wtorek, 19 maja 2015

18 maja 2015



1. Najpierw trzeba było wstać. I to jest zła informacja.

2. Potem wsiedliśmy do auta i pojechaliśmy do Berlina, żeby odstawić dziewczyny. Najpierw autostradą. Wolności. Ciekawe, czy gdyby pan Prezydent miał chomika to też by go nazwał Wolność. Albo Freiheit, jak autostradę A12. Kiedy tak sobie jechaliśmy młodzieżówka PO w ramach obrony wolności przez PiS-em siedziała w klatkach. Generalnie nie ma się zbyt dobrego zdania o partyjnych młodzieżówkach. Ale pomysł, żeby w siedzieć w klatce protestując przeciw temu, że za marihuanę wsadzać się będzie do więzień, jednocześnie będąc związanym z partią, która rządzi o lat ośmiu i przez te osiem lat jej rządów wsadzono do więzień za marihuanę więcej ludzi, niż liczy cała ta młodzieżówka – jest bardziej niż kuriozalny. I to jest zła informacja.

3. Później jechaliśmy trasą koło Treptower Park. Jechałem po raz pierwszy za dnia. I faktycznie po drodze była aleja platanów. Dojechaliśmy. Udało mi się nawet jakoś zaparkować. Tyle, że musiałem nawrócić, bo przepis (nie wiem, czy niemiecki, czy berliński) mówi, że równolegle parkować można wyłącznie zgodnie z kierunkiem jazdy. Znaczy zawsze po swojej prawej.
Swoją drogą nie wiem, jak jest na jednokierunkowych.

Rozładowaliśmy się, później podrzuciliśmy dziewczyny do parku na winnej górce i ruszyliśmy zurück. Muszę przyznać, że nawigacja w Tuaregu nie jest jego najmocniejszą stroną. Albo ja jakiś głupi jestem. W każdym razie parę razy chciała mnie koniecznie prowadzić pod prąd. Ale się nie dałem sprowokować.

Ropa w Berlinie po 5 zł. Czyli taniej niż na stacji po polskiej stronie granicy przy autostradzie. Kiedy w końcu udało nam się już z miasta wyjechać, poszło już szybko. I bezboleśnie, bo samochód spalił osiem litrów. Później było gorzej, bo się okazało, że pakowanie zajęło zbyt wiele czasu. I zasadniczo w dwie godziny (i kwadrans) muszę przejechać 400 km.
No i się nie udało. Ale to nie jest najgorsza informacja. Bo najgorsze było, że za mało zatankowałem. I straciliśmy dobre 15 minut na Orlenie, gdzie wszyscy kupowali hot-dogi i działała tylko jedna kasa. Jestem gotów płacić więcej za paliwo, byle tylko na stacji nie sprzedawano hot-dogów.  

poniedziałek, 18 maja 2015

17 maja 2015


1. Powtórka z rozrywki. Położyłem się wcześniej i wcześniej mnie obudziło. Nie na tyle wcześniej, żeby zdążyć na pociąg za pięć szósta, więc pożytek z tego był żaden. Obejrzałem sobie Tak czy Nie no i dotarło do mnie, że chyba przeceniałem Marcina Celińskiego. Strasznie dużo ludzi, strasznie dużo stawia w tych wyborach. I to jest zła informacja.

2. Kupiłem sobie do pociągu „Plus Minus”. Zanim przyjechał, przeczytałem wywiad ze Stanowskim. Kiedyś mówiąc takie rzeczy człowiek z automatu stawał się PiS-owcem. Dziś – niekoniecznie. I tego chyba nie potrafią zrozumieć orły z PO.
Pociąg przyjechał. Wbiłem się do cudzego przedziału, bo mi się numer miejsca pomylił z numerem pociągu. Obyło się bez awantury. Znalazłem własne miejsce i udałem się do Warsu. W
Warsie siedział znany reżyser. Siedział i – jak na człowieka Kultury (przez duże K) przystało – popierał Bronisława Komorowskiego. Popierał zajmując z jakąś panią czteroosobowy stolik. A wiadomo, jak to w Warsie – miejsc zbyt mało. W końcu przyszła para Niemców i wywarła na słynnym reżyserze presję. Reżyser się przesunął i Niemcy się dosiedli. Zgoda i bezpieczeństwo.

Obok przy dwóch stolikach siedziała grupa wracających z jakiegoś firmowego spędu. Część jednego stolika dzieliła się z resztą doświadczeniami z wizyty w „knajpie u Gesslerowej”. Największe wrażenie zrobił kibel i cena alkoholu. Sama pani Gessler bywa w weekendy, więc nie mieli szansy jej spotkać. Ale zasady, którym hołduje w swoim telewizyjnym programie wprowadziła. Swoją drogą, myślałem, że nikt „Kuchennych rewolucji” nie traktuje już poważnie. A tu taka niespodzianka.
Chciałem czytać wywiad z dr. Żukowskim, którego pamiętam z wizyt w „Ozonie” jako bardzo sympatycznego pana, ale zacząłem czytać o efektach tweetu posła Wojciechowskiego. Cóż, nie każdy może tak szybko ogarnąć problem 140 znaków. „Złota klatka”, jeżeli nie mieści się nam „złota” staje się „klatką”. Ale to i tak nie powód do jazdy jaka się rozpętała na tajmlajnie.

Dojechałem, wysiadłem. Pojechaliśmy kupić akumulator do kosiarki. Akumulator nie pasował, ale udało mi się kosiarkę odpalić. Pojechałem po paliwo. Wróciłem. Zacząłem kosić. Zaczęło lać.Kosiłem moknąc aż spadł mi pasek napędzający kosisko. Poddałem się. I to jest zła informacja, bo twardy powinienem być.

3. Postanowiłem ruszyć Suburbana, bo auto się psuje jak stoi. Nie jak jeździ. Pojechałem do Ołoboku i z powrotem. Skrzynia się trochę ślizgała, ale nie było źle. Kiedy wróciłem zadzwonił sąsiad Tomek, że widział mnie jak przejeżdżałem i żebym koniecznie wpadł. No to dolałem paliwa i jeszcze raz pojechałem. No i u Tomka skrzynia przestała działać. Znaczy auto zaczęło jeździć wyłącznie do tyłu. Bo do przodu nie zapinało biegu. Cóż było robić. Wróciłem pięć kilometrów na wstecznym. Nie byłoby to takie trudne, żeby nie jeden problem. Otóż samochód nie ma z tyłu porządnych świateł. Czyli po zmroku prawie nic nie było widać. Dojechałem jednak jakoś. Na miejscu się okazało, że Suburban znowu zaczął jeździć do przodu. Kiedyś – mam nadzieję – zrozumiem jak działa automatyczna skrzynia biegów.

