Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Kraken. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Kraken. Pokaż wszystkie posty

piątek, 8 stycznia 2016

6 stycznia 2016


1. Wstałem, wlazłem do wanny, wyszedłem z wanny, zjadłem śniadanie, ubrałem ubiór roboczy i udałem się do pracy. Z okazji święta wziąłem auto Bożeny. Jadę. Marszałkowska, Królewska, plac Piłsudskiego, blokada. Pytam policjanta jak do Pałacu. Mam wrażenie, że mnie nie rozumie. Jadę do Świętokrzyskiej, Tamką, Dobrą, Leszczyńską (chyba), Browarną, Karową, Przy Bristolu policjant. –Do Pałacu Prezydenckiego. –Ale tego, tu? –Tak. –Proszę jechać. Jadę. Krakowskim. Dojeżdżam. Chcę na Parking. Policjant. –A skąd się pan tu wziął? –Ja tu, na parking. –Proszę jechać. Wjeżdżam. Wchodzę. Zdążyłem. W Sieni Głównej czekają Panowie Oficerowie Borowcy. Żartujemy na temat Chin. Na filmach było widać, że było ślisko. Nie było widać, że było zimno. Strasznie zimno. Teraz mam futro. I mróz może mi nagwizdać.
Przychodzi Para. Pan Prezydent w łaskawości swojej zauważa, że w moim outficie mógłbym rozbić za któregoś z królów. Nie mówi którego. Nie pytam. I to jest zła informacja.

2. Idziemy w Orszaku. Ze zdziwieniem nie dostrzegam Obywatela Prezydenta Jóźwiaka w jego operacyjnej kurtce. Najwyraźniej na razie nie zajmuje się pozyskiwaniem konserwatywnego elektoratu. Dowiaduję się za to, że mecenas Giertych ma brata. I ten brat nie skacze. Więc w tym przypadku skakanie raczej nie jest genetyczne.

Później do Pałacu przyszli górale, którzy w Orszaku brali udział. Śpiewali po góralsku, mówili po góralsku i grali po góralsku. Nie tańczyli. Było bardzo miło. Górale zapowiedzieli, że jakby co, to zawsze mogą przyjechać.
Zawsze, kiedy górale śpiewają przypominają mi się przyśpiewki, które mojej ś.p. babci śpiewał jej ś.p. ojciec. Góral. Ale po Nowodworku. Zupełnie jak Druh Podsekretarz. I redaktor Kolanko. I wiele innych postaci.
Czasem nawet te przyśpiewki śpiewam. I to jest zła informacja. Bo nie w każdej sytuacji powinienem.

3. Po robocie z kolegą, który na imię ma jak rondo Babka pojechaliśmy do Krakena. Ponarzekaliśmy na nasze ciężkie życie. Przyszedł przedstawiciel mediów międzynarodowych. Nie narzekał. Przyszedł kolega Krzysztof. Powiedział, że nie wie o co chodzi z brakiem wina, bo było. Znaczy – ktoś kogoś wprowadza w błąd.
Obserwowałem przez jakiś czas scenkę. Przy barze siedziała chyba Rosjanka. Walentyna. Urocza, choć niezbyt ładna. Dosiadł się do niej jakiś człowiek. Rozmawiali. Stawiali sobie nawzajem chyba Bushmillsa. W pewnym momencie on powiedział jej coś na ucho. Zrobiła się najpierw czerwona, później chyba smutna. Powiedział i poszedł. Później jego miejsce zajęła para. Walentyna szybko się z nimi zaprzyjaźniła. Później przyszedł chyba narzeczony Walentyny. Duży i brzydki. A później my poszliśmy. Więc nie wiem co było dalej. I to jest zła informacja.


BBN ustami swojego szefa odpowiedział na moje zapytanie – na salut należy skinąć głową.


wtorek, 27 października 2015

27 października 2015




1. Obudziłem się w nowej, brunatnej Polsce nieco niedysponowany. I to jest zła informacja. To pewnie przez tę duszną atmosferę źle spałem. W drodze do Pałacu spotkałem redaktora Jemielitę, który na miejskim rowerze (aż dziw, że nie zlikwidowanym) poruszał się w kierunku zakładu pracy.
Redaktor Jemielita tryskał humorem. Porozmawialiśmy przez chwilę o polityce i cyckach, z których rezygnacji zasłynął ostatnio periodyk matka periodyku, w którym red. Jemielita pracuje.

Wsiadłem w jedno metro, przesiadłem się w drugie, wysiadłem i piechotą kontemplując Krakowskie Przedmieście jakoś dotarłem do roboty. Po drodze minęła mnie kolumna autobusów z pilotażem radiowozów Żandarmerii. Pomyślałem, że Odchodząca Partia Władzy się właśnie zaczęła zwijać, ale się okazało, że to goście imprezy z okazji rocznicy powstania Sztabu Generalnego.

W Pałacu pani sprzątaczka zamiatała pod Okrągłym Stołem.

2. Exchange, którego używa Kancelaria przypomniał mi lata 90. i to, dlaczego użytkownicy maków o ludziach pracujących na Windowsach myśleli, że są dziwni.

Przeprowadziłem kilka bardzo interesujących rozmów, w tym jedną z przedstawicielem naprawdę poważnej korporacji.
Przez cały dzień miałem fleszbeki z wieczoru 300polityki. Przypomniała mi się na przykład rozmowa z brytyjskim ambasadorem, z którym spędziłem sporo czasu w Londynie jeżdżąc jednym samochodem. Pan ambasador kończy swoją służbę w Polsce, ale zapowiada, że tu wróci. Może niekoniecznie jako dyplomata. W rozmowie można było odnieść wrażenie, że jest bardzo zadowolony z wyniku wyborów. To zupełnie nie pasuje do reakcji Zachodu, którą opisywały media.

W tym samym Viano po Londynie jeździła z nami żona ambasadora (naszego), razem z jakąś panią z ambasady. Kiedy jechaliśmy z Heathrow opowiadała tej właśnie pani o synu swoim czteroletnim. Kiedy powiedziała, że nieznający angielskiego czterolatek w przedszkolu czuje się wyalienowany, zauważyłem, że skoro nie zna angielskiego, to się raczej czuje wyobcowany. W samochodzie najwyraźniej zabrakło Druha Ministra Kolarskiego – nikt nie docenił mojej błyskotliwości. I to jest zła informacja.

3. Z rzeczonym Druhem Podsekretarzem udaliśmy się wieczorem do Krakena, żeby pozałamywać ręce nad naszym ciężkim losem. Ale to nam nie za bardzo wyszło. Druh Podsekretarz Kawaler podzielił się wrażeniami z odsłaniania tablicy pamiątkowej w II LO. Aż mi się żal zrobiło, że w tym nie brałem udziału. I to jest zła informacja.

