Pokazywanie postów oznaczonych etykietą A2. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą A2. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 9 czerwca 2015

8 czerwca 2015


1. Najpierw była burza. Przed piątą. Było już jasno. Piorun walnął w coś blisko ale nie było widać szkód. Wstaliśmy, pozamykaliśmy okna, bo mimo doświadczenia wciąż otwieramy dolne połówki, gdybyśmy robili to z górnymi – nie byłoby niebezpieczeństwa powodzi.
Wyszedłem na pole zobaczyć czy równo leje. Okazało się, że kot Pawełek siedzi pod Suburbanem. Znaczy siedział przez chwilę, później czmychnął. Na szlafrok naciągnąłem przeciwdeszczowe coś z Ikei (bardzo dobra rzecz, gdyż ma wszyte odblaski, czyli chroni przed deszczem i mandatem za nie manie odblasków) i udałem się w celu odnalezienia kota Pawełka.
Siedział pod bocznymi schodami i darł mordę. Wywlokłem go stamtąd i zaniosłem dodom. Koty nie psy, nie potrafią się z wody otrząsnąć. Bożena wytarła kota Pawełka w ręcznik i poszliśmy spać. Złą wiadomością jest, że takie spanie na dwa razy jest bez sensu.

2. Wstałem na „Kawę na ławę”. Występował poseł Szejnfeld, więc nie chciało mi się oglądać. Pan Czarzasty występował w koszuli z krótkim rękawem, co warte jest zaznaczenia.
Niedziela wyjazdowa jest bez sensu. Większości planów się nie realizuje. Najpierw próbowałem wyprostować akacje, które burza powykrzywiała. Z miernym efektem, dopiero obcięcie gałęzi nieco pomogło. Nieco.
Zauważyłem dziwnego ptaszka. Wielkości wróbelka, z w pewien sposób pomarańczowym ogonem. Posadziłem wierzbę. Przesadziłem jeżyka. I ruszyliśmy. Z takich, czy innych powodów spieszyło się nam do Warszawy. Nagle się okazało, że V40 z najsłabszym dieslem zadziwiająco dobrze daje sobie radę. O ile czas potrzebny do uzyskania prędkości przejazdowej jest dość spory, to kiedy już jedzie – to jedzie. Udałoby się nam dojechać w rekordowym czasie, żeby nie to, że z jednej strony ktoś, kto projektował odcinek między Łodzią a Warszawą nie wpadł na to, że Polacy mają samochody, z drugiej – że Polacy mający samochody nie nauczyli się nimi jeździć. Na przykład nie mają zwyczaju patrzeć we wsteczne lusterka.

3. Wieczorem wpadł kolega. Przyniósł flaszkę z orłem. Później przyszedł sąsiad. Gadali do pierwszej w nocy. Po angielsku. I to jest zła informacja, bo mój angielski jest zdecydowanie niewystarczający do tego, żebym brał aktywny udział w takich dyskusjach.
Pozytyw taki, że się dowiedziałem ilu mieszkańców ma wyspa Man.  

poniedziałek, 4 maja 2015

3 maja 2015




1. Zasadniczo powinno być sześć negatywów. Zobaczymy, czy się uda. 
No więc piątek był pod znakiem podróży życia. Dawno, dawno temu, kiedy z wyglądało na to, że z kolegą Grzegorzem będziemy realizować pewien projekt medialny, zacząłem namawiać BMW, żeby pozwolili mi zrobić reportaż z produkcji i3 REX i później tym samochodem przyjechać do Polski. Z projektu medialnego nic nie wyszło. I to jest zła wiadomość. Choć może nie taka zła, bo jakoś powoli przestaję wierzyć, że byłbym w stanie robić dobry magazyn. Skoro się projekt nie chciał wyjaić, mnie też zaczęło nie stawać energii, by BMW namawiać.



Więc i3 zmontowano, przyjechała do Polski pewnie na lawecie. No i w końcu ją dostałem, co opisałem przedwczoraj.
Ale przez cały czas w mojej głowie urzędował pomysł przejechania elektrycznym samochodem 1000 km. No więc zacząłem go realizować.
Samochody BMW mają książeczki, do których wpisuje się kierowców, daty i przebiegi (prawdopodobnie chodzi o fotoradary). Z tej książeczki wynikało, że podczas dwóch poprzednich testów przejechano i3 po 20 km. Czyli nawet nie rozładował się akumulator.
BMW i3 REX nazywa się REX nie dlatego, żeby wzbudzić ciepłe uczucia wśród wielbicieli psów. REX pochodzi od nazwy Range Extender, czyli silnika chyba od jakiegoś skutera (jakiegoś skutera BMW), który napędza prądnicę zasilającą napęd auta.
To, co jest najbardziej przerażające w elektrycznych samochodach, to wizja rozładowania akumulatorów gdzieś w lesie, polu, czy gdziekolwiek, gdzie nie ma gniazdka. Bo prądu w wiaderku nie da się przynieść. Zanim człowiek się nauczy jak jeździć (bo jednak robi się to trochę inaczej niż normalnym autem), strach ten zdecydowanie zmniejsza radość, jaką daje elektryczny napęd.
No więc z i3 REX tego problemu nie ma. Znaczy jest o tyle, że zbiornik paliwa ma z dziesięć litrów. Więc, jeżeli się ktoś uprze, może to paliwo też dość szybko wypalić. Ale zawsze można wziąć do auta kanister. Na przykład 20 litrowy.

