środa, 13 maja 2015

12 maja 2015


1. Cisza wyborcza to dla mnie tak traumatyczne doświadczenie, że nie mogę się jakoś pogodzić z faktem, że już jej nie ma. I to jest zła informacja.
Zawiozłem Bożenę do pracy. Muszę przyznać, że 435d bardzo mi pasuje. Oj, jak bardzo. Ostatnio co auto – to zauroczenie.

2. Przyjechały z Berlina dziewczyny. Antek miał je podrzucić na Wilczą. Czekałem przed bramą. Nagle zmaterializował się dyrektor Ołdakowski wraz z rowerem marki Gazelle. Poknuliśmy chwilę, aż przyszła znajoma Dyrektora, z którą się umówił na obiad w Krakenie. Poknuliśmy chwilę we trójkę pod Nolitą. Aż przypomniało mi się, że chcę zaprezentować Dyrektorowi BMW. Zrobiło odpowiednie wrażenie. Wiem, że to niskie. Ale dużą satysfakcję daje mi obserwowanie, jak dyrektor Ołdakowski zazdrości mi samochodów. Chyba podobnie, jak ja mu jego szafki z trofeami.

Zastanawiam się, czy skoro BMW Polska udostępnia samochód (przedłużaną sióemkę) dyrektorowi Teatru Wielkiego, może by coś mniejszego zaproponowało dyrektorowi Ołdakowskiemu. Muzeum Powstania popularniejsze jest niż Opera pewnie z tysiąc razy. Ma do tego w zbiorach bardzo porządny motocykl BMW. Z przyczepą. Więc byłby pretekst to rozmowy.
Swoją drogą – już nie pamiętam czy to był obecny, czy poprzedni prezes BMW Polska – na spotkaniu z dziennikarzami przyznał ze wstydem, że dopiero w Polsce się dowiedział, że BMW produkuje motocykle. I dziwił się, że w Polsce są one aż tak popularne.
Chciałem mu wyjaśnić, że Polacy znają je od lat czterdziestych. Ale jakoś nie było okazji.

Kiedy na podwórku kontemplowaliśmy samochód bramę zaatakowała ekipa TVN. Weszli, po chwili wyszli, rozstawili się na chodniku i zaczęli kręcić setkę człowieka, którego twarz wydała mi się znajoma.
Odprowadziłem Państwa na róg i wracając przemazałem się w tle wypowiadającego się człowieka, którym się okazał Henry Foy, korespondent „Financial Times”. Strasznie się nam zrobiła światowa kamienica. W oficynie mieszka z kolei korespondent „Süddeutsche Zeitung”. Jeszcze by się jakiś Francuz przydał do kolekcji.
Przemazując się w tle pana Foya wystąpiłem w „Faktach”. Jednak nie na tyle ostro, żeby być rozpoznawalnym. I to jest zła informacja.

3. Okazało się, że kiedy knuliśmy z dyrektorem Ołdakowskim, dziewczyny zdążyły wejść do domu. Więc, gdybym nie zadzwonił, czekałbym do usranej śmierci.
Dziewczyny zaordynowały, bym dowiózł je do Złotych Tarasów, bo chciały pójść tam do kina. Udało mi się to zrobić. Później pojechałem na pod Pałac Prezydencki, by obejrzeć konferencję pani Szydło, która ustosunkowywała się do przedpołudniowego oświadczenia pana Prezydenta, w którym poparł on okręgi jednomandatowe. Pani Szydło prezentując pocięte kartki papieru pokazała, jaki pan Prezydent i jego partia miały wcześniej stosunek do inicjatywy JOW-ów. I kilku innych inicjatyw obywatelskich. Napisałbym, że Platforma jest tak Obywatelska, jak Unia była Demokratyczna. Ale robi się to już nudne. I to jest zła informacja.  

wtorek, 12 maja 2015

11 maja 2015



1. Jak tu wstawać, skoro nie ma „Kawy na ławę”. Dla porządku włączyłem TVN24. Reporter opowiadał o wnuczku, który z kolegą zamordowali babcię. Sąd rodzinny miał zadecydować, czy będą sądzeni jak dorośli czy – jak to był łaskaw powiedzieć reporter – ich przygoda zakończy się w poprawczaku. Przygoda.
Chwilę później była jeszcze jedna podobna wpadka, ale zapomniałem o co chodziło. I to jest zła informacja.

2. Ruszyłem do Krakowa spełnić mój obywatelski obowiązek. Pięć lat temu jechałem do Krakowa mazdą MX-5. Choć nie było to tak do końca pięć lat temu, bo to była druga tura. Czyli lipiec. Wtedy nie wygrał mój kandydat. Ostatnio, na europejskie jechałem BMW 640. I zakończyły się sukcesem. Wyjazd z Warszawy był dość prosty.
Zagęściło się za Jankami. Do Radomia spokojnie dojechałem w niecałą godzinę. Radom to miasto, które dało Warszawie kolegę Krzysztofa. Bez niego Poznańska tak szybko by się nie ucywilizowała. Mam nadzieję, że pani premier Kopacz przed dymisją zdąży rozruszać sprawę obwodnicy Radomia. Na razie udało jej się z rodzinnym Szydłowcem. To właściwie byłby niezły pomysł, żeby premierzy byli z różnych części kraju. Zajmowaliby się prostowaniem dróg w swojej okolicy, później kolej by przychodziła na inny kawałek Polski.
Zręby obok drogi wyglądają naprawdę nieźle.
Świętokrzyskie jest ma naprawdę niezłe krajobrazy.
Zresztą Małopolska też jest niezła. Na razie przerabiają drogę za Jędrzejowem wygląda to nieźle, choć można jajko znieść, jeżeli znajdzie się jakiś kierowca, który literalnie podchodzi do znaku z liczbą 50. Na wyprzedzających polują policjanci, którzy w związku z tym, że droga jak drut jest prosta – mają niezły widok.
Wjazd do Krakowa też ciężki. Wlokłem się za TiR-em, w końcu udało mi się go wyprzedzić na zakrętach w Michałowicach. Ale niestety jakiś przekonany o własnej wartości kierowca Q5 postanowił, że skoro jedzie z maksymalną dopuszczalną prędkością, to nie zjedzie na prawy pas. 435d ma ponad 300 koni. I naprawdę niezłą kontrolę trakcji, bo slalom jaki zrobiłem mógłby się skończyć ciekawie, acz nieprzyjemnie.
Tu będą dwa wezwania. Pierwsze – Ministrze Finansów, puknij się w łeb i przestań nakładać wyższą akcyzę na silniki powyżej dwóch litrów. Drugie – Obywatelu, jeżeli kupujesz sobie BMW z silnikiem diesla – dwa razy się zastanów, czy na pewno nie stać cię na trzylitrowy silnik. Pali mniej, auto jeździ jak trzeba, a procentowo w leasingowej racie różnica nie będzie aż tak wielka, jak przyjemność, której doświadczysz.

