wtorek, 23 lutego 2021

23 lutego 2021


1. Szpital czysty, świeżo po remoncie. Jedzenie ok. Procedura roentgena była interesująca. Otóż aparat stał na środku korytarza i podczas robienia zdjęcia wszyscy się mieli wycofać do pokoi. 

2. Niby lepiej, ale wciąż mam gorączkę. Dostaję na nią kroplówkę. Na chwilę pomaga. Później kroplówka się kończy i gorączka wraca. 

3. Niestety nie ma różnicy, czy się człowiek zaczyna krztusić w domu, czy w szpitalu. Efekt jest taki sam. Choć może tlen trochę pomaga. 


22 lutego 2021


1. No i na koniec dnia wylądowałem w szpitalu w Torzymiu. I oczywiście natychmiast się poczułem dobrze. Tak dobrze, że właściwie nie wiadomo, po co do tego szpitala trafiłem.

2. Porzuciłem Kocia. Duży jest, da sobie radę. Ale czuję się z tym podle. 

3. Brak węchu jest niebezpieczny. Spaliłem garnek. Palił się i palił. A ja nic nie czułem. 

 

niedziela, 21 lutego 2021

21 lutego 2021


 1. Kocio wrócił koło południa. Na chwilę. Nieco pokrwawiony. Może chodziło mu o tu, żeby mi zasugerować, że gdybym musiał jechać do szpitala, to spokojnie mogę go zostawić na zewnątrz. A on się będzie swoimy – jakże ważnymi – sprawami zajmować. W ciągu dnia pojawiał się jeszcze ze trzy razy. Jak po ogień. 

2. 37 kWh. Najjaśniejszy dzień w roku. Na zewnątrz było chyba z kilkanaście stopni. Postanowiłem się wietrzyć. Od rana czułem się zadziwiająco dobrze. Spacerowałem. Przyniosłem drzewo. Przyniosłem leżak ze stołówki. Ale chyba przesadziłem, bo mi znowu skoczyła gorączka. Bardzo mi skoczyła. Więc przedrzemałem wieczór. 

3. Na koniec dnia zepsuł się termometr. Można na to spojrzeć z dwóch stron. 
Obejrzałem „W głębi lasu”. Zacząłem „Znaki”. „Znaki” lepsze. Nie jestem wielbicielem młodszego Miłoszewskiego. 


sobota, 20 lutego 2021

20 lutego 2021


1. Kocio pobudkę urządził o siódmej rano. Chciał wyjść. Wyszedł. Potem wrócił. Potem znowu wyszedł. Potem wrócił. Potem wyszedł i go nie ma. Wciąż go nie ma. I to jest zła informacja. 
W międzyczasie przyszedł do niego kolega. Wlazł na taras. Stawał na tylnych łapach, żeby zobaczyć coś w środku domu. Pokręcił się i poszedł. 
Było ciepło i słonecznie. Narobiło 32 kilowatogodziny. 

2. Straciłem najpierw węch, później smak. Ciekawe doświadczenie. Złą informacją jest, że nie jestem pewien, czy kasza, którą zjadłem – a była nie pierwszej młodości – nadawała się do zjedzenia. Węch ma jednak jakiś sens.

3. Tak właściwie to przespałem większość dnia. Rano jednym uchem słuchałem Śniadania w Trójce. Tylko jednym, gdyż mam uczulenie na panią Leszczynę. Przez chwilę przeglądałem Twittera. Fascynujące jest przekonanie pewnej specyficznej grupy ludzi. Przekonanie o prawie do odpuszczania grzechów. Zwłaszcza grzechów młodości. Jednym grzechy odpuszczają, drugim grzechy zatrzymują. To wszystko połączone z konstrukcją retoryczną: „a u was biją murzynów”. Moralnie – to się nie trzyma kupy. I to jest zła informacja. 


 

19 lutego 2021


1. Posiedzi człowiek chwilę przed telewizorem i nagle cały świat mu się zmienia. Otóż przez prawie pięćdziesiąt lat żyłem w mylnym błędzie wierząc, że lizol to lizol. A tu się okazuje, że jednak lajzol. Lysol – bo tak się w orygimale ten płyn nazywał popularność zdobył podczas Hiszpanki. Pewnie był w Polsce zakład produkcyjny, pewnie po czterdziestym piątym został upaństwowiony. No i wtedy został lizolem. Dotarło do mnie, że nawet jak wyzdrowieję, przyjdzie mi umyć cały dom. Czymś takim jak lysol/lizol. I to jest zła informacja. 