2. i3 to auto miejskie. Mimo położenia tylnych siedzeń nie udało się zmieścić półki łazienkowej. Znaczy wejść, to by weszła. Ale nie zmieściłby się wtedy iMac. Półka wróciła więc do domu. I to jest zła informacja, bo nie wiem, kiedy ją przywiozę.
Jakoś zapakowaliśmy auto. Trzy osoby z bagażami mogą się jakoś pomieścić. Ruszyliśmy na zachód.
Zaraz za Warszawą przyssałem się do Polskiego Busa. Kuźniaryzm level hard. Nie dość, że jazda w robionym przez autobus powietrznym tunelu powoduje mniejsze zużycie energii, to jeszcze się można do darmowego internetu podłączyć.
Polski Bus zjechał w Strykowie do Łodzi. Na drodze było pusto. Naród świętował Święto Pracy. BMW i3 mimo swojego dziwnego kształtu i jeszcze dziwniejszych kółek radziło sobie na autostradzie świetnie. Żadnych problemów z bocznym wiatrem. Silnika skuterowego prawie nie słychać, zwłaszcza, że niezależnie od prędkości pracuje chyba na stałych obrotach. Po 150 km zjechaliśmy na stację. Trochę wstyd było tankować pięć litrów. Metodą wracającego z Białorusi kierowcy zmieściłem jeszcze dwa litry. Wyjeżdżając ze stacji przykleiłem się do łotewskiego autobusu, za którym z prędkością 105 km/godz. dojechałem za Konin, gdzie opisywaną już dwukrotnie metodą zjechałem, żeby ominąć dwie bramki dr. Kulczyka. Za Wrześnią dolałem kolejne sześć litrów.
Słuchaliśmy na Spotify „Róże Cmentarne” Krajewskiego i Czubaja. Strasznie nudna książka.
W końcu dojechaliśmy na wieś. Spalanie wyszło poniżej pięciu litrów benzyny na 100 km. Przy średniej prędkości 97 km/godz.

3. Producent nie zaleca stosowania przedłużaczy. Ale co on tam wie. Użyłem 30-metrowego. Samochód naładował się w sześć godzin. A przynajmniej tyle miał się ładować, kiedy go podłączyłem. W domu zimno. Myszy dorwały się do torebki z kaszą. I to jest zła informacja. Bo strasznie przy tym naświniły.


4. Z okazji Święta Flagi pojechaliśmy do Świebodzina na zakupy. Najpierw do Lidla. Wśród pozostałości po tygodniu hiszpańskim udało się trafić białego tuńczyka w oliwie. Wybitna rzecz. 
Châteauneuf-du-Pape niestety już nie jest w promocji. I to jest zła informacja. No i jeszcze strzelił worek z kiszonymi ogórkami. Dobrze, że zauważył to kasjer. Ponoć najgorszą rzeczą jaką się kiedyś stała z samochodem testowym BMW, to było rozbicie w bagażniku słoika z ogórkami. Rozbity samochód można naprawić. Smród usunąć ciężko.
Z Lidla pojechaliśmy do Mrówki. Z Mrówki do Tesco. W Tesco – jak to w Tesco. Ciągle łypał na nas Bobek Makłowicz. Prawie kupiłem Esquire. Łamałem się. Bożena powiedziała, żebym przeczytał losowo wybrane zdanie z edytorialu. I jeżeli mnie zniesmaczy, to nie kupimy. Przeczytałem. Nie kupiliśmy.


