Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Bartosz Zbroja. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Bartosz Zbroja. Pokaż wszystkie posty

środa, 6 stycznia 2016

4 stycznia 2016



1. Zaspałem. Haniebnie. I to jest zła informacja.

2. W Pałacu Druh Podsekretarz wręczał wolontariuszom Światowych Dni Młodzieży flagę od Prezydenta. Wolontariusze byli z różnych krajów, a zwłaszcza z Brazylii, Włoch i Francji. Księża, którzy z nimi z Krakowa przyjechali mówili o milionach pielgrzymów, których się spodziewają i o tym, że żadne miasto w Polsce nie jest na taką imprezę przygotowane.
I, że właściwie na świecie to tylko Seul. [I Watykan, Rzym – to dodano po chwili milczenia].
Nie ma co ukrywać – w dobry nastrój wprowadzają mnie dziwne rzeczy. Tym razem ubawiło mnie, że Campus Misericordiae położony jest w miejscowości Kokotów. Nad rzeką Serafą, znaną również jako Srawa. Nie bez przyczyny znaną.

Zapytałem Druha Podsekretarza, czy ze swoim nazwiskiem nie czuje dyskomfortu związanego z wypowiedzią Ministra Spraw Zagranicznych dla Bilda. Druh Podsekretarz się obruszył – jego nazwisko jest starsze niż ta sportowa dyscyplina. Pochodzi od kołodzieja. Nie zapytałem, czy Piasta.

Profesor Zybertowicz powiedział, że Negatywy są teraz gorsze niż wcześniej. Muszę się przyznać, że kiedyś miałem Profesora za osobę nieco odklejoną. Od kiedy go poznałem – zdanie zmieniłem diametralnie.
Profesor zasugerował, że jeden negatyw powinien być osobisty, drugi – polityczny, a trzeci metafizyczny. Na razie nie będę próbował.

Dyrektor Zydel przysłał mi fejsem jakieś badania CBOS-u, z których wynikało, że większość Polaków jeździ na rowerze. I to jest zła informacja – najwyraźniej praca u Prezydenta Obywatela Jóźwiaka dyrektorowi Zydlowi nie służy.
Odpisałem mu, że kiedy wprowadzimy obowiązkowe OC dla cyklistów – preferencje mogą się zmienić. Nie odpisał. A mógł na przykład zapytać, czy zacząłem jeść mięso.

3. Wieczorem w TVN24 wystąpił Bartłomiej Sienkiewicz. Pani Krajewska napisała na Twitterze, że to bardzo [mega] inteligentny polityk. Chyba bym nie chciał, żeby pani Ligia napisała kiedyś o mnie coś dobrego.

Muszę przyznać, że do ostatniej chwili czekałem na grom który w ex ministra walnie. Niestety nic takiego się nie stało. I to jest zła informacja.

Wystąpił później Leszek Miller. Chyba długo go w Faktach po Faktach nie zobaczymy, gdyż bezpardonowo zaatakował majestat prof. Rzeplińskiego przypominając jakieś zupełnie nieznaczące jego zachowania po samorządowych wyborach. Może i coś wtedy profesor robił i mówił, ale co to przy obronie demokracji. A poważnie – powiedział jedną rzecz, która do furii musiała doprowadzić parę osób. Otóż, że zamach stanu robi się przeciw legalnie wybranej władzy. A teraz legalnie władzą jest PiS.

Poszliśmy z Druhem Podsekretarzem do Beirutu. Dołączył kolega Zbroja, który został właśnie rzecznikiem Zbroją. Było trochę zabawnie, bo rzecznik Zbroja dzielił się z nami swoimi zdziwieniami związanymi z urzędem. Z nami – starymi wygami, którzy na przykład oświadczenia majątkowe wypełniali już w sierpniu, pogodzonymi z faktem, że ćwierć wieku na umowach śmieciowych nie liczy się do stażu pracy.  

sobota, 2 stycznia 2016

31 grudnia 2015


1. Bożena postanowiła się zabrać za porządki w parku. Dołączyłem do niej. Odpaliłem chińską pilarkę. Powinienem naostrzyć był łańcuch. Niestety nie znalazłem pilnika. Więc postanowiłem spalić trochę gałęzi. Jedynym skutkiem było spalenie połowy opakowania podpałki.
Dobrze, że nie padało, bo bym do tego zmókł. Z paleniem ognisk mam tak, że mimo sporej wiedzy teoretycznej popartej wieloletnią praktyką nie chce mi się jej stosować. Liczę na to, że się coś wydarzy i kolejny kawałek podpałki, kolejna zapałka zadziałają wbrew fizyce. I to jest generalnie zła informacja.

W przerwach pomiędzy kolejnymi próbami rozpaleń rozmawiałem przez chwilę przez telefon. A to z kolegą Zbroją, który w poniedziałek rozpoczyna nowe życie, a to z Druhem Podsekretarzem, nad którym niesprawiedliwie się trochę pastwię. Druh Podsekretarz dobrym jest z gruntu człowiekiem inaczej trudno jest wytłumaczyć jego cierpliwość w wysłuchiwaniu moich frustracji.

2. Zażartowałem sobie wieczorem na Twitterze [i Fejsie]. Żart się odbił szerokim echem.
Swoją drogą miałem się za osobę jakoś otrzaskaną w tzw. komunikacji. Najwyraźniej niesłusznie. [i to jest zła informacja] Nie wpadłbym na to, że wydawać by się mogło rozsądni ludzie mogą tak łatwo przyjmować nowe definicje słów takich jak demokracja, pluralizm, wolność słowa, solidarność, czy zamach stanu. Anarchia. O różnych symptomach. Na przykład powszechnie znana postać (mniejsza o nazwisko), zdecydowanie dorosła i utytułowana osoba pisząca na fejsie „OBY TEN NOWY NIE BYŁ TAK CHUJOWY”. Wszystko wolno.

Oglądaliśmy przez chwilę trzy imprezy sylwestrowe w trzech miastach. We Wrocławiu wystąpili The Stranglers. Czas bywa bezlitosny. W Krakowie śpiewał nie wiadomo kto. Ale za to z Wieży Ratuszowej przemawiał mój były redaktor naczelny. Była jeszcze na Polsacie impreza w Katowicach. I chyba tyle, jeśli chodzi o transmisje telewizyjne. Imprezę warszawską transmitował Obywatel Prezydent Jóźwiak. Na peryskopie.