PKW zdążyła ogłosić wyniki wyborów. O tym, że Zjednoczona Lewica nie weszła do Sejmu Janusz Palikot dowiedział się w swoje pięćdziesiąte pierwsze urodziny.


poniedziałek, 24 sierpnia 2015

23 sierpnia 2015


1. 22 sierpnia. Obudziła mnie noga. Własna. Prawa. Boląca zupełnie bez sensu. Wstałem. Okazało się, że chodzić nie mogę zupełnie. I to jest zła informacja. Dokuśtykałem do wanny. W wannie było trochę lepiej, ale po dwóch godzinach dotarło do mnie, że dalsze moczenie nie ma przyszłości. Dokuśtykałem na kanapę. Obejrzałem dwa odcinki Simpsonów.
W pewnym momencie człowiek przestaje się identyfikować z Bartem. Zaczyna z Homerem. Moment ten przychodzi niespodziewanie i nazywa się dorosłość.

Pamiętam jeden odcinek, przy którym płakałem rzewnymi łzami. Odcinek o tym, dlaczego nie ma w domu żadnego zdjęcia tej najmłodszej. Otóż Homer spłacił kredyt na dom. Rzucił (spektakularnie) pracę w elektrowni. Zatrudnił się w kręgielni jako sprzątacz i był naprawdę szczęśliwy. Wtedy się okazało, że Marge jest w ciąży. I z wyliczeń wyszło, że braknie im pieniędzy. Homer musiał więc zrezygnować z dającej mu szczęście pracy, posypać głowę popiołem i wrócić do elektrowni. Cierpiał strasznie, ale nie miał wyboru. Ostatnia scena pokazywała Homera w miejscu jego znienawidzonej pracy. Wszystkie ściany były wyklejone zdjęciami jego najmłodszej córki.

2. Przeczytałem list od ZUS-u. Po 23 latach pracy (większość na umowach śmieciowych) moja emerytura może wynieść 343,64 zł (z uwzględnieniem hipotetycznej kwoty składek). Na dziś wynosi 76,77 zł.
Obejrzeliśmy film o Mellu Brooksie. Bożena zauważyła, że Williams panią Doubtfire grał ochmistrzynią z „Młodego Frankensteina”.
Przy śniadaniu oglądaliśmy najpierw film o gigantycznych aligatorach, które strzelały kolcami z ogona. Później przeszliśmy na „Pół żartem, pół serio”. Wciąż bardzo śmieszny film.
Potem chyba spałem, bo nic nie pamiętam.
W końcu noga trochę mnie przestała boleć. Pojechaliśmy kupić coś do jedzenia. I to jest zła wiadomość, bo zrobiły się z tego zbyt duże zakupy. Ale komplet kluczy na pewno się przyda.

3. Wieczorem w Krakenie spotkaliśmy się z red. Roderykiem. Było miło, aż nie zaczepił go jakiś głupek. Zadowolony z siebie. Red. Roderyk zaczął głupkowi nawet logicznie odpowiadać, ale głupek był za bardzo zadowolony z siebie, by usłyszeć, co red. Roderyk do niego mówi.
Stultorum infinitus est numerus. I to jest zła informacja.



sobota, 25 lipca 2015

23 lipca 2015




1. Piechotą do pracy. Miał przyjść na Foksal pan kolega Wojciech. Nie przyszedł, gdyż go zassano jeszcze na dworcu, więc na Foksal nie doszedł. I to jest zła informacja, bo nam Wojtka brakowało.

2. Odbyłem kilka owocnych spotkań z przedstawicielami mediów. Po czym się udałem na lancz z dyrektorem Ołdakowskim i jego Wicedyrektorem Habilitowanym. Dyrektor Ołdakowski przegrał zakład, gdyż pierwsza rozmowa telefoniczna, jaką odbyłem w po zasięściu do stołu trwała krócej niż 10 minut. Niestety, chwilę po niej dotarło do mnie, że zapomniałem o komorze. I musiałem szybko zamówić taksówkę. I znikać. I to jest zła informacja, bo rozmowa sprowadziła się do wymiany złośliwych uprzejmości i nie doszło do knucia, na jakie tak bardzo ostrzyłem sobie zęby.

3. W komorze zrezygnowałem z pana Anatola i zabrałem się za „Ein manipulierter Mord” Kirsta. Zawsze mi się wydawało, że Kirst żył wcześniej. Ale chyba po prostu zlał mi się z Remarquem.
Po komorze taksówką nerwowo wracałem do Foksal, gdzie jeszcze trwały spotkania na najwyższym szczeblu.
Kiedy towarzystwo się rozjechało, przeprowadziłem kolejne spotkania z przedstawicielami mediów. Ostatnie odbyło się w Krakenie, gdzie się w końcu pojawił pan kolega Wojciech.
Na koniec dnia autoryzowałem wypowiedź do natemat.pl
Jak się to rozejdzie, to mnie do PiS-u nie przyjmą i nigdy nie zostanę lubuskim senatorem. I to jest zła informacja, bo jako mianowany przez redaktora Mazurka zawodowy krasnal ogrodowy byłbym świetnym reprezentantem regionu, gdzie ogrodowe figury mają taką popularność.   

środa, 15 lipca 2015

14 lipca 2016



1. Pierwszy raz w życiu byłem w Pałacu. Szału nie ma. Za to jest fontanna. I porządny fortepian. Naprawdę porządny. Do tego z historią.
Klatka schodowa przypomniała mi Ermitaż. Tam niby większa, ale tu przynajmniej nie kapie na głowę.

Pojechałem na Szaserów. Spóźniłem się pół godziny. I to jest zła informacja. Wracałem przez mechanika. Ma w przyszłym tygodniu zacząć rozbierać beemkę. Żeby złożyć trzeba rozebrać.
Ciekawe, czy będzie gotowa przed wrześniem.

2. Przeczytałem o sobie w „Newsweeku”. Kolejny dowód na to, że istnieję.
Dotarła do mnie konstatacja, że byłbym świetnym informatorem redaktora Krzymowskiego. Na Nowogrodzkiej już właściwie nie bywam, więc informacje mam niezbyt świeże, do tego lubię podkolorowywać – czyli spełniam wymagania. Jedna rzecz, niestety mnie dezawuuje – i to jest zła informacja – nie można mnie nazwać politykiem, czy członkiem PiS

3. Wieczorem integrowałem się w Krakenie z przedstawicielem mediów. Tym razem krajowych. Było bardzo miło, bo mogliśmy sobie koheletowo ponarzekać. Stultorum infinitus est numerus.

Człowiek się najpierw cieszy, że znalazł bratnią w ocenie świata duszę, później dociera do niego, że nie ma się z czego cieszyć, bo wychodzi na to, że diagnoza jest słuszna. I to jest zła informacja.

czwartek, 2 lipca 2015

2 lipca 2015


1. Wstałem. Poszedłem po bułki. Bożena podrzuciła mnie pod palmę i pojechała do Berlina. W pracy przysłuchiwałem się spotkaniu kilkunastu ważnych ludzi rozmawiających na ważny temat. Wśród nich był prezydent obywatel Jóźwiak. Niestety bez swojego wiernego dyrektora Zydla.
I to jest zła informacja, bo dyrektora Zydla jeszcze nigdy nie widziałem służbowo.