Dojechałem. Rakieta Gagarina wciąż jest zarośnięta. Oddałem głos. Tym razem nie było żadnych ankieterów. Pojechałem do ojca, który powoli przygotowuje kartony. Pewnie przed końcem wakacji wyjedzie do Hiszpanii. Kwota wolna jest tam na tyle wysoka, że prawdopodobnie nie zapłaci grosza podatku od swoich emerytur.

Pogadaliśmy chwilę i ruszyłem do Warszawy. Po drodze przeprowadziłem interesującą rozmowę z dyrektorem Ołdakowskim, który opowiadał, jak do Kukiza zacznie się teraz kleić bardzo nieciekawe towarzystwo, bo przed jesiennymi wyborami będzie musiał tworzyć struktury. I, że smutne jest to, że jedynie stare, duże partie są na to jakoś uodpornione.

Jechałem i jechałem. Ruch był dużo większy niż w przeciwną stronę. Skonstatowałem, że jeżdżę jak dziad. I to jest zła informacja. Na przykład zacząłem się przejmować poziomymi znakami drogowymi. A przez tyle lat miałem je gdzieś. Takim autem spokojnie bym mógł wykręcić na tej trasie, nawet przy takim ruchu dwie godziny. A ledwo zmieściłem się w czterech. No dobra, po drodze stanąłem, żeby narwać bzu. Ale nie zajęło mi to więcej niż dziesięć minut. Na obwodnicy Kielc miałem przygodę. Już chciałem przycisnąć, ale wyprzedzając czarną Insignię zobaczyłem charakterystyczną kamerę zamontowaną przy wstecznym lusterku. Wyhamowałem. I później z prędkością nieprzekraczającą 135 km/godz powoli odjeżdżałem panom policjantom. Jeszcze nigdy w życiu nie udało mi się trafić na nagranie policyjne kamery. Skończy się, że kiedyś będzie to „Uwaga pirat”, czy jakiś inny równie kretyński format telewizyjny.

3. Wróciłem chwilę po ósmej. Pojechaliśmy na Nowogrodzką na wieczór wyborczy. I muszę powiedzieć, że to było bardzo ciekawe doświadczenie. Przecieki o zwycięstwie kandydata Dudy miałem od jakiejś czwartej. Przez cały czas opatrzone komentarzem – „ale to raczej niemożliwe”. Skoro ja te przecieki miałem, to pewnie wszyscy je mieli. Ale raczej w nie nie wierzyli. W każdym razie nie pamiętam czy kiedykolwiek byłem świadkiem takiej eksplozji radości tak dużej grupy ludzi.
No i mówiąc szczerze byłem przekonany, że wszystko się zakończy jakimś poważnym pijaństwem, a tu – cieniutko. Wytłumaczono mi, że w kampanii się nie pije, bo trzeba pracować. I to jest zła informacja. Ja tam przez lata nauczony byłem łączyć picie z pracą.
Tam, gdzie się teraz mieści PiS kiedyś był „Przegląd Sportowy”. Ciekaw jestem jakie czary odczyniono, że wżarty w mury styl życia nie zaraził pracowników biura.

No i z tego wszystkiego właściwie nie obejrzałem telewizyjnych wieczorów wyborczych. Ze wszystkiego zapamiętałem tylko Aleksandra Kwaśniewskiego, który powiedział Monice Olejnik, że obywatele mają dość [tu nie pamiętam przymiotnika] dziennikarskich twarzy. Twardziel.

Wracając weszliśmy do Krakena na piwo, gdzie było jakby pusto, jak na imprezie Komorowskiego pół godziny po ogłoszeniu wyników. –Wybory – wyjaśniła barmanka.


poniedziałek, 11 maja 2015

10 maja 2015


1. Mam wrażenie, że o świcie głos na Wilczej rozchodzi się inaczej, niż w ciągu dnia. Może to kwestia tła – braku konkurencji ze strony tramwajów, choć bardziej samochodów. Generalnie – Marszałkowskiej. Warszawa to strasznie głośne miasto. W Krakowie po warszawsku głośno jest chyba tylko w kilku miejscach przy Alejach.

Obudził mnie pijany gość wydzierający się: Stella!
Darł się przez – wg mojego wewnętrznego zegarka – dobrą godzinę. Poza imieniem wykrzykiwał jeszcze inne rzeczy, ale niezbyt wyraźnie. W końcu przyjechała Straż miejska i się nim zajęła.
Opisałem sytuację na Twitterze. Mam wrażenie, że mało kto rozpoznał w krzyczącym Stanleya Kowalskiego. I to jest zła informacja.

2. Postanowiłem, że się jeszcze zdrzemnę (w końcu mam urodziny). No i z tego wszystkiego wstałem koło czwartej. I to jest zła informacja.
Pojechaliśmy na Żoliborz do kolegi Kuby na ognisko. Po drodze wpadliśmy do Lidla. Można jeszcze kupić pozostałości hiszpańskiego tygodnia. W międzyczasie zrobiło się już ciemno. I to było ciekawe doświadczenie, bo ognisko ledwo się tliło, wokół z wrzaskiem goniła się bliżej nieokreślona liczba dzieci (i psów). I tak naprawdę trudno było rozpoznać z kim się rozmawia. Pomyślałem, że jakoś tak mogą wyglądać imprezy swingersów. Choć tam raczej nie biegają krzyczące dzieci. A przynajmniej mam taką nadzieję.
Siedliśmy przy stole. Obok jakiś facet opowiadał historię o tym, jak uratował życie dwójce dzieci, które zjechały na rowerze z wału fortu Siergieja i wpadły na płot. Nastoletni chłopiec otwarcie połamał sobie rękę, sześcioletnia dziewczynka zdjęła sobie z głowy skalp. Facet, pijany, jakoś odreagowywał sytuację. Opowiadał, jak te dzieci znalazł, jak udzielał pierwszej pomocy, jak znalazł ich ojca, jak mu pociągnął z liścia, kiedy ten ojciec zaczął się idiotycznie zachowywać i jak na koniec zadzwonił do szpitala, by się dowiedzieć, że dziewczynka leży w narkozie, a chłopcu rękę poskładano. Był bardzo zdziwiony tym, że pogotowie przyjechało w ciągu kilku minut, bo do jego ojca nie zdążyło na czas. Kiedy skończył, zaczął nagle parodiować ś.p. Władysława Bartoszewskiego. W dość nawet zabawny sposób. Zebraliśmy się, bo jednak

