czwartek, 18 lutego 2021

17 lutego 2021


 1. Po długiej przerwie media znów coś o mnie napisały: „Mamy 8694 nowe i potwierdzone przypadki zakażenia…”.

Pojechałem do szpitala na test PCR. Ruchem zarządzał dość sprawnie żołnierz WOT-u. Wymaz pani zrobiła tylko z gardła. Nie mogę się doliczyć, który to był mój test. Siódmy? Ósmy? Wszystkie wcześniej były z nosa. Dwa były z nosa i gardła. Ciekaw jestem, czy jeżeli PCR też będzie pozytywny [wszystko na to wskazuje], to system policzy mnie drugi raz. 
Bożena pojechała do Warszawy. Istnieje szansa, że nie jest zarażona, a gdyby siedziała tu ze mną – trudno by nam się w domu było od siebie izolować. 

Skończyłem „Miasto noży”. I to jest zła informacja, bo mógłbym jeszcze trochę je czytać. 
Wczorajsze norymberskie tramwaje przypomniały mi, jak w 90 roku wracaliśmy z południa Francji z wymiany szkolnej. Startując – popiliśmy i pospaliśmy. Więc pierwszy tysiąc kilometrów udało się nam pokonać zadziwiająco szybko. Obudziłem się na przedmieściach Norymbergi. Niezbyt przytomny. No i minęliśmy tramwaj. Nr 4 [chyba]. Norymberski tramwaj, bo to była Norymberga. Pierwsza myśl, która mi przez głowę przeleciała – dojechaliśmy? Tak szybko? 
Dlaczego to piszę? Bo wiem kiedy w Krakowie pojawiły się te tramwaje. 

2. Przez cały dzień umartwiałem się oglądając „30 srebrników” HBO. Złe jak polski serial, tylko lepsze plenery. Właśnie idzie ostatni odcinek. Ksiądz strzela z dwóch pistoletów maszynowych do wielkiego czerwonego diabła. Pistoletów maszynowych Ingram. MAC-11, to podstawowa broń automatyczna w kiepskich filmach.  
Inżynier Ingram miał na imię Gordon. Nie jest to popularne imię w Polsce. Według PESEL-u mamy 77. Mojżeszów za to 89. Jesusów 115 plus dwóch Jesusów Juniorów. I dwóch Jesusów Marii [Mariów?]. Ale to wszystko nic, przy dwóch Leninach. 
Nazwiskami się nie wypada zajmować. I to jest zła informacja, bo ciekawostek tam bez liku. 

3. Złą informacją jest, że Kocio postanowił utrudnić mi życie. Pewnie z okazji dnia kota. Wyszedł i nie wraca. Nie mam serca go zostawić na mrozie i iść spać, a doktorzy mówią, że powinienem się wysypiać. 

środa, 17 lutego 2021

16 lutego 2021

 


Jeden pozytyw przebił dziś wszystkie negatywy. 

Więc wyjątkowo, poza tą jedną, będą dobre informacje.
1. Zalogowałem się do cyfrowego urzędu skarbowego (czy jak się to tam nazywa), zaakceptowałem PIT i zapłaciłem podatek. Później przeczytałem, że portal nie działa, nie da się zalogować i są błędy. Chyba to była informacja z DGP. Na pewno dobrze się klikała, a połowa narodu (aktywnej politycznie części) po raz kolejny ucieszyło się dowodem na to, że Państwo PiS nie działa. 

2. SANEPID działa. I jest pomocny. Wymyślono jak to zrobić, że mi zrobić test. SANEPID nie mógł mnie na test skierować, a nie miałem kontaktu z lekarzem POZ, który to powinien wystawić skierowanie. Trafiłem do Nocnej i Świątecznej Opieki Zdrowotnej. I nie musiałem stać trzech godzin w kolejce na mrozie – po tym jak odstałem 40 minut, dowiedziałem się, że się mogę umówić telefonicznie. No i się umówiłem. 

3. W szpitalu spędziłem trzy godziny, bo czekaliśmy na wyniki krwi. Całkiem znośne wyniki. Przynajmniej zbliżyłem się do końca „Miasta noży” Wojtka Muchy. Znowu się pojawiła ulica Retoryki, norymberskie tramwaje, które jeździły po Krakowie od 1989 roku, w 1997 roku trudno nazywać „zwiezionymi niedawno”. Ale co tam. Ważne, że pojawia się postać barmana z Free Pubu. Wszystkich wtenczas znałem. Żaden mojej osobie do tej postaci nie pasuje. 

wtorek, 16 lutego 2021

15 lutego 2021


 1. W końcu wyszło słońce. Według fotowoltaiki to był najbardziej słoneczny dzień w 2021 roku. Dotychczas. Złą informacją jest, że jak na tak słoneczny dzień było zadziwiająco zimno. 


2. Pojechaliśmy na wycieczkę. Mieliśmy jechać do tego drugiego Gronowa, do sklepu, który był wyjątkowo zamknięty, kiedy tam pojechaliśmy ostatnim razem. Okazało się, ze tym razem też jest zamknięty. Pojechaliśmy więc do „Lamusa” w Boczowie. Dość przerażającego miejsca, o którym już kiedyś pisałem. Swoją drogą ciągle się boję, że zacznę się powtarzać. Na razie – jak w tym przypadku – ratuje mnie wyszukiwarka. 
W Boczowie było zimno i drogo. I to jest zła informacja. Kupiliśmy etażerkę, kosz wiklinowy, betonową tralkę i futro. Na etażerce, nim ją kupiliśmy leżała książka, którą w styczniu 1940 roku w Szczecinie ktoś dostał na urodziny od wuja. Książka była wspomnieniami pancerniaka z wojny we Francji i Belgii. Raczej Wielkiej Wojny, bo trudno, żeby ktoś w styczniu dostał książkę opisującą sytuację z maja. 
Z kolei na ścianie wisiała ramka, w którą oprawiono dziewięć zdjęć kota Petera 1. z Charlottenburga. Kot na świat przyszedł w kwietniu 1979, z zszedł był w kwietniu 1998 roku. 19 lat, piękny wiek dla kota. 
Gdyby ktoś potrzebował – można w Boczowie kupić skórę z niedźwiedzia. Znaczy nie tyle prawdziwą skórę z niedźwiedzia, co z jakiegoś futra uszyte przebranie. Niestety bez głowy, więc raczej się na Krupówkach nie przyda. Zresztą ostatnio Krupówki to nie jest jakieś specjalnie dobrze kojarzące się miejsce. 
Bożenie bardzo się nie podobał Torzym. Wracając ominęliśmy go więc przez Bielice i Bobrówko. Ostatnio coraz częściej zauważam, że Rokitnica jest w centrum cywilizacji. 

