Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Grzegorz Kapla. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Grzegorz Kapla. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 23 września 2014

23 września 2014



1. Po zainstalowaniu nowego iOS przestał mi działać Twitter. Znaczy niby działa, ale nie pokazuje zawartośći tajmlajnu. To jest zła informacja, choć ma tez swoje plusy. Ominął mnie na przykład problem, który z ministrów rządu Ewy Kopacz brał sobie do pomocy pana Boga. Nie przeprowadziłem też, jako Męska Blogerka Modowa, analizy outfitów składu Rady Ministrów. Właściwie nic straconego – strzelam, że minister Schetyna miał znowu źle zawiązany krawat, profesor Kolarska-Bobińska coś, co jej zostało po karnawale, pani premier zaś wymiętą spódnicę. Ciekawe, jak dużym szokiem będzie dla niej odkrycie, że istnieją materiały, które po 15 minutach w samochodzie nie wyglądają jak zwierzęciu z gardła wyszarpnięte.

2. Przyjechali po mnie kolędzy Kapla i Podłoga. Przyjechali citroenem DS5, który kolega Podłoga kupował pod koniec zeszłego roku i wciąż jest nim zachwycony. Narzeka trochę na fabryczne continentale, które się zużyły szybciej, niż się tego spodziewał. 
DS5 jeździ prezydent Francji. Nie wiem, czy narzeka na opony. Ja hybrydową testowałem dwa lata temu. Na przejeździe kolejowym w Staropolu (gmina Lubrza, powiat Świebodzin) walnąłem tak, że uszkodziłem oponę. Hybryda nie miała koła zapasowego, tylko zajzajer w spraju i malutki kompresorek. Zajzajer z kompresorkiem nie pomogły. Marta Turska zdjęła (raczej nie osobiście) koło z jakiejś innej DS5 i wysłała je kurierem. Dzięki temu mogłem jakoś wrócić do Warszawy. Odkryłem podczas tego testu inny sens istnienia samochodów hybrydowych. Mianowicie w lesie samochód jadący z napędem elektrycznym nie płoszy zwierzyny. Można więc oglądać ją z bliska. 

Bałem się że dizajnerskie przekombinowanie DS5 będzie na dłuższą metę męczące. Okazało się, że można się jakoś przywyczaić.
Kolega Podłoga dostał kiedyś ciekawą propozycję pracy w gazecie „Parkiet”. Odmówił, tłumacząc, że dziwnie by brzmiało, gdyby dzwoniąc przedstawiał się nazwiskiem i tytułem pisma.
No dobra, minus jest taki, że przejazd kolejowy w Staropolu (gmina Lubrza, powiat Świebodzin) nie jest przejazdem, bo torów nie ma. Znaczy nie ma torów po jego obu stronach. Zostały tylko te w asfalcie. A jako że pociąg nie chodzi, nikt tego przejazdu nie remontuje. Czyli jak się człowiek zagapi, to rozwalić może nie tylko niskoprofilową oponę, ale i felgę i rożne elementy zawieszenia.

3. Z kolegami Kaplą i Podłogą wbiliśmy się do CSW na konferencję przed otwarciem wystawy sześciu obiektów z kolekcji BMW Art Cars. 
Piszę „wbiliśmy się", bo nie do końca byłem pewien, czy na tę konferencję byłem aby zaproszony. 
Piszę „obiektów”, bo tu mamy do czynienia z czymś niejednoznacznym. Z jednej strony są to – jak pretensjonalnie by to nie zabrzmiało – arcydzieła sztuki inżynierskiej. Z drugiej, to, że posłużyły – jak pretensjonalnie by to nie zabrzmiało – za [tu miałem napisać „kanwę”, ale to brzmi jednak zbyt pretensjonalnie] [no i nie wiem, co napisać, chodzi o to, że pomalowali] dla – jak pretensjonalnie by to nie zabrzmiało – najwybitniejszych na świecie artystów. 
Calder, Lichtenstein, Warhol, Hockney, Holzer, Koons. 

Niestety CSW nie poradziło sobie z ekspozycją. Sprawdźcie sami. 
BMW wydało Bóg wie ile kasy na sprowadzenie do Warszawy tych samochodów. Bóg wie ile kosztowało ich ubezpiecznie. 
Śmiem twierdzić, że to najdroższa wystawa w historii Zamku Ujazdowskiego, niestety sposób ich ustawienia przypomina giełdę motoryzacyjną w pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych. 

