środa, 27 maja 2015

26 maja 2015




1. No więc wstałem w tej nowej Polsce. Świeciło słońce. Nie miałem też kaca, choć właściwie nic w tym dziwnego, bo nic nie wypiłem. Złapałem się ostatnio na tym, że jak jest pretekst to nie piję. A piję na ogół bez pretekstu. Złą informacją jest, że się nad tym zastanawiam.

2. No i musieliśmy oddać telewizor. I tak przetrzymałem go strasznie długo. Ciężko się będzie przestawić na mniejszą rozdzielczość niż 4K. Chyba pójdę do jakiegoś sklepu i kupię Samsunga UHD. Powinny tanieć, bo teraz jest moda na SUHD. Nasz osobisty telewizor jest w pewnym miejscu, którego nie mogę wymienić, ale kiedy będę mógł, to się będę tym chwalił. Na razie w miejscu po telewizorze zieje pustka. I to jest zła informacja.
Wielkieś mi poczyniła pustki w domu moim.
Tak mi się skojarzyło, ale to chyba nie jest śmieszne.

3. Przyjechałem na Nowogrodzką. Odbywało się tam nerwowe licznie głosów, bo przez chwilę różnica niebezpiecznie spadła. Nerwowość nie trwała zbyt długo, bo się szybko okazało, że różnica jest wystarczająco duża.

Wpadłem do Muzeum Powstania zobaczyć jak stamtąd wygląda kraj. Uraczono mnie tam dykteryjką, której nie można powtarzać. Ale wpisuje się ona w narrację ministra Sienkiewicza – „Państwo praktycznie nie istnieje”. Pokazałem dyrektorowi Ołdakowskiemu Passata, ale nie był jakoś specjalnie zachwycony. Najwyraźniej zbyt wysoko podniosłem poprzeczkę, żeby zwykły nawet bardziej niż dobry samochód robił wrażenie.

Zawiozłem brata do Mordoru, w miejsce porzucenia przeze mnie we czwartek SVX-a. Trochę go przysypały liście. Później, obwodnicą pojechałem do kolegi Kuby na Żoliborz, gdzie potaniały nieruchomości, bo spora część mieszkańców chce je szybko sprzedać, udać się do portu lotniczego w Modlinie i odlecieć w świat, gdzie nie będzie strachu przed Polską Giertycha i Kamińskiego. Tfu, Polską chorych z nienawiści PiS-owców. Z kolegą Kubą zwiedziłem chyba Izabelin i wróciłem do domu. Nie zdążyłem przed zamknięciem apteki. I to jest zła informacja, gdyż skończył mi się steryd do nosa i nie jest dobrze.

W „Czarno na białym” w materiale o porażce PO przemazał się obywatel prezydent Jóźwiak. Uśmiechnięty. Z komentarza wynikało, że się uśmiechał, kiedy zaczynało być wiadomo, że pan Prezydent przegra. I to jest zła informacja. Nie należy się za bardzo uśmiechać na pogrzebach, bo to nieładnie.  

wtorek, 26 maja 2015

25 maja 2015



No i znowu mało co napiszę.

1. Tu miał być opis jazdy Passatem do Krakowa i z powrotem. Z naciskiem na sytuację, w której, w Słomnikach o mały włos nie walnąłem w skręcającego w lewo jegomościa. I, że uratował mnie przed tym system w samochodzie, który służy wykrywaniu zagrożeń.
Złą informacją jest, że systemy rozrywkowe nowych samochodów są tak wciągające, że trzeba w samochody wkładać systemy, które zastępują kierowcę.


2. Tu, z kolei miało być o wieczorze wyborczym sztabu Andrzeja Dudy. O niedoszłym alarmie bombowym, torcie Bronisława Komorowskiego, wielkim nieobecnym i licznych obecnych, do końca nie jestem pewien, czy złą informacją było to, że w najważniejszym momencie padł mi telefon, czy to, że łosoś był taki sobie.

3. Na koniec opisałbym wieczór 300polityki, kilka ważnych rozmów, pijanego kolegę Zbroję, czarodziejskie kubki, wycieczkę na Krakowskie Przedmieście, rozmowy z redaktorem Modelskim.
Tu złą informacją by był minister Kamiński na którego wspomnienie wciąż mnie trzęsie.

Niestety nie mam siły, żeby to wszystko opisać I to jest naprawdę zła informacja.  

poniedziałek, 25 maja 2015

24 maja 2015


Przepraszam bardzo, ale po dzisiejszym wieczorze za bardzo jestem zmęczony, żeby się rozpisywać.