3. No i zaczęliśmy oglądać „Dolinę łez”. No i nas wciągnęła. Na razie siedem odcinków. Jeszcze chwila i nasi Żydzi zaczną łomotać ich Arabów. Choć właściwie większość bohaterów to akurat nie są nasi Żydzi.

Złą informacją jest, że się z tego wszystkiego zrobiła druga w nocy i pewnie znów się nie wyśpię. 

poniedziałek, 15 lutego 2021

14 lutego 2021


 1. Miało być słonecznie i ciepło. Tak przynajmniej sugerowała prognoza w iPhone. Nie było. I to jest zła informacja. 


2. Nie oglądałem niedzielnej publicystyki. Rano zajmowałem się piecami patrząc jednym okiem na Złomnika i Motobiedę na Youtube. Złomnika chyba poznałem kiedyś w samolocie do Hiszpanii. Albo Portugalii. Skoda to musiała być jakaś albo citroen. Użył czasownika gnić w znaczeniu trzymać jakiś niesprawny samochód pod gołym niebem, łudząc się, że się go kiedyś zrobi. Mam za sobą takie doświadczenia. Nawet kilka. Swoją drogą powinienem się udać pod Siedlce, do miejscowości Borki-Kosiorki, żeby zobaczyć czy Suburban jest wciąż gnity czy może w końcu naprawiany. Złomnik zajmował się Passatem II kombi, Motobieda – Kadettem. 
Opel Kadett miał był w moim życiu ważnym samochodem – broń Boże nigdy takiego nie miałem, nawet chyba żadnego nie prowadziłem – zmienił moje spojrzenie na motoryzację. Otóż samochodami zacząłem się interesować dość późno. Prawo jazdy zrobiłem w roku, kiedy uzyskałem bierne prawo wyborcze na stanowiska wójta, burmistrza i prezydenta miasta. Wcześniej byłem raczej przekonany, że kiedy poprowadzę samochód to na pierwszym zakręcie wylecę z drogi, bo mi się nie będzie chciało skręcać. Pierwszym samochodem w domu był Ogórek T1, później Garbus. Garbus dłużej. Wersja jeszcze z płaską szybą. Garbus po kilku modyfikacjach silnika (na przykład zastosowaniu cylindrów i tłoków od Malucha) generalnie nie był za bardzo w stanie przekraczać prędkość 100 km/godz. No i żyłem w przekonaniu, że samochody tak jeżdżą. Aż do wakacji po liceum. Gośka Szumowska zaprosiła parę osób do domu na Mazurach. Właściwie z nikim z tego towarzystwa nie mam już kontaktu. Gośkę czasem widuję w telewizorze. A ze dwa lata temu przez szybę w Kieliszkach na rogu Hożej i Poznańskiej. Był tam też z synem człowiek, który był czegoś naczelnym, może kierował jakimś wydawnictwem – nie pamiętam. Miał w każdym razie Kadetta. Z którego był dumny. Łukasz – chłopak Małgosi – zauważył, że opel był po potężnym dzwonie, w co właściciel nie chciał uwierzyć. Sprzedawca się wszakże zarzekał, że auto bezwypadkowe. A Niemiec płakał. W każdym razie jakoś tak wyszło, że w tym oplu wracałem z Mazur do Krakowa. A właściciel, chcąc chyba udowodnić, że auto jest w stanie świetnym jechał przez cały czas 140. No i wtedy dotarło do mnie, że kiedy się jedzie 140, to się jest na miejscu szybciej niż kiedy się jedzie 90. Dużo szybciej. 
Następnym tej wagi było chyba odkrycie, że powyżej pewnej prędkości samochody (mogące tę prędkość osiągnąć) zaczynają tyle palić, że trzeba się zatrzymywać na tankowanie, a to przedłuża czas podróży. Ergo nie zawsze jazda z maksymalną prędkością maksymalnie skraca czas podróży. Wydaje mi się, że powinienem móc stworzyć wzór do obliczania maksymalnej opłacalnej prędkości. Powinienem móc. Ale jakoś mi się nie udaje. I to jest zła informacja. 

3. Cały dzień właściwie przed telewizorem. Z przerwami na przyniesienie drzewa, wstawienie samochodów do stołówki (miało być ciepło i słonecznie – więc liczyłem, że się resztki śniegu dziś stopią, dlatego ich nie wstawiłem wczoraj), gotowanie. Najpierw była końcówka filmu o smoku na amerykańskiej prowincji. Wszyscy jeździli Silverado z lat osiemdziesiątych. A smok – jak zauważyła Bożena – był z twarzy niestety podobny do Shreka. Potem „Małżeństwo z rozsądku” Barei. Młody Olbrychski był jakoś podobny do Dawida Wildsteina. Albo raczej odwrotnie. Kawałki „Dzięcioła”. Raczej z kuchni, której wyciągnął mnie dialog Gołasa z pracownikiem Teatru Wielkiego: –Widział pan może małego chłopca? –Wejście dla baletu po drugiej stronie. Takie rzeczy za tow. Wieslawa?
Na koniec amerykański walentynkowy produkcyjniak. Nudny jak flaki z olejem. Za to z gwiazdorską obsadą. Później już nic, bo telewizor nam zbrzydł. 
Bożena na którymś etapie nawet proponowała, by zacząć jakiś serial. Złą informacją jest, że jakoś ta propozycja ode mnie zrykoszetowała. A wczoraj wypatrzyłem na HBO serial o wojnie Jom Kipur. 






niedziela, 14 lutego 2021

13 lutego 2021


 

1. Obejrzałem – jednym okiem – „Salon dziennikarski” w Info. Coś mnie rozbawiło. Zapomniałem co, i to jest zła informacja. Bo przecież nie Piotr Semka upierający się, że dziś jest 14 lutego.