3. Normalnie do sąsiadów chodzimy po północy. Tym razem zaprosili nas wcześniej. Dobrą informacją jest że wygląda na to, iż trwający miesiące konflikt pomiędzy sąsiadem Tomkiem, a jego teściową Jolką został zażegnany. Było miło. Przed północą powstał spór, czy otwieramy szampany w środku, czy na zewnątrz. Gienek otworzył pierwszego na chwilę przed północą, żeby był już gotowy do toastów. Wypiliśmy, Wyściskaliśmy się i udaliśmy się na zewnątrz patrzeć w niebo.

W dorocznym pojedynku góra–dół wsi wygrał dół. Czyli my. Ale i tak największe wrażenie zrobiły na mnie sąsiednie wsie. Nie było widać właściwych ogni, tylko błyski. Jak na wojnie.
Mam wrażenie, że na moich oczach w powietrze wyleciało kilkadziesiąt tysięcy złotych. Tyle do dobrze, że na wsi już prawie nie ma psów. Choć przez całą resztę roku to jest zła informacja.

Błyski zza lasu przypomniały mi o końcu Porozumień Mińskich.




wtorek, 26 maja 2015

25 maja 2015



No i znowu mało co napiszę.

1. Tu miał być opis jazdy Passatem do Krakowa i z powrotem. Z naciskiem na sytuację, w której, w Słomnikach o mały włos nie walnąłem w skręcającego w lewo jegomościa. I, że uratował mnie przed tym system w samochodzie, który służy wykrywaniu zagrożeń.
Złą informacją jest, że systemy rozrywkowe nowych samochodów są tak wciągające, że trzeba w samochody wkładać systemy, które zastępują kierowcę.


2. Tu, z kolei miało być o wieczorze wyborczym sztabu Andrzeja Dudy. O niedoszłym alarmie bombowym, torcie Bronisława Komorowskiego, wielkim nieobecnym i licznych obecnych, do końca nie jestem pewien, czy złą informacją było to, że w najważniejszym momencie padł mi telefon, czy to, że łosoś był taki sobie.

3. Na koniec opisałbym wieczór 300polityki, kilka ważnych rozmów, pijanego kolegę Zbroję, czarodziejskie kubki, wycieczkę na Krakowskie Przedmieście, rozmowy z redaktorem Modelskim.
Tu złą informacją by był minister Kamiński na którego wspomnienie wciąż mnie trzęsie.

Niestety nie mam siły, żeby to wszystko opisać I to jest naprawdę zła informacja.  

środa, 11 marca 2015

10 marca 2015



1. Obudziłem się pełen dobrej woli. Cokolwiek by to miało znaczyć. Pojechałem oddać MINI. Nie pojeździłem nim jakoś specjalnie dużo, więc na Wołoską jechałem nieco okrężną drogą. I chciałem przeprosić wszystkich współuczestników ruchu za dziwne manewry, które wykonywałem. Cooper SD przestawiony na tryb sportowy robi z człowiekiem coś dziwnego.
W budynku, w którym się mieści BMW nie działały windy. Starałem więc się bawić Kamila rozmową jak najdłużej, żeby miał pretekst do jak najdłuższego odpoczynku, przed wychodzeniem na 7 piętro. Było to dla mnie łatwe, gdyż rozmowy z Kamilem są zawsze przyjemne, gdyż w geopolitykę zgrabnie wplata tematy motoryzacyjne. Dzięki temu mogę pisząc teksty o samochodach udawać, że mam większe o nich pojęcie. Udawać? Nie! Mam większe o nich pojęcie.

Wracałem do metra ulicą Woronicza. Po wysokim budynku Telewizji (nie pamiętam jaką miał literkę) została kupa gruzu. Swoją drogą to zabawne, że plan prezesa Wildsteina, żeby na Woronicza nie został kamień na kamieniu realizuje prezes Braun. Z tym, że o ile Wildstein chciał na tym gruzowisku coś zbudować, to Braun tylko rozwala. I to jest zła informacja.

2. Dwa razy sprawdziłem plan metra, żeby czegoś nie pomylić i bezpiecznie dojechałem na stację Politechnika. Swoją drogą, kiedy parę dni temu szukałem jarzębiaku ze sklepu przy Pięknej wysłano mnie do monopolowego „przy Politechnice”. Długo nie mogłem zrozumieć gdzie jest ten monopolowy, dopóki do mnie nie dotarło, że „Politechnika” to nie Politechnika, tylko stacja metra.
Na pl. Zbawiciela zobaczyłem redaktora Kurkiewicza z rowerem i exkandydatką Partii Zielonych [to chyba była ona, bo znam ją wyłącznie ze zdjęć] [podkreślam to, że znam ją wyłącznie ze zdjęć, żeby udowodnić, że należę do pewnego rodzaju elity, ale nie będę się nad tym specjalnie rozwodził].
Zastanawiałem się nawet przez chwilę, czy rower i red. Kurkiewicz to zestaw, który wystarczy do poliamorii, ale zobaczyłem kolegę Zbroję, który siedział w Szarlocie.
Ze Zbroją i jego rowerem poszliśmy do Beirutu, gdzie pijąc piwo Dawne patrzyliśmy jak wypiękniała nam Poznańska.
Żeby było idealnie brakuje liści na robiniach. I jeszcze chwilę potrwa zanim się pojawią. I to jest zła informacja.

3. W „Tak jest” oglądałem starcie profesorów. Zwyczajnego z nadzwyczajnym. Zwyczajny był nadzwyczajnie dobry. Nadzwyczajny – zwyczajnie słaby. Aż się zdziwiłem.
Nie posądzałem prof. Glińskiego o taką sprawność. Teraz wyobrażam sobie jak mógł rozjeżdżać niewystarczająco przygotowanych studentów.

Wieczorem u red. Olejnik wystąpili Adam Bielan i mecenas Giertych. Pan Bielan nie powinien grać w pokera. Kiedy mecenas Giertych zamiast jechać po kandydacie PiS zajął się profesorem (nadzwyczajnym) Nałęczem we oczach pana Bielana można było zobaczyć karetę asów.
Później, w „Czarno na białym” oglądałem materiał o sztabach wyborczych kandydatów. Trojga kandydatów. Pan Palikot się nie załapał. Istnieje obawa, że red. Olejnik będzie mu chciała to wynagrodzić w przyszłym tygodniu. I to jest zła informacja.

