piątek, 2 lipca 2021

1 lipca 2021


1. Od paru dni zapominam się oburzyć. Znaczy zapominam napisać, jaki jestem oburzony. Na pisarza Twardocha. I nie chodzi o jego prośląską antypolskość. Cóż, w przeciwieństwie do jego bezrefleksyjnych potępiaczy jakoś rozumiem o co mu chodzi. 
I nie chodzi mi o to, że został ambasadorem kolejnej marki samochodów. Wolę, żeby był nim on, niż jakaś Małgorzata Socha. 
I nie chodzi mi o to, że jest to francuska marka. Francuzi robią zwykle takie sobie auta, ale w związku z ich wybujałymi ambicjami, kiedy chcą przyszpanować autem sportowym – zwykle robią to dobrze. Tak dobrze, że zazwyczaj są to deficytowe modele. Zresztą na ogół robią im te auta jacyś importowani fachowcy.
Chodzi mi o to, że pisarzowi tej klasy nie wypada przepisywać piarowskiego bełkotu: Alpine A110S ma geny motorsportu, mocne serce i cudownie niską masę. Centralnie umieszczony silnik i minimalistyczne wnętrze podkreślają wyścigowy charakter samochodu, idealnego, by spędzić w nim dzień na torze, lub też po prostu wybrać się na przejażdżkę bez celu krętą, górską drogą.
Twardoch mógłby dać się obok auta sfotografować i by wystarczyło. A tak strach, że te geny motorsportu jeszcze na niego przelezą. 

2. Cały dzień albo padało, albo mżyło. Miało to swoje plusy. Można było nic nie robić na zewnątrz. Miało też minusy. Nie można było nic robić na zewnątrz. 
Powiesiliśmy Althamera. Dzieło – znaczy się. Zasadniczo – można to było zrobić już z rok temu. Choć, gdyby naprawdę było można, to by się to wcześniej zrobiło. Podłączyłem też piec na pellet. To było trudne, bo było trzeba piec rozebrać i inaczej podpiąć rury. Została mi najtrudniejsza sprawa. Podłączenie pieca u mnie w pokoju. Tu się bez kominiarza nie obejdzie, co wcale mnie nie cieszy.

3. Przyjechał rok nie widziany kolega Wrona. Z Waszyngtonu, choć właściwie z Wrocławia. Z dziećmi. Dzieci zachwycały się psem sąsiadem, później Kociem. Z kolegą Wroną znamy się długo. A zaczęliśmy się znać podczas łapania Gumisia. I tak nam zostało. Znajomość. Nie: łapanie Gumisia. Zasadniczo, to Gumiś podpisywał się Gumisie, ale nie ma to specjalnego znaczenia, bo i tak raczej nikt nie będzie dziś wiedział o co chodzi. Jak się kiedyś skupię i sobie przypomnę więcej szczegółów, to może coś o tym napiszę. Teraz mi się przypomniała scenka, gdy dowodzący akcją policjant, rozmawiając przez telefon z Bertoldem Kittlem – reporterem krakowskiej „Wyborczej” pyta go, czy ma on coś rodzinnie wspólnego z marszałkiem Rzeszy.

Pojawiła się koleżanka Kocia. Dała się nawet karmić. A młodemu Wronie nawet pogłaskać. 


 

czwartek, 1 lipca 2021

30 czerwca 2021


1. Kocio nocował w domu. Właściwie nic dziwnego, skoro padało. Przed siódmą już mu spanie zbrzydło i postanowił nas obudzić. Wstałem. Dołożyłem mu jedzenia. Zjadł. Pokręcił się chwilę i poszedł spać. Spał póki nie poczuł zapachu obieranej przeze mnie pietruszki. Zerwał się z kanapy, przyleciał do kuchni, wskoczył na stół, widać było, że coś by z tą pietruszką zrobił, ale nie bardzo wiedział co. W końcu ekscytacja mu minęła. Wrócił na kanapę i poszedł spać. Nie wiem, o co mu chodzi z tą pietruszką, ale chodzi mu bardzo. 

U nas trochę padało. Tyle, żeby się porobiły kałuże. W takiej Zielonej Górze, to się kałuże porobiły wielkości całych kwartałów. Sąsiedzi mówią, że się zwykle zła pogoda zatrzymuje na Odrze i do nas jak dochodzi, to nie jest już taka zła. Gorzej, gdy wieje ze wschodu. Tu żadnej Odry nie ma. Jest – co prawda, Obra – ale to nie to samo.

Zadzwonił kolega Doktor. Jeden z bardziej w COVID zaangażowanych. Taki, co to w związku z COVID-em najpierw jeździł po świecie, poźniej stawiał te tymczasowe szpitale, by na koniec w nich pracować. Teraz też leczy COVID-owców. W normalniejszych warunkach. Zwierzył mi się, że teraz to zupełnie mu ich nie żal. Trafiają do niego już wyłącznie niezaszczepieni. Trzy grupy: ci, którym się nie chciało zaszczepić, bo mieli inne rzeczy na głowie; ci, którzy się nie zaszczepili, bo uważają, że jak się inni zaszczepią to będzie stadna odporność, więc sami nie muszą; no i antyszczepionkowcy.
Mówi, że problem antyszczpionkowców rozwiąże się jesienią. I że będzie to w dużej liczbie przypadków ostateczne rozwiązanie. Wierzę mu, po poprzednią falę przewidział z dokładnością do 200 przypadków (zachorowań, bo śmiertelność trafił idealnie). Choć nie bierze pod uwagę tego, że ponoć sporo z naszych antyszczepionkowych proroków poszczepiło się już w pierwszym możliwym terminie. Teraz mówią, żeby ich o to nie pytać, bo to ich prywatna sprawa. 