3. Z Żoliborza pojechaliśmy na Kabaty. Urodziny tego samego, co ja dnia świętuje Patrycja – prawdziwa właścicielka Faster Doga. Pawełek, jej małżonek jest tylko jej pomocnikiem.
Państwo wróciło z właśnie z Nowego Jorku. Pawełek wykonał tam wiele zdjęć, które wrzucił na fejsbuka i bardzo się te zdjęcia wszystkim podobają. Osiągnęliśmy konsensus, że zdjęcia są efektowne i ze dwadzieścia lat temu wydrukowane jako pocztówki przyniosłyby Pawełkowi majątek. Ale normalnie Pawełek robi lepsze.
Przysłuchiwałem się dyskusjom gości. Rozmowy zeszły na politykę. Standardowym był kilkunastominutowy monolog, podczas którego na przykładach opowiadano jak w Polsce jest słabo i bez sensu zakończony stwierdzeniem że i się pójdzie zagłosować na Komorowskiego, bo gwarantuje stabilność.
To fascynujące, że wydawać by się mogło inteligentni ludzie nie widzą związku pomiędzy aktem głosowania a tym, jak działa Państwo. Ludzie nie mają pojęcia o konstytucji. I to jest zła informacja.  

niedziela, 10 maja 2015

9 maja 2005


Obowiązuje cisza wyborcza. I to są trzy złe informacje.

1. Kategoria: Dowcip z podstawówki: Pani w szkole pyta: –Jasiu, czemu masz takie zielone włosy?
Jasio wyciera ręką nos, później rękę wyciera we włosy. –Nie wiem – odpowiada.

Zrobiłem sobie coś takiego, tylko, że wyglądałem nie jak Jasio, tylko jak marszałek Jarubas. Bo we włosy wtarłem sobie biały ser.
Naszła mnie taka konstatacja: ludzie samotni mają gorzej, bo nie ma kto im powiedzieć o twarogu we włosach.


2. Wpadłem na chwilę do Krakena. Kolega Krzysztof patrzył na plecy redaktora Dudy zastanawiając się skąd go zna. Wyjaśniłem, że z telewizji, to sobie przypomniał.
Po drugiej strony ulicy parkował jakiś sąsiad Krakena. Sąsiad, który zwykle się awanturuje, wzywa Policję, pisze skargi. Przez chwilę wyglądało na to, że zatrzasnął sobie w samochodzie kluczyki. Już mieliśmy rozpocząć rozmowę o karmie, ale się okazało, że tylko sprawdzał, czy zamknął auto.
Koledze Krzysztofowi przypomniał się patent, który zauważył podczas swojej wycieczki do Ziemi Świętej. Czujnik głośności umieszczony przed knajpą. Jeżeli jest bezpiecznie – świeci się na zielono. Jeżeli towarzystwo zaczyna hałasować – żółto. Czerwono, jeśli przesadzi. A wszystko z wulgarnym opisem po angielsku.
Urodził się pomysł, żeby czujnik połączyć ze zraszaczami. Czyli, jeśli towarzystwo hałasuje za bardzo jest zalewane wodą. Zasugerowałem koledze Krzysztofowi, żeby opowiedział o pomyśle prezydentowi obywatelowi Jóźwiakowi. Bardzo bym chciał, że gdyby miasto chciało ruszyć z takim projektem, to żeby pilotażowo zaczęło w Warce przy Wilczej.

3. Wieczorem byłem na TweetUp-ie. Najpierw grupowo oglądaliśmy Czas Decyzji. Było dużo śmiechu. Później przyjechał bohater wieczoru z córką, która szybko się stała bohaterką wieczoru. Może cały wieczór opiszę po tej cholernej wyborczej ciszy. W każdym razie bohaterka wieczoru przyznała, że czyta negatywy.

Wracałem Krakowskim Przedmieściem i Nowym Światem. Ruch był jak na Marszałkowskiej.


sobota, 9 maja 2015

8 maja 2015


1. No więc – szczerze mówiąc – nie wiem, co mogę napisać, gdyż obowiązuje cisza wyborcza.
A większa części mojego czwartku związana była poniekąd z wyborami. No i jeżeli dziś opiszę, co robiłem we czwartek i ktoś stwierdzi, że mój opis czwartkowej rzeczywistości jest w jego mniemaniu agitacją wyborczą to wpadnie do mnie ABW?
Nie wiem. Ale wydaje mi się, że to iż mam taki w dzisiejszej Polsce problem to jest zła informacja.

2. Kolega mój kolega Wojciech podwiózł mnie na Wołoską do BMW. Porozmawialiśmy przez chwilę jak starzy Polacy, po czym kolega Wojciech pojechał do urzędu sprawdzić, czy jest aby na wyborczej liście. Kolega Wojciech z rezerwą podchodzi do możliwości zmian w Polsce, bo uważa, że większość wartościowych elementów została wykończona, a ci, którzy zostali, mogą nie rozumieć, że decyzją, którą podejmą przy urnach może zmienić ich życie na lepsze.
Kolega Wojciech pojechał, a ja zacząłem kontemplować i8, które akurat stało na parkingu. I8 to bardzo ładne auto. I istnieje szansa, że będę mógł nim sobie pojeździć.
Na razie odebrałem 435d Gran Coupe. Bardzo ładny samochód z jeszcze lepszym silnikiem.
Teraz gdybym się nie bał napisałbym o negatywnym spocie. Boję się, więc nie napiszę. No, może tyle, że mnie strasznie rozbawił. No i z tego rozbawienia, bo przecież nie z alkoholu, wpadłem na pomysł wrzucania zdjęć na których coś (ktoś) stoi za kimś (ten ktoś jest bardzo konkretny). No i się zrobił z tego szum. Aż taki, że TVN24 na ten temat na stronie swojej napisało.
To pisanie w ciszy nie ma sensu. I to jest zła informacja.

3. Wieczorem oglądałem „Czas decyzji”. Muszę przyznać, że red. Pochanke mi zaimponowała. Pomylić „Rotę” z „Boże coś Polskę” – mało kogo stać na coś takiego.
No i red. Olejnik. Z jednej strony czuję imperatyw, żeby jej zachowanie skomentować, z drugiej – cóż więcej można napisać.
Kiedyś pani Monika naprawdę dawała radę. Teraz już nie daje. I to jest zła informacja.
Memento mori.



piątek, 8 maja 2015

7 maja 2015


1. Brat (pan Bóg u to w dzieciach wynagrodził) podstawił swojego SVX-a. Odwiozłem więc Bożenę do pracy. Rondo Wiatraczna jest tak po rosyjsku brzydkie, że za każdym razem kiedy przez nie przejeżdżam to się dziwię.
Wracałem przez most Świętokrzyski. Przejechałem Wybrzeżem Kościuszkowskim pod Stoenem. Samochody blokowały dostęp do stacji ładowania. Ciekawe, jak by się zachowała Straż Miejska, gdyby zadzwonić i zażądać tego, żeby blokujące samochody usunięto. Stoją bądź co bądź na kopertach. Druga sprawa – skoro miejsce jest przeznaczone dla samochodu elektrycznego podczas ładowania – czy ładując auto można dostać mandat za nieopłacone parkowanie? Będę się zastanawiał, kiedy będę miał elektryczne auto. Czyli raczej nie szybko. I to jest zła informacja.

