poniedziałek, 2 sierpnia 2021

1 sierpnia 2021


1. Śniadanie z Ekscelencją Ministrem.
Ekscelencja Minister proponował w nocy, bym przyszedł, przyniósł kebab i oglądał olimpiadę. Wybrałem jednak śniadanie. Jajka po benedyktyńsku.
Jak rok temu, Miasto poskładało pod powstańczymi tablicami wieńce ze sztucznych kwiatów. Ciekawe, czy to te same.

2. Z Andrijem na Powązki. Nie pamiętam czego słuchaliśmy.
Kura spóźnił się z pięć minut. Wyjątkowo nie był jednak ostatni. Po nim przyszedł Czarzasty. Zresztą stali chwilę obok siebie. Padał deszcz i grzało słońce. Na raz. Powinna być tęcza.
Dyrektor Habilitowany Dariusz powiedział, że dyrektor Ołdakowski wylądował w szpitalu. A ja gotów się byłem założyć, że go przy Gloria Victis widziałem. Wychodziłem z cmentarza ze świeżo mianowanym prezesem IPN-u. Później wpadłem na niegdysiejszego Ministra Zdrowia. Powiedział, że dymisja oddała mu możliwość normalnego celebrowania 1. sierpnia.
Doszedłem pod kościół św. Karola Boromeusza. Tam znalazłem hulajnogę, na której dojechałem do domu. Gdzieś w okolicach Karcelaka zaczepił mnie człowiek twierdzący, że się urodził 1. sierpnia 1956 roku. 

3. Śpiewanki. Za rok może będą na placu Piłsudskiego. I dobrze, bo w Muzeum to jednak nie to. Kiedy wszyscy już pojechali, ze szpitala wrócił Janek. Jak na parę godzin wcześniej zabranego przez pogotowie wyglądał całkiem nieźle.
Dyrektor Habilitowany Dariusz poprosił mnie, bym nie pisał o tym jaką przygodę mieli z wieńcem na placu Krasińskich. Więc nie napiszę. Dyrektor zaś Zydel próbował wszystkich wkręcać mówiąc, że jest w stanie upojenia alkoholowego. Nie był. Chyba, że się na tyle sprofesjonalizował, iż nie widać wcale, że wypił. W instytucjach kultury to przydatna umiejętność. 

Później był teatr. Nie był o Powstaniu, ale było coś o złych Niemcach. 


 

niedziela, 1 sierpnia 2021

31 lipca 2021


1. Tym razem nie była to chyba śmieciarka. Raczej poczucie obowiązku. Ale – z tego wszystkiego – znowu wstałem zbyt wcześnie. Do południa byłem nieprzytomny. Później przyszedł kolega Olszański. Przeprowadziliśmy profesjonalną rozmowę, po czym przeprowadziliśmy się do Krakena, gdzie czekał kolega Jakub. Przeprowadziliśmy kolejną rozmowę. Kolega Olszański poszedł. Kolega Jakub jedzie na urlop do Włoch. Znaczy: leci. Z Krakowa do Pizy. A wcześniej idzie na mecz Cracovii. Chodziłem na mecze Cracovii w pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych. Na drugie połowy. Posłuchać kibiców. I pooglądać. Stadion wtedy był inny niż dzisiaj. Mecze też pewnie inne, gdyż Cracovia grała wtedy w jakiejś ósmej lidze. Jeśli mam być szczery, a ja od dzisiaj chcę być szczery – nie wiem, w której lidze gra. W każdym razie szczerze jej kibicuję. Marzy mi się szalik z napisem Jude gang. Albo takie dwa. Drugi bym dał Michaelowi Schudrichowi, a pierwszy zaniósł do Polin. To, że nie–żydzi nawiązują do żydowskiej tradycji klubu, nie mieści się raczej w oficjalnej polinowej wersji stosunków polsko-żydowskich. 

2. Na plac Krasińskich wiózł mnie Azamat. Słuchaliśmy – naprawdę głośno – polskiego popu. Chyba jednak wolę islamskich duchownych, nawet gdyby sugerowali, moją dekapitację. 
Na placu trochę mniej ludzi. Tradycyjnie wybitna homilia biskupa Guzdka. Właściwie to już arcybiskupa. Po uroczystościach Ekscelencja wydał kolację. Jak co roku. No i wygląda na to, że to była ostatnia taka kolacja. W pamiętnikach powinienem kiedyś opisać zeszłoroczną. Pewnie opiszę. 

Wróciłem do domu hulajnogą. Przez Krakowskie i Nowy Świat. Pełno ludzi. 
Wypiłem piwo w barze naprzeciw domu. Dają zniżkę sąsiadom. Bardzo rozsądny pomysł. Zachwalają kuchnię. Że nowoorleańska. Cokolwiek by to miało znaczyć. Najbliżej Nowego Orleanu, to byłem nad Sabine Pass. Jedzenie tam najwyraźniej nie było warte zapamiętania. 

