niedziela, 25 lipca 2021

25 lipca 2021


 

1. Kilka dni temu satelitarny tuner zerwał kontakty z konwerterem (anteną). Trudno mi ustalić kto na kogo się obraził. W każdym razie – nie mamy telewizji. Znaczy mamy te wszystkie netfliksy, prajmy, habeo. Normalną telewizję możemy na komputerze. Ale tylko tę, która przez komputer nadaje. Więc mam próbkę świata bez TVN-u. Głównego. Tematyczne – na komputerze. I z komputera nie można ich przerzucić na telewizor. Niby całe świadome dzieciństwo spędziłem przy telewizorze, który miał w porywach czternaście cali, ale już się odzwyczaiłem. 

2. Na telewizor z komputera udało mi się wrzucić „Śniadanie Rymanowskiego”. Mentzen, imputował Schetynie, że ten mógł samochodem pozabijać ludzi. Jadąc do Polsatu. Ale ważniejsze, iż stwierdził też, że szczepienia drastycznie ograniczają śmiertelność i hospitalizacje wśród zaszczepionych. Odważnie. 
Zybertowicz zgadzał się ze Schetyną, z Zybertowiczem zgadzała się Scheuring-Wielgus. Program Rymanowskiego jest jedyny w swoim rodzaju. 

Dooglądaliśmy na Netfliksie „Łasucha”. Scena, gdy sąsiedzi – patrząc na palący się dom z gospodarzem w środku – śpiewają „Auld Lang Syne”, jest jeszcze zabawniejsza, gdy się zna polską wersję tekstu: „Przy innym ogniu, w inną noc do zobaczenia znów”.

3. Wieczorem przyszły chmury i się zrobiło tak chłodno, jakby chłodno było przez cały dzień. 
Wrzuciłem cytat z Mentzena na Twitter. Część publiczności, próbując się ratować przed dysonansem poznawczym, zaczęła sobie tłumaczyć, że to manipulacja. Ciekawe, jak sobie będą tłumaczyć, gdy obejrzą cały program.

Kocio trzy razy przyprowadzał Rudzię. Przestała już jeść dużą puszkę naraz. No i zainteresowała się suchą karmą. 

24 lipca 2021


1. Wstałem zbyt rano. Przed wszystkimi. Zrobiłem kawę. Nie dla mnie, gdyż kawę piję tylko w gościach. W dużej kawiarce, którą źle skręciłem. Zrobiona kawa powoli, acz sukcesywnie wyciekła z kawiarki zalewając kuchenkę. Ale może to i dobrze, bo klienci na kawę pojawili się jakieś trzy godziny później. 
No właśnie. Wzmiankowani wczoraj goście, to Mieszko z narzeczoną. Narzeczona – się pewnie oburzy, że się pojawia przez pryzmat narzeczenia się z Mieszkiem, miast jako postać całkowicie autonomiczna. Cóż, w pewnym momencie się okazało, że ma rodziców młodszych ode mnie. Znaczy młodszych moich rodziców i ode mnie też młoszych. 
Nazywany przeze mnie Stedkem, redaktor Wolfke – z którym pracowałem w magazynie „Viva Futbol!” – objawił mi dwadzieścia prawie lat temu, że jednym z pierwszych symptomów starości jest świadomość, że się pracuje z ludźmi, którzy są w wieku naszych dzieci. 
Mieszko, jak to zwykle bywa, dyskutował z Bożeną na tematy moralno-filozoficzne. Było to o interesujące, gdyż Mieszko – jak na filozofa przystało – pojęć używał w znaczeniach znormalizowanych, a Bożena – niekoniecznie. Więc zdarzało im się dyskutować o dwóch różnych rzeczach. 
W każdym razie po popołudniowym śniadaniu, posiedzieliśmy czas jakiś pod połamanym drzewem no i państwo pojechali. 

2. Ja, w międzyczasie kontemplowałem media. Grabiec rano, w Trójce sugerował, że amerykańska zgoda na NS2 to skutek ataku na TVN. Tak że tak. 
Zaś Sławek Sierakowski w „Drugim Śniadaniu Mistrzów” powiedział, że „Polska to jest kraj, na który można machnąć ręką”. 

3. Na wsi żniwa. Mówią, że rzepak. Sąsiad Tomek kosił trawę przed kościołem, gdyż teraz jest ich dyżur. Obejrzeliśmy kolejny odcinek applowskiego „Home before dark”. Bardzo budujący film o małoletniej dziennikarce. W tym odcinku jej siostra miała problem, gdyż jej przyjaciółka przyznała się do homoseksualizmu i powiedziała, że jest zainteresowana czymś więcej niż przyjaźnią. Siostra małoletniej dziennikarki miała z tym kłopot, gdyż jeszcze w sobie nie odkryła homoseksualizmu. No i miała chłopaka, który się zrobił zazdrosny. Ale się z filmu dowiedzieliśmy, że jeżeli jakiś nasz przyjaciel nagle się homoseksualistą okazuje, i się do nas zaczyna przystawiać, to jak mu się grzecznie powie, że nie jesteśmy gotowi na taki związek, nie zepsuje to z tym kolegą stosunków. 