CSW sucks.

Na konferencji spotkałem redaktora Pertyńskiego. Zgodzyliśmy się, że z dostępnych najbardziej nam odpowiada Koons i 850 CSi. Każdy z innych powodów. 

Próbowałem opowiedzieć redaktorowi Pertyńskiemu o tym, że moja miłość  do 850 nie jest już taka jak kiedyś. Coś tam tłumaczyłem, ale spojrzał na mnie w taki sposób, że po powrocie do domu sprawdziłem co ma do zaoferowania otoMoto. Coś ma. 

środa, 17 września 2014

17 września 2014



1. No więc musiałem wstać o szóstej rano. Uważam, że tego rodzaju zachowania są niezdrowe. Nie używam budzika przez Jana Rokitę. W połowie (pierwszej) liceum, pani profesor Kabaj (od łaciny), westchnęła na jakiejś lekcji „a Janek to nigdy do szkoły przed dziesiątą nie przychodził”. Rzeczony Janek był wtedy szefem komisji swojego imienia, czyli karierę zrobił. Też chciałem karierę zrobić, więc też przestałem przychodzić przed dziesiątą. No i jakoś mi to zostało do dziś. Jeśli mam się budzić budzikiem – jestem chory. Słabo śpię, bo się boję, że mnie budzik zaskoczy we śnie. 

No więc wstałem o szóstej rano i pojechałem na Żoliborz po kolegę Grzegorza. Miałem jechać Golfem R, ale się okazało, że ten postanowił zaznaczać swoją obecność plamą oleju z silnika. I to jest zła informacja, bo ostrzyłem sobie zęby na test tego auta w trasie na południe. 
Pojechaliśmy BMW 640i i to jest dobra informacja, bo siedzenia to auto ma wybitne. 

No więc przyjechałem na ten Żoliborz. Ruszyliśmy. I zanim wyjechaliśmy z Warszawy robiła się dziewiąta. Gdybym był pomyślał, to bym wywarł na koledze Grzegorzu presję, żeby przyjechał do mnie metrem. Zyskalibyśmy z półtorej godziny i paliwo na jakieś 70 kilometrów. 
Jechaliśmy i jechaliśmy. Jechaliśmy i jechaliśmy. Jechaliśmy i jechaliśmy. Jechaliśmy i jechaliśmy. Jechaliśmy i jechaliśmy. Trasa, która miała w porywach zająć godzin sześć, zajęła godzin dziewięć.

2. W warszawskich korkach słuchaliśmy TokFM. To fascynujące, że osoby walczące o równe traktowanie płci uważają, że to, że pani Kopacz jest kobietą czyni z niej wystarczająco dobrego kandydata na premiera. Tak dobrego, że można wybaczyć jej spotkania z Nowakiem Sławomirem. 
Renatę Kim pamiętam z czasów, kiedy czytała w RMF serwisy. Zapraszanie jej do studia, by komentowała cokolwiek poważnego jest podobnego rodzaju eksperymentem, co nowa funkcja pani Kopacz. 

Ciekawe, czy gdyby powstaławał rząd składający się wyłącznie z kobiet, panie z mediów zaakceptowałyby  w jego szeregach panią Kempę. Czy ona, będąc kiedyś w PiS-ie została zdrajczynią płci. 

Rząd kobiet. Świetny, bo kobiet. 
Podczas  konferencji prasowej mizoginiczny dziennikarz zadał przywódczyni naszego państwa chamskie i seksistowskie pytanie:
„Pani premier, jak chce pani rozwiązać problem deficytu budźetowego?”
Jak długo będziemy tolerować taki upadek standardów w polskich mediach? – pyta Dominika Wielowiejska.

Może jestem dziwny, ale bardziej niż to, żeby rządził ktoś taki jak ja, wolałbym, żeby robił to ktoś ode mnie mądrzejszy. 
Choć może, gdybym był kobietą, to bym myślal inaczej? 

A najgorsze jest to że zamiast słuchać TokFM mogliśmy włączyć „Lewa wolna” Mackiewicza.


3. Nie napiszę dokąd jechaliśmy i po co. W każdym razie była tam okolicznościowa metaloplastyka od Komendy Głównej Państwowej Straży Pożarnej. Ciekawe, czy pan dyrektor Ołdakowski ma taką.