1. Zaspałem, wstałem, wsiadłem do BMW i ruszyłem do Katowic, gdzie na lotnisku znany kierowca Małysz miał się ścigać samochodem MINI z samolotem nie znanej mi marki.
Wyjechałem spóźniony jakieś dwie godziny. Zadzwoniłem do skądinąd sympatycznego PR-owca, który wszystko ogarniał, że się spóźnię. Powiedział, że oddzwoni czy się uda mnie na to lotnisko wprowadzić. Jechałem sobie spokojnie, mając świadomość, że nie można przekraczać prędkości, bo będzie źle. Poza tym byłem półprzytomny. Jechałem i jechałem. Za Jankami Polska w budowie. Ciekawe, czy jak już zostanie zbudowana, ktoś przerobi aleję Krakowską w aleję w starym stylu. Z drzewami, szerokimi chodnikami.
No i jechałem, i jechałem. Dojechałem za Rawę, kiedy PR-owiec zadzwonił, że mnie na imprezę nikt nie wpuści, więc nie ma sensu, żebym jechał. No i to jest zła informacja. Bo to już druga motoryzacyjna impreza na którą w tym tygodniu nie dojechałem.

2. Skoro już nie miałem po co jechać do Katowic, to odbiłem w prawo, żeby się dostać do A2. Przejechałem przez Skierniewice. I muszę przyznać, że Skierniewice ze wschodu na zachód są dużo większe niż z północy na południe. A przynajmniej tak mi się wydaje. Jadąc przez Skierniewice słuchałem Matysiaków. Mam wrażenie, że drugi raz w życiu. Tym razem nie nabijano się z pani Waltzowej.
Autostradą dojechałem do Makro. W Makrze – warto pamiętać – w środku stoją odblokowane wózki. Odblokowane, czyli niewymagające pieniążka.
Z Makro pojechałem do Lidla. W zasadniczo nie działo się tam nic interesującego.
W domu się okazało, że kupiłem nie takie krewetki, jak chciałem. I to jest zła informacja, bo przez to nie wyszła mi kolacja.

3. Wieczorem poszliśmy do Krakena. Gdzie spędziliśmy bardzo przyjemny czas z kolegą Krzysztofem i jego nowym piwem. Naszła mnie konstatacja, że ostatnio bardzo rzadko bywałem w Krakenie. I to jest zła informacja. Bo każdy mieszczanin powinien mieć miejsce, gdzie go można codziennie spotkać.  

niedziela, 24 maja 2015

23 maja 2015


1. No więc wciąż trwa cisza. Więc nie mogę napisać reportażu życia z 24 (+3,5) godzin podróży przez Polskę. I to jest zła informacja.

2. Zostałem bohaterem tekstu redaktora Czuchnowskiego. Plus osiem do fejmu. Jeżeli się okaże, że tekst był również w papierze – plus dwanaście.
Jeżeli tekst przeczyta się niezbyt dokładnie można odnieść wrażenie, że jestem młodym działaczem krakowskiego PiS-u.
Mój były kolega Skoczylas opowiadał anegdotę, że kiedy dnia pewnego Правда napisała, że w jakimś mieście obwodowy komitet partii mieści się przy alei Marksa, to przez noc przeniesiono go z alei Lenina na aleję Marksa, bo przecież Правда się nie może pomylić.
Pozostaje mi więc szybkie wpisanie się do krakowskiego PiS-u najlepiej od razu z 15 -letnim stażem.

Redaktora Czuchnowskiego znam osobiście od 11 grudnia 1991 roku. Od pożaru Krakowskiej Filharmonii. Otóż było tak, że wyszedłem ze szkoły, usłyszałem, że płonie Filharmonia, zacząłem ten pożar fotografować, podszedł do mnie red. Czuchnowski, zapytał, czy bym chciał te zdjęcia opublikować w gazecie, wsiadłem w taksówkę, pojechałem do domu, wywołałem film, zrobiłem odbitki, wsiadłem w taksówkę, pojechałem do drukarni na aleję Pokoju, nie bez kłopotów wbiłem się do środka, znalazłem red. Czuchnowskiego, pokazuje mi zdjęcia, a on na to, że już nie są potrzebne. Zostałem więc z tymi zdjęciami, jak Himilsbach z angielskim.
W każdym razie red. Czuchnowskiemu powinienem być wdzięczny, bo utwierdził mnie wtedy w przekonaniu, że świat nie jest tak fajny, jak się może wydawać.

Redaktor Czuchnowski w perfidny sposób zmanipulował moje napisane na 3neg słowa. Ja napisałem, że „Konferansjer mnie excusez le mot – wkurwiał”, w artykule ostatnie słowo zostało sprowadzone do „wkur…’. Uważam, że ta podła manipulacja miała na celu uderzenie w moją osobę. Jeżeli coś piszę, że co mnie wkurwia, to znaczy, że nie chcę tego opisać innymi słowami. Zamiana części wkuwu w trzy kropki robi ze mnie osobę nieprzekonaną do własnych sądów.Czyli niewiarygodną. I to jest zła informacja. Rozważam kroki prawne. Gdyby ktoś z czytających prawników był zainteresowany – zapraszam do kontaktu.

Redaktor Czuchnowski wyciągnął mojego tweeta ze zdjęciem roznegliżowanego komedianta Karolaka. Dobrze, bo chciałem się z jego umieszczenia tłumaczyć panu Buczkowi, którego oburzył.
Tłumaczenie jest proste, ale wrócę do niego, kiedy cisza wyborcza się skończy.

