czwartek, 4 lutego 2021

3 lutego 2021

 


1. Mazurek zmuszał rano posła Rasia, by ten się opowiedział. Było nudno. Raś się wił. Mazurek cisnął. Nie za bardzo cisnął. Raś się wił. Jednak ze trzy razy odpowiedział twierdząco. A rozmowa trwała z pół godziny. Raś się wił. Ważne, że nie skorzystał z przekazu – Platforma to wielka partia, jest w niej miejsce dla różnych poglądów, więc mogą na nią głosować i zwolennicy i przeciwnicy aborcji. Na pewno słyszałem jak mówił to Trzaskowski i jeszcze ktoś. Nie pamiętam. Coraz częściej nie pamiętam. I to jest zła informacja. 

2. Przyszedł z Ameryki ISGM535. Interfejs umożliwiający wpięcie się z dodatkowym dźwiękiem do fabrycznego systemu audio chevroleta. W Suburbanie szukałem działającego rozwiązania przez parę lat. Teraz zamówiłem natychmiast po tym, kiedy kupiliśmy chevroleta. 
Rozbieranie deski rozdzielczej jest proste. Trzeba obniżyć kierownicę, przestawić wajchę od biegów na bieg pierwszy. Zdejmuje się wtedy kawał plastiku, który całą deskę otacza. Można wrócić z wajchą na Park i wyłączyć zapłon – auto przestaje dzwonić. Bez włączenia zapłonu nie da się przestawić wajchy. W Suburbanie radio było montowane na wcisk, tu jest na trzy wkręty. Wykręciłem wkręty, powinno wyjść. Nie wyszło, trzymała instalacja. Żeby się do niej dostać wyjąłem panel sterowania klimatyzacją i zegary. Trochę pomogło. Tylko trochę. Próbowałem się jakoś dostać do wtyczki. Rozwaliłem sobie rękę, bo miejsca mało, a krawędzie plastików ostre. Zacząłem przeklinać Meksykanina, który w Silao, w stanie Guanajuato, składał Avalanche'a i specjalnie przykleił wiązkę tak, by jakiś Amerykanin, który będzie próbował radio wyciągnąć pokaleczył sobie ręce. I na mnie trafiło. A ja znam tylko dwóch obywateli Meksyku. Jednego – Davida z Porsche. I drugiego, który był chargé d'affaires w Warszawie. Ten drugi to niezły koleś. Zaczepił mnie na dorocznym spotkaniu z korpusem. Pogadaliśmy chwilę o niczym, po czym wyciągnął ode mnie kilka informacji o Druhu (wtenczas) Podsekretarzu. Po chwili rozmawiał z Druhem (wtenczas) Podsekretarzem. Chwilę później Druh (wtenczas) Podsekretarz podszedł do mnie i zaczął opowiadać jakiego ciekawego człowieka poznał. I, że ten człowiek dobrze się na spotkanie przygotował, że w tej dyplomacji to fachowcy są, bo wiedzą do kogo podejść. Chargé d'affaires – inteligentny gość. Ode mnie się dowiedział, jak się Druh (wtenczas) Podsekretarz nazywa i (bardzo ogólnie) czym się w Kancelarii zajmuje. 
Stan Guanajuato zaznaczył się w historii Meksyku. Stawiał się Amerykanom podczas wojny 1846–1848. Może chevroleta składał jakiś miejscowy patriota?
W każdym razie, po prawie godzinnej walce udało mi się wiązkę odkleić i radio wyjąć. Podpiąłem kable, upchałem urządzenie, wepchnąłem na miejsce radio, przykręciłem. Uruchomiłem. Radio działa. Nowe urządzenie – niekoniecznie. Zmartwiłem się. Wróciłem do domu po instrukcję. Press the „BAND” button until „XM” is displayed on screen. Immediately turn the rotary knob to scroll through available sources. Once „AUX1” is displayed, press PRESET 6 to select it.
Oczywiście wszystko działało. Na opakowaniu napisano, że produkt nie wspiera wideo i nie ładuje twojego urządzenia (niby jak? Po małym jacku?), a nie napisano wielkimi literami RTFM
Skoro mi tak dobrze poszło, postanowiłem zająć się wyprowadzającym z równowagi alarmem otwartych drzwi kierowcy. Znalazłem parę dni temu informację, że trzeba zewrzeć z masą jakiś przewód, który wchodzi do BCM. Udało mi się BCM odnaleźć. Złą informacją jest, że nie udało mi się odnaleźć strony, gdzie tę informację znalazłem. BCM ma pięć gniazd i wchodzi do niego ze sto przewodów. Więc Driver Door Ajar będzie wyć jeszcze przez jakiś czas.

3. Przez cały dzień było mokro, brzydko – choć mgliście i w sumie dość ciepło. Dotarło do mnie, że bez mrozu nie ma szans na słońce. I to jest zła informacja, bo przed stołówką zrobiła się kałuża wielkości małego ogrodowego basenu. Jak chwyci mróz będzie lodowisko, po którym ciężko będzie wjechać do stołówki. I o ile cztery napędy audi jakoś sobie poradzą, chevrolet może trochę potańczyć. 


wtorek, 2 lutego 2021

2 lutego 2021


 1. Zrobiło się cieplej. I od razu zrobiło się brzydziej. Ciemniej, brudniej i w ogóle. I to jest zła informacja. Kukiz u Mazurka był tylko w części radiowej. Więc panowie nie zdążyli popłynąć. Więc było tak sobie. 


Rzuciłem okiem na wywiad Snydera w Newsweeku. Utkwiło mi w głowie zdanie. Właściwie dwa zdania: „Proces Trumpa jest niezbędny, nawet jeśli nie dojdzie do skazania. To, co zrobił, to jest zdrada narodowa na skalę ogłoszenia stanu wojennego przez Jaruzelskiego.” 

[Mam w rodzinie wielbicielki Tima i Marcy, gdy to napiszę pewnie mi się rzucą do gardła] 

Jest taki dowcip o naukowcu, który badał muchy. Zauważył, że kiedy klaszcze – mucha odlatuje. Urwał musze skrzydełka. Klasnął. Nie odleciała. Wyciągnął więc wniosek, że straciła słuch. Mam wrażenie, że podobnie działali amerykańscy sowietolodzy [nie wiem, czy byli inni niż amerykańscy], czy badacze PRL-u. Porównywanie Trumpa z Jaruzelskim? Cóż z Hitlerem za głośno nie wypada. To porównanie zostawię, ale nazywanie wprowadzenia stanu wojennego zdradą narodową? Mnie się jednak wydaje, że Jaruzelski – jeżeli będziemy się zajmować kategorią zdrady – to zdradził na początku swojej kariery. Później szedł prosto swoją drogą aż mu się asfalt skończył. 