Do Warszawy ruszyłem chwilę przed północą. Miałem do przejechaniu 400 kilometrów. Udało mi się to w cztery godziny. Z trzema krótkimi postojami. Samochód spalił na setkę mniej niż 10 litrów. Wysiadłem z samochodu mniej zmęczony, niż wtedy, kiedy ruszałem. Fotel – genialny. Minus jeden. Adaptacyjne LEDy. System był jeszcze w starej wersji – długie wyłączały się czasem trochę za późno. 

Najgorsze jest to, że jeździłem już wszystkimi szóstkami BMW i póki nie zrobią czegoś nowego nie będzie pretekstu by prosić o takie auto. 
I jak tu żyć pani premier. 



środa, 10 września 2014

9 września 2014




1. Więc zamiast pojechać dzień wcześniej ruszyliśmy rano. No i z przykrością muszę stwierdzić, że mercedes na V nie jest jednak autem na autostradę. Powyżej 140 zaczyna być w nim głośno. Do tego pali. 15 litrów przy 180 to zbyt dużo.
Za to świetnie się nada, żeby odebrać z lotniska, przewieźć do hotelu. Duża taksówka. Całkiem luksusowa.

Niestety przez te wszystkie dotankowywania spóźniłem się na spotkanie z Panem Dyrektorem Ołdakowskim. [Przecież nie możliwe, żeby chodziło o to, że zbyt późno żeśmy wyjechali.]

Mój kolega Grzegorz też się spóźnił, ale nie czterdzieści minut.

Pan Dyrektor Ołdakowski wyjaśnił, że nie nienawidzi mnie dlatego, że jeżdżę różnymi autami, ale że chodzi o emocje powodowane moimi tekstami (o ile dobrze zrozumiałem). 
Dał przykład jakiejś aktorki z filmu „Lejdis”. Kolega Grzegorz od razu zrozumiał o co chodzi. Ja – nie.
Może dlatego, że aktorek to raczej nie znam. 

Znam aktorkę Ostaszewską. 

Dwadzieścia parę lat temu w Dębkach w Golfie III ówczesnego narzeczonego Małgosi Szumowskiej, odbyliśmy kilkudziesięciominutową rozmowę o teatrze. Nic z tej rozmowy nie pamiętam. Pamiętam, że zrobiła na mnie duże wrażenie. Golf właściwie nie był Łukasza, tylko jego ojca. Też lekarza. Znaczy, Łukasz teraz jest lekarzem, wtedy jeszcze nie był. Ojciec Łukasza robił mi kiedyś gastroskopię. Ale to wcześniej. Zanim kupił golfa. Miał jeszcze audi 80. Ale to inna historia. Golfem jechaliśmy na Mazury po Małgosię. Zatrzymywały nas patrole policyjne, bo to był jeden z pierwszych Golfów III w Polsce i każdy chciał go zobaczyć. 

Rozmowa z Panem Dyrektorem wyglądała podobnie, jak powyższy akapit. 
Co mój kolega Grzegorz zadał pytanie, to ja odpływałem z dygresje.

W każdym razie bawiłem się świetnie. Nie wiem jak moi rozmówcy.

Kolega Grzegorz dostał w prezencie pióro. Za walkę z korupcją.
Dostał też gratulacje, że zdecydował się jednak nie jechać do Rosji na festiwal, w którego jury miał zasiadać.

Ze dwa tygodnie temu w Beirucie namawialiśmy razem z Marcinem Ranuszkiewiczem kolegę Grzegorza, żeby „Kapla w drodze” przerobił na wideoblog. Kolega Grzegorz nie wyraził specjalnego zainteresowania. Tymczasem na stronie festiwalu, (na który nie jedzie) funkcjonuje jako: „Режиссер, фотограф, автор туристического видеопроекта »Капля в дороге«”.
Wpis jest z datą 1.08, znaczy Rosjanie wpadli wcześniej na ten pomysł niż my.
I to nie jest dobra informacja, bo to ja miewam się za geniusza nowych mediów.