2. Redaktor Skory napisał o ostatniej spotkaniu Rady Bezpieczeństwa Narodowego. Że nieobecność na niej #PAD to niezręczność, błąd, złe świadectwo etc. Zacząłem na ten temat dyskutować z red. Piaseckim tłumacząc, że to nie do końca tak. Już miałem wytoczyć jakieś poważne armaty, kiedy się okazało, że to jednak nie on ten tekst napisał, tylko red. Skory.
I to jest zła informacja, bo z całym szacunkiem dla red. Skorego – wyżej cenię red. Piaseckiego, więc taka pomyłka jest dla mnie jeszcze mniej wybaczalna.

3. Wieczorem poszedłem na chwilę do Krakena, gdzie pogadałem chwilę z kolegą Olszańskim. [Nie mylić z red. Olszańskim] Właściwie nie gadałem zbyt wiele, bo kolega Olszański rozmawiał z red. Pereirą.
Zanim kolega Olszański przyszedł, pewien człowiek podziękował mi za to, że w Negatywach opisywałem Krakena, bo dzięki temu Krakena odkrył. Znaczy pisanie Negatywów ma jakiś sens.
Kolega Olszański udał się do Płocka, a my z red. Pereirą na Palcyk. Gdzie w Szarlocie zaczęliśmy omawiać politykę informacyjną jednej z opozycyjnych partii, która ma wielkie szanse na przejęcie władzy. Mówiłem red. Pereirze, że partie polityczne powinny brać przykład z korporacji i zatrudniać fachowców zamiast działaczy, bo działacze grają na siebie.
Gadaliśmy, aż zaczepiły nas trzy panie siedzące przy stoliku obok, które koniecznie chciały wznieść z nami jakiś toast. A później jedna z nich się do nas dosiadła i zaczęła robić badania do swojej pracy doktorskiej. Socjologia to jednak paranauka. Polegająca na opisywaniu rzeczywistości maksymalnie skomplikowanym językiem.
Redaktor Pereira podejrzewał, że panie próbowały nas podrywać. Ja tego nie zauważyłem i to jest zła informacja. Nie dlatego, że byłbym jakoś zainteresowany, tylko, że powinno się takie rzeczy widzieć.

Kiedy wróciłem do domu zgasło światło. Na chyba godzinę. Dobrze, że jest pełnia, bo by nic nie było widać.  

środa, 1 lipca 2015

1 lipca 2015


1. Najsamprzód wstałem, żeby zawieźć red. Pertyńskiego na Okęcie samochodem o całkiem nieźle brzmiącej nazwie: Lexus. Samochód dziwny, choć interesujący. Z całkowicie bezsensownym sposobem sterowania – excusez le mot – entertajmentem. Za to samochód palił mało. Na tyle mało, że mi się wydawało iż to diesel, a nie dwulitrowa benzyna turbo. Wróciłem do domu i poszedłem do pracy. Tym razem Nowogrodzką. Złą informacją jest, że zapomniałem gdzie była agencja Forum. Gdzie była nim lata temu przeniosła się na Pragę. 



2. Razem z kolegą Mikołajem udaliśmy się na spotkanie do ambasady jednego z sojuszniczych państw. Spotkanie było bardzo przyjemne, ale tak to już wygląda. Przenieśliśmy się na obiad do japońskiej restauracji. Przydała mi się praktyka w obcowaniu z toczonym drewnem. Słuchałem, jak kolega Mikołaj rozwija swoje geopolityczne wizje. Z przyjemnością słuchałem. Gdyż przyjemnie się słucha inteligentnego człowieka. 

Kiku jest wyraźnie gorsza niż Mei. I to jest zła informacja. Choć może i dobra dla tych, którzy wolą Mei. 



3. Wieczorem w Krakenie był naprawdę dobry koncert. Nie wiem czyj. Krótki. I to jest zła informacja.

sobota, 27 czerwca 2015

27 czerwca 2015


1. Piąteczek. Wstałem, wlazłem do wanny, przejrzałem tajmlajny, wylazłem, się odziałem i pojechałem oddać M235i. Jechało się nieźle. Dopiero w samym Mordorze zaczął się koreczek.
Nigdy jeszcze tak wcześnie nie byłem pod BMW.
Pogadałem chwilę z Kamilem o rajdach. Opowiedziałem jakie wrażenie robiły diodowe światła i poszedłem do metra.
W metrze, jak to w metrze – w pierwszej linii nie było sygnału, więc nie dało się czytać tweetów. W drugiej linii sygnał był, ale miałem problemy z tym, żeby tam trafić. Znaczy z pierwszej się na drugą linię przesiąść.
Na przesiadanie nałożyła się jakaś idiotyczna afera z krakowskiego liceum, która z niewiadomych przyczyn się strasznie rozdmuchała. Znaczy, właściwie z wiadomych, choć irracjonalnych. Afera szybko, dzięki pomocy Urzędu Miasta Krakowa została zażegnana, histeria trwała dalej. I to jest zła informacja.

2. Spotkałem się dwoma bardzo sympatycznymi panami z agencji Reutera. Było bardzo elegancko.
Póżniej z człowiekiem, który ma tak samo na imię, jak rondo Babka poszedłem na śniadanie. Znaczy po raz drugi w życiu zjadłem placki ziemniaczane z tatarem ze śledzia. W Kameralnej. Miejscu, gdzie można czytać ściany pod warunkiem, że się zatka uszy.
W pracy cisza. Nie ma Szefa. Stoi u niego w gabinecie telewizor, więc mogłem sobie, korzystają z okazji pooglądać TVP Info.
Występował nowy rzecznik rządu. Z pewnym rozbawieniem, że klapie jego marki miejsce nierozpoznawalnego dla mnie znaczka zajęła biało-czerwona flaga.

Mam wrażenie, że spindoktorzy z Platformy tak bardzo nie ogarniają powodów zwycięstwa #PAD, że zaczynają przypominać dzieci, którym się wydaje, że jeżeli będą odpowiednio szybko machać rękami, to pofruną jak ptaki.
Dlatego naglę wszyscy z Panią Premier na czele zaczęli używać [swoją drogą – dla mnie niezbyt zgrabnego] spinu „rozmawiać/się konsultować z Polakami”. Teraz ta flaga zajmuje miejsce tak wyśmiewanego kotylionu.
Broń Boże nie mówię, że #PAD, czy PiS mają na flagę monopol. Nie mają. Ale cała sytuacja jest śmieszna.
Jednak wydaje mi się, że mejnstrimowy marketing polityczny jest w Polsce na dość żenującym poziomie. I to jest zła informacja.

