niedziela, 24 stycznia 2016

22 stycznia 2016



1. Musiałem wstać nieprzyjemnie wcześnie. Kancelaryjny Viano powiózł mnie do Zakopanego. W poprzednim moim życiu – muszę przyznać – samochody miały lepsze fotele. Tym Viano mogę jechać do czterech godzin. Później jest słabo. I to jest zła informacja, bo jechaliśmy godzin z siedem. Dziwną trasą. Przez Wadowice Suchą Beskidzką i Zawoję. Za Zawoją była przełęcz i było pięknie.

2. Na Magurce (między Suchą i Zawoją) Chatę miał prof. Marek Eminowicz. Fejsbuk przypomniał mi, że trzy lata temu był jego pogrzeb. Trzy lata temu w kościele św. Szczepana piękną mowę wygłosił prof. Andrzej Nowak, którego akurat historii w V zakładzie uczył prof. Luty – antyteza Marka Eminowicza.
Przypomniała mi się ostatnia z nim rozmowa. Zadzwoniłem z dość głupim pytaniem, z odpowiedzi na które miał powstać tekst do gazety. Zastałem go już ciężko chorego – czyli w stanie, który zdecydowanie mi do niego nie pasował.
Pół roku później był pogrzeb. I strasznie dużo ludzi, którzy mówili, że by nie byli w tym miejscu, gdzie są, gdyby nie Stary [bądź Emin – ale tak mówili ci starsi].
Muszę przyznać, że chętnie bym ze Starym pogadał. Nie, żebym to robił po liceum jakoś specjalnie często, ale wiedziałem, że była taka możliwość. Dziś już jej nie ma. I to jest zła informacja.

3. Dojechaliśmy do Zakopanego. Zakwaterowano nas w hotelu, którego nazwy prze litość nie wymienię. W każdym razie liczba gwiazdek pod nazwą nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Razem z jednym z bardzo ważnych kancelaryjnych dyrektorów jechaliśmy windą, która nagle odmówiła współpracy. Dzwoniliśmy przyciskiem z dzwonkiem – bez efektu. Ważny Kancelaryjny Dyrektor – zadzwonił telefonem do recepcji. Usłyszał, że pracują nad problemem. Mnie się w końcu przypomniały amerykańskie filmy – otworzyłem drzwi siłowo. Okazało się, ze jesteśmy w piwnicy. Na schodach minęliśmy ekipę ratunkową w postaci pana w nibyliberii.

Człowiek, który wymyślił trąbki używane przez kibiców powinien w piekle siedzieć w idealnej ciszy. Bądź wręcz przeciwnie. Ważne, by to było dla niego dotkliwe.
Chodząc po Krupówkach chciałem mordować. Ale boję się, że nikt by mnie nie zrozumiał.
Krupówki straszne. Zakopane straszne. I to jest zła informacja. Mam nadzieję, że w okresie bezeventowym jest lepiej.

Z niewiadomych przyczyn co chwile natykałem się na napis „Viel Spass in Zakopane”.

Das ist kein Spaß.


sobota, 23 stycznia 2016

21 stycznia 2016


1. Zacząłem dzień od Wiejskiej. Znaczy – Kancelarii. Wcześniej poszedłem na pocztę, by odebrać awizowaną przesyłkę. Okazało się, że awizowano ją po tym, kiedy ją odebrałem. I to jest zła informacja, bo liczyłem, że to coś fajnego, co Bożena kupiła na Allegro.

2. U Druha Podsekretarza wiszą obrazy. Trzy. Na każdym widać kopiec Kościuszki. Raz zza Wisły, raz z Wawelu, no i raz z Bielan. Na dwóch stoi już fort. Na trzecim – nie. Znaczy trzeci pokazuje stan pomiędzy 1823 a 1850.
Kaplicę na forcie przy kopcu projektował ten sam architekt, który postawił Collegium Novum. Feliks Księżarski. Księżarski jest absolwentem gimnazjum św. Anny [która przez chwilę – 1818–1928 – była patronką szkoły imienia Nowodworskiego]. Szkoły Druha Podekretarza, Pani Prezydentowej, mojego pradziadka, redaktora Kolanki i jeszcze paru innych osób.
Pradziadek mój Michał Rożen, góral, urodzony w Zakopanem, choć rodzina bardziej z okolic Nowego Targu. Legionista, więc piłsudczyk. Dwóch braci pradziadka zginęło w Bitwie Warszawskiej. Jego wykończyła Komuna. Psychicznie. Wziął i umarł. 
Złą informacją jest, że już nie bardzo mam kogo o niego pytać.

3. Pani Premier przedstawiła propozycję rozwiązania kryzysu T.K. Zasadniczo była to strata czasu.
Chytry plan PO i prof. Rzeplińskiego polega na tym, by namówić Prezydenta do przyjęcia przyrzeczeń od „trzech sędziów”. Gdyby Prezydent to zrobił – musiałby stanąć przed Trybunałem Stanu. Gdzie trudno by mu się było wybronić, gdyż 15+3 nie równa się 15, a artykuł 194. Konstytucji zaczyna się od słów: „Trybunał Konstytucyjny składa się z 15 sędziów…” Piętnastu.
Plan chytry. Jednak na nieszczęście planu tego pomysłodawców Prezydent liczyć nie uczył się od ministra Rostowskiego więc raczej się nie da podpuścić.