2. Sąsiedzi [ci od agroturystyki] zza płotu wycinali topole. Znaczy – nie tyle sąsiedzi, co firma z Lubrzy, którą w tym celu wynajęli. Topole były chore, łamały się przy większym wietrze. Ma to więc jakiś logiczny sens. Były wielkie. Teraz bez nich jest jednak łyso. Firma z Lubrzy poprzycina w parku trochę drzew. Pielęgnacyjnie. W topoli, która próbowała w lecie zabić sąsiada Gienka szef firmy z Lubrzy odkrył ślady po wstrzykiwaniu kwasu. Ciekawe rzeczy się tu musiały kiedyś dziać. Drzewo przed [lub za – wszystko zależy od punktu widzenia] domem, które dostało w kość podczas lipcowej nawałnicy trzeba przyciąć, bo teraz konary ciągną je w jedną stronę. 

Przez parę dni nie przeprowadzałem konserwacji pieca na pellet. No i stanął. Zasypał go popiół zmieszany z pelletem. Grzałka nie była w stanie tej mieszanki rozpalić. Przy okazji wyczyściłem komin. Był pełen popiołu. Obawiam się, że cała opowieść o ekologiczności peleciaków to pic na wodę. Popiołu jest mało, bo sporą jego część wentylator wydmuchuje w komin. I to jest zła informacja. 

3. Zanonimizowałem beemkę. Znaczy wyzbierałem ze środka wszystkie – mam nadzieję – rzeczy, które przez te kilkanaście lat się w niej, w dziwnych miejscach zebrały. Został mi jeszcze bagażnik. I to jest zła informacja, bo jest w nim mokro i dużo rzeczy dziwnego przeznaczenia. 






poniedziałek, 1 lutego 2021

1 lutego 2021


 

1. Musiałem wstać odpowiednio wcześnie, by kolega Kapla wsiadł do samolotu. Wstałem wcześniej niż było trzeba. Było jeszcze ciemno. I zimno. Człowiek się odzwyczaił od tego, że w zimie może być zimno. I to jest raczej zła informacja.
Zawsze, gdy wstanę [bądź się jeszcze nie położę] o takiej porze, dziwi mnie ruch. Ci wszyscy ludzie po ciemku idący do pracy. Coż, człowiek, który idzie na siódmą, teoretycznie kończy o piętnastej. Ja to raczej z tych, co szli na dziesiątą i kończyli po dwudziestej. 
W każdym razie ruch był jak na Marszałkowskiej. 
Rozpaliłem w piecach i wyprowadziłem chevroleta. W promieniach wschodzącego słońca pojechaliśmy do Babimostu. Znaczy do Nowego Kramska. Udało się dojechać na dwie minuty przed końcem odprawy. Czyli sukces. Na lotnisku stał airbus A320 Aeroflotu. Przywiózł drużynę CSKA Moskwa, by mogła przegrać z Zastalem Zielona Góra. 

2. Wróciłem do domu. Zjadłem drugie śniadanie i ruszyłem pod Włoszczowę, by wymienić w chevrolecie szybę. Poprzedni właściciel opowiadał, że parę lat temu oberwał kamieniem. No i szyba trochę pękła. Ale przez te nic się nie działo. Mnie wystarczyły dwa tygodnie, by pęknięcie z decymetrowego stało się metrowe. Poprzedni właściciel twierdził, że szyba kosztuje sześć stówek. Firma spod Włoszczowy sprzedawała szybę na Allegro za 350 zł. Kiedy zadzwoniłem – usłyszałem, że jest nieco porysowana. I kosztuje trzysta plus montaż. Pojechałem. Na miejscu cena spadła do 150. Plus montaż. 
Było bardzo miło. Ale i tak myślałem, że jajko zniosę, bo w poczekalni telewizor wypuszczał z siebie składanki: najpierw RMF Max, później radia ESKA. Przeżyłem. Z trudem. Czytałem „Miasto noży”. Krytycznie czytałem. Jak autobus mógł spod motelu Krak pod Jubilat jechać niecały kwadrans? W każdym razie proces wymiany szyby trwał ponad cztery godziny. I to jest zła informacja, bo razem z dojazdem w obie strony wyszła prawie dniówka. 
Z ciekawostek: okazało się, że chevrolet miał jeszcze w Stanach wymienioną szybę. Dość byle jak wymienioną. 
Wyjeżdżając usłyszałem: że nie mogę przekraczać 70 km/godz., zwalniać na dziurach, otwierać okien i myć auta. I że mam odlepić taśmy, bo zostaną. Jechałem więc powoli kontemplując zimowy krajobraz. Ta część lubuskiego jest może trochę zbyt płaska, za to bogata w interesującą architekturę. 


3. Udało mi się szybę dowieźć w całości. Podjechaliśmy do Świebodzina po audi. Pan Gazownik był zamknięty. Zadzwoniłem. Powiedział, że do 16. Ja, że na budynku napisane, że do 17. On, żeby do słowa pisanego podchodzić z rezerwą. Ale przyjechał. Mamy teraz leszy reduktor. Teraz pora na przewód od zbiornika. I zbiornik, bo już zaczyna mu tykać zegar. Ale najpierw trzeba zrobić problem z silnikiem, bo nierówno pracuje. Pan Gazownik pasjonat. I instalacji gazowych i audi A8. Miał. Rozbił. Nic mu się nie stało. Z auta został silnik. Leży w warsztacie pod ścianą. Pan Gazownik tłumaczył, że jeżeli coś poszło, to w głowicach, bo pierścienie mocne. Więc pewnie trzeba będzie zrobić porządek z głowicami. I to jest zła informacja. Dwie głowice, osiem cylindrów, pięć zaworów na cylinder…

Udało się wstawić do stołówki i chevroleta i audi. Wydawało się, że będzie trudno, bo małe nie są. No i teraz w chevrolecie tężeje klej, w audi ładuje się akumulator, bo pan Gazownik zostawił w środku światło na weekend i się biedak rozładował. 


31 stycznia 2021


 

1. Słoneczny ranek, słoneczne przedpołudnie, słoneczne popołudnie. Instalacja fotowoltaiczna wyprodukowała rekordowe w tym miesiącu 25 kilowatogodzin prądu. Choć raczej energii, bo prąd to w amperach. Złą informacją jest, że w styczniu słońce operowało w ten sposób tylko jeden dzień. Przez to styczeń jest najgorszym miesiącem w historii. Historii, która zaczęła się w połowie września. 

2. Sikorki zjadły już połowę zawartości niby pończochy. Jedzą dalej. Grupowo. Włączyłem na chwilę „Kawę na ławę”. Akurat na tę chwilę, gdy wypowiadała się Joanna Scheuring-Wielgus. I to jest zła informacja. 
Jeśli Sejm jest emanacją narodu – a raczej jest – to słuchając niektórych Sejmu przedstawicieli można na temat tego narodu wyrobić sobie nie najlepsze zdanie. 