3. Chwilę spacerowałem z Tęgim Łbem. Weszliśmy do kwiaciarni „Bożena”. Tęgi Łeb opowiedział pani kwiaciarce, że przy jego babci zasuszone kwiaty wracały do życia.
Nie napiszę kim tęgi łeb jest i czym się zajmuje, bo Platforma zaczęła by jeździć po Polsce i szukać kogoś, kto też miał babcię z takimi zdolnościami.

Wieczorem poszliśmy z Bożeną na jedno piwo do Krakena. A właściwie do Beirutu. Z jednego piwa zrobiły się trzy. Z tym, że Bożena przeszła na Ardbega.
Tak mi się jakoś zrobiło, że czuję Ardbega z dwóch metrów. I nie jest to nieprzyjemne.
Piliśmy z kolegą Krzysztofem. Do którego przyszło dwóch kolegów z podstawówki. Koledzy z podstawówki są w porządku. Wiem coś o tym.
Ja wpadłem na znajomego, który się zajmuje wymyślaniem literek. Nie widziałem go z dziesięć lat. Zupełnie się nie zmienił. Może tylko posiwiał. Bożena mówi, że ludzie się nie zmieniają. Ja tam nie wiem, czy mi to odpowiada, bo wolałbym być nieco inny niż parę lat temu.
Później przyszedł mój brat z kolegą z pracy. Marcinem, którego w SMS-ie nazwał Marvinem. Bożenie się przypomniał Marvin Pontiac. Mnie Starvin' Marvin. Taka sytuacja.

Wróciliśmy do domu. Zabrałem się za Negatywy, ale nie dałem rady skończyć. Zasnąłem. I to jest zła informacja, bo – żeby utrzymać rytm – będę musiał napisać dwa odcinki prawie na raz.   

wtorek, 23 czerwca 2015

23 czerwca 2015




1. Pojechałem pod Sejm by obserwować przepoczwarzenie Dudabusu w Szydłobus.
W newralgicznym momencie folia nie chciała się oderwać. Wyglądało to właściwie zabawnie. Cóż, miejmy nadzieję, że to taka sama wróżba jak wywracające się pudła z podpisami
Autobus pojechał. Mnie się zrobiło żal, że nim nie pojechałem. Nie był może specjalnie wygodny, ale podróże nim były bardzo ciekawe. Brakuje mi kampanii. I to jest zła informacja.

2. Dzień spędziłem na odbieraniu telefonów i oddzwanianiu pod numery, z których dzwoniono kiedy rozmawiałem, więc nie mogłem odebrać.
Po południu pojechałem oddać MINI. Oddałem, chwilę porozmawiałem i wróciłem do moich telefonów. Razem z tłumem wyplutym przez Mordor dojechałem tramwajem do metra. Późneij jechałem pełnym metrem. Na koniec, na piechotę do Krakena, gdzie się umówiłem z Cyfrowym Szogunem. Czekając na niego obserwowałem dziwną nadaktywność mediów na Poznańskiej. Okazało się, że pani dwojga nazwisk rzecznik Prezydenta dzieliła się z dziennikarzami wrażeniami po spotkaniu państwa Dudów z państwem Komorowskimi. Jak powiedział mi operator wiodącej telewizji – nie powiedziała nic ciekawego.
Cyfrowy Szogun zjadł w Krakenie owoce morza. Nie pozwolił na to, żeby mu zrobić zdjęcie z ośmiorniczką. I to jest zła informacja, bo płacił osobistymi pieniędzmi a do tego niezbyt wygórowaną cenę.

3. Wieczorem był pierwszy odcinek drugiej serii „Detektywa”. Niestety zasnąłem oglądając. I to jest zła informacja.  

czwartek, 18 czerwca 2015

18 czerwca 2015


1. Tak właściwie, to trochę zaspałem. Znaczy wstałem za późno, żeby zrobić sobie poważną analizę wczesnoporannego Internetu. I to jest zła informacja.

2. Precle i sok pomidorowy. Tym razem szedłem Żurawią i tyłami Nowego Światu. Zastanawiałem się nawet przez chwilę, czy nie mógłbym tam gdzieś mieszkać. Nie mógłbym. Wolę miasto sprawiające wrażenie bardziej całego.
Chyba po raz pierwszy ochrona wpuściła mnie bez konieczności wyciągania z kieszeni dokumentu.
W ciągu dziewięciu godzin pracy ponad 40 razy rozmawiałem przez telefon. No dobra. Nie wiem ile razy, bo nie chce mi się liczyć. W każdym razie kolejka numerów do oddzwonienia przekroczyła w pewnym momencie dziesięć. Może zrobię sobie tabelkę, taką jak ta z czasów, kiedy analizowałem wstępniaki redaktora Lisa.

„Gazeta Wyborcza” ogłosiła, że Dudapomoc nie działa. I jest to zła informacja, bo używając podobnej metody mógłbym udowodnić, że „Gazeta Wyborcza” już nie wychodzi. Najgorsze jest to, że ja, czytelnik Gazety od 89 roku, nie będę się tym zajmował jedynie dlatego, że mi się nie chce.

Mój znajomy z Nowego Jorku wrócił za ocean. Będę musiał kogoś namówić na to, żeby zorganizował jakieś sympozjum i mojego znajomego zaprosił, bo jeszcze wiele tematów mamy do rozmowy.

3. Bożena przyjechała po mnie japońskim samochodem na niemieckich numerach. Dobrze, że mnie jakiś paparazzo nie trafił. Pojechaliśmy do jakiegoś sklepu, z ubraniami dla pań. Bożena chciała swojej córce kupić coś na urodziny. Tego czegoś nie było. I to jest zła informacja.

No właśnie. Moja – jak by to idiotycznie nie brzmiało – pasierbica miała urodziny. O tym, że życzę jej jak najlepiej, to tuszę, iż wie. Życzę codziennie. Nie tylko 17 czerwca.

W Beirucie (choć bardziej Krakenie) spotkałem się z wybitnym publicystą, który nie życzy sobie występować w Negatywach i dr. Flisem. Ty właśnie dr. Flisem, który naukowo jako pierwszy dowodził, że Andrzej Duda wygra wybory. Próbowaliśmy go namówić na jakieś prognozy dotyczące wyborów parlamentarnych. Nieskutecznie.  

sobota, 13 czerwca 2015

13 czerwca 2015






1. Dzień zrobił mi prezes PMPG, który wrzucił na Twittera listę nominowanych do Nagrody Kisiela. Przez litość nie wymienię wszystkich nominowanych.
No dobra. Jedno nazwisko wymienię. Ewa Kopacz. Postanowiłem namawiać do głosowania na tę kandydaturę, bo chciałbym, żeby wygrała. Bo wtedy mógłbym usłyszeć laudację. A to by musiał być Meisterstück. Bo jeżeli tempo spadków PO będzie dalej takie samo, to w dniu gali PO może być popierane przez 15%. Co wtedy będzie można o pani Premier powiedzieć? Nie wiem. I to jest zła informacja.