2. Od paru dni obserwuję – z odległości prawie pięciuset kilometrów – próby wygaszenia pożaru, spowodowanego polityką personalną jednej z państwowych instytucji. Duża grupa ludzi dobrej woli próbowała rozwiązać problem, by zminimalizować szkody, jakie miał spowodować. Gdyż nie trzeba być tytanem intelektu, żeby wiedzieć, że sytuacja jest nie do obrony i – tak, czy inaczej – trzeba ją będzie rozwiązać. Im dłużej to będzie trwało, tym gorzej. Niestety, szef tej instytucji ma mentora, z którego zdaniem się liczy. Niestety mentor ten, jest chyba jedynym znanym mi osobiście nihilistą. I robi co chce. Dlaczego robi, co chce? Bo może. Tekaem siedemdziesięciolatków. Sytuacja w końcu trafi do władzy zwierzchniej. Problem w końcu zostanie rozwiązany. Tylko jakim kosztem. Kolejną złą informacją jest, że zaraz będziemy przeżywać sytuacją jak z RPO. 

3. Zadzwonił z Ameryki kolega Wrona. Zadzwonił, żeby się pochwalić, że przywiózł z Polski Covid. Mam nadzieję, że mu przejdzie lekko. Człowiek, od którego się zaraziłem – wylądował w szpitalu. Ja tam, w ciągu dnia czuję się nieźle. Problem robi się wieczorem. Ale może być gorzej. Tyle dobrze, że jest ciepło, gdybym musiał nosić tyle drzewa, co tydzień temu – byłoby słabo. 
Ograniczam wolność kota. Po 22 już nie wychodzi. Chwilę się awanturuje, ale z ograniczonym zaangażowaniem. Głupi nie jest. Dziś zdecydowanie wolę od psów koty. 



 

czwartek, 18 lutego 2021

18 lutego 2021


Wersja skrócona, bo nie mam siły. 


1. Kot – psisyn – wrócił o 4:30. I jeszcze się awanturował, że musiał pod drzwiami stać.

2. Rano się okazało, że wpuszczając kota rozbiłem termometr. Dzień więc zacząłem od ścigania małych srebrnych kuleczek. Kiedy byłem dzieckiem, rtęć nie była jakąś kosmiczną trucizną. Można ją było na przykład wciągać odkurzaczem, który później tygodniami rozpylał jej opary. Zebrałem, wsadziłem do szczelnego opakowania. Powinienem zadzwonić do SANEPID-u by się dowiedzieć, gdzie w powiecie przechowywana jest rtęć. Na razie się z tym wstrzymam.

3. Zadzwonił pan Dzielnicowy. Przyjechał, żeby sprawdzić, czy przebywam w miejscu kwarantanny. Nie jestem na kwarantannie, jestem w izolacji. W związku z tym, nie mogę uruchomić aplikacji od pilnowania kwarantanny. Więc policja będzie mnie sprawdzać. Mam nadzieję, że będę miał siłę, by się z łóżka zwlekać. 


 

17 lutego 2021


 1. Po długiej przerwie media znów coś o mnie napisały: „Mamy 8694 nowe i potwierdzone przypadki zakażenia…”.

Pojechałem do szpitala na test PCR. Ruchem zarządzał dość sprawnie żołnierz WOT-u. Wymaz pani zrobiła tylko z gardła. Nie mogę się doliczyć, który to był mój test. Siódmy? Ósmy? Wszystkie wcześniej były z nosa. Dwa były z nosa i gardła. Ciekaw jestem, czy jeżeli PCR też będzie pozytywny [wszystko na to wskazuje], to system policzy mnie drugi raz. 
Bożena pojechała do Warszawy. Istnieje szansa, że nie jest zarażona, a gdyby siedziała tu ze mną – trudno by nam się w domu było od siebie izolować. 