3. Sąsiad Tomek ciągał po okolicy synów na sankach. Ciągał kosiarką, więc raczej nie łamał żadnych przepisów, a chłopcy mieli frajdę. Mało kto pamięta, że słowo „frajda” zostawili nam w spadku nasi posługujący się jidysz sąsiedzi. 
Chevrolet ma kierunkowskaz, pozycje i światła jazdy dziennej w jednym kloszu. W lewym pojawia się woda. Poprzedni właściciel tłumaczył, że coś tam przerabiano i nie uszczelniono odpowiednio. Postanowiłem rozwiązać ten problem. Razem z kolegą Kaplą udaliśmy się do stołówki, wyposażeni w suszarkę, maszynkę do termokleju i inne potrzebne rzeczy. Coś tam udało nam się wysuszyć. Coś tam udało nam się wytrząsnąć – woda w sobie tylko znany sposób dostała się pomiędzy dwie warstwy plastiku. Nie zdecydowałem się na tego plastiku dziurawienie, bo gdybym to zrobił pewnie by coś trzasło, a nawet gdyby nie trzasło, to by się nie udało uszczelnić. Przeróbka polegała na wklejeniu jeszcze jednej żarówki, która na żółto migała w przeciw fazie do kierunkowskazów. Nie mam pojęcia, jaka idea za tym stała. Na wszelki wypadek – gdyby jednak jakaś stała – postanowiłem tę żarówkę zachować. Niestety urwał się jeden z zasilających oprawkę przewodów. Spróbowałem przylutować. Bez sensu, gdyż urwało się to coś, do czego przewód był lutowany. Gdy próby lutowania przewodu do plastiku oprawki się nie powiodły udaliśmy się po pomoc do sąsiadów. Uratował nas Gienek, który sobie przypomniał, że ma stare lampy i tam może być oprawka. Była. Trochę większa ale na wsuwki. [Wsuwka jednak przez u otwarte – nie kłamali w peerelowskiej podstawówce]. Znalazłem to coś co się na wsuwki nasuwa, zacisnąłem i się zadziałało. Więc sukces. 
Wył silnik dmuchawy. Postanowiłem się do niego dorwać. Chwilę mi zajęło zdjęcie osłony. Okazało się, że to grubsza sprawa. Udało mi się dostać do mocowania osi wirnika. Psiknąłem sprejem, co to ma poprawiać kontakt – niczego innego nie było pod ręką. O dziwo zadziałało. Złą informacją jest, że pewnie zaraz się to coś, czym psiknąłem wytrze i silnik znów wyć będzie. Muszę kupić jakiś smar w spreju. 
Załadowałem 750 resztą gratów do beemek. Znalazłem prawą (a może lewą) lampę w wersji angielskiej, przekładnię kierowniczą i dużo kabli wysokiego napięcia. Przestawiłem 750 pod dom. I teraz obie czekają aż przyjedzie po nie laweta. Zostało mi jeszcze wyjęcie wszystkich osobistych rzeczy z 735. Poprzedni właściciel chevroleta nie zrobil czegoś takiego zbyt dokładnie. Stąd wiem, że dwa lata temu, w jego kale nie było pałeczek salmonelli. 



niedziela, 31 stycznia 2021

30 stycznia 2021


 1. Poprzednim razem, gdy byliśmy w Lidlu, Bożena kupiła jedzenie dla ptaków. Orzechy i trudno powiedzieć co napchane do niby pończochy. Powiesiła to coś na balkonie i martwiła się, że wisi nie tak i nie tam, gdzie trzeba, że ptaki się nie zjawią, że się będą bać kota etc. 

Wstałem – jak ostatnio – zbyt wcześnie. Śnieg, który ledwo padał gdy wczoraj dojeżdżaliśmy zmienił zdanie. I zasypał wszystko. Było bardzo atrakcyjnie wizualnie. Wkoło wiszącej na balkonie niby pończochy uwijało się z tuzin sikorek. Bogatek. Była też jedna uboga – bardziej szara. Podlatywały, dziobały, właziły jedna na drugą. Odlatywały. Niby pończocha się kiwała komplikując im działania. 
Przypomniało mi się, że poprzednim razem oglądałem jedzące ptaki na skwerze przed hotelem Lombardy w kowidowo pustym Waszyngtonie. To były wróble. Rzucaliśmy im z kolegą Kunstetterem czipsy. Prawie wydziobywały nam je z rąk. Pusty Waszyngton robił niesamowite wrażenie. Poza nami i wróblami na skwerze funkcjonowało dwóch chyba narkomanów, z tych, których życie ma znaczenie. Może to nie byli narkomani, tylko wariaci, a może nawet nie wariaci. Tylko po prostu dzieliła nas przepaść kulturowa i nie rozumieliśmy ich ekspresji. Na elektrycznej skrzynce ktoś porzucił „Patriot games” Clancy'ego. 
[Pamiętam miny dwojga urzędników Departamentu Stanu, gdy w 2014 roku powiedziałem, że lubię książki Clancy'ego. Bardzo mili ludzie. Od paru tygodni pewnie znów czują się dobrze w swoim kraju wolnych, ojczyźnie dzielnych ludzi.]
Puste ulice, witryny ogacone płytami ze sklejki, duże banery #endracism, wróble, nas dwóch i wydziobywane czipsy. Jutro mi się kończy amerykańska wiza. I to jest zła informacja, bo takiej fajnej już raczej miał nie będę. 

2. W związku z tym, że na śniadanie zjedliśmy resztkę chleba – pojechaliśmy do miasta. Przez zaśnieżony las. W latach osiemdziesiątych, kiedy jeszcze TVP nie emitowała reklam, między programami były różne zapchaj dziury. Na przykład obrazki z drogi przez zaśnieżony las. Zupełnie takie same, jak te, które mogliśmy oglądać przez okna samochodu. 
Wracaliśmy też przez las, tylko bardziej, bo zjechałem z głównej na drogę leśną, z nietkniętym kołami śniegiem. Audi, prócz wszystkich swoich plusów ma też minus – nie da się wjeżdżać nim do lasu, bo ma zbyt niskie zwieszenie. Więc przez parę lat nie oglądałem tych dróg. A sporo się pozmieniało. Coś wycięto, coś wyrosło, coś posadzono. Tylko drogi gorsze. Leśne maszyny je rozjeżdżają, nikt od wojny nie poprawia. I to jest zła informacja, bo kiedyś będę musiał spełnić swoje marzenie z dzieciństwa i kupić M113. Jeżeli oczywiście gdzieś będzie można takie znaleźć.


Z pomocą kolegi Kapli wyprowadziłem ze stołówki 750. Było to trudne, gdyż samochód nie miał ani hamulców, ani wspomagania. A trzeba się było nakręcić. 

Wstawiłem chevroleta. Gdybym go wstawił wczoraj – nie musiałbym się zastanawiać, co zrobić z wodą, w którą zamienia się przywieziony na aucie śnieg. 

3. Obserwowałem twitterową awanturkę wywołaną przyznaniem przez Wprost tytułu „Człowieka Roku” Danielowi Obajtkowi. Fascynujące, że po trzydziestu edycjach tak trudno jest zrozumieć, że „Człowiekiem Roku” zostaje człowiek roku.