3. Przez większość dnia jeździłem autobusem, którego kierowcy wierzyli w nawigację nie bardzo potrafiąc się nią posługiwać. No i muszę stwierdzić, że drogi w interiorze mamy kiepskie. Takie, jak w latach 90. i to jest zła informacja.  

sobota, 23 maja 2015

22 maja 2015


1. No i znowu jest cisza wyborcza, i znowu nie wiem co robić. Do tego mam problem polegający na tym, że tak właściwie (w sobotę po piątej rano) nie skończyłem czwartku. W związku z tym, że ten czwartek ma już ponad 44 godziny i całkowicie zjadł piątek ograniczenia w tematach, które mogę opisać są złą informacją.

2. Miałem ambicje pojechać rano pociągiem do Wrocławia, żeby jednak pojeździć elektrycznymi volkswagenami. Niestety – zaspałem. I to jest zła informacja. Z tym snem, to mi się strasznie dziwnie porobiło. Kiedy odbierałem BMW M135i przypomniało mi się, że parę miesięcy temu mówiłem, że jeżeli nie prześpię dziewięciu godzin, to jestem nieprzytomny. Teraz, jeżeli udało mi się przespać w sumie dziewięć godzin od początku tygodnia – to duży sukces.
M135i – bardzo fajny samochód. Niestety cała moja energia szła w to, żeby się nie zabić. Więc nie byłem za bardzo w stanie docenić tego auta. I to też nie jest dobra informacja, choć istnieje szansa, że odpocznę i wszystko się zmieni

3. Napiszę jedną rzecz, która mi się przypomniała podczas oglądania debaty. Otóż w podstawówce (raczej na początku) była taka zasada, że jeżeli ktoś dotknął coś obrzydliwego, żeby zdjąć z siebie odium, musiał dotknąć tym czymś kogoś innego i wypowiedzieć zaklęcie: dwa, pięć od syfa.
Podczas debaty nikt nie użył zaklęcia. I to chyba jest zła informacja.


piątek, 22 maja 2015

21 maja 2015


1. Wymieniłem jednego volkswagena na drugiego, czyli Tuarega na Passata. Tuareg bardziej niż w porządku. Passat kombi. Passatem pojechałam na Pragę. Konkretnie na Mińską, przy której była konwencja podsumowująca kampanię kandydata Dudy. 

Niby miałem słuchać przemówień, ale zadzwonił dyrektor Ołdakowski i zamiast słuchać zająłem się knuciem. Ale zanim się zająłem knuciem dyrektor Ołdakowski oznajmił mi, że Negatywy są depresyjne. I – tak właściwie – słabe. I to jest zła informacja, bo i bez tego przez głowę przechodziła mi parę razy myśl, żeby przynajmniej do niedzieli zawiesić pisanie. 

2. Przez cały dzień i część nocy zajmowałem się geopolityką. I to jest zła informacja, bo przez tę geopolitykę nie pojechałem do Wrocławia na prezentację elektrycznych volkswagenów. Samochody ponoć świetne a towarzystwo doborowe. Ważne, że problem geopolityki udało się rozwiązać.

3. Aktor Poniedziałek wygłosił oświadczenie na fejsbuku, że kiedy Duda zostanie prezydentem, w szkołach przestaną uczyć o Darwinie. Wpis podało dalej wielu – wydawać by się mogło – rozsądnych ludzi. 
Wzmożenie na fejsbuku jest szaleńcze. Towarzystwo chce uratować Polskę przed PiS-em. Nie zauważając, że to, co przez ten PiS rozumieją stoi za prezydentem Komorowskim. Stoi w osobach ministra Kamińskiego, mecenasa Giertycha i innych. 

Nikt z towarzystwa nie zauważa, że minister Kamiński walczy z PiS-em, cytując swoje własne słowa z czasów, kiedy w PiS-ie jeszcze był. I to jest zła informacja. 

