wtorek, 9 czerwca 2015

9 czerwca 2015


1. Wstałem. Poszedłem do apteki, Połowa moich leków wyleciała listy refundowanych. I to jest zła informacja. Kupiłem bułki i sok pomidorowy. Nie bójmy się tego słowa – na kaca. Przyjechał redaktor Pertyński. Wymieniliśmy się samochodami. Za volvo dostałem BMW. To samo, co wcześniej. Czyli się opłacało.

2. Między dziesiątą a dwunastą miał przyjść pan od piecyka. Przyszedł kwadrans przed dwunastą. Znaczy przyszło dwóch panów. Przegląd pieca miał kosztować 250 złotych. Kosztował 650. Zdarza się. Do tego łazienka zrobiła się brudna. No i jeszcze panowie zapomnieli klucz płaski, wkrętak i imbusa.
Generalnie kolejna nauczka. Lepsze jest wrogiem dobrego. Przez 12 lat nie robiliśmy przeglądu pieca i nic się złego nie działo. Prawie, bo ostatnio się zaczął wyłączać. Ale dało się przeżyć. 
A tak, to i 650 zł w plecy i sprzątać trzeba. Bez sensu.
[jeżeli ktoś nie zauważył – to była zła informacja]

3. Byłem tu i tam. Na koniec wylądowałem w Krakenie w doborowym towarzystwie. Złą informacją jest, że poza mną i doborowym towarzystwem było też piwo. Za dużo piwa.
Obejrzeliśmy przedostatni odcinek „Gry o tron”. Jakoś nie mogę uwierzyć, że ta seria się kończy, bo wciąż mam wrażenie, że się jeszcze nie zaczęła.
Za to, za dwa tygodnie „True detective”.  

8 czerwca 2015


1. Najpierw była burza. Przed piątą. Było już jasno. Piorun walnął w coś blisko ale nie było widać szkód. Wstaliśmy, pozamykaliśmy okna, bo mimo doświadczenia wciąż otwieramy dolne połówki, gdybyśmy robili to z górnymi – nie byłoby niebezpieczeństwa powodzi.
Wyszedłem na pole zobaczyć czy równo leje. Okazało się, że kot Pawełek siedzi pod Suburbanem. Znaczy siedział przez chwilę, później czmychnął. Na szlafrok naciągnąłem przeciwdeszczowe coś z Ikei (bardzo dobra rzecz, gdyż ma wszyte odblaski, czyli chroni przed deszczem i mandatem za nie manie odblasków) i udałem się w celu odnalezienia kota Pawełka.
Siedział pod bocznymi schodami i darł mordę. Wywlokłem go stamtąd i zaniosłem dodom. Koty nie psy, nie potrafią się z wody otrząsnąć. Bożena wytarła kota Pawełka w ręcznik i poszliśmy spać. Złą wiadomością jest, że takie spanie na dwa razy jest bez sensu.

2. Wstałem na „Kawę na ławę”. Występował poseł Szejnfeld, więc nie chciało mi się oglądać. Pan Czarzasty występował w koszuli z krótkim rękawem, co warte jest zaznaczenia.
Niedziela wyjazdowa jest bez sensu. Większości planów się nie realizuje. Najpierw próbowałem wyprostować akacje, które burza powykrzywiała. Z miernym efektem, dopiero obcięcie gałęzi nieco pomogło. Nieco.
Zauważyłem dziwnego ptaszka. Wielkości wróbelka, z w pewien sposób pomarańczowym ogonem. Posadziłem wierzbę. Przesadziłem jeżyka. I ruszyliśmy. Z takich, czy innych powodów spieszyło się nam do Warszawy. Nagle się okazało, że V40 z najsłabszym dieslem zadziwiająco dobrze daje sobie radę. O ile czas potrzebny do uzyskania prędkości przejazdowej jest dość spory, to kiedy już jedzie – to jedzie. Udałoby się nam dojechać w rekordowym czasie, żeby nie to, że z jednej strony ktoś, kto projektował odcinek między Łodzią a Warszawą nie wpadł na to, że Polacy mają samochody, z drugiej – że Polacy mający samochody nie nauczyli się nimi jeździć. Na przykład nie mają zwyczaju patrzeć we wsteczne lusterka.

3. Wieczorem wpadł kolega. Przyniósł flaszkę z orłem. Później przyszedł sąsiad. Gadali do pierwszej w nocy. Po angielsku. I to jest zła informacja, bo mój angielski jest zdecydowanie niewystarczający do tego, żebym brał aktywny udział w takich dyskusjach.
Pozytyw taki, że się dowiedziałem ilu mieszkańców ma wyspa Man.  

poniedziałek, 8 czerwca 2015

7 czerwca 2015


1. Coś mi się śniło. Nie napiszę co. Choć bardziej kto. No i nie był to sen erotyczny. W każdym razie wstałem. I to jest zła informacja, bo chyba wrócił mi tryb: dziewięć godzin snu.

2. Panowie kopacze rozrzucili trawie ziarno. Piszę w ten sposób, bo stwierdzenie: zasiali trawę niesie w sobie dokonaność. A efekt wygląda tak: na suchej glinie leżą nasiona trawy. Postanowiłem się więc udać do świebodzińskiej Mrówki, w celu nabycia urządzeń nawadniających. Kupiłem takie śmigiełka, i dziwne coś, co robi jakby kurtynę wodną. I węża. W promocji. I szpadel. Można przeżyć życie nie wiedząc, że łopaty się różnią. No i na koniec kupiłem wierzbę. Płaczącą. Bądź co bądź był rok szopenowski.
Kiedy podłączyłem wszystkie te podlewające ustrojstwa to się okazało, że ciśnienie wody jest zbyt niskie i w sumie nie działają. Działają pojedynczo. Ewentualnie w parach. I to jest zła informacja.
Odpaliłem kosę spalinową i poszedłem w bój. Z kosą łatwiej się skupić niż za kierownicą kosiarki.
Wykosiłem wiele. Gdybym się wcześniej na ten rodzaj koszenia zdecydował – efekty byłyby bardziej widowiskowe.