A z poważnych spraw: Rudzia wchodzi do nas jak do siebie. No i pozwala się głaskać. Widać, że głaskanie to dla niej nowość. Kocio świata poza nią nie widzi, choć udaje, że widzi. 


 

sobota, 24 lipca 2021

23 lipca 2021


1. Wstałem za bardzo rano. Przeniosłem meble ogrodowe z betonu, na drugą stronę, przed połamane drzewo. Meble ogrodowe po parkowej stronie domu to nowa jakość. 
Wziąłem udział w dwóch onlajnowych zebraniach i pojechałem do Zielonej. Spory kawałek wlokłem się za lorą wiozącą minikoparkę. Od pewnego czasu łapię się na tym, że nie chce mi się wyprzedzać. Starość nie radość. 

2. W związku z najazdem gości udałem się do „Bagietki” po jagodzianki, serniczek i szarlotkę. Jako że udałem się po szesnastej – jagodzianek już nie było. Nabyłem serniczek i szarlotkę. Sprzedająca pani okazała się odessyjką. Powiedziała, że na Ukrainie są trzy miasta Lwów, Kijów i Odessa. We Lwowie wciąż nie byłem. Zmarnowałem okazję do wjechania bez kolejki na granicy. 

3. Przyjechali goście. Usiedliśmy na ogrodowych meblach po parkowej stronie. I była to nowa jakość. Przyszedł Kocio. Siedział nawet na kolanach. Ale się przez cały czas rozglądał. W końcu poszedł szukać Rudzi. Po jakimś czasie przyszli oboje. Kocio był tym faktem tak podekscytowany, że wręcz uniemożliwiał jej jedzenie. Jakoś sobie radziła. Choć muszę przyznać, że nie wychowaliśmy Kocia na porządnego chłopca.

Przez cały dzień narastała żniwna akcja. Chwilami ruch na drodze wokół parku był jak na nieprzymierzając Marszałkowskiej. 

 

piątek, 23 lipca 2021

22 lipca 2021


 1. 22 lipca. Dawniej E. Wedel. Jeśli mam być szczery (a ja od dzisiaj chcę być szczery) odzwyczaiłem się od chodzenia do pracy. Cały dzień mi się dziś posypał. 

Pojechałem do Zielonej przez Skąpe, Kije, Sulechów (tylko trochę) i S3. W Zielonej poza obowiązkami dałem się nagrać do Radia. No i jeszcze uruchomiłem alarm. Przypomniało mi się, jak dwie dekady temu, w redakcji krakowskiego „Przekroju” też się uruchamiał alarm, gdyż nikt nie pomyślał, że można do nocy pracować. 

2. Wracałem przez Przylep i prom w Brodach. W Czerwieńsku chyba pierwszy raz zatrzymał mnie szlaban kolejowego przejazdu. Wagony-cysterny z napisami „Siarkopol”. Nazwa ta kojarzy się mojej osobie z Tarnobrzegiem, gdzie spędziłem kilka wczesnych lat mojego życia. Coś tam pamiętam. Na przykład, że skutecznie pogryzłem szklankę. Albo, że było miejsce, gdzie stało dużo flag. Wietnam w telewizorze. I turniej miast z przepychaniem parowozów. Turniej miast to bym chętnie w dzisiejszej wersji zobaczył. Na promie było więcej aut niż zwykle. O jedno więcej. Drodze między Nietkowicami a Sycowicami pełni jednak rolę deptaka. Nie jest to fajne, gdy za zakrętem wpada człowiek na grupę jeżdżących na deskorolkach młodych ludzi. 

3. Kiedy wróciłem, trzeba było szybko jechać do miasta, żeby kupić kotom jedzenie. Rudzi bardzo się nie podobało, że nie czeka na nią pełna miska. Sytuację nie najlepiej znosił Kocio. Można odnieść wrażenie, że na tę miskę Rudzię podrywał. Od jutra znowu może kontynuować

Zaczęły się żniwa. Po wsi jeździ kombajn. 



czwartek, 22 lipca 2021

21 lipca 2021


1. Trawa wczoraj została skoszona jako tako. Powinienem zdjęć kosisko, obejrzeć noże. Pewnie je naostrzyć. Ale wizja siłowania się z paskiem zdecydowanie mnie zniechęca. 
Odkryłem za to, co się popsuło w napędzie kosiarki Bożeny. Nie to, co myślałem. Bogu dzięki, że przy próbach naprawy nie uszkodziłem czegoś innego. Otóż wykręciła się śrubka blokująca koło pasowe na osi wirnika. Koło zaczęło się kręcić, a jako że zrobione było z aluminium trochę się powycierało. Bardzo trochę. No i lata, jak nie powiem kto po pustym sklepie. Wszystko teraz w rękach sąsiada Józka. I jego tokarki. 

2. Jako dziaders pewnie lubię oglądać filmy wyreżyserowane przez Eastwooda. Obejrzeliśmy na Netfliksie „Richarda Jewella”. Co za film. 