2. Pojechaliśmy do Świebodzina. W Ołoboku, koło przystanku Policja zajmowała się skutkami wypadku. Białe subaru z rowerami na bagażniku i rozoranym bokiem. Ktoś najwyraniej ciął zakręt. Pewnie subaru. Ktoś się pewnie zagapił na bociany. Słaby początek wakacji. 
W Lidlu znalazł mnie bezalkoholowy gin. Nie mogłem sobie odmówić. Pod Tesco nie ma już truskawek. W Mrówce nie działa zewnętrzna kasa. Ciekawe, czy to efekt pogody, czy nowych przepisów uniemożliwiających odmowę przyjmowania gotówki. 
Wracaliśmy przez Ołobok. Subaru na parkingu straszyło rozoranym bokiem. Nie miało już rowerów na bagażniku. Kolizja, kolizją a wakacje trzeba zacząć.

3. Na tarasie czekała na nas koleżanka Kocia. Zjadła trochę kiełbasy, ale przez cały czas zachowywała bezpieczną odległość. Obejrzeliśmy kawałek naszego ulubionego teleturnieju „Postaw na milion”. Dwóch młodych, nie wyglądających na półgłówków ludzi omal nie padło na pierwszym pytaniu: Orzeszkowa i Sienkiewicz, to: renesans, romantyzm, pozytywizm czy Młoda Polska. Na początku odrzucili pozytywizm. W ostatniej chwili jednak stwierdzili, że pozytywizm jest bardziej prawdopodobny niż renesans. Wczoraj jeden z uczestników upierał się, że Powstanie Wielkopolskie było w 1848 roku. Bardzo się upierał*. W końcu jego partner wyjaśnił mu, że było w dwudziestym wieku. Wiedział, bo jego krewni walczyli. 
Czasem trudno uwierzyć, co te gimnazja zrobiły z ludźmi. 


*Mnie tam uczyli, że w 1848 było Powstanie Poznańskie. Ale – jak widzę – nazywane jest również Wielkopolskim. 


 

środa, 30 czerwca 2021

29 czerwca 2021


1. Śniły mi się ananasy w cieście. Karmiono nimi większą grupę ludzi, którzy przylecieli dwoma śmigłowcami. Mi-8 i Mi-17. Ten drugi był czerwony. Ananasy w cieście miały być jabłkami w cieście. Wcześniej też była jakaś historia, ale nie pamiętam już o co w niej chodziło. Po jakimś mieście komunikacją publiczną jeździłem. W każdym razie się wyspałem.

2. Przyjechali panowie z ENEI. Za płotem mamy transformator, przed płotem trzy słupy, na nich linię 15kV. Pod linią, przy transformatorze rosną drzewa. I krzaki. Wyrosły na tyle, że się niebezpiecznie do linii zbliżyły. A kiedy jest mokro i taka gałąź dotknie linii, to się zabezpieczenie linię wyłącza. Czyli nie ma prądu. Dwóch panów, dwa samochody. Jeden z podnośnikiem marki Bumar Koszalin. Bumar to mnie się ostatnio raczej z czołgami kojarzył, a tu taka niespodzianka. Parę dni temu jeden z nich przyjechał zapytać, czy będą mogli przyjechać. Mieli we czwartek. Nie wyszło. Przyjechali, rozstawili podnośnik, zaczęli wycinać gałęzie. Pytając przy każdej prawie, czy mogą. Co obcięli, to sprzątali. Jeden próbował mnie nawet bawić rozmową o piłce nożnej. Nie trafił. Jakoś mnie te mistrzostwa nie wciągnęły. Widziałem wczoraj dogrywkę Hiszpanów z Chorwatami. Wolałbym, żeby wynik był inny. Rozmawialiśmy chwilę o fotowoltaice. Panowie nie byli wielbicielami. Przynajmniej jeden nie był. Bo sieć cierpi. 
Panowie pojechali. Jeden cofnął się jeszcze zza bramy, żeby poprawić doniczki, które przestawił, żeby samochody mogły przejechać. Bardzo było miło. Z pięć lat temu ludzie z ENEI wycięli pod naszą nieobecność poniemiecki śliwki. Warto się było awanturować. Drzewo sąsiada przycięli bez pytania. 


3. Kocio spędził większość dnia w domu. Wieczorem wyszedł, ale wrócił. Śpi. 
Wygląda na to, że moje poszczepionkowe problemy zbliżają się do końca. 

Piszę i piszę. I nie mogę skończyć, bo jednym okiem oglądam „Parasite”. Słusznie nagradzany film. 


 

wtorek, 29 czerwca 2021

28 czerwca 2021


1. Kocio nocował w domu. Postanowił o tym przypomnieć przed piątą. Skutecznie udawałem, że mnie nie ma. Bożena wykazała się wrażliwością i wstała, żeby się nim zająć. Ponoć nie chciał nic specjalnego. Po prostu mu się nudziło. 

2. Przez cały dzień byłem jak dętka. Średnio przytomny. Ani spać, ani czytać, ani pisać. Nic się nie chce, wszystko boli. Jedyny pozytyw: skoro się tak czuję, znaczy, że szczepionka działa.
Wyniosłem leżak pod lipę. Zacząłem drzemać słuchając „Dżumy”. Nadaje się ta powieść do drzemania, bo – mimo iż się zasypiając gubi wątki – napisana jest tak, że jak się człowiek obudzi, natychmiast go znowu wciąga. Ciekawe, dlaczego tłumacz z uporem wartym lepszej sprawy zamiast „liczby” używa słowa „cyfry”. We francuskim jest tak samo jak po polsku i Camus tak pisał?