Skończyłem „Miasto noży”. I to jest zła informacja, bo mógłbym jeszcze trochę je czytać. 
Wczorajsze norymberskie tramwaje przypomniały mi, jak w 90 roku wracaliśmy z południa Francji z wymiany szkolnej. Startując – popiliśmy i pospaliśmy. Więc pierwszy tysiąc kilometrów udało się nam pokonać zadziwiająco szybko. Obudziłem się na przedmieściach Norymbergi. Niezbyt przytomny. No i minęliśmy tramwaj. Nr 4 [chyba]. Norymberski tramwaj, bo to była Norymberga. Pierwsza myśl, która mi przez głowę przeleciała – dojechaliśmy? Tak szybko? 
Dlaczego to piszę? Bo wiem kiedy w Krakowie pojawiły się te tramwaje. 

2. Przez cały dzień umartwiałem się oglądając „30 srebrników” HBO. Złe jak polski serial, tylko lepsze plenery. Właśnie idzie ostatni odcinek. Ksiądz strzela z dwóch pistoletów maszynowych do wielkiego czerwonego diabła. Pistoletów maszynowych Ingram. MAC-11, to podstawowa broń automatyczna w kiepskich filmach.  
Inżynier Ingram miał na imię Gordon. Nie jest to popularne imię w Polsce. Według PESEL-u mamy 77. Mojżeszów za to 89. Jesusów 115 plus dwóch Jesusów Juniorów. I dwóch Jesusów Marii [Mariów?]. Ale to wszystko nic, przy dwóch Leninach. 
Nazwiskami się nie wypada zajmować. I to jest zła informacja, bo ciekawostek tam bez liku. 

3. Złą informacją jest, że Kocio postanowił utrudnić mi życie. Pewnie z okazji dnia kota. Wyszedł i nie wraca. Nie mam serca go zostawić na mrozie i iść spać, a doktorzy mówią, że powinienem się wysypiać. 

środa, 17 lutego 2021

16 lutego 2021

 


Jeden pozytyw przebił dziś wszystkie negatywy. 

Więc wyjątkowo, poza tą jedną, będą dobre informacje.
1. Zalogowałem się do cyfrowego urzędu skarbowego (czy jak się to tam nazywa), zaakceptowałem PIT i zapłaciłem podatek. Później przeczytałem, że portal nie działa, nie da się zalogować i są błędy. Chyba to była informacja z DGP. Na pewno dobrze się klikała, a połowa narodu (aktywnej politycznie części) po raz kolejny ucieszyło się dowodem na to, że Państwo PiS nie działa. 

2. SANEPID działa. I jest pomocny. Wymyślono jak to zrobić, że mi zrobić test. SANEPID nie mógł mnie na test skierować, a nie miałem kontaktu z lekarzem POZ, który to powinien wystawić skierowanie. Trafiłem do Nocnej i Świątecznej Opieki Zdrowotnej. I nie musiałem stać trzech godzin w kolejce na mrozie – po tym jak odstałem 40 minut, dowiedziałem się, że się mogę umówić telefonicznie. No i się umówiłem. 

3. W szpitalu spędziłem trzy godziny, bo czekaliśmy na wyniki krwi. Całkiem znośne wyniki. Przynajmniej zbliżyłem się do końca „Miasta noży” Wojtka Muchy. Znowu się pojawiła ulica Retoryki, norymberskie tramwaje, które jeździły po Krakowie od 1989 roku, w 1997 roku trudno nazywać „zwiezionymi niedawno”. Ale co tam. Ważne, że pojawia się postać barmana z Free Pubu. Wszystkich wtenczas znałem. Żaden mojej osobie do tej postaci nie pasuje. 

wtorek, 16 lutego 2021

15 lutego 2021


 1. W końcu wyszło słońce. Według fotowoltaiki to był najbardziej słoneczny dzień w 2021 roku. Dotychczas. Złą informacją jest, że jak na tak słoneczny dzień było zadziwiająco zimno. 