3. Rudzia, przez cały dzień zjadła wszystkie puszki z Rossmanna. Przyszła wieczorem i pełna pretensji łypała to na pustą miskę, to na mnie. Zacząłem więc ją karmić twarogiem. Półtłustym z Pątnicy. Zjadła. Z tego wszystkiego ser zaczął też jeść Kocio.
Wieczorem jeszcze późniejszym wystawiałem kosz z segregowanymi. Śmieciarka jeździ za bardzo rano, by ryzykować ranne wystawianie. Zauważyłem zjeżonego Kocia i jego czarnobiałego konkurenta. Viribus unitis pogoniliśmy go za stołówkę. Szkoda, że Kociowi ambicja przesłania zdroworozsądkowe widzenie świata. Przychodził by po mnie i czarnobiały konkurent za każdym razem by był pogoniony. 


 

wtorek, 20 lipca 2021

20 lipca 2021


1. No więc Kocio rano wyawanturował sobie nieco zawartości rossmannowej puszki. Bardzo rano. Za bardzo. Na mnie sobie wyawanturował. Potem gdzieś polazł. Kiedy go nie było, przyszła Rudzia. Wyjadła, co Kocio zostawił i zaczęła szukać kogoś, kto jej dołoży. Padło na mnie. Zjadła właściwie całą puszkę. 
Potem Kocio przyszedł. Coś tam zjadł. Poszedł. Spotkałem go pod stołówką. Wszedł do środka, pomiauczał. Wyszedł. Zaległ na betonie. Ja wyciągałem rusztowanie. Kiedy mi się udało je wyciągnąć. Przeskoczył przez płot do sąsiada, który ma gołębie i dwa psy w niezbyt obszernych kojcach. 
Przywiozłem rusztowanie pod dom. I za jego pomocą zacząłem demontować daszek. Nad wejściem przymocowany był daszek. Falisty. Z niegdyś żółtego sztucznego tworzywa. Bożena chciała go zdjąć od zawsze. Ja się buntowałem, gdyż doceniałem daszku użyteczność. W końcu z tego butu wyrosłem. Demontaż daszku był męczący, acz niezbyt skomplikowany. Kilka śrub okręciłem. Kilka obciąłem. Praca trzymaną jedną ręką szlifierką kątową, która nie ma osłony, bo tarcza nie chciała wejść. A to wszystko na jednaj nodze, gdyż rusztowania nie da się bliżej przesunąć. W każdym razie – daszku nie ma, a dom nieco bardziej przypomina siebie sprzed przynajmniej 100 lat. Musiałem pójść do sąsiada Józka pożyczyć tarczę do cięcia. Przy okazji kupiłem jajka (18 zł za 30). Kiedy wracałem, nad lasem za wsią przeleciał Mi-24. W zasadzie, to nie byłem pewien, co to za śmigłowiec był. Teraz powiększyłem sobie zdjęcie. I ani chybi Hind.
Przyszła Rudzia, wyjadła to, co Kocio zostawił. Poprosiła o jeszcze. Zjadła poszła. Przyszedł Kocio. Coś tam zjadł. Poszedł. Rudzia już więcej nie wróciła. Kocio przynajmniej dwa razy. 

2. Postanowiłem obejrzeć Druha Sekretarza w Polsacie. Rozmowa o odbudowie Saskiego. Z Kwiatkowskim. Tym razem Robertem. 
Rzeczony Kwiatkowski (Robert) zasugerował, że odbudowa Pałacu Saskiego służyć ma jedynie przeniesieniu pomnika Poniatowskiego z Krakowskiego Przedmieścia, by zrobić miejsce na pomnik prezydenta Kaczyńskiego. Bardziej by mi taki tekst pasował do powróconego Tuska, niż doświadczonego lewicowca. Ale z drugiej strony, po tym jak odjechał Leszek Miller – wszystko jest możliwe. 
Kwiatkowski (Robert) powiedział też, że komunizm dał Polsce Ziemie Zachodnie. O ile mnie pamięć nie myli, to 2/3 decydujących w sprawie przesuwania granic z komunizmem miało raczej niewiele wspólnego. Ale co ja się tam znam. 

3. Po zmroku zebrałem się w sobie i założyłem nowy pasek do kosiarki. Ciut był za krótki, więc łatwo nie było. Jak już założyłem, to postanowiłem chwilę pokosić. Kosiłem dłuższą chwilę. Kosiarka niby ma reflektor, ale jednak do tego, żeby zobaczyć jak mi koszenie wyszło – nie wystarczy. Zobaczymy jutro.

Mój Nowy Szef donosi, że w nocy nie było aż tak źle. A dziś pada. Więc też spokój. Bogatemu to i byk się ocieli. 

19 lipca 2021


I nawet jeśli mówię coś od rzeczy 
Czy nawet kiedy nie chcę mówić nic 
To nawet wtedy kołysz swój berecik 
To nawet wtedy kołysz, kołysz się 
Nawet w deszczu.