5. Wróciliśmy do domu. Po drodze, w Ołoboku wpadając do sąsiada Tomka, żeby mu wręczyć dwa katalogi Muratora – taka aluzja, żeby się zaczął budować.
Korzystając z tego, że zielsko nie wyrosło jeszcze za bardzo dokończyliśmy porządki w sadzie. Znaczy usunęliśmy pościnane wcześniej gałęzie. A że były to gałęzie dzikiej róży, pokaleczyłem się niemiłosiernie. I to jest zła informacja.
Starszy Analityk Szacki zapytał mnie na Twitterze, czy będę kandydował do Sejmu. Nic mi o tym nie wiadomo, więc na wszelki wypadek zacząłem się googlować. Nie znalazłem żadnej informacji na ten temat, ale za to się dowiedziałem, że mój na portalu „Polityki” jakiś czas temu pojawił się mój tekst o elektronicznie-motoryzacyjny. Tekst napisałem do zupełnie innego medium. Nie mam pojęcia skąd się w „Polityce” wziął. Ale dzięki temu będę mógł mówić do Starszego Analityka Szackiego – mój kolego z łamów.

6. Obejrzeliśmy dość idiotyczny film polski „Yuma”. Wypadało go obejrzeć, bo akcja się dzieje w Lubuskiem. No i poszliśmy do sąsiadów świętować dziesięciolecie naszej obecności na wsi. Było bardzo miło. Tak miło, że nie pamiętam momentu, kiedy napisałem, że nie napiszę negatywów, bo nie jestem w stanie.
Pamiętam wrażenie, że Finlandia 0,7 smakuje inaczej niż ta z półlitrówki. I to jest zła informacja. Bo nie mam zamiaru więcej pić alkoholu. Nie sprawdzę więc, czy to prawda, czy mi się tylko wydawało.  

wtorek, 14 kwietnia 2015

13 kwietnia 2015


1. Zerwałem się na „Kawę na ławę”. Pan Czarzasty miał bardzo błękitny sweterek. Gościem niestety był poseł Szejnfeld. Sytuacja była o tyle interesująca, że walczył sam przeciw wszystkim. Była też pani Nowacka, która generalnie robi bardzo dobre wrażenie, do momentu, kiedy sobie człowiek przypomni, że wciąż jest związana z Palikotem. Co może świadczyć o jakimś pani Nowackiej upośledzeniu. I to jest zła informacja.
Najzabawniejszym momentem chyba było, kiedy poseł Mastalerek użył zwrotu „rządowe przecieki stenogramów”. Oburzył się wtedy poseł Sawicki – PSL proszę w to nie mieszać.
W brak związku PO z przeciekiem stenogramów wierzy już chyba tylko red. Piasecki. Albo przynajmniej tak mówi. Zresztą nie ma się czemu dziwić. Trudno, żeby dziennikarz zdradzał źródła własnej stacji. Nawet, gdyby to były źródła pełniące funkcje sekretarza stanu. Piszę – oczywiście – czysto teoretycznie.

2. Generalnie nie znoszę dnia wyjazdu. Muszę wtedy wykonać strasznie dużo czynności. A ja nienawidzę musieć. Zasiałem trawę w części odzyskanego parku. Ciekawe, czy coś z niej będzie, czy zjedzą ją ptaki. Złe informacje są dwie. Po pierwsze starczyło na 30% odzyskanego areału. [Areał – piękne słowo, pamiętam z Dziennika Telewizyjnego]. Po drugie – nie podlałem jej, bo nie mamy tak długiego węża, żeby tam dosięgnął. Zobaczymy, co z tego wyniknie.

3. Mieliśmy ruszyć koło 17. Udało się ze dwie godziny później. Przyjechał po nas mój brat swoim SVX-em. Mam coraz lepsze zdanie o tym samochodzie, choć wolałbym, żeby miał zrobione tylne zawieszenie. Ale – żeby nie było – do marki Subaru raczej nic mnie nie przekona. Nawet to, że udało im się trzydzieści lat temu zrobić niezły samochód.
LPG kosztuje na autostradzie 50 groszy drożej, niż na mojej ostatnio ulubionej stacji (obok ronda Dudajewa). I to jest zła informacja, bo 50 groszy to ponad 20% ceny. Komuś zależy, żeby nikt autostradami nie jeździł, a autostrady to ponoć największy sukces dwudziestopięciolecia.  

wtorek, 13 stycznia 2015

13 stycznia 2015


1. Przejazd Autostradą Wolności, znaną bardziej jako A2 będzie kosztował teraz w jedną stronę 79 złotych (bez dziesięciu groszy). Wcześniej kosztował 76 (bez dziesięciu groszy). Za parę miesięcy cena wzrośnie pewnie o kolejne parę złotych, później o następne i następne. W końcu przekroczy 100 złotych.
Na razie gdyby jechać samochodem z instalacją LPG palącym 11 litrów/100 km. Paliwo będzie nas kosztować mniej niż bramki. Podobnie, gdybyśmy jechali oszczędnym dieslem.
Tak się składa, że z największych polskie sukcesy nie wszyscy mogą się cieszyć. Że największe polskie sukcesy są wykluczające. Autostrady można jakoś omijać, ale z Pendolino jest ten problem, że, żeby zrobić mu miejsce zlikwidowano część tańszych połączeń.
To, że jedni ludzie mają więcej, inni mniej pieniędzy jest dla mnie naturalne. Ale nienaturalne, niesprawiedliwe, niedopuszczalne, jest dla mnie wydawanie publicznych pieniędzy w taki sposób, żeby ułatwiać życie tylko tym, którzy finansowo mają się lepiej niż większość społeczeństwa.
Przez 25 lat nie udało się nam zbudować sprawiedliwego państwa. I to jest zła informacja.