2. W łaskawości swojej redaktor Pertyński podzielił się ze mną swoim testowym mercedesem. CLA Shooting Brake. Szary z pomarańczowymi wstawkami. Idealny na Paradę Równości.
A poważnie: świetne auto. Szyby bez ramek, a przy 120 nie słychać nic poza klimatyzacją.
Do tego autem naprawdę nieźle się jeździ.
Pojechałem do dyrektora Ołdakowskiego. W swoim centrum sterowania wszechświatem ma coś, czego mu zazdroszczę.
Poknuliśmy chwilę. Niejedną chwilę. Przespacerowaliśmy się po okolicy. Bardzo jest tam nowocześnie. Mam pewne obawy, czy aby ulice nie są zbyt wąskie. Przechodziliśmy obok miejsca, gdzie się kiedyś mieścił mój ulubiony elektryk samochodowy. Bardzo miły człowiek. Właściciel Land Rovera – o ile pamiętam – pierwszej serii. W wersji sanitarnej. Z drewnianą kabiną.
Opowiadał kiedyś, że wcześniej się zajmował sprzedawaniem balonów pod ZOO. I, że mu to sprawiało wielką radość. Znaczy nie samo sprzedawanie, co obserwowanie radości dzieci, które balony dostawały.
Strasznie dawno pana elektryka nie widziałem. I to jest zła informacja.

3. Wróciłem do domu. Zastałem brata z córką. Poszliśmy do Krakena. I to ponoć była pierwsza knajpa, w której Lilka była. I to jest zła informacja. Bratanica żyje już ponad cztery lata. Tyle lat сухого закона?

wtorek, 9 czerwca 2015

9 czerwca 2015


1. Wstałem. Poszedłem do apteki, Połowa moich leków wyleciała listy refundowanych. I to jest zła informacja. Kupiłem bułki i sok pomidorowy. Nie bójmy się tego słowa – na kaca. Przyjechał redaktor Pertyński. Wymieniliśmy się samochodami. Za volvo dostałem BMW. To samo, co wcześniej. Czyli się opłacało.

2. Między dziesiątą a dwunastą miał przyjść pan od piecyka. Przyszedł kwadrans przed dwunastą. Znaczy przyszło dwóch panów. Przegląd pieca miał kosztować 250 złotych. Kosztował 650. Zdarza się. Do tego łazienka zrobiła się brudna. No i jeszcze panowie zapomnieli klucz płaski, wkrętak i imbusa.
Generalnie kolejna nauczka. Lepsze jest wrogiem dobrego. Przez 12 lat nie robiliśmy przeglądu pieca i nic się złego nie działo. Prawie, bo ostatnio się zaczął wyłączać. Ale dało się przeżyć. 
A tak, to i 650 zł w plecy i sprzątać trzeba. Bez sensu.
[jeżeli ktoś nie zauważył – to była zła informacja]

3. Byłem tu i tam. Na koniec wylądowałem w Krakenie w doborowym towarzystwie. Złą informacją jest, że poza mną i doborowym towarzystwem było też piwo. Za dużo piwa.
Obejrzeliśmy przedostatni odcinek „Gry o tron”. Jakoś nie mogę uwierzyć, że ta seria się kończy, bo wciąż mam wrażenie, że się jeszcze nie zaczęła.
Za to, za dwa tygodnie „True detective”.  

czwartek, 4 czerwca 2015

3 czerwca 2015



1. Rano była konferencja Citroëna. Na Stadionie Narodowym. Bożena porzuciła mnie pod bramą od strony rzeki, która od czasu, kiedy dyrektor Ołdakowski wziął mnie na łódkę jest dla mnie zupełnie inna niż wcześniej. Pan przy bramie kazał Stadion obejść by znaleźć główną recepcję. Jakoś nie mogłem mu uwierzyć, bo pamiętałem, że recepcja jest od strony Wisły. Ale obszedłem stadion. W koło, bo niepotrzebnie wysoko. I to była zła informacja, bo musiałem się cofnąć. A już się zaczynał upał.

2. Konferencja była o tym, że Citroëny potaniały. O dwadzieścia przeszło procent. I że teraz nie będzie rabatów, tylko ceny z cennika. Tylko niższe.
I nie chodzi o to, że jeżeli najtańszy w cenniku model kosztował x, to teraz będzie kosztował x-20%. Ten najtańszy to pewnie nie istnieje, bo nie ma lakieru, siedzeń i ma dziurę w miejscu radia. Sprawdzili jak wygląda najczęściej kupowana wersja, sprawdzili ile kosztuje, i obniżyli tę właśnie cenę.
Wystąpił też pan z Eurotaksu. Eurotax mi się źle kojarzy, więc go nie słuchałem.
Na koniec konferencji okazało się, że jeżeli pan z Eurotaksu będzie chciał kupić sobie citroëna, to dostanie rabat. Ergo – rabaty jednak dalej będą, więc cała konferencja– jak mawia pewien mój pracujący w państwowej instytucji kulturalnej kolega – psu w dupę. I to jest zła informacja.
Spotkałem kilku dawno nie widzianych znajomych. Zostałem podrzucony na plac Trzech Krzyży Passatem, którym jechałem do Krakowa zagłosować w drugiej turze.


Z placu Trzech Krzyży udałem się na Mokotowską, gdzie Mój Ulubiony Wydawca doglądał sesji fotograficznej dokonywanej na mistrzu krawieckim Ossolińskim.
Mistrz krawiecki Ossoliński zawsze mi się będzie kojarzył z sytuacją pierwszego mojego z nim spotkania. W Tel Avivie. Naprzeciw Beirutu. Rozmawialiśmy w większej grupie o marności sesji modowych w „Twoim Stylu”. No i zeszło na wnioski, że gusta psieją, że ludzie nie potrafią odróżniać rzeczy ładnych od brzydkich, że kiedyś to ci, którzy się nie znali, to się wstydzili, a dziś są dumni etc. No i wtedy mistrz krawiecki Ossoliński powiedział, że za to wszystko odpowiada telewizja. A zwłaszcza… tu zawiesił. I wtedy ja dopowiedziałem: Edward. No i wtedy mistrz krawiecki Ossoliński się ucieszył, że ktoś go rozumie. I tym kimś byłem ja.
Cóż, upłynął czas jakiś i mistrz krawiecki Ossoliński zaczął występować w telewizji u Edwarda. Ale mam nadzieje, że stara się tam robić coś pozytywistycznego. Nie tyle mam nadzieję, co wierzę. I profilaktycznie – nie oglądam.

Poszliśmy z Moim Ulubionym Wydawcą do „Pracowni Czasu”. Zapomniałem ich tam poprosić o komentarz do wyroku drugiej instancji w sprawie sprzedanego przez nich zegarka. I to jest zła informacja, bo nie powinienem o takich rzeczach zapominać.