Przeczytałem rano Zarembę w „Plusie Minusie”. Mieszanka autocytatów, nieprawdziwych plotek i oczywistości. 
Spora część naszych politycznych analityków zajmuje się tworzeniem medialnych rzeczywistości równoległych. Złą informacją jest, że często te równoległe rzeczywistości medialne wpływają na tę realną robiąc niepotrzebne zamieszanie. 


sobota, 30 stycznia 2021

29 stycznia 2021


1. Obudził mnie tweet RMF24 zapraszający na rozmowę Mazurka z profesorem Zembalą. Jadłem z nim kiedyś śniadanie. Z prof. Zembalą. Rano. Z Mazurkiem, to bardziej wieczorem. 

Śniadanie z profesorem Zembalą jadłem na Jasnej Górze. Na Papieżu. Franciszku. Przed mszą podano zbiorowe śniadanie. I na tym śniadaniu posadzono mnie obok. Rozmawialiśmy o papierosach. A zwłaszcza elektrycznych. Profesor Zembala mówił, że to straszny syf. Może nie tymi słowy, ale sens udało mi się oddać. 
Pani doktor Fedyszak-Radziejowska uważa, że nie ma nic gorszego niż mężczyzna profesor. Jakoś ją rozumiem. Z wyjątkiem. Profesorowie medycyny są inni. Chyba, że są łapówkarzami z Krakowa. Ale to już zupełnie inna historia. Jest też niefajny typ chirurgów łapówkarzy. Ech, cały dzień – dzięki rozmowie Mazurka – myślałem o fajnych profesorach medycyny, a teraz mi się przypomniało paru niefajnych typów. I to jest zła informacja. 

2. Wyszedłem z wanny, włączyłem TVN24, redaktor Pawlicka zastanawiała się jak długo uda się utrzymać protesty na ulicach. Kiedyś w ten sposób, otwartym tekstem raczej by się nie odezwał polityk. Dziś mówią tak dziennikarze. I to jest zła informacja. 

3. Pojechałem do Jacka zmienić olej. No i po raz pierwszy wlazłem pod chevroleta. I – muszę przyznać – wygląda naprawdę nieźle. Nic nie cieknie. Rama zdrowa. Tłumik cały. Błąd czujnika ABS-u wynika raczej z kończącego się łożyska piasty niż problemów elektrycznych. Zanim wjechałem, rozmawiałem z Jackiem w jego biurze. Wszedł młodzieniec i zaczął opowiadać jakieś herezje związane z problemem oleju w chłodnicy. I tego, że pojazd nie słabo pali, gdy zimny. Powoływał się na mądrości z forum użytkowników. W pewnym momencie Jacek nie wytrzymał i zasugerował związek ciśnienia w kole zapasowym z wypadaniem zapłonów [albo coś podobnie irracjonalnego]. Młodzieniec nie zauważył sarkazmu. Słuchając próbowałem rozpoznać co to za pojazd ma tak zaangażowane forum użytkowników. Myślałem że Civic, nissan 240sx, jakaś alfa? Wyszliśmy przed zakład. Stał tam jakiś opel. Meriva albo jakoś tak. To nie jest kraj dla starych ludzi. 
K&N do filtrów przestał dodawać naklejki na obudowę. Te z napisem, że w środku jest K&N. I to jest zła informacja. Jeżeli na obudowie filtra nie ma napisane, że w środku jest K&N, to przy każdej wymianie oleju mechanik będzie obudowę niepotrzebnie zdejmował. I może przy okazji coś urwać. 

Po serii spotkań i wizycie w oddziale PZU – jak można zaufać firmie ubezpieczeniowej, której wywala się system komputerowy, a pracownicy nie są w stanie wpisać w formularz datę urodzenia bez błędu – ja się pytam – zabrałem kolegę Kaplę i pojechaliśmy do Rokitnicy. Droga poszła nam gładko. Dopiero w Ołoboku pojawił się śnieg. 
Kolega Kapla zdziwił się, że między Ołobokiem a Rokitnicą nie minęliśmy żadnego zwierzęcia. Cóż, wilcy poprzestawiali ekosystem. 

piątek, 29 stycznia 2021

28 stycznia 2021


 

1. Jak zwykle w Warszawie, zbyt krótko spałem. I to jest zła informacja. Do tego, rano nie działał twitterowy link do rozmowy Mazurka z Suskim. 
Pojechałem odzyskać felgi od beemki. Trzy lata temu zostawiłem je na przechowanie i jakoś później nie było okazji ich odebrać. Zapłaciłem trzy stówki. Ech, ta inflacja. Za to zutylizowano opony. Były na tyle stare, że nie powinno się na nich jeździć i na tyle młode, że nie miały jeszcze wartości muzealnej. Dwie kupiłem jeszcze do Supry, która przestała jeździć w 2005 roku. 
Kiedy czekałem na felgi zadzwonił brat mój, by się pochwalić, że kupił subaru. Legacy. Trzy litry. Automat. 2004 rok. Jakże ja się cieszę, że nie zapadłem na chorobę subaru. Jedyne, do jakiego się przymierzałem, to był Outback w słynnym warszawsko-praskim komisie przy Marsa. Komisie, który blokował budowę wielkiego wielopoziomowego skrzyżowania. Outback był w naprawdę złym stanie. Pan z komisu bardzo mi chciał go sprzedać. Poza wszystkimi innymi problemami nie działał ABS. Pan z komisu utrzymywał, że działa (wyjęta była kontrolka). Wsiadł rozpędził się, zahamował. Pojechał po śniegu na zablokowanych kołach. –Widzi pan, działa.Nie, nie działa. –Ale wie pan, że ABS tak naprawdę jest bez sensu. Kiedy się żegnałem, był przekonany, że negocjuję. A ja już nie chciałem tego auta. 

W każdym razie brat mój jest zachwycony. Przez ostatnie lata jeździł nissanami. A wcześniejsze jego subaru były dość dotkliwie tuningowane. Teraz ma normalny samochód. 

2. Z alei Krakowskiej pojechałem do Muzeum Powstania Warszawskiego, gdzie z zachowaniem wszelkich epidemicznych obostrzeń spotkałem się z panami dyrektorami. Złą informacją jest, że nie dało się z nimi jakoś specjalnie pogadać, bo – jak grom z jasnego nieba – spadła na nich informacja, że od poniedziałku być może będą się mogli otworzyć dla zwiedzających.  

Kiedy ruszałem z Muzeum skończył mi się gaz. 460 kilometrów. Bardzo dobry wynik. Zapomniałem już, że Warszawa w ciągu dnia bywa zakorkowana. Pojechałem zatankować na stację obok ronda Dżochara Dudajewa. 76 litrów. Suburban przyjmował 110. I robił na nich ze 420 km. Jednak istnieje jakiś postęp w motoryzacji. 

3. Reszta dnia zeszła mi na plotkowaniu w różnych formach i konfiguracjach. Napisałbym, ze chłopcy plotkują bardziej niż dziewczęta. Ale byłoby to chyba seksistowskie. Bezpiecznie będzie napisać, że jedne osoby plotkują bardziej niż inne osoby. 