Skosiłem jeszcze trochę. Tym razem w parku, przy świetle latarki, bo reflektor kosiarki z niewiadomych przyczyn przestał działać. I to jest zła informacja, bo bez reflektora w kosiarce życie jest trudniejsze.  

niedziela, 17 maja 2015

16 maja 2015


1. Nie jest dobrze. Tak głęboko wszedłem w tryb „pięć godzin snu”, że kiedy w końcu udało mi się położyć przed drugą i tak zerwało mnie chwilę po szóstej. Ciężarówki ponoć mają międzybiegi. Ktoś mi kiedyś próbował nawet tłumaczyć jak to działa, ale jakoś nie udało mi się tego ogarnąć. Więc tylko sobie międzybiegi wyobrażam. No i te moje wyobrażenia skojarzyły mi się z obracaniem z boku na bok w łóżku. Udało mi się chyba leżeć na wszystkich ośmiu międzybokach.
W końcu wstałem. I bez śniadania udałem się na front walki o moje lepsze jutro. I to jest zła informacja, bo jak na fejsbuku wciąż podkreśla dyrektor Zydel – śniadanie to podstawa.

2. Dzieci Pana Prezydenta wystąpiły w spocie wyborczym. Media zachwyciły się, że film wyprodukowały Dzieci Pana Prezydenta same. Żadne z polskich mediów (chyba, że jakieś, a ja nie zauważyłem) nie zaprosiło fachowca, żeby przeanalizował jakość rzeczonego spotu. Wszyscy grzali, że to twórczość osobista. Jest to o tyle zabawne, że w opisie filmu Dzieci Pana Prezydenta same napisały, że spot zrealizowały z pomocą przyjaciół filmowców. Po mieście już chodzi informacja o tym, kto film zrobił. Ciekawe, czy jeśli kiedyś ta informacja się potwierdzi, to zachwycający się jego amatorskością jakoś skomentują swoją dziwną w nią wiarę.
Ciekawe? Nieciekawe. Wiadomo, że nikt o tym nie będzie pamiętał. I to jest zła informacja.

W każdym razie pomysł dobry. Ale jak zauważył pewien kolega – zaorany przez słowa pani Prezydentowej u red. Olejnik w radio Zet: Emigracja to szansa.

3. Bożena z dziewczynami pojechała na wieś. Ja poszedłem do Krakena. Pogadałem z kolegą Krzysztofem, wypiłem cztery piwa i na zerwanym filmie wróciłem do domu, napisałem Negatywy i padłem. Jednak zmęczony jestem potwornie. I to jest zła informacja.
A mogłem pójść na pl. Zbawiciela i na własne oczy oglądać zakatarzonego prezesa medialnego koncernu. Katar u prezesów spółek giełdowych może spowodować niestrawność u akcjonariuszy.   

sobota, 16 maja 2015

15 maja 2015




1. Dzień zrobił mi Kamil Sikora z natemat.pl Otóż namaścił mnie na członka sztabu kandydata Dudy. Natemat.pl to wielce opiniotwórczy portal. Nie upłynęło 45 minut, kiedy zadzwoniła do mnie pierwsza agencja PR z delikatnym pytaniem, co mam zamiar robić po wyborach. Telefonów było kilka. Większość z niezbyt określonymi gratulacjami. Cóż, jak się domyślam zamiarem człowieka Sikory raczej nie było podbijanie mi fejmu. I to jest zła informacja.

2. Bożena w końcu dała się namówić na jazdę SVX-em. No i jak się dała namówić, to się okazało, że się jej całkiem dobrze jedzie.
JA pojechałem po Tuarega. Mytaxi. Z jakąś promocyjną zniżką. Z ty, że wcześniej popełniłem strategiczny błąd. Gdybym kliknął ciut w lewo, to kierowca by nie stał przez czterdzieści pięć minut w korku. W każdym razie Tuareg okazał się bardzo interesującym samochodem.
No i zacząłem się zastanawiać, czy gdyby Tuareg był Cayenne z tym samym sześciocylindrowym silnikiem, to czy bym narzekał. Podejrzewam, że tak. I to jest zła informacja.

3. Zmusiłem dziewczyny do oglądania pierwszego odcinka „Twin Peaks”. Milna nie podniosła głowy znad iPhone'a. Tośka, która właśnie się pozbyła nazębnego aparatu – zaczęła oglądać.
Ćwierć wieku temu odcinek ten zrobił na mnie gigantyczne wrażenie. Teraz miejscami wyglądał jak polski serial z końca lat dziewięćdziesiątych. I to jest zła informacja.  

piątek, 15 maja 2015

14 maja 2015



1. Trzask, trzask, brum, brum, brum, brum, brum, brum, brum, trzask, trzask, brum, brum, brum brum, brum, brum, brum, brum, brum, piiiiiiiiiiiiiiiiiiii, brum, brum, brum, trzask. Innymi słowy zawiozłem Bożenę do pracy i pojechałem na Nowogrodzką posłuchać konferencji kandydata Dudy. Piiiiiiiiiiiiiiiiiiii znaczy, że samochód mojego brata nie ma ABS i jest to zła informacja.