Najpierw zainteresowały się mną muchy. Starość nie radość. Chwilę później pojawiły się komary. Gdyby tylko gryzły. Niestety bzyczały koło uszu. Próbowałem wziąć je na przeczekanie. Nie starczyło sił. 
Obejrzałem świeży odcinek „Last week tonight”. Z rok chyba nie oglądałem. Przestali szydzić z Trumpa. Rozjechali promowany jeszcze przez Obamę program kredytów na eko-modernizację budynków. Program, który teoretycznie miał pomagać ludziom, których nie stać na inwestycje, doprowadza do tego, że ludzie tracą domy. 
Swoją drogą, ciekaw jestem, dlaczego żadne z naszych telewizji nie przymierzyła się do zrobienia czegoś takiego, jak „Last week tonight”. Boją się przeklinania? Dziś rano, ta pani, co to występuje u Rachonia, powiedziała, że coś jest popieprzone. Rachoń zaczął szybko tłumaczyć, że chodzi o przyprawianie. Strasznieśmy purytańscy. 
Jakiś czas temu, w parku pod płotem, zasadziliśmy z Tośką ziemniaki, które przed garnkiem uciekły w kiełkowanie. Całkiem słuszne rośliny z nich wyrosły. 

3. Wyciągnąłem Kociu kleszcza. Rano wyjęliśmy dwa. Chyba skończy się na obróżce, bo te nakrapiania jakoś nie działają. Ciekawe, czy robią antykleszczowe obróżki z brylancikami. 
Doświadczeni drugą dawką Pfizera mówią, że jutro już powinno być dobrze. Zobaczymy. 



 

poniedziałek, 28 czerwca 2021

27 czerwca 2021


1. W „7 dniu tygodnia” Kownacki postawił znak równości pomiędzy aborcją a pedofilią. Oburzył się Czarzasty. Bardzo się oburzył. Przepowiadał, że wszyscy będą o tych słowach mówić. Energia wieszczenia jeszcze mu się nie zdążyła odnowić.
W naszym rządzie nikt do nikogo mejli nie wysyłał” – powiedział Arłukowicz u Rymanowskiego. Wyśmiałem to na Twitterze. 
Bardzo szybko się dowiedziałem, że Kaczyński chodzi w dwóch różnych butach. Z „Faktu” wiem, że to nieprawda. W dwóch różnych butach mnie się kiedyś zdarzyło przyjść do roboty. Niesamowity był wyraz twarzy Piotrka Nowackiego, kiedy to zauważył.

2. Pojechaliśmy mnie zaszczepić. Nie wiem kiedy położono nowy asfalt między Sycowicami a Nietkowicami. Parę lat temu tamtędy jechałem i nie było to łatwe. Teraz nowa droga pełni rolę deptaku. Młodzież na rowerach, rodziny z dziećmi. Nietkowice i Bródki, choć bardziej te drugie, wyglądają jakby nie mogły się zebrać po jakiejś wojnie. 
W Brodach trzy bociany w gnieździe. Wszystkie z rozdziawionymi dziobami wyglądały, jakby ich było dwa razy więcej.  
Płynęliśmy promem. Kiedy podjechaliśmy nad Odrę, akurat kończył się załadunek po zachodniej – choć w tym przypadku bardziej południowej – stronie. 
Na promie najbardziej lubię dźwięki. Niby cisza, bo prom bez silnika. Urywki rozmów. Radio w którymś samochodzie. Gość w A4 słuchał Big Cyca z pendrajwa wetkniętego w odtwarzacz. „Tu nie będzie rewolucji”. Nie przypominam sobie, żebym wcześniej słyszał. 

Ostatni fragment drogi do Punktu szczepień, jak z mokrego snu antyszczepionkowca. Jedziemy. Nagle zaskoczył nas drogowskaz „do punktu szczepień”, prosto w uliczkę prowadzącą na miejscowy cmentarz. 
Z uliczki można było wjechać pod salę gimnastyczną. Szczepienie bezbolesne. Bez kolejki. Szczepił ten sam człowiek na pomarańczowo, co poprzednim razem. Tym razem powiedział, żeby nie pić przez trzy dni. I wystrzegać się ostrego słońca.

Wracaliśmy przez Krosno. Po drodze zatrzymaliśmy się przy pałacu w Bogaczowie. Pani Konserwator najwyraźniej zgodziła się na rezygnację ze skrzynkowych okien. To dobra informacja. Zwiększa o prawie 50% szansę na to, że i my wymienimy nasze. Są co prawda skrzynkowe, ale zdecydowanie pochodzą z połowy lat siedemdziesiątych XX wieku. 

Za Krosnem, w Szklarce Radnickiej skręciłem do Grabina. Później, tym, co postało po drodze dojechaliśmy do Zawisza. Zabytkową aleją dębową. Gdyby nie tablica – można by nie poznać, bo między dęby wbiły się akacje i krzaki różne. Ciekawe doświadczenie. Jedzie człowiek przez las, gruntową drogą, zniszczoną przez leśne maszyny – Lawina dała radę, ale osobówka by miała problem. No i zauważa człowiek, że stoją znaki drogowe. Ograniczenia prędkości. Do trzydziestu. Może kiedyś stanie fotoradar. 

3. Po powrocie zacząłem podlewać choinki. Może im to pomoże, choć nie wyglądają dobrze. 


 

niedziela, 27 czerwca 2021

26 czerwca 2021


 

1. Jakoś się nie zdecydowałem, żeby posłuchać, co do powiedzenia Ziemcowi ma Gowin. Wysłuchaliśmy za to do śniadania „Śniadania w Trójce”. Bożenę irytował Poncyliusz. Ja tam dziękuję Bogu za splatformionych pejotenowców – wyraźnie widzę, kim nie chcę zostać. 