2. Pojechaliśmy na wycieczkę. Mieliśmy jechać do tego drugiego Gronowa, do sklepu, który był wyjątkowo zamknięty, kiedy tam pojechaliśmy ostatnim razem. Okazało się, ze tym razem też jest zamknięty. Pojechaliśmy więc do „Lamusa” w Boczowie. Dość przerażającego miejsca, o którym już kiedyś pisałem. Swoją drogą ciągle się boję, że zacznę się powtarzać. Na razie – jak w tym przypadku – ratuje mnie wyszukiwarka. 
W Boczowie było zimno i drogo. I to jest zła informacja. Kupiliśmy etażerkę, kosz wiklinowy, betonową tralkę i futro. Na etażerce, nim ją kupiliśmy leżała książka, którą w styczniu 1940 roku w Szczecinie ktoś dostał na urodziny od wuja. Książka była wspomnieniami pancerniaka z wojny we Francji i Belgii. Raczej Wielkiej Wojny, bo trudno, żeby ktoś w styczniu dostał książkę opisującą sytuację z maja. 
Z kolei na ścianie wisiała ramka, w którą oprawiono dziewięć zdjęć kota Petera 1. z Charlottenburga. Kot na świat przyszedł w kwietniu 1979, z zszedł był w kwietniu 1998 roku. 19 lat, piękny wiek dla kota. 
Gdyby ktoś potrzebował – można w Boczowie kupić skórę z niedźwiedzia. Znaczy nie tyle prawdziwą skórę z niedźwiedzia, co z jakiegoś futra uszyte przebranie. Niestety bez głowy, więc raczej się na Krupówkach nie przyda. Zresztą ostatnio Krupówki to nie jest jakieś specjalnie dobrze kojarzące się miejsce. 
Bożenie bardzo się nie podobał Torzym. Wracając ominęliśmy go więc przez Bielice i Bobrówko. Ostatnio coraz częściej zauważam, że Rokitnica jest w centrum cywilizacji. 

3. No i zaczęliśmy oglądać „Dolinę łez”. No i nas wciągnęła. Na razie siedem odcinków. Jeszcze chwila i nasi Żydzi zaczną łomotać ich Arabów. Choć właściwie większość bohaterów to akurat nie są nasi Żydzi.

Złą informacją jest, że się z tego wszystkiego zrobiła druga w nocy i pewnie znów się nie wyśpię. 

poniedziałek, 15 lutego 2021

14 lutego 2021


 1. Miało być słonecznie i ciepło. Tak przynajmniej sugerowała prognoza w iPhone. Nie było. I to jest zła informacja. 


2. Nie oglądałem niedzielnej publicystyki. Rano zajmowałem się piecami patrząc jednym okiem na Złomnika i Motobiedę na Youtube. Złomnika chyba poznałem kiedyś w samolocie do Hiszpanii. Albo Portugalii. Skoda to musiała być jakaś albo citroen. Użył czasownika gnić w znaczeniu trzymać jakiś niesprawny samochód pod gołym niebem, łudząc się, że się go kiedyś zrobi. Mam za sobą takie doświadczenia. Nawet kilka. Swoją drogą powinienem się udać pod Siedlce, do miejscowości Borki-Kosiorki, żeby zobaczyć czy Suburban jest wciąż gnity czy może w końcu naprawiany. Złomnik zajmował się Passatem II kombi, Motobieda – Kadettem. 
Opel Kadett miał był w moim życiu ważnym samochodem – broń Boże nigdy takiego nie miałem, nawet chyba żadnego nie prowadziłem – zmienił moje spojrzenie na motoryzację. Otóż samochodami zacząłem się interesować dość późno. Prawo jazdy zrobiłem w roku, kiedy uzyskałem bierne prawo wyborcze na stanowiska wójta, burmistrza i prezydenta miasta. Wcześniej byłem raczej przekonany, że kiedy poprowadzę samochód to na pierwszym zakręcie wylecę z drogi, bo mi się nie będzie chciało skręcać. Pierwszym samochodem w domu był Ogórek T1, później Garbus. Garbus dłużej. Wersja jeszcze z płaską szybą. Garbus po kilku modyfikacjach silnika (na przykład zastosowaniu cylindrów i tłoków od Malucha) generalnie nie był za bardzo w stanie przekraczać prędkość 100 km/godz. No i żyłem w przekonaniu, że samochody tak jeżdżą. Aż do wakacji po liceum. Gośka Szumowska zaprosiła parę osób do domu na Mazurach. Właściwie z nikim z tego towarzystwa nie mam już kontaktu. Gośkę czasem widuję w telewizorze. A ze dwa lata temu przez szybę w Kieliszkach na rogu Hożej i Poznańskiej. Był tam też z synem człowiek, który był czegoś naczelnym, może kierował jakimś wydawnictwem – nie pamiętam. Miał w każdym razie Kadetta. Z którego był dumny. Łukasz – chłopak Małgosi – zauważył, że opel był po potężnym dzwonie, w co właściciel nie chciał uwierzyć. Sprzedawca się wszakże zarzekał, że auto bezwypadkowe. A Niemiec płakał. W każdym razie jakoś tak wyszło, że w tym oplu wracałem z Mazur do Krakowa. A właściciel, chcąc chyba udowodnić, że auto jest w stanie świetnym jechał przez cały czas 140. No i wtedy dotarło do mnie, że kiedy się jedzie 140, to się jest na miejscu szybciej niż kiedy się jedzie 90. Dużo szybciej. 
Następnym tej wagi było chyba odkrycie, że powyżej pewnej prędkości samochody (mogące tę prędkość osiągnąć) zaczynają tyle palić, że trzeba się zatrzymywać na tankowanie, a to przedłuża czas podróży. Ergo nie zawsze jazda z maksymalną prędkością maksymalnie skraca czas podróży. Wydaje mi się, że powinienem móc stworzyć wzór do obliczania maksymalnej opłacalnej prędkości. Powinienem móc. Ale jakoś mi się nie udaje. I to jest zła informacja. 