A poważnie: złą informacją jest, że wygląda na to, iż zanim się wszystko uspokoi jeszcze narobione zostanie strasznie dużo – że tak powiem – gnoju.
Rozpadająca się Platforma walczy nie walczy demokrację. Walczy o życie. Nie jest w stanie narzucić żadnej innej narracji, więc trzymać się będzie Trybunału jak pijany płotu.  

czwartek, 21 stycznia 2016

20 stycznia 2016



1. Bożena zawiozła mnie na do Pałacu. Jak zwykle, na parking przed kościołem seminaryjnym. Parking zawsze był używany przez pracowników Kancelarii. Od jakiegoś czasu samochodami tam stojącymi zaczęły się interesować miejskie służby, nakładając na ich właścicieli mandaty. Mandaty, których wcześniej nie nakładano. Komuś w Mieście nie pasuje wynik wyborów prezydenckich i postanowił swoją frustrację rozładować w ten sposób. Z tym, że tak się składa, że jego zemsta nie uderza w złych PiS-owców, tylko ludzi, którzy pracowali w Kancelarii za poprzedniej kadencji, bo to oni tam parkują. Małość nawet stosunkowo dużych ludzi bywa zaskakująca. I to jest zła informacja. Cóż, kto się czymś tam urodził, skowronkiem nie zdechnie.

2. Przez cały dzień członkowie PO tłumaczyli, że to, co widzieliśmy dzień wcześniej w Parlamencie Europejskim to nieprawda. Z miernym skutkiem. Jeden z moich samochodowych mechaników utrzymywał, że był w M.O.N. za czasów rządów Olszewskiego podsekretarzem stanu. Przyznam, że podchodziłem do tego ze sporą rezerwą. Ciekawe ilu w przyszłości parlamentarzystom Platformy nikt nie będzie chciał uwierzyć, że kiedyś zasiadali w Sejmie.


Rzepa, piórem Konrada Kołodziejskiego pojechała po Ryszardzie Petru.
Gdyby ASZ-dziennik nie był aż tak – że tak powiem – spolaryzowany, wysłałbym Ojcu Redaktorowi pomysł na wpis: Władze PiS, mając świadomość zagrożenia, jakim dla ich rządów jest Nowoczesna.pl, postanowiły wynająć kogoś, by tę partię skompromitował. Dość szybko zgłosił się poseł Petru. Szczegóły kontraktu są tajemnicą.

To jednak nie jest śmieszne. I to jest zła informacja.

3. Wieczorem byłem na proszonej kolacji, na której się nasłuchałem plotek z rynku mediów. Generalnie wygląda na to, że zmiana władzy coś tam rozruszała, bo wszyscy się wzięli do roboty. Szkoda tylko, że nie ma czego czytać.

Parę dni temu rozmawiałem z pewnym korespondentem prasy zdecydowanie zachodniej, który narzekał, że nie ma skąd czerpać informacji, bo „Wyborcza” jako strona sporu całkowicie straciła wiarygodność, „Gazeta Polska” jakoś go odrzuca. „Rzeczpospolitej” właściwie nie ma.

Gospodarz wieczoru, człowiek zdecydowanie zaangażowany twierdzi, że w Polsce nie sprzeda się żadna gazeta, która będzie próbować relacjonować rzeczywistość z dystansem, rzetelnie – w niezaangażowany sposób. Mam nadzieję, że nie ma racji.

Strasznie dziś łatwo się usprawiedliwiać wyższymi ideami. I to jest zła informacja.  

środa, 20 stycznia 2016

19 stycznia 2016


1. W pracy dzień pełen spotkań. Poznałem człowieka, kierującego fundacją zajmującą się tzw. polskim dziedzictwem materialnym. Z tym, że poza granicami. Kościoły na Wschodzie, biblioteki na Zachodzie. Wszystko marnieje. I to jest zła informacja.
Kiedy byliśmy w Londynie, gdzieś w kuluarach usłyszałem, że jest problem ze skanerem, którym by można digitalizować zbiory Instytutu Sikorskiego. Mam nadzieję że to się zmieni.

2. Obejrzałem debatę w Parlamencie Europejskim. Bogu dzięki nie była to pierwsza tamtejsza debata, jaką widziałem więc do pewnych zwyczajów tam panujących mogłem podejść z większą rezerwą. Mogę sobie wyobrażać, co czuli ludzie, którzy zwykle drętwieją, gdy o Polsce mówi ktoś w obcym języku. Pani dr Fedyszak-Radziejowska mówi, że większość Polaków ma wdrukowane w czasie zaborów problemy z poczuciem wartości. Mnie tam trudno się wypowiadać, bo ja z Galicji. A akurat ta część Polski radziła sobie wtenczas całkiem nieźle.

Kolega Krzysztof jakiś czas temu zauważył, że Platforma funkcjonuje w społecznym polu widzenia wyłącznie przez to, że wspominają ją członkowie PiS. Może coś w tym jest. I to zła informacja.