Po śniadaniu obejrzeliśmy wczorajszego Stanowskiego z Mazurkiem. Naprawdę przyjemnie się to oglądało. Szkoda, że Mazurek nie może być taki podczas swoich codziennych rozmów. Dużo było o nieszczęsnej Ustawie reprograficznej. Mazurek powiedział, że uważa, że Państwo powinno wspierać kulturę – ale niech sponsoruje dzieła, a nie artystów. 

2. Założyłem nowy pasek. Klinowy pasek. No i sporo wykosiłem. Kosiłem, aż strzelił pasek. Inny. Ten napędzający kosisko. Niestety w serwisowej rozpisce nie ma jego numeru. Trzeba będzie dobierać na oko. Przy okazji zauważyłem, że schną świąteczne choinki. Te, które sadziliśmy po moim powrocie ze szpitala. Będę jej jutro podlewał. Zobaczymy z jakim skutkiem. 

3. Zawiozłem sąsiadów nad kanał. Muszę kiedyś spróbować pojechać tam w ciągu dnia. Usiąść na pomoście i spróbować coś napisać Na przykład felieton do „Dziennika”. Człowiek z Krakowa wyjedzie, a Kraków w człowieku siedzi. „Dziennik” to zawsze dla mnie będzie „Dziennik Polski”, a nie DGP.

Przed północą przywiozłem sąsiadów znad kanału. Coś tam złowili, ale bez rewelacji. Kiedy po nich jechałem, koncentrując się na tym, żeby nie przejechać Luckiego (Lakiego?) – psa sąsiadów – nie zauważyłem, że biegnie za mną Karol, który chciał się zabrać na przejażdżkę po nocnym lesie. Popełnił błąd, bo zamiast biec za mną, powinien polecieć przez park i złapać mnie, gdy wjeżdżałem na asfalt. Cóż, przejedzie się następnym razem. 

Posiedzieliśmy chwilę po powrocie, wsłuchując się w odgłosy imprezy sąsiedniej ze stawkami agroturystyce. Dobrze mieć dużą działkę, na tyle dużą, by do sąsiedniego domu, w którym ktoś może otworzyć turystyczny biznes było na tyle daleko, by ryki miastowych gości nie przeszkadzały we śnie. 
Usłyszałem plotkę, że stolarz, który zrobił nam niby-taras i który miał wyjącą maszynę, sprzedał nieruchomość jakimś Ukraińcom, którzy mają otworzyć warsztat samochodowy. Cudownie by było, gdyby warsztat okazał się blacharsko-lakierniczy. 

Piszę z Kociem na kolanach. Walczą w nim dwie koncepcje wieczoru: pójść w tango lub zostać na kolanach. Wygra pewnie pierwsza.


sobota, 26 czerwca 2021

25 czerwca 2021


1. U Mazurka Muniek Staszczyk. Nigdy nie byłem jakimś specjalnym wielbicielem. Rozmowa niby nudna, jednak miejscami interesująca. Choćby dlatego, że można było odnieść wrażenie, że Staszczyk nie pozwala Mazurkowi na jego – słynne w pewnych kręgach – monologi. Ostatni był to program przed wakacjami. Cóż ja teraz rano będę do września robił…
Obejrzałem Fogla u Lubeckiej. Bronił Czarnka. Parę dni temu rozmawiałem z Mieszkiem, który odsłuchawszy dokładnie Czarnka wypowiedzi skonstatował, że z dziesięć lat temu nikt by się nią zajmował. Mieściła się w normie. Cóż, dziś normy są gdzie indziej. Aż się prosi zapytać: czy ta wypowiedź jest normalna?
Jedno jest pewne – Czarnek nie będzie miał problemów z reelekcją, a pewnie biedny Fogiel będzie jeszcze wiele razy w jego sprawie zaczepiany.  

2. Pojechaliśmy do Lubrzy zaszczepić Bożenę. Tłok był mniejszy niż za pierwszym razem. Moje szczepienie przesunięto na niedzielę. Za to do szkoły, która jest bliżej. Dwa kilometry bliżej. 
Wpadliśmy do Boryszyna. Dyzio – wilczarz mojej matki, gdyby stanął na tylnych łapach, byłby chyba wyższy ode mnie. A rok (i miesiąc) temu, kiedy go wiozłem z Warszawy na kolanach, łeb ledwo mógł opierać o kierownicę. Dzisiejszy Dyzio, Dyzia sprzed roku mógłby chyba połknąć bez gryzienia. Tylko po co?
Most na kanale przy tzw. Czarnym Bunkrze jest w remoncie. Wracaliśmy więc przez Przełazy i Niedźwiedź. Droga między Niedźwiedziem a Węgrzynicami jest straszna. Ten rodzaj dziur zupełnie nie odpowiada charakterystyce amortyzatorów lawiny. Można plomby pogubić. 

3. Rzeczony Mieszko miał dziś przyjechać. Nie przyjechał. W związku z niedoszłym przyjazdem, Bożena zmotywowała mnie do serii czynności remontowych w domu. Jeżeli Mieszko nie przyjedzie jeszcze parę razy – dom będzie nie do poznania. 