3. Cały dzień właściwie przed telewizorem. Z przerwami na przyniesienie drzewa, wstawienie samochodów do stołówki (miało być ciepło i słonecznie – więc liczyłem, że się resztki śniegu dziś stopią, dlatego ich nie wstawiłem wczoraj), gotowanie. Najpierw była końcówka filmu o smoku na amerykańskiej prowincji. Wszyscy jeździli Silverado z lat osiemdziesiątych. A smok – jak zauważyła Bożena – był z twarzy niestety podobny do Shreka. Potem „Małżeństwo z rozsądku” Barei. Młody Olbrychski był jakoś podobny do Dawida Wildsteina. Albo raczej odwrotnie. Kawałki „Dzięcioła”. Raczej z kuchni, której wyciągnął mnie dialog Gołasa z pracownikiem Teatru Wielkiego: –Widział pan może małego chłopca? –Wejście dla baletu po drugiej stronie. Takie rzeczy za tow. Wieslawa?
Na koniec amerykański walentynkowy produkcyjniak. Nudny jak flaki z olejem. Za to z gwiazdorską obsadą. Później już nic, bo telewizor nam zbrzydł. 
Bożena na którymś etapie nawet proponowała, by zacząć jakiś serial. Złą informacją jest, że jakoś ta propozycja ode mnie zrykoszetowała. A wczoraj wypatrzyłem na HBO serial o wojnie Jom Kipur. 






niedziela, 14 lutego 2021

13 lutego 2021


 

1. Obejrzałem – jednym okiem – „Salon dziennikarski” w Info. Coś mnie rozbawiło. Zapomniałem co, i to jest zła informacja. Bo przecież nie Piotr Semka upierający się, że dziś jest 14 lutego.


2. Nie chciało mi się wczoraj stać w świebodzińskich korkach – ominąłem Lidla. Musiałem więc dziś tam podjechać. W mieście było już ciut powyżej zera. Śnieg zaczął się powoli topić, więc powoli zaczęło przestawać być ładnie. I to jest zła informacja. 
Wczoraj, żeby ominąć korek do ronda Wileńskiego i na Wałowej, skręciłem w Młyńską, później w Łąki Zamkowe. Nie zauważyłem wcześniej, że kiedy nie ma liści znad budynku chyba szkoły wystaje głowa miejscowego Chrystusa. 
W Lidlu trafiłem na promocję kwiatów ciętych. I bardzo dużo kołder. Lidl w sobotnie popołudnie wygląda tak, że można by używać go do porównań. Plaża po sezonie wygląda jak Lidl w sobotnie popołudnie. 

3. TVP przypomniało arcydzieło polskiej kinematografii postanowojennej – „Och Karol”. Obejrzałem sam początek. Dotarło do mnie, że autorką scenariusza jest Ilona Łepkowska, ale nie o tym. Bohater jeździ trzydrzwiowym, czerwonym Golfem. Z szyberdachem. Utykanym czymś, co raczej nie jest silikonem. Prawdopodobnie okiennym kitem. Wiedza o tym, że jeżeli szyberdach cieknie, to zazwyczaj przez zatkane odpływy dotarła do Polski dość późno. Mój Taunus pierwotnie miał szyberdach. Za moich czasów z jego konstrukcji właściwie nic nie zostało. Musiałem podjąć trudną decyzję o jego zaślepieniu. Bardzo to był ładny samochód. Złą informacją jest że, blacha, z której był zrobiony utleniała się w oczach. Ktoś wcześniej oryginalny silnik 1,3 zamienił na dwulitrową V6, nie zmieniając przy tym dyfra. Efekt był taki, że wskazówki obrotomierza i prędkościomierza chodziły równo. Po Taunusie zostało mi zdjęcie. I trochę rozmywających się wspomnień. 