3. Sąsiedzi grillowali. Poniekąd świętując podłączenie doku do gminnej kanalizacji. Darek, szwagier sąsiada Gienka, pracownik KGHM-u opowiedział o tym, że kopania w Lubinie ma być likwidowana. Gdyby nie podatek miedziowy mogłaby funkcjonować dalej. Ciekawy pomysł ma nasza władza, Dowala podatek, który wysyła prawie całe miasto na bruk. Miasto, z którego podatkowe wpływy są wyższe niż ten podatek. Rządzą nami ludzie, którzy nie umieją liczyć. I to jest zła informacja.
  

niedziela, 7 czerwca 2015

6 czerwca 2015




1. Obudziły mnie dziwne dźwięki. I nie były to странные звуки z czytanki o Артекe. Miśka postanowiła zjeść upolowanego Bóg wie kiedy wróbelka. 15 centymetrów od mojej głowy. W łóżeczku. Załadowałem ptaka na tablet i wyrzuciłem jak najdalej. Miśka była przez chwilę niepocieszona, w końcu ptaka znalazła. Ale już nie wniosła go łóżka. Pobawiła się nim chwilę i dała sobie spokój.
Koty polują na myszy, Miśka – skutecznie – na ptaki. Nie interesują ich muchy. I to jest zła informacja.

2. Zasnąć już nie mogłem. Wziąłem się więc za przeglądanie tajmlajnów. Redaktor Olejnik postanowiła pojechać redaktora Pereirę. Napisała do „Gazety” kuriozalny tekst – wyliczankę pytań, jakich redaktor Pereira nie zadał Prezydentowi Elektowi. Od razu pojawiły się pomysły zbiorów pytań, jakich redaktor Olejnik nie zadała prezydentowi Komorowskiemu, premierowi Tuskowi etc.
Redaktor Olejnik coraz bardziej w swoim odklejeniu przypomina mi Daniela Passenta. Ciekawe kiedy skończy prowadząc raz w tygodniu czterdziestominutowy program w „Superstacji”. Będzie tam zapraszać Janusza Palikota, Romana Giertycha, Michała Kamińskiego i prof. Niesiołowskiego.
Wstałem, w TVN24 występował Cyfrowy Szogun. Uważam, że nie powinien już chodzić do programów, gdzie razem z nim występuje jakiś przedstawiciel młodzieżówki PO. To już nie ta liga. A tak, mamy do czynienia z normalnym marnowaniem czasu. I to jest zła informacja.

3. Odpaliłem kosiarkę i pojechałem w park. Kosząc słyszałem dźwięczące mi w głowie ostatnie słowa z tekstu red. Dąbrowskiej o prof. Szczerskim: „W PiS mówią, że razem z Andrzejem Dudą, zwolnieni ze smyczy prezesa, będą budować w Dużym Pałacu zaplecze dla wyważonego elektoratu PiS, który oddycha z ulgą, gdy partia chowa Antoniego Macierewicza czy Krystynę Pawłowicz. Z pozycji prezydenckich trudno podejmować taką działalność, ale Krzysztof Szczerski mówi, że odkrył w sobie ostatnio nową pasję – koszenie trawy: –Wtedy rozmyślam o wszystkich problemach, które muszę wykosić, i osobach, które stoją na drodze do moich celów.
Tak, to prawda, zza kierownicy kosiarki dużo łatwiej zobaczyć rozwiązania. Chyba, że spadnie pasek klinowy. Wtedy z analiz strategicznych nici.

Pojechaliśmy z Bożeną do Niedźwiedzia, miejscowości, w której odbywają się zawody drwali. Również w rzeźbieniu piłą spalinową. Bożena chce kupić jakąś trzymetrową rzeźbę. Nie było pana od rzeźb. Prawie zapisałem do niego numer telefonu. Prawie.
Wycieczka miała sens, bo znalazłem dwa rozwiązania problemu ze skrzynią biegów w Suburbanie. Pierwszy – kuzyna mechanika Pawliszyna, który sprowadza klasyki ze Stanów i nauczył się naprawiać automaty, bo nie mógł znaleźć nikogo, kto by je odpowiednio naprawiał. Drugim rozwiązaniem jest Tahoe, które wypatrzyłem na przydrożnym szrocie. Z ponoć zdrową skrzynią.
W Mostkach koło burdelu koło kościoła otwarto pizzernię.
Na największym w Polsce BP zatankowałem V40. Znowu wszedłem do Carrefoura. I znowu nic ciekawego nie znalazłem. Mógłbym się już nauczyć.