3. Tymczasem w Rokitnicy: Silna ekipa ze Staropola zapiła i nie zgłosiła się w celu kontynuowania odgruzowywania bocznego wejścia do piwnicy. Wszyscy mają do mnie pretensje, że zapłaciłem im we czwartek część pieniędzy, przez co stracili determinacje. 
Zgłosił się za to dalszy sąsiad Tomek, pracownik sąsiada Tomka, który zrobił nową klapę do piwnicy. Konkretnie – dziury, przez którą niegdyś wyciągano popiół z kotłowni. Ponoć wygląda pięknie. 
Karol, syn sąsiada Tomka (bliższego sąsiada) obchodził urodziny.
Kocio pojawił się dość późno. Koło południa. Rudzia nie została zauważona. Ale można podejrzewać, że przez chwilę w domu była. 


 

sobota, 31 lipca 2021

30 lipca 2021


 

1. Śmieciarka. Rano. Obudziła. Nie wiem, na czym to polega, nie wiem, z czego się to bierze, ale w Warszawie są najgłośniejsze śmieciarki w Polsce.

2. Pojechałem do Muzeum Powstania Warszawskiego. Uberem. Moim kierowcą był Muhammad Samie. Spotkanie z Powstańcami w Parku Wolności. Był dyrektor Zydel. Zasadniczo powinien występować z orderem. Była wszakże rocznica dyrektora Zydla udekorowania. 
Ale nie o tym. Zanotował po pierwszy raz od dawna zły efekt covid-u. Fizyczny – że tak powiem, mentalnych nie liczę. Otóż, kiedy postałem chwilę na słońcu, które wcale takie mocne nie było, zaczęło się mi kręcić w głowie. Oj nie dał bym rady pracować jak kiedyś. Ale nie o tym. Rozmawiałem chwilę z funkcjonariuszem Służby Ochrony Państwa. Funkcjonariusz, to chyba jednak lepsze określenie niż oficer, gdyż nie każdy funkcjonariusz jest oficerem, a każdy oficer jest funkcjonariuszem. Znaczy z niejednym funkcjonariuszem rozmawiałem. Ale chodzi mi o tego konkretnie. Staliśmy z tyłu. On patrząc na zgromadzonych, których nie było tak dużo, jak kiedyś, zaczął się zastanawiać, co będzie gdy Powstańców już wśród nas nie będzie. Że pewnie przestaną przyjeżdżać oficjele. Że wszystko będzie zależeć od Miasta, jeżeli uroczystości będzie tratować poważnie, to oficjele przyjadą. Pamiętał czasy, kiedy rocznicę wybuchu świętowano z dużo mniejszą pompą. Kiedy właściwie świętowali sami Powstańcy. Rozmawiałem o tym z kolegami Dyrektorami. Zależy im na tym, by to dziwne coś, co sobie przekazują w sztafecie przejęły rodziny Powstańców. By opowiadały, co od Powstańców usłyszały. Zasiedziałem się u kolegów Dyrektorów. Tak, że aż musieli iść, żebym sobie poszedł. 

2. Poszedłem do domu. Z Muzeum Grzybowską do Jana Pawła, kawałek Świętokrzyską, Emilii Plater, koło kościoła św. Barbary do Poznańskiej i do domu. Posiedziałem chwilę, aż sobie przypomniałem, że muszę zatankować Audiego. Pojechałem więc. Po zatankowaniu pojechałem Audiego umyć. (tak, nazywanie audi Audim jest nieco pretensjonalne, ale się mojej osobie podoba). Jak go już umyłem, pojechałem do Makro. Po wodę, która jest tańsza ze trzy razy niż w tzw. normalnych sklepach. 

3. Udałem się na proszoną kolację. Uberem. Wiózł mnie Sadin. Przez całą drogę słuchał jakiś – jak to kiedyś mówiono – tureckich kazań. Znaczy tureckie, to one nie były. Jedyne słowo, które rozumiałem to Allah. Powtarzało się. Jestem jednak pełen uprzedzeń, od razu się zacząłem zastanawiać, czy człowiek, którego zdjęcie świeciło na telefonie, nie jest aby podobny do dwójki Al-Kaidy. Na kolacji było miło. Znowu się zasiedziałem. Wracałem Uberem. Wiózł mnie Saiar. Puszczał rosyjskojęzyczny POP.
Wcale mi nie przeszkadzał, więc może aż takich uprzedzeń nie mam.  

piątek, 30 lipca 2021

29 lipca 2021


1. Kocio przyszedł o świcie i się od razu zaczął awanturować. Wciągnąłem go do łóżka i na jakieś dwie godziny odpuścił. Wstałem. Przyszła Rudzia. Coś tam zjadła. Kocio wstał. Zjadł więcej. Można odnieść wrażenie, że nie jest między nimi najlepiej. Rudzia stara się przychodzić, kiedy Kocia nie widać. Miejmy nadzieję, że to chwilowe problemy. 