Obejrzałem dwa odcinki amazonowego „Top Gear”. „Grand Tour”, czy jakoś tak. Albo ja się zestarzałem, albo formuła się zestarzała. Później rzuciłem okiem na kawałem „Automaniaka”. Mam wrażenie, że jego twórcy przestali się za wszelką cenę starać zrobić polskiego „Top Geara”. Na koniec na Youtube posłuchałem co Pertyn ględzi o nowej Panamerze. I chyba z tego wszystkiego najbardziej pasuje mi ględzący Pertyn. Co prawda przyznał się do tego, że nie rozumie jak można kupić sobie duży, porządny samochód i być nim wożonym, zamiast nim powozić. Cóż mogę powiedzieć. Czasem możliwość prowadzenia samochodu to większy luksus niż bycie nim wożonym. Ale dopóki człowiek tego nie zazna – trudno będzie to zrozumieć. 

Bożenę oburzył fakt, iż w dowodzie rejestracyjnym Lawiny – jako współwłaścicielka – jest wpisana pod hakiem i gazem. 

sobota, 13 lutego 2021

12 lutego 2021


 1. Cały dzień oglądałem „The Wilds”. I to jest zła informacja, bo znudził mnie ten serial tak, że zacząłem go oglądać jednym okiem i chyba się trochę w wątkach pogubiłem. Czas więc zmarnowany. Z tym, że przynajmniej postawiłem buraki. Na barszcz – jak to się u mnie mówi na buraczany kwas. 


2. W przerwie w oglądaniu „The Wilds” pojechałem do Świebodzina. Chciałem umyć na Orlenie Lawinę. Myjnia nie działała. Pewnie z powodu mrozu. I to jest zła informacja, bo chciałem zobaczyć jaki jest właściwie Lawiny kolor. Kupiłem w Tesco węgierskie brykiety ze słonecznikowych łupin. Odkrycie zeszłej zimy. Tlą się długo i efektywnie. W zeszłym roku nikt ich nie kupował i dość szybko zyskały promocyjną cenę. W tym wciąż kosztują prawie dziesięć złotych. Publiczność wykupiła cały zapas brykietów sosnowych. Te były w promocji. 
Wsadziłem głowę do lokalnej galerii handlowej. Zaczęło działać kino. Niestety żaden z filmowych tytułów nic mi nie mówił. W barze sushi ruch większy niż w pizzerii. W gruzińskiej piekarni kupiłem dwie butelki Borjomi. Woda Borjomi jest – nie wiedzieć czemu – dość popularna wśród polskich polskiej prawicy. 
Sushi w Galerii Hosso stanowi klamrę z barem Tho Man – kuchnia orientalna i polska. Azjatyckie jedzenie na dwóch końcach miasta. 
Wróciłem do domu. Zadzwonił sąsiad Gienek, bym go wsparł w naprawianiu olejowego grzejnika. Grzejnik chiński. W środku miał dziwny włącznik, który wyłączał prąd, gdy grzejnik się wywracał. No i ten włącznik twierdził, że grzejnik jest przewrócony. Odpowiednio nim trzęsąc udało się go zresetować. Grzejnik zaczął grzać. 
Lat temu prawie siedem, kolega mój pracujący dla tajwańskiego producenta telefonów zrobił mi wykład o Chińczykach (kontynentalnych). Otóż Chińczycy potrafią robić bardzo porządnie porządne rzeczy. To my chcemy kupować u nich tanio. A tanio nie da się zrobić porządnych rzeczy porządnie. Więc na naszą prośbę robią byle jakie rzeczy byle jak. Tak jak na przykład grzejnik olejowy sąsiada Gienka. 
Te siedem prawie lat temu, kolega pracujący dla tajwańskiego producenta telefonów zapowiedział ekspansję chińskich (kontynentalnych) producentów telefonów. I to, że się skończy sukcesem. Prorok jakiś. 