Kosiłem jeszcze trochę, tym razem z drugiej strony domu. Liczba kamieni, które wylazły z ziemi na skutek działań panów kopaczy uniemożliwiła mi intelektualne wykaszanie problemów. I to jest zła informacja.

sobota, 6 czerwca 2015

5 czerwca 2015



1. Za dnia zieleni było jeszcze więcej. Zieleń zestawiona ze szkodami, jakie w zeszłym roku zrobili panowie kopacze nie nastrajała najlepiej. Co prawda w międzyczasie (znaczy w maju) panowie kopacze wpadli i posiali trawę, ale jej się nie wzeszło, gdyż było sucho.
Wyprowadziłem kosiarkę ze stołówki, która zaczęła pełnić ostatnio funkcję garażu. Radzi sobie z tym na tyle dobrze, że najchętniej wybył bym w niej dziurę na tyle dużą, by dało się wjechać czymś większym niż kosiarka. Kiedyś bym wybił, bo jak na razie przekracza to moje możliwości intelektualne.

Kosiarka jakoś odpaliła, dojechałem pod dom i zacząłem ją tuningować. Zrobiłem kółko, żeby sprawdzić czy tuning wyszedł. Wyszedł. Nie mogłem się zabrać za koszenie, bo święto. I to jest zła informacja, bo dzień w plecy.

2. Pojechaliśmy na cmentarz do Boryszyna. Nigdy wcześniej nie pieliłem grobu. W Lubrzy na stadionie był mecz. Nie wiem, jaki był wynik, bo nie wiem kto grał.
Znaczy już wiem, bo sprawdziłem. Zjednoczeni Lubrza przegrali z Medykiem Cibórz. Dwa do czterech. Do przerwy – dwa-dwa.

Na stronie klubu znalazłem taki smaczek: „Nietypowy przebieg miał wyjazd na mecz do Rzepina w 1971 r. Wygrana gości 1:2 spowodowała zamieszanie pomeczowe. Kibice gospodarzy powybijali szyby w autobusie, a piłkarz Stefan Banachowski trafił do szpitala. Strzelec dwóch bramek – B. Hetmanowski – oberwał kołkiem po głowie.

Wracając zagapiłem się na nie wiadomo co i nie skręciłem na Wilkowo. Jechaliśmy więc przez Świebodzin. Na starej dwójce poboczem spacerował bocian. Mając za nic przejeżdżające samochody.

Dojechaliśmy do największej w Polsce stacji BP. Poszedłem do Carrefoura i nic nie kupiłem, bo nic ciekawego nie było. No i z tego wszystkiego zapomniałem zatankować. I to jest zła informacja, bo będę musiał raz jeszcze podjechać na tę stację.

3. W Ołoboku zrobiliśmy zakupy w pisowskim sklepie. Na płocie wciąż wisiał Andrzej Duda. Podjechaliśmy do Niesulic, gdzie w Smażalni Ryb u Eli Bożena kupiła trzy kawałki pstrąga. Dobrego pstrąga. Polecamy Smażalnię Ryb u Eli. Co prawda nie wiem, jak smażą, bo wzięliśmy surowe i smażyliśmy w domu.

Platforma Obywatelska postanowiła zintensyfikować działania w Internecie. I to jest zła informacja, bo kiedy człowiek ma zbyt łatwo – traci czujność.


czwartek, 4 czerwca 2015

4 czerwca 2015


1. Rano przyszedł kurier i przyniósł maszt. I flagę. O dokładniej: Aluminium Fahnemast (Inklusive Deutschefahne). Ich muß sprawdzić, czy poza Polnische Fahne jest auch Deutschefahne.
Później przyszedł listonosz i przyniósł ruter, który kupowałem od zeszłego sierpnia.
Odwiozłem Bożenę seatem do pracy. Prawie 200 kilometrów i wskazówka, która spadła o 1/8 baku. Wskazówka oczywiście nie jest specjalnie miarodajna, ale już widać, że auto po mieście na zbiorniku zrobi ponad 1000 km. To i wielkość bagażnika robi z Toledo wymarzony samochód taksówkarza. Znaczy, wymarzonym raczej będzie skoda Rapid, ale jakiś ekscentryczny taksówkarz może się marzyć o Toledo. Hiszpańska precyzja, niemiecki temperament.

Odwiozłem seata do Seata. Przejąłem od redaktora Pertyńskiego BMW 640d i pojechaliśmy do Volvo. W Volvo zamieniłem parę słów ze Stanisławem, ale był za bardzo zakręcony na to, żeby prowadzić z nim rozmowy na temat inny niż impreza, którą organizował. I to jest zła informacja. Przejąłem od redaktora Pertyńskiego V40 D2 i się rozjechaliśmy.

2. „Gazeta Wyborcza” piórami dwóch krakowskich asów zajęła się Wojtkiem Kolarskim. Powstał demaskatorski tekst o tym, że Wojtek jest niedorajdą/szarą eminencją. Niepotrzebne skreślić.
Wojtek jest tak podejrzaną postacią, że aż Jan Rokita odmówił na jego temat komentarza. Czekam na to, aż jakiś dziennikarski mistrz zajmie się mną. Jest o tyle łatwiej, że nie mam trzech córek, więc powinno się udać nie pomylić ich imion.

Wpadłem na blogera Rybitzky'ego. Towarzyszył mi w spacerze do szewca. Szewc wziął ode mnie siedem dych. Jak żyć panie premierze. Poszliśmy do Beirutu narzekając, że nie ma słabych piw. W Beirucie kolega Krzysztof postanowił ewangelizować blogera Rybiyzky'ego i zaserwował mu Księżniczkę. Księżniczka, za którą osobiście nie przepadam to ponoć arcydzieło sztuki piwowarskiej. W każdym razie ma wielbicieli na całym świecie, którzy wpadając do Beirutu dziwią się, że można ją tu dostać. Do tego z beczki.