2. Rano sympatyczny pan przywiózł erefenowską wersją enerdowskiego multicara kontener. Dwa kubiki. Pusty. Koło południa Boryszyn przywiózł silną grupę ze Staropola. I psa. W znaczeniu: wilczarza Dyzia. Z Dyziem jak z Suburbanem nieźle wygląda przy domu. Zachowuje odpowiednie proporcje. 
Silna grupa zajęła się odgruzowywaniem zagruzowanego – z uporem wartym lepszej sprawy – bocznego wejścia do piwnicy. Podczas odgruzowywania silna grupa odkopała słusznej wielkości stalową skrzynkę. I kilka ładnych, ceramicznych płytek. Zadziwiająco szybko udało im się wypełnić pierwszy kontener. Sympatyczny pan był w Zielonej u dentysty. Na następny kontener trzeba więc było chwilę czekać. 
Pojechałem do Świebodzina wyważyć koło. Dopiero u trzeciego męczygumy się udało. Pierwszy był zamknięty, drugi był zajęty. 
Wróciłem na chwilę przed tym, gdy kasta gruzu dopełniła drugi kontener. Silna grupa ze Staropola stwierdziła, że dalej dziś nie robią. Przyjadą kontynuować w sobotę. 

3. Jadąc A2 w stronę Warszawy, od pewnego momentu człowiek zaczyna z utęsknieniem wypatrywać komina niedoszłej elektrociepłowni w Pruszkowie. Tym razem komin pojawił się dość szybko. 

Wysiadłem z auta przy Wilczej. Postanowiłem zażyć wielkomiejskiego życia. Niestety się okazało, że nawet otwarty Kraken ma zamknięty bar. 

 

czwartek, 29 lipca 2021

28 lipca 2021


 

1. Ledwo wstałem, a już musiałem jechać do pracy do Zielonej. Za Skąpem dognałem ciężarówkę z drewnem. Sosnowym. W metrach. Kierowca dał migaczem sygnał, że można go wyprzedzać. Rzadko ostatnio spotykana sytuacja. Wielki magazyn, który urósł przy Sulechowie to będzie TK Maxx. 
Na S3 ruch jak zwykle. Coraz szybciej dojeżdżam na miejsce. Zebrania, szkolenie, rozmowy i do domu. Tym razem bez badania piekarnio-cukierni.

2. Wracałem tą samą trasą, tyle że przez Ołobok. Ponieważ paczkomat. Jechało mi się całkiem dobrze. I trochę agresywnie. Gdy skręcałem na parking przy paczkomacie, coś chrupnęło. I Audi zaczął jechać w sposób niezdecydowany. Niezdecydowany co do kierunku jazdy. Przejechałem parę metrów. Stanąłem. Wsadziłem głowę za przednie koło. Wahacz-banan odczepił się od zwrotnicy. A konkretnie było tak: zwrotnica jest aluminiowa, więc żeby sworzeń wahacza nie robił w niej dziur, wsadzony jest w stalową tuleję. No i ta tuleja, razem ze sworzniem wzięła i wypadła. Z wypadniętą tuleją się nie pojedzie. Strasznie dużo ludzi chciało pomóc. W pewnym momencie przyjechali i sąsiad Gienek, i sąsiad Tomek, i Bożena Lawiną. Auto nie jedzie trzeba mechanika. I lawetę. Do nikogo się nie dało dodzwonić. W końcu sąsiad Tomek namówił mnie, żeby do Łąk podjechać, bo tam mechanik jest z lawetą. Podjechaliśmy. Laweta nie jeździ, gdyż nie działa. Mechanik z Łąk popatrzył na zdjęcie, co żem je zrobił telefonem i zdiagnozował: nowy wahacz (banan) przyszedł ze złą śrubą. Za mała średnica, więc nie łapie trzyma tulei w zwrotnicy. Normalna sprawa. Laweta nie jeździ, bo nie działa. Audi nie jeździ, bo mu się koło może odpaść. Sąsiad Tomek namówił mechanika z Łąk, by ten wziął dwa klucze, młotek, żabę, dobrą śrubę i podjechał do Ołoboku. No i się tak stało. Naprawa zajęła w porywach siedem minut. 
Mogę jutro Audim jechać do Warszawy. Wniosek jest jeszcze jeden. Ktoś ma najwyraźniej związane ze mną plany, bo nie ma żadnego innego logicznego powodu tego, że się wahacz (banan) odseparował od zwrotnicy przy prędkości 10 km/godz w Ołoboku, a nie przy prędkości ze czternaście razy wyższej na S3. Przepraszam, dwanaście razy, bo przecież szybciej nie wolno. 