środa, 18 lutego 2015

18 lutego 2015


1. Pojechałem metrem na stację Wierzbno. Jeździłem tam do redakcji projektu tygodnika „Tygodnik”, a później do Telewizora. Tym razem odwieźć papiery do księgowych Bożeny. Mieszą się oni w jakimś Instytucie ze szlabanem i ochroniarzem. Kiedy przyjeżdżałem autem zawsze podnosili szlaban bez pytania. Tym razem musiałem wyjaśniać po co i do kogo. Piesi są podejrzani. Beverly Hills normalnie.
Szedłem później Woronicza. Z wysokiego budynku ledwo co zostało. Przypomniała mi się grupowa wizyta w gabinecie prezesa natenczas Urbańskiego. I, że zostałem wtedy pochwalony za to, że wiedziałem, że nie było polskich oddziałów Waffen SS.
Ciekawe co będzie w miejscu starych budynków TVP i jak będą wyglądać te apartamentowce i kto wcześniej ten teren przejmie.
Rano rozmawiałem z red. Pertyńskim o „Uwikłaniu” Miłoszewskiego. Uważa, że kol. Miłoszewski jest grafomanem.
Przy okazji się dowiedziałem, że red. Pertyński w wieku lat pięciu był się nauczył czytać i dość wcześnie czytał o marksizmie. Dlatego uważa, że „Trylogia” byłaby świetną powieścią przygodową, gdyby nie religijna fiksacja autora. Jutro pewnie red. Pertyński napisze, że coś pomyliłem, ale teraz jakoś tak to, co mówił pamiętam.

Tak w ogóle to szedłem do BMW przy Wołoskiej. Zanim dotarłem usłyszałem przez telefon kolejną teorię dotyczącą tekstów „Wprost”. Bardziej prawdopodobną, niż ta o zemście otoczenia pani Premier. Niestety stawiająca wydawcę „Wprost” w tak złym świetle, że jej nie powtórzę, bo nie jestem przecież dziennikarzem śledczym.

Pod BMW wpadłem na Kamila, który odbierał od jakiegoś bliżej mi nie znanego dziennikarza X5. Wjechaliśmy do garażu przed myjnię i porozmawialiśmy chwilę o geopolityce. Na górze dostałem kawę, wyżebrałem kajecik i długopis Mini. I podzielono się ze mną sporą dawką informacji o BMW Connected Drive.
Najciekawsza historia, to o panu, któremu uprowadzono F15 (jak w języku BMW nazywa się teraz X5). Pan zadzwonił do BMW i zapytał, czy jakoś mogą pomóc.
W BMW odpowiedziano, że BMW nie ma możliwości namierzyć samochodu, ale zasadniczo możliwości takie ma Bundeskriminalamt w Wiesbaden. Nieutulony w żalu właściciel uprowadzonego auta wywarł więc presję na polską Policję, by ta z Bundeskrimnalamt się skontaktowała. Tak się stało. No i szybko się okazało, że samochód stoi kilka kilometrów od domu właściciela. Porywacze użyli specjalnych urządzeń, które miały uniemożliwić wykrycie auta. Cóż, Bundeskriminalamt zdalnie dał sobie z tymi urządzeniami radę.

Ponoć wciąż się nie da odpalić samochodu zdalnie (jak w „Szklanej Pułapce) ale, jeżeli człowiek przekona pracownika infolinii, ten może auto otworzyć.

W Genewie pokażą nowe 6 GranCoupe. Złą informacją jest, że mnie w Genewie nie będzie. Dobrą, że skoro będzie nowe 6 GranCoupe, to będą musieli chyba zapdejtować zdjęcie z holu. I może mi się uda je stare wycyganić.

2. Idąc z powrotem do metra usłyszałem, że Centrum Informacyjne Rządu najpierw poinformowało, że gdzieś, pod Tomaszowem odbędzie się wyjazdowe posiedzenie Rządu. Później, że konferencja pani premier Kopacz i wicepremiera Siemioniaka. A kiedy na miejsce zdążyły już dojechać wszystkie wozy transmisyjne – ogłoszono, że konferencja będzie jednak w Kancelarii, w alejach Ujazdowskich. I jak tu nie kochać ministra Kamińskiego. Walka z deficytem budżetowym przez zwiększanie wpływów z akcyzy od bezsensu spalonego paliwa. Pomysł interesujący, ale niezbyt dopracowany.


Po drodze do domu wpadłem do Faster Doga. Pawełek chce kupić mini Clubmana. W tym roku wyjdzie nowa wersja, więc używane powinny potanieć. Pani Bąbałowa dostała kajecik Mini. Pawełek zaczął protestować, że też chce używając dość dziwnego argumentu „ja też mam cycki”. Dałem mu więc długopis Mini.
Wypatrzył Clubmana z brązowymi skórzanymi siedzeniami. Ładnego. Małżonce się kolor foteli nie spodobał. Bardzo się nie spodobał. Pawełek zapytał mnie więc, czy nie mógłbym rozwinąć w sobie homoseksualnego pierwiastka, bo mielibyśmy szanse stworzyć naprawdę świetny związek – tak wiele nas łączy. Zastanawiałem się nad tym przez chwilę. Jednak się okazało, że chyba nic z tego nie będzie, bo ja uważam, że samochód powinien mieć automatyczną skrzynię, a Pawełek, że manualną. A to chyba większy problem niż kolor tapicerki.
W każdym razie zaczęliśmy się umawiać, że kiedy (za dwa tygodnie) będę jeździł Cooperem SD zrobimy sesję. Męskie Blogerki Modowe w mini.

Pawełek zastanawia się nad tym, czy nie ograniczyć obecności Religion w sklepie. I to jest zła informacja. Dla tych, którzy ubrania Religion lubią oczywiście. Dla mnie ważne, że ma zostać linia Black, ta, na którą mnie nie stać. Chyba, że jest promocja.

3. Wieczorem przeleciałem przez Krakena. W środku byli kolega Zbroja i radny (do niedawna dyrektor) Makowski. Osobno, mimo iż się jeszcze nie tak dawno kolegowali.

Po miesięcznej walce z NC+ udało się Bożenie obniżyć cenę o 60%. Walka polegała na nieodbieraniu telefonów. A potrafili zadzwonić i 30 razy dziennie. Ważne, że Męskie Blogerki Modowe będą mogły oglądać „Kropkę nad I”. A reszta rodziny „Grę o Tron”. Choć właściwie póki mamy UHD Samsunga, filmy właściwie można oglądać bez dostępu do sygnału TV. Przez cały czas jestem pod wrażeniem pilota, który działa jak wskaźnik laserowy. Zamiast męczącego klikania w strzałki, bądź nibydżojstik kierujemy pilot w stronę telewizora, na ekranie pojawia się punkt, który ruszając pilotem (całym) przesuwamy. Ciekawe, co wymyślą w przyszłym roku.