2. Policja złapała siedemnastoletniego mordercę piętnastolatki. I znowu dwóch policjantów prowadziła go przed kamerami do radiowozu wyłamując ręce. Jeżeli Policja nie ma problemu z nadużywaniem środków przymusu bezpośredniego przed kamerami, to co musi się dziać, kiedy kamer nie ma.

Drugim tematem telewizji informacyjnych był konflikt Kukiz-Korwin. Transmitowano we wszystkich stacjach konferencję tego drugiego. Jedna scena była nawet zabawna. Korwin coś mówił o tym, że w Sejmie siedzą sami idioci, a stojący za nim poseł Wipler się uśmiechał. Naprawdę pomyliłem się co do posła Wiplera. I to jest zła informacja.

3. Portal fashionpost.pl zamieścił właściwie zabawny tekst, którego fragment zacytuję: „Mistrzem pierwszego wrażenia jest kandydat z ramienia PO i nasz obecny prezydent, Bronisław Komorowski, prezentujący się nienagannie w każdej sytuacji. Konserwatywny, elegancki strój buduje zaufanie do człowieka piastującego urząd prezydenta.
»Bronisław Komorowski potrafi skupić moją uwagę. Doceniam to. Z kolei żona prezydenta jest jedną z lepiej ubranych pierwszych dam. Razem prezentują dress code na poziomie międzynarodowym« – komentuje Agnieszka Martyna.
Rozumiem, że można z takich, czy innych powodów czuć sympatię do pana Komorowskiego. (znaczy: nie rozumiem, ale przyjmuję z pokorą). Ale do tego, żeby pisać na fashionowym portalu, że pan Prezydent prezentuje się nienagannie w każdej sytuacji – naprawdę trzeba mieć – excusez le mot – jaja.

W „Faktach” usłyszałem od koleżanki Kolendy, że Bronisław Komorowski był w KOR-ze. Taka deklaracja także wymaga odwagi. Przez lata koleżanka Kolenda wypracowała sobie pewną pozycję [tak, wiem, nie u wszystkich], a tu mówi coś, co średnio inteligentny gimnazjalista może sobie sprawdzić. Sprawdzi i będzie miał pewien dysonans. Bo lista członków KOR jest zamknięta. Pan Prezydent mógłby się spróbować dopisać do niej dekretem. Na razie tego nie zrobił.

Straszną nerwowość u – wydawać by się mogło – spokojnych ludzi powoduje ta kampania. I to jest zła informacja.



  

czwartek, 7 maja 2015

6 maja 2015


1. Zerwało mnie o świcie. Obejrzałem spot sztabu pana Prezydenta. Szeroko rozumiana Platforma uczepiła się in vitro jak rzep psiego ogona. Strzelam, że jakiś specjalista od marketingu politycznego wmówił im parę lat temu, że to coś, wokół czego będą mogli budować przekaz. Uwierzyli w to niespecjalnie badając ile osób to realnie dotyczy. Liczby, które padają z telewizora bywają bardzo różne i bardzo dziwne. Najpierw rząd wydał grubo ponad milion złotych na kampanię telewizyjną promującą problem. Później wprowadził tymczasowe rozwiązanie, które potrafiło owocować sytuacjami takimi, jak tamta szczecińska. Ale skoro już postanowili, że się będą tematu in vitro trzymać – wciąż to robią.
Ja, na podstawie podobnych danych, jak te, których użył wzmiankowany specjalista od marketingu politycznego uważam, że większość społeczeństwa problemem in vitro przejmuje się podobnie, jak religią w szkołach, parytetami na listach wyborczych czy legalizacją marihuany. (Choć to ostatnie, to akurat zły przykład)
Kolega mój, którego nazwiska nie wymienię, zaangażowany przed laty w przygotowanie kampanii promocyjnej in vitro tłumaczył mi – pełen wiary – że in vitro rozwiąże problem polskiej demografii. I, że bez in vitro nie będzie pieniędzy na emerytury. Kiedy zapytałem ile musi się urodzić dzieci i przez ile lat pracować, żeby ich składki wyrównały inwestycję w kampanię promocyjną – nie był w stanie odpowiedzieć.
Mam nieprzeparte wrażenie, że nawet ci, który z programu in vitro skorzystają, zapomną o wdzięczności wobec Platformy, kiedy ich dziecko zachoruje i się nagle okaże, że NFZ nie finansuje terapii, albo po prostu, kiedy się okaże, że nie są w stanie znaleźć miejsca w żłobku, przedszkolu czy szkole. Jak to ma miejsce w Warszawie.
Miejsce w przedszkolu występującym w spocie kosztuje 700 zł miesięcznie.
Jestem gotów się założyć, że in vitro będzie też tematem jesiennej kampanii parlamentarnej. I to jest zła informacja. Bo – z całym szacunkiem dla cierpienia par, które mają problem – z punktu widzenia całego społeczeństwa to problem wydumany przy czym kosztowny.
Pan Prezydent (o ile dobrze usłyszałem, a jeżeli dobrze, to miejmy nadzieje, że się nie pomylił) mówił, że dzięki rządowemu programowi urodziło się 2000 dzieci. Piękna liczba.
Jeżeli porównamy to z liczbą urodzonych w zeszłym roku dzieci 370 tys. nie robi aż takiego wrażenia. Ale jeżeli na te 2000 popatrzymy przez pryzmat 86 milionów złotych, jakie kosztuje rocznie rządowy program – wrażenie jednak jest duże. I to jest zła informacja.

2. Z żalem odwiozłem i3 na Wołoską. Oj, jakbym chciał, żeby nasz kraj wyszedł z pułapki średniego dochodu.
Wracałem metrem. Na rondo Daszyńskiego. Połączenie starej z nową linią sprawia wrażenie tymczasowego. Ciasno i mało logicznie. Nowe stacje ładne. Do tego działa internet w komórce między stacjami. Nic nie słyszę o tym, że trwają pracą nad budową następnych stacji. Strzelam, że będzie to miał w swoim programie prezydent obywatel Jóźwiak. W 2018. Obok rozbudowy ścieżek rowerowych i tego szpitala, co, co cztery lata wymieniana jest jego nazwa.