2. Po konferencji pojechałem po dziewczyny do ich prababci na Asfaltową. Pojechaliśmy do Muzeum Powstania Warszawskiego, gdzie czekał na nie przewodniczka o imieniu Angela. Dyrektor Ołdakowski wpadł na pomysł, że dobrze by było, żeby dziewczyny oprowadzone były po niemiecku, bo mam wrażenie, że zaczynają dzielić rzeczywistości. Czyli to, co słyszą w Polsce po polsku nie miesza im się z tym, co słyszą w Berlinie po niemiecku. I jeszcze parę lat i będ przekonane, że faszyści okupowali Niemcy. A, że robili to najdłużej, to Niemcy są najbardziej poszkodowanym krajem świata. Sophie Scholl über alles.
Dziewczyny poszły zwiedzać, a ja czekałem na dyrektora Ołdakowskiego, który siedział obok prezydenta obywatela Jóźwiaka na jakimś – przepraszam za wyrażenie – evencie.
Przejrzałem „Politykę” (zupełnie nie pamiętam co w niej było, choć parę tekstów przeczytałem) (coś Passent napisał, że go zły Magierowski atakował) (chyba), przeczytałem „Super Express” (był jakiś test – ile twoje ciało ma lat, zacząłem go rozwiązywać, ale poległem przy liczeniu od stu do zera co siedem). W końcu przyszedł wicedyrektor habilitowany Gawin. I zaczęliśmy knuć. Poknuliśmy chwilę i przyszedł dyrektor Ołdakowski. Knucie z oboma panami to jedno z bardziej satysfakcjonujących działań, w jakich zdarza mi się uczestniczyć. Do pełnej satysfakcji brakowało mi jedynie alkoholu.
Kiedy siedziałem w tym Centrum Sterowania Wszechświatem zadzwonił dyrektor Zydel. Opowiedział, że spotkał się z Konsulem Generalnym w Lyonie. No i rzeczony pan Konsul Generalny rozpoznał go, jako bohatera Trzech Negatywów.
Byłem raz w Lyonie. Z ćwierć wieku temu. Pamiętam, że jest tam czegoś siedziba. Chyba Interpolu. W Lyonie mieszkał wtedy jakiś uczeń prof. Eminowicza. I miał forda Granadę. Teraz już jej pewnie nie ma. I to jest zła informacja, bo to bardzo porządny samochód.

3. Obcowanie z dyplomatami nauczyło mnie, że dzielą się oni na politycznych i fachowców (polityczni też mogą być fachowcami ale z rzadka). Pan Konsul Generalny wygląda na fachowca. Znaczy – placówka w Lyonie jest z jakichś powodów ważna. Może przez ten chyba Interpol. W każdym razie nie wygląda na to, żeby pan Konsul Generalny używał Twittera. I to też jest zła informacja

Wywarłem presję na dyrektora Ołdakowskiego, żeby zawiózł mnie do Audi na Połczyńską, bym mógł odebrać Tuarega. Czasu było mało. Dyrektor Ołdakowski pędził narażając życie i publicznie mienie w postaci swojego służbowego pojazdu. W połowie drogi dotarło do mnie, że jest środa – nie czwartek.
Dyrektor Ołdakowski nie pije, więc w prosty sposób nie uda mi się zrewanżować. Może mi się uda w sposób bardziej skomplikowany.

czwartek, 14 maja 2015

13 maja 2015




1. Najpierw trochę się najeździłem. Bo najpierw musiałem pojechać gdzieś, żeby się spotkać z kimś. Spotkanie się przedłużało, więc zaprosiłem kogoś do auta i pojechaliśmy zawieźć Bożenę do pracy. Wracając ustaliliśmy, co mieliśmy ustalić. I to jest dobra wiadomość.

Pojechałem oddać BMW. I to jest zła informacja. Tym razem nie widziałem żadnego i8, ale za to z pięć i3.

2. Wsiadłem w tramwaj i pojechałem na plac Unii Lubelskiej. W tramwaju czytałem tweety. Zauważyłem, że pan Prezydent postanowił zmienić konstytucję. I nawet wykonał w tym kierunku jakieś czynności. Przypomniało mi się, że parę dni temu w Polsacie (właściwie, to w Polsat News, bo Polsat właściwy przerwał transmisję) mówił, że konstytucję chcą zmieniać polityczni frustraci, po tym kiedy przegrają wybory. Trudno się z panem Prezydentem nie zgodzić.

Później się okazało, że ktoś zrobił z tego filmik w rzucił w sieć. Znaczy nie jestem jakoś wybitnie odkrywczy. I to jest zła informacja.

Przy Bagateli stało subaru mojego brata. Zacząłem wymyślać historię, jak projektowano okna w SVX-ie. Kiedy mi się uda, to ją zapiszę.

3. Wieczorem pan Olechowski opowiedział pani Pieńkowskiej, że platformiana akcja zbierania podpisów pod wnioskiem o referendum za JOW-ami, likwidacją Senatu, immunitetu i finansowania były jedynie ćwiczenia dla aktywistów partyjnych. Jak ktoś napisał „Zrobił Platformie małego Gyurcsany'ego”.

Zastanawiające, czy pan Olechowski chce poprzeć tzw. Partię Balcerowicza, czy dokonać zemsty na PO. Choć, tak naprawdę to chyba mam powody jego działania gdzieś.

Podobnie proplatformersko się zachował pan Prezydent, który podczas dziwnego spaceru po Warszawie zasugerował młodemu człowiekowi pytającemu go jak siostra ma kupić mieszkanie zarabiając 2000 złotych – żeby wzięła kredyt i znalazła lepszą pracę.

Słabo bierze się kredyt będąc na śmieciówce. Zresztą, gdyby nawet na etacie zarabiać te dwa tysiące, to pewnie zdolność kredytowa wystarczyłaby na jakieś siedem metrów mieszkania (w Warszawie). Zdolność kredytowa to słowa dość traumatyczne dla dzisiejszych trzydziestolatków. Ale skąd pan Prezydent ma to wiedzieć.

Źli ludzie mówili, że cały spacer ustawiony był tak, że sztabowcy na trasie rozstawiali ludzi, z którymi pan Prezydent miał rozmawiać. Pewnie kłamali. Choć z drugiej strony skąd pod Szpilką dwie starsze panie na wózkach, albo tylu facetów w ślubnych garniturach?
Skąd? Pewnie przechodzili. Z tragarzami.

W Gorzowie Wielkopolskim pewien nienawidzący PiS-u radiowiec powiedział mi jakiś czas temu, że kiedy widzi, że pan Prezydent wciąga powietrze, to drętwieje, bo się boi żenady po tym, kiedy usłyszy, co pan Prezydent powie. Ja powoli zaczynam się ze bać włączać telewizor. I to jest zła informacja.

Gdyby nie to, że (szeroko rozumiana) 300polityka nie może mi wybaczyć pewnego mojego niezbyt przemyślanego wpisu – być może byłby to popularny kampanijny news: Otóż z bardzo dobrego źródła (jest to źródło pojedyncze, choć lepszego nikt raczej mieć nie będzie) wiem, że jedyne, prawdziwe, potwierdzone konto córki kandydata Dudy to @DudaKinga

Inne – w tym tak popularne w kręgu warszawskiej lewicującej inteligencji – są fałszywe. Żeby tego nie zauważyć trzeba chyba nie mieć mózgu.  