3. Wróciłem do domu i zająłem się zdalną pracą. Powoli się wciągam. Ciekawe doświadczenie. 
Szwagier sąsiada Tomka, ten którego przeczołgał Covid, wrócił z rehabilitacji. I jest w dużo lepszym niż przed nią stanie. Pełen dumy biegał za dzieciakami. Ja już – dzięki Bogu – zapomniałem jak to jest. Z tego wszystkiego nie wykonałem planu. Nie skończyłem felietonu do „Dziennika Polskiego”. Jutro skończyć muszę do południa. A pisać pod presją czasu naprawdę nie lubię. 

Kocio. Mało dziś mieliśmy kontaktu. Rano przyszedł i się zaczął bez specjalnego powodu awanturować. Chyba mu chodziło o to, że w nocy zmókł.
No i wieczorem przyszli z Rudzią. Ale tylko na chwilę. 


wtorek, 27 lipca 2021

27 lipca 2021


1. Się nie wyspałem. Śniły mi się jakieś słabe rzeczy. Bogu dzięki nie pamiętam już co. Stojąca od wczorajszego wieczoru pod lipą Lawina wygląda, jakby ktoś porzucił ją ze dwa miesiące temu. Lipy rządzą.
Przyjechał po mnie Mój Nowy Szef i udaliśmy się do tej drugiej stolicy naszego województwa. Ta druga stolice z innego punktu widzenia jest tą pierwszą i jest to drażliwa sprawa. W Gorzowie dotychczas znałem szpital, Castoramę i Urząd Wojewódzki. Teraz doszła jeszcze katedra. I redakcja Lubuskiej w centrum handlowym bez parkingu. Kiedyś takie budowano. Zobaczyłem dwie milczące ofiary COVID-u – na pieprz zasuszone rośliny doniczkowe. Centrum Handlowe zamknięte, to nie było komu podlewać. I uschły. 

2. Wracając podjechaliśmy do Głębokiego. Od paru dni na redakcyjnym kolegium mowa była o wysychającym jeziorze. Nad Głębokim byłem w 1987 roku. I potem w 1988. Pamiętam Kiszczaka w telewizorze. Mówił o czymś, co się pół roku później objawiło jako Okrągły Stół. W każdym razie było wtedy jezioro. No i jezioro jest i dziś. Tylko jakby go było mniej. Pomost nad plażą wygląda dość abstrakcyjnie. 

Zacząłem sobie dziś przypominać jak to super jest robić w dzienniku. Na lotnisku w Przylepie (ze trzydzieści ode mnie kilometrów) CBŚ zatrzymało dwóch facetów, którzy specjalnie kupionym do tego celu samolotem przemycali trawkę. 73 kilo.
A myślałem, że tu się będzie człowiek zajmował wyłącznie liczeniem dziur w drogach.

3. Z braku telewizji wróciliśmy do „Lupina”. Jakież to jest nudne. Niby francuski film, a A3 ściga BMW 3. Peugeotem jeździ policja. Porządnym busem jest mercedes. Drugi „Rojst” jest naprawdę o wiele lepszy. 






 

26 lipca 2021


1. Jakaś pani doktor z Torunia mówiła rano w TVN24, że ważniejszym symptomem istnienia demokracji jest koncesja dla TVN niż przeprowadzanie wyborów, bo na Białorusi też są wybory. I w Rosji. Jakże się cieszę, że nie studiuję Na UMK politologii.

Spóźniłem się chwilę do pracy. Nie przez korki, nie dlatego, że mi nie chciało zapalić auto, czy uciekł tramwaj. Nie chciały mi się odpalić Teamsy. 

2. W przerwie pomiędzy zadaniami, postanowiłem chwilę pokosić. No i chwilę pokosiłem. Trafiłem na jakąś niedociętą resztkę po chyba bzie. Resztka ta skutecznie zablokowała jeden z noży. Odczepiłem kosisko. Okazało się, że środkowy nóż, nie dość, że zmienił geometrię, to jeszcze zgubił gdzieś element przenoszący na niego moment obrotowy osi. Czyli nie ciął. Sprawdziłem cenę zestawu noży, razem z zestawem mocowań. Wyszło tyle, że bym mógł kosiarkę w promocji kupić. Kosiarkę pchaną. Nie traktorek. Kosiarka taka by raczej nie przeżyła sezonu. Zestaw noży przeżyje pewnie ze trzy lata. Ciężkie jest życie obszarnika. 

Rozmawiałem (telefonicznie) z Nie Powiem Kim. Nie Powiem Kto koleguje się z ludźmi z TVN24. I – podobnie jak mnie – niezdrowo fascynują go ich histeryczne reakcje na kwestie koncesji dla stacji. Już pisałem, że brak koncesji niespecjalnie powinien wpłynąć na działanie stacji. Nasi przyjaciele wydają się tego nie dostrzegać. 
Cóż, od polityków, którzy uwierzą w swoją propagandę – dziennikarze tacy są jeszcze śmieszniejsi.  
Dawno, dawno temu, kiedy Infor przejmował der Dziennik, zawezwano pracowników redakcji na rozmowy. Zaproponowano im albo należne odprawy, albo pracę u nowego pracodawcy. Większość wybrała to drugie. Na gorszych warunkach. No i sporo z nich, dość szybko zostało zwolnionych. Już bez prawa do odpraw. Ale nie wiem, dlaczego to teraz piszę. 