2. Odwiozłem Bożenę do pracy. Cactus ma poważną wadę – jak na miejskie auto. Otóż bardzo powoli się nagrzewa. Mrozu nie było, a (ruszaliśmy z Wilczej) ogrzewanie ruszyło dopiero za Stadionem Narodowym. Znaczy – należy zainwestować w podgrzewane siedzenia. 800 zł.
Pojechałem do Baniochy po drewno. Pan Syn Właściciela był niepocieszony, że drugi raz tym samym samochodem. Porozmawialiśmy o mercedesach. Jego szwagier pracuje w jednym z motoryzacyjnych pism. Był kiedyś w Niemczech na prezentacji G-klasy. Wrócił chwaląc się, że na autostradzie doprowadził do zapalenia silnika. Pan Syn Właściciela nie był pewien, czy jego szwagier wciąż jeździ na prezentacje Mercedesa.

Z Baniochy pojechałem na Żoliborz, skąd wziąłem kolegę Grzegorza, z którym (w dwa auta) pojechaliśmy oddać Cactusa. Kolega Grzegorz pracuje nad historyczną książką. Rozmawia z ludźmi, którzy naprawdę dostali w skórę od komuny. Działa to na niego depresyjnie, bo widzi, że III RP o tych ludziach zapomniała.
Rozmawialiśmy przez chwilę o Owsiaku i Rachoniu. Kolega Grzegorz opowiedział, jak kiedyś jego i drugiego dziennikarza ochrona wyrzucała ze spotkania z pewnym prezesem. Próbowałem go namówić, żeby tę historię spisał. Jak zwykle w takich sytuacjach się nie dał. Kolega Grzegorz – niż doświadczenia ze swoich bojowych czasów – woli opisywać podróże.
I to jest zła informacja. Bo historie, które czasem mu się wypsną są warte spisania.

W Citroenie dowiedziałem się, że mają nowe DS3. Czarne z różowymi wstawkami. Męskie Blogerki Modowe marzą o tym, żeby w tym aucie zaistnieć. Najlepiej z redaktorami Bołtrykiem i Wieruszewskim (tym, który mimo iż jeździ MX-5 nie jest gejem)

3. Wpadłem do „Beirutu”. Krzysztof próbował kupione na Agito.pl słuchawki. W życiu bym nie kupił nic na Agito.pl. Nie ma innego sposobu na to, żeby karać za denerwujące reklamy.
Słuchawki okazały się problematyczne. Miały mieć jakiś superekstra bas. Nie udało się tego uzyskać. Były dużo gorsze niż moje LevelOn Samsunga.

Wieczorem w „Kropce nad I” wystąpił poseł Hofman. Przewidywałem, że ma duże szanse na osiągnięcie w TVN24 pozycji Marcinkiewicza. Nie słuchałem całego programu, bo zadzwonił dyrektor Ołdakowski, z którym do pewnego czasu dyskutujemy o filmach. Ogląda teraz „Generation Kill”, czego wszystkim życzę.

Trafiłem na kawałek programu Lisa. Zbigniew Hołdys sugerował, że „Przystanek Jezus” mógł stwarzać zagrożenie dla bezpieczeństwa. Powiedział, że Timothy McVeigh, sprawca zamachu w Oklahoma City był gorliwym katolikiem.
Rzeczony McVeigh w liście napisanym dzień przed własną egzekucją określił się jako agnostyk.
Zbigniew Hołdys wie lepiej. Telewizja (publiczna) tę wiedzę rozpowszechnia. Mnie to dziwi. I to jest zła informacja.