Oglądaliśmy przez chwilę program o literaturze na TVRepublika. Naczelny Frondy (LUX – nie mylić z fronda.pl czy „Fronda Grzegorza Górnego”) rozmawiał z kol. Goćkiem o książkach dla młodzieży. Panowie nieco nudzili. A w przerwach przechadzała się pani w szortach. Bożena, która obiecuje coś sobie najwyraźniej po programach kulturalnych najpierw się zdenerwowała, później dostała ataku depresji. Na koniec zażądała, żebym z naczelnym Frondy (LUX – nie mylić z fronda.pl czy „Fronda Grzegorza Górnego”) zorganizował spotkanie. I to jest zła informacja, bo jak go spotka, to mu wygarnie, aż mu w pięty pójdzie.




niedziela, 8 lutego 2015

8 lutego 2015


1. Trzy negatywy mnie wykończą. Pisałem do bladego świtu, a chwilę później musiałem wstać. Wpadłem po kolegę Zbroję i pojechaliśmy do ATM na Wał Miedzeszyński, na konwencję PiS-u.
Pisowców były tłumy. Samochody, autobusy. Nie bardzo więc było gdzie zaparkować. Żałowałem, że nie mam S-klasy czy czarnej A8. Na bezczela bym się władował przez szlaban. Crosscountrość XC70 dała za to szansę na zaparkowanie w pewnym nie do końca oczywistym miejscu.
Przed wejściem tłum, w środku tłum, w barku tłum. Wyszliśmy na zewnątrz. Przyjechał Dudobus. Autosan. Z Polski. Na Dudobusie napis: Przyszłość ma na imię Polska. Stojący obok znany, choć wciąż młody publicysta przeczytał, pochwalił. Zapytałem –A przeszłość jak ma na imię? –Platforma – odpowiedział. Po czym poprosił, żebym go nie cytował. Później jeszcze raz o tym przypomniał i powiedział, że będzie moim dłużnikiem. No to jest.

Nie będę pisał o samej konwencji. Bo, co mam napisać?
Konferansjer mnie – excusez le mot – wkurwiał. Aktor Zelnik mówił zbyt długo (ale nie ma się czemu dziwić, skoro występował przed większą publicznością, niż w sumie przez ostatnie trzy lata). Król Stalowej Woli miał coś z księdza. Pan Siara walił suchary. Jakości przemówienia pani Szydło nie byłem w stanie docenić (choć starszy analityk Szacki coś mówił, że było – jak na nią – bardzo dobre). Ale wszystko, jako całość, wyszło bardzo dobrze. A przemówienie Andrzeja Dudy – było wybitne. A jak się do tego dołoży atmosferę, która panowała na sali – człowiek miał wrażenie, że bierze udział w czymś, co zdarza się raz, dwa razy w życiu.
Niesamowite było też to, co się działo na Twitterze. Moim ulubionym hejterom PiS-u kończyły się argumenty. Ze dwóch nawet pochwaliło przemówienie.

Złą informacją jest, że – i uwaga, tu nie chodzi o partyjną nawalankę – od pięciu lat Prezydentem jest człowiek zupełnie pozbawiony idei. Nie próbujący niczego z Polską zrobić, bo co jakiś (długi) czas ogłaszane pomysły są raczej karykaturalne.
No i nie można mówić, że konstytucja nie pozwala Prezydentowi na robienie czegokolwiek konkretnego – pastor Gauck, którego władza jest dużo, dużo mniejsza – przemówieniem w rocznicę wyzwolenia Auschwitz potrząsnął Niemcami. Powiedział parę słów i już.

2. Po wszystkim namówiłem grupkę krakowskich PiS-owców na piwo w Krakenie. Kolega Krzysztof był pod dużym wrażeniem pań. Kierownik krakowskich PiS-owców. Mój osobisty radny miejski (ze Zwierzyńca)(a dokładniej: z Półwsia)(jeśli wiecie o co chodzi) ściągnął do Krakena red. Mazurka.
Redaktor Mazurek okazał się dokładnie taki, jak sobie go wyobrażałem. Socjopata. Egocentryk. Awanturował się przy barze. Awanturował się przy stoliku. Było super. Nie powiedziałem mu, że miewam (ze dwa razy miałem) związane z nim koszmary senne. Tak jak ludziom się śni, że muszą zdać maturę albo nago biegają po mieście, mnie się śni, że red. Mazurkowi udzielam wywiadu.
Grupa PiS-owców wróciła do Krakowa, myśmy pogadali. Redaktor Mazurek nie wierzy w sukces Andrzeja Dudy, bo uważa, że PiS go zniszczy. Chyba wcześniej uważał, że Duda jest zbyt słabym kandydatem. Ale chyba konwencja coś zmieniła. Ale chyba nie jestem pewien. I to jest zła informacja.
Redaktor Mazurek ściągnął z kolei starszego analityka Szackiego. Ale z nim już niestety nie mogłem porozmawiać, bo się musieliśmy rozejść.