3. Kocio właściwie przez cały dzień prowadzał się z Rudzią. Wpadali coś zjeść. Wylegiwali się na tarasie. 

W Rzepie przeczytałem wywiad z Derekiem Cholletem. Rozbawiło mnie wyznanie, że skoro Nord Stream 2 jest prawie gotowy, to znaczy, że się nie da jego budowy zatrzymać, więc sankcje nie mają sensu, a gdyby je zastosować, to uderzałyby w Niemcy, więc mogłyby się pogorszyć relacje transatlantyckie, a na tym zależy Putinowi. Ale Nord Stream 2 jest zły. I jesteśmy przeciw jego budowie. 
Można z tego wyciągnąć jeden wniosek. Jeżeli uchwalone zostanie Lex TVN, to Stany nic nie zrobią, bo po co mają robić, skoro nie udało się tego zatrzymać, a jakiekolwiek próby zemsty mogłyby pogorszyć relacje transatlantyckie, a na tym zależy Putinowi. Ale Lex TVN jest zły. I są przeciw jego wprowadzeniu. 

Wybory prezydenckie w Stanach będą we wtorek, 5 listopada 2024 roku. Czyli za trzy lata, trzy miesiące, tydzień i dni parę. Może jakoś damy radę. 

Cały dzień mnie łeb bolał. Wieczorem przyszła burza i mi przeszło. Nie będę próbował z tego wyciągać jakichś wniosków. 

niedziela, 25 lipca 2021

25 lipca 2021


 

1. Kilka dni temu satelitarny tuner zerwał kontakty z konwerterem (anteną). Trudno mi ustalić kto na kogo się obraził. W każdym razie – nie mamy telewizji. Znaczy mamy te wszystkie netfliksy, prajmy, habeo. Normalną telewizję możemy na komputerze. Ale tylko tę, która przez komputer nadaje. Więc mam próbkę świata bez TVN-u. Głównego. Tematyczne – na komputerze. I z komputera nie można ich przerzucić na telewizor. Niby całe świadome dzieciństwo spędziłem przy telewizorze, który miał w porywach czternaście cali, ale już się odzwyczaiłem. 

2. Na telewizor z komputera udało mi się wrzucić „Śniadanie Rymanowskiego”. Mentzen, imputował Schetynie, że ten mógł samochodem pozabijać ludzi. Jadąc do Polsatu. Ale ważniejsze, iż stwierdził też, że szczepienia drastycznie ograniczają śmiertelność i hospitalizacje wśród zaszczepionych. Odważnie. 
Zybertowicz zgadzał się ze Schetyną, z Zybertowiczem zgadzała się Scheuring-Wielgus. Program Rymanowskiego jest jedyny w swoim rodzaju. 

Dooglądaliśmy na Netfliksie „Łasucha”. Scena, gdy sąsiedzi – patrząc na palący się dom z gospodarzem w środku – śpiewają „Auld Lang Syne”, jest jeszcze zabawniejsza, gdy się zna polską wersję tekstu: „Przy innym ogniu, w inną noc do zobaczenia znów”.

3. Wieczorem przyszły chmury i się zrobiło tak chłodno, jakby chłodno było przez cały dzień. 
Wrzuciłem cytat z Mentzena na Twitter. Część publiczności, próbując się ratować przed dysonansem poznawczym, zaczęła sobie tłumaczyć, że to manipulacja. Ciekawe, jak sobie będą tłumaczyć, gdy obejrzą cały program.

Kocio trzy razy przyprowadzał Rudzię. Przestała już jeść dużą puszkę naraz. No i zainteresowała się suchą karmą. 

24 lipca 2021


1. Wstałem zbyt rano. Przed wszystkimi. Zrobiłem kawę. Nie dla mnie, gdyż kawę piję tylko w gościach. W dużej kawiarce, którą źle skręciłem. Zrobiona kawa powoli, acz sukcesywnie wyciekła z kawiarki zalewając kuchenkę. Ale może to i dobrze, bo klienci na kawę pojawili się jakieś trzy godziny później. 
No właśnie. Wzmiankowani wczoraj goście, to Mieszko z narzeczoną. Narzeczona – się pewnie oburzy, że się pojawia przez pryzmat narzeczenia się z Mieszkiem, miast jako postać całkowicie autonomiczna. Cóż, w pewnym momencie się okazało, że ma rodziców młodszych ode mnie. Znaczy młodszych moich rodziców i ode mnie też młoszych. 
Nazywany przeze mnie Stedkem, redaktor Wolfke – z którym pracowałem w magazynie „Viva Futbol!” – objawił mi dwadzieścia prawie lat temu, że jednym z pierwszych symptomów starości jest świadomość, że się pracuje z ludźmi, którzy są w wieku naszych dzieci. 
Mieszko, jak to zwykle bywa, dyskutował z Bożeną na tematy moralno-filozoficzne. Było to o interesujące, gdyż Mieszko – jak na filozofa przystało – pojęć używał w znaczeniach znormalizowanych, a Bożena – niekoniecznie. Więc zdarzało im się dyskutować o dwóch różnych rzeczach. 
W każdym razie po popołudniowym śniadaniu, posiedzieliśmy czas jakiś pod połamanym drzewem no i państwo pojechali. 