Я


 

czwartek, 24 czerwca 2021

24 czerwca 2021


1. Nie dosłuchałem, co ma do powiedzenia kandydat na prezesa PZPN. Jeżeli mam być szczery – a ja od dzisiaj chcę być szczery – zupełnie mnie to nie interesowało. Poza tym przyjechali panowie od rur, żeby zrobić kran do podlewania w ścianie stołówki. Przywieźli ciekawy patent. Opaskę, którą się na rurę zakłada. Z opaski wystawała rurka. Przez tę rurkę się wierci w rurze i tak powstaje trójnik. Ponoć można wiercić nawet, gdy w rurze jest ciśnienie, ale nie zrozumiałem jak. Ważne, by wiertarka nie była na prąd. W każdym razie mamy już kran, więc nie będzie trzeba ciągnąć stumetrowego węża. 
Panowie pojechali. Na odchodnym udzielili mi kilka rad, jak pewne rzeczy samemu zrobić. Ma to sens. Jeżeli kogoś oburzają stawki telewizyjnych gwiazd, niech zobaczy jak zarabiają dziś hydraulicy. 

2. Zauważyłem wczoraj, że spadła nam dachówka. Zauważyłem, bo wyszedłem do parku i popatrzyłem na dach. A popatrzyłem na dach, bo odezwał się człowiek. (Ech, ludzi tylu, a człowieka spotkać…) Człowiek, który mając dość Warszawy postanowił szukać domu gdzieś indziej. No i gdzieś indziej znalazł. Na Warmii. Pałacykowatą willę z początku wieku ubiegłego. Za rozsądne pieniądze. No i się chciał skonsultować. Zaczęliśmy dyskutować o kosztach. Remontu – na przykład – dachu. Wtedy popatrzyłem na dach i zobaczyłem w rynnie dachówkę. I ubytek obok dachowego okna. Choć to nie okno, tylko wyłaz. (Rożnica ma znaczenie, gdy się rozmawia z konserwatorem zabytków) Wyszedłem dziś na strych, wystawiłem łeb przez wyłaz (przez okno by było trudno), no i się okazało, że nie jednej brakuje, tylko dwóch. Konkretnie: jednej całej i drugiej połówki. Dziura spora. Pani Konserwator Lubuskiej się nie podobało, że przy remoncie założono membranę – wiatroizolację paroprzepuszczalną (czy jak się to nazywa) Mówiła, że przez to nie widać, że się coś z dachówkami złego dzieje. Miała rację. Od środka nie było widać. Z drugiej strony – dzięki tej folii woda nie lała się do środka, tylko po niej spływała. 
W każdym razie udało mi się dziurę załatać. Największym wyzwaniem było krojenie dachówki na pół. Ale dałem radę. 
Dach ma pięć lat. Myślałem, że będzie jeszcze z dziesięć spokoju. A się okazuje, że niekoniecznie. 

3. Dyrektor Ołdakowski skomentował wczoraj przeboje nasze z Kociem. Powiedział, że się Kocio zachowuje, jakby poszedł do liceum. Ja tam – muszę przyznać – tak się prowadzić zacząłem dopiero pod koniec liceum. Zdecydowanie pod koniec. Pamiętam sąsiada, który wychodził na szóstą do roboty. Kiedyś się tak złożyło, że przez kilka dni się mijaliśmy w bramie. On wychodził, ja wracałem. I z dnia na dzień był coraz bardziej na mnie – excusez le mot – wkurwiony. Od trzeciego razu przestał odpowiadać na dzień dobry. 

Kocio dziś wpadał trzy razy coś zjeść. Nawet jakoś mu się udawało omijać największe ataki deszczu. Na koniec, gdy się pogoda poprawiła, pojawił się w promieniach zachodzącego słońca. Zjadł i poszedł spać. Wstał, poszedł, wrócił, zjadł, poszedł. Sytuacja jest rozwojowa. 

Bogdan Krężel zbiera na zrzutka.pl pieniądze na druk katalogu wystawy, którą otworzy 16 lipca w Gliwicach. Bogdan to jeden z lepszych polskich fotografów jakich znam. Każdy widział jego Lema. Każdy widział jego Pilcha. Dzisiejsze fotograficzne gwiazdy tak nie potrafią. 




 

23 czerwca 2021


1. Kocio spał w domu. Całą noc. Do rana. I to ja go obudziłem, a nie odwrotnie. Wcześnie, gdyż musiałem do szpitala do Gorzowa na kontrolę pojechać.

2. Zawsze, kiedy jadę do szpitala pada na S3. Prawie zawsze. Tym razem nie padało. Za Skwierzyną minęło mnie porsche 911 ze złożonym wózkiem inwalidzkim na tylnych siedzeniach. Da się? Da się.
U Piaseckiego Gawkowski Krzysztof objawił się jako kolejny specjalista od cyberbezpieczeństwa. Oburzony, że posłowie dostali dopuszczenia do niejawnych po piętnastominutowym szkoleniu. Mnie tam się wydaje, że posłowie dopuszczenie mają – jako posłowie – z automatu. Ale pewnie się nie znam. 
Kidawa nie przyznała się Mazurkowi ile wyłożyła na milionową kaucję Nowaka. 
Jak ktoś zauważył na Twitterze: dali milion na Nowaka, a mogli na onkologię.


3. W szpitalu zmiany. Oddano dzienną chemioterapię, OIOM i coś tam jeszcze. Podobną dzienną chemioterapię widziałem w MD Anderson. Czekając na tomograf obejrzałem wczorajszą „Kropkę nad I”. Coraz częściej goście Moniki Olejnik mają robić za tło do jej tyrad. Andrzej Zybertowicz niestety nie stanął na wysokości tego zadania. 
Tomograf wykazał, że mam wciąż mam mózg. Reszta wyników zadziwiająco dobra. 
Gdy wracałem, dwa razy skontrolowano moją prędkość. Raz w Gorzowie, raz w Lubogórze. Laserem. Mieściła się w normie. Lawiną jednak jeździ się dostojnie.