3. Bożena poszła na służbową kolację. Korzystając więc z okazji poszedłem do Wietnamczyka, nazywanego niesłusznie Chińczykiem na zupę Pho. [Bożena nie przepada za tą kuchnią] Zupa chodziła za mną od dłuższego czasu. Chyba nawet od Chin. Zamówiłem, zapłaciłem, usiadłem, zjadłem. Bez satysfakcji. I to jest zła informacja.








18 stycznia 2016


1. Zamiast na plac Schumana, na demonstrację K.O.D. udałem się na śniadanie. 
Takie sobie i to jest zła informacja. 
Pułkownik, z którym śniadałem sugerował, bym nie narzekał, bo nie musiałem jadać MRE – amerykańskich racji żywnościowych. Prawda. Nie musiałem, ale od tego śniadanie nie zrobiło się lepsze.
Przez hotelowe lobby co jakiś czas przeciskał się policjant z karabinkiem Steyr AUG. Z palcem na spuście. Policjant miał brodę, furażerkę i był podpisany w dwóch językach.
W hotelu było jeszcze kilka delegacji, liczba rządowych aut przekraczała miejsce na podjeździe, więc policjanci bawili się w coś jakby samobieżną wersję Sokobana. Z całkiem niezłym skutkiem. Udało im się nie blokować sąsiadujących ulic.

2. Mam dziwne wrażenie, że minister Graś wziął mnie za kogoś innego. W korytarzu na poziomie osiemdziesiątym, gdzie czekaliśmy, na ścianach wisiały zdjęcia. Wśród nich – prezydenta Kaczyńskiego. Koleżanka, która była na wizycie przygotowawczej zauważyła, że wcześniej tego zdjęcia nie było. Powieszono je specjalnie dla nas. To miłe.
Swoją drogą niezłym trzeba być megalomanem, żeby ósme piętro nazywać poziomem osiemdziesiątym.
Budynek Rady trochę brzydki. Określenie „jak za Gierka”, które zupełnie nie pasuje do wędlin, świetnie pasuje do architektury. Budynek Rady „za Gierka” otrzymałby tytuł mistera miasta, w którym by go postawiono. Gdyby rzecz jasna wybudowano go w Polsce.
Z korytarza przegnano nas do pomieszczenia, które pełniło rolę baru. Na półkach mnóstwo kieliszków, na barze kilka napoczętych flaszek. Wlazłem za bar, nalałem do kieliszka wody z kranu, wypiłem [dzięki Komisji Europejskiej woda z kranu musi się nadawać do picia] natychmiast pojawił się jakiś pan i łypnął. Gdyby to nie była Rada Europejska, można by sądzić, że sprawdzał, czy zachowuję bezpieczną odległość od napoczętych flaszek. Dolałem sobie wody. On zaczął majstrować przy ekspresie. Wypiłem. Wróciłem na korytarz.
Uczestniczenie w wizytach oficjalnych generalnie polega na czekaniu. Kiedyś prosiłem Andrzeja Hrechorowicza, by robił mi zdjęcia, kiedy siedzę w dziwnych miejscach. Przez chwilę robił, ale już wysyłać mi tych zdjęć się mu nie chciało.
Inną czynnością jest szybkie maszerowanie. Spotkanie się skończyło. Szybko przemaszerowaliśmy do sali, gdzie były oświadczenia i pytania z mediów. Zaliczyłem peryskopowy rekord. Nie wiedziałem, że tylu ludzi korzysta z tej aplikacji.

Nie chciałem oceniać samych wypowiedzi. Łatwo by mi było zarzucić brak dystansu. Ale przyznać muszę, że gdybym pracował w sztabie wyborczym #PAD, przeciw któremu startowałby #PDT przed ich debatą nie czułbym raczej niepokoju.

Przewodniczący Tusk jest dużo starszy niż w telewizorze. I niższy. Garnitury za to świetne. Raczej długo nie będzie mnie na takie stać. I to jest zła informacja.

Kiedy wyjeżdżaliśmy po demonstracji K.O.D. nie było śladu. Uczestnicy musieli najwyraźniej wrócić za urzędnicze biurka. Została grupka wielbicieli Prezydenta, która zatrzymała kolumnę i odśpiewała Prezydentowi „Sto lat”.
Nie przywieźliśmy ich ze sobą samolotem.

3. Wszystkie trzy znane mi obiekty NATO są tak samo brzydkie w środku. Pewnie chodzi o to, żeby żołnierze czuli się tam swojsko. 
Z jednego, do drugiego NATO jechaliśmy koło Waterloo. Z autostrady widać było lwa na kopcu. 
W drugim NATO, po ceremonii powitania musieliśmy się pozbyć telefonów komórkowych. I to jest zła informacja. Gdybym miał telefon, to bym próbował zrobić sobie selfie z generałem Breedlovem, który, po tym jak rozkazał przejechać strykerom przez Polskę – jest moim bohaterem.

Swoją drogą – jeżeli ktoś mi będzie powtarzał, że PiS próbuje wyprowadzić Polskę z NATO, to go zabiję śmiechem.  

poniedziałek, 18 stycznia 2016

17 stycznia 2016




1. Po raz pierwszy od niepamiętnych czasów się wyspałem. „W Kawie na ławę” był jakieś bezhołowie. Później w „Loży prasowej” prof. Majcherek powiedział, że „Lament w mediach zachodnich podniosły media”. Trudno by się było nie zgodzić, gdyby nie to, że jednak było przejęzyczenie. Na tak rozsądne słowa prof. Majcherka dziś nie stać. I to jest zła informacja.