czwartek, 21 maja 2015

20 maja 2015


1. Przypomniała mi się taka historia sprzed prawie ćwierćwiecza. Do redakcji „Gazety Krakowskiej” przychodził praktykant o nazwisku (o ile pamiętam) Marzec. Zanim zaczął przychodzić do „Gazety Krakowskiej” praktykował w „Tempie”. Z tego czasu pochodzi legenda jak redaktor naczelny „Tempa”, Ryszard Niemiec ryknął: Panie Marzec, jeżeli pan pisze, że [tu nazwa pierwszego klubu z ligi okręgowej] zremisował z [tu nazwa drugiego klubu z ligi okręgowej] 0:0, to proszę nie pisać, że do przerwy było 0:0.
Budynek przy Wielopolu, gdzie mieściły się wtedy redakcje obu gazet przed wojną mieścił „IKC”, ale wcześniej powstał jako dom towarowy. Z wielkim, przez wszystkie piętra holem w środku. Więc ryki redaktorów naczelnych było bardzo dobrze słychać.
Jak napisałem, z „Tempa” Marzec trafił do działu miejskiego „Gazety Krakowskiej”. Wydaje mi się, że wtedy już „Krakowska” z Wielopola przeniosła się na Warneńczyka. No i w tym dziale miejskim strasznie się męczył. Znaczy, nie do końca zdawał sobie sprawę z tego, że się męczy. Strasznie się starał ale mało co z tego wychodziło. Trwało to chwilę, aż nad praktykantem Marcem pochylił się mój były kolega Skoczylas. I z dobrego serca poradził mu, żeby raczej przestał wierzyć w to, że coś osiągnie w mediach, bo talentu nie ma, a wręcz przeciwnie.
Praktykant Marzec się obraził. I znikł.
Jakiś czas później mój były kolega Skoczylas opowiadał, że spotkał praktykanta Marca, który przestał być praktykantem. Został sprzedawcą i świetnie sobie radził. Był szczęśliwy, bo znalazł swoje miejsce na świecie. Podziękował za to serdecznie mojemu byłemu koledze Skoczylasowi.

Historia mi się przypomniała, kiedy zobaczyłem film z wizyty kandydata Dudy w Springerze. Konkretnie z tego, jak zaskoczył go redaktor Lis. No i wtedy sobie pomyślałem, że ktoś powinien chyba powiedzieć biuru prasowemu PiS-u, że może powinno jednak poszukać sobie jakiegoś miejsca w życiu, bo to, czym się nie zajmują wyraźnie im nie wychodzi.
Istnieje niestety poważna obawa, że biuro nie ma aparatu, by z takiej rady skorzystać. I to jest zła informacja.

2. Była burza. Zmokłem. I to jest zła informacja. Ale dla zrównoważenia mam dobrą – mimo niedomkniętych okien w SVX-ie nie nalało się do środka. Rację pewnie miał kolega Podłoga mówiąc, że w tym samochodzie można palić w deszczu.

W telewizji zauważyłem dawno nie widzianego prezydenta obywatela Jóźwiaka. Niestety nie mogłem znaleźć pilota i nie wiem w sprawie czego tam się pojawił.

3. Pojechałem z kolegą blogerem Rybitzkym do Lidla, znaczy jadąc do Lidla podwoziłem kolegę blogera Rybitzky'ego do domu. W Lidlu zasadniczo nic specjalnego nie było. Poza ogórkami małosolnymi (które okazały się całkiem niezłe). Za to kolega Rybitzky opowiedział mi wiele ciekawych rzeczy o Ursusie. Wcześniej, kiedy wyjeżdżałem z Lidla w prawo zawsze się w tym Ursusie gubiłem. Teraz, dzięki Rybitzky'emu to się nie powtórzy. I to jest zła informacja, bo będzie mi tych przygód brakować.  

środa, 20 maja 2015

19 maja 2015


1. Generalnie od rana nie było dobrze. Z niewiadomych przyczyn wszystko mnie bolało. Do tego miałem wrażenie, że każdemu, kogo spotkałem zdechł pies, albo coś w tym stylu. Stan ten utrzymywał się do popołudnia.
Pan Prezydent spotkał się z działaczami PO w Nowohuckim Centrum Kultury. Do NCK chodziłem kiedyś na zajęcia. Znaczy – informatykę. Trzydzieści lat temu. Byłem tam parę razy. Nic nie pamiętam poza tym, że gdzieś przy przystanku stała buda z grami telewizyjnymi i były tam Asteroidy. Konferansjerem imprezy pana Prezydenta był poseł Fedorowicz. Radził sobie kiepsko. I to jest zła informacja, bo to bardzo sympatyczny człowiek.
Na zewnątrz ponoć była demonstracja przeciwników pana Prezydenta. Liczniejsza, niż goście w środku. Ktoś, no dobra, nie bójmy się tego słowa – minister Kamiński, musiał pójść po rozum do głowy i zalecić, żeby pan Prezydent spotykał się wyłącznie ze sprawdzonym partyjnym aktywem. Jest wtedy przewidywalny.

2. Kiedy zegar wskazał siedemnastą odwiozłem bratu SVX-a. Oglądałem przy okazji jego skuter marki BMW. Właściwie pierwszy raz. Porządny skuter.
Wróciłem do domu i nawiązałem kontakt z nowymi sąsiadami. Było bardzo miło. Muszę popracować nad moją pasywną znajomością angielskiego. Teraz cache wypełnia mi się przy trzecim zdaniu. Albo go zwiększę, albo jakoś spróbuję poprawić wydajność jednostki centralnej.
Nie wiem jeszcze jak. I to jest zła informacja.
Przyszła przesyłka od pana marszałka Sikorskiego. Zasadniczo miała to być Konstytucja z autografem. Przyszła Konstytucja z faksymile. Nic to. Przyda się, bo ostatnio często do Konstytucji sięgam. Bardzo ciekawa, choć dość hermetyczna lektura.