2. Nie chciało mi się wczoraj stać w świebodzińskich korkach – ominąłem Lidla. Musiałem więc dziś tam podjechać. W mieście było już ciut powyżej zera. Śnieg zaczął się powoli topić, więc powoli zaczęło przestawać być ładnie. I to jest zła informacja. 
Wczoraj, żeby ominąć korek do ronda Wileńskiego i na Wałowej, skręciłem w Młyńską, później w Łąki Zamkowe. Nie zauważyłem wcześniej, że kiedy nie ma liści znad budynku chyba szkoły wystaje głowa miejscowego Chrystusa. 
W Lidlu trafiłem na promocję kwiatów ciętych. I bardzo dużo kołder. Lidl w sobotnie popołudnie wygląda tak, że można by używać go do porównań. Plaża po sezonie wygląda jak Lidl w sobotnie popołudnie. 

3. TVP przypomniało arcydzieło polskiej kinematografii postanowojennej – „Och Karol”. Obejrzałem sam początek. Dotarło do mnie, że autorką scenariusza jest Ilona Łepkowska, ale nie o tym. Bohater jeździ trzydrzwiowym, czerwonym Golfem. Z szyberdachem. Utykanym czymś, co raczej nie jest silikonem. Prawdopodobnie okiennym kitem. Wiedza o tym, że jeżeli szyberdach cieknie, to zazwyczaj przez zatkane odpływy dotarła do Polski dość późno. Mój Taunus pierwotnie miał szyberdach. Za moich czasów z jego konstrukcji właściwie nic nie zostało. Musiałem podjąć trudną decyzję o jego zaślepieniu. Bardzo to był ładny samochód. Złą informacją jest że, blacha, z której był zrobiony utleniała się w oczach. Ktoś wcześniej oryginalny silnik 1,3 zamienił na dwulitrową V6, nie zmieniając przy tym dyfra. Efekt był taki, że wskazówki obrotomierza i prędkościomierza chodziły równo. Po Taunusie zostało mi zdjęcie. I trochę rozmywających się wspomnień. 

Obejrzałem dwa odcinki amazonowego „Top Gear”. „Grand Tour”, czy jakoś tak. Albo ja się zestarzałem, albo formuła się zestarzała. Później rzuciłem okiem na kawałem „Automaniaka”. Mam wrażenie, że jego twórcy przestali się za wszelką cenę starać zrobić polskiego „Top Geara”. Na koniec na Youtube posłuchałem co Pertyn ględzi o nowej Panamerze. I chyba z tego wszystkiego najbardziej pasuje mi ględzący Pertyn. Co prawda przyznał się do tego, że nie rozumie jak można kupić sobie duży, porządny samochód i być nim wożonym, zamiast nim powozić. Cóż mogę powiedzieć. Czasem możliwość prowadzenia samochodu to większy luksus niż bycie nim wożonym. Ale dopóki człowiek tego nie zazna – trudno będzie to zrozumieć. 

Bożenę oburzył fakt, iż w dowodzie rejestracyjnym Lawiny – jako współwłaścicielka – jest wpisana pod hakiem i gazem. 

sobota, 13 lutego 2021

12 lutego 2021


 1. Cały dzień oglądałem „The Wilds”. I to jest zła informacja, bo znudził mnie ten serial tak, że zacząłem go oglądać jednym okiem i chyba się trochę w wątkach pogubiłem. Czas więc zmarnowany. Z tym, że przynajmniej postawiłem buraki. Na barszcz – jak to się u mnie mówi na buraczany kwas. 


2. W przerwie w oglądaniu „The Wilds” pojechałem do Świebodzina. Chciałem umyć na Orlenie Lawinę. Myjnia nie działała. Pewnie z powodu mrozu. I to jest zła informacja, bo chciałem zobaczyć jaki jest właściwie Lawiny kolor. Kupiłem w Tesco węgierskie brykiety ze słonecznikowych łupin. Odkrycie zeszłej zimy. Tlą się długo i efektywnie. W zeszłym roku nikt ich nie kupował i dość szybko zyskały promocyjną cenę. W tym wciąż kosztują prawie dziesięć złotych. Publiczność wykupiła cały zapas brykietów sosnowych. Te były w promocji. 
Wsadziłem głowę do lokalnej galerii handlowej. Zaczęło działać kino. Niestety żaden z filmowych tytułów nic mi nie mówił. W barze sushi ruch większy niż w pizzerii. W gruzińskiej piekarni kupiłem dwie butelki Borjomi. Woda Borjomi jest – nie wiedzieć czemu – dość popularna wśród polskich polskiej prawicy. 
Sushi w Galerii Hosso stanowi klamrę z barem Tho Man – kuchnia orientalna i polska. Azjatyckie jedzenie na dwóch końcach miasta. 
Wróciłem do domu. Zadzwonił sąsiad Gienek, bym go wsparł w naprawianiu olejowego grzejnika. Grzejnik chiński. W środku miał dziwny włącznik, który wyłączał prąd, gdy grzejnik się wywracał. No i ten włącznik twierdził, że grzejnik jest przewrócony. Odpowiednio nim trzęsąc udało się go zresetować. Grzejnik zaczął grzać. 
Lat temu prawie siedem, kolega mój pracujący dla tajwańskiego producenta telefonów zrobił mi wykład o Chińczykach (kontynentalnych). Otóż Chińczycy potrafią robić bardzo porządnie porządne rzeczy. To my chcemy kupować u nich tanio. A tanio nie da się zrobić porządnych rzeczy porządnie. Więc na naszą prośbę robią byle jakie rzeczy byle jak. Tak jak na przykład grzejnik olejowy sąsiada Gienka. 
Te siedem prawie lat temu, kolega pracujący dla tajwańskiego producenta telefonów zapowiedział ekspansję chińskich (kontynentalnych) producentów telefonów. I to, że się skończy sukcesem. Prorok jakiś. 