środa, 13 maja 2015

12 maja 2015


1. Cisza wyborcza to dla mnie tak traumatyczne doświadczenie, że nie mogę się jakoś pogodzić z faktem, że już jej nie ma. I to jest zła informacja.
Zawiozłem Bożenę do pracy. Muszę przyznać, że 435d bardzo mi pasuje. Oj, jak bardzo. Ostatnio co auto – to zauroczenie.

2. Przyjechały z Berlina dziewczyny. Antek miał je podrzucić na Wilczą. Czekałem przed bramą. Nagle zmaterializował się dyrektor Ołdakowski wraz z rowerem marki Gazelle. Poknuliśmy chwilę, aż przyszła znajoma Dyrektora, z którą się umówił na obiad w Krakenie. Poknuliśmy chwilę we trójkę pod Nolitą. Aż przypomniało mi się, że chcę zaprezentować Dyrektorowi BMW. Zrobiło odpowiednie wrażenie. Wiem, że to niskie. Ale dużą satysfakcję daje mi obserwowanie, jak dyrektor Ołdakowski zazdrości mi samochodów. Chyba podobnie, jak ja mu jego szafki z trofeami.

Zastanawiam się, czy skoro BMW Polska udostępnia samochód (przedłużaną sióemkę) dyrektorowi Teatru Wielkiego, może by coś mniejszego zaproponowało dyrektorowi Ołdakowskiemu. Muzeum Powstania popularniejsze jest niż Opera pewnie z tysiąc razy. Ma do tego w zbiorach bardzo porządny motocykl BMW. Z przyczepą. Więc byłby pretekst to rozmowy.
Swoją drogą – już nie pamiętam czy to był obecny, czy poprzedni prezes BMW Polska – na spotkaniu z dziennikarzami przyznał ze wstydem, że dopiero w Polsce się dowiedział, że BMW produkuje motocykle. I dziwił się, że w Polsce są one aż tak popularne.
Chciałem mu wyjaśnić, że Polacy znają je od lat czterdziestych. Ale jakoś nie było okazji.

Kiedy na podwórku kontemplowaliśmy samochód bramę zaatakowała ekipa TVN. Weszli, po chwili wyszli, rozstawili się na chodniku i zaczęli kręcić setkę człowieka, którego twarz wydała mi się znajoma.
Odprowadziłem Państwa na róg i wracając przemazałem się w tle wypowiadającego się człowieka, którym się okazał Henry Foy, korespondent „Financial Times”. Strasznie się nam zrobiła światowa kamienica. W oficynie mieszka z kolei korespondent „Süddeutsche Zeitung”. Jeszcze by się jakiś Francuz przydał do kolekcji.
Przemazując się w tle pana Foya wystąpiłem w „Faktach”. Jednak nie na tyle ostro, żeby być rozpoznawalnym. I to jest zła informacja.

3. Okazało się, że kiedy knuliśmy z dyrektorem Ołdakowskim, dziewczyny zdążyły wejść do domu. Więc, gdybym nie zadzwonił, czekałbym do usranej śmierci.
Dziewczyny zaordynowały, bym dowiózł je do Złotych Tarasów, bo chciały pójść tam do kina. Udało mi się to zrobić. Później pojechałem na pod Pałac Prezydencki, by obejrzeć konferencję pani Szydło, która ustosunkowywała się do przedpołudniowego oświadczenia pana Prezydenta, w którym poparł on okręgi jednomandatowe. Pani Szydło prezentując pocięte kartki papieru pokazała, jaki pan Prezydent i jego partia miały wcześniej stosunek do inicjatywy JOW-ów. I kilku innych inicjatyw obywatelskich. Napisałbym, że Platforma jest tak Obywatelska, jak Unia była Demokratyczna. Ale robi się to już nudne. I to jest zła informacja.  

wtorek, 12 maja 2015

11 maja 2015



1. Jak tu wstawać, skoro nie ma „Kawy na ławę”. Dla porządku włączyłem TVN24. Reporter opowiadał o wnuczku, który z kolegą zamordowali babcię. Sąd rodzinny miał zadecydować, czy będą sądzeni jak dorośli czy – jak to był łaskaw powiedzieć reporter – ich przygoda zakończy się w poprawczaku. Przygoda.
Chwilę później była jeszcze jedna podobna wpadka, ale zapomniałem o co chodziło. I to jest zła informacja.

2. Ruszyłem do Krakowa spełnić mój obywatelski obowiązek. Pięć lat temu jechałem do Krakowa mazdą MX-5. Choć nie było to tak do końca pięć lat temu, bo to była druga tura. Czyli lipiec. Wtedy nie wygrał mój kandydat. Ostatnio, na europejskie jechałem BMW 640. I zakończyły się sukcesem. Wyjazd z Warszawy był dość prosty.
Zagęściło się za Jankami. Do Radomia spokojnie dojechałem w niecałą godzinę. Radom to miasto, które dało Warszawie kolegę Krzysztofa. Bez niego Poznańska tak szybko by się nie ucywilizowała. Mam nadzieję, że pani premier Kopacz przed dymisją zdąży rozruszać sprawę obwodnicy Radomia. Na razie udało jej się z rodzinnym Szydłowcem. To właściwie byłby niezły pomysł, żeby premierzy byli z różnych części kraju. Zajmowaliby się prostowaniem dróg w swojej okolicy, później kolej by przychodziła na inny kawałek Polski.
Zręby obok drogi wyglądają naprawdę nieźle.
Świętokrzyskie jest ma naprawdę niezłe krajobrazy.
Zresztą Małopolska też jest niezła. Na razie przerabiają drogę za Jędrzejowem wygląda to nieźle, choć można jajko znieść, jeżeli znajdzie się jakiś kierowca, który literalnie podchodzi do znaku z liczbą 50. Na wyprzedzających polują policjanci, którzy w związku z tym, że droga jak drut jest prosta – mają niezły widok.
Wjazd do Krakowa też ciężki. Wlokłem się za TiR-em, w końcu udało mi się go wyprzedzić na zakrętach w Michałowicach. Ale niestety jakiś przekonany o własnej wartości kierowca Q5 postanowił, że skoro jedzie z maksymalną dopuszczalną prędkością, to nie zjedzie na prawy pas. 435d ma ponad 300 koni. I naprawdę niezłą kontrolę trakcji, bo slalom jaki zrobiłem mógłby się skończyć ciekawie, acz nieprzyjemnie.
Tu będą dwa wezwania. Pierwsze – Ministrze Finansów, puknij się w łeb i przestań nakładać wyższą akcyzę na silniki powyżej dwóch litrów. Drugie – Obywatelu, jeżeli kupujesz sobie BMW z silnikiem diesla – dwa razy się zastanów, czy na pewno nie stać cię na trzylitrowy silnik. Pali mniej, auto jeździ jak trzeba, a procentowo w leasingowej racie różnica nie będzie aż tak wielka, jak przyjemność, której doświadczysz.