3. No i z konieczności obejrzałem „Tomasz Lis na żywo”. Najbardziej ostatnią część. Wiedziałem, że kiedyś przyjdzie dzień, kiedy Lis przesadzi. Nie wpadłem na to, że pociągnie za sobą nową twarz kampanii pana Prezydenta – artystę Karolaka, który z kolei będzie się uwiarygadniał Agnieszką Holland. A do tego wszystkiego sytuacja będzie rimejkiem sceny z piosenkarzem Koraczem z „Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz”.
Najwyraźniej wyobraźni mi nie staje. I to jest zła informacja.



wtorek, 19 maja 2015

18 maja 2015



1. Najpierw trzeba było wstać. I to jest zła informacja.

2. Potem wsiedliśmy do auta i pojechaliśmy do Berlina, żeby odstawić dziewczyny. Najpierw autostradą. Wolności. Ciekawe, czy gdyby pan Prezydent miał chomika to też by go nazwał Wolność. Albo Freiheit, jak autostradę A12. Kiedy tak sobie jechaliśmy młodzieżówka PO w ramach obrony wolności przez PiS-em siedziała w klatkach. Generalnie nie ma się zbyt dobrego zdania o partyjnych młodzieżówkach. Ale pomysł, żeby w siedzieć w klatce protestując przeciw temu, że za marihuanę wsadzać się będzie do więzień, jednocześnie będąc związanym z partią, która rządzi o lat ośmiu i przez te osiem lat jej rządów wsadzono do więzień za marihuanę więcej ludzi, niż liczy cała ta młodzieżówka – jest bardziej niż kuriozalny. I to jest zła informacja.

3. Później jechaliśmy trasą koło Treptower Park. Jechałem po raz pierwszy za dnia. I faktycznie po drodze była aleja platanów. Dojechaliśmy. Udało mi się nawet jakoś zaparkować. Tyle, że musiałem nawrócić, bo przepis (nie wiem, czy niemiecki, czy berliński) mówi, że równolegle parkować można wyłącznie zgodnie z kierunkiem jazdy. Znaczy zawsze po swojej prawej.
Swoją drogą nie wiem, jak jest na jednokierunkowych.

Rozładowaliśmy się, później podrzuciliśmy dziewczyny do parku na winnej górce i ruszyliśmy zurück. Muszę przyznać, że nawigacja w Tuaregu nie jest jego najmocniejszą stroną. Albo ja jakiś głupi jestem. W każdym razie parę razy chciała mnie koniecznie prowadzić pod prąd. Ale się nie dałem sprowokować.

Ropa w Berlinie po 5 zł. Czyli taniej niż na stacji po polskiej stronie granicy przy autostradzie. Kiedy w końcu udało nam się już z miasta wyjechać, poszło już szybko. I bezboleśnie, bo samochód spalił osiem litrów. Później było gorzej, bo się okazało, że pakowanie zajęło zbyt wiele czasu. I zasadniczo w dwie godziny (i kwadrans) muszę przejechać 400 km.
No i się nie udało. Ale to nie jest najgorsza informacja. Bo najgorsze było, że za mało zatankowałem. I straciliśmy dobre 15 minut na Orlenie, gdzie wszyscy kupowali hot-dogi i działała tylko jedna kasa. Jestem gotów płacić więcej za paliwo, byle tylko na stacji nie sprzedawano hot-dogów.  

poniedziałek, 18 maja 2015

17 maja 2015


1. Powtórka z rozrywki. Położyłem się wcześniej i wcześniej mnie obudziło. Nie na tyle wcześniej, żeby zdążyć na pociąg za pięć szósta, więc pożytek z tego był żaden. Obejrzałem sobie Tak czy Nie no i dotarło do mnie, że chyba przeceniałem Marcina Celińskiego. Strasznie dużo ludzi, strasznie dużo stawia w tych wyborach. I to jest zła informacja.

2. Kupiłem sobie do pociągu „Plus Minus”. Zanim przyjechał, przeczytałem wywiad ze Stanowskim. Kiedyś mówiąc takie rzeczy człowiek z automatu stawał się PiS-owcem. Dziś – niekoniecznie. I tego chyba nie potrafią zrozumieć orły z PO.
Pociąg przyjechał. Wbiłem się do cudzego przedziału, bo mi się numer miejsca pomylił z numerem pociągu. Obyło się bez awantury. Znalazłem własne miejsce i udałem się do Warsu. W
Warsie siedział znany reżyser. Siedział i – jak na człowieka Kultury (przez duże K) przystało – popierał Bronisława Komorowskiego. Popierał zajmując z jakąś panią czteroosobowy stolik. A wiadomo, jak to w Warsie – miejsc zbyt mało. W końcu przyszła para Niemców i wywarła na słynnym reżyserze presję. Reżyser się przesunął i Niemcy się dosiedli. Zgoda i bezpieczeństwo.