3. W innej przerwie w oglądaniu „
The Wilds
” brałem udział w whatsappowej dyskusji na temat projektowanego podatku od reklam. Kolejnej już. Co ciekawe – linia podziału w tej sprawie idzie w poprzek podstawowemu podziałowi politycznemu, co prowadzi czasem do nawet zabawnych sytuacji. Ale nie o tym. 
Przy okazji rozmowy wpadł mi w ręce tekst z „Wyborczej”, który – według tytułu – miał wyjaśniać całą sprawę. 
Rząd twierdzi, że pieniądze pójdą na szczytny cel: połowa ze składki ma trafić do NFZ. Łatwo obliczyć, że chodzi o 400 mln zł. To bez wątpienia spora suma, ale kropla w morzu przy wydatkach NFZ. Budżet funduszu w 2021 r. ma wynieść bowiem… 103 mld zł.” 

Od pięciu lat obiecuję sobie, że nie napiszę słowa o WOŚP. Złą informacją jest, że obietnicę łamię. Złą, gdyż ludzie, którzy krytykują WOŚP są jak ci, co tłumaczą dzieciom, że nie ma świętego Mikołaja. Jest? Nie ma. Ale dlaczego dzieciom psuć zabawę. 
Tysiące razy słyszeliśmy wszyscy, że bez pieniędzy WOŚP polska Służba Zdrowia by się zawaliła. Rekordowy Finał przyniósł ze 180 milionów. Cóż, najwyraźniej czasem 180 to więcej niż 400. 


piątek, 12 lutego 2021

11 lutego 2021


 

1. Jestem niepocieszony – protest mediów się zakończył. A właśnie zaczął mi się podobać. W imię walki o prawo do informacji – informacji nie publikować. Milczeć w imię walki o wolność słowa. Logiczne. 

Mazurkowi udało się w końcu wyciągnąć od kogoś z Platformy jasne oświadczenie w kwestii aborcji. Mniej–więcej jasne, gdyż wyciągnął od pani Kidawy-Błońskiej. A gdy już wyciągnął, to – mam wrażenie – nikt tego nie zauważył. 
A może wszyscy zauważyli, tylko prawie nikt się już tym nie ekscytuje. Nie wiem. I to jest zła informacja. „Nie wiem, a chciałbym wiedzieć, w informacji też nie wiedzą dokąd zmierza świat. Nie wiem, a chciałbym wiedzieć.” Śpiewał na pierwszej płycie Klausa Mitffocha Lech Janerka. Wydaje mi się, że kupiłem tę płytę w Szczecinku. Druga połowa lat osiemdziesiątych. Chyba pamiętam jak dumnie niosłem ją ulicą chyba Żukowa. A koledzy moi pytali przechodniów, czy to prawda, że w okolicy jest dużo żuków gnojarzy i od nich ta nazwa pochodzi. Ale to już zupełnie inna historia. 


2. Po beemkach zieje pustka. 
Z Zielonej Góry przyjechał saabem 9–3 mój kolega z Warszawy ze swoim kolegą z Zielonej Góry. Architektem. Przywiózł pączki z Raculi. Całkiem niezłe. Przesiedliśmy się do Lawiny i pojechaliśmy oglądać leśniczówkę, która okazała się być wcześniej pensjonatem Edmunda Freyera. Z jednym Freyerem chodziłem przez chwilę do liceum. Ale miał na imię Artur. I raczej nie miał przed wojną pensjonatu w lesie we wschodniej Brandenburgii.
Kolega z Warszawy przywiózł również pączki dla pani leśniczej. Jednak nie była zainteresowana. Sama sobie pączki robi. [Smaży? Bo przecież nie piecze.] 
Budynek oglądany drugi raz wyglądał chyba jeszcze lepiej. Pani leśnicza opowiedziała koledze z Warszawy o okolicy. O tym, że w rzeczce tarły się kiedyś pstrągi. Ale wpuszczono bobry, które rzeczkę uczyniły dla pstrągów nieatrakcyjną. 
Bobrów narobiło się tyle, że zdecydowano o ich odstrzale. Udało się ustrzelić pięć, bo bóbr głupi nie jest i ustrzelić go trzeba umieć. Złą informacją jest, że przez te bobry drzewa przy rzeczce trzeba zabezpieczać metalową siatką. Gdyby nie to – bobrza armia zamieniła rozprawiła by się z nimi w bardzo krótkim czasie. 
Przez autostradę jelenie przestały przychodzić na rykowisko, a wypuszczone wilki wyżarły co się dało i przeniosły bliżej Odry. Więc zwierzyny w okolicy raczej nie ma. Został po niej znak drogowy. A-18b. Uwaga zwierzęta dzikie. Stojąc przy bitej drodze leśnej pokazuje, w przeciwieństwie do nawierzchni, że ktoś o bezpieczeństwie jeżdżących tą drogą myśli.