W międzyczasie panowie od rur znaleźli wyciek. Zatkali dziurę w rurze i zasypali dziury w ziemi. W stołówce jest więc woda. 



 

środa, 23 czerwca 2021

22 czerwca 2021


1. Z trzydziestu sześciu stopni zrobiło się osiemnaście. Kocio przyszedł niezupełnie rano. Czysty nie był. Zjadł. Przez chwilę się integrował. I poszedł. Poszedłem za nim. Okazało się, że przechodzi na drugą stronę ulicy. Znika za drewnianym płotem. Pojawił się jeszcze dwa razy. Za drugim razem nawet specjalnie nie jadł. Zasnął na kwadrans na kanapie. W pewnym momencie się zerwał i tyle go widzieli. 

2. Przyjechali rano panowie od rur. Najpierw jeden. Później drugi. Z koparką. Rura z wodą do stołówki chyba pękła. Jeżeli się wodę w nią puści, robi się kałuża na betonie. 
Rury nikt na mapkę nie wrysował. Przez przedpołudnie odbywały się jej poszukiwania. Koparką, młotem udarowym, szpadlem. Swoją drogą, dopiero tu się dowiedziałem, że łopaty się dzielą, a po podziale noszą nazwy. Ja tam, na przykład najbardziej lubię szpadel. Niestety nie potrafię się nim tak umiejętnie posługiwać, ja panowie od rur. W każdym razie, na razie odnaleziono hydrant. Rury właściwej się nie udało. Lunął deszcz i już nie można było się bawić. Panowie od rur zostawili koparkę i dwie dwumetrowe dziury. Przyjadą jutro.
Przypomniały mi się szczęśliwe czasy kopania kanalizacji w 2014 roku. Ech, jak wtedy się świat wydawał prosty. 

Mnie się udało – a przynajmniej mam taką nadzieję – zamurować dziurę w kominie. Wybić dziurę w kominie. Połączyć – za pomocą rury czarnej – dziurę w kominie z dziurą w piecu. I wszystko – mam nadzieję – uszczelnić. 
Przy okazji przypomniało mi się, że muszę podłączyć do innego komina piec na pellet. A to wymaga zamówienia specjalnych rur. 

3. Równo rok temu byłem w Waszyngtonie. Ciekawe doświadczenie. Najpierw apokaliptycznie puste Dulles, na którym przy odprawie więcej było funkcjonariuszy imigracyjnych niż nas przyleciało. Później sam Waszyngton, przypominający miasto, w którym zegarki stanęły o czwartej nad ranem. Jakieś samochody, jacyś ludzie, czasem autobus. Ale pusto i cicho. Błąkaliśmy się po tym mieście, jak te knajpiane niedobitki, co to o czwartej na ranem, szukają otwartego sklepu czy baru. 
Witryny pozasłaniane paździerzowymi płytami, nad nimi wielkie napisy, że urzędująca w budynku korporacja jest przekonana, że BLM.

Afroamerykańscy pracownicy służb miejskich sprzątający przy hotelu Hay-Adams ulice ze śladów pozostawionych przez afroamerykanskich wojowników o supremację czarnej rasy, których niedobitki zalegały wciąż nieprzytomne w parku Lafayette. Opłotkowany po zasmarowaniu Kościuszko, który – co prawda – nie miał czarnych niewolników, ale przecież mógł mieć. 
Nie zdecydowałem się wybrać tam w nocy, żeby oglądać z bliska rewolucję. Pewnie jestem na to za stary. 



 

poniedziałek, 21 czerwca 2021

21 czerwca 2021


1. U Piaseckiego występował były szef Agencji Wywiadu. Janerka śpiewał piosenkę pod tytułem „Wszyscy inteligentni mężczyźni idą do wywiadu”. Tekst nie był długi, więc zacytuję:
Wywiad będzie uczył swych agentów,
Jak się cieszyć z twych wdzięków.
I że kiedy komuś sprytnie stanik zdjąć,
Tak bez użycia rąk to błąd.
To wielki błąd.
Ogromny błąd.
Niewybaczalny,
Bo komuś stanik zdjąć
Tak bez użycia rąk to błąd

Ale to chyba nie ten przypadek. Pan Pułkownik opowiadał oczywiste mądrości. Przetykając je nieoczywistymi niemądrościami. Stwierdził na przykład, że to, iż rząd stara się jak najszybciej reagować na sytuacje różne to błąd, spowodowany tym, że Morawiecki przyszedł z korporacji i przyniósł ze sobą korporacyjne zwyczaje. 
Według pana Pułkownika najwyraźniej Rząd powinien reagować powoli. A może nie reagować? I że kiedy komuś sprytnie stanik zdjąć, tak bez użycia rąk to błąd. Więc to chyba jednak ten przypadek. 
Mam wrażenie, że nikt, kto nie popracował chwilę w centralnej administracji nie zrozumie, jak całe to związane z mejlami oburzenie jest oderwane od rzeczywistości. 
Już tu chyba kiedyś pisałem, że przez kilka lat prezydentury Bronisława Komorowskiego, komórka jego łączyła się poprzez BTS umieszczony na terenie ambasady rosyjskiej. I co? Po jakimś czasie udało się ten problem rozwiązać. 