2. Prawo i Sprawiedliwość wygrało wybory uzupełniające do senatu. Miało ich nie wygrać. Gdyby nie wygrało, to by była ważna informacja. Ale skoro się tak nie stało, wszyscy zaczęli tłumaczyć, że to bez znaczenia. W TVN24 tłumaczył to poseł PO Marcin Kierwiński.
Z rok temu napisałem notkę o wyroku Trybunału Konstytucyjnego w sprawie podniesienia składki rentowej. Poseł Kierwiński w tej notce występuje. Niestety popełniłem błąd – i to jest zła informacja – byłem przekonany, że ten żenujący, nieco bełkoczący gość jest asystentem któregoś z ministrów. A to jednak jest poseł Najjaśniejszej Rzeczypospolitej. Wtedy chyba był jeszcze wiceprezesem Modlina (lotniska, na którym nic nie mogło lądować). http://marcin.kedryna.salon24.pl/521244,surprise

Po pośle Kierwińskim była reklama. Do Fiata 500 dokładają indywidualną rejestrację. Jeżeli ktoś się decyduje podpowiadam (w Warszawie) W1 ESNIAK, a na Pomorzu: G1 UPEK,

3. Do „Tak jest” zaproszono pierwszą Polkę z Próbówki. Nawet dwa razy, bo najpierw wystąpiła w materiale filmowym, później w studio. W tej samej sukience. Dyskutowała z panią, która jest przeciw in vitro. Pierwsza Polka z Probówki słabo znosi odpowiedzialność jaką niesie ze sobą bycie Pierwszą Polką z Próbówki. Sprawia wrażenie, jakby miała spore problemy emocjonalne. Rzecznikiem in vitro powinien być ktoś, kto ma do tego mniej osobisty stosunek. Ale nie o tym.
Rozmowę moderował Andrzej Morozowski.
Dyskusja polegała na tym, że panie na siebie krzyczały, on zaś je jeszcze podkręcał. Patrząc na niego miałem wrażenie, że oczyma duszy widzi te panie siłujące się w kisielu. Brązowym. A nad nimi on. Cały w bieli.


Wieczorem w TVB24BiŚ wystąpiła pani Pieńkowska. Niestety nie widziałem tego programu. Żałuję. Musiało być interesująco, bo redaktor Szacki skomentował jednym słowem: „Pieńkowska…”

piątek, 5 września 2014

5 września 2014


1. Pojechaliśmy z kolegą Grzegorzem do Muzeum Powstania Warszawskiego, by porozmawiać z dyrektorem Ołdakowskim. Kiedy wyleźliśmy na trzecie piętro okazało się, że w budynku jednak jest winda. Następnym razem będę pamiętał.
Dyrektor Ołdakowski ma w gabinecie mnóstwo różnych fajnych rzeczy, które dostał od różnych fajnych ludzi i równie fajnych służb. Najfajniejszy chyba był hełm z napisem MO, który Komenda Główna Policji wręczała z swojego okazji 95-lecia.
Choć równie fajne było skórzane pudełko na papier od Służby Kontrwywiadu Wojskowego.

Udało mi się wycyganić (wyromić?) pamiątkowe coś, co posłowie wręczają podczas oficjalnych wizyt zagranicznych. Pan Dyrektor powiedział, że to coś pozyskał nielegalnie. Pewnie żartował, bo taki państwowiec raczej niczego by w Sejmie nielegalnie nie pozyskiwał.
Kolega Grzegorz stwierdził, że koniecznie muszę sobie wyrżnąć dedykację – „Marcinowi Kędrynie – Naród”. Ja chyba jednak się zdecyduję na „Marcinowi Kędrynie za zasługi dla polskiego parlamentaryzmu”.
Jakieś zasługi mam. Podwoziłem kiedyś pewnego posła na lotnisko audi R8. W samochodzie zepsuł się bagażnik, poseł zaś miał dwie walizki i dwadzieścia minut do odlotu. W każdym razie się udało. Było zabawnie. Dwie walizki w R8.
Od tego czasu nie polecam serwisu audi przy Połczyńskiej.

Wywiad rozpoczął się od dowcipu, którego nie mogę powtarzać, choć redaktor Pertyński stwierdził, że jest bardzo śmieszny.
Chciałem zacząć rozmowę od podziękowania za to, że Dyrektor nie wysłał mi zaproszenia na pokaz „Miasta'44”. Ale jakoś mi nie wyszło. O film zapytał kolega Grzegorz.
[Fragment nieautoryzowanego wywiadu cytuję z pamięci, więc jakby co, może się okazać, że ta sytuacja wcale nie miała miejsca]
Grzegorz Kapla: –Widział pan „Miasto '44”
Dyrektor Ołdakowski: [cisza]
Marcin Kędryna (do Grzegorza Kapli): –Musiał widzieć, współprodukował film
Grzegorz Kapla: –I co pan o filmie sądzi?
Dyrektor Ołdakowski: [cisza]
Marcin Kędryna: [cisza]
Grzegorz Kapla: [cisza]
Dyrektor Ołdakowski: [cisza]
Marcin Kędryna: [cisza]
Grzegorz Kapla: [cisza]
Dyrektor Ołdakowski (do Grzegorza Kapli): –Może przejdziemy na „ty”, jestem młodszy, ale tak chyba będzie wygodniej
[Przechodzą na „ty”]
Grzegorz Kapla: –I jak wrażenia z fimu?
Dyrektor Ołdakowski: [cisza]
Marcin Kędryna: [cisza]
Grzegorz Kapla: [cisza]
Dyrektor Ołdakowski: [cisza]
Marcin Kędryna (do Grzegorza Kapli): –Masz odpowiedź.