3. W innej przerwie w oglądaniu „
The Wilds
” brałem udział w whatsappowej dyskusji na temat projektowanego podatku od reklam. Kolejnej już. Co ciekawe – linia podziału w tej sprawie idzie w poprzek podstawowemu podziałowi politycznemu, co prowadzi czasem do nawet zabawnych sytuacji. Ale nie o tym. 
Przy okazji rozmowy wpadł mi w ręce tekst z „Wyborczej”, który – według tytułu – miał wyjaśniać całą sprawę. 
Rząd twierdzi, że pieniądze pójdą na szczytny cel: połowa ze składki ma trafić do NFZ. Łatwo obliczyć, że chodzi o 400 mln zł. To bez wątpienia spora suma, ale kropla w morzu przy wydatkach NFZ. Budżet funduszu w 2021 r. ma wynieść bowiem… 103 mld zł.” 

Od pięciu lat obiecuję sobie, że nie napiszę słowa o WOŚP. Złą informacją jest, że obietnicę łamię. Złą, gdyż ludzie, którzy krytykują WOŚP są jak ci, co tłumaczą dzieciom, że nie ma świętego Mikołaja. Jest? Nie ma. Ale dlaczego dzieciom psuć zabawę. 
Tysiące razy słyszeliśmy wszyscy, że bez pieniędzy WOŚP polska Służba Zdrowia by się zawaliła. Rekordowy Finał przyniósł ze 180 milionów. Cóż, najwyraźniej czasem 180 to więcej niż 400. 


piątek, 12 lutego 2021

11 lutego 2021


 

1. Jestem niepocieszony – protest mediów się zakończył. A właśnie zaczął mi się podobać. W imię walki o prawo do informacji – informacji nie publikować. Milczeć w imię walki o wolność słowa. Logiczne. 

Mazurkowi udało się w końcu wyciągnąć od kogoś z Platformy jasne oświadczenie w kwestii aborcji. Mniej–więcej jasne, gdyż wyciągnął od pani Kidawy-Błońskiej. A gdy już wyciągnął, to – mam wrażenie – nikt tego nie zauważył. 
A może wszyscy zauważyli, tylko prawie nikt się już tym nie ekscytuje. Nie wiem. I to jest zła informacja. „Nie wiem, a chciałbym wiedzieć, w informacji też nie wiedzą dokąd zmierza świat. Nie wiem, a chciałbym wiedzieć.” Śpiewał na pierwszej płycie Klausa Mitffocha Lech Janerka. Wydaje mi się, że kupiłem tę płytę w Szczecinku. Druga połowa lat osiemdziesiątych. Chyba pamiętam jak dumnie niosłem ją ulicą chyba Żukowa. A koledzy moi pytali przechodniów, czy to prawda, że w okolicy jest dużo żuków gnojarzy i od nich ta nazwa pochodzi. Ale to już zupełnie inna historia. 


2. Po beemkach zieje pustka. 
Z Zielonej Góry przyjechał saabem 9–3 mój kolega z Warszawy ze swoim kolegą z Zielonej Góry. Architektem. Przywiózł pączki z Raculi. Całkiem niezłe. Przesiedliśmy się do Lawiny i pojechaliśmy oglądać leśniczówkę, która okazała się być wcześniej pensjonatem Edmunda Freyera. Z jednym Freyerem chodziłem przez chwilę do liceum. Ale miał na imię Artur. I raczej nie miał przed wojną pensjonatu w lesie we wschodniej Brandenburgii.
Kolega z Warszawy przywiózł również pączki dla pani leśniczej. Jednak nie była zainteresowana. Sama sobie pączki robi. [Smaży? Bo przecież nie piecze.] 
Budynek oglądany drugi raz wyglądał chyba jeszcze lepiej. Pani leśnicza opowiedziała koledze z Warszawy o okolicy. O tym, że w rzeczce tarły się kiedyś pstrągi. Ale wpuszczono bobry, które rzeczkę uczyniły dla pstrągów nieatrakcyjną. 
Bobrów narobiło się tyle, że zdecydowano o ich odstrzale. Udało się ustrzelić pięć, bo bóbr głupi nie jest i ustrzelić go trzeba umieć. Złą informacją jest, że przez te bobry drzewa przy rzeczce trzeba zabezpieczać metalową siatką. Gdyby nie to – bobrza armia zamieniła rozprawiła by się z nimi w bardzo krótkim czasie. 
Przez autostradę jelenie przestały przychodzić na rykowisko, a wypuszczone wilki wyżarły co się dało i przeniosły bliżej Odry. Więc zwierzyny w okolicy raczej nie ma. Został po niej znak drogowy. A-18b. Uwaga zwierzęta dzikie. Stojąc przy bitej drodze leśnej pokazuje, w przeciwieństwie do nawierzchni, że ktoś o bezpieczeństwie jeżdżących tą drogą myśli.