Wróciłem do domu i zacząłem obserwować efekty wtorkowej „Kropki nad I”. Redaktor Olejnik zmanipulowała wypowiedź Prezydenta Elekta, podrzuciła taką prezydentowi Biedroniowi, który złapał haczyk i poleciał. Najlepsze, że redaktor Olejnik prawdopodobnie nie zauważyła, że wypowiedź manipuluje. Za to, poprawiła sobie coś z ustami.
Trzymam kciuki za prezydenta Biedronia. I sugeruję, żeby dla własnego dobra omijał Warszawę i tutejsze telewizje. Czasem jednym niezbyt przemyślanym zdaniem zdaniem może zmarnować miesiące dobrej w Słupsku roboty. I to jest zła informacja.

3. Pakowanie auta zajęło mi dziwnie dużo czasu. Na koniec wstawiliśmy słoneczniki do wanny, żeby nie zeszły na balkonie. Ruszyliśmy przed jedenastą. Nie pamiętam, czy już to pisałem, ale Volvo swoimi samochodami wyleczyło mnie z hejtu na nie. Auta Volvo są w porządku. D2, czyli silnik, który teoretycznie nie powinien jechać potrafi rozpędzić V40 do prawie dwóch paczek. (To z wiatrem). Normalne autostradowe 140 osiąga może w niezbyt oszałamiającym tempie, ale da się wytrzymać.
Dojechaliśmy bezboleśnie przed drugą. Przez miesiąc, kiedy nas nie było wszystko zarosło. I to jest zła informacja.  

3 czerwca 2015



1. Rano była konferencja Citroëna. Na Stadionie Narodowym. Bożena porzuciła mnie pod bramą od strony rzeki, która od czasu, kiedy dyrektor Ołdakowski wziął mnie na łódkę jest dla mnie zupełnie inna niż wcześniej. Pan przy bramie kazał Stadion obejść by znaleźć główną recepcję. Jakoś nie mogłem mu uwierzyć, bo pamiętałem, że recepcja jest od strony Wisły. Ale obszedłem stadion. W koło, bo niepotrzebnie wysoko. I to była zła informacja, bo musiałem się cofnąć. A już się zaczynał upał.

2. Konferencja była o tym, że Citroëny potaniały. O dwadzieścia przeszło procent. I że teraz nie będzie rabatów, tylko ceny z cennika. Tylko niższe.
I nie chodzi o to, że jeżeli najtańszy w cenniku model kosztował x, to teraz będzie kosztował x-20%. Ten najtańszy to pewnie nie istnieje, bo nie ma lakieru, siedzeń i ma dziurę w miejscu radia. Sprawdzili jak wygląda najczęściej kupowana wersja, sprawdzili ile kosztuje, i obniżyli tę właśnie cenę.
Wystąpił też pan z Eurotaksu. Eurotax mi się źle kojarzy, więc go nie słuchałem.
Na koniec konferencji okazało się, że jeżeli pan z Eurotaksu będzie chciał kupić sobie citroëna, to dostanie rabat. Ergo – rabaty jednak dalej będą, więc cała konferencja– jak mawia pewien mój pracujący w państwowej instytucji kulturalnej kolega – psu w dupę. I to jest zła informacja.
Spotkałem kilku dawno nie widzianych znajomych. Zostałem podrzucony na plac Trzech Krzyży Passatem, którym jechałem do Krakowa zagłosować w drugiej turze.


Z placu Trzech Krzyży udałem się na Mokotowską, gdzie Mój Ulubiony Wydawca doglądał sesji fotograficznej dokonywanej na mistrzu krawieckim Ossolińskim.
Mistrz krawiecki Ossoliński zawsze mi się będzie kojarzył z sytuacją pierwszego mojego z nim spotkania. W Tel Avivie. Naprzeciw Beirutu. Rozmawialiśmy w większej grupie o marności sesji modowych w „Twoim Stylu”. No i zeszło na wnioski, że gusta psieją, że ludzie nie potrafią odróżniać rzeczy ładnych od brzydkich, że kiedyś to ci, którzy się nie znali, to się wstydzili, a dziś są dumni etc. No i wtedy mistrz krawiecki Ossoliński powiedział, że za to wszystko odpowiada telewizja. A zwłaszcza… tu zawiesił. I wtedy ja dopowiedziałem: Edward. No i wtedy mistrz krawiecki Ossoliński się ucieszył, że ktoś go rozumie. I tym kimś byłem ja.
Cóż, upłynął czas jakiś i mistrz krawiecki Ossoliński zaczął występować w telewizji u Edwarda. Ale mam nadzieje, że stara się tam robić coś pozytywistycznego. Nie tyle mam nadzieję, co wierzę. I profilaktycznie – nie oglądam.

Poszliśmy z Moim Ulubionym Wydawcą do „Pracowni Czasu”. Zapomniałem ich tam poprosić o komentarz do wyroku drugiej instancji w sprawie sprzedanego przez nich zegarka. I to jest zła informacja, bo nie powinienem o takich rzeczach zapominać.