3. Z moim ulubionym wydawcą poszliśmy na Bal Dziennikarzy. Mój ulubiony wydawca wpadł na idiotyczny pomysł, by na miejscu być o dwudziestej. Więc – tak właściwie, to ledwo się zdążyłem przebrać.
Bal Dziennikarzy to niestety żenująca impreza. Nie wiem, z czego to wynika. Chyba z tego, że wszyscy są za bardzo z siebie zadowoleni.
Najgorsze było to, że ciągle koło mnie przechodził minister Kamiński. I za każdym razem przechodził mnie dreszcz. Może to wynikało z tego, że w złym miejscu stałem. Najpierw blisko nas stał pan Palikot z małżonką. Razem z reżyserem Trelińskim i artystką Herbuś. Przyszła 300polityka i zaczęła się z Palikotem ściskać. Znaczy, to Palikot się raczej zaczął ściskać z 300polityką. Później zaczął stopniowo napływać TVN. Więc z Palikotem stał redaktor Morozowski. Palikot, ze swoimi gośćmi siadł gdzieś przy stoliku, wtedy się pojawili minister Kamiński z mecenasem Giertychem. Ci musieli mieć tańsze bilety, bo imprezowali na stojąco. Stali albo z TVN-em, albo z 300polityką.
Występowała artystka Bem, ale nic nie było słychać, poza hałasem. Później był zespół, który chyba się składał z przedstawicieli mediów. W loterii wizytówkowej niczego nie wygrałem. Nie wziąłem też udziału w licytacji. Ponad tysiąc zapłacił prezes Edipresse za weekend w prezydenckim zameczku w Wiśle. Dużo drożej kosztował dzień na planie filmu Agnieszki Holland.
Redaktor Słomczyński przyznał, że nie czyta trzech negatywów, bo są zbyt negatywne. To jest dobra informacja, bo nie będzie mu przykro czytać, co sądzę o „Faktach”.
Z niewiadomych przyczyn wygłosił oświadczenie, że nie miał nic wspólnego z sobotnim ich wydaniem. Na Twitterze podobnież odcinała się do materiału red. Sobieniowskiego red. Hytrek-Prosiecka. Więc chyba coś jest na rzeczy. Sam red. Sobieniowski wzbudzał we mnie podobny dreszcz jak minister Kamiński. Ciekawe z czego to wynika.
„Faktów” nie widziałem. Obejrzałem za to rozmowę red. Kulczyckiego z dr Maliszewskim i red. Warzechą. Dr Maliszewski swoje analizy opiera o panel Ariadna, na którym z uporem wartym lepszej sprawy odpowiadam na pytania. Pytania dość często idiotyczne. Dość często piszę nieprawdę. Później słucham co dr Maliszewski opowiada. Socjologia to pseudonauka.
Ale zostawmy Ariadnę. Jakim trzeba być – przepraszam za wyrażenie – zjebem, żeby dr. Maliszewskiego pytać o politykę międzynarodową. Tak jak to zrobił red. Kulczycki.
Tu taka ciekawostka. Ludzie z TVN prywatnie (w znakomitej większości) są sympatyczni, da się z nimi normalnie porozmawiać. Z kolei ci z tymi z TVPInfo – niekoniecznie. Ciekawe z czego to wynika.

Znowu się nie wyśpię. I to jest zła informacja.

sobota, 7 lutego 2015

7 lutego 2015


1. Z wanny wyciągnął mnie kurier, który przywiózł używane przednie amortyzatory do Suburbana – niegdyś żółte bilsteiny.
Pojechałem do Białołęki, gdzie jest firma zajmująca się regeneracją takich amortyzatorów. Bardzo miły pan najpierw się zmartwił, że są za bardzo skorodowane, później powiedział, że to wcale nie musi znaczyć, że nie będą działać. Nawet, jeżeli cylinder nie będzie do końca szczelny to i tak wciąż będzie bilstein. Do tego ustawiony na polskie drogi. A to ma naprawdę duże znaczenie.

Z pomocą Krzysztofa zawiozłem BMW do mechanika na Pragę. Ma zaspawać dziury w wydechu. Mechanik z Pragi kiedyś się mieścił obok szpitala przy Szaserów. Teraz jest przy Mińskiej. Poznałem go szukając miejsca, które napełni mi w jakiś upał klimatyzację na poczekaniu, a nie za tydzień. Jest generalnie w porządku. Choć kiedyś trzymał Suburbana przez dwa tygodnie, bo nie mógł zaspawać skraplacza do tylnej klimatyzacji.

Krzysztof docenił kierownicę w XC70. Wielkość też. I linię. Silnik był dla niego za słaby. Dokładnie o 30 koni. Ja tam nie narzekam. Gadałem wcześniej ze Staszkiem. Mówił, że XC70 kupuje specyficzny typ klientów. Którym niekoniecznie zależy na szybkim starcie spod świateł.

W Beirucie jest nowe piwo. Nazywa się „Dawne”. I jest bardzo dobre. Z browaru Konstancin (z siedzibą w Kamionce). Swoją drogą dla porządku mogliby nieco zmodyfikować nazwę – na Konstancin Wielkopolski.
Bardzo przyjemne piwo. To pierwsza warka. Ciekawe jakie jest butelkowe. I czy następne też będą takie.

Z Beirutu poszedłem do apteki, gdzie ustaliliśmy z panią farmaceutką, że taniej niż płacić za wizytę u specjalisty, który może konkretnie ten lek, o który chodziło, będzie kupić go na 100%. Zwłaszcza, że istnieje jego tańszy o 30 zł odpowiednik.

W Faster Dogu Pawełek zastanawiał się kim i dlaczego jest Lidia Popiel. Nie udało mi się mu pomóc. I to jest zła informacja.

2. Przez to cale kręcenie się po mieście nie widziałem konwencji PO. I przemówień pani Premier i pana Prezydenta. I to jest zła informacja.
Pana Prezydenta słuchał kolega Zbroja. Usłyszał, że „Stadion Narodowy jest dziełem ludzi Platformy”. To dobrze, że pan Prezydent zaczyna kampanię od wyznania grzechów swojej formacji.

3. Wieczorem kolega Jerzy wspaniałomyślnie podrzucił mi Galaxy S5. Niestety tablet jako telefon nie do końca zdaje egzamin. I to jest zła informacja. W Krakenie pojawił się jeszcze dyrektor Zydel. Porozmawialiśmy chwilę o telewizjach śniadaniowych, w których dyrektor Zydel mniej może bywać, bo ma na głowie całe miasto.

Wróciłem do domu na samą końcówkę występu pana Prezydenta w „Faktach po Faktach”. Bożena powiedziała, że niewiele straciłem. Słuchałem piąte przez dziesiąte prof. Buzka w „Piaskiem po oczach”. Pan profesor używał czasownika „włanczać”. Cóż, jest honorowym obywatelem Lublińca, Piekar Śląskich, Rudy Śląskiej, Rybnika, Gliwic, Gdyni, Puław, Warszawy, Ostrowa Wielkopolskiego i Zabrza, więc chyba sobie może na to pozwolić.