2. Na lotnisku prof. Szczerski udzielał wypowiedzi dla mediów różnych. TVP Info retransmitowało to z niewielkim opóźnieniem. Niewielkim, ale na tyle dużym, że można było mieć wrażenie bilokacji Profesora.

Dolecieliśmy do Brukseli. Orange przywitało mnie SMS-em: Witamy w Niemczech. Może więc coś, czego ja jeszcze nie wiem.
Pod hotelem (parę minut piechotą od placu Schumana) stało dwóch żołnierzy, z hełmami, długą bronią, w kominiarkach. Stali i łypali. Nie mam problemu z uzbrojonymi ludźmi. Nowoczesne mundury polowe też wyglądają nieźle. Gorzej z tą długą bronią. Człowiek jakoś się stara nie stać naprzeciw lufy. A kręcąc się pod hotelowym wejściem – jest to trudne. Do żołnierzy ze szturmowymi karabinkami na ulicach zachodnich miast trzeba się przyzwyczaić. I to jest zła informacja.

3. Poszliśmy na frytki. Po raz pierwszy w życiu poczułem jak są ciężkostrawne. I to jest zła informacja.

W hotelu wśród 80 kanałów była TVP Polonia. Niestety. Lepiej nie wiedzieć jaka to zła telewizja.  

16 stycznia 2016


1. Spaliśmy w „Royalu” – znaczy hotelu garnizonowym. Znaczy, trudno powiedzieć, gdzie, gdyż przed wojną były to cztery hotele. Po wojnie połączono je w jeden. Nie udało się to do końca, gdyż każdy z nich miał nieco inaczej dzielone piętra. Czyli wyjeżdżając windą z jednej strony na piętro pierwsze, w drugiej części jest się na piętrze drugim. Choć tego też nie należy być pewnym. Postanowiłem pójść na śniadanie. Na logikę i zgodnie ze znakami noża i widelca udałem się w okolice recepcji. No i tam była restauracja. Ale nie podawano śniadania. Siedzące tam panie stwierdziły, że nie są w stanie wytłumaczyć mi, gdzie podawane są śniadania i wysłały mnie do recepcji. Tam pani tłumaczyła mi długo i zawile – wyjedzie pan na pierwsze piętro, pójdzie w prawo, później w lewo, potem będą schody, potem znowu prosto aż do pokoju dwieście coś, potem coś tam i na końcu będzie winda, tam pan zjedzie piętro niżej i już. Windy nie znalazłem. Znalazłem śniadanie. Właściwie pod moim pokojem. Śniadanie było niedobre. I to jest zła informacja.

2. Wracaliśmy trasą kielecką. Po drodze, telefonicznie doprowadziliśmy do tego, że komórka niemieckiego dziennikarza, którą zostawił w prezydenckim sekretariacie wróciła do właściciela, znaczy do niego wróciła. Państwo po raz kolejny zdało egzamin. A zaangażowane były dwa biura i jedna służba specjalna.
Jechaliśmy z pięć godzin. Na koniec zostawiłem w samochodzie telefony. I to jest zła wiadomość, bo musiałem jechać po nie aż na Augustówkę.

3. Wieczorem oglądaliśmy retransmisję Złotych Globów. Szczerze mówiąc wolę Globy niż Oscary. Zwłaszcza, kiedy prowadzi ten z piwem, choć nie rozumiem sporej części jego dowcipów. Jim Carrey wygląda z brodą, jakby ubrał maskę z „Maski”.
Ale najciekawsze było to, że z tego, co mówili przemawiający ze sceny ludzie najważniejszą rzeczą dla ich środowiska jest liczba przychodzących do kin ludzi, i to, ile pieniędzy ci ludzie w tych kinach zostawiają.
U nas niestety filmowcom chodzi o coś innego. I to jest zła informacja.

Być może dlatego nie robi się u nas filmów na miarę „Zjawy”.


niedziela, 17 stycznia 2016

15 stycznia 2016


1. Wpadłem na drugą część konferencji ministra Łopińskiego. Na ile udało mi się to ogarnąć małym moim rozumkiem – frankowicze zapłacić mają mniej, ale nie mniej niż ludzie, którzy w tym samym czasie brali kredyt w złotówkach. Banki zarobią mniej, za to coś tam by mogły sobie odpisać od podatku bankowego.
Projekt nie zachwycił tych, którzy się trzymają kurczowo pomysłu o przewalutowaniu po kursie z dnia udzielenia. Pomysł, który osobiście bardzo mi odpowiada.
Wbrew pozorom wciąż istnieje grupa ludzi, którzy mimo ubiegłorocznego skoku franka i tak zyskali biorąc walutowy kredyt. W znaczeniu, że gdyby wzięli w złotych – zapłaciliby więcej.