3. Dzień był piękny. Fotowoltaika powiedziała, że najbardziej słoneczny w tym roku. 
Nie obejrzałem orędzia marszałka Grodzkiego. Zagapiłem się na nie pamiętam już który program w TVN Turbo. Albo o mechanikach, albo o handlarzach. Orędzia marszałka Grodzkiego dostarczają mi zawsze irracjonalnej radości. Więc to, że orędzia nie obejrzałem, to zła wiadomość. 

czwartek, 11 lutego 2021

10 lutego 2021


1. Odśnieżanie dmuchawą jest przereklamowane. I to jest zła informacja. 

2. Przyjechał pan kupiec i zabrał beemki. Obiecał, że zadba. Skończyła się pewna epoka. 735 zrobiliśmy z dwieście tysięcy kilometrów. Wmusił nam ją kolega Wojtek, nazywany w pewnych kręgach Wariatem. Jak nam wmuszał pracowałem w „Ozonie”. Wyjaśnił nam, że powinniśmy mieć dwa samochody. Miał rację. 735 jechaliśmy do Bełchatowa po koty. Zasadniczo jechaliśmy po jednego kota, ale dwóch gejów w zoologicznym w Jankach tak się przejęło wizją zabierania matce tak młodego kotka, że na nas przeszło i wzięliśmy parę, żeby im nie było smutno. Później, dla obu pokoleń kotów jazda samochodem była czymś oczywistym. Kotuś niestety nie może się przyzwyczaić.
Inżynierowie BMW zrobili kawał dobrej roboty. Samochód jeździł nawet kiedy nie powinien. A naprawy – na ogół – były łatwe i tak naprawdę tanie. Już nie będzie takich samochodów. I to jest zła informacja. Przez szacunek dla tej 735 nie kupię sobie już nigdy E32. 

3. Lawina się przydała. Przywieźliśmy z sąsiadem Gienkiem stolik nazywany ławą. Ciężki. Tak ciężki, że kiedy go postawiliśmy, miałem wrażenie, że rosnę. 
Sąsiad Gienek się zastanawiał jak długo będzie trwał protest mediów. Cóż, jako abonent Cyfrowego Polsatu jest tego protestu mimowolnym sponsorem. 

B. Bix Aliu, człowiek, który ponoć imię zawdzięcza Leonowi Bismarkowi Beiderbecke, napisał na Twitterze, że: wolne media są kamieniem węgielnym demokracji. Stany Zjednoczone będą zawsze bronić niezależności mediów. 
Cóż, najwyraźniej jestem zupełnie jak Stany Zjednoczone. Właściwie to bardziej niż Stany Zjednoczone, gdyż angażuję się w sprawy niedotyczące wyłącznie TVN-u. Czy to w redakcji „Wprost” w czerwcu 2014, czy też na procesie Gzella i Pawlickiego. Proces Gzella i Pawlickiego to największy wstyd w ostatnich trzydziestu [dwóch] latach wolności mediów w Polsce. Mam wrażenie, że nikt o tym nie pamięta. I to jest zła informacja. 


Na pewno wszyscy czytali ten projekt, ale na wszelki wypadek wrzucę: 

Do uiszczania składki z tytułu reklamy konwencjonalnej są obowiązani dostawcy usług medialnych, nadawcy, podmioty prowadzące kino, podmioty umieszczające reklamę na nośniku zewnętrznym reklamy oraz wydawcy, uzyskujący przychody ze świadczenia na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej usługi:

1) nadawania reklamy w telewizji lub radiu, wyświetlania reklamy w kinie lub umieszczania reklamy na nośniku zewnętrznym reklamy ponad kwotę 1 000 000 zł;

2) zamieszczania reklamy w prasie ponad kwotę 15 000 000 zł.


 

środa, 10 lutego 2021

9 lutego 2021


 

1. Wstałem idiotycznie wcześnie. Oporządzając piece, słuchałem u Mazurka Roberta Kropiwnickiego na żywo. Usłyszałem, że każdy poseł Zjednoczonej Prawicy, który przejdzie na stronę Platformy będzie mile widziany. Każdy. Właściwie szkoda, że Mazurek nie napisał, czy miel widzianym by był Antonii Macierewicz. Albo Zbigniew Ziobro. Albo… Skoro każdy, to każdy. Mam wrażenie, że rozmowa straciła resztki sensu, kiedy Kropiwnicki zaczął opowiadać jak świetnie miała się służba zdrowia za rządów Platformy. Że mimo iż procent budżetu wydawanego na ochronę zdrowia spadał, to tak naprawdę pieniędzy przybywało, bo PKB rosło jak nigdy później i nie było inflacji. Żyjemy w czasach, kiedy Poseł na Sejm Rzeczypospolitej może w najważniejszej rozmowie radiowej duby smalone bredzić i nic się nie dzieje. Niebo się nie otwiera i piorun jasny z tego nieba rzeczonego Posła nie trafia. 
To nie jest kraj dla starych ludzi. I to jest zła informacja. 

2. Pojechałem do Starostwa. Postanowiłem wyjechać wcześniej, więc wyjechałem później. Drogi jak w Warszawie. Zanim się nie przyzwyczaiłem do tego, że mnie tył auta na zakrętach lata – poruszałem się z prędkością średniowytrenowanego maratończyka. Ubity śnieg ma swoje plusy. Na przykład zatyka dziury w asfalcie i pozbawia sensu istnienia progów spowalniających. Dojechałem. Połamałem ramkę wyciągając tablicę rejestracyjną. Mimo wszystko zdążyłem. Musiałem udać się do banku, by zapłacić opłatę skarbową za pełnomocnictwo, gdyż w niedzielę przelałem na złe konto. W banku, za wpłacenie na konto konto nim prowadzone siedemnastu złotych, zapłaciłem złotych chyba cztery. Za to było miło. 
Wyposażony w nowe tablice FSW, udałem się do Lidla, w którym nakupiłem dużo jedzenia dla ptaków. I ogórki kiszone. I czosnek. Później w Tesco kupiłem chleb wiejski, który po odmrożeniu jest jak nowy. No i wracałem do domu. Przez Skąpe. Jazda po śniegu tak mi się spodobała, że zamiast w lewo do domu skręciłem w prawo do Ołoboku. Przez Niesulice do Kalinowa. Przez Złoty Potok do Przełaz. Później Niedźwiedź, Toporów, Poźrzadło. W Mostkach skręciłem w prawo, żeby przez las dojechać do Ołoboku drogą, którą nie jechałem z pięć lat. Jechałem przez las niczym Vorläufer przez dziewiczy śnieg. Prawie dziewiczy, gdyż przede mną, czas jakiś wcześniej szła rodzina z sankami i psem. Dziury w drodze urosły od poprzedniego razu – pod śniegiem był lód, pod lodem kałuże. Jak to w nienaprawianych od 45 roku leśnych duktach. Przejechałem dwie trzecie trasy. Dojechałem do zwalonego drzewa. Którego się nie dało ani objechać, ani przeskoczyć. Ze śladów można było wywnioskować, że ktoś do tego drzewa dojechał również z przeciwnej strony. Przyszło mi się wycofać, co nie było łatwe, bo opony w kierunku przeciwnym miały jakby gorszą trakcję. Przy pierwszej okazji spróbowałem nawrócić. Skutecznie, choć na początku wyglądało, że się nie uda. Wróciłem do Mostek. Później przez Wilkowo, Borów i Ołobok dojechałem do domu. W którym zdążyły prawie wygasnąć piece. I to jest zła informacja, bo się musiałem zabrać za przynoszenie drzewam, na co nie miałem specjalnej ochoty.