Parę dni tamu, korzystając z Elektronicznej Skrzynki Podawczej Systemu Pojazd i Kierowca złożyłem wniosek o rejestrację pojazdu. Wniosek otrzymał status „przyjęte”. Rubryka „Etap realizacji wniosku” jest pusta. I to jest zła informacja, bo nie wiem co teraz. Sprawdzam co jakiś czas, czy coś się nie zmieni.  


Przez cały dzień nie mogłem się pozbyć wspomnienia fragmentu wczorajszego wieczornego występu pani profesor Płatek. W TVN24. Swoją drogą pod Prawem na UW musi być jakiś ciek wodny, jak inaczej tłumaczyć nadreprezentację dziwnych postaci wśród tamtejszej kadry profesorskiej. 
Otóż dziennikarz zapytał panią Profesor o głosy mówiące, że nacisk [w uzasadnieniu TK] na przesłankę dotyczącą zdrowia kobiety – również zdrowia psychicznego – może wbrew pozorom ułatwiać przeprowadzanie legalnych aborcji. 
Pani Profesor zachowała się jakby tego pytania nie usłyszała. Kontynuowała tyradę o tym, że prawo do aborcji jest prawem człowieka. A kobiety, nie mogące usunąć ciąży są narażone na depresje etc.

Mimbla, siostra Małej Mi, po wizycie w rekwizytorni, gdzie „kwiaty były kwiatami papierowymi, skrzypce nie miały strun, pudełka – dna, a książki nie dawały się otworzyć” powiedziała, że jest tak, jak gdyby wszystko było niczym. Od paru dni, coraz częściej mam takie samo wrażenie. 





czwartek, 28 stycznia 2021

27 stycznia 2021


 1. Rozładowałem chevroleta. Na jednej ze skrzyń zachował się fragment listu przewozowego. Przyjechały w nich die Spurstangen. Do jakiegoś naprawdę dużego auta. Udało mi się wyjechać bez składania lusterka. Wszystko się okazało kwestią kąta. 


Zadzwonił Gazownik. –Kto panu robił tę instalację?Nie mam pojęcia.Oj, będzie to pana kosztować. 
Parownik nie dość, że za mały, to jeszcze nieszczelny. Rurka od zbiornika przy mocy ponad 300 koni powinna być ósemką. Jest szóstką. Gumowe przewody w komorze silnika wszystkie do wymiany. Zgodziłem się na wymianę parownika i gumowych rurek. Reszta zaczeka na wymianę zbiornika, którego atest się niedługo kończy. Złą informacją jest, że audi będzie gotowe dopiero w poniedziałek. 

2. Pojechaliśmy do Gronowa. Tak się składa, że Gronów jest koło Łagowa. Obie miejscowości są w Lubuskiem. W Łagowie są dwa piękne jeziora i zamek Joannitów. Festiwal filmowy i inne atrakcje. Z tym, że to jest tylko część prawdy. W Lubuskiem zupełnie gdzie indziej, bo po drugiej stronie Odry jest jeszcze jeden Łagów. A obok niego zupełnie inny Gronów. Legenda głosi, że to specjalni, by utrudnić życie amerykańskich komandosów, którzy by się mieli na wczesny PRL desantować, żeby im się wszystko mieszało. W każdym razie, gdy ktoś zobaczy ogłoszenie – Łagów, lubuskie, atrakcyjny apartament na wynajem lepiej niech sprawdzi czy to aby nie ten drugi. Ten bez dwóch jezior, zamku Joannitów i innych atrakcji. 
W Gronowie był sklep ze starymi meblami. Akurat dzisiaj wyjątkowo zamknięty. I to jest zła informacja. Pojechaliśmy więc do Zielonej Góry. Bożena zapisała się tam do biblioteki. Oddawała Lema, pożyczała jakieś trzy. 
Jechaliśmy przez Zieloną, która bombardowała mnie pretensjonalnością szyldów. Manufaktura Pizzy. Kebab Factory. Na koniec sklep: Franczeska. Przepraszam. Nie sklep, tylko boutique. Tak się na Franczeskę zagapiłem, że o mały włos nie staranowałem jakiegoś mijającego mnie autka. 
W sprawie Franczeski wypowiedziała się kiedyś Rada Języka Polskiego. „Franczeska to zapisane w polskiej postaci włoskie imię Francesca, a jego rodzimym odpowiednikiem od setek lat jest Franciszka. Zapisanie imienia jako Franczeska, czyli oddającego za pomocą znaków polskiej ortografii jego włoską wymowę, nie powoduje możliwości jego akceptacji jako formy polskiej, ponieważ taką formą jest od wieków Franciszka” 
Swoją drogą czy Rzecznik Praw Obywatelskich wypowiedział się w kwestii ograniczania prawa rodziców do nadawania imion dzieciom? Skoro można sklep nazwać Franczeską, to dlaczego nie można tak nazwać córeczki. Albo syneczka. Teraz powinienem przypomnieć dowcip o indiańskich imionach. NIe przypomnę. I nie chodzi tu o Stojącego Węża. Swoją drogą praca z dekadę młodszymi ludźmi otwiera przed człowiekiem zamknięte wcześniej bogactwo internetu. Takie jak wymiony wyżej „Stojący Wąż” czy „Osa Aldona i bąk Andrzej”. Bogactwo, z którego istnienia wcześniej człowiek sobie nie zdawał sprawy.


3. Przed wieczorem ruszyłem do Warszawy. Co jest oczywiście złą informacją. Nie spieszyło mi się zbytnio, więc wjechałem na A2 dopiero przed Strykowem. Zaoszczędziłem pewnie z osiemdziesiąt złotych. Jechałem ciut szybciej niż TiR-y, słuchając „Wschodzącego Słońca” Crichtona. Szkoda, że książkę sfilmowano w czasach przednetfliksowych, bo serial mógłby dużo więcej zawartości książki pomieścić. Jechałem z sześć godzin. Książka skończyła się, gdy otwierałem drzwi do domu.

Trafiłem na powtórkę Trzaskowskiego w Faktach po Faktach. Pseudowyrok pseudotrybunłu obalił pseudokompromis.

 „Ulicę Sezamkową” sponsorowały literki, tę wypowiedź najwyraźniej słowo „pseudo”. 


środa, 27 stycznia 2021

26 stycznia 2021


1. Siemoniak u Mazurka. Fascynujące jest tempo w jakim potrafi diametralnie zmieniać zdanie. Przypomniał mi zabawkę mojego brata. Latający talerz. Jeżdżący znaczy. Z napisem Mars z boku. To były jakieś wczesne lata osiemdziesiąte. Od tego czasu wiem co znaczy „mars” od tyłu. Wyprowadziłem kiedyś z równowagi – dzięki tej wiedzy – pracownika firmy tytoniowej. Prywatnie męża koleżanki mojej z „Gazety Krakowskiej”. Przyniósł kiedyś przedpremierowo parę paczek marsów. Wyciąga. Z dumą pokazuje. Mówi, że to hit będzie. A ja na to – a wiesz jak jest „mars” od tyłu. Nie wiedział. Sprawdził. 