Dojechałem. Rakieta Gagarina wciąż jest zarośnięta. Oddałem głos. Tym razem nie było żadnych ankieterów. Pojechałem do ojca, który powoli przygotowuje kartony. Pewnie przed końcem wakacji wyjedzie do Hiszpanii. Kwota wolna jest tam na tyle wysoka, że prawdopodobnie nie zapłaci grosza podatku od swoich emerytur.

Pogadaliśmy chwilę i ruszyłem do Warszawy. Po drodze przeprowadziłem interesującą rozmowę z dyrektorem Ołdakowskim, który opowiadał, jak do Kukiza zacznie się teraz kleić bardzo nieciekawe towarzystwo, bo przed jesiennymi wyborami będzie musiał tworzyć struktury. I, że smutne jest to, że jedynie stare, duże partie są na to jakoś uodpornione.

Jechałem i jechałem. Ruch był dużo większy niż w przeciwną stronę. Skonstatowałem, że jeżdżę jak dziad. I to jest zła informacja. Na przykład zacząłem się przejmować poziomymi znakami drogowymi. A przez tyle lat miałem je gdzieś. Takim autem spokojnie bym mógł wykręcić na tej trasie, nawet przy takim ruchu dwie godziny. A ledwo zmieściłem się w czterech. No dobra, po drodze stanąłem, żeby narwać bzu. Ale nie zajęło mi to więcej niż dziesięć minut. Na obwodnicy Kielc miałem przygodę. Już chciałem przycisnąć, ale wyprzedzając czarną Insignię zobaczyłem charakterystyczną kamerę zamontowaną przy wstecznym lusterku. Wyhamowałem. I później z prędkością nieprzekraczającą 135 km/godz powoli odjeżdżałem panom policjantom. Jeszcze nigdy w życiu nie udało mi się trafić na nagranie policyjne kamery. Skończy się, że kiedyś będzie to „Uwaga pirat”, czy jakiś inny równie kretyński format telewizyjny.

3. Wróciłem chwilę po ósmej. Pojechaliśmy na Nowogrodzką na wieczór wyborczy. I muszę powiedzieć, że to było bardzo ciekawe doświadczenie. Przecieki o zwycięstwie kandydata Dudy miałem od jakiejś czwartej. Przez cały czas opatrzone komentarzem – „ale to raczej niemożliwe”. Skoro ja te przecieki miałem, to pewnie wszyscy je mieli. Ale raczej w nie nie wierzyli. W każdym razie nie pamiętam czy kiedykolwiek byłem świadkiem takiej eksplozji radości tak dużej grupy ludzi.
No i mówiąc szczerze byłem przekonany, że wszystko się zakończy jakimś poważnym pijaństwem, a tu – cieniutko. Wytłumaczono mi, że w kampanii się nie pije, bo trzeba pracować. I to jest zła informacja. Ja tam przez lata nauczony byłem łączyć picie z pracą.
Tam, gdzie się teraz mieści PiS kiedyś był „Przegląd Sportowy”. Ciekaw jestem jakie czary odczyniono, że wżarty w mury styl życia nie zaraził pracowników biura.

No i z tego wszystkiego właściwie nie obejrzałem telewizyjnych wieczorów wyborczych. Ze wszystkiego zapamiętałem tylko Aleksandra Kwaśniewskiego, który powiedział Monice Olejnik, że obywatele mają dość [tu nie pamiętam przymiotnika] dziennikarskich twarzy. Twardziel.

Wracając weszliśmy do Krakena na piwo, gdzie było jakby pusto, jak na imprezie Komorowskiego pół godziny po ogłoszeniu wyników. –Wybory – wyjaśniła barmanka.


poniedziałek, 11 maja 2015

10 maja 2015


1. Mam wrażenie, że o świcie głos na Wilczej rozchodzi się inaczej, niż w ciągu dnia. Może to kwestia tła – braku konkurencji ze strony tramwajów, choć bardziej samochodów. Generalnie – Marszałkowskiej. Warszawa to strasznie głośne miasto. W Krakowie po warszawsku głośno jest chyba tylko w kilku miejscach przy Alejach.

Obudził mnie pijany gość wydzierający się: Stella!
Darł się przez – wg mojego wewnętrznego zegarka – dobrą godzinę. Poza imieniem wykrzykiwał jeszcze inne rzeczy, ale niezbyt wyraźnie. W końcu przyjechała Straż miejska i się nim zajęła.
Opisałem sytuację na Twitterze. Mam wrażenie, że mało kto rozpoznał w krzyczącym Stanleya Kowalskiego. I to jest zła informacja.

2. Postanowiłem, że się jeszcze zdrzemnę (w końcu mam urodziny). No i z tego wszystkiego wstałem koło czwartej. I to jest zła informacja.
Pojechaliśmy na Żoliborz do kolegi Kuby na ognisko. Po drodze wpadliśmy do Lidla. Można jeszcze kupić pozostałości hiszpańskiego tygodnia. W międzyczasie zrobiło się już ciemno. I to było ciekawe doświadczenie, bo ognisko ledwo się tliło, wokół z wrzaskiem goniła się bliżej nieokreślona liczba dzieci (i psów). I tak naprawdę trudno było rozpoznać z kim się rozmawia. Pomyślałem, że jakoś tak mogą wyglądać imprezy swingersów. Choć tam raczej nie biegają krzyczące dzieci. A przynajmniej mam taką nadzieję.
Siedliśmy przy stole. Obok jakiś facet opowiadał historię o tym, jak uratował życie dwójce dzieci, które zjechały na rowerze z wału fortu Siergieja i wpadły na płot. Nastoletni chłopiec otwarcie połamał sobie rękę, sześcioletnia dziewczynka zdjęła sobie z głowy skalp. Facet, pijany, jakoś odreagowywał sytuację. Opowiadał, jak te dzieci znalazł, jak udzielał pierwszej pomocy, jak znalazł ich ojca, jak mu pociągnął z liścia, kiedy ten ojciec zaczął się idiotycznie zachowywać i jak na koniec zadzwonił do szpitala, by się dowiedzieć, że dziewczynka leży w narkozie, a chłopcu rękę poskładano. Był bardzo zdziwiony tym, że pogotowie przyjechało w ciągu kilku minut, bo do jego ojca nie zdążyło na czas. Kiedy skończył, zaczął nagle parodiować ś.p. Władysława Bartoszewskiego. W dość nawet zabawny sposób. Zebraliśmy się, bo jednak