2. Ja, w międzyczasie kontemplowałem media. Grabiec rano, w Trójce sugerował, że amerykańska zgoda na NS2 to skutek ataku na TVN. Tak że tak. 
Zaś Sławek Sierakowski w „Drugim Śniadaniu Mistrzów” powiedział, że „Polska to jest kraj, na który można machnąć ręką”. 

3. Na wsi żniwa. Mówią, że rzepak. Sąsiad Tomek kosił trawę przed kościołem, gdyż teraz jest ich dyżur. Obejrzeliśmy kolejny odcinek applowskiego „Home before dark”. Bardzo budujący film o małoletniej dziennikarce. W tym odcinku jej siostra miała problem, gdyż jej przyjaciółka przyznała się do homoseksualizmu i powiedziała, że jest zainteresowana czymś więcej niż przyjaźnią. Siostra małoletniej dziennikarki miała z tym kłopot, gdyż jeszcze w sobie nie odkryła homoseksualizmu. No i miała chłopaka, który się zrobił zazdrosny. Ale się z filmu dowiedzieliśmy, że jeżeli jakiś nasz przyjaciel nagle się homoseksualistą okazuje, i się do nas zaczyna przystawiać, to jak mu się grzecznie powie, że nie jesteśmy gotowi na taki związek, nie zepsuje to z tym kolegą stosunków. 

A z poważnych spraw: Rudzia wchodzi do nas jak do siebie. No i pozwala się głaskać. Widać, że głaskanie to dla niej nowość. Kocio świata poza nią nie widzi, choć udaje, że widzi. 


 

sobota, 24 lipca 2021

23 lipca 2021


1. Wstałem za bardzo rano. Przeniosłem meble ogrodowe z betonu, na drugą stronę, przed połamane drzewo. Meble ogrodowe po parkowej stronie domu to nowa jakość. 
Wziąłem udział w dwóch onlajnowych zebraniach i pojechałem do Zielonej. Spory kawałek wlokłem się za lorą wiozącą minikoparkę. Od pewnego czasu łapię się na tym, że nie chce mi się wyprzedzać. Starość nie radość. 

2. W związku z najazdem gości udałem się do „Bagietki” po jagodzianki, serniczek i szarlotkę. Jako że udałem się po szesnastej – jagodzianek już nie było. Nabyłem serniczek i szarlotkę. Sprzedająca pani okazała się odessyjką. Powiedziała, że na Ukrainie są trzy miasta Lwów, Kijów i Odessa. We Lwowie wciąż nie byłem. Zmarnowałem okazję do wjechania bez kolejki na granicy. 

3. Przyjechali goście. Usiedliśmy na ogrodowych meblach po parkowej stronie. I była to nowa jakość. Przyszedł Kocio. Siedział nawet na kolanach. Ale się przez cały czas rozglądał. W końcu poszedł szukać Rudzi. Po jakimś czasie przyszli oboje. Kocio był tym faktem tak podekscytowany, że wręcz uniemożliwiał jej jedzenie. Jakoś sobie radziła. Choć muszę przyznać, że nie wychowaliśmy Kocia na porządnego chłopca.

Przez cały dzień narastała żniwna akcja. Chwilami ruch na drodze wokół parku był jak na nieprzymierzając Marszałkowskiej. 

 

piątek, 23 lipca 2021

22 lipca 2021


 1. 22 lipca. Dawniej E. Wedel. Jeśli mam być szczery (a ja od dzisiaj chcę być szczery) odzwyczaiłem się od chodzenia do pracy. Cały dzień mi się dziś posypał. 

Pojechałem do Zielonej przez Skąpe, Kije, Sulechów (tylko trochę) i S3. W Zielonej poza obowiązkami dałem się nagrać do Radia. No i jeszcze uruchomiłem alarm. Przypomniało mi się, jak dwie dekady temu, w redakcji krakowskiego „Przekroju” też się uruchamiał alarm, gdyż nikt nie pomyślał, że można do nocy pracować. 