***

Po wczorajszym wpisie odezwał się do mnie kolega z Krakowa, który pracował pod Blumsztajnem w krakowskiej „Wyborczej”. Napisał, że zmiany, które Blumsztajn zrobił miały uzasadnienie ekonomiczne. Z tym nie dyskutuję. Uważam tylko, że zwolnienie Bobka – zwłaszcza w sytuacji, kiedy miał program w telewizji było idiotyczne.

wtorek, 6 stycznia 2015

6 stycznia 2015


1. Pusty dom dawał szanse na to, żeby się wyspać. Poczucie obowiązku – wręcz przeciwnie. 
Po śniadaniu posadziliśmy choinki. Żyrafę – przy tarasie, Flipa i Flapa (tymczasowo) w miejscu górki, Jeża (pewnie też tymczasowo) przy ławce przed domem.
Kiedy pożyczałem szpadel Jolka popatrzyła krytycznie na naprawiony przeze mnie daszek. –Trzeba było zrzucić dachówki, kupić w Sebanie blachę, przykręcić ją i byłby spokój.
Naprawy dachów blachą są we wsi modne. Zaczął pan Zgirski (rolnik). Przykrył blachą krytą papą stodołę, którą chce sprzedać za chyba 100 tysięcy. Stodoła ładna. W innej rzeczywistości można by w niej zrobić restaurację niekoniecznie w rustykalnym stylu.
Teraz blachą swoją stodołę blachą kryje Józek, ojciec Tomka.
Zasadniczo moglibyśmy przykryć ganek blachą, a gdyby się przyczepił konserwator – tłumaczyłoby się, że tylko na chwilę. Ale na razie napawam się moim nowym wcieleniem – dzielnego niedzielnego dekarza.
Przy następnej lidlowskiej okazji powinienem sobie kupić wkrętarkę.
Z wkrętarką byłbym lepszym dekarzem.

Trzeba było dolać wody do ogrzewania podłogowego. Nie lubię tego robić, bo przez cały dom trzeba ciągnąć szlauch. (Nie pamiętam, kiedy ostatnio słyszałem słowo szlauch) No i zawsze się jakaś woda wyleje. No więc najpierw strzelił wąż w przedsionku do łazienki. Zalał przedsionek, korytarz i łazienkę. Później końcówka po drugiej stronie węża okazała się nieszczelna. Na koniec przewracający się mop tak jakoś dziwnie uderzył w przycisk od spłuczki, że ją wyrwał ze ściany.
Do tego przemoczyłem skarpetki. I to jest zła informacja.

2. Chciałem przed wyjazdem przez chwilę poobcować z telewizyjną publicystyką. Niestety tuner NC+ nie chciał się włączyć. Czyli zostało TVP Info. Pani Lisowa próbująca mówić głosem Moniki Olejnik – słabe to było bardzo.
Z tego wszystkiego zaczęliśmy oglądać Czterech Pancernych forsujących Odrę. To interesujące doświadczenie.
Kilka godzin wcześniej rozmawialiśmy z dyrektorem Ołdakowskim o serialach.
Dyrektor Ołdakowski dzwoniąc do mnie robił coś, czego się wstydzi. Ja wiem co robił, bo się do tego przyznał. I teraz mam na dyrektora Ołdakowskiego haka.
Którego będę mógł użyć, kiedy dyrektor Ołdakowski zrobi to, o chęć zrobienia czego podejrzewa go wręcz cała Warszawa – postanowi wrócić do polityki.
O „Czterech Pancernych” nie rozmawialiśmy. I to jest zła informacja, bo to jednak ciekawy materiał porównawczy.

3. Ruszyliśmy koło 21. Jechaliśmy, jechaliśmy. Przed samą Warszawą autostrada zrobiła się biała – lód przyprószony śniegiem. Chwilę później stał nieco poobijany TiR. Obstawiony policją. Stał – z punktu widzenia uczestników ruchu – tył do przodu. Mamy trzy na krzyż autostrady, a nie potrafimy wysłać na nie pługopiaskarek. TiR zdąży wykonać zwrot o 180 stopni, Policja zdąży przyjechać w sile dwóch radiowozów.

Koty, kiedy dociera do nich, że wjeżdżamy do Warszawy wyrażają pretensje. Bardzo wyrażają. I to jest zła informacja.

Na Pięknej było lodowisko. Na Poznańskiej też. I na Wilczej. Miałem przez chwilę ochotę by zadzwonić do dyrektora Zydla. Ale szybko mi przeszło, bo dotarło do mnie, że wiem, co by powiedział – „Pracuję dopiero od sześciu miesięcy”.

Ciekawe ile ofiar przyniósł ten nagły, styczniowy atak zimy.

poniedziałek, 15 grudnia 2014

14 grudnia 2014


1. Chciałem wstać tak, żeby dojechać do Warszawy na trzynastą. Obudziłem się po dziewiątej, przez chwilę miałem nadzieje, że się uda, ale zanim się przekopałem przez tajmlajny zrobiło się przed jedenastą. Porąbałem trochę drzewa, rozładowałem zmywarkę, zrezygnowałem z oglądania w TVP Info redaktora Szackiego i ruszyłem na wschód.
Znaczy najpierw na północ, żeby zatankować na największej w Polsce chyba stacji BP.