Bortniczuk u Mazurka. Piąte dziecko w drodze. Zastanawialiśmy się przy śniadaniu, czy miałby szanse w wyborach prezydenckich. Bortniczuk. Nie Mazurek. No i stwierdziliśmy, że nie. Od paru dni mam swój typ. Ale głośno nie mówię. Sprawdził mi się poprzedni. Więc konkurencja by jakieś brudne gierki mogła zacząć. 

2. Od rana się na burzę zanosiło. Myślałem, że jak lunie, to sobie siądę jak człowiek i pooglądam telewizor. Niestety – jak to się mówi w naszej okolicy – zabrali prąd. Jak już się pogodziłem, że będę musiał oglądać telewizor wyłączony – oddali. 
Radar burzowy zasugerował, że zawierucha przejdzie na zachód od nas. I tak się stało. Popadało przez chwilę. Temperatura spadła o jakieś osiem stopni, ale się zrobiło wilgotno i nie było czym oddychać. No i się od razu namnożyło miniaturowych komarów. 

3. W środku burzy przyszedł Kocio. Mokry. Na lewą wręcz stronę. I umorusany jak nieboskie stworzenie. Rzucił się na jedzenie. Zwykle je metodycznie. W rozsądnym tempie. Tym razem jadł łapczywie. Zjadł. Po czym wyszedł na ganek i zaczął się wydzierać wniebogłosy. Bożena pod parasolem odprowadziła go w miejsce, gdzie zwykle pojawia się jego koleżanka. Tam przeskoczył przez płot i zniknął u sąsiada, który ma gołębie i dwa psy w miniaturowych kojcach. 
Bożena podejrzewa, że Kocio może być zaangażowany w ojcowskie obowiązki. Niby różni specjaliści mówią, że u kotów tak się nie zdarza. Z naszych doświadczeń wynika, że wręcz przeciwnie. Stary się swoimi kociętami zajmował.

 

niedziela, 20 czerwca 2021

20 czerwca 2021



1. Ciepło. Choć da się wytrzymać. W takim Houston mają gorzej – jest wilgotno. 
Chwila Wandy Nowickiej u Stankiewicza wystarczyła, bym zaczął szukać innej niż oglądanie publicystyki śniadaniowej rozrywki. Zwłaszcza, że zza Nowickiej wystawała Jachira. 
Na TVP Kultura szedł „Arsene Lupin”. Ten z lat siedemdziesiątych. Dziwiło mnie, że jest kolorowy. Dziwiło, aż zrozumiałem, że poprzednim razem widziałem go w czarno-białym telewizorze юность. Telewizor był czerwony. I – jak na przenośny – dość ciężki. Co to jest: nie dzwoni i nie mieści się w dupie? Ruska maszyna do dzwonienia w dupie. „Arsena Lupina” też się nie dało oglądać. Teraz muszę trafić na „Brygady Tygrysa” i sprawdzić, czy dadzą radę. 

2. Udało mi się zebrać siły i przenieść jeden (lekki) piec do mojego pokoju, inny (ciężki) (bardzo) na miejsce tamtego lekkiego. Teraz potrzebuję kominiarza, by mi powiedział, w którym miejscu u mnie w pokoju przechodzi wolny przewód. I determinacji, by (ciężki) (bardzo) piec podłączyć do komina, który wiem gdzie jest. 

Upał, nie upał – kosić trzeba. Mam podejrzenie graniczące z pewnością, że temperatura robi niedobrze baterii. Znaczy kosiarka sygnalizuje, że już nie można kosić wcześniej, niż gdy jest chłodniej. Wyjęta bateria nie chce się też od razu ładować. Musi najpierw wystygnąć. 
Gdy kosiłem kawałek przed stołówką przypomniały mi się „Czerwone krzaki” zespołu One Million Bulgarians. 
Maj, to wtedy kwitną kwiaty, pachnie gaj, 
to wtedy czarne diabły zjedzą was, 
to wtedy runie w dół fala i jazz, 
to wtedy pękną kwiaty, spłynie krew

Nie ma na Spotify. Jest płyta. Nagrana w 1987, wydana w 2004. W '87 zablokowała cenzura. Jak widać – skutecznie. 

3. Odkryliśmy „Kupcie sobie zamek” na Domo+ (czy jak się to teraz nazywa). Miło zobaczyć ludzi, którzy mają podobne do nas problemy. A tak naprawdę, to jeszcze milej zobaczyć, że ich problemy są większe. 

23:55. Na zewnątrz 27, w środku 24. Kocia nie ma. Wyszedł wczesnym popołudniem i tyle go widzieli. 

 

19 czerwca 2021


1. Śniło mi się wędrowanie po Waszyngtonie, który zupełnie do Waszyngtonu nie był podobny. We śnie był zdecydowanie bardziej portowy niż w rzeczywistości. Skończyło się na jeżdżeniu radiowozem straży miejskiej. Źle mi się tym radiowozem jeździło. Słabo mi szło parkowanie. Przypomniało mi się, że jestem pijany, bo wcześniej, w jakiejś nadmorskiej knajpie piłem wódkę już nie pamiętam z kim. Knajpa była przeszklona. Widok był na falochron. Taki jakby skandynawski. 
Radiowóz to był chyba Lanos. Zaparkować go próbowałem pod budynkiem, który wyglądał zupełnie jak dowództwo warszawskiego garnizonu.
Było kiedyś jakieś volvo, które przed uruchomieniem sprawdzało trzeźwość kierowcy. Ale mi się jeszcze nigdy nie przyśniło. 