Umówiliśmy się na jeszcze jedno spotkanie. Przed pożegnaniem dyrektor Ołdakowski zasugerował, że mnie nienawidzi. Uważa, że lepiej testowałby samochody niż ja. Zrewanżowałem mu się informacją, że przez weekend będę jeździł pięciolitrowym mercedesem klasy G.

Kiedy wyszliśmy z muzeum i włączyłem telefon okazało się, że ściga mnie Mercedes, żeby powiedzieć, że jakieś głupki uszkodziły Gelendę podczas testów, więc nie będę nią przez weekend jeździł. I to jest zła informacja. Bardzo zła. Zawsze się tak dzieje, kiedy się zbytnio chwalę jakimś samochodem.

2. Poszedłem do apteki, żeby sobie kupić coś na bolącą głowę. Przy okazji oddałem 58 groszy, które byłem winny. W zamian usłyszałem, że jestem uczciwy. Wyjaśniłem, że to nie jest kwestia uczciwości tylko rozsądku. I tak do tej apteki chodzę, więc prędzej czy później ktoś by mi te 60 groszy wypomniał.

Z apteki poszedłem do FasterDoga. Kolega Pawełek zaprezentował mi kilka naprawdę porządnych marynarek, na które mnie nie stać. To zła informacja, ale zdążyłem się już do niej przyzwyczaić.
Kolega Pawełek opowiadał o porannej scysji z dozorczynią. Na podwórku mają potworny syf, co nie wygląda zbyt dobrze. A przez to podwórko wchodzi się do ich sklepu.
Otóż kolega Pawełek zapytał dozorczynię, dlaczego nie posprząta. Ta mu odpowiedziała, że ona sprząta tylko połowę podwórka. Prywatną połowę. Druga jest miasta, a miasto jej za sprzątanie nie płaci. I jej ten bałagan też przeszkadza. Powiedziałem koledze Pawełkowi, że ją rozumiem i, że właściwie równie dobrze sam by mógł posprzątać. Ale to nie była taka reakcja o jaką mu chodziło.

Później przyszła pani, która ślicznie maluje szyldy. Kolega Pawełek chciałby mieć ślicznie namalowany szyld, ale się boi, że ktoś ten szyld natychmiast zniszczy. Długo się zastanawialiśmy jak ten problem rozwiązać. Przy okazji się dowiedziałem, że ponoć wszystkie oficyny między Wilczą a Piękną mają być wyburzone, a w ich miejsce ma powstać pasaż handlowy. I to raczej nie jest dobra informacja, bo zaraz w okolicy będą same hostele, apartamenty i wypierdziane sklepy. A miasto to miasto. Powinno mieć też miejsce na normalnych mieszkańców.

3. Wieczorem, razem z kolegą Grzegorzem spotkaliśmy się z Nie Mogę Powiedzieć Kim. I to jest inna osoba niż dzień wcześniej. Byliśmy w paru miejscach. Na koniec w Domu Whisky przy Kruczej. Kiedy wychodziliśmy rzucił mi się w ramiona artysta Piróg. Krzyknąłem więc „Polska tylko dla Polaków”, to się ucieszył i rzucił jeszcze raz. I to jest zła informacja, bo jak się będzie rzucał w ramiona innych, którzy będą takie rzeczy krzyczeć, kiedyś trafi na kogoś, kto jak go złapie, to nie będzie chciał już puścić.

czwartek, 4 września 2014

4 września 2014



1. Zanim tak właściwie zdążyłem na dobre wstać, zadzwonił kolega Grzegorz, że jest w okolicy.
Był w redakcji „Urody życia”, żeby zapoznać się z redaktor naczelną. Coś tam pewnie będzie dla nich robił, choć raczej nie wyślą go na Camino de Santiago. A marzy o tym. Trudno.
Można by kiedyś zrobić badanie, czy w Polsce El Camino bardziej się kojarzy z pielgrzymką czy chevroletem.