Obok przy dwóch stolikach siedziała grupa wracających z jakiegoś firmowego spędu. Część jednego stolika dzieliła się z resztą doświadczeniami z wizyty w „knajpie u Gesslerowej”. Największe wrażenie zrobił kibel i cena alkoholu. Sama pani Gessler bywa w weekendy, więc nie mieli szansy jej spotkać. Ale zasady, którym hołduje w swoim telewizyjnym programie wprowadziła. Swoją drogą, myślałem, że nikt „Kuchennych rewolucji” nie traktuje już poważnie. A tu taka niespodzianka.
Chciałem czytać wywiad z dr. Żukowskim, którego pamiętam z wizyt w „Ozonie” jako bardzo sympatycznego pana, ale zacząłem czytać o efektach tweetu posła Wojciechowskiego. Cóż, nie każdy może tak szybko ogarnąć problem 140 znaków. „Złota klatka”, jeżeli nie mieści się nam „złota” staje się „klatką”. Ale to i tak nie powód do jazdy jaka się rozpętała na tajmlajnie.

Dojechałem, wysiadłem. Pojechaliśmy kupić akumulator do kosiarki. Akumulator nie pasował, ale udało mi się kosiarkę odpalić. Pojechałem po paliwo. Wróciłem. Zacząłem kosić. Zaczęło lać.Kosiłem moknąc aż spadł mi pasek napędzający kosisko. Poddałem się. I to jest zła informacja, bo twardy powinienem być.

3. Postanowiłem ruszyć Suburbana, bo auto się psuje jak stoi. Nie jak jeździ. Pojechałem do Ołoboku i z powrotem. Skrzynia się trochę ślizgała, ale nie było źle. Kiedy wróciłem zadzwonił sąsiad Tomek, że widział mnie jak przejeżdżałem i żebym koniecznie wpadł. No to dolałem paliwa i jeszcze raz pojechałem. No i u Tomka skrzynia przestała działać. Znaczy auto zaczęło jeździć wyłącznie do tyłu. Bo do przodu nie zapinało biegu. Cóż było robić. Wróciłem pięć kilometrów na wstecznym. Nie byłoby to takie trudne, żeby nie jeden problem. Otóż samochód nie ma z tyłu porządnych świateł. Czyli po zmroku prawie nic nie było widać. Dojechałem jednak jakoś. Na miejscu się okazało, że Suburban znowu zaczął jeździć do przodu. Kiedyś – mam nadzieję – zrozumiem jak działa automatyczna skrzynia biegów.

Skosiłem jeszcze trochę. Tym razem w parku, przy świetle latarki, bo reflektor kosiarki z niewiadomych przyczyn przestał działać. I to jest zła informacja, bo bez reflektora w kosiarce życie jest trudniejsze.  

niedziela, 17 maja 2015

16 maja 2015


1. Nie jest dobrze. Tak głęboko wszedłem w tryb „pięć godzin snu”, że kiedy w końcu udało mi się położyć przed drugą i tak zerwało mnie chwilę po szóstej. Ciężarówki ponoć mają międzybiegi. Ktoś mi kiedyś próbował nawet tłumaczyć jak to działa, ale jakoś nie udało mi się tego ogarnąć. Więc tylko sobie międzybiegi wyobrażam. No i te moje wyobrażenia skojarzyły mi się z obracaniem z boku na bok w łóżku. Udało mi się chyba leżeć na wszystkich ośmiu międzybokach.
W końcu wstałem. I bez śniadania udałem się na front walki o moje lepsze jutro. I to jest zła informacja, bo jak na fejsbuku wciąż podkreśla dyrektor Zydel – śniadanie to podstawa.

2. Dzieci Pana Prezydenta wystąpiły w spocie wyborczym. Media zachwyciły się, że film wyprodukowały Dzieci Pana Prezydenta same. Żadne z polskich mediów (chyba, że jakieś, a ja nie zauważyłem) nie zaprosiło fachowca, żeby przeanalizował jakość rzeczonego spotu. Wszyscy grzali, że to twórczość osobista. Jest to o tyle zabawne, że w opisie filmu Dzieci Pana Prezydenta same napisały, że spot zrealizowały z pomocą przyjaciół filmowców. Po mieście już chodzi informacja o tym, kto film zrobił. Ciekawe, czy jeśli kiedyś ta informacja się potwierdzi, to zachwycający się jego amatorskością jakoś skomentują swoją dziwną w nią wiarę.
Ciekawe? Nieciekawe. Wiadomo, że nikt o tym nie będzie pamiętał. I to jest zła informacja.

W każdym razie pomysł dobry. Ale jak zauważył pewien kolega – zaorany przez słowa pani Prezydentowej u red. Olejnik w radio Zet: Emigracja to szansa.