3. Z tego wszystkiego nie wstawiłem Lawiny do stołówki i zasypał ją śnieg. I to jest zła informacja. Bo nie lubię odśnieżać samochodów. Z drugiej strony, sąsiad Tomek zauważył, że korzystając z tego, że przez mróz śnieg jest sypki, można go przemieszczać dmuchawą do liści. Jeżeli uda mi się ją jutro odpalić – to może być ciekawe doświadczenie. 

wtorek, 9 lutego 2021

8 lutego 2021


 

1. Całą noc wiało. Wiało na tyle, że przewróciło choinkę. Potem zasypało śniegiem. Czyli jest jak w zimie. Zimno i biało. Sikorki wyjadły prawie wszystko. Postanowiłem powiesić im kolejne lidlowe wynalazki. Mianowicie: „Knedle dla sikorek”, „Świece orzechowe” i takie dziwne coś w drucianym koszyku. Po chwili jeden tuzin sikorek jadł, drugi czekał siedząc na choinkach. Złą informacją jest, że kiedy ostatni raz byliśmy w Lidlu półka z karmą dla ptaków była już zminimalizowana. Mam nadzieję, że kiedy pojadę jutro – coś uda mi się kupić. 
Kocio rano zażądał wypuszczenia. Wyszedł głównym wejściem. Długo na mrozie nie zabawił – wrócił pod drzwi tarasowe i zaczął się tak drzeć, że go przez te drzwi usłyszałem. Wychodził jeszcze trzy razy, za kadym razem w progu staczając wewnętrzną walkę. 

2. Przyjechał kurier z Inpostu. Przywiózł diody do oświetlenia panelu klimatyzacji. –Ale pogodę panu przywiozłem – powiedział wręczając mi paczkę. „Są tacy, którym się wydaje, że czymś są” powiedziała w „Lecie Muminków” Bufka na widok wciągania flagi na maszt domu Muminków. W sumie ciekawe, czy kurier ten tekst mówił kademu, kogo odwiedzał. Na pożegnanie życzył mi zdrowia. To – mogę się założyć – mówił każdemu. 
Poszedłem do stołówki, żeby sprawdzić, czy tablice rejestracyjne w Lawinie łatwo się zdejmują. Będę chevroleta nazywał Lawiną, bo mi się Avalanche słabo deklinuje. Łatwo się zdejmują. Zdjąłem też hak. Hak się nie zdejmował łatwo. Do zdjęcia haku namówił mnie pan Mirek, kierowca Druha Podsekretarza. –Hak nisko, łatwo w coś walnąć i może być kłopot – powiedział. Pan Mirek był w Czerwonych Beretach i potrafi zabić człowieka saperką. Lepiej go słuchać. Zajmuje się czasem przywożeniem aut z Niemiec. Zawsze był dość sceptyczny jeśli chodzi o moje pomysły motoryzacyjne. Lawinę pochwalił. Ale to mogła być kurtuazja. 
Jeszcze raz zabrałem się za analizę sposobu podłączenia Blower Motor Resistor, po polsku nazywanego opornicą. No i wyszło mi, że się pomyliłem. Że kupiłem zły. I to jest zła informacja. Przez to szukałem siedmiożyłowego kabla. A powinienem był szukać trzech przewodów. Plus, minus i sygnałowego, bo mam wersję cyfrową. I w moim przypadku nie jest to Blower Motor Resistor tylko Blower Motor Control Module

3. Eryk Mistewicz chciałby przeczytać dobre słowo o francuskich samochodach. 
Ze wszystkich produktów francuskiem motoryzacji największą radość sprawiła mi jazda peugeotem RCZ. W 2013 roku. Pojechałem nim najpierw na Warmię, później pozostałościami niedoszłej królewieckiej autostrady do Berlina, stamtąd do Pragi i przez Kraków do Warszawy. Samochód wciąż wygląda świetnie. Był bardzo porządnie wykonany. Silnik, skrzynia biegów – bez zarzutu. W środku zadziwiająco duża przestrzeń. Zadowalające osiągi. Na Warmii była impreza Audi. Nie mogę sobie przypomnieć jaki model prezentowano. Na imprezach Audi zawsze przed hotelem stawiano nazwę modelu z wielkich wyciętych ze styropianu liter. I – o ile mnie pamięć nie myli – urodziła się tradycja, by te litery przestawiać. Przestawiane litery do szewskiej pasji doprowadzały ludzi z Audi. Później liter chronili nawet ochroniarze. Ale nie o tym. Przyjechałem tam RCZ-em. Przejechali się nim dwaj panowie, którzy długo dla Audi pracowali i stwierdzili, że jest rozsądniejszy niż TT (to było na pół roku przed premierą trzeciej generacji TT). Nie jest gorszy, a jest dużo tańszy. 
Produkcję RCZ zakończono w 2015. I to jest zła informacja, bo to naprawdę bardzo przyjemny pojazd. 

Mam nadzieję, że pan Eryk jest usatysfakcjonowany i dalej już nie będzie czytać. 