W konkursie Blog Roku 2014, w kategorii, w której startuję najwięcej SMS-ów jak na razie zebrał Matka Kurka. Jurorem w tej kategorii jest Kamil Durczok. Ciekawe jak Onet z tego wybrnie.




piątek, 30 stycznia 2015

30 stycznia 2015



1. Zamontowałem koledze Grzegorzowi akumulator. I wymyśliłem, że najlepszym sposobem na srające z drzewa ptaki będzie plandeka. Jak na jedno styczniowe południe – sporo sukcesów.
Poszedłem do Beirutu, gdzie tak właściwie czekał na mnie Krzysztof. Nie, żebyśmy się umawiali, ale kiedy przyszedłem powiedział , że właśnie o mnie myślał.
Porozmawialiśmy chwilę o rocznicy wyzwolenia Auschwitz. Dyrektora Cywińskiego zna z pracy w Instytucie Adama Mickiewicza i zasadniczo ma o nim dobre zdanie. Jego wpadkę usprawiedliwiał w prosty sposób. Im większa impreza – tym większy bałagan. Im później, tym więcej idiotycznych telefonów z żądaniami zaproszeń. Irracjonalnych próśb ekip telewizyjnych, dziwnie zachowujących się gości. I, że czasem trudno wytrzymać.
Odpowiedziałem, że skoro tak się dzieje przy każdej dużej imprezie, to dyrektor Cywiński powinien był się do tego przygotować. Bo przecież sytuacja go nie zaskoczyła. Więc jeżeli nie dał sobie z tym napięciem rady, to może powinien zajmować się czymś innym.
W Krakenie zmienił się szef kuchni. Przetestowano na mnie zupę rybną. Zdała egzamin aż za dobrze. Znaczy – było jej wręcz zbyt dużo.
Zupę rybną stosował kolega Zbroja na kaca. Teraz nie stosuje, bo ponoć nie pije. I to jest zła informacja. Krzysztof przypomniał sobie, że jeszcze nie dawno kac był czymś z kolegą Zbroją związanym nierozerwalnie. Znaczy: kolega Zbroja albo miał kaca, albo pracował nad tym, żeby kaca mieć. Tertium non datur.

2. Wpadłem do Faster doga. Właściciele wrócili z Berlina. Będą mieć w sklepie kolejną markę butów, które zbudowały Amerykę. Chippewa. Trochę tańsza niż Frye.
Chippewa to jedna z nazw indiańśkiego plemienia zamieszkującego okolice Wielkich Jezior. W Polsce bardziej znanego jako Odżibwejowie.
Rozmawialiśmy o Niemczech. Pawełek oświadczył, że nigdy by nie pojechał tam na wakacje. Wymieniał różne niemieckie miasta, które zna. Skończył na Frankfurcie nad Odrą, w którym dwadzieścia lat temu Policja najpierw prawie rozebrała mu suzuki Grand Vitarę, a później zatrzymała go za brak zielonej karty. Z kajdankami, tłumaczem, przesłuchaniem. Wyszedł obronną ręką, ponoć pomogło mu, że wtedy pracował dla Axel Springer AG. Pozwolono mu wrócić do Polski, by wykupić polisę. Nie pamięta jednak, gdzie we Frankfurcie jest siedziba policji. I to jest zła informacja.

3. W „Czarno na białym” rozmawiano o szatanie i egzorcyzmach. Miałem wrażenie, że red. Morozowski nie do końca łapał o czym do niego mówią goście. Teolog i filozof. Albo obaj to byli księża, albo jeden był, a drugi był byłym.
Mnie się przypomniało, jak kilka lat temu byłem kierowcą ojca Bashobory. Jadąc z Łodzi pod Szczecinek wpadliśmy na obiad do klasztoru gdzieś za Poznaniem. Po obiedzie wylądowaliśmy w pokoju rekreacyjnym. Fotele, stereo, ekspres do kawy. Siedzimy, jeden z gospodarzy, niewysoki, trochę grubawy ksiądz zaczął narzekać, że ostatnio opętania się zrobiły strasznie modne. Przytaknęła mu siostra Tomasza (takie imię, nie chodzi o to, że jej brat miał na imię Tomasz)(choć mógł oczywiście mieć).
–No tak, teraz na dziesięć osób, to może dwie są naprawdę opętane. Wszystko przez te filmy.
Na co ksiądz:
–Ale też trzeba uważać, bo się można pomylić. Ostatnio taką historię miałem. Przyszła do mnie dziewczyna i mówi, że wywołała diabła. Ja jej powiedziałem, żeby na mszę wpadła, zdrowasiek parę zmówiła i wszystko będzie dobrze. Myślałem, że to jakaś dziewczyńska histeria.
Parę dni później idę do sklepu po mięso, tu niedaleko. No i sklepowa do mnie, proszę księdza, a ksiądz wie, co się stało? No i mi opowiada.
No bo tu u nas, to zagłębie narkotykowe jest. Stąd się do Poznania narkotyki wozi. No i dwóch takich od narkotyków, tej dziewczynie coś dali, no i ją potem jakoś brzydko wykorzystali. No i ona tego demona wezwała, żeby się zemścił.
I jeden z nich szedł z kolegą koło torów. I jak pociąg tez z Krakowa 17:15 szedł, to rzucił piwo, co je niósł i na tory wskoczył. A parę dni później tego drugiego znaleźli powieszonego na dziesięciometrowej sośnie. A z tej strony, co wisiał to wszystkie gałęzie i kora oderwane były. Nawet mnie policjant później pytał, czy nie wiem co to mogło być, to mu odpowiedziałem, że nie wiem, bo co mu miałem powiedzieć? Że to diabeł? Przecież by nie uwierzył.
A ta dziewczyna, to codziennie po tym, jak krakowski pociąg przejedzie, to tory w tym miejscu liże.

Ksiądz opowiadał to takim tonem, jakby mechanik o odkręcaniu zapieczonej śruby. Swoją drogą – był przekonany, że słuchają go wyłącznie ludzi zawodowo związani z walką ze złym.
Generalnie klimat bardziej niż „Egzorcystę” klimat przypominał „Nocną straż”.

Później w „Tak jest” wystąpił Jerzy Dziewulski. Tym razem jako specjalista od resocjalizacji. I to jest zła informacja.

czwartek, 4 grudnia 2014

3 grudnia 2014


1. Chwilę po tym jak wstałem okazało się, że wyszedł Esquire. 
Kiedy przyszedłem do Krakena, by się spotkać z wydawcą Marcinem miałem już egzemplarz. Pierwsze wrażenie – wstydu nie ma. I to bardzo dobra informacja, bo z Harpersem było dużo gorzej.
Wpadł kolega Zbroja. Przejrzał magazyn i od razu zauważył, że parę stron jest żywcem zerżnięta z brytyjskiego GQ. Co jest właściwie zabawne, bo wstępniak naczelny zaczyna od słów „Masz przed sobą oryginał. Jest wiele pism dla mężczyzn, również na polskim rynku, które garściami czerpią z »Esquire«. Cóż, naśladuje się najlepszych.”
Nie miałem czasu się dokładniej przyjrzeć. I to jest zła informacja, bo wypuszczenie „Esquire” to chyba najważniejsze wydarzenie w polskich mediach od czasów magazynu „Max”.