Gdyby pomysł wprowadzić w życie – frankowicze mieliby dużo fajniej, niż złotówkowicze. Żeby było sprawiedliwie – trzeba by coś zrobić dla złotówkowiczów. Wtedy by się mogło okazać, że pokrzywdzeni są ci, którzy nie wzięli kredytów wcale.

Właściwie można by wydać książkę o powodach dla których ktoś byłby niezadowolony. Pewnie by można uzyskać dofinansowanie, gdyby na początku pojawiła się wzmianka, że obniżone zyski banki zawsze wyrównują sobie podnosząc klientom koszty obsługi. Dotacja mogłaby być całkiem spora. I to jest zła informacja.

2. Pan Prezydent udzielił wywiadu dla FAZ. Poprzedni był w sierpniu, przed wyjazdem do Berlina. Tym razem red. Schuller przyszedł z fotografem i panią tłumaczką.
Rozmawiali zasadniczo o dwóch sprawach. Trybunale i uchodźcach. [Wywiad powinien się zaraz pojawić].
Redaktor pytał o europejską solidarność. I można było odnieść wrażenie, że sugeruje iż Polska dopiero wtedy będzie „solidarna”, jeżeli będzie uchodźcom oferować warunki [również finansowe] identyczne jak Republika Federalna. I to jest generalnie zła wiadomość, bo może znaczyć, że część Niemców oderwała się już całkowicie od rzeczywistości.

3. W śnieżycy jechaliśmy na lotnisko. Jak by to zabawnie nie zabrzmiało – zima zaskoczyła drogowców. Samolot odladzano chyba ze trzy razy. Za to w Krakowie było na tyle ładnie, że halę, w której był mecz było widać z samolotu.
O meczu pisać nie będę. Chyba się nie znam. Przyznać muszę, że dawno nie widziałem tylu naraz w brzydki sposób nawalonych ludzi.
Co ciekawe – na Narodowym jest inaczej, choć też jest alkohol. Słabe to było. I to jest zła informacja.

Wieczorem wyszedłem z hotelu przejść się po Kazimierzu. W Psie tłum. W Alchemii tłum. W Singerze tłum. Wypiłem piwo w knajpie, w której wcześniej nie byłem i nazwy nie udało mi się zapamiętać. Poznałem tam chłopaka, który najpierw w Polsce, później we Francji studiował energetykę jądrową. No i został z tymi studiami jak Himilsbach z angielskim.  

sobota, 16 stycznia 2016

14 stycznia 2016



1. Już tak bywało. Kładę się spać o trzeciej, budzi mnie o szóstej. Nieodwracalnie. Wstaję, coś tam robię. Koło dziewiątej zaczynam zasypiać. I tak już do wieczora. Dzień w plecy. I to jest zła informacja.

2. Odbyło się noworoczne spotkanie z przedstawicielami religii i wyznań obecnych w Polsce. Nie wiem na czym polega różnica między jednym, a drugim. I to jest zła informacja.
Pięknie przemawiano. Zdziwił mnie Mufti, który był dziwnie roszczeniowy. Ale może takie czasy.

3. W łaskawości swojej Prezydent spotkał się z księdzem Stryczkiem. Tym od paczki. Szlachetnej. A tak naprawdę spotkał księdza Stryczka z dwiema paniami Minister. Ksiądz opowiadał o swoim projekcie społeczno-edukacyjnym. Dobrym bardzo projekcie. W przerwach puszczano krótkie filmy promocyjne. W przynajmniej trzech Ksiądz wystąpił osobiście. 
Ksiądz przemawiał, ja zasypiałem. Nie dlatego, że mówił jakoś nieinteresująco, czy wyłącznie o sobie. Po prostu taki dzień. Byłem twardy. 
Przypomniała mi się wizyta w pekińskiej filharmonii. Jedno z bardziej traumatycznych doświadczeń – jet lag plus ogólne zmęczenie. Delegacja walczyła dzielnie. Poległ tylko prezes jednej z agencji. Zachrapał. A sprawiał wrażenie starego wyjadacza.

Po spotkaniu ksiądz Stryczek wręczył po egzemplarzu książki, którą napisał i na której okładce występował. Ponabijałem się z niego trochę. Ktoś musi, bo kiedy już Szlachetna Paczka przegoni WOŚP, to może być potrzebny jakiś potomek starego bociana Wojtka Kulasa.

Złą informacją jest, że pewnie nie wszyscy czytali „Koziołka Matołka”.


piątek, 15 stycznia 2016

13 stycznia 2016


1. Przyjechały z Dublina dwie panie z Facebooka. Opowiadały jak walczą z nękaniem i mową nienawiści. Bardzo walczą. Zatrudniają setki native speakerów, którzy z zaangażowaniem pochylają się nad każdym zgłoszonym problemem pamiętając, by ich osobiste poglądy nie zaciemniały im odbioru.
Chyba się nie nadaję, by się kiedyś zajmować korporacyjnym PR. I to jest zła informacja.

Panie mówiły o tym, że w mediach społecznościowych rodzice dziś dużo gorzej radzą sobie niż dzieci. Trudno się nie zgodzić. Chyba, że człowiek zdaje sobie sprawę z tego, że zasadniczo jest w wieku, w którym człowiek statystycznie z rodzica powoli staje się dziadkiem. A – zasadniczo – tak on, jak i większość znanych mu rówieśników media społecznościowe ogarnia. 
Ejdżyzm nie łapię się w ramy mowy nienawiści?