3. Dzień był piękny. Fotowoltaika powiedziała, że najbardziej słoneczny w tym roku. 
Nie obejrzałem orędzia marszałka Grodzkiego. Zagapiłem się na nie pamiętam już który program w TVN Turbo. Albo o mechanikach, albo o handlarzach. Orędzia marszałka Grodzkiego dostarczają mi zawsze irracjonalnej radości. Więc to, że orędzia nie obejrzałem, to zła wiadomość. 

czwartek, 11 lutego 2021

10 lutego 2021


1. Odśnieżanie dmuchawą jest przereklamowane. I to jest zła informacja. 

2. Przyjechał pan kupiec i zabrał beemki. Obiecał, że zadba. Skończyła się pewna epoka. 735 zrobiliśmy z dwieście tysięcy kilometrów. Wmusił nam ją kolega Wojtek, nazywany w pewnych kręgach Wariatem. Jak nam wmuszał pracowałem w „Ozonie”. Wyjaśnił nam, że powinniśmy mieć dwa samochody. Miał rację. 735 jechaliśmy do Bełchatowa po koty. Zasadniczo jechaliśmy po jednego kota, ale dwóch gejów w zoologicznym w Jankach tak się przejęło wizją zabierania matce tak młodego kotka, że na nas przeszło i wzięliśmy parę, żeby im nie było smutno. Później, dla obu pokoleń kotów jazda samochodem była czymś oczywistym. Kotuś niestety nie może się przyzwyczaić.
Inżynierowie BMW zrobili kawał dobrej roboty. Samochód jeździł nawet kiedy nie powinien. A naprawy – na ogół – były łatwe i tak naprawdę tanie. Już nie będzie takich samochodów. I to jest zła informacja. Przez szacunek dla tej 735 nie kupię sobie już nigdy E32. 

3. Lawina się przydała. Przywieźliśmy z sąsiadem Gienkiem stolik nazywany ławą. Ciężki. Tak ciężki, że kiedy go postawiliśmy, miałem wrażenie, że rosnę. 
Sąsiad Gienek się zastanawiał jak długo będzie trwał protest mediów. Cóż, jako abonent Cyfrowego Polsatu jest tego protestu mimowolnym sponsorem. 

B. Bix Aliu, człowiek, który ponoć imię zawdzięcza Leonowi Bismarkowi Beiderbecke, napisał na Twitterze, że: wolne media są kamieniem węgielnym demokracji. Stany Zjednoczone będą zawsze bronić niezależności mediów. 
Cóż, najwyraźniej jestem zupełnie jak Stany Zjednoczone. Właściwie to bardziej niż Stany Zjednoczone, gdyż angażuję się w sprawy niedotyczące wyłącznie TVN-u. Czy to w redakcji „Wprost” w czerwcu 2014, czy też na procesie Gzella i Pawlickiego. Proces Gzella i Pawlickiego to największy wstyd w ostatnich trzydziestu [dwóch] latach wolności mediów w Polsce. Mam wrażenie, że nikt o tym nie pamięta. I to jest zła informacja. 


Na pewno wszyscy czytali ten projekt, ale na wszelki wypadek wrzucę: 

Do uiszczania składki z tytułu reklamy konwencjonalnej są obowiązani dostawcy usług medialnych, nadawcy, podmioty prowadzące kino, podmioty umieszczające reklamę na nośniku zewnętrznym reklamy oraz wydawcy, uzyskujący przychody ze świadczenia na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej usługi:

1) nadawania reklamy w telewizji lub radiu, wyświetlania reklamy w kinie lub umieszczania reklamy na nośniku zewnętrznym reklamy ponad kwotę 1 000 000 zł;

2) zamieszczania reklamy w prasie ponad kwotę 15 000 000 zł.