Stację zbudowano przy starej dwójce pomiędzy Mostkami a Wilkowem. Mostki powinny być znane w Polsce z tego, że z kościołem sąsiaduje tam burdel. Z burdelem restauracja, z którą z kolei sąsiaduje Las Vegas – parking dla TiR-ów z restauracją myjnią, sklepami stacją benzynową etc.
Mostki były ufortyfikowane. I – o ile dobrze pamiętam – broniły się przed wyzwoleniem przez Czerwoną Armię.
Grupa Warowna w Mostkach nosiła imię Lwa spod Brzezin – generała Karla Litzmanna.

Lietzman odważnymi decyzjami nie do końca zgodnymi z rozkazami dowodzącym nim von Scheffer-Boyadelem, wyrwał się z okrążenia i zatrzymał marsz Rosjan na zachód.
Dostał za to Pour le Mérite – najwyższe niemieckie odznaczenie.
Swoją drogą to fascynujące, że najwyższe niemieckie odznaczenie nazywa się po francusku.
Zasadniczo Państwo Niemieckie już go nie nadaje. Ale wciąż można je dostać. W 2002 otrzymał je na przykład Bronisław Geremek.

Właściwie to niewiele brakowało, żebym to ja zderzył się z mercedesem pana Bronisława. Wystarczyło, żebym wcześniej ruszył. Jego mercedes nie zrobiłby specjalnej krzywdy, więc wypadek zniósłbym lepiej niż ten biedny człowiek, któremu pan profesor zniszczył dostawczaka.
Cóż nigdy mi się nie udaje ruszyć do Warszawy o założonej godzinie. I to jest zła informacja.

2. Jechałem sobie spokojnie A2 na wschód. Nie wiem z czego to wynika, ale w tym kierunku samochody zawsze mniej palą. Na tempomacie ustawione miałem 150, samochód palił 11 litów. Na Livestreamie oglądałem transmisję z marszu PiS-u. Znaczy bardziej słuchałem niż oglądałem, bo operator pisowskiej kamery raczej nie był orłem.
Do tego zawsze jak na marszu działo się coś ciekawego, to wjeżdżałem w miejsce, gdzie sygnał T-Mobile był słaby, więc nie wysłuchałem przemówień Kaczyńskiego. Za to mogłem wysłuchać wiązanki pieśni patriotycznych w wykonaniu chóru męskiego. I przeboju początku lat osiemdziesiątych autorstwa Jana Pietrzaka. Tego to chyba z dziesięć razy.
Swoją drogą to jakoś fascynujące. Hofmana w PiS-ie nie ma, a komunikacyjnie – jakby był.
Brudziński tracący głos wykrzykując słabo rymujące się hasła – świetny pomysł.

W Poznaniu naprawiali coś przy barierach energochłonnych na środku drogi. Był więc korek. I to jest zła iformacja.

3. Do Warszawy dojechałem chwilę po rozwiązaniu marszu. Pojechałem szybko w aleje Ujazdowskie. Jakoś nie było czuć dymu z podpalania Polski.
Co chwilę mijałem ludzi z flagami.
Mam nadzieję, że w przyszłym roku będę mógł nad dom wciągać swoją.
Na kalenicy są ślady po mocowaniu masztu. Ktoś go w połowie lat siedemdziesiątych podczas remontu zdemontował. I to jest zła informacja.




sobota, 13 grudnia 2014

12 grudnia 2014


1. Ruszyłem na wieś. Z planowanej 10 zrobiła się 13. 
Z V40 Cross Country to jest tak, że zasadniczo, to ma napęd na jedną oś. Na prezentacji tłumaczono, że większość AUT i tak nigdy nie zjeżdża z asfaltu, a sąsiad nie pozna. 
To moje akurat było czteronapędowe. Jechałem więc modląc się o śnieg. Wtedy bym wszystkim pokazał, jaki ze mnie mistrz kierownicy.

Dwa lata temu wyjeżdżaliśmy z Warszawy na Święta w deszczu. Później zrobiła się śnieżyca. Taka hardkorowa. Z samochodami w rowach. Pługi odśnieżają autostradę w parach. Pierwszy jedzie lewym pasem, drugi, kawałek za nim, prawym. Wyprzedzanie takiej pary jest pewną ekwilibrystyką. Choć ekwilibrystyka ma raczej coś wspólnego z końmi.
Dojechaliśmy do Trzciela – wtedy jeszcze nie było zjazdu przy Paradyżu – na drodze była regularna szklanka. Zobaczyłem, że asfalt dziwnie błyszczy, przyhamowałem – samochód zaczął przyspieszać. Unikając nerwowych manewrów dojechałem bez problemów. Z całkiem niezłą średnią. Suburban to wybitny samochód.