2. Wracałem przez Przylep i prom w Brodach. W Czerwieńsku chyba pierwszy raz zatrzymał mnie szlaban kolejowego przejazdu. Wagony-cysterny z napisami „Siarkopol”. Nazwa ta kojarzy się mojej osobie z Tarnobrzegiem, gdzie spędziłem kilka wczesnych lat mojego życia. Coś tam pamiętam. Na przykład, że skutecznie pogryzłem szklankę. Albo, że było miejsce, gdzie stało dużo flag. Wietnam w telewizorze. I turniej miast z przepychaniem parowozów. Turniej miast to bym chętnie w dzisiejszej wersji zobaczył. Na promie było więcej aut niż zwykle. O jedno więcej. Drodze między Nietkowicami a Sycowicami pełni jednak rolę deptaka. Nie jest to fajne, gdy za zakrętem wpada człowiek na grupę jeżdżących na deskorolkach młodych ludzi. 

3. Kiedy wróciłem, trzeba było szybko jechać do miasta, żeby kupić kotom jedzenie. Rudzi bardzo się nie podobało, że nie czeka na nią pełna miska. Sytuację nie najlepiej znosił Kocio. Można odnieść wrażenie, że na tę miskę Rudzię podrywał. Od jutra znowu może kontynuować

Zaczęły się żniwa. Po wsi jeździ kombajn. 



czwartek, 22 lipca 2021

21 lipca 2021


1. Trawa wczoraj została skoszona jako tako. Powinienem zdjęć kosisko, obejrzeć noże. Pewnie je naostrzyć. Ale wizja siłowania się z paskiem zdecydowanie mnie zniechęca. 
Odkryłem za to, co się popsuło w napędzie kosiarki Bożeny. Nie to, co myślałem. Bogu dzięki, że przy próbach naprawy nie uszkodziłem czegoś innego. Otóż wykręciła się śrubka blokująca koło pasowe na osi wirnika. Koło zaczęło się kręcić, a jako że zrobione było z aluminium trochę się powycierało. Bardzo trochę. No i lata, jak nie powiem kto po pustym sklepie. Wszystko teraz w rękach sąsiada Józka. I jego tokarki. 

2. Jako dziaders pewnie lubię oglądać filmy wyreżyserowane przez Eastwooda. Obejrzeliśmy na Netfliksie „Richarda Jewella”. Co za film. 


3. Rudzia, przez cały dzień zjadła wszystkie puszki z Rossmanna. Przyszła wieczorem i pełna pretensji łypała to na pustą miskę, to na mnie. Zacząłem więc ją karmić twarogiem. Półtłustym z Pątnicy. Zjadła. Z tego wszystkiego ser zaczął też jeść Kocio.
Wieczorem jeszcze późniejszym wystawiałem kosz z segregowanymi. Śmieciarka jeździ za bardzo rano, by ryzykować ranne wystawianie. Zauważyłem zjeżonego Kocia i jego czarnobiałego konkurenta. Viribus unitis pogoniliśmy go za stołówkę. Szkoda, że Kociowi ambicja przesłania zdroworozsądkowe widzenie świata. Przychodził by po mnie i czarnobiały konkurent za każdym razem by był pogoniony. 


 

wtorek, 20 lipca 2021

20 lipca 2021


1. No więc Kocio rano wyawanturował sobie nieco zawartości rossmannowej puszki. Bardzo rano. Za bardzo. Na mnie sobie wyawanturował. Potem gdzieś polazł. Kiedy go nie było, przyszła Rudzia. Wyjadła, co Kocio zostawił i zaczęła szukać kogoś, kto jej dołoży. Padło na mnie. Zjadła właściwie całą puszkę. 
Potem Kocio przyszedł. Coś tam zjadł. Poszedł. Spotkałem go pod stołówką. Wszedł do środka, pomiauczał. Wyszedł. Zaległ na betonie. Ja wyciągałem rusztowanie. Kiedy mi się udało je wyciągnąć. Przeskoczył przez płot do sąsiada, który ma gołębie i dwa psy w niezbyt obszernych kojcach. 
Przywiozłem rusztowanie pod dom. I za jego pomocą zacząłem demontować daszek. Nad wejściem przymocowany był daszek. Falisty. Z niegdyś żółtego sztucznego tworzywa. Bożena chciała go zdjąć od zawsze. Ja się buntowałem, gdyż doceniałem daszku użyteczność. W końcu z tego butu wyrosłem. Demontaż daszku był męczący, acz niezbyt skomplikowany. Kilka śrub okręciłem. Kilka obciąłem. Praca trzymaną jedną ręką szlifierką kątową, która nie ma osłony, bo tarcza nie chciała wejść. A to wszystko na jednaj nodze, gdyż rusztowania nie da się bliżej przesunąć. W każdym razie – daszku nie ma, a dom nieco bardziej przypomina siebie sprzed przynajmniej 100 lat. Musiałem pójść do sąsiada Józka pożyczyć tarczę do cięcia. Przy okazji kupiłem jajka (18 zł za 30). Kiedy wracałem, nad lasem za wsią przeleciał Mi-24. W zasadzie, to nie byłem pewien, co to za śmigłowiec był. Teraz powiększyłem sobie zdjęcie. I ani chybi Hind.
Przyszła Rudzia, wyjadła to, co Kocio zostawił. Poprosiła o jeszcze. Zjadła poszła. Przyszedł Kocio. Coś tam zjadł. Poszedł. Rudzia już więcej nie wróciła. Kocio przynajmniej dwa razy. 