1. Poniedziałek. Rozmawiałem z Sławkiem, któremu się wydawało, że Jaś Kapela, to ten chłopak, któremu prąd spalił nogi. Ten, który później był z Kamińskim (Markiem) na biegunie. Zdziwiony był bardzo, gdy docierały do niego (Sławka) echa spotkania Kapela/Stanowski. Dziś trudno nie wiedzieć o istnieniu Jasia Kapeli. 
Wypiłem później kawę z ważnym człowiekiem, który zasadniczo nie miał dla mnie czasu. Wróciwszy do domu przygotowałem do przeprowadzenia biblioteczną szafkę. Przygotowanie było proste. Trudniejsze było zniesienie szafki do Lawiny. Sam bym sobie nie poradził. Wsparł mnie kolega Czapliński. Trzeci z rzędu czytelnik negatywów, który zrobił zdjęcie Kocia. 
Przed wyjazdem spotkałem się jeszcze w Beirucie z nie mogę powiedzieć kim. Powiem tyle, że jest to zdecydowanie córka swojego ojca, co niektórym może jeszcze kiedyś zacząć przeszkadzać. 

2. Podróż. Niby łatwo poszło, bo ruch był do wytrzymania. Ale Kocio się nudził. Minęliśmy gdzieś za Wrześnią ciężarówkę Pekaesu. „Pekaes – More than expected” – jakoś mnie ten slogan rozbawił. Na odcinku Konin – Poznań przed mostami stoją żółte znaki z czołgiem i ciężarówką. Pamiętam ekscytację, gdy pierwszy raz widziałem takie znaki trzydzieści ponad lat temu w Reichu. Za Nowym Tomyślem się skończył gaz. Zjechałem na Trzciel, w którym po ulicy goniła się grupka młodzieży. 
Zatankowałem za przejazdem kolejowym w Lutolu. Kiedyś był to omijany przeze mnie Lukoil. W Świebodzinie, mimo późnej pory, spory ruch. Za to później żadnego po drodze zwierzęcia. 

3. Mój Nowy Szef zawiózł rodzinę do Krakowa, a konkretnie: na Kazimierz. Załamaliśmy z nadredaktorem Muchą ręce, gdy się nam pochwalił, że wynajął locum przy placu Nowym, zwanym w pewnych kręgach – Żydowskim. Wczesnym popołudniem przysłał zdjęcie widoku z okna. Plac Nowy, zwany w pewnych kręgach – Żydowskim. Ludzi mało. Ostrzegłem, że to się zmieni. Odezwał się po paru godzinach. Ludzi przybyło. Odkrył wśród wyposażenia locum zatyczki do uszu. Nie będę go jutro pytał jak było. 

 

poniedziałek, 19 lipca 2021

18 lipca 2021


1. Nie oglądałem porannej publicystyki, gdyż znowu się musiałem udać na spotkanie związane z moją nową pracą. Wracając musiałem wracać raz jeszcze, bo zapomniałem plecaczka. Wcześniej z dziewczyną z Wrocławia szukałem nieistniejącego bagnetu od oleju w volvo. Cudowna historia, żeby sprawdzić poziom oleju trzeba chwilę autem pojeździć. W Audim nie ma bagnetu od skrzyni. I to już jest nieco deprymujące. W Lawinie są oba bagnety. Co prawda poziomu oleju w skrzyni sprawdzić mi się nie zdarzyło. Ale zawsze mogę. 
W knajpie naprzeciwko majstrowali ogródek. Wiertarka, wkrętarka, wyrzynarka. Niedziela po piętnastej. O ile mogę wytrzymać knajpiany gwar o pierwszej w nocy, to niedzielne wiercenie to dla mnie przegięcie. Nawet się zastanawiałem, czy nie pójść i się wyawanturować. I powiedzieć tam komuś, że mogę wykorzystać know-how od pana, który terroryzuje Kraken, ale Bożena zauważyła, że jak się chce mieszkać w mieście, to się trzeba z niektórymi rzeczami pogodzić.
W kamienicy na rogu Hożej i Skorupki wciąż działa introligator. Muszę tam kiedyś pójść coś w coś oprawić. 

2. Debata ‚Zawód dziennikarz” w TVN24. Ewa Ewart, Agnieszka Holland, Klaus Bachmann, Marcin Matczak rozmawiali z Kraśką o pluralizmie. 
Od Agnieszki Holland się dowiedzieliśmy, że Polsat jest uzależniony od rządu. (Kraśko niemrawo zaprotestował. Powiedział, że w Polsacie jest kilku niezależnych dziennikarzy. W sumie ciekawe którzy to) Wcześniej Ewart opowiadała, że nikt nigdy nie wpadł na pomysł likwidacji publicznej stacji, jaką jest BBC. A u nas wpadli. Nawet podpisy zbierają. Agnieszka Holland pytana o „House of Cards”, powiedziała, że przy Trumpie Underwood był kulturalnym starszym panem. Coś w tym jest. Underwood to tylko morderca, Trump wygrał wybory z panią Clinton. 
W 1939 roku Polska zebrała owoce nieodpowiedzialnej polityki. I teraz też zbierze – to też Holland. 
Jeżeli nie będzie TVN-u w Polsce, to będzie pluralizmu w polskim kościele – to ks. Prusak (przez Skype).
Zdanie pani Ewart, że w związku z lex TVN NATO raczej nie wycofa wojsk z Polski – raczej się nie spodobało dyskutantom. Ponad godzinę to wszystko trwało. 
Bronił będę TVN-u przed zakusami pisowskiego reżimu. Bo gdzież by można było coś takiego obejrzeć. 