2. Musiałem znowu pożyczyć smoking. Dałem słowo, że nie powiem od kogo, gdyż osoba ta wolałaby, by nikt się nie dowiedział, że przyłożyła rękę do niszczenia demokracji.
Smoking ten wcześniej nosiłem przy Belgach. [ten, na który kelner z Belvedere wywalił mi na plecy tacę ciastek] Okazało się, że podczas czyszczenia odpruto podszewkę w jednym z rękawów. Muszę sobie sprawić w końcu własny. Mam nadzieję, że uda tak porządny, jak ten, który pożyczam. To może być trudne.

Parę dni temu znalazłem w kałuży w bramie telefon komórkowy. Huawei, dwukartowy. Miałem zanieść do salonu Orange, ale nie było czasu. No i nagle ożył. Zaczęły przychodzić powiadomienia z fejsa. Byłem na dobrej drodze, żeby przez analizę postów na niedomkniętych kontach dojść do właściciela, ale w końcu zaczął dzwonić. Niestety zablokowany nie dawał się odebrać. Inteligencja już nie ta, co kiedyś, więc chwilę mi zajęło, nim wpadłem, żeby zapisać numer, z którego dzwoniono.
Zadzwoniłem. Babcia właściciela. Właściwie zdziwiona, że chciałem oddać. I to jest zła informacja. Powinniśmy mieć na własny temat lepsze zdanie.

Dawno, dawno temu, kiedy jeździłem Suprą. Postanowiłem zostawiać ją na wiejskiej ze ściągniętym dachem [to była targa]. Koledzy pukali się po głowach mówiąc, że zaraz ktoś mi kiepa wrzuci, albo gorzej. Jakoś nic takiego się nie stało. Po pewnym czasie właściciele dwóch innych aut zaczęli je zostawiać z otwartymi dachami.


3. Spotkanie noworoczne z korpusem dyplomatycznym. Ambasadorzy wchodzą. Pierwszy Nuncjusz, później wedle starszeństwa – znaczy im dłużej jest na placówce tym jest bardziej pierwszy. Black Tie. Czyli smoking. Albo strój narodowy. Albo mundur – w takim był ambasador rosyjski. W którymś z państw najwyraźniej narodowym strojem jest trzyczęściowy beżowy garnitur. Człowiek się uczy całe życie.
Bywalcy mówili, że nie pamiętają kiedy ostatnio [na tę doroczną imprezę] przyszło aż tylu dyplomatów. Jak również, żeby trwała aż tak długo. Bo chwilę trwała.
Mam trochę nowych zagranicznych znajomych. I trochę krajowych. Dyplomaci są mili. Ale do tego już zdążyłem się przyzwyczaić.
Poznałem w końcu liońskiego czytelnika Negatywów. Teraz [aż mu się nie znudzą] robi to w Warszawie.

Podano wybitne polskie sery. Nie zapytałem skąd wzięte. I to jest zła informacja, choć właściwie nie tak bardzo zła, bo jeszcze będzie okazja zapytać.




czwartek, 14 stycznia 2016

12 stycznia 2016




1. Dziś jest ten dzień, kiedy siadam do negatywów i nie pamiętam, co było wczoraj. I to jest zła informacja. Choć zasadniczo – zła powinna by jutro.

2. Przez cały czas jestem jakoś pod wrażeniem śmierci Davida Bowie. Przypomniał mi się „Twin Peaks” – Ogniu krocz za mną” , a konkretnie scena przeglądania się w monitorze ochrony. Kiedy widziałem ten film po raz pierwszy w ś.p. kinie Apollo byłem pewien, że ta scena z rzeczywistością nie ma nic wspólnego. Że to taki symboliczny pomysł artysty. Z dziesięć lat później dotarło do mnie, że wtedy tak te systemy działały. Dziś tak nie jest. I to jest zła informacja, bo łatwiej by można poprawiać krawat.

Pan Prezydent pojechał do Milanówka złożyć życzenia urodzinowe kapitanowi Haliczowi. Muszę przyznać, że przeżycie to było niesamowite. Kiedyś, dawno temu, zauważyłem stosunek II RP do uczestników Powstania Styczniowego. [upraszczając: byli traktowani jak żywe legendy] W czasie którejś z rocznic Powstania Warszawskiego dotarło do mnie, że nas od PW dzieli podobny czas, jak przedwojennych od PS, z tym, że my nie darzymy ich takim szacunkiem, jak oni. #PAD to zmienia. I bycie tego świadkiem jest niesamowitym przeżyciem.

Kierowca, który wiózł mnie z Milanówka opowiadał historie ze swojej młodości. Za czasów prezesa Szczepańskiego jeździł w Radiokomitecie. Dużym Fiatem z silnikiem 1,8. Prezes Szczepański miał fiata 130. I tylko dyrektor parku mógł mu go podstawiać. Pierwszy raz o fiacie 130 usłyszałem. Później pan kierowca jeździł Polonezem z dwulitrowym silnikiem z Argenty. Opowiadał mi kiedyś o tym aucie zaprzyjaźniony policjant – świetny samochód, niestety bez hamulców. Pan kierowca to potwierdził. Opowiadał o lanciach, Passatach, i czasach, kiedy samochody w Kancelarii, kiedy przekraczały 100 tys. przebiegu – trafiały do innych urzędów, szkół, szpitali etc. Dziś większość ma po 12 lat i prawie 300 tys. Ja tam lubię, choć wolałbym, żeby było jak w MSZ. Żeby to były wieloletnie S-klasy.