3. Bożena z dziewczynami pojechała na wieś. Ja poszedłem do Krakena. Pogadałem z kolegą Krzysztofem, wypiłem cztery piwa i na zerwanym filmie wróciłem do domu, napisałem Negatywy i padłem. Jednak zmęczony jestem potwornie. I to jest zła informacja.
A mogłem pójść na pl. Zbawiciela i na własne oczy oglądać zakatarzonego prezesa medialnego koncernu. Katar u prezesów spółek giełdowych może spowodować niestrawność u akcjonariuszy.   

sobota, 16 maja 2015

15 maja 2015




1. Dzień zrobił mi Kamil Sikora z natemat.pl Otóż namaścił mnie na członka sztabu kandydata Dudy. Natemat.pl to wielce opiniotwórczy portal. Nie upłynęło 45 minut, kiedy zadzwoniła do mnie pierwsza agencja PR z delikatnym pytaniem, co mam zamiar robić po wyborach. Telefonów było kilka. Większość z niezbyt określonymi gratulacjami. Cóż, jak się domyślam zamiarem człowieka Sikory raczej nie było podbijanie mi fejmu. I to jest zła informacja.

2. Bożena w końcu dała się namówić na jazdę SVX-em. No i jak się dała namówić, to się okazało, że się jej całkiem dobrze jedzie.
JA pojechałem po Tuarega. Mytaxi. Z jakąś promocyjną zniżką. Z ty, że wcześniej popełniłem strategiczny błąd. Gdybym kliknął ciut w lewo, to kierowca by nie stał przez czterdzieści pięć minut w korku. W każdym razie Tuareg okazał się bardzo interesującym samochodem.
No i zacząłem się zastanawiać, czy gdyby Tuareg był Cayenne z tym samym sześciocylindrowym silnikiem, to czy bym narzekał. Podejrzewam, że tak. I to jest zła informacja.

3. Zmusiłem dziewczyny do oglądania pierwszego odcinka „Twin Peaks”. Milna nie podniosła głowy znad iPhone'a. Tośka, która właśnie się pozbyła nazębnego aparatu – zaczęła oglądać.
Ćwierć wieku temu odcinek ten zrobił na mnie gigantyczne wrażenie. Teraz miejscami wyglądał jak polski serial z końca lat dziewięćdziesiątych. I to jest zła informacja.  

piątek, 15 maja 2015

14 maja 2015



1. Trzask, trzask, brum, brum, brum, brum, brum, brum, brum, trzask, trzask, brum, brum, brum brum, brum, brum, brum, brum, brum, piiiiiiiiiiiiiiiiiiii, brum, brum, brum, trzask. Innymi słowy zawiozłem Bożenę do pracy i pojechałem na Nowogrodzką posłuchać konferencji kandydata Dudy. Piiiiiiiiiiiiiiiiiiii znaczy, że samochód mojego brata nie ma ABS i jest to zła informacja.

2. Po konferencji pojechałem po dziewczyny do ich prababci na Asfaltową. Pojechaliśmy do Muzeum Powstania Warszawskiego, gdzie czekał na nie przewodniczka o imieniu Angela. Dyrektor Ołdakowski wpadł na pomysł, że dobrze by było, żeby dziewczyny oprowadzone były po niemiecku, bo mam wrażenie, że zaczynają dzielić rzeczywistości. Czyli to, co słyszą w Polsce po polsku nie miesza im się z tym, co słyszą w Berlinie po niemiecku. I jeszcze parę lat i będ przekonane, że faszyści okupowali Niemcy. A, że robili to najdłużej, to Niemcy są najbardziej poszkodowanym krajem świata. Sophie Scholl über alles.
Dziewczyny poszły zwiedzać, a ja czekałem na dyrektora Ołdakowskiego, który siedział obok prezydenta obywatela Jóźwiaka na jakimś – przepraszam za wyrażenie – evencie.
Przejrzałem „Politykę” (zupełnie nie pamiętam co w niej było, choć parę tekstów przeczytałem) (coś Passent napisał, że go zły Magierowski atakował) (chyba), przeczytałem „Super Express” (był jakiś test – ile twoje ciało ma lat, zacząłem go rozwiązywać, ale poległem przy liczeniu od stu do zera co siedem). W końcu przyszedł wicedyrektor habilitowany Gawin. I zaczęliśmy knuć. Poknuliśmy chwilę i przyszedł dyrektor Ołdakowski. Knucie z oboma panami to jedno z bardziej satysfakcjonujących działań, w jakich zdarza mi się uczestniczyć. Do pełnej satysfakcji brakowało mi jedynie alkoholu.
Kiedy siedziałem w tym Centrum Sterowania Wszechświatem zadzwonił dyrektor Zydel. Opowiedział, że spotkał się z Konsulem Generalnym w Lyonie. No i rzeczony pan Konsul Generalny rozpoznał go, jako bohatera Trzech Negatywów.
Byłem raz w Lyonie. Z ćwierć wieku temu. Pamiętam, że jest tam czegoś siedziba. Chyba Interpolu. W Lyonie mieszkał wtedy jakiś uczeń prof. Eminowicza. I miał forda Granadę. Teraz już jej pewnie nie ma. I to jest zła informacja, bo to bardzo porządny samochód.