300polityka wrzuciła fragment rozmowy Sutowskiego z Bendykiem w KryPolu:

„TVP to nie jest na pierwszym miejscu narzędzie propagandy, tylko afirmacji kulturowej, która mówi wyborcom: wasza kultura jest tak samo prawomocna, albo wręcz bardziej prawomocna niż forma tych tam, z Warszawy. To jest niezwykle silny mechanizm i nowy moment w polityce, w którym kończy się definitywnie możliwość powrotu do tego, co było, możliwość odtworzenia dawnych hierarchii aspiracyjnych. Bo ta nowa klasa ludowa, nowi »zwykli ludzie«, nie dadzą się już zepchnąć do roli podrzędnej”.

Czekam teraz aż ktoś wpadnie na to, że w 500+ ważniejsze niż pieniądze jest wrażenie, że w końcu Państwo zauważyło zwykłych ludzi i coś konkretnego dla nich robi. 

2. Kocio jest kociem polarnym. Upał pozbawia go energii. 
Pojechaliśmy ostatecznie rozwiązać problem podlewania. Czyli – kupić węże. I złączki. Jeden wąż w Action, dwa inne w Tesco, złączki w Mrówce. Pakowaliśmy się do auta, kiedy dotarło do mnie, że jeszcze potrzebują nyplową–calową. Wróciłem do sklepu. Kupiłem. Pod bramą domu dotarło do mnie, że jeszcze potrzebuję calową nienyplową. I jeszcze trzy węże. 
Wróciłem więc do miasta. Tym razem przez Lidla. Węże w Lidlu droższe niż w Action. Więc nie kupiłem.
Kiedy wracałem do Lawiny, usłyszałem jak zachwyca się nią dziewczynka, która właśnie wysiadła ze Sparka. –To chevrolet, ja nasz, tylko większy – powiedział jej tatuś. Cóż. Dyskutowałbym. 

Wróciłem, podłączyłem węże, zaczęło się podlewać. Nie pomyślałbym ile radości taka woda może sprawiać ptakom. 

3. Zjedliśmy pierwszą własną sałatę. Nie było to może tak formujące doświadczenie, jak inauguracyjne upicie się do granic przytomności własnym bimbrem ze śliwek. Ale – przyznać muszę, że to była całkiem dobra sałata. 

Wieczorem oglądaliśmy australijski film, z australijskimi gwiazdami światowego kina, pod tytułem „Australia”. Bożenie się nie podobało. Ja byłem zachwycony. 
Gdyby nie ten film, pewnie bym się nie dowiedział o bombardowaniu Darwin. A to nie byle jakie bombardowanie było. 


 

sobota, 19 czerwca 2021

18 czerwca 2021


1. Jest ciepło. Znaczy, w domu jest super. Ciepło jest na zewnątrz. Zbyt ciepło. 

Mazurek zarzucił Kwaśniewskiemu brak patriotyzmu. Bo nie chciał stawiać pieniędzy na zwycięstwo Polski w piłce kopanej. Później z Mazurka zeszło powietrze i stał się Mazurkiem kieszonkowym, łykającym wszystko, co mu Kwaśniewski łyżeczką podawał. Inna sprawa, że Kwaśniewski to wybitny specjalista. Teraz już takich nie robią. 

Wyjąłem z Kocia dwa kleszcze. Strasznie szybko zleciały te cztery tygodnie, podczas których miał być przed kleszczami zabezpieczony. 

2. Kosiarka. Traktorek – kosiarka. Zrekonstruowałem coś, co służy do podwiedzenia kosiska. Sprężyna i linka. Mogłem kupić oryginalne części za jakieś cztery stówki, wybrałem drogę Adama Słodowego. Konstrukcja na razie działa. Zobaczymy jak długo. 
Skosiłem spory kawał parku. Kosiłem aż rozleciał się pasek klinowy łączący silnik z kołem pośrednim. Najpierw się rozciągnął. Pewnie z gorąca. Później zaczął ślizgać. Ślizgając rozgrzał tak, że się zaczął dymić. Podymił, podymił, i się rozpadł. Część wkręciło pod pasek napędzający kosiko, Reszta wylądowała w trawie. 
Nowy pasek będę miał najwcześniej we wtorek. Szukając paska odkryłem, że kosiarka jest z 1994 roku, czyli to teraz najstarszy pojazd w rodzinie. 

Kiedy szukałem – padł mi internet. Wyglądało na to, że zmarł router. Prawie go pochowałem. W ostatniej chwili coś mnie tknęło – no i się okazało, że to nie tyle router, co UPS, który go zasilał. UPS wyglądał dobrze, świecił zieloną lampką, tylko nie wypuszczał z siebie prądu. Świntuszek. 

3. Kiedy poprzednim razem składałem moduł ABS lawiny, nie miałem pasty termicznej. Takiej, przez którą ciepło z elementów elektronicznych przechodzi na obudowę, która w tym przypadku pełni rolę radiatora. Odkręciłem. Gdzieś mi poleciała jedna z mocujących moduł śrubek. Nie mogłem jej znaleźć. Poszedłem do sąsiada Tomka po wykrywacz metalu. Nie pomogło. 
Najdłużej zajęło mi zdrapywanie sylikonu, którym skleiłem moduł. Zamontowałem. Zgubiona śrubka tkwiła między przewodami hamulcowymi.
Leżąc pod Lawiną zauważyłem delikatny wyciek oleju. Chyba z simeringu wałka sprzęgłowego.

Znowu trafiłem na teleturniej prowadzony przez kolegę Nowickiego. Tym razem dwie panie poległy na Rembrandcie. Myślały, że to nazwisko. Nie znały nikogo, kto by miał tak na imię. W sumie ja też nie znam. Poza Rembrandtem. Ale – z drugiej strony – czy można powiedzieć, że go znam. Coś tam widziałem w Ermitażu. Ale tak właściwie, to było ciemno.