No więc wsiadłem do jego auta i pojechaliśmy – nie wiedzieć czemu – do Soho.
Tak, to prawda, nazwa jest pretensjonalna.
Skłamałem. Pojechaliśmy całkowicie świadomie – sprawdzić, czy to prawdą z tą wyprowadzką „Malemena”. No i niestety jest to prawda. Puste pomieszczenia wyglądają beznadziejnie.
Soho straciło małomiasteczkowy nastrój. I to jest zła informacja. Kiedy wybudują tam następne bloki – będzie strasznie. U Gesslera ruch – znaczy trochę nam zejdzie, zanim do ludzi dotrze, że najłatwiej jest naprawiać świat głosując portfelem. I to jest gorsza informacja niż ta o Soho.

2. Wróciłem do domu. Właśnie na youtube rozpoczęła się transmisja z przedifowej prezentacji nowości Samsunga. Zacząłem oglądać. Ciekawe rzeczy. Od dwóch tygodni używam Note2. Powoli się przyzwyczajam. Note4 czy to coś z krzywym ekranem zapowiada się bardzo dobrze. A zegarek, to już chyba muszę mieć.
No i dotarło do mnie, że tak właściwie to strasznie żałuję, że mnie nie będzie w tym roku na IFA. W zeszłym roku pojechałem peugeotem RCZ.
Ciekawe doświadczenie – jechałem przez Warmię, drogą, którą łączyła Berlin z Królewcem. Wracałem przez Pragę. Wpadliśmy wtedy z Bożeną do Karlsteinu.
Dziwiłem się jak porządnym samochodem jest RCZ.
Dziwiłem się do momentu, kiedy się dowiedziałem, że jest produkowany w Austrii.
Wtedy wpadłem na pomysł tekstu, który poszedł później do Frondy.
Tekstu o tym, że tylko katolicy potrafią robić porządne samochody.

3. Wieczorem poszliśmy z Bożeną do Beirutu. Bożena uważa, że kiedy nie ma Krzysztofa wszystko w Beirucie jest gorsze. A Krzysztof w Kaliforni,i co chwilę się melduje na fejsie w jakiejś knajpie.
Wymyśliłem, że robi sequel „Las Vegas Parano”. Nie w Las Vegas, tylko w San Francisco, nie wciąga, tylko je. I nie z prawnikiem, tylko z księgowym.
Księgowy, co prawda nie jest jego. Jest za to żydowski.
Chyba nie można w Polsce być bardziej żydowskim księgowym niż Maciek – dyrektor finansowy Muzeum Żydów Polskich.
Z fejsbuka można wnioskować, że panowie zaliczają cztery knajpy dziennie. I to nie jest dobra informacja, bo – jak zauważył kolega Zbroja – Krzysztof wróci i zaraz zacznie modyfikować w Krakenie jadłospis.
Przy stoliku na zewnątrz siedział Lejb Fogelman. On nie jest księgowym, choć liczyć na pewno potrafi. Na miejscu Fogelmana nie zbliżałbym się do samolotów. Jego dwóch kolegów z klasy z liceum zginęło w lotniczych katastrofach. Dwóch różnych katastrofach. Jeden nazywał się Kuryłowicz, drugi Kaczyński.
Fogelman zamówił dwie taksówki. Do jednej wsadził panią, z którą siedział (razem z papierową torbą, która cały czas leżała na stoliku – chciałem przeczytać logo, ale Bożena powiedziała, żebym się przestał gapić), do drugiej wsiadł sam i tyle go widzieli.

Później przyszedł nie mogę powiedzieć kto i sprzedał mi plotkę z dnia poprzedniego, wg której premierem miał zostać Trzaskowski.
Później przyszli Beata Biel z dyrektorem Ołdakowskim i powiedzieli, że plotki na temat obsady stanowiska premiera są ważne tylko przez kwadrans.
Dyrektor Ołdakowski zaserwował historię o generale Waffen-SS, który dostał Virtuti Militari. Ja się odwdzięczyłem opowieścią o głównodowodzącym Armią Słowacką (za księdza Tiso), który równocześnie był przywódcą antyfaszystowskiego podziemia w Armii Słowackiej. I było bardzo przyjemnie. Tylko później Bożena powiedziała, że strasznie nudziłem wyciągając te historyczne tematy. I to nie jest dobra wiadomość, bo kiedy człowiek już nie czuje kiedy nudzi powinien zostać zastrzelony.
A jeżeli zostanę zastrzelony, to nie pojadę w przyszłym roku na IFA.