3. Spędziłem bardzo przyjemne popołudnie w ogródku Krakeno-Beirutu. Niestety w Polsce nie ma zwyczaju sprzedawania naprawdę lekkich piw. I to jest zła informacja.

wtorek, 2 czerwca 2015

2 czerwca 2015


1. Wykazałem się wielką odpowiedzialnością i postanowiłem odnieść buty do szewca. Po pracach nad GQ została mi świadomość, że buty przynajmniej raz do roku powinny tam trafiać, bo inaczej człowiek może sobie zrobić krzywdę. No i nie wygląda najlepiej. Jak ten pan, co wpadł do Faster Doga parę miesięcy temu, w którym rozpoznaliśmy z Pawełkiem funkcjonariusza MSW.
Idąc do szewca na Hożą wpadłem do Beirutu, gdzie siedzieli kolega Krzysztof z kolegą Grzegorzem. Wpadłem, zacząłem pić kawę. Po chwili wpadł znajomy Krzysztofa, który sprowadza z Czech meble. Modernistyczne, secesyjne, czy jak je tam nazywać. Ważne, że ładne. Wynajął lokal na podwórku za Beiruto-Krakenem. I tam je chyba będzie prezentował.
Szewc podzeluje buty na środę. Może uda mi się nie zgubić kwitków, bo zawsze to robię i zawsze Szewc patrzy na mnie wilkiem. I to jest zła informacja.

2. Od szewca udałem się do Empiku, żeby kupić weekendowy Financial Times. Zrzutu ze strony nie oprawię sobie w ramki, papierową gazetę – owszem. Kupiłem też „W Sieci” redaktor Janecki nazwał mnie znanym dziennikarzem. A ja, jak ten krawiec z telawiwskiego pomnika nieznanego żołnierza nigdy nie byłem znany jako dziennikarz.
Wsiadłem w drugą linię metra i pojechałem na zachód. Mam wrażenie, że druga linia metra coraz mniej śmierdzi wilgocią. Ale może chodzić o to, że się przyzwyczaiłem.
Z metra poszedłem do Muzeum Powstania Warszawskiego, żeby odebrać laskę, którą Bożena zostawiła w sobotę u dyrektora Ołdakowskiego. Do laski dostałem bonus w postaci krawata. Z teflonu. Kusi mnie, żeby spróbować coś na tym krawacie usmażyć, ale to chyba głupi pomysł.
Wracając do domu nawiedziłem leżącego w szpitalu kolegę. Szpital przy Lindleya jest pełen śladów bywszej świetności. Mimo wszystko nie chciałbym w nim leżeć.
Poknuliśmy z kolegą chwilę i poszedłem do Krakena, gdzie umówiony byłem z moim ulubionym wydawcą i kolegą Grzegorzem.
Część bramy vis-à-vis blokowało MINI. Nie mógł z niej wyjechać chyba VW Transporter. Przyjechała straż miejska, ale nie w tej sprawie, tylko chyba w związku z dziwnym ogródkiem Tel Avivu. Namówiłem strażnika miejskiego, żeby na chwilę przyblokował ruch na Poznańskiej, żeby chyba VW Transporter mógł wyjechać pod prąd do Wilczej [metodą ministra Macierewicza].
Udało się. Strasznie byłem dumny z siebie. Zostawiłem kolegów i wróciłem do domu. Kiedy wróciłem, to się okazało, że zapomniałem o lasce Bożeny. I to była zła informacja, bo nie lubię zapominać i wracać.

3. Obejrzeliśmy odcinek „Gry o tron”. Są zombie. Karzeł zakolegował się z Deneris. Arya zaczęła robić coś konkretnego. Czyli dobrze. Złą informacją jest, że tyle trzeba było na to czekać.  

niedziela, 31 maja 2015

30 maja 2015


1. Ten dzień, kiedy dociera do ciebie, że właśnie się wystawiasz na strzał Męskich Blogerek Modowych. Pamiętny rad dyrektora Ołdakowskiego z pomocą Bożeny jakoś się ubrałem. Pojechałem najpierw po Cyfrowego Szoguna, później po Tęgi Łeb do Miasteczka Wilanów. Cyfrowego Szoguna zafascynowało, że w szpitalu Madicoveru ostry dyżur nazywany jest „Emergency”.
640d nie zrobiło specjalnego wrażenia na Tęgim Łbie, powiedział, że sąsiad ma taki sam i narzeka, że mu dużo pali. Sąsiad najwyraźniej nie ma diesla. Pojechaliśmy do właściwego Wilanowa. Próbowałem wbić się na teren za plecach jakiejś kolumny samochodów – metodą na mjr. Karabanowa. Nie udało się. Na bramce zatrzymał nas BOR-owiec. Niezbyt może zgrabnie ale jakoś udało mi się wycofać. Porzuciłem auto w niezbyt może odpowiednim miejscu, wygramoliliśmy się ze środka i wbiliśmy się na imprezę. Obmacujący mnie BOR-owiec zapytał mnie o scyzoryk. Nie wziąłem, bo się niestety zaczął rozpadać. Jeżeli Służba Kontrwywiadu Wojskowego jest podobnej do brendowanych przez nią gadżetów jakości, to nie jest dobra informacja.

2. Pan sędzia Hermeliński miał niesamowite przemówienie. Niby taki sobie mówca, ale to jeszcze wzmacniało treść. Mowę Prezydenta Elekta prawie przerwał operator (mówią, że Publicznej), który wydarł się na na jakiegoś fotografa. Ludzie powinni panować jednak nad nerwami.
Odpaliłem Periscope. Wygląda na to, że będę się często posługiwał tą aplikacją.
Po imprezie knułem przez chwilę w różnym towarzystwie. Urodził mi się zresztą pewien pomysł, który – jeśli wypali – dostarczy bliźnim wiele radości. Na razie dostarcza mnie.
Zupełnie przypadkiem wpadłem na rodziców kolegi z podstawówki. I było to bardzo miłe spotkanie.

Tu mam informację, którą tabloidy by pewnie wrzuciły na swoje pierwsze strony, gdyby ją wcześniej znały – córka Prezydenta Elekta zgubiła w Wilanowie kamień z pierścionka. I to jest zła informacja, bo pierścionek bez kamyka (chyba nawet trzech) to nie to samo, co pierścionek z.

Po imprezie razem z Cyfrowym Szogunem i jeszcze jednym kolegą z Podlasia, odwieźliśmy Tęgi Łeb do Miasteczka i wróciliśmy do centrum. Znaczy czterech panów w garniturach mieści się w szóstce.

3. Spotkałem się z moim osobistym doktorem, który wypisał mi recepty na moje sercowe leki. Niech Bóg błogosławi szpital św. Rafała, bez wizyty w którym pewnie bym sobie nadciśnienia nie zdiagnozował i pewnie bym tych ostatnich miesięcy nie przeżył.
Przy okazji odzyskałem telewizor, bo kolega, któremu telewizor pożyczyłem właśnie się zaczął przeprowadzać. Pustka po samsungu 4K została jakoś wypełniona.