3. Spędziłem bardzo przyjemne popołudnie w ogródku Krakeno-Beirutu. Niestety w Polsce nie ma zwyczaju sprzedawania naprawdę lekkich piw. I to jest zła informacja.

wtorek, 2 czerwca 2015

2 czerwca 2015


1. Wykazałem się wielką odpowiedzialnością i postanowiłem odnieść buty do szewca. Po pracach nad GQ została mi świadomość, że buty przynajmniej raz do roku powinny tam trafiać, bo inaczej człowiek może sobie zrobić krzywdę. No i nie wygląda najlepiej. Jak ten pan, co wpadł do Faster Doga parę miesięcy temu, w którym rozpoznaliśmy z Pawełkiem funkcjonariusza MSW.
Idąc do szewca na Hożą wpadłem do Beirutu, gdzie siedzieli kolega Krzysztof z kolegą Grzegorzem. Wpadłem, zacząłem pić kawę. Po chwili wpadł znajomy Krzysztofa, który sprowadza z Czech meble. Modernistyczne, secesyjne, czy jak je tam nazywać. Ważne, że ładne. Wynajął lokal na podwórku za Beiruto-Krakenem. I tam je chyba będzie prezentował.
Szewc podzeluje buty na środę. Może uda mi się nie zgubić kwitków, bo zawsze to robię i zawsze Szewc patrzy na mnie wilkiem. I to jest zła informacja.

2. Od szewca udałem się do Empiku, żeby kupić weekendowy Financial Times. Zrzutu ze strony nie oprawię sobie w ramki, papierową gazetę – owszem. Kupiłem też „W Sieci” redaktor Janecki nazwał mnie znanym dziennikarzem. A ja, jak ten krawiec z telawiwskiego pomnika nieznanego żołnierza nigdy nie byłem znany jako dziennikarz.
Wsiadłem w drugą linię metra i pojechałem na zachód. Mam wrażenie, że druga linia metra coraz mniej śmierdzi wilgocią. Ale może chodzić o to, że się przyzwyczaiłem.
Z metra poszedłem do Muzeum Powstania Warszawskiego, żeby odebrać laskę, którą Bożena zostawiła w sobotę u dyrektora Ołdakowskiego. Do laski dostałem bonus w postaci krawata. Z teflonu. Kusi mnie, żeby spróbować coś na tym krawacie usmażyć, ale to chyba głupi pomysł.
Wracając do domu nawiedziłem leżącego w szpitalu kolegę. Szpital przy Lindleya jest pełen śladów bywszej świetności. Mimo wszystko nie chciałbym w nim leżeć.
Poknuliśmy z kolegą chwilę i poszedłem do Krakena, gdzie umówiony byłem z moim ulubionym wydawcą i kolegą Grzegorzem.
Część bramy vis-à-vis blokowało MINI. Nie mógł z niej wyjechać chyba VW Transporter. Przyjechała straż miejska, ale nie w tej sprawie, tylko chyba w związku z dziwnym ogródkiem Tel Avivu. Namówiłem strażnika miejskiego, żeby na chwilę przyblokował ruch na Poznańskiej, żeby chyba VW Transporter mógł wyjechać pod prąd do Wilczej [metodą ministra Macierewicza].
Udało się. Strasznie byłem dumny z siebie. Zostawiłem kolegów i wróciłem do domu. Kiedy wróciłem, to się okazało, że zapomniałem o lasce Bożeny. I to była zła informacja, bo nie lubię zapominać i wracać.

3. Obejrzeliśmy odcinek „Gry o tron”. Są zombie. Karzeł zakolegował się z Deneris. Arya zaczęła robić coś konkretnego. Czyli dobrze. Złą informacją jest, że tyle trzeba było na to czekać.  

1 czerwca 2015


1. Niepotrzebnie wszedłem na Twitterze w dyskusję o zachowaniach przewodniczącego Czarneckiego. [o tym, w jaki sposób postanowił uczestniczyć w wilanowskiej imprezie]
Po głębokich przemyśleniach doszedłem do wniosku, że pan Przewodniczący wyraża swój szacunek do wyborców w taki sposób, że zawsze chce zaistnieć w mediach. Żeby ci wyborcy widząc go ciągle w telewizji pomyśleli – tak, to nasz człowiek. Wciąż na pierwszej linii. Nie tak, jak niektórzy, co stają w cieniu. Nasz poseł Przewodniczący ciągle pokazuje, że się nie oszczędza. Że jest. Aktywny. Reprezentuje nas w telewizorze. To trochę tak, jakbyśmy obok niego tam stali. W ważnym miejscu.
Wieś gminna niesie, że pan Przewodniczący, żeby zdążyć na niedzielny program redaktor Olejnik wcześnie zrezygnował z uczestnictwa w weselu syna. To się nazywa poświęcenie. [Jeżeli to oczywiście prawda].
No więc włączyłem się w dyskusję, bo nie jeszcze nie rozumiałem tej postawy. I to jest zła informacja, bo po doświadczeniu rozmowy z Januszem Korwin-Mikkem powinienem wiedzieć, że przynosi ta postawa efekty.

Obejrzałem „Kawę na ławę”. Nie było prof. Nałęcza, nie było posła Szejnfelda. Była za to jakaś pani minister z PSL w słabych butach i pan Czarzasty w miodowym swetrze.
„Loży prasowej” już nie zdzierżyłem, normalnie nie reaguję aż tak alergicznie na redaktora Passenta. Coś musi być w powietrzu, bo leje mi się z nosa mimo używania sterydu.

2. Na Torwarze odbyło się spotkanie z panem Petru. Gdybym nie był tal wycieńczony, to bym się na nie wybrał. Wydaje mi się, że poprzednio na Torwarze byłem na koncercie Iggy'ego Popa. Dawno temu. Tak dawno, że po Krakowskim Przedmieściu mogły jeszcze jeździć cywilne samochody.
Pan Petru zakłada partię. Przynajmniej tak mówi, bo mam dziwne wrażenie, że chodzi o coś zupełnie innego. Bo gdyby miał zamiar założyć partię, to by chyba sprawdził, czy nazwa nie jest zajęta.