3. Z Żoliborza pojechaliśmy na Kabaty. Urodziny tego samego, co ja dnia świętuje Patrycja – prawdziwa właścicielka Faster Doga. Pawełek, jej małżonek jest tylko jej pomocnikiem.
Państwo wróciło z właśnie z Nowego Jorku. Pawełek wykonał tam wiele zdjęć, które wrzucił na fejsbuka i bardzo się te zdjęcia wszystkim podobają. Osiągnęliśmy konsensus, że zdjęcia są efektowne i ze dwadzieścia lat temu wydrukowane jako pocztówki przyniosłyby Pawełkowi majątek. Ale normalnie Pawełek robi lepsze.
Przysłuchiwałem się dyskusjom gości. Rozmowy zeszły na politykę. Standardowym był kilkunastominutowy monolog, podczas którego na przykładach opowiadano jak w Polsce jest słabo i bez sensu zakończony stwierdzeniem że i się pójdzie zagłosować na Komorowskiego, bo gwarantuje stabilność.
To fascynujące, że wydawać by się mogło inteligentni ludzie nie widzą związku pomiędzy aktem głosowania a tym, jak działa Państwo. Ludzie nie mają pojęcia o konstytucji. I to jest zła informacja.  

niedziela, 10 maja 2015

9 maja 2005


Obowiązuje cisza wyborcza. I to są trzy złe informacje.

1. Kategoria: Dowcip z podstawówki: Pani w szkole pyta: –Jasiu, czemu masz takie zielone włosy?
Jasio wyciera ręką nos, później rękę wyciera we włosy. –Nie wiem – odpowiada.

Zrobiłem sobie coś takiego, tylko, że wyglądałem nie jak Jasio, tylko jak marszałek Jarubas. Bo we włosy wtarłem sobie biały ser.
Naszła mnie taka konstatacja: ludzie samotni mają gorzej, bo nie ma kto im powiedzieć o twarogu we włosach.


2. Wpadłem na chwilę do Krakena. Kolega Krzysztof patrzył na plecy redaktora Dudy zastanawiając się skąd go zna. Wyjaśniłem, że z telewizji, to sobie przypomniał.
Po drugiej strony ulicy parkował jakiś sąsiad Krakena. Sąsiad, który zwykle się awanturuje, wzywa Policję, pisze skargi. Przez chwilę wyglądało na to, że zatrzasnął sobie w samochodzie kluczyki. Już mieliśmy rozpocząć rozmowę o karmie, ale się okazało, że tylko sprawdzał, czy zamknął auto.
Koledze Krzysztofowi przypomniał się patent, który zauważył podczas swojej wycieczki do Ziemi Świętej. Czujnik głośności umieszczony przed knajpą. Jeżeli jest bezpiecznie – świeci się na zielono. Jeżeli towarzystwo zaczyna hałasować – żółto. Czerwono, jeśli przesadzi. A wszystko z wulgarnym opisem po angielsku.
Urodził się pomysł, żeby czujnik połączyć ze zraszaczami. Czyli, jeśli towarzystwo hałasuje za bardzo jest zalewane wodą. Zasugerowałem koledze Krzysztofowi, żeby opowiedział o pomyśle prezydentowi obywatelowi Jóźwiakowi. Bardzo bym chciał, że gdyby miasto chciało ruszyć z takim projektem, to żeby pilotażowo zaczęło w Warce przy Wilczej.

3. Wieczorem byłem na TweetUp-ie. Najpierw grupowo oglądaliśmy Czas Decyzji. Było dużo śmiechu. Później przyjechał bohater wieczoru z córką, która szybko się stała bohaterką wieczoru. Może cały wieczór opiszę po tej cholernej wyborczej ciszy. W każdym razie bohaterka wieczoru przyznała, że czyta negatywy.

Wracałem Krakowskim Przedmieściem i Nowym Światem. Ruch był jak na Marszałkowskiej.


sobota, 9 maja 2015

8 maja 2015


1. No więc – szczerze mówiąc – nie wiem, co mogę napisać, gdyż obowiązuje cisza wyborcza.
A większa części mojego czwartku związana była poniekąd z wyborami. No i jeżeli dziś opiszę, co robiłem we czwartek i ktoś stwierdzi, że mój opis czwartkowej rzeczywistości jest w jego mniemaniu agitacją wyborczą to wpadnie do mnie ABW?
Nie wiem. Ale wydaje mi się, że to iż mam taki w dzisiejszej Polsce problem to jest zła informacja.

2. Kolega mój kolega Wojciech podwiózł mnie na Wołoską do BMW. Porozmawialiśmy przez chwilę jak starzy Polacy, po czym kolega Wojciech pojechał do urzędu sprawdzić, czy jest aby na wyborczej liście. Kolega Wojciech z rezerwą podchodzi do możliwości zmian w Polsce, bo uważa, że większość wartościowych elementów została wykończona, a ci, którzy zostali, mogą nie rozumieć, że decyzją, którą podejmą przy urnach może zmienić ich życie na lepsze.
Kolega Wojciech pojechał, a ja zacząłem kontemplować i8, które akurat stało na parkingu. I8 to bardzo ładne auto. I istnieje szansa, że będę mógł nim sobie pojeździć.
Na razie odebrałem 435d Gran Coupe. Bardzo ładny samochód z jeszcze lepszym silnikiem.
Teraz gdybym się nie bał napisałbym o negatywnym spocie. Boję się, więc nie napiszę. No, może tyle, że mnie strasznie rozbawił. No i z tego rozbawienia, bo przecież nie z alkoholu, wpadłem na pomysł wrzucania zdjęć na których coś (ktoś) stoi za kimś (ten ktoś jest bardzo konkretny). No i się zrobił z tego szum. Aż taki, że TVN24 na ten temat na stronie swojej napisało.
To pisanie w ciszy nie ma sensu. I to jest zła informacja.