3. Poszliśmy z nadredaktorem Muchą do Krakena. Przy sąsiednim stoliku John Porter tłumaczył komuś, że Krakow był kiedyś stolicą Polski. Po drugiej stronie rosyjskojęzyczni panowie dyskutowali o etymologii nazw zup. Ja to na przykład wiem, że kapuśniak to щи. A wiem to stąd, że kiedyś w podstawówce przyszła na rosyjski jakaś pani na zastępstwo i powiedziała, że rosyjskim odpowiednik wpadania jak śliwka w kompot jest попал как кур во щи. Podobało nam się oczywiście najbardziej кур во. W każdym razie wydaje mi się, że tamta pani na zastępstwo już więcej nie przyszła. 
Kocio daje radę. Choć mu ciężko. 


 

niedziela, 18 lipca 2021

17 lipca 2021



1. Cały dzień słuchałem o klikach – w znaczeniu innym niż przedstawiciele pewnych środowisk, użytkownikach, odsłonach, kontencie, princie, agregowaniu, i innych słowach, które już zdążyłem zapomnieć. Ja tam pamiętam ołów. Metrampaży, zecerów, różnicę między kreską a siatką. Szczotki. Czasy, kiedy tekst przed drukiem czytało z siedem osób. Dla młodzieńców pokazujących w powerpoincie tabelki z excela muszę być starszy niż węgiel. 

2. Nadredaktor Mucha wysiadając z Ubera na Hożej (róg z Poznańską) rozejrzawszy się wkoło, powiedział, że całkiem tu parysko. Poznańska pełna ludzi. Ogródki pełne. Chodniki pełne. Posiedzieliśmy chwilę w Krakenie. Chwilę, bo Nadredaktor szedł się spotkać z przedstawicielami mniejszości narodowych. Portugalskiej i tej drugiej, co to trudno ją nazywać mniejszością. Zamykano witrynę. Naprzeciw Krakena mieszka człowiek, który twierdzi, że mu Kraken przeszkadza spać. I wzywa Policję. I inne służby. Przez 23. zamykają więc witryny, gonią ludzi z ogródka, później ochroniarz Sławek wywiera presję, by siedziano cicho. I jest to straszny pech. Bo Kraken (z Beirutem) to jedyne w okolicy miejsce, które ma taki problem. My, naprzeciw okien mamy Warkę, która jest teraz Okocimiem i coś, co było kiedyś Koko&Royem, No i tam ogródki funkcjonują dopóki się z naturalnych przyczyn nie zamkną. Mieszkanie w mieście wiąże się z pewnymi niedogodnościami. Ale to jakby się obrażać na to, że tramwaj jeździ. Albo samoloty startują, gdy się kupiło dom przy lotnisku. Jest wpół do pierwszej, w Warce, która jest teraz Okocimiem przyśpiewuje grupa zagranicznych kibiców. Cóż, nie ma obowiązku mieszkania w mieście. Można się zawsze wynieść na wieś. Ale, gdy się jest excusez le mot zjebem, wtedy się człowiek oburza, że pies szczeka, kogut pieje. Albo latają pszczoły. 

3. Kocio się aklimatyzuje. Powoli. Na razie przestał protestować. 


 

sobota, 17 lipca 2021

16 lipca 2021


1. No więc wyjeżdżaliśmy do Warszawy. No więc trzeba było wcześnie wstać. No więc wstaliśmy. Kocio, jak wyszedł wieczorem, tak go nie było. Przy śniadaniu zastanawialiśmy się, czy go można na wsi, na tę parę dni porzucić. Nim doszliśmy do jakichś wniosków pojawiła się Rudzia. W dość nienachalny sposób poprosiła o jedzenie. Chwilę później przyszedł Kocio. Niby się zaczął witać, ale kiedy zauważył Rudzię, reszta świata przestała go interesować. Od razu się zaczął do niej przystawiać, ona zgrabnie dała mu do zrozumienia, że jeśli czegoś chce, to najpierw powinien porozmawiać. 
Zjedli. Oboje. Rudzia później, bardziej niż Kociem, zainteresowana była swoim odbiciem w lustrze. On się wtedy wycofał na na fotel i zaczął udawać, że śpi. Skończyło się na tym, że ona czmychnęła na taras, on został bezwzględnie wrzucony do auta. 