Pojechałem na takie osiedle, które zawsze omijam dużym łukiem. Jadąc od Piaseczna po prawej stronie od Puławskiej za Ursynowem. Ulice idą tam w sposób, który mógłby sugerować, że dwuletni syn urbanisty dorwał się z kredką do projektu i tak zostało. Jest tam lokalny ośrodek kultury. Bardzo zagranicznie wyglądający. Do tego z wiatrakiem. Umówiony tam byłem z dyrektorem Zydlem. Tym razem obok niego nie było Prezydenta Obywatela Jóźwiaka. Był za to dyrektor Ołdakowski z 2/5 [jak rozumiem] rodziny. Prezentowana była książka wydana przez Muzeum Powstania. O architekturze. Bardzo ładna książka.

Postaliśmy chwilę, przywitaliśmy się z Maciem Morettim, i się rozeszliśmy na parking. Golf ojca dyrektora Zydla – bardzo porządny Golf – ma żółtą nalepkę. Znaczy, że jeśli PO wprowadzi prawo antysamochodowe, nie będzie się nim dało wjeżdżać do miasta. I to jest zła informacja.

Spotkaliśmy się z dyrektorem Zydlem w Krakenie. Myślałem, że coś poknujemy, ale wyszło na to, że dyrektor Zydel nie chce się za mną dzielić wiedzą, bo nie może.

3. Miałem jechać na zakupy do Lidla, ale był już zamknięty. I to jest zła informacja. Trafiłem do Tesco. Sprzedają tanią lawendę. W doniczkach.


Rację miał redaktor Pertyński mówiąc, że silnik 1,6 TDI założony do seata produkuje paliwo.

poniedziałek, 1 czerwca 2015

31 maja 2015


1. Wstałem i pojechałem oddać BMW. Robiłem to z taką niechęcią, że aż pomyliłem Płowiecką z Połczyńską. Jedyne co jakoś osłodziło mi gorycz rozstania – to możliwość spotkania z redaktorem Pertyńskim. Oddałem 640d, odebrałem seata Toledo 1,6 TDI. Redaktor Pertyński ostrzegał, że będę się czuł jakby ktoś ukradł mi z samochodu silnik. Przesadzał. Trochę. Samochód jedzie jak BMW w trybie ECO PRO. Czyli wciskasz gaz, samochód daje ci szanse na zmianę decyzji. Jeżeli nie rezygnujesz – powoli zaczyna się rozpędzać. Z naciskiem na powoli. Można się przyzwyczaić. Silnik za to – jak zauważył redaktor Pertyński – produkuje paliwo. Czyli potrafi w mieście spalić mniej niż pięć litrów.
Wróciłem do miasta, poszedłem po bułki i precle. Precle w stylu bawarskim. Krakowskie w Warszawie zwykle są gumowe.
Po śniadaniu udałem się do Faster Doga, by nie mieć już nigdy stresu wynikającego z braku odpowiedniej marynarki. Najpierw wysłuchałem historii o gównie. Otóż cała kamienica jest pusta. Cała, poza frontem, który jest uwłaszczony. Więc dwie oficyny stoją puste, a że świat nie znosi próżni – puste mieszkania zaczęły być wypełniane przez tzw. bezdomnych, którzy zaczęli sukcesywnie puste mieszkania dezintegrować. A w przerwach chodzić do śmietnika – przepraszam za wyrażenie – srać. Srali na tyle długo, że (nie bez udziału pani cieć) gówna wypłynęły. Zalały podwórko, śmierdząc niemożebnie. Co zdecydowanie utrudniło życie Patrycji i Pawełkowi. Słabo się przecież sprzedaje ubrania w zapachu ekskrementów.
Pawełek się awanturował. Chwilę zajęło aż wyawanturował umycie podwórka. No i wciąż nie ma dobrze. Powinni się gdzieś przenieść, bo pusty budynek pachnie sprzedażą deweloperowi i remontem. Więc pewnie i tak zostaną wyrzuceni. I to będzie zła informacja.

Miasto mogłoby coś zrobić, żeby znaleźli w okolicy jakieś miejsce, bo są bardziej zasłużeni dla polskiej kultury niż niejedna galeria. Tyle gwiazd estrady ubrali. I kina. I telewizji.

2. Wystąpiłem z nazwiska w „Financial Times”. Niestety nie jako wpływowy polski bloger. I to jest zła informacja. Bo wpływowym polskim blogerem światowej sławy już raczej nie zostanę.

3. Zawieźliśmy SVX-a mojemu bratu do domu. Później nawiedziliśmy dyrektora Ołdakowskiego, który na naszą cześć zrobił (z pomocą uroczej córki) potrawę. Potrawy nie mogliśmy zjeść, bo musieliśmy wracać do Warszawy. I to jest zła informacja, bo potrawa zapowiadała się dobrze.