Peugeot RCZ zaprojektowany był przez Borisa Reinmöllera. Produkowany przez Magna-Steyr w Grazu (tym austriackim – piszę na wypadek, gdyby istniał jakiś Graz francuski). Ten, którym jeździłem miał silnik i skrzynię BMW.





niedziela, 7 lutego 2021

7 lutego 2021


 1. Justin Timberlake wychodzi z więzienia, w którym spędził dwanaście lat za usiłowanie morderstwa, wraca do swojego Rednekowa w Luizjanie i zaczyna się opiekować niebinarnym chłopcem. Wzruszająca historia, po której obejrzeniu żadne dziecko nie powinno się już naśmiewać z używającego kolorowych spinek kolegi. Film porządnie zrobiony, nudny, bo przewidywalny. Nawet niespecjalnie nachalny. 

Najwyraźniej coś jest w tym, co myślała pani Mosbacher mówiąc, o złej stronie historii, o tym, że postęp dokonuje się bez względu na wszystko. Złą informacją jest, że wśród moich kolegów jest kilku, którzy tego nie zauważą nawet wtedy, gdy ich dzieci będą im przedstawiać swoich nieheteronormatywnych [łomamusiu, co to za słowo?] partnerów. 

Justin Timberlake należy do powiększającego się grona gwiazd popkultury, których nazwiska słyszałem, ale nie jestem w stanie połączyć z żadną konkretną twórczością. W tym przypadku – muzyczną, bo filmową to już jestem. 

2. Bożena pojechała do Warszawy. I to jest zła informacja. Narzekała po drodze, że audi kuleje i przepala. 
Mechanik Jacek nie lubi produktów des Konzerns. Wielbicielem jest konstrukcji japońskich, użytkownikiem raczej amerykańskich. Audi powinno więc trafić gdzie indziej. Pewnie to będzie Pomiechówek. 
Niestety na wsi trudno znaleźć mechanika, gdyż tu się samochody raczej wymienia niż naprawia. Jak się człowiek uprze, w niemieckim komisie może być w czterdzieści minut. 

3. Netflix wrzucił 23. serię „South Parku”. Złą informacją jest, że nie wrzucili odcinków sprzed serii 20. 
Ciekaw jestem jak autorzy serialu pokażą ostatnie wybory. Poprzednie, wygraną Trumpa tłumaczyli tęsknotą za Ameryką z czasów Reagana. 
W serialu pojawiły się Member Berries [Nostalgronka]. Jagódki, które cienkimi głosikami wspominały jak super było w latach osiemdziesiątych, jakie były filmy, muzyka… Przed Clintonem i Obamą. W czasie, gdy jeszcze na świecie byli jeszcze Cash, Jobs i Hope. 



6 lutego 2021


 

1. Przyjechali przyjaciele z Żoliborza. Kupować dom. W lesie. Mają dwójkę nastoletnich dzieci i siedmiolatka. Przyjechali z siedmiolatkiem. Nie mają telewizora. Netflix oglądają rzutnikiem. Młody człowiek nie radził sobie z pilotem. Zastanawiałem się, czy taki rodzaj kulturowego wykluczenia nie powinien być ścigany przez odpowiednie służby. 
Nastoletnia dwójka jest zaangażowana. Ojciec – zdroworozsądkowy konserwatysta opowiadał, że próbował jednemu z dwojga tłumaczyć, że używanie określenia osoby na tłum ludzi nie jest zgodne z zasadami języka polskiego. Usłyszał, że nie można mówić ludzie, bo pochodzi to od człowieka, który jednak jest związany z osobami płci męskiej. A w tłumie poza osobami płci męskiej są też inne. To nie jest kraj dla starych ludzi. I to jest zła informacja. 

2. W związku z tym, że dom był głęboko w lesie pojechaliśmy Avalanchem. Goście przyjechali BMW jedynką, która mogłaby mieć problem z leśnymi duktami. Jechaliśmy najpierw nowym asfaltem, później starym asfaltem, brukiem, znowu starym asfaltem, nowszym asfaltem no i leśną, gruntową drogą. Z kałużami. Z wierzchu zamarzniętymi. Pod lodem dość głębokimi. Jedynka by nie dała rady. 
Dom piękny. Nad rzeczką. Duża, niemiecka leśniczówka. Do poważnego remontu. Z gospodarczymi zabudowaniami, z których większość już się do remontu nie nadaje. I to jest zła informacja. Bo były ładne. Muszę przyznać, że wielkie wrażenie zrobiła na mnie klamka zrobiona z klucza chyba do świec. 
Goście się w domu zakochali. I wygląda na to, że go kupią. A jak tylko dom kupią, to kupią też duży, czteronapędowy samochód, żeby do domu dojeżdżać. 
Wracaliśmy trochę mniej dziurawą drogą. Ale też gruntową. Muszę przyznać, że brakowało mi jeżdżenia po okolicznych dziurawych leśnych drogach.

3. Przyszedł pan Stolarz. Z Chociul. Znaczy, z Chociul przyjechał, bo piechotą jest jednak kawałek. Rozmawialiśmy o oknach, Państwowej Służbie Ochrony Zabytków, ochronie przyrody, ekologach, drzewach i drewnie. Jeżeli pan Stolarz tak robi, jak mówi – to jest raczej dobrym stolarzem. Złą informacją są kwoty, jakimi rzucał. Muszę chyba poszukać jakiejś pracy, za którą zapłata by wyszła naprzeciw pana Stolarza oczekiwaniom. 

sobota, 6 lutego 2021

5 lutego 2021


 

1. U Mazurka Cymański. Przez pierwszą połowę rozmowy Cymański dla Roberta był PiS-owcem. Poźniej wrócił do SolPolu. Alr to nic. Poranek zrobiło mi zdanie: Ja przyjmuję pana krytykę, bo jest szczera i uczciwa. Tadeuszów Cymańskich powinno się klonować. Nie klonuje się. I to jest zła informacja. 