Jeżdżący latający talerz jeździł prosto, kiedy na coś wpadał, praktycznie bez zmiany prędkości zmieniał kierunek. Znowu jechał prosto. Aż na coś wpadł. Zmieniał kierunek. I tak dalej. Zupełnie jak Siemoniak u Mazurka. Mówił jedno. Mazurek go punktował. Zmieniał zdanie. Dalej jechał. Znowu zderzenie z Mazurkiem. Znowu zmiana. Zupełnie jakby miał z boku napis Mars. Zła informacją jest, że robił to w takim tempie i takim przekonaniem, że pewnie mało kto to zauważył. 


2. Siemoniak przypomniał wczorajszego Hołownię. Bożena była pod wrażeniem pustki, którą wypełnione były jego słowa. Zasadniczo trudno jest wypełnić coś pustką. Najpopularniejszym wyjątkiem są słowa polityków. Naprawdę mogą być pełne pustki. Zauważyła, że jedyne co miał konkretnego do powiedzenia, to zgrabnie przeprowadzona krytyka władzy. Ale nic więcej. Żadnej wizji. Zacząłem jej tłumaczyć, że najwyraźniej z badań wyszło, że do uzyskania dwucyfrowego wyniku w wyborach to wystarczy. Że plany – przepraszam za wyrażenie – konstruktywne, się robi, kiedy się idzie po władze. A po władzę aktualnie nikt się nie wybiera. 
Badacze nie wymyślą idei która może ponieść. [Jedyny, znany mi, który miewał takie przebłyski, to Tęgi Łeb] Badacze będą będą pytać na fokusach. A, że ludzie na fokusach nie mają pojęcia, jak należy zmieniać świat, więc zapytani czy walić w PiS kulturalnie, czy ostro? Odpowiadają jak chcą badacze. Kulturalnie, bądź ostro. Ci od Hołowni wolą kulturalnie.
Czy się komuś to podoba czy nie – jak na razie jedynym poważnym politykiem, który ma jakąś spójną wizję politycznej przyszłości jest Jarosław Kaczyński. 
W 38 milionowym kraju wypadałoby, żeby było takich ludzi więcej. Nie ma i to jest zła informacja. 

3. Pojechaliśmy w do gazownika. W dwa auta. Gazownik, jak gazownik. Tylko czystszy niż średnia. Wymieni świece. Siedem. Złą informacją jest, że zapomniałem, którą z ośmiu wymienił Jacek. Może zostanie rozpoznana po stanie. Gazownik powiedział, że zrobi auto jutro. Albo pojutrze. Gdyby zrobił pojutrze – rozwaliłoby to moje plany. Ale powinien jutro. Chyba, że coś znajdzie, co się nie uda jutro zrobić. 

Od Gazownika pojechaliśmy do skupu palet. Wcale nie po to, żeby sprzedać paletę, tylko kupić skrzynie, które Bożena wypatrzyła na OLX. OLX* kiedyś nazywał się tablica.pl. Jakiś marketingowiec pewnie wymyślił, że to nie jest wystarczająco nowocześnie, bo nie ma V, Q albo X w nazwie. Pewnie to jeszcze przebadał i wyszło mu oczywiście to, co chciał. Tak to zwykle z badaniami jest. {Dyrektor Zydel to teraz Dyrektor Muzeum Zydel, więc się nie powinien – jako były badacz – oburzać. Ma większe problemy.]
Skrzynie, w których Bożena chce sadzić różne rosnące rzeczy, okazały się opakowaniami na coś, co przyszło z Niemiec. Porządnie zrobionymi opakowaniami. Nie na tyle porządnie, żeby wyglądały na opakowania na rakietową amunicję, ale i tak na tyle porządnie, że będzie można w nich siać i sadzić. Podwiózł je sympatyczny młody człowiek. Sztaplarką. Ze strasznie długimi widłami. Skoro wózek widłowy, to pewnie są to widły. Pomógł mi załadować je na pakę chevroleta. Paka, to po amerykańsku bed. Jakoś to mnie – nie wiedzieć czemu – śmieszy. 
Otwarta klapa paki przedłuża ją o dobre pół metra. 

Ze skrzyniami na pace pojechaliśmy do Lidla. Szczerze mnie ubawiły przecenione wegańskie hamburgery w lodówce z mięsem. 

Nie chciało mi się ściągać skrzyń z paki, więc wstawiłem chevroleta do stołówki. Żeby wjechać trzeba składać lusterko. Ale się mieści. Nawet przedłużony o pół metra otwartej klapy. 
Wieczorem przez moment oglądałem Paszporty Polityki. Dziadersi łaszący się do progresywnej młodzieży. Nawet śmieszne. 


*Historia z nazwą OLX jest nieprawdziwa. Zmienił się właściciel. Nowy miał już globalną sieć o tej nazwie. 

wtorek, 26 stycznia 2021

25 stycznia 2021


 

1. Słuchaliśmy rano prof. Horbana u Mazurka. Naszła mnie konstatacja, że nikt już chyba nie chce słuchać jak jest. Ludzie przyzwyczaili się do rzeczywistości, w której słyszą to, na co mają ochotę. Nic innego ich nie interesuje. I to jest zła informacja. 
Z całej rozmowy z Horbanem przebiło się tylko, że jak ktoś musi ćwiczyć, to niech se hantle kupi. Nie przebiło się coś, co ze słów Horbana wynika. Mianowicie, że przy tak nieprzewidywalnej przyszłości, plany ewentualnościowe to jedynie propaganda.

2. Wieczorem, w Faktach po Faktach wystąpił Aleksander Smolar. Dawno temu, we Free Pubie poznałem jego brata Eugeniusza. Zapytał mnie: –A kolega zasadniczo, to czym się zajmuje?Zasadniczo, to niczym – odpowiedziałem. I tyleśmy porozmawiali. 
Ale nie o tym. Teraz, na stronie TVN24 są fragmenty rozmowy. Fragmenty krytyczne o Platformie i o nadziejach związanych z Hołownią. Nie ma tych, których prawdopodobnie nie chcieliby słyszeć wierni widzowie stacji. I to jest zła informacja. Nie ma na przykład o tym, jakie są we Francji obostrzenia. No i nie ma o obywatelskim nieposłuszeństwie. Otóż, że nie chodzi w nim tylko o to, żeby się nie podporządkowywać prawu, z którym się człowiek nie zgadza. Otóż, że chodzi w nim o to, żeby być gotowym na konsekwencje niepodporządkowania się prawu, z którym się człowiek nie zgadza. Konsekwencjami mogą być więzienie, grzywna, tradycyjne oberwanie po grzbiecie pałką lub bliskie spotkanie z gazem łzawiącym. 
Po Smolarze był Hołownia. U Moniki Olejnik. Był w okularach. Jak wiadomo, ludzie w okularach wyglądają inteligentniej. 