3. Wieczorem oglądałem „Czas decyzji”. Muszę przyznać, że red. Pochanke mi zaimponowała. Pomylić „Rotę” z „Boże coś Polskę” – mało kogo stać na coś takiego.
No i red. Olejnik. Z jednej strony czuję imperatyw, żeby jej zachowanie skomentować, z drugiej – cóż więcej można napisać.
Kiedyś pani Monika naprawdę dawała radę. Teraz już nie daje. I to jest zła informacja.
Memento mori.



piątek, 8 maja 2015

7 maja 2015


1. Brat (pan Bóg u to w dzieciach wynagrodził) podstawił swojego SVX-a. Odwiozłem więc Bożenę do pracy. Rondo Wiatraczna jest tak po rosyjsku brzydkie, że za każdym razem kiedy przez nie przejeżdżam to się dziwię.
Wracałem przez most Świętokrzyski. Przejechałem Wybrzeżem Kościuszkowskim pod Stoenem. Samochody blokowały dostęp do stacji ładowania. Ciekawe, jak by się zachowała Straż Miejska, gdyby zadzwonić i zażądać tego, żeby blokujące samochody usunięto. Stoją bądź co bądź na kopertach. Druga sprawa – skoro miejsce jest przeznaczone dla samochodu elektrycznego podczas ładowania – czy ładując auto można dostać mandat za nieopłacone parkowanie? Będę się zastanawiał, kiedy będę miał elektryczne auto. Czyli raczej nie szybko. I to jest zła informacja.

2. Policja złapała siedemnastoletniego mordercę piętnastolatki. I znowu dwóch policjantów prowadziła go przed kamerami do radiowozu wyłamując ręce. Jeżeli Policja nie ma problemu z nadużywaniem środków przymusu bezpośredniego przed kamerami, to co musi się dziać, kiedy kamer nie ma.

Drugim tematem telewizji informacyjnych był konflikt Kukiz-Korwin. Transmitowano we wszystkich stacjach konferencję tego drugiego. Jedna scena była nawet zabawna. Korwin coś mówił o tym, że w Sejmie siedzą sami idioci, a stojący za nim poseł Wipler się uśmiechał. Naprawdę pomyliłem się co do posła Wiplera. I to jest zła informacja.

3. Portal fashionpost.pl zamieścił właściwie zabawny tekst, którego fragment zacytuję: „Mistrzem pierwszego wrażenia jest kandydat z ramienia PO i nasz obecny prezydent, Bronisław Komorowski, prezentujący się nienagannie w każdej sytuacji. Konserwatywny, elegancki strój buduje zaufanie do człowieka piastującego urząd prezydenta.
»Bronisław Komorowski potrafi skupić moją uwagę. Doceniam to. Z kolei żona prezydenta jest jedną z lepiej ubranych pierwszych dam. Razem prezentują dress code na poziomie międzynarodowym« – komentuje Agnieszka Martyna.
Rozumiem, że można z takich, czy innych powodów czuć sympatię do pana Komorowskiego. (znaczy: nie rozumiem, ale przyjmuję z pokorą). Ale do tego, żeby pisać na fashionowym portalu, że pan Prezydent prezentuje się nienagannie w każdej sytuacji – naprawdę trzeba mieć – excusez le mot – jaja.

W „Faktach” usłyszałem od koleżanki Kolendy, że Bronisław Komorowski był w KOR-ze. Taka deklaracja także wymaga odwagi. Przez lata koleżanka Kolenda wypracowała sobie pewną pozycję [tak, wiem, nie u wszystkich], a tu mówi coś, co średnio inteligentny gimnazjalista może sobie sprawdzić. Sprawdzi i będzie miał pewien dysonans. Bo lista członków KOR jest zamknięta. Pan Prezydent mógłby się spróbować dopisać do niej dekretem. Na razie tego nie zrobił.

Straszną nerwowość u – wydawać by się mogło – spokojnych ludzi powoduje ta kampania. I to jest zła informacja.



  

czwartek, 7 maja 2015

6 maja 2015


1. Zerwało mnie o świcie. Obejrzałem spot sztabu pana Prezydenta. Szeroko rozumiana Platforma uczepiła się in vitro jak rzep psiego ogona. Strzelam, że jakiś specjalista od marketingu politycznego wmówił im parę lat temu, że to coś, wokół czego będą mogli budować przekaz. Uwierzyli w to niespecjalnie badając ile osób to realnie dotyczy. Liczby, które padają z telewizora bywają bardzo różne i bardzo dziwne. Najpierw rząd wydał grubo ponad milion złotych na kampanię telewizyjną promującą problem. Później wprowadził tymczasowe rozwiązanie, które potrafiło owocować sytuacjami takimi, jak tamta szczecińska. Ale skoro już postanowili, że się będą tematu in vitro trzymać – wciąż to robią.
Ja, na podstawie podobnych danych, jak te, których użył wzmiankowany specjalista od marketingu politycznego uważam, że większość społeczeństwa problemem in vitro przejmuje się podobnie, jak religią w szkołach, parytetami na listach wyborczych czy legalizacją marihuany. (Choć to ostatnie, to akurat zły przykład)
Kolega mój, którego nazwiska nie wymienię, zaangażowany przed laty w przygotowanie kampanii promocyjnej in vitro tłumaczył mi – pełen wiary – że in vitro rozwiąże problem polskiej demografii. I, że bez in vitro nie będzie pieniędzy na emerytury. Kiedy zapytałem ile musi się urodzić dzieci i przez ile lat pracować, żeby ich składki wyrównały inwestycję w kampanię promocyjną – nie był w stanie odpowiedzieć.
Mam nieprzeparte wrażenie, że nawet ci, który z programu in vitro skorzystają, zapomną o wdzięczności wobec Platformy, kiedy ich dziecko zachoruje i się nagle okaże, że NFZ nie finansuje terapii, albo po prostu, kiedy się okaże, że nie są w stanie znaleźć miejsca w żłobku, przedszkolu czy szkole. Jak to ma miejsce w Warszawie.
Miejsce w przedszkolu występującym w spocie kosztuje 700 zł miesięcznie.
Jestem gotów się założyć, że in vitro będzie też tematem jesiennej kampanii parlamentarnej. I to jest zła informacja. Bo – z całym szacunkiem dla cierpienia par, które mają problem – z punktu widzenia całego społeczeństwa to problem wydumany przy czym kosztowny.
Pan Prezydent (o ile dobrze usłyszałem, a jeżeli dobrze, to miejmy nadzieje, że się nie pomylił) mówił, że dzięki rządowemu programowi urodziło się 2000 dzieci. Piękna liczba.
Jeżeli porównamy to z liczbą urodzonych w zeszłym roku dzieci 370 tys. nie robi aż takiego wrażenia. Ale jeżeli na te 2000 popatrzymy przez pryzmat 86 milionów złotych, jakie kosztuje rocznie rządowy program – wrażenie jednak jest duże. I to jest zła informacja.