2. Postanowiłem obejrzeć Druha Sekretarza w Polsacie. Rozmowa o odbudowie Saskiego. Z Kwiatkowskim. Tym razem Robertem. 
Rzeczony Kwiatkowski (Robert) zasugerował, że odbudowa Pałacu Saskiego służyć ma jedynie przeniesieniu pomnika Poniatowskiego z Krakowskiego Przedmieścia, by zrobić miejsce na pomnik prezydenta Kaczyńskiego. Bardziej by mi taki tekst pasował do powróconego Tuska, niż doświadczonego lewicowca. Ale z drugiej strony, po tym jak odjechał Leszek Miller – wszystko jest możliwe. 
Kwiatkowski (Robert) powiedział też, że komunizm dał Polsce Ziemie Zachodnie. O ile mnie pamięć nie myli, to 2/3 decydujących w sprawie przesuwania granic z komunizmem miało raczej niewiele wspólnego. Ale co ja się tam znam. 

3. Po zmroku zebrałem się w sobie i założyłem nowy pasek do kosiarki. Ciut był za krótki, więc łatwo nie było. Jak już założyłem, to postanowiłem chwilę pokosić. Kosiłem dłuższą chwilę. Kosiarka niby ma reflektor, ale jednak do tego, żeby zobaczyć jak mi koszenie wyszło – nie wystarczy. Zobaczymy jutro.

Mój Nowy Szef donosi, że w nocy nie było aż tak źle. A dziś pada. Więc też spokój. Bogatemu to i byk się ocieli. 

19 lipca 2021


I nawet jeśli mówię coś od rzeczy 
Czy nawet kiedy nie chcę mówić nic 
To nawet wtedy kołysz swój berecik 
To nawet wtedy kołysz, kołysz się 
Nawet w deszczu.


1. Poniedziałek. Rozmawiałem z Sławkiem, któremu się wydawało, że Jaś Kapela, to ten chłopak, któremu prąd spalił nogi. Ten, który później był z Kamińskim (Markiem) na biegunie. Zdziwiony był bardzo, gdy docierały do niego (Sławka) echa spotkania Kapela/Stanowski. Dziś trudno nie wiedzieć o istnieniu Jasia Kapeli. 
Wypiłem później kawę z ważnym człowiekiem, który zasadniczo nie miał dla mnie czasu. Wróciwszy do domu przygotowałem do przeprowadzenia biblioteczną szafkę. Przygotowanie było proste. Trudniejsze było zniesienie szafki do Lawiny. Sam bym sobie nie poradził. Wsparł mnie kolega Czapliński. Trzeci z rzędu czytelnik negatywów, który zrobił zdjęcie Kocia. 
Przed wyjazdem spotkałem się jeszcze w Beirucie z nie mogę powiedzieć kim. Powiem tyle, że jest to zdecydowanie córka swojego ojca, co niektórym może jeszcze kiedyś zacząć przeszkadzać. 

2. Podróż. Niby łatwo poszło, bo ruch był do wytrzymania. Ale Kocio się nudził. Minęliśmy gdzieś za Wrześnią ciężarówkę Pekaesu. „Pekaes – More than expected” – jakoś mnie ten slogan rozbawił. Na odcinku Konin – Poznań przed mostami stoją żółte znaki z czołgiem i ciężarówką. Pamiętam ekscytację, gdy pierwszy raz widziałem takie znaki trzydzieści ponad lat temu w Reichu. Za Nowym Tomyślem się skończył gaz. Zjechałem na Trzciel, w którym po ulicy goniła się grupka młodzieży. 
Zatankowałem za przejazdem kolejowym w Lutolu. Kiedyś był to omijany przeze mnie Lukoil. W Świebodzinie, mimo późnej pory, spory ruch. Za to później żadnego po drodze zwierzęcia. 

3. Mój Nowy Szef zawiózł rodzinę do Krakowa, a konkretnie: na Kazimierz. Załamaliśmy z nadredaktorem Muchą ręce, gdy się nam pochwalił, że wynajął locum przy placu Nowym, zwanym w pewnych kręgach – Żydowskim. Wczesnym popołudniem przysłał zdjęcie widoku z okna. Plac Nowy, zwany w pewnych kręgach – Żydowskim. Ludzi mało. Ostrzegłem, że to się zmieni. Odezwał się po paru godzinach. Ludzi przybyło. Odkrył wśród wyposażenia locum zatyczki do uszu. Nie będę go jutro pytał jak było.