Wieczorem w Krakenie spotkaliśmy się z redaktorem Pereirą i intelektualistą Wildsteinem. Dowiedzieliśmy się, że po ukraińsku żółwik to черепашка. Logicznie.
Później przyszli kolega Grzegorz z Magdą. Znaczy Magda z kolegą Grzegorzem. Przez ostatnie zajęcia bardzo się dawno z kolegą Grzegorzem nie widziałem. I to jest zła informacja.
Bo z kolegą Grzegorzem dobrze się czasem spotkać.  

niedziela, 31 maja 2015

30 maja 2015


1. Ten dzień, kiedy dociera do ciebie, że właśnie się wystawiasz na strzał Męskich Blogerek Modowych. Pamiętny rad dyrektora Ołdakowskiego z pomocą Bożeny jakoś się ubrałem. Pojechałem najpierw po Cyfrowego Szoguna, później po Tęgi Łeb do Miasteczka Wilanów. Cyfrowego Szoguna zafascynowało, że w szpitalu Madicoveru ostry dyżur nazywany jest „Emergency”.
640d nie zrobiło specjalnego wrażenia na Tęgim Łbie, powiedział, że sąsiad ma taki sam i narzeka, że mu dużo pali. Sąsiad najwyraźniej nie ma diesla. Pojechaliśmy do właściwego Wilanowa. Próbowałem wbić się na teren za plecach jakiejś kolumny samochodów – metodą na mjr. Karabanowa. Nie udało się. Na bramce zatrzymał nas BOR-owiec. Niezbyt może zgrabnie ale jakoś udało mi się wycofać. Porzuciłem auto w niezbyt może odpowiednim miejscu, wygramoliliśmy się ze środka i wbiliśmy się na imprezę. Obmacujący mnie BOR-owiec zapytał mnie o scyzoryk. Nie wziąłem, bo się niestety zaczął rozpadać. Jeżeli Służba Kontrwywiadu Wojskowego jest podobnej do brendowanych przez nią gadżetów jakości, to nie jest dobra informacja.

2. Pan sędzia Hermeliński miał niesamowite przemówienie. Niby taki sobie mówca, ale to jeszcze wzmacniało treść. Mowę Prezydenta Elekta prawie przerwał operator (mówią, że Publicznej), który wydarł się na na jakiegoś fotografa. Ludzie powinni panować jednak nad nerwami.
Odpaliłem Periscope. Wygląda na to, że będę się często posługiwał tą aplikacją.
Po imprezie knułem przez chwilę w różnym towarzystwie. Urodził mi się zresztą pewien pomysł, który – jeśli wypali – dostarczy bliźnim wiele radości. Na razie dostarcza mnie.
Zupełnie przypadkiem wpadłem na rodziców kolegi z podstawówki. I było to bardzo miłe spotkanie.

Tu mam informację, którą tabloidy by pewnie wrzuciły na swoje pierwsze strony, gdyby ją wcześniej znały – córka Prezydenta Elekta zgubiła w Wilanowie kamień z pierścionka. I to jest zła informacja, bo pierścionek bez kamyka (chyba nawet trzech) to nie to samo, co pierścionek z.

Po imprezie razem z Cyfrowym Szogunem i jeszcze jednym kolegą z Podlasia, odwieźliśmy Tęgi Łeb do Miasteczka i wróciliśmy do centrum. Znaczy czterech panów w garniturach mieści się w szóstce.

3. Spotkałem się z moim osobistym doktorem, który wypisał mi recepty na moje sercowe leki. Niech Bóg błogosławi szpital św. Rafała, bez wizyty w którym pewnie bym sobie nadciśnienia nie zdiagnozował i pewnie bym tych ostatnich miesięcy nie przeżył.
Przy okazji odzyskałem telewizor, bo kolega, któremu telewizor pożyczyłem właśnie się zaczął przeprowadzać. Pustka po samsungu 4K została jakoś wypełniona.

Wieczorem wpadliśmy z Bożeną do Krakena. Ale tylko na chwilę. Gdzieś zniknął kolega Krzystof. I to jest zła informacja.  

sobota, 30 maja 2015

29 maja 2015


1. Pierwszy (od dawna) raczej spokojny dzień. Obudziło mnie o jakiejś niechrześcijańskiej siódmej rano. A może nawet szóstej. Czyli po czterech godzinach snu. Poszedłem do „Perełki”. Kupiłem kiszone ogórki. Jednak gorsze niż te z Lidla.
Później poszedłem po bułki. Ale zanim bułki kupiłem miałem 40-minutową rozmowę o przyszłości Polski. Będzie dobrze, ale trzeba uważać.
Zjedliśmy śniadanie, Bożena pojechała do pracy, ja prowadziłem prowadziłem politykę informacyjną. Później miałem tajne spotkanie w prywatnych sprawach. Później znowu prowadziłem politykę informacyjną.
Prowadzenie polityki informacyjnej nie jest łatwe. Przeprowadziłem w życiu parę wywiadów i teraz słysząc, co mówię zastanawiam się jaki rozmówca będzie miał z moich słów pożytek. I kiedy czuję, że marny, jeszcze bardziej mnie to deprymuje. Więc gadam jeszcze gorzej. I to jest zła informacja.

2. Poszedłem się spotkać z kolegą, który powoli się staje coraz jaśniejszą gwiazdą warszawskiej polityki. Spotkaliśmy się pod Forum (jakkolwiek się teraz nazywa) i spacerkiem przeszliśmy na Nowy Świat. Na Nowym Świecie ja kupiłem nowego Eco dla Bożeny, on jakąś inną książkę i się rozstaliśmy. On poszedł udzielać wywiadu wPolityce, ja – do metra.
W metrze jeszcze nie było wody. Ale wciąż działał telefon. Na drugiej linii. Bo na pierwszej – nie.
Dojechałem do Woronicza i przesiadłem się na do tramwaju. W metrze strasznie dużo dziwnych typów ludzkich. Łącznie z karłem. Ciekawe jak zmieniło się jego życie od czasu, kiedy wszyscy poznali Tyriona Lannistera.
Odebrałem BMW 640d. Dzięki uprzejmości redaktora Pertyńskiego, który podzielił się ze mną swoim czasem. Mógłbym to auto mieć. Naprawdę. Mimo iż kosztuje pół miliona złotych.
Jadąc Puławską odebrałem z naprawy zepsutego macbooka. Teoretycznie, w ramach akcji serwisowej Apple wymieniło w nim kartę graficzną, ale znów przestała działać. Naprawa kosztowałaby tyle co nowy [nie tyle nowy, co taki sam]. Więc naprawiać go nie będę. I to jest zła informacja, bo jakoś byłem do niego przywiązany.