3. Odezwał się nabywca beemek. Chce je w tym tygodniu zabrać. We środę jadę do Warszawy, więc pewnie uda się to zrobić dopiero w weekend. Jutro wstawiam audi go gazownika na przegląd instalacji, bo mam wrażenie, że gdzieś jest jakaś nieszczelność. Wypadałoby też wymienić w Avalanche olej. Może to zrobię w Warszawie. Znowu się wybieram tam z długą listą rzeczy do zrobienia. I to jest zła informacja, bo im dłuższa lista, tym mniejszy procent planów uda mi się zrealizować. 

poniedziałek, 25 stycznia 2021

24 stycznia 2021


 1. Rano było biało. Mokrym, ciężkim śniegiem. Na połamanej topoli wisi od wakacyjnej burzy ułamana gałąź. Wisi wysoko, bo topola jest wciąż wysoka, mimo iż jej urwany czubek rozwalił bramę do sąsiadów. Przysypana mokrym śniegiem gałąź poskrzypiwała, dając nadzieję, że w końcu spadnie. Złą informacją jest, że niestety śnieg się roztopił zanim się to dokonało. 

Nim się roztopił – było bardzo ładnie. 
Kocio nocował w domu. Rano, właściwie bez śniadania, przy pierwszej możliwości czmychnął z domu. Wrócił coś zjeść późnym popołudniem. Znowu czmychnął. I wrócił koło dziesiątej. Teraz śpi zadowolony. 

2. Bożena odkryła, że sfilcowałem jej sweter. I to jest zła informacja. Poczułem się jak bohater polskiego serialu z lat osiemdziesiątych. Mąż stara się tak progresywnie pomagać w domu, ale za co się nie zabierze, to spierdoli. Więc żona woli, żeby lepiej już nie pomagał. Nie pierwszy raz coś takiego mi się udało. Ale tym razem byłem już po odkryciu, że jest specjalny program do wełny. Specjalny płyn do prania. I że można w zimnej wodzie prać. Teraz już wiem, że trzeba czytać informacje wszyte na metkach, bo istnieją wełniane rzeczy, które nie dość, że należy prać wyłącznie ręcznie, to jeszcze przewrócone na lewą stronę. 

3. Po leniwym dniu postanowiłem zrobić coś konkretnego, czyli założyć w maku Pro moduł bluetooth. To nie takie proste, bo komputer stoi na UPS-ie wepchnięty między ścianę a biurko. Po-odpinałem kable, wyrwałem go z dziury. Każdy, kto nosił kiedyś Pro, wie jaki jest ciężki i jak uchwyt wrzyna się w rękę. Jeszcze za czasów G5 działy IT w firmach pracujących na makach miały specjalną rękawiczkę do ich noszenia. 
No więc wyrwałem, położyłem na kuchennym stole, zgodnie z instrukcją wyjąłem dysk nr 2 i zacząłem szukać miejsca na moduł. Wymontowałem wifi, znalazłem anteny, ktoś skleił je taśmą, która się prawie zwulkanizowała, udało mi się jej pozbyć nie wyrywając niczego potrzebnego. Znalazłem miejsce na moduł – było podpisane. Próbowałem podłączyć, okazało się, że ktoś, kiedyś urwał gniazdo. Założyłem wifi, podpiąłem anteny. Podpinając nie byłem do końca pewien, czy dobre, bo ich odpinając nie oznaczyłem. Postanowiłem przełożyć Superdrive wyżej, gdyż się blokował. Kiedy odkręcałem – wypadła mi śrubka. Poleciała gdzieś w płytę główną. Próbowałem ją wytrząsnąć – bezskutecznie. Zdecydowałem się złożyć i podłączyć komputer. Uruchomił się. Znaczy – śrubka znalazła sobie niczego-nie-zwierające miejsce. Wifi zadziałało, czyli trafiłem anteny. Superdrive dalej się blokuje. Moduł bluetooth spróbuję zamontować w warszawskim komputerze. Cała robota psu w dupę. I to nie jest tak zła informacja, jak to, że prawdopodobnie nikt nic z tego, co napisałem nie zrozumie. 
Poza tymi kilkoma osobami, które wiedzą o co chodzi. Osobami, które czują drżenie serca spowodowane tą śrubką w płycie głównej. 


niedziela, 24 stycznia 2021

23 stycznia 2021


1. Śniła mi się Rada Gabinetowa. W takim ni to biurowcu, ni to hotelu. Chciałem pokazać Bożenie, jak taka rada wygląda. Siedliśmy pod ścianą, nagle mi się przypomniało, że Rada Gabinetowa jest zastrzeżona, więc musimy jednak wyjść. Bożena powiedziała, że to samo jej mówiła Zofia Romaszewska, więc nie rozumie, dlaczego ją ciągnąłem. Później, chciałem znaleźć pokój, gdzie zostawiłem płaszcz i torbę z komputerem, ale jakiś łysy pan odebrał mi przepustkę – tłumacząc, że już nie mam uprawnień żeby tam być. No i szukałem sposobu, żeby się do tego pokoju, zmylając ochronę dostać. Z tego wszystkiego obudziłem się niewyspany. I to jest zła informacja. 

2. Zasadniczo, to nie wyspałem się z jeszcze jednego powodu. Otóż jeszcze we śnie zaczęli mi w głowie śpiewać Pudelsi głosem Maleńczuka – „Jestem pudel z Gwadelupy, nogi proste mam jak słupy”. No i trwało to przez pół dnia. 
Parę dni temu zmarł Pudel i to jest zła informacja. Parę dni temu, jadąc do Ołoboku po pomarańcze włączyłem Trójkę no i właśnie, w związku ze śmiercią Pudla jakiś młodzieniec puścił tę piosenkę. Trochę przy okazji trochę bredził. Ale nie chce mi się o tym pisać. 
Trójka przez całą swoją historię kolaborowała z władzą. W końcu pojawiła się władza, która zamiast pozwolić Trójce ze sobą kolaborować – postanowiła Trójkę zwalczać. I zrobiła to skutecznie. 
Bez sensu.

3. „Moja matka to wodołaz, ślepia czarne ma jak smoła. Moje dzieci pekińczyki, Porypane małe friki.” 
Pod koniec mojego mieszkania przy Filareckiej, kawałek dalej, bliżej stadionu Cracovii, mieszkała Katarzyna T. Nowak. Wtedy jeszcze nie pisarka. Jeszcze dziennikarka. Jeszcze wcześniej znana z próby porwania samolotu z Balic na Tempelhof. Lotnisko Tempelhof od 2008 roku nie działa. I to jest zła informacja. Bo to było naprawdę ładne lotnisko. Kilka osób – w tym ja – zawdzięcza Kaśce początek medialnej kariery. Ale to zupełnie inna historia
Do Kaśki na telewizję wpadał Maleńczuk. Wydaje mi się, że chodziło o oglądanie festiwali polskiej piosenki. To było dawno. Jeszcze przed tym, gdy Maciek został gwiazdą kultury popularnej. 
Siedział przed telewizorem, wypatrywał znanych mu muzyków przygrywających gwiazdom. I gdy któregoś zobaczył – komentował. –O i ten też się skurwił. Ze trzy razy brałem udział w takich sesjach. I zawsze wyglądały tak samo. Lato, otwarte okna. Za oknami rosnące na Filareckiej drzewa. Sopot, czy Opole w telewizorze i złorzeczący Maleńczuk. 
Jestem Pudlem z Guadelupy. Nosze z kota piękne buty. Jestem piękny i puszysty, ojcem moim ratler bystry.”