2. Rano, w serwisie prze Mazurkiem red. Berenda powiedział, że paliwo będzie wyraźnie drożeć. Trafiło do głęboko w moją krakowską oszczędność. Gdy pojechaliśmy do miasta na zakupy zatankowałem audi po korek. Kiedy zapłaciłem dotarło do mnie, że te sześćdziesiąt litrów etyliny, wartych prawie dwieście siedemdziesiąt złotych będzie jeździć w audi Bóg wie ile czasu (samochód zwykle jeździ na LPG), a gdyby benzyna podrożała o 20 groszy – oszczędziłem całe 12 złotych.
Podobnie dobry interes zrobiłem w Lidlu, kupując towary w promocji. Z rachunku wyszło, że oszczędziliśmy prawie dwadzieścia złotych. Na orzechach laskowych, tabletkach do zmywarki i czterech kostkach masła. Z tą różnicą, że za zakupy w Lidlu zapłaciła Bożena. 

Między Tesco a Lidlem byliśmy w myjni na Orlenie. Warto czasem umyć auto. Warto zapamietać, gdzie się je po umyciu postawiło, bo umyte wygląda czasem. zupełnie inaczej. Złą informacją jest, że nikt jeszcze nie wymyślił automatycznej myjni do wnętrz. 

3. Kurier przyniósł opornicę. Nie podoba mi się ta nazwa, cóż poradzić. Poprzedni właściciel, gdy mu się opornica zepsuła udał się do jakiegoś kowala, który z opornicy z BMW, dziwnego przełącznika i ze dwóch metrów kabla jak do suszarki zmajstrował coś, co niezależnie od sterowania klimatyzacją zmieniła prędkość wentylatora. Rozebrałem z pół deski rozdzielczej i zacząłem tę kowalską konstrukcję usuwać. Szło mi całkiem nieźle. Udało mi się nową opornicę podłączyć do silnika wentylatora. Nie mogłem znaleźć wiązki, która opornicą steruje. Szukałem, szukałem. Zadzwoniłem do poprzedniego właściciela z pytaniem, czy kowal coś z instalacji wycinał. Poprzedni właściciel zadzwonił do kowala, później do mnie – kowal twierdził, że nic nie wyciął. Szukałem, szukałem, znalazłem kartę kredytową poprzedniego właściciela. Wiązki sterującej – nie. Wygląda na to, że kowal wypiął ją z komputera i gdzieś dał. I teraz trzeba będzie skombinować nową. Złą informacją jest, że przy majstrowaniu tego czegoś, kowal wyciął dziurę w obudowie kanału, którym zimne powietrze trafia do wentylatora. I przez tę dziurę wieje zimno. Jak skombinuję wiązkę przyjdzie dziurę zatykać. 

Zegary działają. Jak widać na załączonym obrazku. 



piątek, 5 lutego 2021

4 lutego 2021


 

1. Wczorajsze jezioro znikło. Lodowiska nie będzie. Błoto zostało. I to jest zła informacja. 

2. Telefon mi przypomniał, że rok temu (i jeden dzień) w Polsce był prezydent Macron. Zauroczył wszystkich. Ale nie o tym. Pan Prezydent Republiki przyjechał do Pałacu pancernym renault Espace. Na prąd. Bardzo pięknie wykończonym. Z literkami RF na słupku chyba e. Pan Prezydent Republiki przyjechał nieco po czasie. Można było podejrzewać, iż wynikało to z tego, że pancerny Espace na prąd nie chciał jechać po homofobicznym kraju. Tak bardzo nie chciał jechać, że pan Prezydent Republiki, opuszczając Pałac, przesiadł się do ambasadorskiego C6. Samochodu wciąż eleganckiego, choć nieprodukowanego już od 2012 roku. 
Zmianę auta zauważyli dziennikarze, najpierw polscy, później francuscy. 
Dziwnym zbiegiem okoliczności prezes Renault następnego dnia musiał się pojawić w Pałacu Elizejskim. 
Złą informacją jest, że Francuzi wciąż chcą nam sprzedać jądrowe elektrownie. Jeżeli by do tego doszło, pozostało by nam się modlić, żeby bardziej przypominały C6 niż elektryczne Espace. 

3. Listonosz przyniósł chińskie silniczki krokowe do wlutowania w miejsce chińskich silniczków krokowych w zegarach chevroleta. Filozofia General Motors – by stosować te same części maksymalnej liczbie marek i modeli ma jeden plus. Jeżeli jakaś część jest wadliwa, to jest wadliwa w maksymalnej liczbie marek i modeli. Więc setki youtuberów dzielą się wiedzą, jak usterkę usunąć. Stąd wiedziałem, że trzeba zamówić chińskie silniczki krokowe nowszej generacji. Silniczki, w których magnes nie wylata. Wyjąłem zegary, wyjąłem sterownik klimatyzacji. Sterownik, by sprawdzić jak wymienić spalone żarówki oświetlenia. Zacząłem go rozkręcać. Jedna śrubka odmówiła współpracy. Postanowiłem ją rozwiercić. Zajęło mi to – nie wiedzieć czemu – półtorej godziny. 
Wieczorem udałem się do sąsiada Tomka, który dokonał procesu wlutowania czterech z sześciu silniczków. Dwa działające – ciśnienie oleju i poziom paliwa – zostawiliśmy na czas wymiany żarówek na diody.
Dioda niestety świeci w jedną stronę – w znaczeniu, że ma znaczenie, którą nóżkę ma w plusie. Przez godzinę próbowaliśmy znaleźć plusy i minusy płytki sterowania klimatyzacji. W końcu znalazłem dzieło jakiegoś fana Silverado, który pisakiem zaznaczył wszystkie dodatnie nóżki oświetlenia wszystkich kawałków auta. Zaznaczył, sfotografował i wrzucił w internet. O dzięki Ci idahoBLKss.
Sąsiad Tomek wlutował na wszelki wypadek jedną diodę. Jeżeli zadziała – wrócimy do tematu. Złą informacją jest, że potencjometry od ustawiania temperatury są hermetyczne – nie ma ich jak przesmarować. 
Sąsiad Tomek nauczył mnie nowego słowa. Słowo to prokrastynacja. Żeby nie to „A” na końcu – mógłbym tam mieć na drugie imię. A tak wciąż man Bożydar.