Wciąż trwają przepychanki z Hestią, która rękami bardzo miłego likwidatora chce nas najwyraźniej pozbawić samochodu, do którego jesteśmy co najmniej przywiązani. I to jest zła informacja.

3. W łaskawości swojej pan Prezydent wystąpił w telewizji Polsat. Budujący jest szacunek przedstawicieli mediów do instytucji Prezydenta w Polsce. Pan Prezydent nie odpowiadał na pytania trzech dziennikarzy. Najbardziej waleczny był redaktor Piasecki, który ze trzy razy próbował panu Prezydentowi przerwać, mówiąc: ale, panie Prezydencie…
Transmisja przez chwilę była w Polsacie, później wyłącznie w Polsat News – kanale już nie tak popularnym. A szkoda, bo może więcej obywateli usłyszało, co pan Prezydent ma do powiedzenia na temat bezpieczeństwa. Najlepsze było chyba, że bazy NATO w Polsce już są, bo Polska jest w NATO, więc polskie bazy to bazy NATO.
Pan Prezydent powiedział też, że Konstytucję chcą zmieniać ci, którzy są frustratami politycznymi. Po chwili dodał, że widzi cały szereg spraw, które w Konstytucji trzeba zmienić. Mówił, na przykład, że by się przyjrzał idei okręgów jednomandatowych.
Ale to wszystko bez znaczenia. Bo nieważne, co pan Prezydent opowiada i tak: „niechby i w drugiej turze, ale wobec niepokojów i rozedrgania dzisiejszego świata lepiej by było dla Polski, gdyby Bronisław Komorowski pozostał prezydentem Rzeczpospolitej
[To redaktor Baczyński]

Później była #debata w TVP1. Dziękuję panu prezesowi Braunowi, że mogłem w końcu się dowiedzieć jak wygląda kandydat Wilk. I kandydat Tanajno.
Swoją drogą ciekawe, czy reżyser Braun to jakaś rodzina prezesa Brauna. Widzę jakieś podobieństwo, kórego nie potrafię zdefiniować. I to jest zła informacja.  

środa, 6 maja 2015

5 maja 2015


1. No więc budzik zadzwonił o szóstej rano. I to jest zła informacja. Później o szóstej piętnaście, trzydzieści i czterdzieści. Wstałem, choć miałem wrażenie, że się właściwie nie kładłem, bo się chyba położyłem o trzeciej.
W zupełnie niejasny sposób zrobiła się ósma. A zanim ruszyliśmy – po ósmej. Do Warszawy dojechaliśmy koło pierwszej. I to jest zła informacja, bo zasadniczo można było się wyspać.

2. Każdy powrót do Warszawy jest dotkliwy. Taki w środku dnia chyba bardziej. Nie ma czasu na aklimatyzację.
Jednym okiem oglądałem pogrzeb Władysława Bartoszewskiego. Wydaje mi się, że składanie flagi to nowy przeszczep. Amerykanie robią to jakoś lepiej. No i chyba pan Prezydent nie do końca wręczył ją tej osobie, której powinien. Ale pewnie się czepiam.
Wszystko przeszło spokojnie. Najbardziej niesmaczne chyba było wyciąganie przez platformerskiego trolla starych tweetów na temat zmarłego.

Wieczorem kandydat Duda był u red. Tadli w TVP Info.
Chyba naprzeciwko Krakena mieszka red. Gembarowski, więc często go widuję.
Od dłuższego już czasu hejtuję tu panią Olejnik. Trochę wynika to z żalu, że nie jest już taka jak kiedyś. Mam wrażenie, że jej młodsze koleżanki starają siębrać z niej przykład. Z tym, że nie pamiętają jej najlepszych czasów [albo są za młode, albo zapomniały]. Więc wydaje im się, że wystarczy jak będą się wydzierać. I to jest zła informacja.
[dotyczy to również dziennikarek niepokornych]
Można oczywiście próbować usprawiedliwić red. Tadlę zachowaniem posła Mastalerka. Można. Ale się raczej nie uda. Niezależnie od rozmiarów niechęci do rozmówcy na pewne rzeczy nie można sobie pozwalać.

3. Pojechałem podładować i3 pod Pałac Kultury. Poprzednim razem kiedy tam byłem wyszedł do mnie taksówkarz i powiedział, że to pierwsze auto, które się tu ładuje i że był przekonany, że to taki normalny przewał za unijne pieniądze. Ustawili takie pudła, ale puste w środku. Napisali na nich, że to stacja ładowania i wzięli dotację.
Tym razem to nie oszustwo. Stacja ładuje, z tym, że coś jakby nie stykało. Może coś zaśniedziało z nieużywania.
Naładowałem 30% i ledwo zdążyłem na „Grę o tron”. Jakoś się ta seria nie może rozkręcić. I to jest zła informacja.  

wtorek, 5 maja 2015

4 maja 2015



1. Zacznę od tego, że przypomnę iż Bóg przeklął Chama za to, że ten naśmiewał się z pijanego Noego. Ja tam ojcem nie jestem, ale brodę mam.
No więc wstałem. Okazało się, że minęło już południe. Nie widziałem więc ostatniego przed pierwszą turą wyborów wydania „Kawy na ławę”. I to jest zła informacja, gdyż ostrzyłem sobie zęby na starcie posła Mastalerka z profesorem Nałęczem.
Mało znanym jest fakt, że przy Nowogrodzkiej piją Nałęczowiankę. Ciekawe, czy kiedy się zapas skończy zmienią. Np. na Kingę Pienińską.

2. No więc wstałem. Energii starczyło mi tylko na to, żeby dojść przed telewizor i zalec na kanapie. A, włączyłem telewizor i zasypiając słyszałem, że agenci NCIS chcieli wejść na brytyjski okręt. Obudziłem się parę godzin później. Było już nieco lepiej. Ale nie tak, żeby od razu wstać. Więc zasnąłem raz jeszcze. Kiedy się obudziłem po raz kolejny – było już całkiem nieźle.
Wstałem, zjadłem, wziąłem prysznic. I właściwie znowu bym się położył, ale trzeba było jeszcze coś koło domu zrobić. No i przyszedł sąsiad Gienek, w Matizie jego siostry nie chciało się zamknąć okno. Gienek rozebrał środkową konsolę, dobrał się do przełącznika ale nie przyniosło to efektów. Ja niewiele myśląc (w moim stanie myślenie i tak nie było czymś, co by przynosiło jakiś efekt) wepchnąłem do przełącznika śrubokręt i okno się – przy aplauzie zgromadzonych – zamknęło.
Później, z asystą Karola – wnuka sąsiada Gienka – zasadziliśmy słoneczniki wysiane wcześniej w Warszawie. I kupioną w Mrówce malinę. Potem jeszcze przewiozłem Karola przez wieś do krzyża i z powrotem. Przyspieszenie i3 robi lepsze wrażenie niż rollercoaster. No i zaczęliśmy się pakować. Pod sam koniec pakowania nieśmiało zaproponowałem, żebyśmy może pojechali rano. Znalazłem nawet uzasadnienie. W nocy więcej prądu zużywają światła. Więc postanowiliśmy jechać rano. O świcie. Budzik na szóstą rano. I to była zła informacja.