piątek, 29 sierpnia 2014

29 sierpnia 2014


1. No więc zadzwonił mój kolega Grzegorz, którego już nie nazywam Grzesiem, bo sobie tego nie życzy. Ważne, żeby ludzi nazywać jak chcą, bo inaczej może to prowadzić do frustracji.
Na przykład znany w szerokich kręgach, a zwłaszcza w Krakowie, Ruski ma na imię Dmitrij, a nie Dymitr. Wszyscy zaś nazywają go Dima, a powinni Mitia.
Być może dlatego, kiedy wypije mówi tyle złego o Polsce i Polakach.

Zanim wypije – opowiada interesujące rzeczy. Kiedy Putin został prezydentem Ruski żartował:
У нас уже был один Путин – Распутин.
Ale to dygresja. Choć jakoś związana z tematem.

Otóż mój kolega Grzegorz zadzwonił, by się podzielić nurtującym go problemem. Dostał zaproszenie na festiwal filmowy do Rosji. I się zastanawiał czy jechać.
Od pewnego czasu jeździł na różne 'kulturalne' imprezy do Rosji. Pił tam za rządowe pieniądze wódkę i wracał opowiadając jacy Rosjanie są wspaniali. I, że wszystko co złe to nie Rosja, tylko Putin. I inne tego rodzaju oderwane od rzeczywistości pierdoły.
No więc zadzwonił, że nie wie, czy jechać. Odpowiedziałem w prostych żołnierskich słowach (bądź – jak kto woli – językiem polskiej dyplomacji), że go chyba pojebało, skoro dziś ma tego rodzaju wątpliwości.
I że ma odpisać, że póki Rosja nie wycofa swoich wojsk z terytorium Ukrainy nie będzie tam jeździł, albo: że jest chory i nie może.
Grzegorz ma tendencje do idealizowania rzeczywistości – najlepiej czują to bohaterowie jego tekstów, ale mimo wszystko – to, że ma w takich sprawach wątpliwości, to nie jest dobra informacja.

2. No i się okazało, że rosyjskie wojsko zaczęło przebijać korytarz na Krym już nawet jakoś specjalnie się z tym nie kryjąc. Rozwalający był prezydent Hollande, który powiedział, że jeżeli prawda okaże się prawdą, to trzeba będzie wprowadzić sankcje, które nie są w niczyim interesie. Cóż nawet rodacy nazywają Francję pod jego przywództwem Pays-Bas.
Przez cały dzień TVN24 pokazywał cztery na krzyż obrazki z Ukrainy. Np. spalony dom kultury w Doniecku.
W końcu dorwali posła Halickiego, którego komentarz sprowadził się do stwierdzenia, że widzimy jak skuteczna jest polityka Unii Europejskiej w sprawie Ukrainy. I to nie był sarkazm. Najwyraźniej albo jest idiotą, albo ma nas za idiotów. Możliwa jest też wersja, w której oba twierdzenia są prawdziwe. I to nie jest dobra informacja.

3. Na koniec, jak grom z jasnego nieba gruchnęła wiadomość, że premier Tusk ma szanse na stanowisko szefa Rady Europejskiej. Że wszyscy go lubią, że to jest dla Polski wielki zaszczyt, prawie tak wielki, jak wybór Wojtyły na papieża.
I to by była dobra informacja. Stanowisko dla Tuska – jak znalazł. Żadnych decyzji. Żadnej odpowiedzialności.
Do tego spekulacje, że Prezesem Rady Ministrów zastałaby Chytra Baba Z Radomia.
Premierowi Buzkowi musi być przykro, bo poprzednio on był na najważniejszym w historii stanowisku, a dziś nikt tego nie pamięta.

Wieczorem spotkałem się z kolegą Zydlem, który rozpocznie zaraz nową drogę życia. I należy mu życzyć na niej wszystkiego najlepszego. A może to stara droga? W każdym razie życzmy mu wszystkiego najlepszego.


Pod Beirutem zobaczyłem fragment ramki na rejestrację z jakiegoś maserati. I to jest zła informacja, bo bez tego kawałka ramki łatwo rejestrację zgubić. A posiadacz maserati ma już chyba wystarczająco dużo kłopotów.