3. Obcowanie z dyplomatami nauczyło mnie, że dzielą się oni na politycznych i fachowców (polityczni też mogą być fachowcami ale z rzadka). Pan Konsul Generalny wygląda na fachowca. Znaczy – placówka w Lyonie jest z jakichś powodów ważna. Może przez ten chyba Interpol. W każdym razie nie wygląda na to, żeby pan Konsul Generalny używał Twittera. I to też jest zła informacja

Wywarłem presję na dyrektora Ołdakowskiego, żeby zawiózł mnie do Audi na Połczyńską, bym mógł odebrać Tuarega. Czasu było mało. Dyrektor Ołdakowski pędził narażając życie i publicznie mienie w postaci swojego służbowego pojazdu. W połowie drogi dotarło do mnie, że jest środa – nie czwartek.
Dyrektor Ołdakowski nie pije, więc w prosty sposób nie uda mi się zrewanżować. Może mi się uda w sposób bardziej skomplikowany.

czwartek, 14 maja 2015

13 maja 2015




1. Najpierw trochę się najeździłem. Bo najpierw musiałem pojechać gdzieś, żeby się spotkać z kimś. Spotkanie się przedłużało, więc zaprosiłem kogoś do auta i pojechaliśmy zawieźć Bożenę do pracy. Wracając ustaliliśmy, co mieliśmy ustalić. I to jest dobra wiadomość.

Pojechałem oddać BMW. I to jest zła informacja. Tym razem nie widziałem żadnego i8, ale za to z pięć i3.

2. Wsiadłem w tramwaj i pojechałem na plac Unii Lubelskiej. W tramwaju czytałem tweety. Zauważyłem, że pan Prezydent postanowił zmienić konstytucję. I nawet wykonał w tym kierunku jakieś czynności. Przypomniało mi się, że parę dni temu w Polsacie (właściwie, to w Polsat News, bo Polsat właściwy przerwał transmisję) mówił, że konstytucję chcą zmieniać polityczni frustraci, po tym kiedy przegrają wybory. Trudno się z panem Prezydentem nie zgodzić.

Później się okazało, że ktoś zrobił z tego filmik w rzucił w sieć. Znaczy nie jestem jakoś wybitnie odkrywczy. I to jest zła informacja.

Przy Bagateli stało subaru mojego brata. Zacząłem wymyślać historię, jak projektowano okna w SVX-ie. Kiedy mi się uda, to ją zapiszę.

3. Wieczorem pan Olechowski opowiedział pani Pieńkowskiej, że platformiana akcja zbierania podpisów pod wnioskiem o referendum za JOW-ami, likwidacją Senatu, immunitetu i finansowania były jedynie ćwiczenia dla aktywistów partyjnych. Jak ktoś napisał „Zrobił Platformie małego Gyurcsany'ego”.

Zastanawiające, czy pan Olechowski chce poprzeć tzw. Partię Balcerowicza, czy dokonać zemsty na PO. Choć, tak naprawdę to chyba mam powody jego działania gdzieś.

Podobnie proplatformersko się zachował pan Prezydent, który podczas dziwnego spaceru po Warszawie zasugerował młodemu człowiekowi pytającemu go jak siostra ma kupić mieszkanie zarabiając 2000 złotych – żeby wzięła kredyt i znalazła lepszą pracę.

Słabo bierze się kredyt będąc na śmieciówce. Zresztą, gdyby nawet na etacie zarabiać te dwa tysiące, to pewnie zdolność kredytowa wystarczyłaby na jakieś siedem metrów mieszkania (w Warszawie). Zdolność kredytowa to słowa dość traumatyczne dla dzisiejszych trzydziestolatków. Ale skąd pan Prezydent ma to wiedzieć.

Źli ludzie mówili, że cały spacer ustawiony był tak, że sztabowcy na trasie rozstawiali ludzi, z którymi pan Prezydent miał rozmawiać. Pewnie kłamali. Choć z drugiej strony skąd pod Szpilką dwie starsze panie na wózkach, albo tylu facetów w ślubnych garniturach?
Skąd? Pewnie przechodzili. Z tragarzami.

W Gorzowie Wielkopolskim pewien nienawidzący PiS-u radiowiec powiedział mi jakiś czas temu, że kiedy widzi, że pan Prezydent wciąga powietrze, to drętwieje, bo się boi żenady po tym, kiedy usłyszy, co pan Prezydent powie. Ja powoli zaczynam się ze bać włączać telewizor. I to jest zła informacja.

Gdyby nie to, że (szeroko rozumiana) 300polityka nie może mi wybaczyć pewnego mojego niezbyt przemyślanego wpisu – być może byłby to popularny kampanijny news: Otóż z bardzo dobrego źródła (jest to źródło pojedyncze, choć lepszego nikt raczej mieć nie będzie) wiem, że jedyne, prawdziwe, potwierdzone konto córki kandydata Dudy to @DudaKinga

Inne – w tym tak popularne w kręgu warszawskiej lewicującej inteligencji – są fałszywe. Żeby tego nie zauważyć trzeba chyba nie mieć mózgu.