2. Jechaliśmy. Kocio protestował. Zasnął. Obudził go dźwięk alarmu pustego zbiornika LPG. Zaczął więc protestować jeszcze bardziej. Jechaliśmy. Zawsze, gdy się jedzie za dnia, droga wychodzi godzinę dłużej. Albo jeszcze dłużej. Można odnieść wrażenie, że zarządcy autostrady zależy na tym, żeby tak było. Bo co to za pomysł, żeby kosić trawę o godzinie 10:30. Koszenie wymaga wycięcia pasa, więc się robi korek. W nocy ruch mniejszy. A trudno sobie wyobrazić, żeby dźwięk kos na autostradzie komuś specjalnie przeszkadzał. To było u Kulczyka. Gorzej było na tzw. państwowym odcinku, za Skierniewicami. Korek na czterdzieści minut. Zwężenie. I tyle. Nikt nic nie robił. 
Swoją drogą bardziej byłbym gotów odpuścić Nowakowi ukraińskie łapówki niż to, że odcinek Łódź–Warszawa nie ma trzech pasów. Nie jest to – jak to amerykanie mawiają – nauka o rakietach, wystarczy minimum pomyślunku, żeby wyobrazić sobie, że to nie tylko ruch wschód–zachód, ale też połączenie Warszawy z A1. Chyba, że było to świadome działanie. Może trzeba będzie usunąć część ekranów i postawić na nowo, może trzeba będzie i inne rzeczy zrobić, a na każdą z nich postępowanie przetargowe przeprowadzić. 
No więc czterdzieści minut w plecy na A2, potem dwadzieścia w Alejach Jerozolimskich. Zamiast uwierzyć google maps pojechałem jak dorożkarski koń. 
W korku na Alejach zauważyłem busa oklejonego napojem energetycznym Jeb. Twórców nie było jeszcze stać na slogan „no to se jebnij”. Może kiedyś. Gdy busa wyprzedzałem, okazało się, że kierowca ma w uchwycie przy kierownicy energetyk. Ale nie jest to Jeb tylko orlenowska Verva.

3. W Warszawie ciepło. Choć teoretycznie miało padać. Poszliśmy na obiad do Krakena. Choć bardziej do Beirutu. Nie potrafię tak usmażyć halloumi. Zawsze trochę przypalam. Hummus ze chrzanem to odkrycie zeszłego tygodnia.  
Nadredaktor Mucha uważa, że nowy „Rojst” jest słaby. I to nawet rozsądnie uzasadnia. Mnie się wciąż podoba. Może chodzi o błoto. Cóż, на бесптичье и жопа соловей.
Kocio nie lubi Warszawy. Nie ma się czemu dziwić. 




 

piątek, 16 lipca 2021

15 lipca 2021


1. Kocio nocował w domu. Pewnie by wolał nie. Nikt go jednak nie pytał. O świcie wyawanturował sobie wyjście. Kiedy wstałem przed dziewiątą koczował na tarasie pod – zupełnie dla niego niezrozumiale zamkniętymi – drzwiami. 
Rudzi rano nie było. Kocio nie wydawał się mieć do jej nieobecności jakiegoś stosunku. 

2. Pojechałem do Zielonej. Przez Świebodzin, żeby w Tesco zatankować audiego. Postanowiłem, że teraz będzie nie to audi”, ani nie ta A8. Będzie ten audi. Jadąc z Warszawy wywierałem na niego presję. Rekordu czasu przejazdu tośmy nie uzyskali, ale na pewno wyszedł nam rekord spalania. 
Jechałem S3. Ruch umiarkowany. W Zielonej też bez korków. Kiedy załatwiłem, co miałem do załatwienia ruszyłem na deptak. W poszukiwaniu sernika. Zadzwoniłem do natywnie zielonogórskiego kolegi, który wybrał kiedyś Żoliborz, a teraz inwestuje pod rosyjską granicą twierdząc, że Rosji się nie ma co bać, bo ledwo dyszy. Czym różni się od na przykład specjalistów niemieckich, którzy twierdzą, że Rosji należy się bać, bo ledwo dyszy. Kolega wysłał mnie do miejsca, które się nazywa „Bagietka”. I dobrze, że mnie tam wysłał, gdyż i sernik, i szarlotka, i jagodzianka były istotnie godne polecenia. 
Wyposażony w wypieki ruszyłem w stronę domu. Tym razem przez Przylep. I prom w Brodach. Na prom przyszło mi zaczekać, gdyż był po wschodniej stronie Odry. Dojechałem do domu i postanowiłem zagarażować pojazd. Po drodze minąłem siedzącą w krzakach Rudzię. Kolega Grzegorz napisał, że Rudzia to słabe imię. Kiedy pozna – zrozumie, że nie ma racji. 

3. Udało mi się trochę naprawić kosiarkę Bożeny. Naprawić, bo napęd działa. Trochę, bo wydaje przy tym straszne odgłosy. 
Rudzia przyszła wieczorem. Zjadła, Dużo. Pół rossmannowej puszki i kiełbasy kawałek prawie jej długości. Nie licząc – rzecz jasna – ogona. Pokręciła się i poszła. Chwilę później przyszedł Kocio. Wyraźniej się zmartwił tym, że się minęli. 
Prawie wyjechaliśmy do Warszawy. Wyjedziemy rano. Nie lubię jeździć rano. 