3. Nie widziałem wychodzącego z TVP Info posła Mastalerka. Wpaść na pomysł, żeby w przeddzień wizyty kandydata zarzucić stacji brak rzetelności może tylko настоящий джигит.

No właśnie. Polityka medialna Prawa i Sprawiedliwości przypomina dowcip o moskiewskim taksówkarzu.
Turysta przyjeżdża do Moskwy. Zatrzymuje taksówkę, wsiada i prosi o podwiezienie do hotelu. Taksówkarz rusza z piskiem opon. Dojeżdżają do skrzyżowania. Taksówkarz dodaje gazu.
–Panie, co pan robisz? Czerwone!
–Я джигит!
Następne skrzyżowanie. Taksówka pędzi z dużą prędkością, wymijając auta.
–Co pan robisz? Czerwone!
–Я джигит!
Na trzecim skrzyżowaniu taksówkarz ostro hamuje.
–Przecież jest zielone! Dlaczego pan nie jedzie?

–Чтобы какой джигит в нас не въебaлся!
Mam wrażenie, że kaleczę rosyjski. I to jest zła informacja.  


poniedziałek, 4 maja 2015

3 maja 2015




1. Zasadniczo powinno być sześć negatywów. Zobaczymy, czy się uda. 
No więc piątek był pod znakiem podróży życia. Dawno, dawno temu, kiedy z wyglądało na to, że z kolegą Grzegorzem będziemy realizować pewien projekt medialny, zacząłem namawiać BMW, żeby pozwolili mi zrobić reportaż z produkcji i3 REX i później tym samochodem przyjechać do Polski. Z projektu medialnego nic nie wyszło. I to jest zła wiadomość. Choć może nie taka zła, bo jakoś powoli przestaję wierzyć, że byłbym w stanie robić dobry magazyn. Skoro się projekt nie chciał wyjaić, mnie też zaczęło nie stawać energii, by BMW namawiać.



Więc i3 zmontowano, przyjechała do Polski pewnie na lawecie. No i w końcu ją dostałem, co opisałem przedwczoraj.
Ale przez cały czas w mojej głowie urzędował pomysł przejechania elektrycznym samochodem 1000 km. No więc zacząłem go realizować.
Samochody BMW mają książeczki, do których wpisuje się kierowców, daty i przebiegi (prawdopodobnie chodzi o fotoradary). Z tej książeczki wynikało, że podczas dwóch poprzednich testów przejechano i3 po 20 km. Czyli nawet nie rozładował się akumulator.
BMW i3 REX nazywa się REX nie dlatego, żeby wzbudzić ciepłe uczucia wśród wielbicieli psów. REX pochodzi od nazwy Range Extender, czyli silnika chyba od jakiegoś skutera (jakiegoś skutera BMW), który napędza prądnicę zasilającą napęd auta.
To, co jest najbardziej przerażające w elektrycznych samochodach, to wizja rozładowania akumulatorów gdzieś w lesie, polu, czy gdziekolwiek, gdzie nie ma gniazdka. Bo prądu w wiaderku nie da się przynieść. Zanim człowiek się nauczy jak jeździć (bo jednak robi się to trochę inaczej niż normalnym autem), strach ten zdecydowanie zmniejsza radość, jaką daje elektryczny napęd.
No więc z i3 REX tego problemu nie ma. Znaczy jest o tyle, że zbiornik paliwa ma z dziesięć litrów. Więc, jeżeli się ktoś uprze, może to paliwo też dość szybko wypalić. Ale zawsze można wziąć do auta kanister. Na przykład 20 litrowy.

2. i3 to auto miejskie. Mimo położenia tylnych siedzeń nie udało się zmieścić półki łazienkowej. Znaczy wejść, to by weszła. Ale nie zmieściłby się wtedy iMac. Półka wróciła więc do domu. I to jest zła informacja, bo nie wiem, kiedy ją przywiozę.
Jakoś zapakowaliśmy auto. Trzy osoby z bagażami mogą się jakoś pomieścić. Ruszyliśmy na zachód.
Zaraz za Warszawą przyssałem się do Polskiego Busa. Kuźniaryzm level hard. Nie dość, że jazda w robionym przez autobus powietrznym tunelu powoduje mniejsze zużycie energii, to jeszcze się można do darmowego internetu podłączyć.
Polski Bus zjechał w Strykowie do Łodzi. Na drodze było pusto. Naród świętował Święto Pracy. BMW i3 mimo swojego dziwnego kształtu i jeszcze dziwniejszych kółek radziło sobie na autostradzie świetnie. Żadnych problemów z bocznym wiatrem. Silnika skuterowego prawie nie słychać, zwłaszcza, że niezależnie od prędkości pracuje chyba na stałych obrotach. Po 150 km zjechaliśmy na stację. Trochę wstyd było tankować pięć litrów. Metodą wracającego z Białorusi kierowcy zmieściłem jeszcze dwa litry. Wyjeżdżając ze stacji przykleiłem się do łotewskiego autobusu, za którym z prędkością 105 km/godz. dojechałem za Konin, gdzie opisywaną już dwukrotnie metodą zjechałem, żeby ominąć dwie bramki dr. Kulczyka. Za Wrześnią dolałem kolejne sześć litrów.
Słuchaliśmy na Spotify „Róże Cmentarne” Krajewskiego i Czubaja. Strasznie nudna książka.
W końcu dojechaliśmy na wieś. Spalanie wyszło poniżej pięciu litrów benzyny na 100 km. Przy średniej prędkości 97 km/godz.

3. Producent nie zaleca stosowania przedłużaczy. Ale co on tam wie. Użyłem 30-metrowego. Samochód naładował się w sześć godzin. A przynajmniej tyle miał się ładować, kiedy go podłączyłem. W domu zimno. Myszy dorwały się do torebki z kaszą. I to jest zła informacja. Bo strasznie przy tym naświniły.