3. Wieczorem byłem w tajnej misji w URM-ie. Misja była krótka. I raczej niezbyt ważna. Okazało się, że nie bardzo mogę wyjść, gdyż w pewnym newralgicznym komunikacyjnie miejscu Pani Premier nagrywa orędzie. Siedziałem więc z kolegą Rybitzkim dzieląc się z nim doświadczeniami starszego kolegi z urzędu administracji centralnej [czy jak się to tam nazywa]. Kolega Rybitzki opowiedział mi kilka śmiesznych historyjek, których nie mogę powtórzyć. Bo nie wypada. I to jest zła informacja.


środa, 13 stycznia 2016

11 stycznia 2015



1. Zmarł David Bowie. Przez chwilę wszyscy mieli nadzieję, że to nieprawda. Że ktoś puścił na fejsie fejka. Później się okazało, że to jednak prawda. I to jest zła informacja.

2. Odkrywam kolejne uroki pracy na etacie. Choć tym razem bardziej cienie. Rozliczanie nierozliczonych diet. Bolesna rzecz. Wieść gminna niesie, że w poprzedniej kadencji nie praktykowano tego zwyczaju. Aż przyszedł NIK i kazał. No i się rozlicza.
Ale i tak bym nie chciał wtedy pracować.

Mam narastający problem z jakością materiałów, które nadaję. Zacząłem wczoraj testować coś nowego. Niestety okazało się, że się nie da zainstalować Periscope. I to jest zła informacja, bo myślałem, że będzie lepiej.

3. Pierwszy raz w życiu byłem w Centrum Olimpijskim. Rodzina olimpijska nie wygląda jak zwykli działacze sportowi. Nie wiem dlaczego.
Prezydent podczas przemówienia wspomniał ciepło prezesa Nurowskiego. Przypomniała mi się

historia opowiadana przez redaktora Pertyńskiego. [Mam nadzieję, że nie będzie miał nic przeciwko temu, że ją tu upublicznię w wersji, którą zapamiętałem]. Otóż redaktor Pertyński, arabista miał praktyki w północnoafrykańskim kraju, w którym prezes Nurowski był Polski Ludowej ambasadorem. Ambasadorowi, żeby wyglądał poważnie Polska Ludowa świeżo kupiła samochód mercedes. [Słabość do niemieckich marek w MSZ została do dziś] Mercedes był nie byłe jaki, więc ambasador Nurowski bardzo chciał go zawsze prowadzić. Ale Ambasador, jak to ambasador miał do tego celu szofera, któremu nie było to w smak.
Pewnego dnia Towarzysze Radzieccy zapraszali do swojej ambasady na raut. Jechać miał Ambasador, redaktor Pertyński [który wtedy rzecz jasna nie był jeszcze redaktorem] no i szofer. Ambasador Nurowski zmylił szofera i pierwszy zajął miejsce za kierownicą. Szofer, skoro jego służbowe miejsce było zajęte, usiadł obok. Redaktorowi Pertyńskiemu zostało miejsce vipowskie. Znaczy z tyłu.
Podjechali pod radziecką ambasadę, rzucono się by otworzyć drzwi. Otwierają – a tam redaktor Pertyński. –U nas też najważniejszą osobą w ambasadzie nie jest ambasador. Ale jak ten musi być ważny, skoro sam ambasador go wozi – musieli pomyśleć.

Pierwszy raz w życiu byłem w Teatrze Dramatycznym. Członkowie Opus Dei wyglądają inaczej niż w „Kodzie da Vinci”. Wiem dlaczego.

Kiedy film wchodził na ekrany, pracowałem u Palikota w „Ozonie”. Redakcja strasznie się na ten film [i książkę] oburzała. Im bardziej się oburzała, tym szczęśliwszy był dystrybutor, bo tym większy był na temat filmu hałas. Czyli więcej ludzi o filmie słyszało i była szansa, że więcej na film pójdzie. Świat jest jednak bardziej skomplikowany, niż się niektórym wydaje. I to jest zła informacja.

Po gali [impreza w Dramatycznym, to była Gala Fundacji „Orszak Trzech Króli”] był poczęstunek. Normalnie na tego rodzaju imprezach największy tłok jest przy alkoholu. Tu – były pustki. Można się domyśać, dlaczego Opus Dei budzi strach u niektórych przedstawicieli lewicy laickiej.   

wtorek, 12 stycznia 2016

10 stycznia 2016


1. „Kawa na ławę”. Przewodniczący Neumann poleciał Pszoniakiem w wersji tuningowanej. Wypadki kolońskie to była prowokacja. Rosyjska. Jakoś nie mogę się przyzwyczaić do PO w wersji rusofobicznej. I to jest zła informacja. W moim wieku takie rzeczy nie powinny mnie dziwić.