2. Redaktor Komisarz Urbański zachwycił się na fejsie spalaniem hybrydowego volvo. Że siedem z czymś po mieście.
Siedem z czymś po mieście, to z mojego doświadczenia dla diesla żaden wynik. Udało mi się uzyskać taki wynik BMW 428i GranCoupe.
Zawsze tłumaczyłem, że testy robione przez dziennikarzy niemotoryzacyjnych mają sens. Bo spojrzenie ich może być bliższe normalnemu użytkownikowi. Niestety nie zawsze to działa. Może być jak z moim kolegą Grzegorzem, który każdy samochód porównuje do swojej renówki. Oczywiście wspaniałej, kochanej, acz nieco nadgryzionej zębem czasu.
[Zresztą nawet w momencie premiery, Megane Cabrio nie była specjalnie wybitną konstrukcją]
Więc wszystkie testowe samochody, którymi jeździ, są dla niego najwspanialsze na świecie.

Hybryda Volvo jest samochodem mającym sens wyłącznie w krajach, w których kupujący „ekologiczne” samochody dostają premię z publicznych pieniędzy.
W Polsce bardziej się opłaca kupować inne modele. Wszystkie. Nawet te z silnikiem T6. Dostarczającym chyba najwięcej radości.
Plotka niesie, że Volvo niedługo przestanie te silniki produkować. I to jest zła informacja.


3. Obejrzeliśmy dwa odcinki „Homeland”. Niestety następny będzie dopiero 7. I to jest zła informacja.

sobota, 8 listopada 2014

7 listopada 2014


1. Obudziłem się i od razu włączyłem telewizor. Z informacyjnych kanałów było tylko TVP Info. Trafiłem na filmy z monitoringu z Wiplerem.
TVP Info, które wcześniej brało udział w nagonce na Wiplera, skoncentrowało się na tym, że nie wiadomo, czy materiał wideo nie jest aby zmanipulowany.

Późniejsze komentarze koncentrowały się na tym, że poseł jednak był pijany. 
Dziwnym krajem jest jednak Polska. I to jest zła informacja.
Bycie pod wpływem alkoholu nie jest zabronione. Jest praktykowane przez sporą część obywateli. 
Z kolei przekraczanie uprawnień przez publicznych funkcjonariuszy zabronione jest. 
Jeszcze bardziej zabronione jest tłuczenie parlamentarzystów. Tak pięścią, jak pałką.
Gdyby Wipler nie był posłem – zachowanie policjantów byłoby przegięciem. Jest posłem. Więc przegięciem jest jeszcze większym.
A ja słyszę w telewizorze – był pijany, więc mu się należało.
Niech się cieszy, że go nie zastrzelili.

2. Po śniadaniu wsiedliśmy do A8 i ruszyliśmy do Warszawy.
Choć nie.
Niech teraz opowieść przeniesie się do Niemiec. Konkretnie do miejscowości Lohme.

No więc po śniadaniu wsiedliśmy do A8 i ruszyliśmy do Lipska. Około 500 kilometrów. 
Dojazd do autostrady zajął nam z godzinę. W tym przerwa na tankowanie.
Redaktor Bołtryk przez system audio puszczał ze swojego iPhone dr. Huckenbusha. Ze szczególnym naciskiem na cover utworu „Mull Of Kintyre”.
Niestety w miarę zwiększania prędkości pogarszała się jakość transmisji, więc pozostało nam słuchanie szumu powietrza. Powyżej prędkości 240 km/godz. ten szum zaczyna być uciążliwy. Ale można to A8 wybaczyć, gdy się widzi ile ten samochód przy takiej prędkości spala.
Redaktor Bołtryk, jako użytkownik subaru, rzadko przekracza prędkość 100 km/godz. Podobnie red. Wieruszewski. MX-5 jeździ niby szybciej, ale wymaga to zamknięcia dachu. A MX-5 z dachem może być nieco klaustrofobiczna. 
Jazda z prędkościami powyżej 180 km/godz. nie była dla nich więc czymś zwyczajnym. Mimo to styl jazdy zupełnie im nie przeszkadzał. Poza może jednym hamowaniem, po którym red. Wieruszewski ostrzegł, że jeżeli takie będą się częściej powtarzać – może obrzygać mi fez. 
Nie powtarzały się.
Po drodze, mimo protestów red. Wieruszewskiego zatrzymaliśmy się w McDonaldzie. 
Gdzie spędziliśmy z pół godziny. Slow food, to inaczej: źle zarządzany McDonald's.
Ruszyliśmy, po chwili wyprzedziła nas A8. Wersja wcześniejsza, niż ta, którą jechaliśmy. 
Kierowca jechał bardzo agresywny sposób. Miało to pewien plus – oczyszczał nam drogę. Przejechaliśmy za nim prawie dwieście kilometrów. Zajęło nam to mniej niż godzinę. Później skręcił w prawo, my w lewo. Do końca jechaliśmy więc nieco spokojniej. W każdym razie w Lipsku byliśmy w cztery godziny bez kilku minut od startu. Średnie spalanie wyszło ciut poniżej 12 litrów na sto kilometrów.
Jak zauważyli panowie redaktorzy – gdyby wszyscy mogli jeździć A8, Intercity nie miałoby sensu. Niesamowite auto. A to nie była najwyższa wersja wyposażenia.
Złą informacją jest, że w Polsce nie wolno jeździć z takimi prędkościami.
Na nasze warunki powinna wystarczyć A8 w wersji trzylitrowej. 
Choć jednak nie. 
Zawsze można skoczyć do Niemiec.

3. Wróćmy do Polski. A dokładniej do Warszawy. 
Wziąłem udział w spotkaniu dyrektora Ołdakowskiego z prezesem Bauerem. Bardzo to było interesujące. Lubię słuchać o stosunkach polsko-niemieckich. Zwłaszcza w ujęciu historycznym.
Nie opiszę dokładniej tej rozmowy, bo powinienem przytoczyć ją całą. A to przekracza moje możliwości. I to jest zła informacja.
Choć gorszą jest coś innego. Ja się generalnie mam za realistę. Ale kiedy słyszę, co prezes Bauer mówi, wychodzi na to, że jestem niepoprawnym optymistą.
Wieczorem przyszedł mój brat pożyczyć coś do ubrania na wieczorną imprezę jego magazynu. Chciałem go namówić na fez, ale się – przy poparciu Bożeny – nie zdecydował. Szkoda.