środa, 13 sierpnia 2014

8 sierpnia 2014

Mój drogi kolega Grzegorz Kapla od pewnego czasu wypisuje na swoim profilu po trzy pozytywy dziennie. Czyta się to świetnie, niestety czytelnik pozostaje ze świadomością, że świat jest dużo lepszy, niż w rzeczywistości. A to nie jest dobre, bo żeby świat poprawiać należy sobie zdawać sprawę z tego, co do poprawienia jest. 
No więc zaczynam: trzy negatywy na dziś (znaczy na wczoraj, ale Grzegorz, też pisze o dniu poprzednim). A nawet cztery.

1. Nawet się wyspałem, bo z wyjątkowych powodów dziewczęta, które wprowadziły się do kamienicy po drugiej stronie ulicy nie imprezowały od 3 do 6 rano na balkonie, (jak to mają w zwyczaju).
W sąsiedztwie grupy imprezujących dziewcząt Grzegorz pewnie by widział pozytywy, mnie niestety wzrok się psuje tak, że coraz słabiej widzę z bliska. To, co z daleka: jeszcze jako-tako, więc szybko zauważyłem, że jednak nie ma na co patrzeć.
Cóż, nigdy nie byłem klientem polskiej pornografii, która się ponoć specjalizuje w „dziewczynach z sąsiedztwa”.

Nad nowymi sąsiadkami mieszka wielopokoleniowa rodzina z dużą liczbą córek. Wieszają wielką biało-czerwoną flagę 10 kwietnia, 1 sierpnia,
11 listopada i w te inne dni, kiedy wypada.
Kiedyś, kiedy zrobiłem urodzinową obiadokolację goście podzielili się na część męską, która stała na balkonie i podglądała, córki sąsiadów; i żeńską, która dyskutowała przy stole. Kiedy córki skończyły się przebierać, koledzy się zainteresowali pijanymi niemożebnie gośćmi imprezy promującej pobliski salon gier.
Gdzie negatyw? Panowie, którzy odwiedzili mnie wtedy nie są już z paniami, z którymi przyszli. Poza jednym, który siedział cały czas przy stole. Temu się urodziło ostatnio trzecie dziecko, czego mu nieustająco gratulujemy.

2. No więc obudziłem się wyspany. Poszedłem do wanny, w których zrobiłem sobie poranny przegląd informacji. „Wirtualne media” potwierdziły, że nowy magazyn Edipresse będzie się nazywał „Uroda życia”. I to jest smutne, bo liczyłem, że będzie celował wyżej niż „Twój Styl”. A tak wyszedł luksusowy magazyn dla pań sprzedających w supermarketach.
Trochę poprawiło mi humor, gdy wymyśliłem, że – jakby co – będę ten magazyn hejtował nazywając go „Uroda Rzyci”

3. Odwiozłem Bożenę do pracy i pojechałem do wydawnictwa na literę „V”, żeby podpisać umowę. Dość przerażające miejsce. Biurowiec nieco przypominający „Lipsk”. Ludzie siedzą i gapią się w monitory.
Spotkałem człowieka, z którym pracowałem w „Ozonie” (pod sam koniec). Pogadaliśmy przez 45 sekund o Robercie Tekielim, po czym kolega uciekł tłumacząc, że nie może na tak długo porzucać stanowiska pracy.
Dzięki temu miałem trochę czasu, by pojechać do miłych pań przy Narbutta, by zamówić parę drobiazgów do BMW.
Tam się przypadkiem dowiedziałem, że ktoś właśnie zamawia blok silnika do E32. Duch w narodzie najwyraźniej nie ginie. Przy okazji usłyszałem historię o tym, że parę lat temu BMW wyprzedawało czterocylindrowe silniki (kompletne z osprzętem) z lat 70. po coś koło 2000 zł. I to jest smutne, bo chętnie taki fabrycznie nowy, czterdziestoletni silnik BMW bym chętnie miał.

Później poszliśmy z Bożeną na chwilę do „Beirutu”. Sprzedają z tam z beczki cydr. Niepolski. Bożena zauważyła, że to jednak prawda, że więcej jest atrakcyjnych kobiet niż mężczyzn. Przed 17 w „Beirucie” stosunek był mniej-więcej 6 do 1.

4. Wieczorem oglądaliśmy film o wyprawie Kon-Tiki. Pomyślałem, że gdybym był doktorantką na jakiś gender studies mógłbym zająć się badaniem wątków homoseksualnych w tej historii. Ale nie jestem, więc kolejna okazja zmarnowana.