2. Nowoczesna musiała dostać jakieś świeże badania, bo przestała się aż tak oburzać w związku z ustawą medialną. Znaczy teraz jest źle, ale wcześniej też było źle. Z tym, że z tym wcześniej Nowoczesna nie ma nic wspólnego. Wolność słowa i niezależne media są najważniejsze.

Cóż, jako Nowoczesna jako taka, to ze starym wspólnego to może i nie ma, ale patrząc na jej posłów można mieć nieco inne wrażenie.

Jeżeli przypomnimy sobie sprawę Gzela i Pawlickiego, proces, z którego wynikło, że obaj zatrzymani zostali na polecenie Kancelarii Prezydenta. [był to jedyny w ostatnim 26-leciu przypadek zatrzymania wypełniających obowiązki zawodowe dziennikarzy na tyle czasu i do tego postawienia ich przed sądem] W Kancelarii Prezydenta pracowało wtedy dwoje obecnych posłów Nowoczesnej. Jeden z nich – swoją drogą – w pokoju, z którego zniknęła „Gęsiarka”. Ale dziś to raczej nikogo nie obchodzi. I to jest zła informacja.

3. Obejrzeliśmy „Zjawę” i „Marsjanina”. „Zjawę” zawinszowała sobie Bożena, „Marsjanina” – ja. Ciekawe, czy gdybyśmy postanowili obejrzeć coś innego, to to coś innego wygrałoby „Złote Globy”. Nie wiem jak to sprawdzić. I to jest zła informacja.

Koty po doświadczeniach rokitnickich nie przejęły się specjalnie „Światełkiem do nieba”. Ciekawe co o panu Owsiaku sądzą warszawskie psy. Ktoś w przyszłym roku mógłby zrobić akcję: „Drogi Jurku, zapłacimy ci coś ekstra, tylko nie marnuj pieniędzy na ognie sztuczne”.  




poniedziałek, 11 stycznia 2016

9 stycznia 2016


1. Drugie Śniadanie Mistrzów. Zdecydowanie polecam. Jeżeli ktoś się boi, że zrobi TVN24 'oglądalność', nie powinien się martwić, bo wbrew pozorom normalny telewizor nie informuje nadawcy, że jego program jest na nim oglądany.

„Śniadanie” było naprawdę ciekawe. Przeważały rozsądne wypowiedzi. Do czasu, kiedy mistrz Pszoniak powiedział, że to, co się stało w Kolonii to była antyimigrancka prowokacja. Zasugerował, że zrobiona przez prawicę.

Od lat fascynuje mnie społeczne przekonanie o wybitnych walorach intelektualnych aktorów. W poprzedniej pracy miewałem gwiazdami ekranów (i scen) dość często do czynienia. I muszę przyznać – nadreprezentacji intelektualistów nie było. Było normalnie. Raz lepiej, raz gorzej na ogół normalnie. Jak gorzej – to wtedy się pojawiał kolega Kapla. On to jest w stanie w każdym odkryć coś pięknego.

Kolega Kapla jest teraz na Dakarze. Dakar zasadniczo jest w Afryce. Ale nie ten.
Dawno się z kolegą Kaplą nie widziałem. I to jest zła informacja.


2. K.O.D. zorganizował wiece w obronie wolnych mediów, wolności słowa etc. Na warszawskim red. Żakowski tłumaczył, że media publiczne nie stanęły na wysokości zadania, bo gdyby stanęły – PiS by nie wygrał wyborów. Ciekawa teoria. Red. Wanat wzywała do tego, by „PiS-owskich” mediów nie oglądać, bo wolnośś słowa jest najważniejsza. Kolejny dowód na to, że „wolność słowa”, o którą się walczy na wiecach K.O.D.-u to jakaś inna wolność słowa niż ta, co zwykle.
Generalnie K.O.D. redefiniuje znaczenia słów. I to nie tylko tych wielkich. Załapał się też liczebnik porządkowy „pierwszy”. Sławomir Sierakowski tłumaczył, że red. Blumsztajn pierwszy raz bierze w manifestacji. Redaktor Kurski powiedział, że nie wszyscy Kurscy są źli. 
Na razie monopolizują media. A monopole są ponoć złe.

Co ciekawe – po tej akurat manifestacji paru demokracji zaprzysiężonych obrońców przyznało, że czują się w coś wmanewrowywani i że im to nie pasuje.
I to jest zła informacja, bo jak się K.O.D. posypie – poseł Szejnfeld nie będzie gdzie miał występować w czerwonym bezrękawniku.

3. Gaz tani, benzyna tania. Nic tylko jeździć. Pojechałem na zakupy. W Makro znowu są półtorametrowe misie. Do Castoramy dowieźli moje ulubione brykiety. W Lidlu były kiszone ogórki.
Wracając wpadłem do wulkanizatora na Skrze. Z prawego przedniego koła powoli schodziło powietrze. Pan męczyguma zdjął oponę, wyczyścił felgę, założył oponę za co właściciel zakładu skasował 50 zł. I to jest zła informacja. Poprzednim razem ze trzy lata temu płaciłem tam 25 zł. A ponoć nie ma inflacji.