No i na okiec oglądałem „Pętlę” (Hasa). Holoubek jest tam trochę podobny do Łukasza Mężyka. 




 

czwartek, 15 lipca 2021

14 lipca 2021


 

1. Kiedyś już pisałem, że Kocio śpi tak, że go można ukraść. Jak kamień. Nie tak, jak się powszechnie wydaje, że śpią koty. Sytuacja generuje problem. Otóż chwilę po tym, gdy się pojawiła Rudzia, zaczął się koło domu kręcić czarno-biały kocur. Kocio się z nim tłukł. Ale nie, kiedy spał. Więc się zdarzały sytuacje, że kocur (czarni-biały) omijał śpiącego jak kamień Kocia. I potrafił się władować do domu. I nacierać na kierunku kocich misek. 
No i coś się takiego zdarzyło o piątej rano. Z tym, że Kocio się obudził i mieliśmy w domu kocie dyskusje. No więc z tego wszystkiego zaspałem. Kiedy się przed dziesiątą obudziłem – miałem ze trzydzieści nieodebranych połączeń. Jak się później okazało – w większości gratulacyjnych. Hejterom – Bogu dzięki – wystarcza twitter.
Mój brat – się przyznał – lubi czytać hejt na mój temat. Mówi, że się najpierw przejmował, ale z czasem, gdy hejt był przeważnie antysemicki, przestało go ruszać. Cóż, nie robił on sobie badań genetycznych. 

2. Sąsiad Gienek polecił nam mechaników w Międzyrzeczu. Przez płot sąsiadujących z firmą sąsiada Tomka. Z Lawiny lał się olej. Na logikę mi wyszło, że to będzie uszczelniacz wałka sprzęgłowego. Jadąc do Gorzowa zjechaliśmy z S3 i podjechaliśmy do mechaników pracujących pod szyldem „Sąsiedzi”. Powiedziałem o co chodzi. Jeden, niewiele myśląc wlazł pod auto. Powycierał olej i stwierdził, że to nie żaden simering, tylko że się odkręcił filtr oleju. Dokręcił, wytarł, sprawdził i właściwie nie chciał wziąć kasy. Pojadę tam na wymianę części zawieszenia. Na te, które przypłynęły z Ameryki. Muszę jeszcze znaleźć gumy stabilizatora, bo ze starości zmiękły. A powinny być – jak Roman Bratny – twarde. 

W Gorzowie zwiedziliśmy Castoramę. Bardzo porządna Castorama. Kupiliśmy coś, na czym będą wisieć przesuwne drzwi. I kwiatek. Ochroniarz przy kasie oburzył się, że dwa usychające badyle kosztują 15 złotych. Pani kasjerka załamała ręce, że nikt się usychaniem kwiatków nie przejmuje. Gdy uschną – lądują w śmieciach. Najwyraźniej nikomu się nie chce ani podlewać, ani przeceniać. 
Z Gorzowa pojechaliśmy do Różanek, do owczarni z meblami. Jak rzadko udało się nam nic nie kupić. Ale to się pewnie następnym razem zmieni, bo ma przyjechać TIR za dwa tygodnie. Gdyby ktoś potrzebował sześciometrowy stół – to jest. Składa się oczywiście.

3. Z Różanek pojechaliśmy przez wciąż Murzynowo i Skwierzynę do Międzyrzecza, gdzie w restauracji „Piastowskiej” zjedliśmy obfity obiad. Dobra pomidorowa, dobry śledź, ciut gorsze ruskie i pstrąg. „Piastowska” przeżyła COVID i to jest dobra informacja, bo działa od chyba 1945 roku.
Na S3 minęliśmy konwój składający się z jeepa Grand Cherokee i mercedesa kombi. Jechały powoli. Wyglądało trochę, jakby jeep holował mercedesa. W jeepie, w bagażniku był komplet opon. Za kierownicą rozmawiający przez komórkę młodzieniec. Pewnie właśnie tego jeepa kupił. A kupować pojechał mercedesem. Jechał powoli, auto nowe, a pewnie drugi kierowca z łapanki – niezbyt sprawny prosił, by nie przyspieszać. 

Wieczorem przyszła Rudzia. Zjadła pół dużej puszki żarcia z Rossmanna. Kocio asystował. Jesteśmy już z Rudzią na etapie, że gdy zje, przychodzi upominać się o więcej.  

środa, 14 lipca 2021

13 lipca 2021


1. Wstałem. Przyszedł Kocio. Chwilę później przyszła Rudzia. Kocio się zachowywać zaczął, jakby zwariował. Rudzia jadła. On się zaczynał do niej przystawiać. Ona jadła. Kiedy on się przystawiał za bardzo, ona zgrabnie go odtrącała. Kiedy on – zrezygnowany – się oddalał, ona go zaczepiała i tańce zaczynały się od początku. Rudzia je dwa razy więcej niż Kocio. Kocio na początku naszej znajomości też jadł za dwóch. Może nawet za trzech. Z czasem mu przeszło. Jej pewnie też przejdzie. 