Wieczorem wpadliśmy z Bożeną do Krakena. Ale tylko na chwilę. Gdzieś zniknął kolega Krzystof. I to jest zła informacja.  

piątek, 29 maja 2015

28 maja 2015


1. Bożena nauczyła się jeździć SVX-em. Więc nie musiałem jej odwozić. Próbuję się przyzwyczaić do pokampanijnej rzeczywistości, ale jest to trudne. I to zła informacja.

Sędzia, który miał w sobie coś z Chlebowskiego zdecydował o powrocie do polityki ministra Nowaka. Warunkiem jest chyba, żeby wpisywał do oświadczeń wszystko, co powinien wpisać.
Minister Nowak jako twarz kampanii Platformy Obywatelskiej? Czemu nie.
Ciekawe, czy liczba memów z Pendolino przekroczy setkę.

Poszła plotka, że PO wybory chce zrobić jak najszybciej. I to jest zła informacja, bo parę osób nie zdążyło się jeszcze porządnie wyspać.

2. Trafiłem do Krakena, gdzie nawiedził mnie kolega Szczepański. Przyniósł mi album o Porsche. Marka znam prawie 15 lat. Zastąpił mnie w krakowskim „Przekroju”. Później z „Przekrojem” trafił do Warszawy. I chyba pracował tam do końca.
Co jakiś czas słyszę plotki, że coś się z „Przekrojem” dzieje. Że ktoś, coś robi. Ale szybko się okazuje, że nic z tych plotek nie wynika. Muszę kiedyś odkopać zaczęty przed laty tekst o historii tygodnika. I skończyć. Zatrzymałem się na początku lat 70. I to jest zła informacja.
Właśnie mi się przypomniał Hajdarowicz, jego opowieści o tym, co z „Przekroju” będzie i to, co z jego planów wyszło. Ta beznadziejna aplikacja. Polityka kadrowa. Niesamowite w jaki sposób taki antytalent dorobił się pieniędzy.

3. Dotarł do nas redaktor Łomanowski, z którym przy chyba beczce piwa rozważaliśmy problemy zza naszej wschodniej granicy. Znaczy red. Łomanowski mówił, ja słuchałem. Później przyszła Bożena. Też słuchała. Bardzo było interesująco. Choć beczka (malutka i niepełna) piwa na dwóch to już zbyt wiele. I to jest zła informacja.  

poniedziałek, 25 maja 2015

24 maja 2015


Przepraszam bardzo, ale po dzisiejszym wieczorze za bardzo jestem zmęczony, żeby się rozpisywać.

1. Zaspałem, wstałem, wsiadłem do BMW i ruszyłem do Katowic, gdzie na lotnisku znany kierowca Małysz miał się ścigać samochodem MINI z samolotem nie znanej mi marki.
Wyjechałem spóźniony jakieś dwie godziny. Zadzwoniłem do skądinąd sympatycznego PR-owca, który wszystko ogarniał, że się spóźnię. Powiedział, że oddzwoni czy się uda mnie na to lotnisko wprowadzić. Jechałem sobie spokojnie, mając świadomość, że nie można przekraczać prędkości, bo będzie źle. Poza tym byłem półprzytomny. Jechałem i jechałem. Za Jankami Polska w budowie. Ciekawe, czy jak już zostanie zbudowana, ktoś przerobi aleję Krakowską w aleję w starym stylu. Z drzewami, szerokimi chodnikami.
No i jechałem, i jechałem. Dojechałem za Rawę, kiedy PR-owiec zadzwonił, że mnie na imprezę nikt nie wpuści, więc nie ma sensu, żebym jechał. No i to jest zła informacja. Bo to już druga motoryzacyjna impreza na którą w tym tygodniu nie dojechałem.

2. Skoro już nie miałem po co jechać do Katowic, to odbiłem w prawo, żeby się dostać do A2. Przejechałem przez Skierniewice. I muszę przyznać, że Skierniewice ze wschodu na zachód są dużo większe niż z północy na południe. A przynajmniej tak mi się wydaje. Jadąc przez Skierniewice słuchałem Matysiaków. Mam wrażenie, że drugi raz w życiu. Tym razem nie nabijano się z pani Waltzowej.
Autostradą dojechałem do Makro. W Makrze – warto pamiętać – w środku stoją odblokowane wózki. Odblokowane, czyli niewymagające pieniążka.
Z Makro pojechałem do Lidla. W zasadniczo nie działo się tam nic interesującego.
W domu się okazało, że kupiłem nie takie krewetki, jak chciałem. I to jest zła informacja, bo przez to nie wyszła mi kolacja.

3. Wieczorem poszliśmy do Krakena. Gdzie spędziliśmy bardzo przyjemny czas z kolegą Krzysztofem i jego nowym piwem. Naszła mnie konstatacja, że ostatnio bardzo rzadko bywałem w Krakenie. I to jest zła informacja. Bo każdy mieszczanin powinien mieć miejsce, gdzie go można codziennie spotkać.  

niedziela, 17 maja 2015

16 maja 2015


1. Nie jest dobrze. Tak głęboko wszedłem w tryb „pięć godzin snu”, że kiedy w końcu udało mi się położyć przed drugą i tak zerwało mnie chwilę po szóstej. Ciężarówki ponoć mają międzybiegi. Ktoś mi kiedyś próbował nawet tłumaczyć jak to działa, ale jakoś nie udało mi się tego ogarnąć. Więc tylko sobie międzybiegi wyobrażam. No i te moje wyobrażenia skojarzyły mi się z obracaniem z boku na bok w łóżku. Udało mi się chyba leżeć na wszystkich ośmiu międzybokach.
W końcu wstałem. I bez śniadania udałem się na front walki o moje lepsze jutro. I to jest zła informacja, bo jak na fejsbuku wciąż podkreśla dyrektor Zydel – śniadanie to podstawa.

2. Dzieci Pana Prezydenta wystąpiły w spocie wyborczym. Media zachwyciły się, że film wyprodukowały Dzieci Pana Prezydenta same. Żadne z polskich mediów (chyba, że jakieś, a ja nie zauważyłem) nie zaprosiło fachowca, żeby przeanalizował jakość rzeczonego spotu. Wszyscy grzali, że to twórczość osobista. Jest to o tyle zabawne, że w opisie filmu Dzieci Pana Prezydenta same napisały, że spot zrealizowały z pomocą przyjaciół filmowców. Po mieście już chodzi informacja o tym, kto film zrobił. Ciekawe, czy jeśli kiedyś ta informacja się potwierdzi, to zachwycający się jego amatorskością jakoś skomentują swoją dziwną w nią wiarę.
Ciekawe? Nieciekawe. Wiadomo, że nikt o tym nie będzie pamiętał. I to jest zła informacja.

W każdym razie pomysł dobry. Ale jak zauważył pewien kolega – zaorany przez słowa pani Prezydentowej u red. Olejnik w radio Zet: Emigracja to szansa.