Na „bela pupa”, pierwszej płycie Pudelsów, Maleńczuk śpiewa dwie piosenki („Morrisona” i „W krainie ciemności”). Robi to wybitnie. O wiele lepiej niż Kora pozostałych piosenek siedem. Usłyszałem kiedyś, że to Maciek miał je wszystkie śpiewać, ale się pokłócił i nie zaśpiewał. No i zaśpiewała Kora. I na okładce napisano Kora i Pudelsi. 
Saksofonista Pudelsów, niejaki Biedrona był barmanem we Free Pubie. Nie przepadaliśmy za sobą. Ale to od niego odegrałem pierwszą kasetę zespołu Morphine. 
Drogie dzieci, to były czasy, kiedy twórca Spotify chodził jeszcze do powszechnej szkoły. 

Kocio wychodzi za dnia. Nocuje w domu.  


 

piątek, 22 stycznia 2021

22 stycznia 2021


1. Kocio wyszedł wieczorem, wrócił o po czwartej. I to jest zła informacja, bo czekałem aż wróci. Profesora Żerkę oburzyła forma we środę. Mimo iż od wczoraj jestem dumnym Lubuszaninem, nie odetnę się od moich krakowskich korzeni i do końca życia będę ubierał płaszczyk. Jak również stosował inne formy w warszawskiej polszczyźnie uważane za niedopuszczalne. Nie przypomnę sobie które, gdyż przez czekanie na Kocia, cztery godziny spałem i jestem nieprzytomny. 

2. Wczoraj z sąsiadem Tomkiem rozebraliśmy instrumental panel, w okolicach Warszawy nazywany – nie wiedzieć czemu – szafą, a reszcie Polski chyba zegarami. Gdyż prędkościomierz pokazuje co chce, zaś wskaźniki ładowania i temperatury – nic. Z youtubowych filmów z cyklu How to fix GMC instrumental panel można było odnieść wrażenie, że problem jest w zimnych lutach. A jednak nie. Okazało się, że chodzi o krokowe silniczki nadające ruch wskazówkom. Silniczki, które na skutek swej bylejakości stają, bo się im bebechy krzywią. Sąsiad Tomek próbował coś naprawić, ja zamówiłem w Chinach paczkę silniczków. Zobaczymy. Jak na razie prędkościomierz zaczął wskazywać środek ziemi. I to jest zła informacja.  

3. Złą informacją jest też, że pojechaliśmy do Świebodzina na zakupy, bo wydaliśmy worek pieniędzy. Pani przy kasie stwierdziła, że to przez wina. Węgierskie. Z Szekszárdu. Były w promocji, więc miało być tanio. Ale skoro były w promocji, kupiliśmy ich tyle, że wyszło drogo. Do win z Szekszárdu mam słabość, bo piłem kiedyś z szekszárdskimi winiarzami. I Prezydentem Węgier. Znaczy wszyscy pili wino, a ja palinkę. No i wszyscy śpiewali. Ja nie. Gdyż nie znam węgierskiego. A śpiewali pięknie. Historycznie. Na przykład o froncie włoskim. Tym, gdzie walczył mój pradziedek. 
Następnego dnia prezydent Áder był pod dużym wrażeniem tego, że po takiej ilości palinki jestem w stanie funkcjonować. Cóż, po naszej stronie Karpat klimat jest trudniejszy, więc twardszym być trzeba. 

Kocio, rano, przy pierwszej okazji wyskoczył z domu. Wrócił wieczorem. Gdyby udało się ten model utrzymać – byłoby super. 



 

21 stycznia 2021


1. Kocio. Musimy się cofnąć do wtorku. Plany były inne. Bożena miała wrócić wieczorem. Wszystko się posypało, pojechaliśmy do Warszawy i byliśmy dopiero we środę. Bożena chciała zabrać Kocia, mnie się wydawało, że to nie ma sensu, więc przeze mnie Kocio siedział sam. Kiedy wróciliśmy, nie był jakoś specjalnie obrażony, ale wyraźnie zażądał, byśmy go wypuścili. 

Poszedł. Nie wracał. Wrócił koło drugiej brudny jak nieboskie stworzenie i do tego z poważnymi śladami stoczonej walki. Złą informacją jest, że on sobie najwyraźniej z ran nic nie robi. My się przejmujemy. Puszczać go, czy nie puszczać? Może te nocne nawalanki nadają sens jego życiu? 
Czekając obejrzeliśmy film o brzydkim i złym angielskim królu, templariusza grał taki aktor, co gra w brytyjskich filmach, a jego późniejszą narzeczoną – ta pani, co ją Frank Underwood wepchnął pod metro. Swoją drogą wciąż nie mogę uwierzyć, że w Waszyngtonie jest metro. Spędziłem tam w sumie ze dwa tygodnie i jedyny ślad metra był koło knajpy, gdzie Obama jadł hot-dogi, do której zawiózł mnie redaktor Wrona. 

2. Pojechałem wymienić opony. Avalanche jest był letnich, z zimówkami na pace. Panowie gumiarze załamali ręce i nad zimówkami, i nad letnimi. Założyli zimówki, bo letnie były zbyt letnie na jeżdżenie zimą. Ale kazali kupić nowe, wielosezonowe. Zgodzili się ze mną, że skoro inżynierowie wydumali, że rozmiar opon powinien wynosić 265/70, to zakładanie 285/75 jest jednak fanaberią. 
Po wymianie opon odezwał się czujnik ABS-u. Byłem na to przygotowany, gdyż oglądałem na Youtube „Top 5 Problems Chevy Avalanche 1st Generation”. No i było, że się czujnik brudzi i połączenia śniedzieją. Zadzwoniłem do Aleksandrowa Łódzkiego i usłyszałem, że zwykle pomaga restart samochodu. Czasem nawet na pół roku. Złą informacją jest, czujnik ABS-u odzywa się w głośnikach dzwoniąc po amerykańsku, a jeszcze nie znalazłem w instrukcji informacji o tym, jak to można ściszyć.

3. Zostałem Lubuszaninem. Po prawie 49 latach wymeldowałem się z Krakowa. Gmina Skąpe ma teraz pięć tysięcy – coś tam – dziewięciu mieszkańców. I to ja jestem tym dziewiątym.
Przez dobre dwie godziny walczyłem z e-dekleracjami, żeby wysłać PCC-5. Mam nadzieję, że skutecznie. 
Złą informacją jest, że do rejestrowania samochodów są zapisy. Więc chwilę potrwa nim z dumą przypnę rejestrację FSW.