Na tę imprezę trafił kolega Zbroja. Zatweetował, że naczelna w przemowie miała problem, czy się mówi „pozwoliłam se” czy „pozwoliłam sobie”. To źle kiedy ludzie nie wiedzą kim som.



niedziela, 26 października 2014

25 października 2014


1. Poszedłem się spotkać ze Zbroją, żeby dać mu zaproszenie na Festiwal Whisky. Imprezę, dla której warto by było wcześniej opanować umiejętność bilokacji. Ale się nie opanowało. Więc musiałem przekazać zaproszenia w odpowiednie ręce.
Spotkaliśmy się w Krakenie. Zbroja miał – nie bójmy się tego słowa – kaca. Zjadł zupę rybną, która postawiła go na nogi. Ja zjadłem 'świeżą rybę z grilla' – wcześniej nie zauważyłem tej pozycji w menu. Rybka w porządku, ale jednak wolę krewetki.
Zbroja opowiadał o imprezie z okazji 25 rocznicy otwarcia Marriotta. Poznał tam pana, który teraz jest dyrektorem operacyjnym, a wcześniej był kucharzem. 25 lat temu kierował kuchnią właśnie w warszawskim Marriotcie. Opowiadał Zbroi jakim problemem było pozyskiwanie podwarszawskiej marchewki. Początki kapitalizmu w Polsce. Z punktu widzenia kucharza-obcokrajowca. Zbroja żałował, że żaden z obecnych dziennikarzy się tym nie zainteresował, bo temat samograj.
Teraz będą dwa oczywiste w tym miejscu zdania:Takie mamy media. I to nie jest dobra informacja.
W Krakenie lanczył redaktor Świderek, który – jak podały rano Wirtualne Media, przejął po młodym Niedenthalu funkcję szefa mody w Harpersie.
Redaktora Świderka poznałem lata temu ze trzy. Pracował wtedy w „Fashion”. Pisał teksty naiwnie zaangażowane. Takie w blogowym stylu. Moje koleżanki trochę się krzywiły. Ja początkowo też. Ale w końcu do mnie dotarło, że jeżeli mamy stałą treść (bo co nowego można napisać o nieżywych kreatorach) to forma się musi zmieniać. Forma serwowana przez redaktora Świderka okazała się trafiać w zapotrzebowania. I redaktor Świderek został gwiazdą. Trafił do Glamoura. No o z Glamoura do Harpersa.
Teraz to chyba będzie czekał na Vogue. Tak jak czeka kilkanaście osób w Warszawie. Ciekawe czy doczeka.

2. Zbroja postanowił towarzyszyć mi w wycieczce po mercedesa klasy G. Ale najpierw poszliśmy do Emilii. Nie bardzo wiem po co, ale Zbroja chciał. Ja tam się staram MSN omijać dużym łukiem. Uważam, że to szkodliwa instytucja, której podstawowym działaniem jest marnowanie publicznych pieniędzy.
Wystawione były makiety architektury ze zbiorów Muratora. Wśród nich budynek Agory. Z drewna. Aż się prosi, żeby z pomocą zapalniczki zrobić performance. W ramach protestu przeciw potraktowaniu pracowników działu foto Gazety.

Pani Waltzowa obiecała, że w następnej kadencji wybuduje nową siedzibę MSN. I to jest dobra informacja, bo skoro obiecała, to ten budynek na pewno nie powstanie. Emilia jest ok. Większy budynek – większe koszty.

Przez okno zobaczyliśmy Marcela dwojga nazwisk, który w MSN jest jakimś dyrektorem. Marcel dwojga nazwisk publikował przed dekadą w Przekroju sylwetki wybitnych artystów. Bardzo ciekawe teksty. Poeta Baran zwrócił kiedyś uwagę na to, że w historii sztuki Marcela dwojga nazwisk występują wyłącznie homoseksualiści. Musi poeta Baran jest jakimś strasznym homofobem, skoro zauważał takie rzeczy.

Ze wszystkiego w MSN najbardziej ujęła mnie ekspozycja prac nieżyjącej już słowackiej artystki, o której w opisie napisano, że „to jak dotąd mało znana słowacka rzeźbiarka”. Szczerość przede wszystkim.

Z opublikowanego kiedyś na stronie MSN raportu można było wyliczyć, że jeden odwiedzający kosztował ponad 500 zł. I to nie byli 'unikalni' użytkownicy. Teraz takiego raportu na stronie MSN nie mogę znaleźć. I to jest zła informacja.

3. Do Mercedesa mieliśmy jechać pociągiem. Z Centralnego. Tym na Okęcie. Staliśmy na peronie. Z nami kilkoro obcokrajowców. Staliśmy. Pociąg nie przyjechał. Pojawił się napis, że jest opóźniony o 30 minut. Nikt tego przez megafon nie ogłosił. Co tam, że ludzie mogą się na samolot spóźnić. Ich sprawa.
Jednego Zbroja wsadził do autobusu. Bez biletu, bo maszyna do ich sprzedawania na przystanku była zepsuta. Miejmy nadzieje, że nie wysadzili go kontrolerzy biletów.

Wsiedliśmy do EKD. Trochę śmierdziało, ale się udało dojechać na czas.
Pan od wydawania mercedesów mógł rozpocząć swój weekend.


Obiecałem, że pokażę Gelendę Pawełkowi z Faster Doga. No więc podjechałem na Marszałkowską. Pawełek jest starym offroadowcem. Czuł się w środku jak w domu. Pokazywał mi rzeczy, na które nie zwróciłbym uwagi. Trzy przyciski od blokad dyfrów na środku konsoli. Pewnie w 90 procentach samochodów nigdy nie zostaną użyte, ale są. Stalowe zderzaki. Nikt już takich nie robi, bo są nieekologiczne.
Gelenda to prawdziwy samochód terenowy. W tym przypadku ma ucywilizowany środek i wsadzony duży benzynowy silnik, który wydaje z siebie nieco irracjonalny odgłos. Pawełek cieszył się jak dziecko, bo samochody terenowe, którymi jeździł wcześniej nie wydawały takich odgłosów i nie przyspieszały w takim tempie.

Gdybym był odpowiednio bogatym człowiekiem, kupił bym mu takie auto w prezencie.
Ale to się raczej nie wydarzy. I to jest zła informacja.

Wieczorem ruszyliśmy na wieś.