4. Z okazji Święta Flagi pojechaliśmy do Świebodzina na zakupy. Najpierw do Lidla. Wśród pozostałości po tygodniu hiszpańskim udało się trafić białego tuńczyka w oliwie. Wybitna rzecz. 
Châteauneuf-du-Pape niestety już nie jest w promocji. I to jest zła informacja. No i jeszcze strzelił worek z kiszonymi ogórkami. Dobrze, że zauważył to kasjer. Ponoć najgorszą rzeczą jaką się kiedyś stała z samochodem testowym BMW, to było rozbicie w bagażniku słoika z ogórkami. Rozbity samochód można naprawić. Smród usunąć ciężko.
Z Lidla pojechaliśmy do Mrówki. Z Mrówki do Tesco. W Tesco – jak to w Tesco. Ciągle łypał na nas Bobek Makłowicz. Prawie kupiłem Esquire. Łamałem się. Bożena powiedziała, żebym przeczytał losowo wybrane zdanie z edytorialu. I jeżeli mnie zniesmaczy, to nie kupimy. Przeczytałem. Nie kupiliśmy.


5. Wróciliśmy do domu. Po drodze, w Ołoboku wpadając do sąsiada Tomka, żeby mu wręczyć dwa katalogi Muratora – taka aluzja, żeby się zaczął budować.
Korzystając z tego, że zielsko nie wyrosło jeszcze za bardzo dokończyliśmy porządki w sadzie. Znaczy usunęliśmy pościnane wcześniej gałęzie. A że były to gałęzie dzikiej róży, pokaleczyłem się niemiłosiernie. I to jest zła informacja.
Starszy Analityk Szacki zapytał mnie na Twitterze, czy będę kandydował do Sejmu. Nic mi o tym nie wiadomo, więc na wszelki wypadek zacząłem się googlować. Nie znalazłem żadnej informacji na ten temat, ale za to się dowiedziałem, że mój na portalu „Polityki” jakiś czas temu pojawił się mój tekst o elektronicznie-motoryzacyjny. Tekst napisałem do zupełnie innego medium. Nie mam pojęcia skąd się w „Polityce” wziął. Ale dzięki temu będę mógł mówić do Starszego Analityka Szackiego – mój kolego z łamów.

6. Obejrzeliśmy dość idiotyczny film polski „Yuma”. Wypadało go obejrzeć, bo akcja się dzieje w Lubuskiem. No i poszliśmy do sąsiadów świętować dziesięciolecie naszej obecności na wsi. Było bardzo miło. Tak miło, że nie pamiętam momentu, kiedy napisałem, że nie napiszę negatywów, bo nie jestem w stanie.
Pamiętam wrażenie, że Finlandia 0,7 smakuje inaczej niż ta z półlitrówki. I to jest zła informacja. Bo nie mam zamiaru więcej pić alkoholu. Nie sprawdzę więc, czy to prawda, czy mi się tylko wydawało.  

niedziela, 3 maja 2015

02.05.15


    . Czasem przychodzi dzień, kiedy nie można zapisać tego, co, człowiek doświadczył wcześniej. I to są trzy złe informacje.   

sobota, 2 maja 2015

01 maja 2015


1. Trzeci dzień nie udało się Hestii podstawić samochodu zastępczego. Pożyczyłem więc od sympatycznego kolegi z Pomorza Zachodniego dziwnego nissana. Almerę Tino. Po SVX-ie miałem wrażenie, że nie jedzie. Ale to raczej nie jest wina nissana.
Na Waszyngtona uśmiechałem się do red. Modelskiego. Nie poznał mnie. Bożena szybko zdiagnozowała, że nie pasował mu samochód. Po chwili zadzwonił. Powiedział, że mu nie pasował samochód. To, że nikt mnie nie widzi w rodzinnym kompaktowym minivanie to chyba zła informacja.

2. Wsiadłem w tramwaj, żeby pojechać do BMW. Z tramwaju przesiadłem się do metra. Z metra do tramwaju. Ostatni odcinek przeszedłem piechotą. Chyba nikt mnie nie śledził.
Siadłem sobie na murku fontanny. Po chwili dołączyli do mnie redaktorzy Gracjan i Śliwa. Oczekiwanie na samochody zabijaliśmy rozmową. Po chwili wyjechało 435d GranCoupe dla Gracjana i i3 REX dla mnie. Nie wiadomo po co przyjechał red. Śliwa.
4 GranCoupe – piękne. Jeżeli redaktor Gracjan jej nie rozwali – będę jeździł nim za tydzień.
Zastanawiałem się co najbardziej idiotycznego można zrobić z i3. I wymyśliłem. Zatankować oleju napędowego. Firmy motoryzacyjne coraz więcej stawiają na media lajfstajlowe. Samochodami testowymi jeżdżą blogerki modowe i kulinarne. Prowadzi to czasem do różnych interesujących sytuacji.

Jeździłem i3 z rok temu. Od tego czasu ubyło sprawnych punktów ładowania. I to jest zła informacja.

3. Samochód zastępczy miał być dostarczony Bożenie pod pracę. Znowu się nie udało. Musiałem więc po nią pojechać. Chwilę to zajęło, bo były sakramenckie korki. Kiedy, w drodze powrotnej, staliśmy na Książęcej zadzwonił do mnie Eryk Mistewicz. Więc plotki, że znikł był tak samo jak jego twitterowe konto są przesadzone.

Dyrektor Ołdakowski wyknuł niezłą rzecz, ale nie wiem, czy mogę o tym pisać, bo prosił mnie, żebym coś zachował w tajemnicy, a ja nie pamiętam co. Więc póki się nie upewnię – milczał będę jak grób.
Coś mi się dzieje złego z pamięcią. I to jest zła informacja. Bo nie wiem, czy to od odstawiania alkoholu, czy wręcz przeciwnie.

No i mieliśmy jechać na wieś. I nie pojechaliśmy. Ale jeszcze pojedziemy.  

piątek, 1 maja 2015

30 kwietnia 2015


1. Bożena przy śniadaniu stworzyła bohatera komiksu. Komiksu, który raczej nie powstanie. I to jest zła informacja.
Wiozłem Bożenę do pracy i przypominało mi się, jak jeździłem tą trasą do IDG. Jeździłem ze stałą wizją, że walnę w tramwaj (tramwaj walnie we mnie). Albo na rondzie Wiatraczna, albo dalej, podczas skrętu w Podolską. Wizja się nie ziściła. A w Podolską nie ma teraz skrętu.
Praca w IDG była tak właściwie przyjemna. Z drugiej strony było to chyba największe marnotrawstwo czasu w całej mojej zawodowej karierze.

