca wiek emerytalny, likwidowała po 31 grudnia 2017 r. możliwość przejścia na wcześniejszą emerytury rolniczej.
Czyli jeszcze raz – podniesienie wieku emerytalnego dotyczyło również rolników. Likwidowało możliwość przejścia na wcześniejszą emeryturę – ale w tym przypadku okres przejściowy trwał pięć lat.
Czyli jeszcze raz – K-K (z resztą rządu i koalicji PO-PSL) podniósł wiek emerytalny rolników do 67 roku życia. Wiek, który później inicjatywą Andrzeja Dudy został obniżony do 65 i 60 roku życia.
Znowu zacytuję klasyka. K-K mija się z prawdą nie bez udziału świadomości. Choć z drugiej strony istnieje możliwość, że świadomość w tym przypadku przegrywa z chęcią wiary w nową wersję przeszłości. Czyli że to nie K-K mija się z prawdą, tylko prawda K-K mija się z minioną rzeczywistością.
W każdym razie, K-K robi to z uśmiechem na ustach. Ja tak nie potrafię. I to jest zła informacja, bo gdybym potrafił – łatwiej by mi się funkcjonowało. 

Kiedy przyszło do obniżania wieku emerytalnego K-K wstrzymał się od głosu. Znaczy, proces zmiany zdania trwał u niego w tym przypadku dość długo.

W sprawę tablic rejestracyjnych mojej matki zaangażowały się Polskie Służby Konsularne. Das Amt jest na razie nieprzejednany. –Polska nie wpuszcza. –Ale to my jesteśmy Polska.Ale to my wiemy, że Polska nie wpuszcza.

Słynny w pewnych kręgach Leszek Jażdżewski, w dyskusji na Twitterze odpisał jednemu z dziennikarzy: żeby wygrać demokrację w Polsce trzeba się będzie ubabrać. I to mocno. Pora, żeby ta prawda wbiła się do głów zwolenników opozycji i jej liderów.
Kiedyś był ZBoWiD, po latach walki Leszek Jażdżewski może założy ZUBoD – Związek Ubabranych Bojowników o Demokrację.





poniedziałek, 18 września 2017

17 września 2017



1. Przyśnił mi się król Stanów Zjednoczonych. Państwowa wizyta. Wszystko się logicznie trzymało kupy do momentu, kiedy zauważyłem, że konni gwardziści z honorowej asysty ubrani byli w stroje przypominające… no właśnie… jakiś czas temu chodził po Sieci filmik chyba z Irlandii o dwóch panach ubranych stroje sugerujące, że niesieni są na barana przez jakieś ichnie skrzaty. Kto widział, wie o co chodzi. Kto nie widział – pewnie nie zrozumie, bo jakoś brakuje mi pomysłu jak to opisać. W każdym razie wcześniej śnił mi się pojazd, który przypominał powóz silnikowy Gottlieba Daimlera. Wyposażony w nowoczesną elektronikę, zamaskowaną w bardzo kulturalny sposób.
No i gwardziści, którzy wskakując na konie machali przymocowanymi do mundurów dodatkowymi nogami. No i przez te machające nogi dotarło do mnie, że sympatyczny dziad w czerwonym mundurze, który mi się przyśnił wcześniej nie może być królem USA, bo tam króla nie ma.

Monarcha wziąć się musiał z wieczornej rozmowy, ze Szwedką, którą Józka przywiozła na wieś. Szwedka do instytucji monarchii podchodziła sceptycznie. Podobnie jak do Norwegów. Król jej nie pasował, bo robi błędy ortograficzne i jest drogi. Do Norwegów ma zaś stosunek postkolonialny. Bardzo podobny do tego, jaki niektóry nasi rodacy do państw orientalnie ościennych.

Szwedka jest artystką. W naszej stołówce robi pomnik, który stanie gdzieś w Finlandii z okazji stulecia jej niepodległości. Stołówka po latach nabiera nowego życia. Szwedce się na wsi podoba. Bardziej niż w Nowym Jorku. Bo w Nowym Jorku jakość życia jest zdecydowanie niższa niż by powinna wynikać z ceny. W Szwecji za to jest zbyt cicho. Kultywowanie ciszy, to w Szwecji niby religia.

W każdym razie się nie wyspałem. I to jest zła informacja.

2. Przeczytałem Mazurka z Kosiniakiem-Kamyszem. Nowe PSL jednak się różni od starego. Kosiniak-Kamysz ojciec jest dyrektorem szpitala im. Dietla w Krakowie. Jego Kuzynka jest wicedyrektorem. Kosiniak-Kamysz podkreślił, że kuzynka bardzo daleka. Później opisywał pewne swoje z pracy w szpitalu doświadczenie. Z opisu się można było domyśleć, że chodzi o szpital im. Dietla. Stare PSL było dumne z tego, że wspiera rodziny. Własne rodziny. Nowe – jakoś specjalnie się tym nie chwali.
W Plusie-minusie red. Witwicki przeprowadził wywiad z jakimś młodzieńcem ogarniającym internety Nowoczesnej. Muszę przyznać, że red. Witwicki był bezwzględny, co mi nie do końca pasuje do człowieka, który się nazywa jak bohater „Transformersów”.
Mam nadzieję, że Plusa-minusa nie czytają mój kolega, który dwa lata temu się zastanawiał nad głosowaniem na Nowoczesną. Po lekturze tego wywiadu by się mógł chcieć ze wstydu własną pięścią zabić.
Kawałek dalej był wywiad z Kazikiem. W nim: „jak może istnieć kolektyw, który nie potrafi na siebie patrzyć”. Kazik „boleje z powodu braku wywiadów Roberta Mazurka”. Ja tam Mazurka czytam w der Dzienniku. Boleję z powodu tego, że Mazurek odchodząc zabrał najwyraźniej korektę. I to jest zła informacja.

Zdjąłem z kosiarki plandekę. Wylazło spod niej mnóstwo robactwa. Robaki najwyraźniej nie lubią, kiedy im pada na czułki. Trawa pod kosiarką zbielała. Kiedyś usłyszałem, że włosy to nie trawnik. Ale chodziło o to, że nie rosną równiej od strzyżenia, a nie, że siwieją od czapki. Wykosiłem trochę parku, ale bez specjalnej przyjemności, bo nie mogłem znaleźć odpowiedniego rytmu.
Zabrałem się więc za sprzątanie gałęzi. Z nieco lepszym skutkiem.

3. Pojechaliśmy do Świebodzina po Józkę. Na stacji stał niemiecki pociąg pełen volkswagenów. Niemiecki pociąg. Niemiecka lokomotywa, niemieckie wagony. Na wagonach volkswageny. Polskie, bo pociąg z Poznania do Niemiec. Niemiecki maszynista przyglądał się beemce. Był w takim wieku, że mógł kiedyś o takiej marzyć. Choć chyba niekonicznie, bo mam wrażenie, że Niemcy marzą o samochodach, które są w ich zasięgu.
Na drugim peronie trzech młodych ludzi komórką nagrywało chyba raperski teledysk. Jeden w kominiarce mocno gestykulował. Obok wjeżdżał pociąg. Później gestykulował inny. Bez kominiarki. Pociąg pojechał, wrócili na pierwszy peron podziemnym przejściem. Raperzy legaliści.

Beemka po wymianie przewodów paliwowych i hamulcowych zaczęła ciec z hydrauliki. I to jest zła informacja, bo miałem nadzieję, że przez chwilę będzie z nią spokój.