Śnieg nie padał, więc się w V40 nudziłem. Przy ustawionych na tempomacie 145 km/godz. palił niewiele ponad 10 litrów benzyny. Przy wyższych prędkościach spalanie rosło tak bardzo, że się odniechciewało szybciej jechać. System utrzymujący samochód na pasie działał raz lepiej, raz gorzej. Podobnie automatyczne wycieraczki. Za to radio ma bardzo przejrzyste menu.
V40 Cross Country to było pierwsze od bardzo dawna volvo, którego nie hejtowałem. I zasadniczo dalej uważam, że jest w porządku. Ważne, żeby porównywać je z odpowiednimi samochodami.
Autostrada do Strykowa powoli się przytyka. Jeżeli A1 dojedzie do Piotrkowa i na A2 przybędzie samochodów, zamieni się w najdłuższy korek w tej części Europy. I to jest zła informacja.

2. Dojechałem do dwóch dużych ciągników siodłowych, które na naczepach wiozły dziwnego kształtu kontenery. Jakoś mniejsze niż normalnie. Ciągniki też były jakieś dziwne. Amerykańskie. Do tego naczepy nie miały tablic rejestracyjnych. Ciągniki też. Dopiero po chwili do mnie dotarło, że to amerykańskie wojsko. Schowałem się za TiR-em. Po chwili mnie wyminęły. TiR jechał swoją 90,
Amerykanie, ponad 110. Za nimi dwa małe sedany na niemieckich numerach, w środku żołnierze w mundurach takich, jakie nosi Piechota Morska w ostatnich odcinkach „Homeland”.

Poprzednim razem tak się ucieszyłem na widok amerykańskich sił zbrojnych, kiedy pierwszy raz zobaczyłem ich w RFN na autostradzie. Choć nie. Teraz ucieszyłem się bardziej.
Z niespotykaną cierpliwością Steve Mull odpowiadał na Twitterze na zaczepki: „Amerykanie na pewno nas zostawią na pastwę”, „Nigdy nie będzie wojsk amerykańskich w Polsce”, „Jak przyjdzie co do czego, nie będziemy mogli na USA liczyć”. 
Odpowiadał spokojnie: zobowiązaliśmy się i się z naszych zobowiązań wywiążemy.
No i się wygląda na to, że się wywiązują. Są. Jeżdżą. Bez asysty Żandarmerii. Jak u siebie. Z prędkością 70 mph. I to jest super.
Jechałem za nimi przez kilkanaście kilometrów. W końcu skręcili na parking. Po chwili minąłem samochód inspekcji. Chciałbym zobaczyć twarze tzw. krokodyli wyprzedzanych przez ciężarówki przekraczające prędkość o 30 km/godz. Nie udało mi się tego zobaczyć. I to jest zła informacja.

3. Dojechałem do Świebodzina przed 18. Coś mnie tknęło i skręciłem do Stolarza. Był. Thonet też był gotowy. Niestety nie zmieścił się do samochodu, więc zostanie odebrany następnym razem.
Stolarz remontował niemieckie drzwi. Pokazał parę niedoróbek sprzed stu lat. Niemcy robili porządnie, ale bez przesady. Potrafili też robić byle jak. Nie pamiętam w jaki sposób zeszliśmy na politykę. Chyba zaczęło się od tego, że Stolarz zaczął się martwić przyszłością świata. I to w bardzo konkretny sposób, bo chodziło o jego świat osobisty – Świebodzin. Znikają rzemieślnicy, sklepy, a w ich miejsce otwierają się banki. „A z banków wbrew pozorom nie biorą się pieniądze, bo banki niczego nie produkują”.
„Już nigdy nie zagłosuję na Platformę” – oświadczył. Odpowiedziałem mu, że dla mnie największym sukcesem Donalda Tuska jest zrobienie ze mnie pisowca. Pomyślał chwilę. „Ze mną jest tak samo” – odpowiedział.

Dojechałem do domu. Strasznie się wyziębił. Rozpaliłem w piecach i w niekontrolowany sposób wypiłem prawie całą butelkę ginu. I to jest zła informacja.

sobota, 18 października 2014

18 października 2014


1. Wstałem, poszedłem kupić jajka. Józka (ojca sąsiada Tomka) nie było, więc poszedłem do sklepu. Zięć pani sklepowej (stryjenki sąsiada Tomka) startuje w wyborach na radnego. Teraz radnym jest strażak, wcześniej był leśniczy, wcześniej strażak. Zięć pani sklepowej ma szanse, jako nowy.

Przy świetle dziennym zniszczenia dokonane przez ekipę kopaczy kanalarskich są jeszcze większe. I to nie jest dobra informacja. Panów zresztą nie widać, bo robią coś z drogą w górnej części wsi.