2. Kandydat Duda ma nowe hasło wyborcze. „Godne życie w bezpiecznej Polsce”. Sztabowcy prezydenta Komorowskiego od razu zaczęli pokrzykiwać, że „bezpieczeństwo” zaklepał sobie pan Prezydent. Problem polega na tym, że w jego ustach „bezpieczeństwo” brzmi podobnie wiarygodnie jak „zgoda”.
Pan Prezydent w swoich opowieściach o bezpieczeństwie używa argumentu dwóch procent. Czyli, że jesteśmy „prymusami” w wydawaniu pieniędzy na obronność. Nie będę się zajmował tym, ile z tych pieniędzy idzie na obronność, a ile na wojskowe emerytury, bo wojskowym emerytury należą się jak psu kość. Zajmę się naszym „prymusostwem”. No dobra, mam dane z 2013 r., więc nie jest to pełne dwa procent. W Polska wydała 1,8% PKB. Niemcy jedynie 1,3%. Brzydcy Niemcy. Nie są prymusami. Tylko, kiedy przychodzi do kupowania armat płaci się za nie nie procentami PKB, tylko pieniędzmi. 1,8% PKB w polskim przypadku to było 9,28 mld dolarów. Brzydcy Niemcy, którzy nie są prymusami i wydają 1,3 PKB wydali 47,67 mld dolarów. Cztery razy więcej.
Politycy PO do perfekcji opanowali nawijanie makaronu na uszy. Nawijanie z użyciem odpowiednich wskaźników.
Dobrze, że wydajemy coraz więcej pieniędzy. Niestety same statystyczne sztuczki nie zapewnią nam bezpieczeństwa. I to jest zła informacja.

3. Odwiozłem na Wiejską SVX-a bratu. Wracałem obok „Pracowni czasu”. Ostatnio panowie pokazali mi zegarki „Meccaniche Veloci”. Przerost formy nad treścią – level hard. Największe wrażenie zrobił na mnie zegarek z czterema tarczami, czterema koronkami, czterema werkami, pokazujący cztery różne czasy. Ponoć taki kupił sobie pewien pisarz, który po latach hejtowania „Gazety” ostatnio wrócił na jej łamy. Albo przynajmniej na stronę internetową. 
Zegarek nazywa się „cztery zawory”. Tylko po włosku. Firma skupuje fragmenty bolidów F1 i wycina z nich kółka, z których robi tarcze do modeli niepowtarzalnych. Mieć zegarek z kawałkiem auta, którym Kubica walnął w Kanadzie – to by było coś.
Wozimy się z Hestią. Zaproponowali jakąś irracjonalnie niską kwotę odszkodowania. I to jest zła informacja.

Spotkaliśmy się wieczorem w Beirucie z fotografem Laską. Jego pankowa wystawa ma przyjechać do Warszawy. 

czwartek, 30 kwietnia 2015

29 kwietnia 2015


1. Zawiozłem Bożenę do pracy. Wpadłem na plotki do Emilii do Promenady. Nie jest chyba specjalnie popularną wiedza, że w Promenadzie są też biura. Dowiedziałem się o tym z siedem lat temu, kiedy przez chwilę chciałem wejść na nową ścieżkę kariery i zostać człowiekiem, który pisze dialogi do programu rozrywkowego. O tym, że nic z tego nie będzie dotarło do mnie dość szybko. Pani zapytała dlaczego nie przyniosłem wydrukowanego CV. Odpowiedziałem, że nie przyniosłem wydrukowanego, bo wcześniej przysłałem elektroniczne. Pani na to, że tak, ale dlaczego nie przyniosłem wydrukowanego? Odpowiedziałem, że jeżeli udostępni mi na chwilę komputer, to wydrukuję na drukarce, którą widziałem w sąsiednim pokoju.
Pani się zdenerwowała, wyszła, wróciła z wydrukowanym CV. Zobaczyła mój wiejski adres. I zaczęła szczebiotać, że była kiedyś na wsi. I że tam też w adresie nie było nazwy ulicy, tylko sam numer domu.
Jeżeli to był test, to go nie zdałem. I to jest zła informacja, bo w moim wieku powinienem sobie radzić w takich sytuacjach.

2. Udałem się do Beirutu, gdzie dawno za dnia nie byłem. Ogródek rozstawiony, można więc kontemplować okolicę. Bardzo było przyjemnie, choć w związku z koniecznością dalszego jeżdżenia nic nie wypiłem. Kulturalny człowiek potrafi się bawić bez alkoholu. Krzysztof wybiera się na finał Pucharu Polski. Dostał już nawet bilet. Ja tam mecze piłkarskie wokę oglądać z lóż. Ważne, żeby był alkohol i telewizor. Na telewizorze lepiej widać.
Podszedł do stolika zagraniczny człowiek i nieco krzywym angielskim opowiedział, jak wizytę w Izraelu podsumował nasz wspólny kanadyjski znajomy. Otóż nie mógł przeżyć cen. Makaron na plaży – równowartość 70 złotych.
Uważam, że patrzył na to ze złej strony. Zapomniał, że w cenie jest ochrona tej ichniej antyrakietowej kopuły. Rzeczony Kanadyjczyk gra w serialu chyba „Ranczo” Amerykanina. Chyba z sukcesem.

Wróciłem do domu i wysłałem PIT-a. Znaczy, użyłem tego wstępnie przez system wypełnionego. [Jeżeli ktoś jeszcze ma problem z decyzją, na co przeznaczyć 1% – Polskie Towarzystwo Stwardnienia Rozsianego, KRS: 0000083356 w rubryce „cel szczegółowy 1%” proszę wpisać: Jacek Gruszecki]
[Państwo Polskie nie refunduje pewnych terapii SM i to jest zła informacja. Robi to np. Bułgaria, niestety nie każdy chory może wyemigrować]
[za to wydaliśmy z półtorej bańki na kampanię promującą in vitro]

3. Obejrzeliśmy film pod wiele mówiącym tytułem „Furia”. Ktoś zdanie „In WW2 American tanks were outgunned and out armored by the more advanced German tanks” przetłumaczył „Podczas II wojny światowej nowoczesne niemieckie czołgi górowały nad amerykańskimi liczebnością i siłą rażenia”. Śmiem twierdzić, że gdyby nowoczesne niemieckie czołgi górowały również liczebnością, wojna potoczyłaby się inaczej.
Film taki sobie. Za to zrealizowany z dość dużym przywiązaniem do detali. Nie wiedziałem wcześniej, że Sherman miał stabilizator lufy.

[UWAGA SPOJLER!]
Pod sam koniec filmu, kiedy bohater leży schowany pod czołgiem, zauważa go młody SS-man i nie wszczyna alarmu. –To pewnie młody Günter Grass – skomentowałem. Bożena powiedziała, że czekała aż to powiem. I to nie jest dobra informacja, bo chwilę mi zajęło nim na to wpadłem.