2. Pojechaliśmy do miasta oddać do naprawy kosiarkę. Bezskutecznie. Pan naprawiacz powiedział, że idzie na urlop i nie przyjmuje zleceń, bo nie chce, żeby ludzie do niego dzwonili – gdy będzie na urlopie – z pytaniem, czy jednak nie mógłby naprawić wcześniej. Spróbuję sam naprawić, jeżeli nie podołam – przywiozę kosiarkę za miesiąc. Kosiarka elektryczna, stiga, z napędem, ulubiona Bożeny. Teraz takich nie robią. Z napędem są tylko większe. 
Spod pana naprawiacza pojechaliśmy na targ zwany rynkiem. Są już wiśnie. Są jeszcze czereśnie. Na targ zwany rynkiem przeniosło się z budynku dworca „Atelier u Iwonki”. Kupiliśmy obraz olejny, lampę, dwa gliniane garnki, sztuczne perły i jeszcze jedną lampę. Stojącą w przeciwieństwie do tamtej – wiszącej. Nie kupiliśmy kredensu i Chrystusa. Byli obaj zbyt drodzy. 
Zasypano dziury w drodze przez las od strony Skąpego. (Dziękujemy panie Starosto). 
Udało mi się zdemontować koła kosiarki. Na razie jeszcze nie rozumiem jak działa przeniesienie napędu. Może jutro do tego dojdę. 
Pomidory wyrosły, że ho, ho. Malina wydała owoc. Właściwie nawet dwa. Ale to nie jest jej ostatnie słowo. Wyrosły też dwie – być może – brukselki. Ogrodnictwo stale udowadnia, że ma głęboki sens. 

3. Stałem się obiektem twitterowego wzmożenia. Skomentuję to tak: George Stephanopoulos, Dana Perino, Kelly McEnany, Marie Harf, Van Jones. (Dzięki Marcinie) #PozdroDlaKumatych. 








 

wtorek, 13 lipca 2021

12 lipca 2021


1. W Muzeum Powstania Warszawskiego tłumy. Z dyrektorem Ołdakowskim wymienialiśmy się dykteryjkami, których niestety nie mogę zacytować, bo żem obiecał. Gdybym się złamał, to powinienem zacząć od recenzji pewnej książki, która leżała na dyrektorskiej półce. Dyrektorskiej recenzji. Bez tej recenzji – dykteryjki by miały nieco mniej sensu. Tak, czy inaczej nie namówię się do złamania obietnicy. 
Na dyrektorskiej szafce stało dzieło, którego wcześniej nie widziałem/zauważyłem. „Marszałek Piłsudski i pies”. Fragment twarzy psa przypominał podziemną kotwicę. 
Po raz pierwszy od nie pamiętam kiedy byłem w Mordorze. Mordor bardziej ucywilizowany. Straszy za to napisami „powierzchnia do wynajęcia”. O ile się nie mylę, to Springer się przeniósł na drugą stronę ulicy. Postępu nie jest podzielona Marynarską, tylko jest połączona wiaduktem. No i da się zaparkować, co kiedyś było mało prawdopodobne. Ale może to dlatego, że wakacje. 
Byłem też na Wiejskiej, no i jeszcze się spotkałem z bardzo ważną postacią w KC. Ciekawe, czy ktoś jeszcze używa tej nazwy. Rozmawialiśmy i lunęło. Więc rozmawialiśmy aż przestało. Musiałem bronić honoru Krakowa tłumacząc, że – nie ekscytujmy się nazwiskami – jest jednak bardziej z Jasła. Wydaje mi się, że w Jaśle to nigdy nie byłem. Choć by się to wydawało mało prawdopodobne, bo byłem i w Gorlicach, i w Krośnie, i w Pilźnie. Swoją drogą, to, że w Pilźnie nie ma browaru, który by robił oryginalne pilzneńskie piwo to jakieś niedopatrzenie. 

2. Ruszyłem koło dziesiątej. Zwykle jadę Jerozolimskimi, tym razem Połczyńską. Jerozolimskimi lepiej. Jechałem i jechałem. Z przystankiem na pierwszym Orlenie za Strykowem. A2 ma sens tylko wtedy, gdy się – excusez le mot – zapierdala. A na taki sposób korzystania z drogi było trochę za wcześnie. Przez całą trasę męczyły mnie błędy matriksu. Wielokrotnie wyprzedzana furgonetka Poczty Polskiej. Ciągnik siodłowy z opisanym na niebiesko, po niemiecku kontenerem. 

3. Dojechałem. Kocio w terenie. Więc trudno napisać, co u niego słychać. 
Przypomniało mi się, że rok temy byłem w Pułtusku. A potem na imprezie 300polityki. 
Czyli wygląda na to, że rada Aleksandra Kwaśniewskiego została – że tak powiem – zrealizowana.