3. Pojechałem do Portu Czerniakowskiego, żeby się spotkać z dyrektorem Ołdakowskim, który czas temu kupił sobie łódkę. Łódka piękna. Dyrektor Ołdakowski ze sterem wygląda okazale. Przy wyjściu z portu stoi pomnik saperów. Stoi i się degeneruje. Pływanie po Wiśle jest nieco perwersyjne, ale nie potrafię zdiagnozować dlaczego. Było bardzo miło. Niestety przez korki nie zdążyłem do Faster Doga, gdzie chciałem sobie kupić marynarkę na wilanowską uroczystkość. I to jest zła wiadomość, bo następny pretekst do tego, żeby coś kupić będzie dopiero przed szóstym sierpnia.


piątek, 29 maja 2015

28 maja 2015


1. Bożena nauczyła się jeździć SVX-em. Więc nie musiałem jej odwozić. Próbuję się przyzwyczaić do pokampanijnej rzeczywistości, ale jest to trudne. I to zła informacja.

Sędzia, który miał w sobie coś z Chlebowskiego zdecydował o powrocie do polityki ministra Nowaka. Warunkiem jest chyba, żeby wpisywał do oświadczeń wszystko, co powinien wpisać.
Minister Nowak jako twarz kampanii Platformy Obywatelskiej? Czemu nie.
Ciekawe, czy liczba memów z Pendolino przekroczy setkę.

Poszła plotka, że PO wybory chce zrobić jak najszybciej. I to jest zła informacja, bo parę osób nie zdążyło się jeszcze porządnie wyspać.

2. Trafiłem do Krakena, gdzie nawiedził mnie kolega Szczepański. Przyniósł mi album o Porsche. Marka znam prawie 15 lat. Zastąpił mnie w krakowskim „Przekroju”. Później z „Przekrojem” trafił do Warszawy. I chyba pracował tam do końca.
Co jakiś czas słyszę plotki, że coś się z „Przekrojem” dzieje. Że ktoś, coś robi. Ale szybko się okazuje, że nic z tych plotek nie wynika. Muszę kiedyś odkopać zaczęty przed laty tekst o historii tygodnika. I skończyć. Zatrzymałem się na początku lat 70. I to jest zła informacja.
Właśnie mi się przypomniał Hajdarowicz, jego opowieści o tym, co z „Przekroju” będzie i to, co z jego planów wyszło. Ta beznadziejna aplikacja. Polityka kadrowa. Niesamowite w jaki sposób taki antytalent dorobił się pieniędzy.

3. Dotarł do nas redaktor Łomanowski, z którym przy chyba beczce piwa rozważaliśmy problemy zza naszej wschodniej granicy. Znaczy red. Łomanowski mówił, ja słuchałem. Później przyszła Bożena. Też słuchała. Bardzo było interesująco. Choć beczka (malutka i niepełna) piwa na dwóch to już zbyt wiele. I to jest zła informacja.  

czwartek, 28 maja 2015

27 maja 2015





1. Poszedłem do apteki, bo i się skończył sterydy do nosa. No i to że się skończył to była zła informacja, bo nim zauważyłem, że się skończył wydawało mi się, że go używam mimo iż go nie używałem i nie używając zrobiłem sobie drobne ku ku.

2. W aptece kupiłem steryd. Użyłem i od razu mi się zrobiło na tyle dobrze, że poszedłem do Faster Doga. Na miejscu się okazało, że się skończył świat. Znaczy, że zwycięstwo kandydat Dudy sprowadzi na okolicę wiele nieszczęść, bo kandydat Duda jest w jednej partii z ministrem Macierewiczem. Argumentu na takie dictum nie udało mi się znaleźć, więc wyszedłem.
Wpadłem do nowych sąsiadów na herbatkę. Tam poległym próbując obywatelowi Zjednoczonego Królestwa tłumaczyć sens pisania ustawy lustracyjnej. I to jest zła informacja.

Pojechałem na Nowogrodzka, gdzie odbywały się przygotowania do nie wiem czego. Zamieniłem dwa słowa z nie byle kim. I pojechałem oddać BMW.

3. Ze skrzynią manualną BMW to mam tak, że ciągle zamiast jedynki wkładam wsteczny. Co jest o tyle ciekawe, że i mój brat i Bożena miała problem z właśnie tym wstecznym.
Oddawanie BMW to samo z siebie zła informacja, ale oddawania M135i to informacja jeszcze gorsza.
Z Wołoskiej wieziono mnie przez dobrą godzinę na Wiejską. Korki były takie, że ho, ho. Na Wiejskiej wsiadłem w subaru mojego brata i pojechałem na Nowogrodzką. Tam się [po jakimś czasie nagle okazało, że blokuję wyjazd ministra Macierewicza, który z dużym zainteresowaniem podszedł do subaru mojego brata. Pomyślałem sobie, że gdyby Pawełek poznał osobiście ministra Macierewicza, to by może zmienił zdanie. Ale szybko do mnie dotarło, że by nie zmieni, bo ma je ugruntowane. I to jest zła informacja.
Prezydent Elekt rzucił był pisowską legitymacją. Krakowskiemu PiS-owi w końcu udało się go pozbyć. Chwilę to zajęło.