2. Z żalem odwiozłem i3 na Wołoską. Oj, jakbym chciał, żeby nasz kraj wyszedł z pułapki średniego dochodu.
Wracałem metrem. Na rondo Daszyńskiego. Połączenie starej z nową linią sprawia wrażenie tymczasowego. Ciasno i mało logicznie. Nowe stacje ładne. Do tego działa internet w komórce między stacjami. Nic nie słyszę o tym, że trwają pracą nad budową następnych stacji. Strzelam, że będzie to miał w swoim programie prezydent obywatel Jóźwiak. W 2018. Obok rozbudowy ścieżek rowerowych i tego szpitala, co, co cztery lata wymieniana jest jego nazwa.

Wciąż trwają przepychanki z Hestią, która rękami bardzo miłego likwidatora chce nas najwyraźniej pozbawić samochodu, do którego jesteśmy co najmniej przywiązani. I to jest zła informacja.

3. W łaskawości swojej pan Prezydent wystąpił w telewizji Polsat. Budujący jest szacunek przedstawicieli mediów do instytucji Prezydenta w Polsce. Pan Prezydent nie odpowiadał na pytania trzech dziennikarzy. Najbardziej waleczny był redaktor Piasecki, który ze trzy razy próbował panu Prezydentowi przerwać, mówiąc: ale, panie Prezydencie…
Transmisja przez chwilę była w Polsacie, później wyłącznie w Polsat News – kanale już nie tak popularnym. A szkoda, bo może więcej obywateli usłyszało, co pan Prezydent ma do powiedzenia na temat bezpieczeństwa. Najlepsze było chyba, że bazy NATO w Polsce już są, bo Polska jest w NATO, więc polskie bazy to bazy NATO.
Pan Prezydent powiedział też, że Konstytucję chcą zmieniać ci, którzy są frustratami politycznymi. Po chwili dodał, że widzi cały szereg spraw, które w Konstytucji trzeba zmienić. Mówił, na przykład, że by się przyjrzał idei okręgów jednomandatowych.
Ale to wszystko bez znaczenia. Bo nieważne, co pan Prezydent opowiada i tak: „niechby i w drugiej turze, ale wobec niepokojów i rozedrgania dzisiejszego świata lepiej by było dla Polski, gdyby Bronisław Komorowski pozostał prezydentem Rzeczpospolitej
[To redaktor Baczyński]

Później była #debata w TVP1. Dziękuję panu prezesowi Braunowi, że mogłem w końcu się dowiedzieć jak wygląda kandydat Wilk. I kandydat Tanajno.
Swoją drogą ciekawe, czy reżyser Braun to jakaś rodzina prezesa Brauna. Widzę jakieś podobieństwo, kórego nie potrafię zdefiniować. I to jest zła informacja.  

środa, 6 maja 2015

5 maja 2015


1. No więc budzik zadzwonił o szóstej rano. I to jest zła informacja. Później o szóstej piętnaście, trzydzieści i czterdzieści. Wstałem, choć miałem wrażenie, że się właściwie nie kładłem, bo się chyba położyłem o trzeciej.
W zupełnie niejasny sposób zrobiła się ósma. A zanim ruszyliśmy – po ósmej. Do Warszawy dojechaliśmy koło pierwszej. I to jest zła informacja, bo zasadniczo można było się wyspać.

2. Każdy powrót do Warszawy jest dotkliwy. Taki w środku dnia chyba bardziej. Nie ma czasu na aklimatyzację.
Jednym okiem oglądałem pogrzeb Władysława Bartoszewskiego. Wydaje mi się, że składanie flagi to nowy przeszczep. Amerykanie robią to jakoś lepiej. No i chyba pan Prezydent nie do końca wręczył ją tej osobie, której powinien. Ale pewnie się czepiam.
Wszystko przeszło spokojnie. Najbardziej niesmaczne chyba było wyciąganie przez platformerskiego trolla starych tweetów na temat zmarłego.

Wieczorem kandydat Duda był u red. Tadli w TVP Info.
Chyba naprzeciwko Krakena mieszka red. Gembarowski, więc często go widuję.
Od dłuższego już czasu hejtuję tu panią Olejnik. Trochę wynika to z żalu, że nie jest już taka jak kiedyś. Mam wrażenie, że jej młodsze koleżanki starają siębrać z niej przykład. Z tym, że nie pamiętają jej najlepszych czasów [albo są za młode, albo zapomniały]. Więc wydaje im się, że wystarczy jak będą się wydzierać. I to jest zła informacja.
[dotyczy to również dziennikarek niepokornych]
Można oczywiście próbować usprawiedliwić red. Tadlę zachowaniem posła Mastalerka. Można. Ale się raczej nie uda. Niezależnie od rozmiarów niechęci do rozmówcy na pewne rzeczy nie można sobie pozwalać.

3. Pojechałem podładować i3 pod Pałac Kultury. Poprzednim razem kiedy tam byłem wyszedł do mnie taksówkarz i powiedział, że to pierwsze auto, które się tu ładuje i że był przekonany, że to taki normalny przewał za unijne pieniądze. Ustawili takie pudła, ale puste w środku. Napisali na nich, że to stacja ładowania i wzięli dotację.
Tym razem to nie oszustwo. Stacja ładuje, z tym, że coś jakby nie stykało. Może coś zaśniedziało z nieużywania.
Naładowałem 30% i ledwo zdążyłem na „Grę o tron”. Jakoś się ta seria nie może rozkręcić. I to jest zła informacja.