2. Pojechaliśmy do miasta. XC60, ze wszystkich znanych mi aut z 'komfortowym dostępem' najszybciej odblokowuje drzwi. Człowiek łapie za klamkę i już są otwarte. BMW zawsze chwilę się zastanawia.

Pojechaliśmy na największą w Polsce stację BP, żeby zatankować. Właściciel ma jeszcze największą w Polsce stacje Statoil. Wybudował je, bo uwierzył w obiecane zjazdy z A2.
Kiedy uruchomiono zachodni kawałek A2 najpierw zjazdów nie było wcale, później jakiś otwarto, ale nie ten, który by nadawał sens największym stacjom w Polsce. Pan właściciel postanowił wziąć sprawy w swoje ręce, wsadził do walizki dziesięć milionów i zawiózł je do Autostrady Wielkopolskiej, żeby ta otworzyła zjazd w Łagowie. Autostrada Wielkopolska wysłała pana właściciela na drzewo.
Najgorsze jest to, że trudno powiedzieć, czy winę za tę sytuację ponosi płk Beck czy Sowieci. Gdyby wojna wybuchła później, Niemcy zbudowaliby autostradę przynajmniej do Trzciela. Gdyby Sowieci się tak nie spieszyli, Niemcy zbudowaliby autostradę przynajmniej do Poznania. A może winni są Niemcy. Gdyby wygrali wojnę, autostrada pewnie doszłaby do Moskwy. Tylko czy wtedy pan właściciel budowałby największe stacje w Polsce?
Więc chyba wszystkiemu winien jest ten, kto stworzył założenia systemu autostrad w Polsce.

3. Wieczorem udało mi się podłączyć do telewizora antenę. Kopanie kanalizacji odcięło nas od anteny satelitarnej, więc pozostały nam naziemne kanały cyfrowe. Tak właściwie, to jest ich dużo. Jest wśród nich Telewizja Trwam. Ale oglądaliśmy Stopklatkę. A na niej – „Pulp fiction”. I muszę stwierdzić, że formalnie nie wytrzymał próby czasu.
Przy okazji sprawdziłem, że zegarek z dupy był marki „Lancet”. Na Allegro jest taki tylko w wersji kominkowej. I to jest zła informacja.  

wtorek, 7 października 2014

6 października 2014


1. W „Kawie na ławę” koalicjanci tłumaczyli, że z tymi 3 miliardami, które straci budżet, to nie ma afery, bo nikt tego nie zrobił specjalnie.
Trey Parker i Matt Stone mieliby u nas używanie. Niestety, nie mają. I to jest zła informacja. Siedzą w tym swoim Kolorado.
Z osiem lat temu spotkałem Kazię, moją koleżankę z podstawówki, która natamtenczas mieszkała w Kolorado. Nic wtedy nie wiedziała o „South Park”.
Kiedy rozmawialiśmy rok temu mieszkała już w Polsce, jej były mąż, prawnik z Kolorado odciął ją od córki. Nie pytałem jej o serial. W każdym razie powiedziała, że na MSZ nie ma co liczyć.

2. Mój kolega, który zbiegiem okoliczności na własne oczy obserwował przesłuchania minister Bieńkowskiej opowiedział mi jak to wyglądało. No i niestety nie wyglądało to dobrze. Pani minister dostając trudne pytania zachowywała się jak – excusez le mot – głupia cipa. Znaczy: agresywnie.
No i niestety, sposób, który działał nad Wisłą, nad rzeką o usypiająco brzmiącej nazwie: Senne – nie działa.

No i nie wiem, co jest gorsze. To, że nasza najlepsza urzędniczka sobie nie radzi, czy to, że komisarzem UE mogłaby być nawet małpa, gdyby to wcześniej ustalono politycznie.

3. Odwoziłem do Berlina Antosię i Milenę, wnuczki Bożeny. Z powodów polityczno-finansowych omijam A2. Niestety w Torzymiu był korek. Remontują drogę, więc był ruch wahadłowy nazywany przez użytkowników CB-radia wahadełkiem, Mimo iż znałem objazd przez gruntowe drogi wokół miasteczka – zdecydowałem się na jazdę przez A2. Pojechaliśmy przez jakieś cztery minuty, po czym wpadliśmy w korek przed bramkami. To cudowne uczucie stać 45 minut, żeby zapłacić 3 złote na Autostradzie Wolności.

Dziewczyny się martwiły, że jeżeli nie będą w łóżkach prze 23.30 – Antek, ich ojciec nie pozwoli im iść do szkoły.

Nie przystaję do dzisiejszego świata. I to też nie jest dobra informacja.