3. Bożena z dziewczynami pojechała na wieś. Ja poszedłem do Krakena. Pogadałem z kolegą Krzysztofem, wypiłem cztery piwa i na zerwanym filmie wróciłem do domu, napisałem Negatywy i padłem. Jednak zmęczony jestem potwornie. I to jest zła informacja.
A mogłem pójść na pl. Zbawiciela i na własne oczy oglądać zakatarzonego prezesa medialnego koncernu. Katar u prezesów spółek giełdowych może spowodować niestrawność u akcjonariuszy.   

niedziela, 10 maja 2015

9 maja 2005


Obowiązuje cisza wyborcza. I to są trzy złe informacje.

1. Kategoria: Dowcip z podstawówki: Pani w szkole pyta: –Jasiu, czemu masz takie zielone włosy?
Jasio wyciera ręką nos, później rękę wyciera we włosy. –Nie wiem – odpowiada.

Zrobiłem sobie coś takiego, tylko, że wyglądałem nie jak Jasio, tylko jak marszałek Jarubas. Bo we włosy wtarłem sobie biały ser.
Naszła mnie taka konstatacja: ludzie samotni mają gorzej, bo nie ma kto im powiedzieć o twarogu we włosach.


2. Wpadłem na chwilę do Krakena. Kolega Krzysztof patrzył na plecy redaktora Dudy zastanawiając się skąd go zna. Wyjaśniłem, że z telewizji, to sobie przypomniał.
Po drugiej strony ulicy parkował jakiś sąsiad Krakena. Sąsiad, który zwykle się awanturuje, wzywa Policję, pisze skargi. Przez chwilę wyglądało na to, że zatrzasnął sobie w samochodzie kluczyki. Już mieliśmy rozpocząć rozmowę o karmie, ale się okazało, że tylko sprawdzał, czy zamknął auto.
Koledze Krzysztofowi przypomniał się patent, który zauważył podczas swojej wycieczki do Ziemi Świętej. Czujnik głośności umieszczony przed knajpą. Jeżeli jest bezpiecznie – świeci się na zielono. Jeżeli towarzystwo zaczyna hałasować – żółto. Czerwono, jeśli przesadzi. A wszystko z wulgarnym opisem po angielsku.
Urodził się pomysł, żeby czujnik połączyć ze zraszaczami. Czyli, jeśli towarzystwo hałasuje za bardzo jest zalewane wodą. Zasugerowałem koledze Krzysztofowi, żeby opowiedział o pomyśle prezydentowi obywatelowi Jóźwiakowi. Bardzo bym chciał, że gdyby miasto chciało ruszyć z takim projektem, to żeby pilotażowo zaczęło w Warce przy Wilczej.

3. Wieczorem byłem na TweetUp-ie. Najpierw grupowo oglądaliśmy Czas Decyzji. Było dużo śmiechu. Później przyjechał bohater wieczoru z córką, która szybko się stała bohaterką wieczoru. Może cały wieczór opiszę po tej cholernej wyborczej ciszy. W każdym razie bohaterka wieczoru przyznała, że czyta negatywy.

Wracałem Krakowskim Przedmieściem i Nowym Światem. Ruch był jak na Marszałkowskiej.


piątek, 10 kwietnia 2015

9 kwietnia 2015



1. Wszyscy ostrzyli sobie zęby na pana Antoniego, który miał przyjść do radia. Przyjść i zrobić show taki, że przez cały dzień wszyscy by go cytowali. Kiedy się obudziłem było już po wszystkim. Znaczy – po tym, jak pan Antoni wyszedł już ze studia. Z Twittera i 300polityki dowiedziałem się, że show nie było.
Pan Antoni wbrew gdzieniegdzie powszechnej opinii jest chyba bardzo rozsądnym człowiekiem. Co jakiś czas obserwujemy z kolegą Krzysztofem jak wraca do swojego zaparkowanego pod Krakenem/Beirutem Passata. Czeka na odpowiednie warunki i cofa pod prąd do Wilczej. Inaczej by musiał stać dwa razy na światłach. Ryzykować spotkanie z rowerzystą na j ścieżce rowerowej. Dwukrotne spotkanie. A tak – moment i już jest na Wilczej.

Swoją drogą ścieżka rowerowa na Marszałkowskiej jest bez sensu poprowadzona. Skręcając w Wilczą bardzo trudno zobaczyć jadącego od Hożej rowerzystę. Za każdym razem boję się, że jakiegoś trafię. I to jest zła informacja.

2. Pojechaliśmy z Bożeną do Gminy załatwiać formalności różne. Gmina zlikwidowała Zakład Gospodarki Komunalnej i przejęła jego obowiązki. Nakrzyczał na nas pan od ścieków, że je nielegalnie odprowadzamy. Wytłumaczyliśmy mu, że nie ma racji. Usprawiedliwiał swoje zdenerwowanie tym, że Gmina nie ma własnej oczyszczalni ścieków. Wszystkie tłoczy do tej przy szpitalu w Ciborzu. I za każdy kubik płaci prawdziwe pieniądze. Pan widzi rozbieżność pomiędzy tym, za co płacą obywatele, a tym za co płaci Gmina i go szlag trafia. Poniekąd słusznie. Wyjaśniłem mu w jaki sposób może nas skasować za nasze dotychczas kanalizowane ścieki. Chyba nawet się trochę ucieszył. Załatwiliśmy też nowe śmietniki. W tym roku przetarg wygrała lokalna firma. Czyli powoli wracamy do sytuacji sprzed reformy, bo wcześniej korzystaliśmy z usług tej firmy. Z tym, że wtedy dzwoniło się po nich, kiedy śmietnik był pełen. Teraz trzeba pilnować kalendarza. I to jest zła informacja.

3. U redaktor Olejnik wystąpił mecenas Giertych w swoim kolejnym niesamowitym krawacie. Pani Monika najpierw zaczęła tytułować Andrzeja Artymowicza profesorem. Później opowiadała niestworzone rzeczy o tym, że (w jej mniemaniu) prokurator Seremet słyszał rozmowę pomiędzy Jarosławem i Lechem Kaczyńskimi.
Mam wrażenie, że z panią Moniką jest z dnia na dzień coraz gorzej. I to jest zła informacja, bo pamiętam czasy, kiedy było z nią lepiej.

***
Wracając do wczorajszej notki, która na Twitterze zaowocowała dość nieprzyjemną dyskusją. 
Chcę dwie rzeczy wyjaśnić.
Po pierwsze: gdybym chciał napisać o kimś, że jest złym człowiekiem, to bym to zrobił.
Po drugie: jeżeli krytykuję jakieś medium (w osobie jakiegoś dziennikarza), to robię to w związku z wiarą w możliwość zmiany (poprawy).
Innymi słowy: mój hejt na media ma być hejtem konstruktywnym (o ile coś takiego może istnieć).